Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Zniknął. Tylko kilka dni go nie było i nie powinno to nikogo zdziwić. Już tak miał, po prostu zniknął z dnia na dzień, aby za kilka się pojawić jakby nigdy nic. Tym razem był to dzień powrotu do szkoły. Nie wiedział tak do końca dlaczego jechał pociągiem, bo ani nie mieszkał w zamku, ani nic. Tak chyba, żeby się przejechać. No dobra, wpaść przypadkiem na Felę. Jednak na razie tkwił w przedziale dając czas sobie albo jej. Albo im obojgu. Domyślał się, że nowe obowiązki zajmą jej trochę czasu i nie chciał tak od razu jej przeszkadzać. Zresztą znów zniknął tak bez słowa, a przecież miał więcej tego nie robić. Ale taka już jego natura, więc teraz siedział w pociągu i wyczekiwał najlepszej chwili, aby opuścić przedział. Widział zresztą co działo się na korytarzu i nie chciał, się teraz przeciskać między tymi wszystkimi uczniami. Wolał aż spokojnie posadzą swoje tyłki w przedziałach. Widać jeszcze nie ten czas, bo póki co przeciskali się z kuframi we wszystkie strony, a jemu już się nie chciało na to patrzeć. Dobrze, że sam nie miał żadnego bagażu, bo wyglądałby jak oni. Odwrócił głowę stronę okna i tak czekał… Merlin jeden wie na co.
Po dość nieprzyjemnym starciu z Sharkerem i dziwnym spotkaniu z Leonardem szła wąskim korytarzem zaglądając to tu, to tam, co by tylko wszyscy mogli spokojnie jechać. Tak naprawdę nie chciała, żeby ktoś się z kimś bił, albo ktoś komuś jedzenie żałował, więc rozdzielała wszystkich jak mogła, a niektórych to nawet poprzesiadała wiedząc, że teraz zostanie najgorszym prefektem na świecie. Nie przejmując się jednak tym zbytnio spacerowała dalej zaglądając z nadzieją przez szyby drzwi do przedziałów, że spotka tam Willisa, Nastasję, Snowa czy kogokolwiek innego, np. Slima. Idąc nieco szybszym krokiem nabrała tempa, gdy zatrzymała się przed ostatnim z przedziałów i zobaczyła tam nikogo innego, jak właśnie jedno z poszukiwanych. Pchnęła drzwi pewną ręką i wsunęła się do środka siadając obok niego jakby nigdy nic i opierając głowę o Slimowe ramię. - Boże, nienawidzę Sharkera. Leonardo jest dziwny... Innych nie ma. Pierwszaków jest cała masa. Drugoklasiści kłócą się o jedzenie. Nie wiem, jest tu taki bałagan. Nie chcę. - I przytuliła się mocniej do Symesa, bo właśnie tego potrzebowała. Bez względu na to co się stało i to że go nie było gdy się rano obudziła, nie chciała w żadne sposób niszczyć ich relacji. Może dzięki temu, że przeskoczyła to wszystko i teraz patrzyła na niego co nieco inaczej on jednak nie będzie chciał jej zostawić? Oby nie.
Widok za oknem musiał być cudowny skoro Slim nie ogarnął momentu w którym Fela weszła do środka. A przecież przesuwane drzwi nigdy nie należy do tych najcichszych , tak teraz zarejestrował obecność kogoś jeszcze dopiero w momencie kiedy Puchonka wtuliła się w jego ramię. I musiał teraz przyznać przed samym sobą, że tego mu w tym całym znikaniu najbardziej zawsze brakowało. Feli. Przyjaciółki, która była kimś więcej niż siostra. Bo zawsze jak tak bez słowa znikał to o nią się martwił najbardziej. No fakt teraz było inaczej, ale znikanie bez słowa zawsze pozostanie znikaniem bez słowa. Przyjął więc jej narzekanie za coś dobrego, bo gdyby miała żal jakiś albo coś podobnego, nie przyszłaby teraz z takim słowami. Pogłaskał ją po słowach i pocałował w czubek głowy jak tylko pierwsze słowa opuściły jej usta. - Nie przejmuj się nimi. Ani Sharkerem, ani Leonardem kimkolwiek on jest. Schowam Cię w tym przedziale, chcesz? Zero problemów. Możemy zagrać w Durnia albo posiedzieć i pomilczeć albo cokolwiek innego zrobić - zaczął wyliczać rzeczy które mogą zrobić. Wszystko będzie lepsze od tłumaczeń. Nie był pewien czy ich chciała, potrzebowała albo coś. Zawsze mogła zapytać, to nie tak, że chciał ją oszukać albo zrobić krzywdę. Po prostu się stało, ale nie chciał, aby to rzuciło cień na ich relacje. Dlatego teraz czekał. Wolał poczekać na pytanie, którego tak bardzo nie chciał słyszeć. Ale jedno było pewne. Nie chciał jej zostawić. Bo czy gdyby chciał jechałby teraz pociągiem? Mógł się teleportować pod szkołę dopiero na pierwsze zajęcia, ale siedział w przedziale. I z nikłym uśmiechem słuchał narzekania na obowiązki.
