Ona tylko chciała pomóc. Ona wreszcie chciała pokazać, że też jest mu potrzebna. No do cholery, czemu los pokarał ją takim beznadziejnym bratem? On niczego nie rozumiał! bez niej był tylko durnym gnojkiem, który bzykał panienki i myslał że jest fajny. No taki fajny, że nawet dziecko jednej zmajstrował. Gratulacje, brawa dla niego. Już dawno przestał być jej rycerzem, a zbroja którą nosił zamieniła się na lateksowego kondoma, o którym też najwidoczniej zapominał. Jak przyszło co do czego, nie usłyszała nawet słowa podzięki, zero wdzięczności. Nie rozumiała jak można być takim imbecylem. Ona rozumie, że duma i godność, ale to nie miało nic wspólnego z tym co ona próbowała dla niego zrobić! Ok, zaliczyła małą wpadkę, mówiąc o tym, wszystkim ojcu, ale przecież chciała dobrze! Potem nawet ze sobą rozmawiali, a to już było coś. Jednak jak w końcu uznała, pozamieniał się z chujem na rozumy i już nic nie była w stanie dla niego zrobić. I tak nawet jakby wycałowała go i ułożyła do snu (czego fujka, odpukać, nigdy nie zrobi!) to i tak zupa byłaby za słona, a jej spodnie miałyby zły odcień czerni. Miała już powyżej uszu znoszenia jego humorów. Wcale nie była bez serca, nawet przez chwilę mu współczuła, ale ile można! Ten człowiek nie dawał sobie współczuć, on był po prostu jak głaz nie do ruszenia, a ona tylko bała się go kopnąć żeby nie połamać sobie palców. Nic więc dziwnego, że zdecydowała się w końcu wyjść z tej dziury, którą był ten cały domek w wiosce i postanowiła wynieść się jak najdalej od tych wszystkich frajerów, którzy niszczyli jej życie. Merlinie wyczaruj jej nową psychikę, bo jeszcze chwila a zacznie sobie rwać włosy. Przydałby się ktoś na odreagowanie nerwów. Nawet już miała kilka pomysłów, jak może zniszczyć swojemu bratu łeb, tak samo jak on to robił jej. W trakcie tego całego rozmyślania, nie zauważyła nawet kiedy znalazła się nad jakimś jeziorem. Ładnie tu było. Przeszła na most i zatrzymała się w połowie drogi. Szum wody i odbijające się w niej światło zawsze działało na nią uspokajająco. Czemu więc nie spróbować i teraz. oparła ręce na barierce i przechyliła ciężar ciała, wysuwając się do przodu. Wystarczył jeden ruch, a pewnie wypadłaby za barierkę i siedziała z tyłkiem w wodzie. W sumie nie przeszkadzałoby jej to, więc specjalnie się tym nie przejęła. Może nawet siadzie sobie zaraz na barierce, pomacha nogami i zaśpiewa jakąś głupawą pioseneczkę? Tak dla zabawy, o.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Rodzeństwo, ach rodzeństwo... Co bez niego byśmy uczynili? Te wszystkie wesołe chwile, stawanie za sobą murem, kiedy rodzice są przeciwko, ale i kłótnie, wyzwiska czy bitwy na poduszki - nieodłączny element naszego codziennego życia. Tyle tylko, że czasy się zmieniają, a brat lub siostra dorastają, przy tym często pakując się w jeszcze większe kłopoty, niż zazwyczaj. Zamiast bronić swojej małej siostrzyczki, która ukradła koleżance zabawkę, musisz udawać przed rodzicami, że mogło jej się zdarzyć wrócić pijanej o czwartej nad ranem, choć przecież wcale tego nie popierasz. Jednak dobrze wiesz, że ona uczyniłaby to samo - pomogłaby ci w każdej sytuacji. Tylko, że czasem