Do hogwarckiej kuchni prowadzi boczny korytarz zakończony owalnymi drzwiami z klamką w kształcie gruszki. By wejść do środka należy ją połaskotać. W środku znajduje się skrzacie królestwo, a mianowicie niezbyt duża kuchnia. Jest tu gorąco oraz duszno, a przede wszystkim roztacza się tu mix cudownych zapachów. Każdy zbłąkany czy głodny uczeń dostanie tu coś ciepłego, o ile zachowuje się wobec skrzatów życzliwie i uprzejmie. Głównymi skrzatami dowodzącymi w tym miejscu są Bambuś, Bryłka, Chmurka oraz bardzo włochaty Gwizdek o donośnym głosie.
Chyba każdy ma problemy z nazywaniem uczuć. Ale niektórzy mają się trudniej, ponieważ mają ogromne problemy z zrozumieniem swoich emocji. A szczególnie ona. Niewiele przeżyła, niewiele mogła tak naprawdę określić. Jedyna jej wiedza na temat związków bierze się z romansów, z opowieści Ikuto. Przez to w jej głowie funkcjonuje jedynie pojęcie, że wszystko zawsze dobrze się kończy, miłość zawsze zwycięża i jeszcze wiele innych głupot, które chyba tylko zranienie tego dziecka mogłoby wyperswadować. Choć ją często zranić. Chyba, że fizycznie... Kyaaa, aż jej się przypomniało, jak Dracon brutalnie uderzył nią o ziemię! Momentalnie zakończyła smutne tematy i uśmiechnęła się niezwykle wesoło. Odwróciła się w stronę Finna uchylając wargi. - Finn... Eto... Kojarzysz może takiego chłopaka... Draco – No nie mogła nie zapytać. Miała ochotę przeprosić za to, że schodzi na taki temat, ale ją aż tak strasznie korciło, że aż ją przechodziły ciarki. Jeju! Ona by powiedziała, że przy takiej rozmowie, gdzie się dowie jak cudny jest Dracon nie zliczy orgazmów. Kyaaaa! - Nie pouczaj mnie, bo wiem lepiej niż ty. Co ty możesz wiedzieć o holenderskim ty ty... HOLENDRZE! - Powiedziała wytykając lekko język w jego stronę, uśmiechając się zabójczo po tym sztucznie patrząc na niego z wyższością, bo przecież ona wie lepiej i rybak nie będzie w stanie podważyć jej inteligencji i genialności O! Sama również zaczęła jeść chociaż zdecydowanie wolniej, jakby zastanawiając się nad każdym kęsem. Jajecznicę lubiła jeść, delektować się nią nawet w towarzystwie. W innym wypadku nie chciałaby z kimś jeść, ponieważ... Ta dziewczyna wstydzi się tego, że używa sztućców na odwrót, a więc widelec w prawej ręce, a do tego dzieli danie od tego, co najmniej smaczne do tego co najsmaczniejsze i w takiej kolejności wszystko je nigdy nie mieszając dwóch rzeczy ze sobą. - Nie nauczę cię, bo ten przepis to ogromna tajemnice. Zdradzę go tylko mężowy, bo on mi będzie robił takie wykwintne śniadanka do łóżka – Skomentowała zadowolona, że jak zwykle jakże najprostsza do zrobienia potrawa robi ogromną furorę. Powinna zostać kucharką!... Haha! Dobreee! Nie no, Van w kuchni. Szkoda gadać. Skrzaty to by chyba już tutaj nie wróciły, gdyby zaczęła pichcić coś „dobrego”.
Ostatnio zmieniony przez Agavaen Brockway dnia Sro Maj 23 2012, 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Magiczna kawa: 3 - Bazyliszkowe macchiato Towarzystwo skrzatów kuchennych:18
To była naprawdę nieludzka pora, ale mimo to zwlekła się z łóżka, bo była naprawdę ciekawa lekcji z magicznego gotowania. Do tej pory raczej na nie nie uczęszczała, to była działka Carly, ale chcąc nie chcąc sama trochę się w to wciągnęła. Okazało się, że to nawet całkiem dobra zabawa, oczywiście jeśli wszystko idzie zgodnie z planem i nie ma żadnych wybuchających garnków, ale uznała, że przecież pod opieką nauczyciela nic jej nie grozi, nawet gdyby zasnęła nad gotującą się zupą. Nie posiadała żadnych kucharskich przyrządów, więc jedyne, co zabrała ze sobą do klasy to dobre chęci i nadzieja, że nie będzie musiała iść po zajęciach do Skrzydła Szpitalnego z poparzeniami. Weszła do kuchni, witając się uprzejmie z profesorem i kiwając do znajomych, a następnie znalazła jakieś wolne miejsce i tam przystanęła, oczekując na rozpoczęcie, które zresztą szybko nadeszło. A więc kawa! To wyjaśniało wczesną porę. Z ciekawością spoglądała na odsłonięte stanowiska i słuchała poleceń, choć musiała przyznać, że na chwilę została wytrącona z równowagi pytaniem mężczyzny. Jak to, co było sercem każdej kawy? Oczywiście, że kawa! Czy mogła być jakaś inna odpowiedź? Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy może to ona się przypadkiem nie przesłyszała.
