W końcu po tych całych zwariowanych wydarzeniach w pokoju dziewczynie udało się wyciągnąć Elliotta na spacer. Nie wiadomo jak długi, bo może będą dużo gadać, ale byłoby fajnie. Choć zaczynało się ściemniać, szkoda, ale oczywiście nie przeszkodzi im to. W końcu są na wakacjach, okolica jest oświetlana prze te fajne lampiony, a w wiosce jest na pewno bezpiecznie. A jak napotkają się na jakieś niebezpieczeństwo to mają ze sobą różdżki i będą rzucać jakimiś atakującymi. Szczerze mówiąc co Kayle strasznie się stresowała. Już na pierwszym ich niefortunnym spotkaniu wywarła niemiłe wrażenie na chłopaku, jednak to wszystko polepszyło się w listach, a teraz pokomplikowało. A na balu było mega do czasu, kiedy zaczęły się te straszne rozróby. Taki spacerek dobrze im zrobi, szybciej zasną i ogólnie będą mieli okazję na dowiedzenie się czegoś więcej. No nie, komary zaczęły już atakować, czas założyć na siebie sweter, który wyglądał wręcz masakryczne, oby tylko Elliott się nie przyczepił, że wygląda jak jakaś bezdomna. Przecież wie, że nie powie, przecież wydaje się taki miły, aż ciężko jej to przyznać po ich pierwszym spotkaniu. Szli sobie teraz wolno i spokojnie ścieżką prowadzącą do lasu. Do lasu o tej porze? A jakże! Przecież teraz tylu uczniów i innych turystów przechadzało się tą szeroką ścieżką, więc nie byli sami. - Wiesz, nigdy się nie spodziewałam, że w takich okolicznościach Ciebie poznam. W sensie wyobrażała to zupełnie inaczej, no wiesz. Miałam do napisać do Ciebie, żebyśmy się spotkali w jakiejś restauracji czy coś, a tu nagle razem trafiliśmy do tego samego pokoju, o losie - hyhy, troszkę się Kayle rozgadała, ale u niej to tak zawsze. Jak już wszystko pięknie zacznie się toczyć to wtedy wszystko z górki, normalnie z człowiekiem gadaj, jakby nic się nie stało. Czasem i lekko przesadzi mówiąc o swoim diabelskim hobby czy inne szalone rzeczy uskutecznia, ale to potem! - Ach, no i przepraszam, że wyzwałam Cię od tępych chujków - tak przy okazji, bo teraz jest na to idealny czas. Ciekawe co na to Elliott.
Każda sekunda w oczekiwaniu na reakcję Kayle wydawała się być wiecznością. Czy to jakiś przełom? Elliott miał głęboką nadzieję, że i ona nie chce zaprzepaścić tej znajomości. To tylko jeden mały incydent, który nie będzie miał więcej miejsca! On może obiecać, może ją przekupić ciasteczkami chińskimi (choć zdawało mu się, że ciasteczka chińskie są w Chinach, ale być może coś mu się pomyliło, a nazwa to tylko taka zmyłka), może przeprosić! Cokolwiek, tylko niech w końcu będzie jakiś postęp. Progres. No wiecie, wszystko, byleby nie siedzieć tutaj i nie patrzeć na nią jak głupek. W końcu zaproponowała spacer. Nie odpowiedział nic, bo bał się, że głos zacznie mu się trząść albo powie coś nie tak. Zamiast tego pokiwał tylko głową i zebrał się do wyjścia. W jego słowniku "zebrać się do wyjścia" oznacza wstać i podejść do drzwi, co nie obejmuje żadnych dodatkowych czynności. Dlatego też, w przeciwieństwie do dziewczyny, nie pomyślał o żadnym swetrze! Wróci zapewne cholernie zmarznięty i pogryziony przez komary. Jednak on się wcale nie będzie przejmował! W końcu dla niego nie to liczy się najbardziej. On chce tylko coś wyjaśnić, bo nie wie, jakie teraz właściwie mają relacje. Chce tylko wiedzieć na czym stoi... Więc także pożegnał się z pozostałymi lokatorami domku numer siedem, po czym ruszył za Kanadyjką z listów. Idąc drogą zastanawiał się, czy powinien przerwać ciszę, która jednak na chwilę zapanowała i dręczyła jego uszy. Niby wokół ćwierkały ptaki, rozmawiali ludzie, ale nie mógł znieść, że nie słyszy nad sobą jakiegoś wesołego trajkotania lub sam nie gada tyle, że aż brakuje mu tchu. Wreszcie odezwała się Kayle. Uff. - Też się tego nie spodziewałem - w gruncie rzeczy to może nawet lepiej, że trafili do jednego domku? Gdyby spotkali się sam na sam, to chyba by się zestresował i kto wie, co wtedy by było! A tak pełny luz, wszystko szło dobrze, przynajmniej do momentu kiedy okazało się, że tą głupią idiotką z korytarza jest Kayle. - I ja przepraszam, że nazwałem cię... Eeee... - Bennett nie mógł sobie już przypomnieć, jak ją nazwał! W każdym bądź razie czuł się już nieco pewniej i nawet przeszły mu nerwy, bo jednak przez chwilę bał się, że dziewczyna wyciągnie różdżkę i zacznie miotać w niego zaklęciami. A on swojej nawet nie zabrał! - Nie pamiętam jak, ale przepraszam! Gdybym wiedział, że to ty, w życiu bym cię tak nie nazwał. Cofam wszystko złe, co o tobie powiedziałem! Liczył jednak na to, że Walsh będzie tą Walsh z listów, nie tą z korytarza. I jeszcze będą razem chodzić po Japonii, kupować pamiątki i robić origami, czy coś takiego.