nie wie się, co powiedzieć. Teraz na przykład Laila miała problemy na polu sercowym, a Alan nie miał pojęcia, co jej poradzić. Jakby nie mogła znaleźć sobie innego chłopaka, a tamtych dwóch zostawić... Cóż, dziewczyny widocznie rozumują nieco inaczej, jeśli chodzi o te sprawy. Alan planował zatem zabrać ją na małego japońskiego drinka, coby jej humor poprawić. Może jeszcze nie jest pełnoletnia, ale mama się nie dowie, spoko. Tymczasem wybrał się na poszukiwanie jakiegoś baru, bo jeśli ma się z Lailą gdzieś udać, to na pewno nie będzie to żaden obskurny pub, gdzie japońskie fagasy śliniłyby się na sam jej widok. Jeśli już pić, to w sterylnych warunkach! Tym bardziej, że zamierzał pić z własną siostrą. Do wesołego miasteczka mogą się wybrać, ale chyba jej to nie wystarczy, aby ją udobruchać czy pocieszyć, jak dawniej. Teraz jest starsza i potrzebuje zaopatrzenia w alkohol, nono. Kiedy jednak Howett dotarł do drogi nad jezioro, zatrzymał się. Ktoś już tutaj był i najwyraźniej był to ktoś znajomy. Właściwie to nawet ładnie tutaj, tak sobie pomyślał gryfon, a przez głowę po raz kolejny przemknęła mu myśl, że Jude by się spodobało. Hm, brakowało jej tutaj. Gdyby przyjechała, chodziliby razem na długie spacery, wszak Japonia była piękna i z pewnością dużo miejsc czeka, ażeby ktoś w nie zawędrował. Wychodziliby rano, wracaliby wieczorem... No właśnie, problem tkwi tylko w tym, że tutaj jej nie ma. - Zaraz wylądujesz w wodzie, tak czuję - podzielił się Howett swoimi wewnętrznymi przeczuciami z Mini, siostrą tego frajera, Villiersa. Podszedł do niej i również oparł się o barierkę, spoglądając gdzieś w przestrzeń przed sobą. Jeszcze nie wiedział, że gdy tak będzie patrzył, w jego głowie narodzi się szatański plan...
Niby fakt, rodzeństwo i rodzina - rzecz święta. Jednak nie zapominajmy, że jej rodzinie do świętych wiele brakowało, więc w pierwszej kolejności smażyliby się w piekle przez następne tysiąc lat. W trakcie tych wakacji nabrała pewności, że to co przez dłuższy czas jawiło się przed jej oczami jako sielski obraz, mijało się trochę z prawdą. Z bratem już dawno przestała mieć dobre kontakty, a jeżeli ktoś już miałby za nim skoczyć w ogień to pewnie te dziwki, które chodziły za nim sznurem, skamląc o to żeby je przeleciał. Najlepiej niech narobi wszystkim dzieciaków, założy harem, a potem jeszcze najlepiej zniknie z jej życia. Jeżeli ktoś uważał Caspra za frajera... Cóż, nie miała zamiaru protestować. Kiedyś może nawet przybiłaby tej osobie piątkę, ale nie takie rzeczy teraz były w jej głowie. Skoro on mógł zachowywać się jak panisko na salonach, ona powinna mu porządnie przywalić w ten pusty łeb, a żeby zobaczył, że ta wyimaginowana korona też potrafi spaść. Tylko jak? Ona już miała w głowie kilka pomysłów. Niektóre były wręcz absurdalne, ale nie było nic czego nie mogłaby dokonać. Musiała jednak działać z rozmachem, ale i przemyśleć wszystko kilka razy. Cios musiał być krótki, ale i dobrze wymierzony. Musiał przede wszystkim zaboleć. Tak jak ją to zabolało. Nienawidziła jakiejkolwiek wylewności, a kiedy już dochodziło do tego z jej strony, to to powinno zostać docenione. Mimo całej swojej