Przez moment, gdy całował ją w czoło wyobraziła sobie, że znów powinna mu zadać pytanie, czemu nie trafia w usta, a potem jakoś by poszło. Ale nie zrobiła tego. Zbyt kłopotała się w tym, co tak bardzo utrudniało jej życie i wolała milczeć niżeli pozwolić sobie na upust emocji i nieprzyjemnych pytań. Dlatego wolała po prostu siedzieć do niego przytulona niż coś więcej. W każdym razie nie wiedziała czemu tak bardzo nie spodobało się jej prefekciarskie towarzystwo. Nie rozwiązując jednak tego problemu zamknęła oczy wzdychając. - Hmmm. W durnia grałam, siedzieć siedzimy, milczeć nie milczymy. Poproszę o rozwinięcie opcji COKOLWIEK INNEGO. - Uśmiechnęła się, dla odmiany to ona teraz podniosła głowę do góry, by pocałować go w policzek i objąć go ściślej. - Nie wiem czy to był po prostu dobry pomysł. Brzmi fajnie, bo lubię się angażować, to trochę gryffońskie, ale... No kurczę. Nie wiem co o tym myśleć, bo niby spoko, a niby wcale nie. Nie wiem dlaczego Sharker nie chce zajmować się pierwszorocznymi, ani dlaczego wszyscy są tacy chamscy. To złe. Prefekci nie powinni być źli tylko uczynni. Tak? Ja myślałam, że to uszlachetnia, a nie łaskocze ego. - Myliła się, jak do wielu innych spraw, o tym jednak na razie nie mówiła. - Dziękuję, że tu jesteś i że nie było Cię rano. Potrzebowałam pomyśleć. Nie wiem czy to coś dało. Potrzebujemy o tym porozmawiać czy przejdziemy do porządku dziennego? - Spytała cicho dla odmiany ściskając slimową dłoń.
Znów siedział głaszcząc ją po głowie i całując w czoło, a nie usta. Bo w sumie teraz nie wiedział co i jak. Bo wyszedł zanim ona się obudziła i od tamtej pory się z nią nie widział. Ale czy zawsze musiał mieć odpowiedzi na wszystkie pytania? Może tak było lepiej. Żeby wszystko samo się jakoś rozwiązało. Pozwolić temu znaleźć właściwy tor i więcej nie wracać do tego? Ale Slim tego nie wiedział. Jak wielu innych rzeczy. - Zawsze możemy popatrzeć za okno albo… sama wiesz, że to nie moja domena szukania rozrywek w małych zamkniętych przestrzeniach - powiedział tym razem szerzej się uśmiechając czując jak całuje go w policzek i jest jeszcze bliżej niż była przed chwilą. I kiedy zadarła tak głowę w górę to nie mógł się powstrzymać i musiał jej skraść choć jeden pocałunek. Szybki, w przelocie, ale zawsze. - To spoko czy nie spoko? Początek roku szkolnego… To dlatego. Wszyscy jeszcze żyją wakacjami i nikomu nic się nie chce. Sam najchętniej jeszcze leżałbym na jakiejś plaży i wygrzewał kości. Albo robił inne rzeczy które nie są związane z powrotem do Hogwartu. Kto wszyscy? No nie mów już tak i się nie nakręcaj negatywnie. Może nie są tacy źli… - Slim nigdy nie przykładał wagi do tego kto jest prefektem. Fela nim była, a oprócz niej? Na pewno osoby które wymienia i jeszcze ktoś, bo przecież mówiła, że nie ma wszystkich. Może lepiej, żeby rozważyła jego propozycję schowania się w tym przedziale? Nawet gdyby i tysiąc razy powtórzył w myślach, że nie chce usłyszeć tego pytania to ono i tak by padło. Może sam je na siebie ściągnął? No nie wiedział tego, ale teraz nie było się nad tym co zastanawiać. Zamiast szukać słów, których i tak by nie znalazł, aby wszystko przekazać w taki sposób, aby było to jasne i rozumiane po prostu ją pocałował. Ale nie znów jak na początku w czoło. Tylko tym razem od razu znalazł jej usta i to na nich złożył pocałunek. I choć nie było to odpowiedzią na żadne z zadanych pytań to jednak było wymowniejsze niż wszystkie zdania jakie tylko kotłowały się w slimowej głowie.
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Peron dziewięć i trzy czwarte. Zapach gęstego dymu niosącego się w spokojnym ruchu powietrza. Dziesiątki ludzi przechodzących przez magiczne przejście albo korzystających z teleportacji. Zbyt dużo ekscytacji. Przez chwilę miał wrażenie, że nadmiar emocji przesiąknie przez ubranie i przybierze jego formę. Chyba tylko on nie był szczególnie zadowolony z powrotu do Hogwartu. Generalnie cieszyłby się, w końcu za niespełna dwanaście miesięcy miał zdawać OWuTeMy, ale nawet wizja zakończenia podstawowej edukacji do niczego nie zachęcała. Jedyne zmartwienie Emmeta krążyło wokół ostatniej pełni. Wciąż odczuwał jej skutki. Może powinien poradzić się kogoś w Św. Mungu? Albo pójść do pielęgniarki, kiedy tylko dotrze do szkoły. W każdym razie, na pewno nie zamierzał brać udziału w powitalnej uczcie. Potrzebował odrobiny spokoju. Nic więcej. Poprawił plecak, pewniej chwycił niezbyt dużą walizkę i ruszył do najbliższego wagonu, byle tylko uniknąć zbędnego przeciskania się przez tłum. Korytarze