I etap zajęć z Magicznego Gotowania - pienienie mleka
Wielka - ściśle pedagogiczna radość - rosła w mężczyźnie, kiedy uczniowie i studenci tak licznie zawitali na poranne zajęcia. Uśmiech ze służbowego złagodniał, stając się całkowicie naturalnym. Natomiast sylwetka wyprostowała się dumnie, dodając Viego z jeden centymetr wzrostu. W tym sielankowym pejzażu malowanym zapachem wypiekanych drożdży i waniliowego budyniu jedynym niepasującym elementem zdawało się lodowate spojrzenie profesora, posłane w kierunku @Elaine Morieu wobec pewnego nietaktu jakimi obdarzyła kuchenne skrzaty. Szczęśliwie godność uczennicy pozwoliła jej załatwić sprawę polubownie i bez większej szkody dla dzisiejszego śniadania. Kiedy kuchnia rozbrzmiała kolejką odpowiedzi na zadane pytanie, Viego skupił się na pomocy z wypiekaniem porannego pieczywa. Pełniąc jedynie funkcję fatyczną przez ten krótki moment, blondyn absorbował każde słowo i nawet zaśmiał się pod nosem, kiedy młody Puchon postanowił uzewnętrznić się swoją skromną niewinnością. Profesor przeszedł obojętnie do jego stanowiska pracy i zostawił @Terry Anderson szklankę wody, aby chłopak utrzymał odpowiednie nawodnienie po - jak można zgadywać - biegu z dormitorium do kuchni. - W większości macie racje. Proponuję wykluczyć odpowiedź Pana Solberga, który najwyraźniej pomylił barmana z baristą - podszedł krokiem pełnym pretensji do @Maximilian Felix Solberg, spoglądając na niego z czymś na wskroś przypominającym wyrzut za niezbyt zabawny żart a czymś rozpalającym ciekawość. - W grudniu planuje zajęcia z destylacji alkoholi, także zapraszam - zwrócił się w stronę Ślizgona, po czym szybko powrócił do przemawiania w stronę reszty grupy. - Teraz skupmy się na tych mniej poprawnych odpowiedziach: o ile woda jest istotna przy tworzeniu kawy, większą rolę będzie odgrywać przy herbatach. Różne liście potrzebują innej temperatury. Niektóre będą się parzyć przy 90 stopniach C, a inne przy tej temperaturze staną się zwyczajnie gorzkie a same liście zostaną spalone - wyjaśnił, wracając na swoje stanowisko. Przytrzymał całą kuchnie w milczeniu, którym zainteresowały się nawet skrzaty niemal przypalając cynamonki. - Odpowiedz, której się spodziewałem brzmi espresso. Myślę, że możemy podziękować Pannie Norwood za ładną i klarowną wypowiedź oraz Pannie Seaver, iż pokazują wysokie poziom i ujęły problem w pełni. Bez ziaren trudno byłoby nam cokolwiek stworzyć. Niemniej, dziś nie zajmujemy się żadnymi alternatywnymi sposobami parzenia kawy czy parzeniem jej na zimno, ale najpopularniejszym obecnie sposobem, czyli będziemy bazować na espresso. Oczywiście, dobór ziarna ma znaczenie, jednak nie wiem jak nieszykowną bestią należy być, aby usiłować robić kawę na takich niewiadomego, paskudnego pochodzenia. - I w tym momencie zaczęła się część teoretyczna tych zajęć. Skrzaty wróciły do swoich zadań, przestając się interesować tematem, ale niektóre za to żywo się zainteresowały poczynaniami nowych osób w kuchni. - Macchiato, Cappuccino i Latte będą różnić się w sobie stosunkiem espresso do mleka. W tym pierwszym będziemy jedynie dawać ok. 5 mln spienionego mleka. Dosłownie, będziemy jedynie brudzić espresso tym mlekiem. Cappuccino powinno być stworzone na bazie 125 mln mleka do 25 mln espresso, co jest warunkiem podręcznikowym. Osobiście powiedziałbym, że ten stosunek powinien zaistnieć w proporcji, mniej więcej, 1:5 bądź 1:6. A Latte posiada stosunek espresso do mleka w proporcji 1:3. To jest podstawa podstaw, skupmy się teraz na tych magicznych przepisach - Viego usiadł obok ekspresu, tłumacząc złożoności każdego kolejnego przepisu na magiczną kawę, dodając smaczki i sugestie od siebie. A kiedy wykładanie teorii się skończyło, przyszedł czas na praktykę. - Proszę bardzo, zaczynamy robić kawę od spienienia mleka. Możemy to zrobić za pomocą zaklęcia Spumato albo z pomocą ekspresu. Mleko wlewamy do stojącego obok dzbanka. Broń was Merlin pienić mleko od razu w szklance. Pamiętajcie, każda z waszych kaw ma inną temperaturę mleka. Sprawdźcie w swoich przepisach jaką. - Zaprezentował obydwie techniki pienienia mleka w srebrnym dzbanku, wyczekując rezultatów swojej grupy. - Jeśli potrzebujecie pomocy, jestem do waszej dyspozycji - po czym zachęcił wszystkich do działania.