W duchu oczywiście bardzo się cieszyła, że poznała Elliotta. Może nie tak jak to zaplanowała, ale już mają za sobą te całe ceregiele, oby. Musi przyznać sobie racje, że ten pomysł z wyjściem na spacer był trafny, a przynajmniej tak Kayle się zdawało. Kurczę, tak strasznie się boi, że znowu coś niemiłego odstawi, albo zobaczy jakąś jaszczurkę i od razu zapomni o swoim towarzyszu i skupi się tylko na tym jak upolować to małe stworzonko, które potem mogłaby pociachać i podziwiać te piękne wnętrzności, stop! Trzeba coś zrobić, znowu. Na Merlina, Bennetowi chyba nie podoba się ta wycieczka. No nie, znowu wina Kayle. Myśl, myśl. Co by tu jeszcze powiedzieć? Przecież w listach tak doskonale się rozumieli. A teraz? Oczywiście, że nadal towarzyszy ten stres, ale ile on ma jeszcze trwać? Może dla chłopaka to wszystko przerasta? A o tym nasza kochana kanadyjka nie pomyślała. Ona jak już w coś się zaangażuje to trudno ją do tego zniechęcić, taka prawda. Więc tak czy siak dogada się z Elliottem i jeszcze będą beztrosko podróżować po całym świcie, o! - Nie wydaje Ci się to czasem śmieszne? - odparła już nieco pewniejszym głosem w stronę puchona - Ta cała na początku, potem listy, bal, który był wielką katastrofą, a teraz razem dzielimy pokój w pokoju - hyhy, to takie śmieszne, a jednocześnie trudne do ogarnięcia, chyba, że tylko dla Walsh.
Elliott zawsze wyobrażał sobie zupełnie inaczej ich pierwsze spotkanie. Tymczasem okazało się, że ono wcale nie było pierwsze! Gdyby wtedy na hogwardzkim korytarzu wiedział, że ma do czynienia z Kayleigh Walsh, nigdy nie zwymyślałby na nią. Jednak było za późno - co się stało, to się nie odstanie! Teraz zaś szedł tuż obok niej, gorączkowo myśląc, co powiedzieć. Dręczyło go okropne uczucie, że mógł od samego początku uważać na wszelkie rudowłose dziewczyny - przecież pisała mu w listach, jaki ma kolor włosów! Kiedy dowiedział się, że znajduje się w Hogwarcie, powinien był od razu włączyć w głowie jakiś alarm. Ech, ten Elliott! - Nono, masz rację. Zupełnie, jakby specjalnie nas tak przydzielili! Ale oczywiście to był przypadek, bo przecież nikt nie wiedział, że korespondujemy. Znaczy komuś na pewno mówiłem, ale ten ktoś na pewno nie przydzielał pokoi - rozgadał się Bennett, którego z minuty na minutę opuszczał stres. Huh, najgorsze już za nimi! Zaskoczyła go ta cała sytuacja, dlatego tak spanikował. Faktycznie zaczęła go przerastać, ale jako osiemnastolatek powinien sobie z tym poradzić! Są gorsze rzeczy. - Jak kiedyś będę miał dzieci, wiesz, jak już skończę studia i te sprawy, to im opowiem tę historię. Na Merlina, ale superowo! O tym można by książkę napisać, serio! Rozentuzjazmował się, bo kiedy do głowy wpadło mu, że mogą to wszystko opisać i zarobić dzięki temu kupę galeonów... Uch, takie coś na pewno by się sprzedało! Założyliby z Kayle własne wydawnictwo, przy czym nie zajmowaliby się książkami nazbyt realistycznymi, bo takie są nudne. No chyba, że mowa o fizyce, chemii i innych takich, tutaj można by zrobić wyjątek! - Hej, myślisz, że w tym lesie są poziomki? Co prawda to Japonia, nie wiem jakie rośliny tutaj rosną, ale na pewno niektóre mają całkiem jadalne owoce! - zawołał Elliott, patrząc na jedno z drzew wiśniowych, które pięknie prezentowało się tuż przy dróżce.