raczej nie powinny być oblegane, a nawet jeśli, to z doświadczenia wiedział, że większość będzie ustępowała miejsca. Taki urok podróży pociągiem. Nikt nie sprawiał problemów, wszystko przebiegało spokojnie. Co prawda nie natknął się jeszcze na żadną znajomą twarz, lecz z całą pewnością ktoś postanowi sprawdzić listę albo cokolwiek. Z resztą, jakie to miało znaczenie. Raptem kilka godzin siedzenia z różnymi ludźmi. No, może kilka mniej lub bardziej ciekawych pogawędek. Co za różnica. Przeszedł cały korytarz, zwalniając kroku jedynie, by odnaleźć swoje nazwisko na tabliczce. W końcu je znalazł. Przedział jedenasty. Ktoś był w środku i jednie przez kilka - zdecydowanie za krótkich - sekund trzymał rękę na klamce, by przesunąć drzwi. Samo wnętrze się nie zmieniło, ale widzenie dość intymnej chwili między dwójką uczniów już tak. W pewnym sensie podziwiał ich za taką otwartość i jawne okazywanie emocji, ale to, że Emmet nie był do tego szczególnie zdolny, nic szczególnie znaczyło. Wszak każdy robił dokładnie to, na co miał ochotę. Jemu nic do tego. - Nie przeszkadzajcie sobie. - Wymamrotał, przechodząc obok. Zdecydowanie zniszczył im tę chwilę. W każdym razie nie zrobił tego umyślnie. Taktownie dał znać, że mieli obserwatora niezbyt zainteresowanego otoczeniem. Jedynie kiwnął głową, wrzucając walizkę do góry. Zdjąwszy plecak, usiadł, kładąc go na kolanach. Zabrał ze sobą jakąś książkę z domowej półki - Boris. Tytuł niekoniecznie porywający, jednak coś w treści było. Prosta, pozwalająca zająć się na chwilę światem stworzonym przez kogoś innego. Żadnych trosk i smoki. Ze smokami kojarzył jedną dziewczynę. Musiał koniecznie spytać ją o opinię. Może w swej pasji trafiła na tę powieść. Jeśli nie, będzie miał ją czym zaskoczyć. Przetarł policzki świadom worków pod oczami. Nie spał najlepiej. Tutaj zapewne nie zmruży oka, choć nic nie stało na przeszkodzie. Wystarczyło oprzeć się o chłodne szkło, przymknąć powieki i otworzyć książkę. Pierwsze zdania musiał przeczytać cztery razy, zanim dotarło do niego ich znaczenie, później było trochę łatwiej. Jednak nadal przyjmował wszystko z małym opóźnieniem. Może solidna dawka eliksiru pieprzowego postawiłaby go na nogi?
Tego się kompletnie nie spodziewała. Znaczy nie że pociągu. Jasnym przecież było, że będzie. Bardziej chodziło o to, że nie spodziewała się tego, że będą mieli konkretnie wyznaczone miejsca. Kiedy się zorientowała? Zaraz po tym jak wsiadała do pociągu. Już przy pierwszym przedziale dostrzegła tabliczkę z nazwiskami. Przeczytała je i ruszyła dalej mijając kolejne przedziały zrozumiała, że zostali posadzeniu zupełnie przypadkowo i poczuła jak w jej sercu rośnie panika. Miała nadzieję tylko, że chociaż w jej przedziale znajdzie się ktoś, kogo będzie znała. Nie wyobrażała sobie podróży z kilkoma zupełnie obcymi osobami, które kompletnie nie mają pojęcia kim on jest. A odezwać się w tym przedziale? To było niczym mission imposible dla Nastki. Z drugiej jednak strony nie wiedziała z kim mogłaby siedzieć. Z Filipem? Nadal nie porozmawiali od ich ostatniego spotkania na plaży z pewnością ich spotkanie sprawiłoby że cały przedział wypełniłby się niezręcznością. Snowa nie widziała, musiał wcześniej opuścić ich wakacyjną sielankę. W końcu dotarła do swojego przedziału i spełniły się jej najgorsze oczekiwania. Uznała, że ruszy dalej szukając kogoś znajomego. Szła korytarzem w głąb pociągu i powoli zaczynała się przerażać dochodząc do wniosku, że nie może znaleźć żadnego znajomego. Cóż, chyba przeczeka tą podróż na korytarzu, tutaj nie będzie musiała z nikim rozmawiać. Miała jednak farta. Ostatni przedział zajmowały znajome jej twarze. Chociaż przy Emmecie nie do końca potrafiła się wysławiać. Na szczęście byla tu Felka, a przy niej odwaga Nastki rosła i to znacznie. Rosjanka rozchyliła więc drzwi i zrobiła krok by wejść do przedziału. Zastygła tak jednak w pół kroku. Zamrugała kilka razy by odrzucić uczucie jakiejś niezręcznej ciszy. Coś się tu stało? A może po prostu jej się tak wydawało. Zerknęła na Felkę błękitnymi oczętami. -M..-zaczęła, jednak nie wypowiedziała tego zdania swobodnie, tylko zająknęła się. To znów sprawiło, że na jej policzkach pojawił się kolor czerwony. Sama zaś zainteresowana uniosła dłoń i założyła kilka kosmyków za ucho. - Mmogę? Zakończyła kulawo i żałośnie. Nie wiedziała jak Felka dawała z nią radę. Niby wydawało się, że Nastka zrobiła kilka kroków w przód z kontaktami z płcią przeciwną, by potem obserwować jak prawie nie ruszyła z miejsca. Zanim jednak ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, zerknęła powoli na każdego osobnika w przedziale, po czym po prostu wrzuciła swoje torby na swoje miejsce i ruszyła do wyjścia z przedziału. -Vozdushnyy* -wymruczała do siebie w swoim ojczystym języku po czym wypadła z przedziału, przeszła kawałek i dopadła do okna, które otworzyła i pozwoliła by wiatr owiewał jej twarz. Tak, tego jej było potrzeba. Delektowała się chwilą i nawet nie spodziewała się, że z przedziału ktoś może wyjść i podążyć jej śladem. /
