To pomieszczenie jest przesiąknięte magią związaną z żywiołami, ale również po dwakroć zabezpieczone przed rozprzestrzenieniem się efektów potencjalnie rzuconych tu zaklęć. Gdy za oknem panuje zima, w tym pomieszczeniu jest lato. Gdy na zewnątrz króluje wiosna, tu jesień - wszystko na odwrót. Można rozpalić tu ognisko (w odpowiednim czasie) albo rozstawić namiot.
Nieobowiązkowe kostki na potencjalny dodatek do wątku.
Spoiler:
1, 2 - z każdym Twoim krokiem liście/kwiaty/śnieg (w zależności od pogody) wzbijają się w powietrze i wirują w bezgłośnym tańcu. Mało tego, w trakcie lotu mienią się barwami i wirują tak przez dwa Twoje posty. Kwiaty/korony drzew pochylają się w Twoim kierunku niczym w pokłonie. Pokój zachowuje się tak, jakby czcił Twoją obecność.
3, 4- nadepnąłeś na jakąś gałązkę, z której wydostała się wiązka światła i trafiła Cię, wsiąkając w Twoje ubranie i skórę. Wspomnianą gałązką okazała się niczyja różdżka, która właśnie została bezpowrotnie zniszczona. Od tej pory czegokolwiek dotkniesz (przez dwa następne posty) zamienia się to w kamień. Uwaga! Jeśli dotkniesz żywej osoby, ta stopniowo połowicznie zamieni się w kamień - maksymalnie połowa ciała, najmniej połowa kończyny. Taka osoba musi zostać potraktowana dwunastokrotnym "Finite" albo wizytą w skrzydle szpitalnym.
5, 6 - gdy tylko wychodzisz zaczyna padać deszcz/śnieg/zrywa się wiatr. Cichnie, gdy zaczynasz mówić. Milkniesz - zrywa się wszystek na nowo i tak przez kilka Twoich postów. Gdy jednak zaśpiewasz - wychodzi słońce bez względu na porę roku.
Skłonił się i wyciągnął różdżkę, skierowawszy ją na kolegę, skupił się i bardzo powoli by uczniowie mogli prześledzić tor różdżki, wymówił formułę zaklęcia Oubilette. W tym momencie z jego różdżki wytrysnął strumień wody, rozdzielając się tuż przed Paulem bardzo szybko obejmując go w swe objęcia w kilka sekun zamykająć go w wodnej sferze. - Tak wygląda podstawowa wersja tego zaklęcia, gdy nie posiadacie wokół siebie innych źródeł wody, przez co zaklęcie to jest dość wyczerpujące. Musicie bowiem do energii której wymaga stworzenie sfery dodać własną moc tworząc wodę.Znaczniej efektywniejsze i mocniejsze, jak każde zaklęcie wody jest ono gdy znajdujesz się w pobliżu wody którą możesz wykorzystać w jego kreacji. A teraz pozwólmy Profesorowi kontynuować lekcję. - Mówiąc to ruchem dłoni rozproszył zaklęcie.
A więc mógł zostać! Taki był wspaniały! No dobra, nie był, ale pozwólmy mu tak myśleć. Wiecie, kontakt z rzeczywistością, w chwili upojnej wręcz euforii nie wróży niczego dobrego. Najczęściej bowiem jest równoznaczny z kontaktem z podłogą. Tak silne to przeżycie. Przynajmniej dla Hilla. W każdym razie, rozsiadł się wygodnie, na miejscu stworzonym przez nauczyciela, zastanawiając się, czy zrobił to samą, „czystą magią” czy też było do tego potrzebne jakieś zaklęcie? Tak czy tak. Musiał się tego dowiedzieć, ale wszystko w swoim czasie. Miał nadzieję, że nauczyciel będzie miał trochę czasu po zakończonych zajęciach. Chłopaka też zastanawiała frekwencja, bardzo niska. Wyjątkowo niska, jak na zajęcia Price’a. Zgoda, sam był może na dwóch, teraz trzech, niemniej zawsze było pełno tam ludzi. A dziś? Puchon nie znalazł jeszcze dobrej odpowiedzi na to pytanie, gdy nagle do klasy wparowało kilka osób. Jakaś panna i chłopak – jego akurat kojarzył z Pokoju Wspólnego. Tak, tak Puchon. Tamta dziewczyna, w białych/platynowych (był daltonistą jak każdy facet) chyba też była Żółta. No, ale powróćmy do lekcji. W każdym razie, oboje z nowych wygłosili swoje przemówienia na temat swojej wiedzy z zakresu magii żywiołów, gdy nagle pojawił się prof. Brendan. Tak, jego też znał. Czego on uczył? Chyba też żywiołów, ale głowy nie dał. Co by nie było, widok dwóch nauczycieli na jednych, tych samych zajęciach napawał go trwogą i radością. Okropną radością. Tak okropną, że jego usta wykrzywiały się w coraz większym uśmiechu. Ech. Takie życie, cóż powiedzieć. A gdy dowiedział się o tym, że w dodatku będą się uczyć takich przydatnych w walce zaklęć, jeszcze bardziej się uśmiechnął. W końcu niedługo może dostać zaproszenie do walki w Klubie Pojedynków. Taka magia bardzo by mu się przydała. A to zaklęcie. Było epickie. Do granic możliwości. Zamknąć tak kogoś i koniec. - Przepraszam! – zaczął nieśmiało, podnosząc rękę by zasygnalizować nauczycielom, że to on chciał coś powiedzieć. – Czy to zaklęcie można złamać? To znaczy, czy można je zdjąć, tkwiąc w tym właśnie więzieniu? – zapytał, zbierając nieco swoją rozdziawioną szczękę do kupy. Jak sobie pomyślał o tym, jak to więzienie mogłoby wyglądać, gdyby w okolicy było źródło wody. I dodatkowo rzucał je jakiś naprawdę potężny mag.. Epickość. Epickość level hard.