przebiegłości i nieprzewidywalności, tak łatwo było ją zranić... Wystarczyło trafić w ten jeden punkt, a cała się rozklejała. Nie zobaczył nikt tego jednak nigdy i tak też się nie zdarzy, bo przecież wizerunek tej lepszej Villiersówny musiał zostać niezachwiany. Bo przecież była lepsza. Każdy o tym wiedział. Ładniejsza, mądrzejsza i taktowniejsza. Zebrała wszystkie najlepsze geny, zanim on zdążył powiedzieć pierwsze słowo. Jakby ktoś z góry przewidział, że rok po narodzinach tego pajaca na świat przyjdzie taka urocza dziewuszka i to dla niej trzeba zachować to co najlepsze. Tak, to zdecydowanie trzymało się kupy. Wystrzeliła jak strzała do góry kiedy usłyszała za sobą czyjś głos. Znajomy głos. Niemniej jednak przyprawił ją o palpitacje serca i gdyby nie ten wrodzony Villiersowski refleks zapewne siedziałaby już w wodzie, wypluwając z ust te małe kolorowe rybki, co tam sobie tak uroczo pływały. Odwróciła się powoli do Howetta, który stał teraz oparty obok niej o tą samą barierkę, na której myślała że zasiądzie. Ach, jak dobrze że tego nie zrobiła! Zmierzyła go podejrzliwie wzrokiem, no bo co on tutaj robił obok niej, siostry naczelnego fiuta Hogwartu. Co prawda teraz obydwoje byli chyba w niemej komitywie, dlatego tylko zmarszczyła nos, że niby groźnie i uniosła jedną brew do góry. - O łał, a nawet prawie mi w tym pomogłeś - stwierdziła zgodnie z prawdą, bo przeciez przed chwilą omalże nie dostała zawału serca. Tak ją przeraził przyjemniaczek. Zaczęła się teraz zastanawiać czemu był sam. Bez tej całej Jude. Bo przecież chyba byli razem? Może nie przyjechała. Mini chyba jej nie widziała od czasu kiedy przyjechali. Chociaż z drugiej strony Alan też mignąl jej tylko kilka razy przed oczami, więc kto wie... Mogą już nie być razem. W tej chwili Ślizgonka żałowała, że nigdy nie interesowała się plotkami. To by nawet wyszło na jej korzyść. W głowie majaczyła już jej nawet pewna wizja, która wydawała się być bardzo kuszącą. - Co Cię przygnało aż tutaj? Bo chyba nie tylko zamiar zatrzymania mi akcji serca? - zapytała, zgodnie z prawdą, bo przecież kiedy Gryfona nie widywało się z dziewczyną, byli obok niego jego kumple - gryfońscy pijacy albo siostra. Chociaż ta ostatnio zniknęła gdzieś z jej radaru.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Alan nie uważał się za lepszego od Laili, traktował to raczej na zasadzie, że ona jest najlepszą córką, a on najlepszym synem - w końcu zbyt wielkiego wyboru nie było, wszak byli jedyni. Jednak nie był zazdrosny, bo nie miał właściwie o co. Tych dwojga żyło innym życiem, otaczało się w kręgu zupełnie różnych znajomych... Większość wspólnych cech tej dwójki, to podobieństwa w wyglądzie czy charakterze, ale Alan wolał traktować to na zasadzie zgranego duetu, niźli na prześcigiwaniu się, kto jest lepszy. Pewnie, czasem rywalizowali, jak to rodzeństwo. Była to jednak zdrowa rywalizacja, nie taka chorobliwa, w której jedno mogłoby pozabijać drugiego. Czasem takie chęci się pojawiają, chyba w każdej rodzinie tak jest, ale wciąż pozostają tylko chęciami. Ostatnimi czasy Alan jedynie zastanawiał się, czy przypadkiem nie wywołał jakiegoś zamieszania, bo dostał od