*powietrza /zt dla Nastki i Emiego, bo on za nią polazł
Nie spodziewała się niczego, co za chwilę miało mieć miejsce. Właściwie siedziała tutaj wsparta o ramię przyjaciela i liczyła na to, że po prostu wszystko zniknie. Przecież ona też musiała wrócić do przedziału prefektów, przebrać się w mundurek i zrobić coś z włosami. Irytował ją ten brak organizacji w samej sobie, który ją teraz ogarnął. Przecież zwykle taka nie była. Jeszcze przez chwilę przytulona do niego myślała o tym, co dobre, a co złe, a co jeszcze gorsze w tym nowym, studenckim życiu, aż nagle zadała dość istotne dla nich obojga pytanie, a to się skończyło... Pocałunkiem. Odwzajemniła gest przykładając dłoń do szyi Slima, a zaraz potem usłyszała rozsuwające się drzwi do przedziału i do środka wpadł Emmet, którego zaledwie kojarzyła bo nigdy nie mieli okazji się poznać i porozmawiać. Zwykle bariera znajomych, innych ludzi. No cóż, nieważne. Felicie i tak była teraz zajęta chowaniem zaróżowionych policzków i przeniosła ten kolor na końcówki włosów i podświadomie odnalazła Symesa dłoń splatając z nią palce: - Ależ nie przeszkadzasz. Pamiętasz mnie? Jestem Felicie, a to jest Slim. Slim to jest Emmet. - Przedstawiła sobie facetów, a następnie przeniosła wzrok na drzwi od przedziału, które ponownie się otworzyły i do środka wpadła... Nastasja. A może stała już tam wcześniej? Mimo wszystko Puchonka uśmiechała się teraz słabo do przyjaciółki niedokładnie wiedząc, co powinna ze sobą począć. Nim jednak doszła do jakiegoś konkretnego rozwiązania to Wodnicov jakby odczytując Felkowe instrukcje płynące z zakłopotanego spojrzenia, po prostu zgarnęła Emmeta i wyszli. Joyner odetchnęła z ulgą i popatrzyła na Gryffona z żywym zainteresowaniem. - Myślisz, że możesz mnie tak po prostu teraz całować, a rano sobie wychodzić? Tak? Dobrze, rozumiem. Więc jak jest o jest... - A nim skończyła pociąg zahamował gwałtownie, a Fela poleciała gwałtownie z fotela na podłogę, a nim zakryła głowę dłońmi to spadł na nią czyjś kufer, co spowodowało utratę przytomności. Chyba to nie był jej najlepszy dzień.
To pytanie którego Slim tak bardzo się obawiał. Bo nie wiedział co miałby powiedzieć. Jak powiedzieć. Ani czy w ogóle cokolwiek mówić. Czasem gesty były prostsze i teraz to nimi przemawiał. Nie odepchnęła go, a to też było ważne. Bo mogła. W końcu nie tak dawno zostawił ją samą bez słowa wyjaśnienia. Nie miałby więc jej tego za złe. Właśnie chciał złapać ją za rękę, ale do przedziału ktoś wszedł. W tej chwili jego mina mówiła wszystko, ale mimo wszystko starał się uśmiechnąć, co nie wyszło mu najlepiej. Krzywo, no ale starał się. - No hej - powiedział do Emmeta i Nastki, która wpadła tuż za nim. Slim nie był tyle zakłopotany, co zły na to, że ktoś im przeszkodził w tak miłej chwili. Miał powiedzieć coś jeszcze, a raczej powtórzyć za Felicie, że ’przecież nie przeszkadza’, ale już wychodzili. I dobrze. Wybrali jedną z najlepszych możliwych opcji, a on mógł dalej zająć się Felą. Najchętniej zaraz wróciłby do tego co im przerwano, ale… Słuchał teraz co mówiła i aż krzyczeć mu się chciało, że to wszystko nie tak. Że owszem wyszedł, ale teraz nigdzie się nie wybierał. Ale nie chciał jej przerywać, a później pociąg zahamował… I nim Slim zdążył zareagować kufer już spadł na Felę. Zaraz znalazł się na podłodze obok niej i zaczął ją cucić. Cokolwiek by to nie znaczyło starał się to zrobić jak najlepiej potrafił. Mamrotał coś pod nosem, ale to było mało istotne, najważniejsze teraz było, ale otworzyła oczy, bo miał jej przecież powiedzieć tyle ważnych rzeczy. No dobra. Jedną, ale za to ważną. A nie chciał tego mówić kiedy była nieprzytomna, bo to by się wcale nie liczyło. - Fela? No Fela… Otwórz oczy, już dobrze, prawda? - siedział na podłodze i ułożył jej głowę na swoich kolanach. Ogarnął włosy z twarzy i teraz gładził ją uspokajająco po policzku. Nawet nie był ciekawy co się stało i dlaczego pociąg tak nagle zahamował. To nie było ważne, bo teraz i tak nie miał na to wpływu. Za to chciał tylko wiedzieć czy z Felą wszystko w porządku.