Och, a więc Price miał o nim aż tak dobre zdanie? Nie powiem, ucieszył się chłopak lekko, co wyraził uśmiechem, kiedy tamten wskazał go jako kogoś kto ewentualnie może jeszcze coś wyjaśnić. No, świetnie. Miał tylko nadzieję, że nikt się do niego z owymi pytaniami nie zwróci. Nie, to że nie wiedział. Po prostu, jego wiedza, dość obszerna btw., była cholernie dziwnie w jego głowie zakodowana. I tak na przykład, on wiedział, że wie. Wiedział także, wszystko o czym rozmawiali na zajęciach w poprzednim semestrze. Nie potrafił tego tylko niestety przełożyć w zrozumiały dla kogokolwiek poza nim, sposób. Tu był problem. Niemniej tej całej Kattie, to chętnie by pomógł z nauką, nawet gdyby sam nie ogarniał. Więc dziś zaklęcia, co? Brzmiało ciekawie, Piątek tylko wyciągnął się na swojej „ławeczce”, stworzonej przez nauczyciela. Przyjemna, ciepła, mimo to jednak pozostał w płaszczu, czapeczce i szaliczku. Tak więc, pozostało tylko czekać na prezentacje zaklęcia. Nie można powiedzieć, że nie robiło wrażenia. Na nim strasznie duże. Aż w jego głowie zrodził się pomysł, na całkiem ciekawy obrazek. Przedstawiający właśnie podobną scenę do tej, którą zobaczył. Jedyną różnicą będzie źródło wody. W dziele Ambroge’a będzie ono spokojnie występowało.. Jeszcze tylko kiwnął głową na przedmówczynie i całkowitego świeżaka na zajęciach u Price’a, tą samą która się w niego wpatrywała ukradkiem, żeby usiadła obok. Bo i czemu nie?
Opadłem cały mokry na posadzkę sali i lekko pokaszlując przeczesałem włosy, mokre i poukładane w artystycznym nieładzie. Uśmiechnąłem się tylko do Aleksandra i dmuchnąłem z ust. Słysząc pytanie Hilla uśmiechnąłem się tylko i opierając się o blat biurka chwilę trwałem w zamyśleniu po czym odparłem. - Każde zaklęcie można złamać, nawet te najbardziej złożone. Oczywiście są odstępstwa od tej listy, jak zawsze zresztą. Te zaklęcie można złamać na 3 sposoby. Pierwszy to użycie identycznego zaklęcia będąc w środku kuli. Wtedy będziemy mogli manipulować swoim więzieniem i przy odrobienie szczęścia opuścić kulę naszego przeciwnika. Drugi sposób to użycie magii ognia. To jest jednak dość ryzykowne i bardzo trudne. Po pierwsze trzeba mieć na tyle mocy w sobie aby wskrzesić ogień w swej różdżce będąc pod wodą. Kolejne wada tej metody jest taka że zanim odparujemy wodę, zostanie ona zagotowana na wrzątek, a my razem z nią. Trzeba wcześniej użyć na sobie jakiegoś zaklęcia defensywnego. No i trzeci sposób. Wręcz samobójczy. Użyć jakiegoś zaklęcia bazującego na elektryczności. Przy odrobinie szczęścia zaklęcie to oprócz uderzenia w nas, walnie również w naszego przeciwnika. To jednak powoduje nokaut obu walczących i wygra ten kto szybciej wstanie. Rozbawiony ze swego ostatniego zdania spojrzałem na twarze uczniów, lekko zmieszane słysząc że każdy sposób złamania tego zaklęcia jest ryzykowny i dość bolesny. uśmiechnąłem się chcąc ich trochę pocieszyć. - Dlatego też, gdy przyjdzie wam walczyć z użytkownikiem tego zaklęcia, lepiej żeby były obok was jakieś inne osoby które mogły by przełamać atak przeciwnika. Wiem że to mało honorowe, wtrącać się do walk innych, jednak jeśli tego nie zrobicie czekać was będzie smutny koniec Nigdy nie wiedziałem co za kretyn wymyślił honor w walce, to zwyczajnie przeszkadzało w pokonaniu przeciwnika. Zwyciężał zawsze ten który cechował się sprytem i siłą a nie honorem i walecznością. Ale cóż zrobić, etyki walk się zmienić nie dało ot tak...
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine uśmiechnęła się na myśl o tym co opowiadał sam profesor. Sama wolałaby aby zajmowali się ogniem i coś spalili, jednakże woda i elektryczność, oraz to jak uwolnić się z takiej kuli było też fajne i można było ten temat przełknąć. Katherine spojrzała ponownie na chłopaka, gdy profesor wskazał na niego, mówiąc, że można się do niego zgłosić po więcej wiedzy z poprzednich zajęć. Ruszyła więc w jego kierunku. -Cześć. Jestem Katherine, czy mogłabym liczyć u ciebie na korepetycje?- zapytała trochę żartem trochę serio. Żartem było to, że dopiero się mu przedstawiała niczym zupełnie obca osoba, bo przecież tego chłopaka już znała i to nawet dosyć dobrze. -Szybko się uczę- dodała nadal obdarzając go jednym ze swoich słodkich uśmiechów. -Chętnie bym umieściła kogokolwiek z tych tu obecnych w tej wodnej kuli. Ciekawe musi być to co będą wtedy czuć- oznajmiła z odrobinę zamyślonym tonem w głosie .
Chujowość życia. W sensie, być zamkniętym w tej wodnej kuli. Ale tak bardzo.. no bo jak z tego wyjść? No właśnie. No nie da się. Przynajmniej tak, żeby wyjść z tego bez szwanku. Oczywiście tak długo, jak długo się jest samemu. No, ale mało kto walczy w pojedynkę, prawda? A jeśli już się to zazwyczaj robi, to raczej nie jest to zaklęcie, które w jakikolwiek sposób, mogłoby pozwolić osobie rzucającej na utrzymanie go zbyt długo w tym więzieniu. Zakładając oczywiście, że ta osoba nie będzie musiała robić nic ponad. Chociaż, może? Cóż, zawsze lepiej zapytać, prawda? Prawda. – Przepraszam! – wyskoczył, jak Filip z konopii, kiedy nauczyciel skończył swój wywód. – A jak to wygląda, kiedy jesteśmy zamknięci, to znaczy – czy osoba uwięziona ma stały dostęp tlenu i tak dalej? No i jak wygląda sprawa, gdyby profesor Brendnan byłby na przykład gdzieś teraz potrzebny i musiał odejść? – O ile pierwsze pytanie zostało zadane w dość przystępny i zrozumiały sposób, o tyle to drugie już nie bardzo. Ech. Tak to jest, kiedy człowiek chce zawrzeć zbyt duża ilość komunikatów w jednym zdaniu.. – W sensie, chodzi mi o możliwość utrzymania zaklęcia. Czy jest jakiś limit odległości, z której można je utrzymać i czy zależy od czegoś innego, poza umiejętnościami maga? – no, umiejętności, ale i moc, przypuszczał, były tutaj nie bez znaczenia. Stąd ciekawiły go pozostałe czynniki. – No i czy można to zaklęcie zostawić samo sobie, a ono nadal się utrzyma, bo zakładam, że tak, ale do tego potrzebny jest zbiornik wody.. – zakończył, czekając na odpowiedź nauczyciela. W jednym się zgadzał z nim – to nie było zbyt miłe zaklęcie. No i jeśli nie znalazłby się nikt, kto byłby w stanie człowiekowi pomóc, to nieciekawa sprawa. Tym bardziej, że cały ten czar sam w sobie był już dość nieczystym zagraniem..
-Tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Zaśmiałem się słysząc potok słów z ust młodego czarodzieja. Uśmiechnąłem się lekko po czym oparłem się o blat biurka. Zanosiło się na dłuższy wywód, ale ilość odpowiedzi była odekwatna do pytań. - Zacznijmy od tego tlenu. Są trzy metody aby tego tlenu mieć. Pierwsza, mieć duże płuca i więcej szczęścia by przed utratą przytomności i utopieniem ktoś nas uratował. Druga, mieć skrzeloziele, które jest bardzo rzadkie i mało kto bierze je ze sobą na spacer. Trzecia, znać zaklęcie umożliwiające oddychanie pod wodą. Z tym że zaklęcie te ma taką wadę że poza nim nie można jednocześnie użyć żadnego innego zaklęcia. Przeleciałem po twarzach uczniów w sali by sprawdzić czy coś rozumieją z tego. - Pytanie drugie. odległość to rzecz kluczowa w tym zaklęciu. Najlepiej gdybyśmy włożyli różdżkę w kulę podczas jej tworzenia, wtedy mamy bezpośredni dostęp do manipulacji wszystkim w środku. Im dalej tym trudniej, również z utrzymaniem kogoś w kuli. Wszystko jest uzależnione od odległości i umiejętności danego maga. Westchnąłem cicho, nie lubiłem takich litanii, ale cóż zrobić, uczeń pyta, odpowiedzieć trzeba. Jeszcze potem zabiją się przy próbie wyczarowania tego zaklęcia i będą dopiero cyrki. - I sporawa samoutrzymalności zaklęcia. Jeśli stracimy nad nim panowanie, bańka pęka. Oczywiście pęka dużo wolniej gdy mamy stały dostęp do wody. jednak jeśli woda na danym terenie występuje okazjonalnie to mamy pecha. Drobna dekoncentracja i nasze starania pójdą w las. Ufff... Ostatnia odpowiedz. Nie byłem chyba dziś w formie do udzielania tak długich i chyba nawet wyczerpujących wyjaśnień. Jednak z drugiej strony jeśli któreś z nich miało potem utopić swego partnera, to wolałem się zabezpieczyć, choćby formalnie, że wszystko wytłumaczyłem.
Z uwagą, aby niczego nie przeoczyć, słuchał słów profesora. W końcu poznał odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Czyli tlenu tam nie było. A to ciekawe. Ale w takim razie, czy nie lepiej było rzucić jakieś zaklęcie ofensywne, w ostateczności czarnomagicznego Ciskam Dolorum? Przecież efekt będzie ten sam i to w krótszym czasie – dana osoba zacznie się dusić. A my moglibyśmy się bez obaw skupić na pozostałych wrogach, bo raczej mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek to rzucał, mając dodatkowo innych na głowie. - Zbiornik wodny w sumie, nie jest tak dużym problemem.. – podzielił się z Pricem swoją opinią, bacznie obserwując jego reakcje, jakby w niej szukając zasadności swojej wypowiedzi – Bo przecież mamy Occidere, czy chociażby Aquamenti, choć to wyższa szkoła jazdy.. – jakie to cudowne, kiedy on sam wpadnie na jakiś pomysł, a potem sam, własnoręcznie wpadnie na to, że był jednak słaby. No, ale nie to go zajmowało. Czyżby nudził nauczyciela? A może po prostu był nie w formie? Kto wie? Zakładał drugi scenariusz, ale co jeśli prawdziwy był pierwszy? Thomas nie chciał przecież wyjść na jakiegoś nadgorliwca, który będzie się od tej pory nauczycielowi kojarzył wyłącznie z bezmózgim Puchonem, który o wszystko woli spytać, nawet o każdą pierdołkę, bo sam się boi myśleć. Będzie z nim musiał chyba pogadać po lekcjach. W końcu już teraz.. przejawiał raczej mało entuzjazmu. A to było dość dziwne, jak na niego. Zawsze, jak go pamiętał, to prowadzili jakąś dyskusje, a przynajmniej żywiej reagował na jego pytania, czy uwagi, jak gdyby był zadowolony z ich występowania. Czyżby to się skończyło? Z zamyślenia wyrwał go głos dziewczyny. Chciałaby kogoś zamknąć.. – Znakomicie się składa, bo ja bardzo chętnie spróbowałbym się– wydostać. rzucił do niej, odwracając się tyłem. To mogłoby być ciekawe. Zwłaszcza, że chyba miał już nawet pomysł, jak mógłby tego spróbować. I wtedy go olśniło. Wprawdzie, on za to mógłby mieć nieprzyjemności, poza tym nie umiał korzystać z tego zaklęcia, ale.. – Profesorze! A co z Paris Temporus?! – to właśnie wtedy go olśniło. Z oczami jak spodki zwrócił się w stronę nauczyciela. Na pewno dało się zrobić. Kwestia mieć tyle umiejętnośći, ale było to ruszalne. Na bank..
Pierwsza lekcja z reguły powinna być fajna. Z reguły. Tutaj nie mogło tak być i niestety dobrze to wiedziałem. Zaczynanie od razu od praktycznej strony magii żywiołów wiązało by się albo z głupotą nauczyciela albo z głupotą uczniów. Ewentualnie z głupotą całości klasy. Trzeba było od czegoś zacząć, i niestety była to teoria. Większość na samo słowo "teoria" reagowała iście panicznie bądź jak na czynniki alergiczne, unikało się tego jak można było. Ale nie zawsze unikanie teorii było dobrym pomysłem. Nie dziś, nie teraz. Wszedłem do klasy i usiadłem za biurkiem oczekując uczniów. Na tablicy zamieściłem ogłoszenie o tym że to studenci są serdeczniej zapraszani od reszty, jednak jak to zwykle bywało, wiele innych osób również przychodziło na zajęcia, co mi raczej nie przeszkadzało. A wręcz przeciwnie. To był dobry czynnik motywujący dla studentów gdy zwykły uczeń wykonywał zadania lepiej od tych którzy powinni robić to od ręki. Czekając na uczniów otworzyłem grubą księgę na losowej stronie i zacząłem ją powoli studiować.