siostrzyczki dziwny list... Cóż, chyba nie powinien pisać do tego jej Kanadyjczyka o tym, że go zdradziła, ale był przekonany, że wszystko już przerobili. Zdawało mu się, że Laila nie może uporać się z wewnętrznym poczuciem winy, chciał więc poprosić jej chłopaka, aby pomógł jej się dowartościować. Chciał mieć pewność, że zauważy, w jakim ona jest stanie, i nie pozwoli jej, aby znajdowała się w nim dalej. Chyba się przeliczył, bo wywnioskował z ów listu, że popełnił straszną gafę i teraz młodsza Howett nie chce go znać. Ta sprawa jest bardzo świeża, więc Alan jeszcze się nie przyzwyczaił i wciąż zapomina, że wyszedł na totalnego idiotę, debila, frajera i dziewczyna więcej mu się nie zwierzy. Gdyby nie była jego siostrą, pewnie powiedziałby, że to tylko głupi szczyl i na pewno jakoś sobie poradzi, ale to był jego szczyl. Szczyl, który ma te same geny. Nie chciał spieprzyć jej życia towarzyskiego, a co gorsza - uczuciowego. To drugie zresztą zaczął cenić całkiem niedawno, kiedy poznał Jude. Jude, z którą dzieliły ich teraz tysiące kilometrów, co tylko bardziej utwierdzało go w przekonaniu, że obecna tutaj siostra Villiersa, może mu posłużyć do niecnych celów. Nie wiedział, co ma zrobić w zaistniałej sytuacji, jednak być może odkupi winy i zyska przebaczenie młodszej Howett, jeśli odegra się na którymś z poprzedników. Wiecie, mam tu na myśli tego Caspra, co to pisał takie listy o Laili, że aż oczy bolą od czytania. W gruncie rzeczy Alan to dobry chłopak, ale tym razem chętnie odpłaciłby się pięknym za nadobne, choć właściwie okazało się, że Villiers kłamał i wcale nie przeleciał jego siostry. Jednak Howett z wrodzonej porywczości, chęci do gmatwania życia innym - i ostatnio również sobie - oraz swego rodzaju nienormalności, z zapałem wcieliłby tę plotkę w życie. Tyle tylko, że tym razem role by się odwróciły. - Nie ma sprawy, zawsze do usług - przy tych słowach pokłonił się nisko, a potem wbił wzrok w ślizgonkę i uporczywie się w nią wpatrywał. - Właściwie to szukałem jakiejś knajpy gdzie sprzedają alkohol, coś w tym stylu, ale widzę, że znalazłem coś o wiele lepszego. - A ciebie co tutaj sprowadza? - dopytał jeszcze, lustrując ją wzrokiem. A potem, jak gdyby nigdy nic, usiadł na barierce, nogami do wewnętrznej strony, coby nie spuszczać siostry tego frajera z oczu. W sumie to trochę dziwne - wydawała się od niego o wiele normalniejsza, a przecież była jego siostrą. No coś tutaj jest nie halo!
Ona nigdy nie była jakoś specjalnie zainteresowana życiem innych. Zazwyczaj to inni wchodzili ubłoconymi butami w jej życie. Była przecież siostrą tego cudownego Caspra, może poznałaby jego największą fankę z tym cudownych chłopcem? Przecież musiała znać tyle jego sekretów, bo on na pewno się jej ze wszystkiego zwierzał! Była też siostrą tego frajera, który przeleciał pół Hogwartu, więc może uda się ją jakoś wykorzystać do odegrania się na nim. Nie, nie, nie. Nie tak to leci. Ona nie miała najmniejszej ochoty być pionkiem w czyjejś grze. Nie żeby jej jakoś zależało na uchronieniu brata przed krzywdą. Po prostu jeżeli już miała grać w jakąś grę, to była to jej gra, to ona dyktowała warunki, rozdawała karty i