Wielka Hogwarcka uczta. Jakie to wspaniałe, jakie to wspaniałe. Po prawdzie, już dawno przestał być w tym wieku, kiedy powinien się jarać takimi rzeczami. Mimo tego, wystrój Wielkiej Sali, panująca tam atmosfera i wszystko, wszystko jakoś napawało go optymizmem i nieprzerwanie zachwycało. Oj tak, oj tak. No i oczywiście podróż Expressem. Nie, żeby równie dobrze mógł sobie ogarnąć jakiś inny środek transportu, ale to było takie wspaniałe. Sam widok tego wspaniałego parowozu budził wspomnienia i prawdopobnie będzie wywoływał łezkę w oczku jeszcze przez najbliższe lata. Poza tym, tak dużo znajomych, tak dużo znajomych twarzy, których z różnych powodów dawno nie widział – jedni nie pojechali do Indii, drudzy z kolei byli tam, lecz nie dane było się spotkać. A teraz z każdym można było pogadać, zapalić papierosa, pośmiać się, czy cokolwiek innego. No, żyć nie umierać. A więc nowy rok szkolny można uznać za otwarty? No prawie, bo tego oczywiście tradycyjnie dokona sam pan dyrektor, jednocześnie błogosławiąc wszystkich zgromadzonych, niezależnie od domu, czy wyznania, bo przecież wszyscy tworzyli jedną wielką mniej lub bardziej patologiczna, rodzinę, nie? No, a teraz tak sobie przemierzał pociąg, w poszukiwaniu jakiegoś wolnego przedziału, oczywiście po przepuszczeniu wszystkich nowych, starych, starszych, średnich, uczniów i studentów. Jakie to cudowne widzieć ich twarze. Takie zadowolone, a w przypadku niektórych smutne. No i miał nadzieję, że podróż minie raczej spokojnie, bez większych problemów, no i że wszyscy spokojnie dotrą do Hoga, nienaruszeni, w całości, bez ran kłutych, szarpanych, czy jakichkolwiek innych. No, ale z drugiej strony – kto mógłby im zagrozić? Lunarni przecież już dawno rozbici, nie było żadnego większego zagrożenia. Chociaż.. kto wie, kto wie. Mimo wszystko, miał taką nadzieję. Rozważania odstawił na bok, rzucił je gdzieś w kąt swojej świadomości, bowiem znalazł przedział, w którym można było znaleźć jakieś wolne miejsca. No i cudownie, cudownie! Czym prędzej się tam wpakował, z ciepłym uśmiechem powitał swoich towarzyszy podróży, po czym usiadł i tradycyjnie, wyciągnął swój rysownik, by zacząć w jakiś sposób przenosić na papier to, wszystko, czego doświadczył na Peronie 9 i 3/4
Jeszcze przed chwilą była gotowa powiedzieć parę słów, nim spadła, coś ją uderzyło i odpłynęła. Ciężko zmyślać, że targały ją jednorożce na swoich grzbietach czy przeniosła się w inną, dobrą krainę... Ciemno miała przed oczami i tak właściwie to straciła kontakt ze światem na tych kilka minut, więc dobrze, że obok niej był ktoś, kto przywrócił ją do żywych i pozwolił się pozbierać. Powoli uniosła powieki do góry mając jeszcze mroczki przed oczyma. Jej czaszkę rozrywał przeszywający ból, więc po prostu uniosła rękę i przyłożyła ją do czoła dziękując Merlinowi za to, że to tylko złudzenie i wcale nie miała jej rozłupanej na pół jak podejrzewała. Westchnęła głośno słysząc głos Slima i na chwilę zapominając w jak poważnej rozmowie mieli się pogrążyć. Jeszcze nie chciała wstawać z podłogi pociągu, więc po prostu trwała przez chwilę w dość niewygodnej dla nich obojga pozycji, a potem pozwoliła sobie pomóc wstać i usiadła powoli na fotelu opierając się o niego, co by odzyskać kontakt z rzeczywistością. - Boli. Co za idiota położył tam ten kufer. Przyznaj się, na pewno widziałeś. Ja to wszystko zaraz załatwię. - Zaczęła się wygrażać, bo szukała potencjalnego winnego, na którego mogłaby zrzucić ból, który rozsadzał jej czaszkę, ale zrezygnowała z tego po prostu wzdychając i opierając się stabilniej o fotel. - Chyba ten pociąg chce mnie zabić. Powinnam chyba sprawdzić co z innymi. Jak myślisz są cali? - Ale gdy tylko spróbowała wstać, co by dojść do drzwi to po prostu poczuła, że cały świat wiruje i tańczy jednocześnie, więc opadła obok Slima i mruknęła coś niezadowolona. - Chyba mnie nie będą chcieli na tym prefekcie, skoro to ja wymagam udzielania pomocy mi, a nic z siebie nie daję. - Dodała nieco rozżalona i przygryzła dolną wargę. Bo tak, bo może, bo kto uderzonemu człowiekowi w głowę przez kufer... zabroni? No nikt, logiczne, ze nikt. Potem popatrzyła na wchodzącego chłopaka i gdy tylko zorientowała się, że jest cały poczuła jakiś nagły przypływ ulgi.
Ona miała powiedzieć, on miał odpowiedzieć. Ale pociąg zahamował i rozmowa się gdzieś rozmyła. No trudno, może zaraz Slim złapie wątek i jakoś odpowie, a nie znów wszystko zostanie bez wyjaśnienia. Wiadomo, że nie trzeba zawsze o wszystkim mówić, ale skoro usłyszał to co usłyszał… Nie chciał, żeby Fela myślała, że będzie ją całował, a później wychodził nie wiadomo gdzie i po co. Może nawet całować inne, bo tak nie było. O i nie chciał, żeby Felicie tak myślała. Smutno by mu się zrobiło gdyby tak właśnie było. - Tym razem to nie ja, więc się tak na mnie nie patrz - przytulił ją do siebie jak tylko zajęli ponownie miejsce na fotelach. Pogładził po włosach i otwierał usta, żeby nie próbowała nawet myśleć o tym, żeby wstała. Ale nim to zrobił to właśnie to robiła. Dobrze, że nie spotkała się ponownie z podłogą, a opadła na fotel, bo jeszcze kolejnego siniaka by sobie nabiła albo guza. Bo po takim spotkaniu z kufrem to bez niczego chyba się nie skończyło. - Chyba sama siebie też chcesz. Co? W głowie się kręci? Nigdzie nie idziesz, zostajesz tutaj ze mną - złapał ją za rękę i zaczął kciukiem bezwiednie gładzić jej dłoń. Chociaż jeszcze na chwilę mogła zostać, bo później i tak popędzi do swoich obowiązków, a on zostanie sam. No nie tak zupełnie, ale przecież wsiadł do tego pociągu tylko po to, żeby się z nią spotkać i porozmawiać. Nie planował nic więcej. Z tym całowaniem to jakoś samo tak wyszło. - Już. Od teraz cię nie chcą i szukają zastępstwa. Daj sobie spokój są też inni, daj im się wykazać. A nie zawsze tylko ty i ty. Zresztą nie pójdziesz dopóki ci nie powiem o tym wychodzeniu i całowaniu - zaczął mówić kiedy drzwi przedziału otworzyły się po raz kolejny wybijając go zupełnie z rytmu. - Widzisz ludzie żyją nie musisz nigdzie biec na pomoc.