dobre posty piszesz przecież! ja przepraszam za tempo :c
Ten pomysł z książką nie jest taki zły. Kurcze, ale fajnie by było, gdyby Elliott i Kayle ją napisali, a kto wie, może zostałaby okrzyknięta mianem bestselleru? Wtedy to by się mega cieszyli. A szczególnie Kayle, bo dla niej napisanie książki graniczyłoby z jakimś cudem. Trzeba przyznać, że dziewczyna mało czyta, smuteczek. Te treningi quidditcha są takie czasochłonne i nie ma po prostu na przeczytanie jakiejkolwiek książki. To znaczy teraz ma, bo są wakacje, ale najprawdopodobniej będzie szlajała się gdzieś z Elliottem po wiosce i robiła z nim piżama party, które będą trwały do bladego rana, hihi. Chociaż, gdyby Bennet ją przekonał do książek to może by wzięła jedną i poświęciłaby te kila dni? Na treningach mogłaby nawet czytać. To się da załatwić! A jak już napiszą tą książkę to nie dość, że będą taplać się w galeonach to jeszcze pojadą w dziką podróż po Amazonii, cudownie! Kolejna książka będzie się kroić. Ojej, może niech oni zostaną jakimiś światowej sławy podróżnikami i wydadzą razem jakieś poradniki o tym jak być dobrym poszukiwaczem przygód lub coś w ten deseń? Genialny pomysł! Elliott Bennet i Kayleigh Walsh podbijają dziką Amazonię. Chyba, że podczas tych super podróży wezmą ślub u jakiegoś szamana i będą mega szczęśliwi, Elliott i Kayleigh Bennet, jejciu. - Nono, aż miło będzie to wspominać - odparła, a następnie rozejrzała się po okolicy. Fajne te lampiony, może jak się Walsh zechce to taki sobie zrobi. I dla Elliotta oczywiście, co by nie wracał po ciemku. - No, ja jak też będę miała dzieci to im opowiem tą zwariowaną historię. To znaczy zanim skończę studia o ile na nie pójdę, bo znając mnie to nie będzie mi się chciało. Chyba pozostanę przy Quidditchu, bo tylko w tym jestem dobra. W tym roku cudem te egzaminy zdałam, w ogóle się nie uczyłam. Ale to bardzo źle, bo dzieci będą brały ze mnie zły przykład, a przecież nie chcę, żeby skończyły na ulicy i żebrały o galeony, bez dachu. Na Merlina! To by była jakaś katastrofa. Chociaż ojciec może ich poratuje. Na pewno, bo będzie odpowiedzialny i taki dobry jak ty, no a wtedy pojedziemy do Twojej rodziny i oznajmimy im, że zostali dziadkami - STOP! Co ta Kayle gada. Matko, taka kompromitacja. Jak dobrze, że w ostatniej chwili zorientowała się, że takie głupoty plecie. Z tego stresu aż pobladła, a ręce zaczęły jej się pocić. - Ten pomysł z poziomkami jest jak najbardziej trafny, emmmm no i ogólnie zapomnij o tych bzdurach - szybko z siebie wyrzuciła i nagle zboczyła ze ścieżki w celu poszukania jakiś poziomek. Weszła w głąb lasu. Niestety nici z poziomek, same pokrzywy, oj nie dobrze.
To wyśmienity pomysł! Będą sobie podróżować po świecie, a przy tym pisać książki o krajach, które zwiedzili. Opiszą wszystkie swoje przygody - o tym, jak brali udział w wyścigu kangurów, choć przecież nie są kangurami, albo o polowaniu na smoki w Rumunii. Zwiedzą cały świat, nawet najbardziej zapomniany zakątek. Jednak przede wszystkim - odszukają zaginioną Atlantydę! Czy coś w ten deseń, w każdym razie Elliott czytał kiedyś książkę o pewnej krainie, która została ukryta przed ludźmi, właściwie to chyba tyle tylko pamięta. A Elliott i Kayleigh Bennettowie? Kiedyś na pewno wezmą ślub, którego udzieli im właśnie szaman, wszak nie na darmo każdy w "Do kogo pasujesz?" pisze Ci, że do mnie! No ale dobra, wróćmy do postu właściwego. Szkoda tylko, że żadne z nich nie podzieliło się swoimi rozmyślaniami, bo może atmosfera całkiem by się rozluźniła, gdyby zaczęli pleść trzy po trzy. Zresztą chwilę później faktycznie Walsh zaczęła mówić o totalnych głupotach, co Bennett skwitował tylko uśmiechem. Gdyby był mniej elliottowaty, uznałby tą wpadkę za całkiem uroczą, jednak zamiast tego stwierdził, że była TOTALNIE SŁODKA! Oczywiście nie powiedział tego na głos, wolał nie mówić, ale Kayle z minuty na minutę wydawała mu się jeszcze fajniejsza, niż w listach. Mogliby razem zawojować świat! - Po pierwsze, musisz zacząć studiować. Skończenie nauki oznacza wyjazd z Hogwartu! Prawda? A po drugie, najpierw powiemy moim braciom o ewentualnym potomstwie - powiedział w gruncie rzeczy z lekkim rozbawieniem, choć nie był pewien, czy dziewczyna dosłyszała ostatnie zdanie, gdyż zboczyła nagle ze ścieżki w poszukiwaniu poziomek. Wpierw cały czas szedł prosto, a dopiero po chwili zorientował się, że Kanadyjki obok niego nie ma, więc dogonił ją szybkim krokiem. - Auu! To kłuje! Kayle, chodźmy stąd, tutaj są pokrzywy. - zaczął jęczeć, gdy tylko znaleźli się głębiej, a zamiast obiecanych poziomek, natrafili wprost na parzące roślinki. Dopiero potem Elliott zorientował się, że gdyby szedł ścieżką, tak jak jego towarzyszka, to nie miałby na co narzekać. Wszedł zatem na właściwą drogę, a po chwili zapytał jeszcze wesoło, bo jakoś wątpił, aby ktoś ich w tym momencie zaatakował: - Myślisz, że czają się tutaj jakieś potwory?