***
Można przychodzić spóźnionym. I etap skończy się 1 października, gdyby ktoś miał się nie wyrobić - proszę do mnie krzyczeć.
Waszym zadaniem jest spienienie mleka w odpowiedniej temperaturze do Waszej kawy, na co rzucacie k100:
1-43 - Bazyliszkowe macchiato
44-77 - Chochlikowe cappucino
78-100 - Syrenie Latte
Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych:
Poniżej 51 (skrzaty pomagające): Nie wiesz czemu, ale skrzaty się Tobą miło zainteresowały i chcą Ci pomóc spienić mleko, do wyniku k100 dodajesz 10 punktów.
Powyżej 51 (skrzaty przeszkadzające): Nie każdy ma w sobie tyle uroku, co Viego i najwyraźniej skrzaty, które kręcą się obok Ciebie widzą w Tobie intruza. Przechodzą gołymi stopami przez Twój blat roboczy albo tworzą inne, niepożądane rzeczy. Od wyniku k100 odejmujesz 10 punktów.
Modyfikatory dodatkowe:
Możesz sobie dodać bądź odjąć punkty od k100 za każdy punkt z MG w kuferku.
Możesz przerzucić k100, jeśli Twoja postać wzięła ze sobą własne akcesorium kulinarne.
Możesz przerzucić k100, jeśli Twoja postać nie piła dziś kawy.
Jeśli możesz i używasz do spienienia mleka zaklęcia, możesz dodać bądź odjąć 15 punktów do wyniku k100.
Dodatkowe scenariusze, z których możecie skorzystać:
Dary losu skrzatów pomagających:
1 - Czasem ktoś chce Ci pomóc tak bardzo, że nie widzi jak przeszkadza. Mała skrzatka tak bardzo chce Ci sprawić trochę przyjemności o poranku, że ciągle przynosi Ci przekąski do zjedzenia. To Cię rozprasza przypalasz mleko: dodajesz 5 do wyniku k100
2, 5 - Pienienie mleka idzie Ci świetnie! Jest gorące, ale nie ma pianki, co widzie skrzat niosący patelnie z jajecznicą obok Ciebie. Jeśli masz kaca, możesz się nią poczęstować (nawet jeśli nie masz też możesz!). Zaś w tym czasie skrzat dorabia Ci piankę w mleku. Możesz dodać bądź odjąć 15 punktów od k100
3, 4 - Czujesz jak głodniejsze i prosisz radosnego skrzata o jakiś przedsmak dzisiejszego śniadania. Ten życzy Ci dzielności w lekcji, mówiąc, że najbardziej Ci pomoże jak nic nie będzie Ci psuć. Po czym odchodzi do swoich sprawunków.
6 - Możesz poprosić swojego skrzata o pomoc w spienieniu mleka dla osoby, z którą rozmawiała Twoja postać na tych zajęciach. Mleko będzie idealnie spienione.
Dary losu skrzatów przeszkadzających:
1, 6 - Ktoś bardzo specjalnie nieuważnie wrzucił frankfurterki do Twojego mleka. Rzuć raz jeszcze k100.
3 - Do trzech razy sztuka! A raczej trzy sztuki skrzatów i każdy ma dla Ciebie dzbanuszek spienionego mleka. Jeśli nie podoba Ci się Twój wynik k100 - możesz przygarnąć dzbanek od jednego ze skrzatów. W tym celu rzuć k6: jeśli wynik dzieli się przez 3 to masz idealnie spienione mleko.