Mówiąc szczerze Felicie nienawidziła niedokończonych znajomości, które ciężko było nazwać jakoś mądrze, co by w kilku słowach zawrzeć znaczenie czegoś mniej lub bardziej ważnego dla obojga. Miała zatem spore wątpliwości w związku z pocałunkiem Slima i nocą, którą wspólnie spędzili. Przecież to wszystko zmieniało. Jeszcze unikała tej świadomości, bo przecież nie chciała uwierzyć w to, że jej Slim może ją zostawić. Była świadoma znaczenia tych słów. Spytała go, czy zostawiłbym ją gdyby znalazł sobie dziewczynę. Odpowiedział, że nie. Co jeśli jednocześnie będzie jego dziewczyną i przyjaciółką? Czy zostawienie dziewczyny jest jednak równoznaczne z zostawieniem przyjaciółki? Głowa buchała jej od pomysłów, wszechogarniającego zła i tego, czego sama jeszcze bała się głośno powiedzieć. Widziała jak się martwi oto czy wszystko z nią w porządku, ale nie unosiło spojrzenia zbyt wysoko w nadziei, że z oczami utkwionymi w podłodze powstrzyma kręcenie się myśli w co raz szybszym kołowrotku. Wreszcie przebrnęła dłońmi po twarzy i westchnęła głośno prostując plecy do fotela i rozejrzała się po przedziale. Była ich tu w sumie trójka. Nie znała chłopaka, który się dosiadł i dziwiło Joyner to milczenie. Choć w sumie czytał. Ludziom, którzy czytają zazwyczaj się nie przeszkadza. Z grzeczności, więc nie pytała go co i jak, i czy na korytarzu nie ma jakiś ofiar. Zamilkła wobec niego i przeniosła swoją uwagę na Symes'a, który chyba coś do niej mówił, a że ona zarejestrowała to, to nawet odpowiedziała: - Okej, boli mnie trochę głowa. Lepiej, żeby nie był to Twój kufer. - Uśmiechnąwszy się lekko nie wiedziała czy ma go prosić oto, co by jednak podjął temat o całowaniu i tym drugim. Przecież nie byli sami, z drugiej strony Fela nie miała pojęcia czy jest jakaś różnica między poruszaniem takiego tematu sam na sam, a z kimś. Może z kimś było jeszcze lepiej? - No więc? - Rzuciła krótko jeszcze gubiąc ostrość myślenia.
Dla Slima zazwyczaj nie stanowiło to większego problemu. Takie niedokończone znajomości. Miał takie, ale później nie tęsknił za tym, aby wszystko wyjaśniać. Nie widział w tym sensu, było jak było. Tak po prostu. Tylko, że z Felicie to wszystko inaczej było. Bo przyjaźnili się już dawna, dawna. Tak dawna, że nawet nie pamiętał jak to było zanim jej nie było. Momentami była mu bliższa niż West, a to z nim zawsze mógł porozmawiać o wszystkim i zawsze na niego liczyć. Szczególnie od czasu kiedy jego brat skończył szkołę. Odległość jednak robiła swoje, a i niechęć do pisania przez Slima listów też była w tym wszystkim istotna. Dorosłe życie nijak się miało ze szkolną sielanką młodszego z Symesów, więc i czasu brakowało, aby bracia się spotykali jak wcześniej. Teraz kiedy tak siedzieli razem to nie mógł się powstrzymać przed tym, żeby nie bawić się jej długimi włosami. To go trochę uspokajało, bo tak trochę mu trudno było mówić. Nie chciał zniszczyć ich przyjaźni. Pracowali nad nią latami i teraz nie mógł tak jej przekreślić, nie przez coś co się stało. Bo stało się i czasu nie cofną. Nie żeby Slim tego chciał, ale swoją postawą skomplikował wszystko. Gdyby wtedy nie wyszedł byłoby teraz inaczej. Lepiej. Tak mógł teraz tylko sądzić, bo pewności żadnej nie miał. - Nie, nie mój - pokręcił głową jeszcze, żeby nie było co do tego wątpliwości. Chociaż teraz to i tak bez znaczenia. Było po fakcie i pozostało tylko Slimowi pogłaskać Felicie po głowie. Lekko, żeby przypadkiem nie zrobić jej więcej krzywdy. Spojrzał jeszcze na chłopaka pochłoniętego książka, ale zaraz odwrócił spojrzenie na Felę. Wolał żeby byli sami, ale wątpił, aby znaleźli luźniejszy przedział od tego w którym teraz się znajdowali. Nie zamierzał też krzyczeć, ale mimo wszystko nachylił się bliżej jej, aby szeptem mówić. Tak jakoś może mu lepiej wtedy pójdzie wyrzucenie z siebie tego co chciał od początku jej powiedzieć. - Nie wyjdę już więcej. Nie po tym jak będę cię całował i spędzimy razem przyjemniejsze chwile. Zostaję i teraz, i później. - Splótł jej palce ze swoimi, nie wiedział za bardzo co może powiedzieć. Bo teraz wszystko wydawało mu się takie… Nie takie jak być powinno. Trudno jest też tak mówić żeby zostać dobrze zrozumianym. Ale nie od dziś się znają, więc Fela może wyłapała jakiś sens z tego wszystkiego. - Jeżeli tego chcesz? Bo chcesz, prawda? - spytał niepewnie. Może powinien zacząć od tłumaczenia się dlaczego wtedy wyszedł, ale to i tak nie cofnie jego czynu. Zamiast tego zapewniał ją, że tak nie będzie.