Na Merlina, to będą najlepsi podróżnicy na calutkim świecie. Każdy czarodziej będzie znać ich nazwiska (uhuhu będą sławniejsi niż Potter) to jeszcze może założą jakiś mugolski program o ich podróżach? Ojejciu, to już sława na wysoką skalę. Oby tylko ich to wszystko nie przerosło lub nie zgłupieli przez tą sławę, a wiadomo co ona robi z ludźmi. Chociaż Elliott wydaje się być osobą dla której rozgłos nie jest najważniejszy, nie mylę się? W przypadku Kayle to raczej minimalna nowość, bo sama się nakręciła ta to, że zostanie słynną gwiazdką quidditcha i przy okazji będzie załatwiać wejściówki dla całego klanu Benntetów! Najwyżej chłopak ją uspokoi tą sławą, bo przecież w tym podróżniczym duecie musi być jakaś osoba rozważna. I to raczej będzie Bennet. Walsh jest za bardzo rozbiegana, od razu chciałaby poznać wszystkie sekrety Amazonii czy zagubionej Atlantydy. Jak na razie puchon nie poznał jej od tej drugiej strony, będzie musiał się na to psychicznie przygotować z resztą może zaczerpnąć od jej znajomych z drużyny kilka opinii o panience Walsh. Najczęściej określają ją mianem zwariowanej sadystki (to przez te żaby!) lub wiecznie naćpanej. Niestety przy Elliocie musi się jakoś zachować, w końcu to on ma być ojcem jej przyszłych dzieci i nie może go teraz spłoszyć swoim zwariowanym uosobieniem. Właśnie! Co na zrobiła? O Jezusie Świebodziński, teraz będzie przez ten cały uroczy wieczór zadręczać się, że palnęła taką głupotę. Chociaż to nie było głupota, bo to na pewno się stanie, rodzice Elliotta jak i Kayle zostaną dziadkami i zrobi się mega wesele w jakiejś dżungli bez rodziny tylko jakiś dzików, którzy na koniec okażą się kanibalami, więc będą mieli kolejną zaliczoną przygodę życia. Ojejciu,ale oni będą mieli ciekawe życie. No i oczywiście quidditch, bo o nim nie może zapomnieć. W końcu tak będzie zarabiać, chyba, że w tej całej karierze noga się potknie. W ogóle ona sama nie wie co będzie robić w przyszłości. A może zostanie po prostu nauczycielką quidditcha? Stop! Nic nie wiemy! To znaczy wiadome jest to, że dołączy do Bennetów, o! - Wiem, wiem, już wychodzę! - krzyknęła, a następnie odeszła z miejsca, gdzie poparzyła sobie nogi i pognała w stronę Elliotta. - Potwory? - zdziwiła się, a następnie przeczesała wzrokiem całą okolicę. Ściemniało się, zaś cienie drzew padały prosto na drogę, trochę to strasznie wyglądało, ale przecież dyrektor ich nie posłał do żadnej pułapki jakiejś bestii. - A nawet jeśli są, to byśmy przeżyli pierwszą przygodę życia, razem. Czaisz, jakiś potwór wyskakuje nagle zza drzewa i robi takie głośne RAAWRAAAAAARR, a potem tobie odgryza nogę zaś mnie gdzieś wiesza na drzewie i sieje twerror po całej okolicy, ale my się nie poddajemy tylko próbujemy go złapać. Ty jakoś idziesz bez jednej nogi lub masz ze sobą jakąś miotłę, a ja uwalniam się z pułapki i BAM, potwora nie ma, bo go załatwiliśmy i potem jesteśmy mega sławni, no! - oj, coś nam się tak Kayle rozgadała i w dodatku tak śmiesznie gestykulowała i tak śmiesznie udawała niektóre dźwięki, no śmiesznie! - Lub tutejsi straszą jakimś wyimaginowanym potworem, ale stawiam na to pierwsze! - teraz Elliott powinien się jej bać, zaczyna świrować. - Ale nie wierz mi, ja gadam to co mi przyjdzie na język, z resztą mogłeś kilka razy usłyszeć, ojej znowu się rozgadałam, przepraszam Elliott, ja nie mogę się z tym powstrzymać. Trajkoczę i trajkoczę, już się wyciszam - no! W końcu skończyła, powodzenia!
Czy to zbieg okoliczności? Czy może przeznaczanie? Obie opcje są możliwe, ale Elliott myślał dokładnie o tym samym! Darmowe wejściówki na mecze quiddicha, para słynnych podróżników, opisywanie swoich przygód w książkach... Stwierdziłby pewnie, że to jakaś nadludzka więź, może telepatia, gdyby wiedział, że w głowie Kayle czają się niemal identyczne myśli. Być może faktycznie byłby tym bardziej okiełznanym w ich związku, wszak nie zachowywał się, jakby miał adhd, a na wszystko znał umiar. Był wyważony, a taka szalona żona u boku, mogłaby mu urozmaicić życie! Jednak czuję, że do tego jeszcze daleko. Ślub będzie dopiero za kilka lat, a oni znają się jedynie z listów. Przecież sytuacja, która zaistniała w Hogwarcie, skutecznie utrudniła im spotkanie się w dogodnych warunkach, lecz może to było zaplanowane z góry? Taka próba czasu. Kiedyś Elliott oglądał takie przedstawienie, w którym dwoje ludzi przechodziło różne trudności, ale na końcu byli razem. Niestety, zna tylko ogólny jego opis, a kompletnie nie ma pojęcia, co się na nim działo, gdyż zasnął. Poprzedniej nocy nie mógł spać, bo sowa waliła mu w okno, żeby jej otworzył, a on myślał, że to wyjątkowo złośliwy upiór i przeraził się do tego