Elena nie przepadała za tymi lekcjami, dwa lata temu po prostu na nie nie chodziła. jednak tym razem postanowiła zaszczycić wszystkich swoją obecnością. Cóż, w końcu nie można cały rok siedzieć w lesie. Weszła ci cho do klasy, dumna i chłodna jak zawsze. Była pierwsza. Skinęła delikatnie nauczycielowi głową nawet się nie odzywając po czym zajęła miejsce z tyłu klasy. Nie znała go, widocznie dołączył niedawno. Albo po prostu nie mieli okazji się poznać, w końcu Elena z gronem pedagogicznym miała do czynienia tylko na lekcjach. Nie licząc paru wyjątków, ale to już inna kwestia. Gdy wyjęła z torby wszystkie rzeczy, które mogły jej się przydać podczas lekcji wyjęła również książkę, by czymś się zająć do rozpoczęcia zajęć. Pod okładką "Lecznicze zioła i rośliny" w rzeczywistości kryła się się księga pod tytułem "Zabójcze zioła i rośliny". No ale któż mógł o tym wiedzieć? Przecież nauczyciele nie mieli magicznego oka dzięki któremu widzieli przez ściany, prawda? A nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś zabrał jej książkę.
Ból dupy straszny, że dopiero teraz mógł uczestniczyć w tych zajęciach. Był na nie już kilka razy, ale w sumie „nielegalnie”, bo w końcu magia żywiołów to głównie przedmiot na studiach. No i fajnie, kiedy już został studentem i mógł legalnie zupełnie uczestniczyć w lekcjach profesora Price’a i zgłębiać wszystkie te czary, a także inne tricki, które pozwalają kontrolować te niesamowite siły natury. No, ale ból dupy zaczynał się dopiero wtedy, kiedy się dowiedział, że są to zajęcia otwarte dla wszystkich. How sweet. To on musiał cały poprzedni rok łazić za nauczycielem, żeby go przyjął, żeby mógł chodzić na zajęcia, żeby pilnował, by nikt go nie zjadł bo był tylko głupim dzieciakiem, który nic nie wiedział o życiu, a teraz to były dla wszystkich. No cudnie, cudnie. Cóż, ciężki jest żywot ulicznego rapera, jak mawiał klasyk. W każdym razie, wpadł sobie do klasy jako jeden z pierwszych, co napawało go nie lada optymizmem. Oczywiście się ukłonił, zapytał co takiego będą dziś omawiać no i pochwalił się przed gościem, że w sumie to już zaczął studia i będzie mógł zupełnie spokojnie i legalnie chodzić sobie do niego na zajęcia i w ogóle radość życia. Taak. A po wszystkim spokojnie zajął miejsce, siadając na jakieś ławce i machając nogami w tą i w tamtą, jednocześnie wyczekując rozpoczęcia lekcji. Ej tak bardzo. Tak bardzo. Matko. Tyle zajęć, tyle zajęć, tyle nowych zajęć. Tyle nowych umiejętności. Tyle nowych zaklęć do poznania. Oj tak. Oj tak. Będzie się działo.
Z pewnością przyjście na zajęcia z magii żywiołów, nie mając o tym zielonego pojęcia ani rozeznania w temacie, nie było jej popisowym pomysłem. Niemniej jednak, stwierdziła, że jako studentka ostatniego roku jest wręcz zobowiązana tam być. Zawsze mogła nauczyć się jakiejś kolejnej, fajnej sztuczki. Na tym to polegało. Włosy okalały jej rozentuzjazmowaną twarzyczkę, na której wykwitł szczery uśmiech, kiedy pewnym siebie krokiem przekraczała próg sali. Z jej gardła wyrwało się zaskoczone westchnięcie, którym zapewne przywołała na siebie uwagę zaczytanego profesora, gdy okazało się, że Melody jest jedną z pierwszych zainteresowanych owymi zajęciami. Spodziewała się tłumów. Cóż... Ich strata. - Dzień dobry profesorze - przywitała się, jak zawsze dźwięcznym i sympatycznym głosem. Skinięciem głowy powitała również obecnych już uczniów, a do Thomasa nawet wyciągnęła rękę, na moment zapominając o ich czasami uciążliwej relacji. Miała dobry dzień. A perspektywa tak ciekawej nauki była jak wisienka na torcie. W jej oczach można było dostrzec charakterystyczne iskierki. Oparła się o ławkę, jednocześnie zaplatając ręce na piersi oraz przekrzywiając nieco głowę i obserwując, może odrobinę niegrzecznie, nauczyciela. Taki już bezczelny urok Mel.
I Aiden postanowił swoją obecnością uświetnić zajęcia. W jego przypadku jednak nie była to sprawka przerostu ambicji, po prostu... Na jakiejś lekcji musiał się wreszcie pojawić. Nawet tak niesystematyczny i lekceważący swoje obowiązki Ślizgon znał swe nowe powinności jako studenta. Och tak, Weatherly zdał i postanowił kontynuować naukę jako student. I pomęczyć swą obecnością kilku nauczycieli. Czarujący chłopak, czyż nie? - Witam, profesorze! Ładny mamy dziś dzień, prawda? - zawołał donośnie, a w jego głosie można było wyczuć szeroki uśmiech, który prawie nigdy nie schodził z Aidenowej twarzy. Kiedy był szczęśliwy, uśmiechał się wesoło. Kiedy chciał zaimponować - pełny sympatyczny uśmiech. Kiedy był zirytowany - cyniczny uśmiech. Cokolwiek by się nie działo, mimika jego twarzy była niezmienna. Aiden żadko kiedy zjawiał się przed czasem, więc po przywitaniu się z nowymi nieznajomymi-znajomymi, którzy niewiele go obchodzili, przysiadł na jednej z ławek, nieświadomym gestem zmierzwił sobie włosy, jednocześnie zaczynając pogwizdywać głośniej niż myślał, że to robi i przyglądał się drzwiom, jakby czekając na moment, gdy próg pomieszczenia przestąpi wreszcie osoba godna jego uwagi. I chyba w ten sposób jeszcze mógł sobie nieco zaczekać.