Zajął się spokojnie tym rysowaniem i trzeba powiedzieć, że nawet mu wychodziło. Nawet bardzo, bardzo. Nie gubił pomysłu, ręka jakoś też szła jak powinna. Tak, zdecydowanie Peron w tym roku wyglądał o wiele przyjemniej niż w poprzednich latach. Zgoda, wcześniej też zdawał się być chaotyczny, chociaż.. nie. Wróć. Nie zdawał się. Był. A ten chaos będzie mu towarzyszył pewnie po kres jego istnienia. No, ale jakoś w tym chaosie, w tym calym rozgardiaszu potrafił odnaleźć to, co go zainteresowało. Teraz byli to szkolni prefekci, a także inni pracownicy szkoły, którzy pomagali mniej więcej ogarnąć się całej reszcie i przestrzegając zasad BHP (zakładając, że którykolwiek nie mający mugolskich konotacji mag wiedział, czym są) wszystkich wrzucić do pociągu, tak by mógł spokojnie odjechać. Cudownie, cudownie, naprawdę że w tym roku wyczaił coś tak cudownego. Bardzo mu się to spodobało, może właśnie tego powodu potawił na tą scenę? A może z powodu ponownego zobaczenia Amelii, która jakby nie patrzeć skończyła przecież szkołę w poprzednim roku szkolnym. No, ale skoro tu była, to chyba dobrze, prawda? Będą się mogli od czasu do czasu spotkać, wyjść na jakieś piwo, czy.. NIE. STÓJ. MASZ MALLORY. FRIDAY, JESTEŚ Z MALLORY! – odezwał się w jego głowie jakiś dziwny głos, czyżby sumienie? W każdym razie, było to coś w rodzaju szoku dla jego świadomości, stąd gwałtownie zjechał ręką, zaburzając tym samym wcześniej przyjętą kompozycję. I niestety nie można było nic z tym zrobić. Cóż, praca do wyrzucenia. Dlatego też właśnie wyrwał kartkę ze swojego zeszytu, po czym przy pomocy różdżki spalił ją. Ach te zajęcia u Price’a! No, a w międzyczasie tak zwanym, miał okazję przysłuchać się rozmowie tych dwóch, siedzących w przeciwległym do niego kącie przedziału, gołąbeczków. Tak cudownie, tak cudownie. Aż musiał się odezwać. – No wie Pani, Pani Prefekt? – wypalił nagle. – Chce Pani nieść pomoc pozostałym rannym i poszkodowanym, samemu będąc ranna? No naprawdę, rozumiem etos pracy i Prefekta – tytana, ale trzeba czasem pomyśleć o sobie. Zwłaszcza, że powinna Pani jeszcze pomyśleć o tym tutaj.. – ruchem głowy wskazał na chłopaka, siedzącego obok niej. – Cudowna z was para. Tylko czemu przyjaciół, skoro tak dobrze razem wyglądacie? – zapytał, powracając wzrokiem w kartkę, a swoje pytanie rzucając gdzieś w eter. Pozwolił sobie, dać kilka sekund, aby to pytanie wybrzmiało po czym ponownie zaatakował. – Aż tak bardzo spieprzył, czy tak bardzo nie jesteś pewna swoich uczuć?
Puchonka nawet przez sekundę nie spodziewała się, że za chwilę przedział zamieni się w gabinet psychologa i ktoś będzie próbował rozwiązywać za nią coś, co właściwie chciała schować głęboko pod łóżkiem i nie dopuszczać do tego w żaden sposób nikogo obcego, tym bardziej Krukona, którego trudno było jej sobie przypomnieć. Zapewne należał już do studenckiej części Hogwarckiej młodzieży i po prostu zasiedlał skrzydło studenckie, którego jak się okazywało, Felka miała również zostać stałą bywalczynią. Nie wiedząc co począć poprawiła włosy ignorując przez chwilę to, że Slim się nimi bawił. Właściwie to nie wiedziała, co teraz ma odpowiedzieć. Czuła się trochę przytłoczona tym wszystkim, nie dość że dochodziła jej rozmowa z Gryffonem, to jeszcze teraz miała się tłumaczyć przed kimś nieznanym. Z ulgą przyjęła jednak jego pierwszą uwagę o tym, że powinna tu posiedzieć. Choćby przez chwilę, aby odzyskać siły. Chyba chciałaby się napić wody, ale nie chciała się tą uwagą dzielić głośno na wypadek gdyby któryś z chłopaków wpadł na pomysł bycia rycerzem i zostawiłby ją sam na sam z tym drugim, gdy rozmowa była tak trudna. Felce nagle oczywistym się wydało dlaczego ludzie palą, i choć nigdy sama tego nie robiła, to słyszała o tym, że to bardzo odstresowujące i chyba właśnie dlatego splotła dłonie bawiąc się chwilowo w wojnę kciuków, bo już nie wiedziała czy ma odpowiadać Slimowi czy Friday'owi. A gdyż szanse kciuków były wyrównane to uniosła spojrzenie w górę: - Mógłby któryś z was otworzyć okno? Duszno tutaj. - Poprosiła wpierw zastanawiając się czy rzeczywiście nie powinna się teraz zmyć jak zrobiłaby jeszcze jakiś czas temu. Mimo to uśmiechnęła się do Gryffona, ale nie potrafiła mu odpowiedzieć. Zbyt onieśmieliły ją słowa Ambrożego. - Ja przepraszam, może uznasz to nietaktowne, ale... Ale ja nie chciałabym o tym rozmawiać. To jest moja sprawa i Slima. Myślę, że jesteśmy w stanie to załatwić sami. Aleee... Dziękuję, że próbujesz pomóc. - Uśmiechnęła się starając się przy okazji, by wszystko zabrzmiało i wyglądało jak najbardziej naturalne. Ujęła dłoń Gryffona i pocałowała go w policzek przy okazji mówiąc mu na ucho: - Wiem, dziękuję. Porozmawiamy po uczcie. - Obiecała, bo przecież naprawdę jej na tym zależało. Musnęła Slima w policzek i podniosła się z siedzenia. - Dobra, znikam. Bądźcie grzeczni i życie uczuciowe moje czy własne zostawcie w spokoju. Ściany przedziałów mają uszy. - Mrugnęła do nich, a potem pchnęła drzwi wydostając przy okazji z kieszeni odznakę prefekta i tyle ją widzieli.