stopnia, że chodził po pokoju zmartwiony, nie chcąc zbudzić innych. Na pewno z Kayle nie dadzą się nikomu zastraszyć w tak głupi sposób, bo oboje będą superbohaterami i nikt nie będzie w stanie im podskoczyć! - No! Te potwory będą straszne, ale razem damy im radę. Superduet Bennett i Walsh! Wiesz, może powinniśmy zacząć już rozdawać autografy i robić sobie pamiątkowe zdjęcia z przechodniami? Za kilka lat, kiedy już będziemy sławni, będą warte fortunę! I niektórzy będą mogli pochwalić się, że znali nas przed tym, jak staliśmy się słynni na cały świat - bardzo trafnie zauważył Elliott, zabawnie marszcząc przy tym czoło. Potem przeniósł wzrok na jakąś kobietę, a następnie porozumiewawczo spojrzał na Kanadyjkę. Gdyby ta Japonka mogła przewidzieć przyszłość, ach! Rzuciłaby się na nich, a potem wystawiła na jakiejś aukcji ich podpisy. Wystarczyłoby jej pieniędzy do końca życia! Bennett nie patrzył na to w ten sposób, że będzie znany i bogaty, raczej chodziło mu o to, że w ten sposób pomoże tysiącom ludzi. Ustawi się obok nich, oni będą mieć aparat, pstrykną zdjęcie, sprzedadzą je i będą mieli forsę już do końca życia. No czy to nie jest cudowne? O wiele bardziej pomocne, niż te wszystkie akcje charytatywne, czy coś takiego! Tylko najpierw muszą stać się sławni... - Właśnie za to cię lubię! - odparł dziarskim tonem, a przy tym zrobił taką minkę, jaką ma w podpisie. No uroczy! Co prawda pierwsze wrażenie, jakie wywarła na nim Walsh, nie było zbyt dobre, ale po tym spacerze postanowił zapomnieć o tamtym zdarzeniu. Kto wie, może kiedyś nawet da dziewczynie przeczesać sobie jego loczki dłonią, jeśli będzie chciała. Taki amant z niego! - Ojejej, już ciemno się robi. Myślisz, że będziemy potrafili znaleźć drogę powrotną? - zapytał z obawą w głosie, ale zaraz potem się rozchmurzył - Na pewno będziemy umieli! A nawet jeśli nie, to przynajmniej nasi współlokatorzy niech się trochę o nas pomartwią. Dobrze im zrobi.
Są do siebie podobni i to cholernie. To znaczy nie z wyglądu, ale myślą podobnie i tym podobne. Krucze, gdyby Kayle mogła usłyszeć myśli Elliotta to w stu procentach by się z nimi zgadzała. Czy nie wydaje się to trochę straszne? Dla dziewczyny to na pewno super sprawa, nie wie jak z chłopakiem. Ona od zawsze o czymś takim marzyła - rozumieć się z kimś doskonale. A przecież mieli takie niemiły start, co to życie robi z ludźmi, pisze wiele scenariuszy. Nawet ta cała sytuacja trochę przypomina jakąś wenezuelską opere mydlaną. Obydwoje poznają się w niekorzystnych warunkach, leje się krew, potem w tajemniczy sposób zaczynają na nowo tworzyć ze sobą relację poprzez listy, wielkie spotkanie, niemiłe rozczarowanie, poważna akcja, no i w końcu to niefortunne zdarzenie w pokoju i co dalej? Cóż, jak już wcześniej wspominałam, życie pisze wiele scenariuszy, a dla Kayle i Elliotta to nie jeden już napisało, jest ich setka, jednak trzeba to rozegrać, zupełnie inaczej, nieświadomie. Dobra, kończę, bo już piszę ja jakiś poważny filozof, hehe. Właśnie! Kayleigh mogłaby zostać filozofem. No wiesz, zamieszkać w lesie, wybudować jakiś szałas bez użycia magii i wieść życie wesołego tubylca. Może przekona Elliotta i teraz sobie taki szałas wybudują? Doskonały pomysł, szkoda tylko, że się ścieniało, a rudej zaczęło być zimno, głupi sweter nic nie daje. Użyją trochę magii, może jakieś ognicho sobie zrobią? Chociaż to zły pomysł, w końcu to bardzo ładny las, aż żal rozpalać. - No jasne że damy rade - dopełniła zdanie Elliotta, bo lubi to robić, czasem i jest to bardzo upierdliwe, ale można się przyzwyczaić. Przynajmniej jej przyszły mąż musi, hehe. Nawet jakby pojawił się jakiś potwór, zaś puchon po prostu nie dałby rady to kanadyjka zawsze go obroni, nawet gdyby miała odciętą nogę i takie tam, cóż za heroizm! Trzeba będzie przygotować jakąś odznakę za wyjątkowe zasługi dla świata! I oczywiście bardzo trafny pomysł z tymi autografami! W końcu to oni będą tym sławnym małżeństwem podróżującym po całym świcie, wielcy poszukiwacze przygód. Taktak, będą od dziś rozdawać autografy. Miała już nawet podejść do tej starej kobitki, jednak ta wydawała się strasznie podejrzana, patrzyła się tak dziwnie na nich, coś musi knuć, a to wredne babsko. To znaczy nie wredne, bo dokładnie jej nie znają, ale kto wie. - Ojej, dzięki - aż się zawstydziła, a to nie w jej stylu. Nawet tak uroczo się zarumieniła, jednak starała się to jakoś ukryć, nie będzie przecież wsi robić! - Na pewno! A jeżeli nie to umiesz się przecież teleportować, no nie? Wszystko będzie dobrze, weźmiemy nawet ze sobą te lampiony - eheheh ona to zawsze znajdzie jakieś rozwiązanie, grzeczna Kayle. Przy niej Ellott na pewno nie zginie.