- Profesorze! – Krzyknął ktoś, stojący w wejściu do klasy. – Myślałem o tym, do czego może służyć to zaklęcie, całe wakacje i o to moje wypracowanie. – rzekł, wchodząc nieco dalej, w głąb sali i posyłając za pomocą Leviosy rolkę pergaminu, w kierunku mężczyzny, oczywiście wcześniej wyjąwszy ją z kieszeni. Chłopak patrzył bardzo uważnie na reakcje mężczyzny. Pewnie musiał być z niego dumny, że nie porzucił swojego zadania. No cóż jednak. Nie wpadł na nic, czego najpiękniejszym wyrazem była chyba ta pusta rolka pergaminu, prawda? Czując na sobie wymowny wzrok nauczyciela, tylko spuścił uszy, siadając wygodnie na miejscu i rzucając lekkie przepraszam. Po tym wszystkim obrzucił spojrzeniem wszystkich zgromadzonych uczniów, by następnie pomachać w ich stronę i z uśmiechem się przedstawić. „Piątek. Student drugiego roku. A także jeden z najpilniejszych uczniów tego o to profesora” tutaj znaczący gest ręką w stronę Price’a. Że co? Że zbyt pysznie? Że to haniebne? Zapewne, ale cóż. Sam go niegdyś pochwalił, zatem, to chyba nic złego, że tak o sobie mówił, prawda? No chyba, że było. To co innego. Nie odniósł jednak takiego wrażenia, mimo to postanowił nie kontynuować dłużej. Zamiast tego, jak wszyscy pozostali, tutaj zebrani w.. jakże małej ilości, stosunkowo jak na żywioły (bo poprzednim razem było grubo więcej), oczekując rozpoczęcia pierwszych dla niego zajęć w tym roku szkolnym. Zajęć, otwierających jakże długi maraton zwany rokiem szkolnym i rzucającym pod nogi różne przeszkody, w postaci wypracowań domowych, lekcji, testów, sprawdzianów, a także innych mniej lub bardziej zachwycających rzeczy, z którymi będzie musiał sobie dać przecież radę. Bo innej opcji nie było. Tak bardzo dojrzały.
Price niewątpliwie był jednym z tych nauczycieli, których Antoine zdecydowanie szanował. Poza nim było jeszcze dosłownie kilku. Do reszty oczywiście też odnosił się z właściwym oraz taktownym dystansem, lecz ludzi, do których miał naprawdę respekt było bardzo, bardzo, bardzo, mało. Przynajmniej w tej szkole. No i dyrektor Hampson zdecydowanie się do nich nie zaliczał. No, ale to już inna bajka. Lepiej skupić się na zajęciach. Zajęciach, które otwierały cały cykl tematyczny Magii Żywiołów w tym roku. Dla niego już drugi taki cykl. Oby tylko zajęli się czymś nowym, poćwiczyli jakieś ciekawe zaklęcia i w ogóle, choć z drugiej strony – to była pierwsza lekcja w nowym roku szkolnym, w dodatku otwarta na uczniaków i studentów. Pewnie będą sumować całą wiedzę z poprzedniego roku, reasumować zagadnienia omawiane rok temu i w ogóle. Miał tylko cicha nadzieję, że jakoś specjalnie się nie wynudzi. Oby tak było. Po prawdzie lubił te lekcje, a taka tematyka w sumie zła by nie była. Tym bardziej, że oprócz powtórki, przy okazji wpadłyby mu do głowy pewnie jakieś nowe wiadomości, o których zapomniał, albo nie zwrócił na nie uwagi. Cholera wie. – Dzień dobry, dzień dobry. – rzucił, wchodząc do klasy. Posłał mężczyźnie najcieplejszy uśmiech, na jaki było go stać w obecnym nastroju. Pechowo i on był strasznie zimny i chłodny. Czasem tak bywa, co poradzić..? W międzyczasie kilka osób jeszcze przyszło. Bonnet przyjrzał się im przez chwilę. Niektórych znał z poprzedniego roku. Inni to zupełnie nowe twarze, przynajmniej tutaj. Bo w szkole ich widział. No, nieważne. Zacznijmy już. Podyskutujmy. Tylko to go zajmowało.
Gdy pergamin od Pana Friday'a wylądował na biurku otaksowałem go wzrokiem podnosząc wzrok znad księgi. Potem spojrzałem na Ambroga i na resztę sali. Całe sześć osób. No cóż. Te zajęcia nigdy nie cieszyły się popularnością. Dobrze pamiętałem gdy za moich czasów na te lekcje chodziło po góra pięć osób. Dziś było tylko trochę lepiej. Zamknąłem z głośnym trzaskiem księgę i wstałem poprawiając na sobie trochę wyświechtaną kurtkę. Zdecydowanie nie wyglądałem na nauczyciela. Choć może nawet zaczynałem się nim czuć. Jeszcze raz otaksowałem wzrokiem klasę. Trzy znajome osoby, trzy kompletnie obce. Westchnąłem cicho i opierając się o blat swojego stolika założyłem ręce na piersi. - Dzień dobry... Dobry żart na początek... - Nazywam się Paul Price i będę miał przyjemność, a dokładniej to obowiązek, mieć z wami, studentami, zajęcia dotyczące magii żywiołów. Część z was znam, co nie znaczy że ominie Was powtórka z rozrywki tamtego roku. Spojrzałem na Panów Hill', Firday'a oraz Bonnet'a - Będziecie wykonywać te same zadania co reszta, nawet jeśli będą one powtórkami tego co nauczyliście się w zeszłym roku. A że od treningu nigdy nic nikomu nie zaszkodziło to będziecie to robić z uśmiechami na twarzy.[/b[ Odparłem z wyraźnie sztucznym uśmiechem na twarzy. Nie dość że pogoda do bani to jeszcze humor do niczego... - Reszta klasy proszona jest o względną ciszę na zajęciach, pracowitość przy wykonywaniu prac domowych, aktywność gdy będę tego wymagał i o zachowanie rozsądku podczas ćwiczeń praktycznych. Dobrze pamiętałem zajęcia w zeszłym roku gdy przy jednym z ćwiczeń jedna z uczennic niemal poszatkowała mu rękę. Spojrzałem znowu bystro na uczniów przechodząc do głównego toku zajęć. - Niestety, podczas dzisiejszych zajęć posiedzimy tutaj. Musimy powiedzieć sobie trochę o teorii zanim zajmiemy się praktyką. O wszystkich aspektach teorii. Dlatego teraz pierwsze pytanie. Uśmiechnąłem się widząc miny uczniów. Pewnie oczekiwali praktyki a tu psikus. - Co wiecie na temat żywiołów. Wszelkie informacje dotyczące ich silnych i słabych stron, charterów, wszystko... Zróbcie burzę mózgów. Dyskusję. Usiadłem wygodniej na blacie biurka przyglądając się i przysłuchując temu co będą mieli do powiedzenia.
Spóźnić mogą się max 2 osoby. Wiec nie wpisywać się jeśli takowe przybędą.