Specjalnie nie mówił głośno tylko nachylony nad Felą szeptał jej wszystko do ucha, aby nie przeszkadzać chłopakowi, który dołączył do nich chwilę po tym kiedy pociąg zahamował. Nie chciał, aby to wszystko co miał jej do powiedzenia doszło do uszu tamtego. Bo nie dla nich było to przeznaczone. Może to nie było najodpowiedniejsze miejsce, ale specjalnie wsiadł do pociągu, choć nie miał takich planów. Tylko po to, aby móc jej powiedzieć kilka rzeczy. Myślał, że to wszystko będzie jakieś łatwiejsze i będą mieli dla siebie tylko chociaż dwie chwile. Jednak widać nie w tym pociągu i nie podczas tej podróży. Nie sądził wcześniej, aby chłopak zaczął im się wtrącać do… Do wszystkiego tak naprawdę. Pomylił się i teraz z lekkim zdezorientowaniem patrzył na niego. Nie rozumiejąc dlaczego w ogóle się odzywał. Robił co robił, nikt mu nie przeszkadzał, więc po co to wszystko? Spojrzał na Felę, ale nie zdążył wstać, aby otworzyć to okno, bo już wstawała, aby wyjść z przedziału. To była ostatnia rzecz którą chciał teraz doświadczyć, ale na siłę nie będzie jej zatrzymywać. No i nie widział w tym sensu skoro chłopak zamierzał się wtrącać tam gdzie go nie chcą. Slim wiedział tylko, że sam tak by nie umiał. Nigdy nie rozumiał tego wciskania się innych w cudze sprawy. Nie wiedział czy to polepsza im dzień, czy o co w tym wszystkim chodzi. I najgorsze było to, że nie wiedział czy Fela wyszła przez niego, czy nie wykorzystała okazji, aby się ulotnić. - Po uczcie - powtórzył po niej dwa ostatnie słowa. Miał tylko nadzieję, że obowiązki nie pochłoną jej za bardzo. Nigdy nic nie wiadomo. Zawsze może okazać się, że zniknie w lochach z innymi Puchonami i tyle będzie ją widział. Co prawda początkowo plany miał takie, żeby ze stacji od razu teleportować się do mieszkania i ominąć kolejną ucztę, ale w sumie nie zaszkodzi, żeby został. Spotka się ze znajomymi, może wpadnie na kogoś z drużyny? Nigdy nic nie wiadomo. Odprowadził Felicie wzrokiem i jak tylko zniknęła z przedziału przeniósł wzrok na Krukona, ale nic nie powiedział. Nie było w tym sensu, wstał tylko i wyszedł chwilę po niej. Może znajdzie kogoś znajomego? Kogokolwiek kto nie będzie się wciskał tam gdzie go nie chcą.
Podróż do Hogwartu przebiega w nadzwyczaj spokojnej atmosferze, wszyscy wydają się tacy zrelaksowani, zadowoleni i pełni pozytywnej energii na nadchodzący rok. Wakacyjne nastroje zdecydowanie nie zdążyły opuścić jeszcze pasażerów Hogwart-Expressu. Wygląda na to, że nie tylko nastrój pozostał ten sam.. przez całą podróż w Waszym przedziale coś śmierdzi, strasznie śmierdzi czymś martwym i zdecydowanie nieświeżym. Wreszcie okazuje się, że zapach, chociaż tak właściwie nie można tego nazwać w ten sposób, dochodzi z jednego z kufrów, ułożonych na samej górze. Decydujecie się ściągnąć go na dół i poszukać przyczyny smrodu. Wreszcie udaje Wam się dokopać do starej, bardzo starej, możliwe, że włożonej tam w dzień powrotu Hogwart-Expressem do domu, kanapki, upchanej gdzieś w bocznej kieszonce. Wszyscy patrzycie na siebie z konsternacją, zastanawiając się, czyj to kufer. Jakoś nikt nie kwapi się do podniesienia ręki i przyznania się do faktu, że to jego rzeczy znajdują się w kufrze.
Teraz każdy z Was rzuca jedną kostką – kufer należy do tej osoby, która wyrzuciła największą liczbę oczek. W razie remisu, rzut powtarzają tylko osoby mające ten sam, największy, wynik. Fabularnie oznacza to, że obie zdecydowanie wypierają się posiadania tak kompromitującej rzeczy w swoim bagażu, jednak wreszcie któraś ugina się i przyznaje do swojego zaniedbania.