Gdyby Elliott nie rozczesał włosów i pomalował się na czarno - proszę, tubylec jak znalazł! Nadawał się do tego w stu procentach, tak właśnie! Więc może mogliby sobie z Kayle wybudować taki szałas. Gdyby wiedział wcześniej o takim planie, namówiłby Kanadyjkę na pójście na super ekstremalną wycieczkę, mającą na celu zdobycie szczytu góry Fuji, na którą wybrało się zarówno wielu Hogwartczyków, jak i przyjezdnych. Podobno tam należało zbudować taki szałas, więc mieliby w tym już jakieś doświadczenie, może nawet wprawiliby się i następnym razem poszłoby im to szybciej? Niestety, przepuścili tą okazję, jednak podczas swojej podróży dookoła świata na pewno jakiś przyjazny człowiek ich nauczy! Będą mieli w końcu dobre relacje z przywódcami plemion wszelakich, jako że w różnych zakątkach świata mieszkają różni ludzie. Może nawet odkryją bezludną wyspę, którą nazwą złączeniem własnych imion? A propo zimna... W przeciwieństwie do Kayle, Elliott wcale nie pomyślał o tym, aby założyć sweter. Przemarzł już pewnie dawno, ale na szczęście tego nie odczuwał, gdyż był tak zajęty myśleniem o szalonych planach, które zrealizuje wraz ze swoją towarzyszką, a także rozmową z nią samą, że niemal zupełnie ignorował chłód, który go otulał. Komary również go pogryzły, ale co on się będzie martwić! Na to przyjdzie czas później. Spokojnie, Bennett przyzwyczai się do wszystkich dziwactw swojej żony, tym bardziej, że on sam sporo takich miewa! Na szczęście dla Walsh, nie zauważył jej rumieńców, bo było zbyt ciemno, jednak gdyby je dostrzegł, na pewno uznałby je za urocze. Ogólnie uważał ją za sympatyczną osóbkę, choć za nic w świecie nie powie tego na głos! Jeszcze za wcześnie, denerwowałby się bardzo, zresztą co by sobie pomyślała dziewczyna, gdyby ni stąd, ni zowąd wyskoczył z takim komplementem? Uch, czasami ta jego początkowa nieśmiałość i ciamajdowatość potwornie przeszkadzała. - Nie, Kayle, nie potrafię się teleportować - oznajmił, trochę dramatycznie, choć nic nie wskazywało na to, aby naprawdę się tym przejął. W końcu ma rację dziewczyna, najwyżej wezmą ze sobą lampiony, z nią nie zginie! I ona z nim również, chociaż tutaj można byłoby polemizować, hehs. Jednak jeśli już Elliott się zaweźmie, to nie ma zmiłuj! Już nieraz uratował damę z opresji, taki był dzielny. Jeden raz we wrzeszczącej chacie i jeden, kiedy jakaś puchonka próbowała popełnić samobójstwo. Przynajmniej on tak sądził, bo tak naprawdę to ona opierała się jedynie o barierkę, ale przynajmniej podbudowało mu to samoocenę. - Wiesz, nauczymy się teleportacji razem! Będzie raźniej, no i nie będę musiał używać teleportacji łącznej w razie czego.
Kayle to już wygląda jak jakiś tubylec. Ta wiecznie roztrzepana, ruda grzywa, jakieś dziwne swetry szyte przez jej kochaną mamusię, w kieszeniach zawsze znajdzie się jakaś zdechła jaszczurka, fuj. Serio, Elliott powinien się jej bać, no bo kto normalny nosi przy sobie nieżywe stworzenia, groza. Strach się bać! Kayleigh Walsh, koszmar niewinnych puchonów. Fajnie, że w tych listach spoilerowała o swoim super hobby, po którym sama boi się łazić po ciemku. Właśnie, już jest ciemno. Fajnie, że sobie o tym przypomniała. Teraz to na pewno nie zaśnie, będzie wyć do księżyca i przepraszać wszystkie bóstwa za to jaki los wyrządziła tym biednym stworzonkom. Co one takiego zrobiły dziewczynie? Nic. Zupełnie nic. Po prostu łaziły sobie po ziemi szukając jakiegoś pożywienia czy też były w trakcie kopulacji (fujka, co ja piszę). Tak czy owak tego nie da się odkręcić, nie wskrzesi tych małych istot. Jednak z drugiej strony to chore uzależnienie, dosłownie. Straszna hipokrytka z niej. Tak wszystkim czaruje, że kocha zwierzęta, robaczki i inne pasikoniki, a sama odstawia jakąś krwawą rzeź. I jeszcze kłamie, że to samo się zrobiło, ale jakieś koleżanki z dormitorium porzucają jej, no incepcja jakaś! I niech to Elliott wszystko ogarnie, a jak da z tym radę to 50 punktów dla hufflepuffu! No musi się przyzwyczajać do jej dziwactw. Czasem są tak dziwne, że aż straszne, powaga. W każdej chwili może zacząć wydzierać się jak dziki orangutan, a jak się czymś mega wkurzy to jest w stanie zdemolować pomieszczenie. Takie to stworzenie z niej. Ale doskonale wiemy, że Bennett da radę! W końcu to on uratował dwie uczennice, które chciały popełnić samobójstwo, i kto tu jest mistrzem! W stu procentach jest idealnym kandydatem na męża, hehe. Dobra, nie wiadomo jak to jeszcze się potoczy. A może Elliott okaże się by homo, woli blondynki od rudych lub od kilku miesięcy jest zaręczony z jakąś tajlandzką księżną, ojej. Boże, dziewczyno nie myśl o tym. Chociaż nie! To nie może tak być. Gdyby nie ten list, to by w ogóle się nie znali, jeszcze razem są w pokoju, NO PRZEZNACZENIE! Oni są stworzeni dla siebie. A jednak Walsh miała rację. Na tym świecie jest jakaś druga połówka, która doskonale pasuje do dziewczyny. Oczywiście zanim przyjechała do Hogwartu, bo przecież będąc w Riverside nie miała zielonego pojęcia co to i gdzie jest Hogwart. To wszystko jest takie niesamowite! Aż trudno będzie jej się rozstawać z tą szkołą, bo przecież będzie musiała wracać do Kanady. Och nie, co będzie z Elliottem? Tak po prostu go zostawi? No nie może przecież! Dobra, są wakacje, jeszcze rozgrywki się nie zaczęły, to dopiero początek, hehs. - Jak to nie umiesz? - no zdziwiła się, bo lubi. Kto jej zabroni. Ale super Kayle zawsze coś wymyśli, to sobie wrócą piechotą, będzie romantycznie, ochjejujeju. - Nonono masz rację! Nauczymy się! To znaczy ty na pewno, bo mi się pewnie nie będzie chciało, ale pewnie coś mnie zmotywuje i się nauczę, chociaż nie wiem, te lampiony są takie ładne no i ogólnie Japonia jest mega... - trajkocze i trajkocze i nie wiadomo o czym. No to powodzenia Elliott!