Po raz pierwszy w tym semestrze jej się to zdarzyło. To było wręcz niedopuszczalne tak spóźnić się na lekcje, zwłaszcza, że nie był to profesor Withman, który dzielił słodyczami, tylko trochę bardziej surowy profesor Price. Naptune weszła do klasy i wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Neptune wyrzuciła z siebie jakieś przeproszenie i ruszyła w kierunku wolnego miejsca, które zajęła nadal ze spuszczoną głowa. Nie bardzo wiedziała co ma robić, bo weszła już po słowach nauczyciela. Nie chciała też się odzywać, by nie zostać upomnianą i tak starczyło już, że się spóźniła, co było dla niej w przypadku lekcji wręcz nie do pomyślenia. Wolała zostawić sprawy jak są i zobaczyć jak się potoczy lekcja, by później najwyżej do niej dołączyć.
Sala powoli zaczęła się zapełniać. Nie kojarzyła zbytnio tych ludzi, no może poza Melody, z którą powinna być teraz na jednym roku. Nie zwracała zbytniej uwagi na to co się dzieje wokół niej, zbyt pochłonięta lekturą o "Maku Śmiertelniku" którego proszek mógł spowodować kilkuletni sen pełen koszmarów. No ale cóż, w końcu musiała odłożyć tę jakże fascynującą książkę ponieważ zaczęła się lekcja. Nauczyciel się przedstawił i w ogóle. W sumie nic ciekawego. Elena dalej siedziała z tyłu klasy lustrując salę chłodnym spojrzeniem. Nagle do klasy wbiegła jakaś dziewczyna w niebieskich włosach. Na brodę Merlina, czy niektórzy na prawdę nie mają budzika? Może trzeba im sprawić? Najlepiej taki, który oblewa wrzątkiem gdy ktoś się spóźni... No ale wracając do lekcji, gdy już niebiesko-głowa dziewczyna zajęła jakieś miejscy w sali zapadła cisza. -Ogień jest wybuchowy i charyzmatyczny, natomiast woda spokojna, lecz kryje w sobie wielką siłę.- powiedziała bezbarwnym głosem nie zmieniając wyrazu twarzy. W sumie to Elena zmienia go bardzo rzadko. Trzeba mieć prawdziwe szczęście (lub pecha) by to zobaczyć.
Wbiegła spóźniona do klasy. A miała pamiętać i wyjść odpowiednio szybciej! Dojście do tej klasy chyba zawsze będzie dla niej wyzwaniem. Wzięła głębszy oddech i wyrecytowała na jednym oddechu. -Dobry, przepraszam za spóźnienie, schody oszukały mnie po raz kolejny, tosięwięcejniepowtórzy. -Ostatnie słowa wydyszała praktycznie bez przerwy, mając nadzieję, że profesor zrozumiał przekaz. Usiadła w kącie sali, próbując dowiedzieć się, co ją ominęło i na jakim etapie lekcji się znajdują. Kiedy jakaś dobra duszyczka wprowadzila ją w temat, dziewczyna postanowiła zatrzeć nieprzyjemne wrażenie, jakie wywołała swoim niezdyscyplinowaniem objawiającym się spóźnieniem. -Powietrze może być uznawane za niezbyt silny żywioł, co jest jak najbardziej nieodpowiednim przekonaniem, gdyż kiedy chce, potrafi być w równym stopniu, a nawet większym niż ogień czy woda, destrukcyjne. - dodała do wypowiedzi dziewczyny z jej domu.
Spojrzałem lekko zdezorientowany po sali. Chyba bardziej zajęło ich obserwowanie nowych osób które pojawiły się na lekcji niż odpowiedzi na pytania. Choć dwie odpowiedzi padły. To to dość... No trzeba było ich wysłuchać i nawet powstrzymałem się od komentarza przyglądając się jak reszta milczy. Nawet zeszłoroczni którzy przebywali od czasu do czasu na lekcji milczeli wpatrując się we mnie. Westchnąłem tylko ciężko i spojrzałem na nich. - Po pierwsze, wypowiedz Panny Marion... Rozumiem że zna pani tylko dwa żywioły. W takim razie radzę doczytać że są jeszcze dwa. I radzę również doczytać z lektor dodatkowych o ogólnych cechach charakteryzujących żywioły. Dodatkowo porównać je proszę ze swoim charakterem i wyjdzie co dla pani najbardziej pasuje. Zresztą, widząc po aktywności reszty... Wypada abyście zrobili to samo. Mruknąłem ostatnie zdanie trochę ciszej żeby nie zabrzmiało zbyt wyzywająco. Szkoda by na pierwszych zajęciach urazić ich dumę - Co do drugiej wypowiedzi. Lepiej. Panna Johnson wymieniła trzy żywioły. Mamy progres. pewnie następna osoba dokonała by dzieła jednak nikt się nie zgłasza. Więc tym bardziej ja nie będę wam upraszczał roboty. Skoro wasza aktywność jest na tak wysokim poziomie robimy dziś tak. Idziecie do biblioteki doczytać. Wszyscy. A na jutro chcę mieć wypracowanie dotyczące wszystkich głównych żywiołów oraz krótko o tym który z nich pasuje do waszego charakteru. Dobrą wiadomością dla was jest też to że na pierwszych zajęciach nie wlepiam ujemnych punktów. A chyba by wypadało. Za to już za wypracowania punkty będą. Więc radzę się postarać. Powiedziałem patrząc na zdezorientowane miny uczniów. Chyba nie spodziewali się tak szybkiego końca zajęć. Uśmiechnąłem się tylko lekko i spojrzałem na nich. - Tak moi drodzy. Koniec na dziś. Na jutro mam dostać pocztą wypracowanie. A jak by ktoś chciał poznać żywioły lepiej, zapraszam na ustalenie terminu zajęć dodatkowych do mego GABINETU. Tyle... Rozejść się Odparłem krótko pakując swoje rzeczy i wychodząc z sali. [zt]
//dzień po świętach I co święta spędzone w Hogwarcie bardzo mu się podobały. Był nieco zły na swoich rodziców jak i na siostrę. Bardziej na tą drugą. Rodzice wysyłali mu oczywiście zaproszenie, ale Olivia nie dawała nadal żadnych oznaków życia, dlatego bez niej postanowił nigdzie nie jechać. Poza tym miał tutaj przyjaciół, był z tego naprawde bardzo zadowolony. Obawiał się, że nikogo tutaj do wspólnych rozmów nie znajdzie. Hogwart to jednak dla niego całkiem obce miejsce, ale o dziwo znalazł tutaj więcej przyjaciół niż przez całe siedem lat w Salem. Hogwart mu się naprawdę bardzo podobał chciał już tutaj zostać na stałe i chyba tak właśnie zrobi. Zresztą gdzie pójdzie? Studia musiał skończyć, a na pewno nie byłoby dla niego dobrze jakby miał zamiar szkołę zmieniać, bo to by się kupy nie trzymało. Znowu nowi ludzie, nowi nauczyciele i nowe wymagania. Nawet tych Hogwarckich jeszcze nie do końca poznał a miałby poznawać nowych? Postanowił zwiedzić nieco zamek i natrafił na salę. Sala Żywiołów. Nic mu to nie mówiło. Był tutaj po raz pierwszy, a więc Brandon wszystkiego mu nie pokazał, może czekał na odpowiedni moment? Zawsze to jakieś zbliżenie ich tak? Doskonale pamięta te dwa dni spędzone z nim. Było cudownie, a Eric zaczął coś do niego czuć. Czuł się z tym bardzo dobrze, Brandon jednak zaniedbał go nieco po ich wypadzie. Owszem, miał swoich znajomych i te sprawy, nauka i w ogóle. Ale jednak Eric oczekiwał czegoś od niego. Czegoś więcej. Właśnie tego się obawiał, że krukon będzie latał za innymi chłopakami, czy tak jest? On tego nie wiedział i lepiej żeby się nie dowiedział. Wszedł do sali rozglądając się na boki. Szału nie było. Nie wiedział do czego to miejsce jest przeznaczone, może niebawem spotka go tutaj jakaś niespodzianka czy coś?