ogólnie była panem swojego życia. A kiedy tylko się dało nie miała nic przeciwko żeby posterować jeszcze czyimś życiem. Tak było fajnie. A jak już ktoś chciał koniecznie nią sterować to niech da jej chociaż myśleć, że to ona pociąga za sznurki. Przecież nie raz sama rezygnowała z rewolucji na rzecz czyjegoś uśmiechu, więc chociaż jakaś szalona komitywa by jej się należała, nie? Właściwie teraz zaczęła się zastanawiać nad tym czy aby los się wreszcie do niej nie uśmiechnął i nie dostała teraz szansy na wcielenie jednego z jej planów, które od dawna zaśmiecały jej głowę. Wszak nie mogła tego tak zostawić samego sobie. Musiała zaznaczyć swoje miejsce i pokazać, że no do chuja ciężkiego, ona nie jest tylko głupią, młodszą siostrą jakiegoś spijaczonego pajaca, tylko to ona MINI, nie mini Villiersówna jak wielu uważało. No ale do tego dojdziemy nieco później. Teraz zachodziła w głowę, dlaczego ten Howett jeszcze nie wpadł do wody. Mogła się założyć o cokolwiek, że gdyby ona zajęła jego miejsce na tej barierce na pewno już dawno leżałaby cała mokra i poobijana tam na dole. Korciło ją w sumie żeby podejść do niego i ot tak go zepchnąć na dół. To byłoby takie śmieszne jakby wpadł do wody. No boki zrywać. Co do plotek o Laili, niewiele zasłyszała na ten temat. Nie interesowało ją to w jakich dziurach grzebie jej brat. Gdyby miała się nad tym zastanawiać to zajęłoby to jej pół życia, jak nie całe. Poza tym zbyt często przemawiał za nią egoizm i myśl o własnym tyłku, przez co najzwyczajniej w świecie nie miała czasu na myślenie o innych. Bidulka. - Dzięki, na pewno w przyszłości skorzystam - uśmiechnęła się krzywo, ale nie był to wcale złośliwy grymas. Należał raczej do tych zadziornych, szukających zaczepki albo czegoś jeszcze innego. Założyła teraz sobie ręce na biodra, przez co wyglądała jakby rugała właśnie małe dziecko. Nie miała nic przeciwko temu, że świdrował ją swoim wzrokiem. Co lepsze, sama zaczęła robić to samo, a uśmiech na jej twarzy się poszerzył. Już jej jakoś przeszła ta dziwna chęćv zepchnięcia go do wody. - Hm, a wiesz co by było najlepsze? Gdyby w tym wspaniałym miejscu znalazła się odrobina alkoholu. Tak na rozluźnienie, wiesz - spojrzała na niego wymownie. Wszak wódka, uniwersalny język. W nim wszyscy gadali. Poza tym alkohol poluźnia języki, rozluźnia krawaty i rozpina rozporki, ale nie galopujmy już tak naprzód. Jej też się coś od życia należało, a nie pogardziłaby butelką piwa. Albo pięcioma. W dodatku towarzystwo też by jej się przydało i nie martwił jej jakoś specjalnie fakt, że za towarzysza wybrałaby sobie wroga publicznego numer jeden w przypadku Caspra Villiersa. Właściwie to by jej się nawet podobało. - Szczerze? - spojrzała na niego, odchylając głowę lekko do tyłu. - Sama nie wiem. Może fakt, że mam przebywać w jednym pomieszczeniu z Casprem spowodował u mnie nagłą potrzebę samobójstwa, a Ty właśnie mi w tej próbie przeszkodziłeś. A przecież miałeś pomóc! - stwierdziła z udawaną złością, sugerując że nawet gdyby przez to, że wyrósł tak nagle spod ziemi, wpadłaby do jeziora, strumyka, czy co to tam pod tym mostem było, to wcale nie byłaby zła. - W każdym razie dzisiaj alkohol to mój przyjaciel, któremu spotkania bym nie odmówiła - dodała, kręcąc głową z dezaprobatą dla tego głupiego pomysłu jakim było wybranie się na tą głupią wycieczkę do Japoniii.