Och, z pewnością nikt normalny nie nosi przy sobie martwych zwierzaków. Kayle również nie zaliczała się do grupy normalnych, ale o Elliocie też nie można tego powiedzieć! Miał lekkiego bzika na punkcie tych swoich marzeń, czasem mieszały mu się nawet z rzeczywistością. Idzie ulicą, a wydaje mu się, jakby maszerował autostradą pełną niebezpiecznych, mugolskich pojazdów. Chociaż o wiele częściej zdaje mu się, że przemierza Drogę Mleczną - a przecież kosmos jest tak bardzo odległy! Jeśli Walsh zaakceptuje jego dziwactwa, on zaakceptuje jej. Właściwie nie do końca wiadomo, jak zareaguje na nietypowe hobby dziewczyny, bo przecież jest ono dosyć... drastyczne. Jednak w miłości człowiek jest zdolny do wszystkiego! Ale może nie zapędzajmy się, przecież to nie miłość (jeszcze), ledwie się znają. Tak na marginesie, zapewniam, że Elliott nie okaże się homo, choć można czasem odnieść takie wrażenie, bo podejścia do kobiet to on nie posiada wcale! W głębi duszy to na pewno romantyk, jednak jeśli faktycznie tak jest, to jego drugie ja jest zakopane pod grubą warstwą ciamajdowatości. Nie ma dla niego znaczenia kolor włosów, a jeśli chodzi o tajlandzką księżną, to będzie z nią zaręczony tylko wtedy, gdy Kayle nią zostanie! Podczas podróży do Tajlandii wykręcą numer tego tysiąclecia i podszyją się pod parę królewską, dzięki czemu zyskają kupę forsy, a wszystko wydadzą na superowe prezenty dla znajomych. No, bo jak to tak - żadnej pamiątki po wycieczce nie przywieźć? Wstyd! Ach, a Elliott nie pozwoli Kayle odejść. Nienie, nie kiedy już się spotkali i polubili - miejmy nadzieję, wszak to dopiero pierwsze spotkanie po ich potyczce słownej. Jeśli nawet nie pierwsze, to podczas poprzednich byli wrogo nastawieni, więc się nie liczą! - No masz rację - odpowiedział Bennett, bo już nie nadążał za kolejnymi wypowiedziami Kanadyjki, wszakże faktycznie trajkotała jak mało kto! W każdym razie wciąż myślał, jak to superowo będzie, kiedy już nauczą się teleportacji. Jednak plan używania jej podczas podróży dookoła świata zupełnie odpadał, nienie, przecież to żadna frajda, teleportować się z jednego miejsca w drugie. Gdzie w tym wszystkim jazda na grzbiecie słonia, przebrnięcie przez okrutne moczary lub przelot nad aktywnym wulkanem? Bez ryzyka nie ma zabawy! Elliott nie myślał o tym tak otwarcie, osobiście nie lubił ryzyka, przynajmniej jeśli chodzi o definicję słownikową. Sam niejednokrotnie dał się mu ponieść, ale nie nazywał tego tak. Zamiast tego używał raczej słowa "przygoda", to brzmi o wiele przyjemniej i bezpieczniej. - Ja cię zmotywuję! Poza tym jutro musimy wyruszyć na jakąś pieszą wycieczkę, nie sądzisz? Wiesz, zgarniemy po drodze jeden lampion... i pójdziemy gdzieś w góry, nad jezioro, gdziekolwiek! Weźmiemy koc i zrobimy sobie piknik, taki jak był na początku, a nawet jeszcze fajniejszy! - oznajmił entuzjastycznie, zadowolony z własnego pomysłu. Wtedy już pierwsza przygoda będzie za nimi!