A więc po tych całych świętach i nieudanych zbytnio spotkaniach w czasie ferii świątecznych potrzebował trochę ruchu. Musiał poćwiczyć. Latanie na miotle nie wchodziło w grę. Gdyby go tylko ktoś zobaczył.. oh, to na pewno nie był dobry pomysł. Zawsze mógł pobiegać, ale komu się chciało biegać kiedy za oknem widać było śnieg. Aż taki szurnięty to nie był. Chociaż.. kto za nim by trafił? On już wiedział jaki jest i nie przejmował się tym. Ostatecznie zdobył się na to ty pochodzić po zamku, rozciągnąć kości. Jeszcze dobrze nie zaczął, a już mu się ta czynność znudziła. Właściwie to nawet mu się nie chciało grać na gitarze. Potrzebował dobrej inspiracji i porządnego kopa w dupę. Zawsze mógł zacząć pisać o swoich mieszanych uczuciach. Mógł napisać coś o nowo poznanym chłopaku, ale wiedział jak ludzie na niego krzywo by patrzyli gdyby się dowiedzieli, że jest zupełnie kimś innym niż myśleli. Takich ludzi nie traktuje się najlepiej. Tak, miał ciągle tą wizję przed oczami. Takich ludzi się tłukło na zatłoczonych ulicach, a kiedy dwóch chłopaków szło pod rękę na ulicy to wszyscy na nich patrzyli. Niektórzy nawet się odsuwali gdyby to było zaraźliwe. Zwłaszcza mugole. Nie żeby się przejmował, ale po prostu musiał to to ukrywać. Nawet przed samym sobą. A z resztą nie było żadnych uczuć! To nie możliwe. Może wtedy to jednak mocno walnął w ścianę i w głowie mu się poprzewracało? Oh, to na pewno. Szkoda, że zawsze taki był. Nawet kiedy był mały. Teraz nie mógł o tym myśleć. Chociaż trudno było mu było ukrywać pewne reakcje. Nie chciał o tym teraz myśleć. Powinien skupić się jeszcze więcej na nauce. Wszedł do sali i zauważył jakiegoś chłopaka. Podszedł do niego i próbował wyczytać coś z jego twarzy. Przy nim wyglądał jak jakiś przydupas. O tak! Chciałby mieć takie mięśnie na pewno. Zaczynał wątpić czy kiedykolwiek będzie mógł dorównać takim jak ten oto. Nie, zawsze będzie taki.. zwyczajny. Zauważył, że ten się rozgląda. Czy był już tu kiedyś? - Hej. Sala żywiołów. Na mnie zawsze pozytywnie działa - czy przesadził? Pewnie i tak. Nie powinien wchodzić i przeszkadzać, a do tego mówić jak do swojego kumpla. Przecież mógł się z kimś umówić tam!
Eric nie miał zielonego pojęcia czy to miejsce jest często uczęszczane czy też nie. Przyszedł tutaj ponieważ był ciekawy tego miejsca, a tak naprawdę tutaj nic takiego nie było. Pewnie było tu coś o czym salemczyk nie miał pojęcia, ale na razie nie mógł nic z tego miejsca odczytać. To z pewnością było jakieś magiczne miejsce, doskonale czuł magię w tym pomieszczeniu, jednakże on się na tym aż tak dobrze nie znał. Mimo iż był wychowywany na prawdziwego czarodzieja to jednak świat czarów był dla niego bardzo nieznany. Pewnie gdyby siedział i słuchał co nauczyciele do niego mówili to by o wiele więcej wiedział, ale na to było już chyba za późno nie? Ponoć wiedze najlepiej wchłaniać jak się jest małym dzieckiem, można tak naprawdę wszystko wmówić teraz już Eric miał swój rozum i nie dał sobie niczego konkretnego wmówić. Miejsce owszem była piękne, ale nie widział w nim nic ciekawego, miał zamiar już wychodzić iść dalej w poszukiwaniu czegoś co mu się naprawdę spodoba gdy do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak. Kojarzył go, widział go często w towarzystwie Brandona, nawet nie raz dość blisko byli ze sobą. Eric wtedy jeszcze nie miał zamiaru w to wnikać, ale teraz był po prostu ciekawy co ich łączyło, bo co jak co, ale Eric z Brandonem od ostatniego czasu dość mocno się do siebie zbliżyli. - Szczerze w ogóle mnie to nie obchodzi. Działa chyba tylko na Ciebie bo ja nic szczególnego nie czuję. - powiedziała do niego. Adam również był niczego sobie chłopakiem, ale jednak teraz nie mógł skupić myśli na niczym innym jak o Brandonie, ten chłopak zawładnął na ten moment jego serce i umysł. Pewnie osoby które znają Erica by się mocno zdziwili, on sam siebie teraz nie poznawał, ale taka była prawda. Eric nie był sobą, Brandon tak bardzo namieszał mu w głowie, że sam nie wiedział co dokladnie chce i oczekuje. - Działa na Ciebie pozytywnie, ale w jakim znaczeniu? - zapytał. Skoro już tutaj jest to warto by było o tym miejscu czegokolwiek się dowiedzieć, pewnie wolałby ażeby to był Brandon, ale skoro go tutaj nie było to musiał się nacieszyć opowieściami tego chłopaka. Chciał się dowiedzieć o jej relacji z Brandonem, ale od razu tak? Chciał trochę dogadać się z nim, ażeby przenieść tor rozmowy na ten drugi temat. Na pewno Adam nic nie wiedział o pozytywnej relacji Erica z Brandonem, bo do tej pory spotykali się bardziej w miejscach gdzie nikogo nie było. Adama kojarzył z Ravenclaw, był z tego samego domu co Brandon kto wie może chodzą nawet na te same zajęcia, nie wyglądał mu na młodszego chłopaka niż siódmioklasistę.