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Howett wolał przemyśleć sobie wszystko raz, a dobrze, a później już do tego nie wracać. Jeśli Laila go teraz nie chce znać... Cóż, kiedyś na pewno jej przejdzie. Ona zrobiła przecież o wiele gorszą rzecz, wszak dopiero niedawno dowiedział się, iż to ona przyczyniła się do jego kłótni z Jude. Było to co prawda dawno, jednak utrzymywała to w tajemnicy, dopiero niedawno się do tego przyznając. Co chciała w ten sposób osiągnąć? Pokazać, że nie tylko Alan jest takim frajerem, aby ingerować w cudze związki, a nawet je niszczyć? Ech, to wszystko jest dla niego zbyt poważne. Dlaczego nie może zwyczajnie olać wszystkiego wokół? Jest zła, cholernie zła, wściekła. Jednak nie zapominajmy, że Alan na wszystko miał jedną prostą radę. Na każdy problem preferował to samo rozwiązanie - zapić się w cztery dupy. Alkohol to dobry przyjaciel, wszak jest z tobą niemal zawsze, niezależnie od sytuacji. Trudno byłoby radzić sobie bez niego w tych najgorszych momentach życia. Kiedyś na poprawę sposobu wystarczyło mu tak mało, a potem właśnie poznał te specyfiki. Nie miał pojęcia, do której klasy właściwie chodzi mała Villiersówna, choć zdawało mu się, że po wakacjach zacznie siódmą - ostatnią. Jakoś mało go to obchodziło, w końcu to siostra tego frajera. - O tak, masz rację. Ale nie możemy sobie go po prostu wyczarować, niestety - rozłożył ręce w geście bezradności, nawiązując do uwagi dziewczyny odnośnie alkoholu. Jej cudowny braciszek pewnie nawet nie zdążyłby wytrzeźwieć i dupczyłby panienki (a raczej zdesperowane szóstoklasistki, bo żadna porządna go nie zechce) po pijaku, gdyby była możliwość załatwienia sobie procentów za pomocą różdżki. W kółko wypowiadałby pewnie tylko tą formułkę z zaklęciem, nie rozstając się ze swoimi trunkami. Ona chyba miała podobne zdanie, na co wskazuje jej kolejna wypowiedź. W każdym razie Alan poczuł ogromną sympatię dla wielkiej Mini, bo właśnie zdał sobie sprawę, że i ona swojego brata nie cierpi! To się świetnie składa, mogą pójść do jakiejś knajpy, nachlać się wspólnie i poobgadywać tego cwela, a przy okazji obmyślić, jak uprzykrzyć mu życie. Choć Howett z pewnością najchętniej odpłaciłby mu się pięknym za nadobne, czyli ruszył największą świętość Villiersów - ukochaną córeczkę, siostrzyczkę, perełkę, oczko w głowie i takie tam. - Więc chodźmy poszukać jakiegoś baru, gdzie sprzedają sake - oznajmił gryfon, nie dając jej nawet szans na odmowę. Zeskoczył z barierki, jak gdyby robił to już tysiąc razy, wszak faktycznie zdarzało mu się zawędrować w dziwne miejsca i wówczas musiał wykazać się niejednokrotnie sprawnością fizyczną. Poza tym jest w drużynie quiddicha, więc równowagę utrzymać potrafi, bez obaw! Położył dłoń na plecach Mini (hehe) i skierował się wraz z nią w tylko sobie znanym kierunku.
[zt x2] możesz zacząć gdzieś w jakimś pubie/knajpie/barze/cokolwiek xd bo nie wiem, kiedy będę mogła odpisać, ale jak napiszę pierwsza, to podrzucę ci linka!