Idealnie dziwacy się dobrali. Mądra sowa Kayle wiedziała gdzie wysłać ten list. A właściwie to do dziś nie wie kto pierwszy rozpoczął tą szaloną korespondencję. Niemniej jednak to bardzo ciekawe, bo jak będą razem wspominać to powstanie pewien konflikt o to kto zaczął, chyba. Oby jednak do tego nie doszło. Obydwoje są na tyle dojrzali, że nie pożrą się o taką błahostkę. A przynajmniej Elliott, bo Kayle jak się wkurzy to by raczej nie darowała. Na pewno zaakceptuje jego dziwactwa. Wszak ślub i te inne sprawy dopiero za kilka ładnych lat to już trzeba na początku orientować się w tym wszystkim, żeby Elliott nie okazał się być jakimś psychopatą. A gdyby okazała się, że jest jakimś kryptogejem to cały światopogląd Kanadyjki ległby w gruzach (z resztą i tak mój legł jak się dowiedziałam, że Xavier Dolan jest homo, forewah alone). Ale tak nie jest i nie będzie, więc nie ma się czym martwić, o! Taktak! To będzie mega ślub o jakim każdy poszukiwacz przygód marzy. Potem wyjadą na jakąś dziką wycieczkę do Amazonii i będą ujeżdżać dzikie zwierzęta, a potem przebiorą się za tubylców i będą straszyć turystów. Cudowna przyszłość się kroi. Jeszcze tylko kilka lat, chyba zacznie skreślać dni w jakimś kalendarzyku czy coś. Dobra, nie, bo przerodziłaby się to w jakiegoś bzika na punkcie Bennetta. Swoją drogą dziewczyna ciekawa jest co teraz myśli o niej puchon. Po jej zachowaniu może mieć mieszane uczucia. O nie! Penie ucieknie zaraz z krzykiem i już więcej się do niej nie odezwie. To był czarny scenariusz tej jakże pięknej scenki w trakcie drogi do lasu. No właśnie, oni nadal idą w głąb tego lasu. I się nie boją! No, prawdziwi z nich podróżnicy. Może dojdą na górę Fuji, albo odkryją teraz jakiś stary grobowiec z którejś tam dynastii? Jeju, byłoby mega! Ich pierwsza przygoda! Będą musieli założyć jakiś dziennik czy coś w tym stylu, żeby zapisywać to wszystko! - Nononono, byłoby super! Masz rację! Razem damy radę, nauczymy się, będziesz mnie motywował do wszystkiego, a ja Ciebie nauczę jak dokładnie wykonać sekcję żaby - ups, coś jej się wymsknęło, znowu. Och, ta Kayle. Ona to umie wszystko spierdolić. - To znaczy taka sekcja na, tych czekoladowych żabach. Tak! Czekoladowe żaby. No wiesz, z tym kartami, są super! - no, ona to czasem umie wybrnąć jakoś z sytuacji, brawo!
Z pewnością czeka na nich cudowna przyszłość spędzona wspólnie, pełna niezwykłych przygód i odkrywania nowych horyzontów, wzlotów i upadków (choć miejmy nadzieję, że jednak więcej będzie wzlotów), a także dziwnych pomysłów. Tymczasem zagłębiali się coraz bardziej w las, a Elliott marzł, gdyż nie pomyślał o wzięciu ze sobą niczego, co mogłoby choć trochę go ocieplić. Miał również problemy ze wzrokiem, bo nie dość, że za dnia ostrość jego spojrzenia nie jest najlepsza i często musi nosić okulary, to teraz jeszcze się prawie ściemniło. Był facetem, więc dzielnie nie przyznawał się do tego, tylko brnął dalej. Och, oby udało im się stąd pomyślnie wydostać i wrócić do domku, gdzie będzie czekała na nich ciepła herbata i niewielka przekąska w postaci ciastek! Jego uwadze nie umknęła wypowiedź Kayle na temat sekcji wykonywanych na żabach, jednak ta dzielnie się wybroniła, gdyż Bennett niczego dziwnego w jej słowach nie dostrzegł i wcale nie wzbudziło to w nim kontrowersji. Przecież to tylko czekoladowe żaby! Uch, ta Walsh doprawdy zawodowo broni tego swojego malutkiego dziwactwa. - Jeju, sekcje? Nigdy nie robiłem sekcji na jedzeniu! - gdyby nie dodać wzmianki o tym, że ów żaby były z czekolady, osoba trzecia mogłaby doprawdy uznać ich za dziwaków. Najpierw wypruwanie flaków niewinnym zwierzątkom, a potem jedzenie ich? Dobrze, że nikt ich nie podsłuchuje, bo jeszcze mógłby czegoś nie dosłyszeć i wybuchłaby prawdziwa afera! - Kurczę, może wracajmy już do domku, co? Noc w lesie w zupełnie nieznanym miejscu nie brzmi dobrze. Tym bardziej, że nie znamy japońskiego, więc w razie czego nie będzie miał kto nam pomóc! - tak naprawdę to było mu cholernie zimno, ale wolał wymyślić jakąś lepszą wymówkę. Ta perspektywa ciepłej herbaty wydawała się być całkiem przyjemna! Wyśpią się, a jutro z rana coś zaplanują i wybiorą się na superową wycieczkę, na której podbiją całą Azję. Taki z nich zgrany duet, nie ma co! Urocza parka spacerowiczów zmieniła kierunek i wróciła dokładnie tą samą trasą, dzięki której tutaj dotarli. Podczas drogi wesoło sobie gawędzili, planując jutrzejszy dzień, a Elliott co jakiś czas się uśmiechał. To naprawdę dobrze, że sprawa przyjęła taki obrót. Może to nawet lepiej, że początkowo wynikło z tego takie nieporozumienie, wszak teraz z pewnością będą bardziej uważni i bez powodu nie zaczną wrzucać na uczniów z innych szkół!