Adam już znał takich typów jak Eric. Generalnie nic ich nie obchodziło, wszystko mieli w nosie albo to oni wszystko wiedzieli najlepiej. Nigdy im się to nie znudzi. On miał na to swój własny sposób. Nie przejmować się niczym. Dlaczego miało to na niego wpłynąć. Każdy ma swój gorszy i lepszy dzień. Może nieświadomie stanął mu na odcisk? Takim ludziom trzeba pomagać! - A co jeżeli tylko na ciebie nie działa? Nie możesz tego wiedzieć przecież- wzruszył ramionami i posłał mu niewinny uśmiech. Nie powinien był oceniać miejsca z góry. To było trochę nie w porządku. Mógł jego skreślić, ale miejsce? Nic mu nie zrobiło. A on? Zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie miał z nim już do czynienia. Niestety nie pamiętał, a trudno byłoby zapomnieć z pewnością. Pozytywnie z jakim znaczeniu? Było to naprawdę proste, ale dla każdego działało inaczej. On był lekkim artystą, ale miał też duszę romantyka (niestety!). Sprawiało mu to małe problemy. Zazwyczaj to on sprawiał problemy. Jak to krukon. Kto tak powiedział? Ach tak, Brandon! - kiedy użyjesz jakiegoś zaklęcia związanego z żywiołami to będzie w powolnym tempie. Można nadać kształt. Czasami ludzie wyrażają w ten sposób uczucia nawet. - powiedział szybko, ponieważ był pewien, że ten zaraz mu przerwie i powie, że gówno go to obchodzi zapytał tylko tak z nudów. Albo, że wcale nie pytał Jego. - to tak bardzo w skrócie.- nie zamierzał go uświadamiać dlaczego nauczyciele tak rzadko wpuszczają tutaj uczniów. Niech się przekona.A z resztą.. nie wyglądał na ufnego. Nie miał problemu więc. Nie miał pojęcia dlaczego Eric zmienił ton głosu z opryskliwego na całkiem zwyczajny. Coś nie grało, był pewien. Jednak może to tylko uczucie? Nie miał pojęcia, ale bardzo chciał się przekonać o co chodzi! Usiósł pytająco brew.
O nie, Eric na pewno nie był typem człowieka, że nie słucha porad innych i wie wszystko najlepiej. Może czasami tak im się wydaje, ale nie tak naprawdę tak nie było. Eric potrafi się przyznać do błędu mimo iż niekiedy jest to dla niego naprawdę bardzo trudne, ale przyzna się z biegiem czasu do błędu, albo przyzna komuś prawdę. - Tylko na mnie by to nie działało? Chłopcze na mnie działa wszystko. Ta sala jest jakaś... Dziwna? - rozejrzał się jeszcze raz po danej sali i poruszał kilkakrotnie ramionami. Wcale nie czuł, ażeby jakieś dreszcze i jakaś magiczna moc przez niego przechodziła. Owszem taką czuł zawsze, ale w końcu był czarodziejem, a Hogwart cały płonął magią więc nie ma się co dziwić, że prawdziwy czarodziej czuje to wszystko. Ale niektóre miejsca czuł o wiele mocniej, a to nie zmieniło niczego w jego odczuciu, dosłownie niczego dlatego śmiał wątpić, że albo to miejsce na niego nie działa, albo się w jakiś sposób zepsuło? Krukon należał do uczniów którzy stwarzali problemy? Pierwsze słyszał na razie to słyszał jedynie, że ślizgoni są najbardziej problemowi, a potem gryfoni. On tam się doskonale na charakterystyce każdego z domów Hogwartu nie znał, ale o krukonach akurat się najwięcej interesował i wydawał mu się to bardzo spokojny dom i zazwyczaj uczniowie z tego domu są bardzo rozważni i spokojni, chociaż patrząc na ostatnie poczynania Brandona miał pewne obawy. - Powiem Ci, że dużo się od Ciebie nie dowiedziałem, ale ok. I tak nie jestem bardzo zainteresowany tym miejscem. Chociaż tyle, że cisza i spokój. - powiedział do niego i przyjrzał się uczniowi z Ravenclaw, czyżby coś zaczął podejrzewać? Nieco dziwnie patrzył się na salemczyka, ale niby co? Przecież Eric nic takiego jeszcze o Brandonie nie powiedział aż tak dobrze nie wdrążył się jeszcze w rozmowę.
Sala dziwna? Można to też tak nazwać. Nie miał nic przeciwko w każdym razie. To tylko opinia. Nie zbierał żadnych wiadomości o sali i nie prowadził żadnego reportażu na ten temat! Był nawet skłonny zgodzić się z nim więc tylko skinął głową tak jakby nie do końca się zgadał. Ale kto by się sprzeczał o jakąś salę?! On nie zamierzał. Takie rzeczy to nie z nim i zdecydowanie nie na pierwszym spotkaniu. Czy będzie drugie spotkanie? Wątpił szczerze. Takie typy jak Eric omijali go szerokim łukiem. Różnie to bywało. Nie doceniali go. Naprawdę. A co do dreszczy to mógł się założyć, że przebiegają po nim w zupełnie innej sytuacji. Chociaż o tym wolałby nie myśleć. Nie, nie myślał o tym nawet. Miał mu pokazać co takiego dało się zrobić w tej sali, ale nie. Nigdy. Jeszcze by wylądował w szpitalu przez przypadek. Może i krukoni byli spokojni i rozważni, ale to tylko tak wyglądało. Zwykłe pozory. Przypinali im plakietki, chociaż ich nie znali. Zawsze się znajdzie ktoś (albo nawet dużo osób), którzy oceniają z góry. Tak było łatwiej. Powinien się do tego przyzwyczaić dawno. Popatrzył się na własne dłonie nie wiedząc co powiedzieć, co zrobić. Poczuł się trochę nieswojo, jak nigdy. Chociaż przy Wendy gorzej się czuł. Tamto przeżył to i to przeżyje. Widząc jego minę i to, że jego zdaniem rozmowa dobiegła końca zrobił krok do tyłu kierując się do drzwi.