4 - Idzie Ci tak źle, że skrzat się nad Tobą lituje, pieniąc mleko za Ciebie. Dorzuć literkę: samogłoska - masz mleko idealnie spienione do swojej kawy, spółgłoska - możesz przerzucić k100
2, 5 - Skrzat z premedytacją niechcący rozlał Twój dzbanek z mlekiem. Odejmujesz połowę punktów z k100
W tym etapie możecie prosić o pomoc, aby ktoś spienił mleko za Was. Ta osoba musi napisać post za siebie oraz drugi za kogoś. Pieniąc mleko za kogoś macie 1 rzut k100 i do dyspozycji jedynie modyfikatory dodatkowe
Kod do I etapu:
Kod:
<zgss>Magiczna kawa:</zgss> <zgss>Pienienie mleka:</zgss> (k100) <zgss>Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych:</zgss> +10/-10 (rzut obowiązkowy) <zgss>Punkty kuferkowe z MG:</zgss> <zgss>Modyfikatory dodatkowe:</zgss> (nieobowiązkowe) <zgss>Dary losu:</zgss> (nieobowiązkowe) <zgss>Rezultat pienienia mleka:</zgss> (wynik k100 po wszystkich perypetiach)
Ostatnio zmieniony przez Viego Honeycott dnia Nie Wrz 24 2023, 19:57, w całości zmieniany 1 raz
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Magiczna kawa: Syrenie Latte Pienienie mleka:10 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: -10 Punkty kuferkowe z MG:0 Modyfikatory dodatkowe: - Dary losu:5 - skrzat wylewa mleko z mojego dzbanka Rezultat pienienia mleka: -5
Dostrzegając lodowate spojrzenie profesora, przez moje plecy przeszedł mnie silny dreszcz, o tej samej temperaturze, a nawet niższej. Bardziej czerwona na twarzy się już zrobić nie mogłam, także po prostu schowałam twarz w rękach, chcąc zejść z pola rażenia tego okropnego wzroku. No, czysto w przenośni, bo profesor nadal tam stał i mnie widział. W swoim zażenowaniu nawet nie zauważyłam przybycia @Terry Anderson. Jak się niedługo miało okazać, mój mały wybryk nie obył się bez echa. Wysłuchawszy wypowiedzi prowadzącego i jego porad wobec przyrządzanej kawy, posłusznie sięgnęłam do książki, sprawdzając jaką temperaturę potrzebuje moje mleko. Okazuje się, że dość dużą, praktycznie powinnam je zagotować. Sama czynność nie byłaby jakoś bardzo skomplikowana, gdyby nie skrzacia zemsta. Nie dość, że "przypadkowo" we mnie wpadały i szturchały łokciem po kolanach, kopały po kostkach i chodziły gołymi, brudnymi stopami po moim blacie roboczym, to jeszcze gdy dałam radę nalać mleko do garnka, to przechodzący akurat skrzat za punkt honoru wziął sobie trącenie go i rozlanie mleka na wszystkie strony. Widać te stworzenia wyznawały zasadę "oko za oko". Stałam tak i patrzyłam, jak biała ciecz płynie po blacie, a następnie kapie na podłogę, tworząc kałużę. Przymknęłam oczy, moje usta zadrżały, a oczy nieco się zaszkliły. Czułam się bezsilna na wobec tego bezczelnego zachowania, jakie mi okazywano. Przecież nie uderzyłam tej tacy specjalnie! Na Merlina, za co to wszystko. Pozostało mi sprzątnąć powstały bałagan i przygotować się na coś więcej niż karcący wzrok od strony profesora. Biorąc pod uwagę wszystkie te sceny, nie zdążyłam spienić mleka na czas - bo przecież kogo to obchodzi, że mi po prostu nie pozwolono tego zrobić.
Pewnych rzeczy nie godziło się tolerować, a jako nauczyciel Viego posiadał pełen wachlarz predyspozycji, aby z niektórymi niesprawiedliwościami walczyć. Tak też oglądając uczniów, którzy dzielnie mierzyli się z wyjątkową temperaturą mleka - postanowił zareagować, gdy skrzaty się rozbestwiły, szukając ulicznej sprawiedliwości wobec osoby @Elaine Morieu i może profesor z dużą rezerwą nazwałby ją Bogu duszy winną to tak jawnej przemocy na swoich zajęciach, wielce sympatycznych z założenia, nie zamierzał tolerować. - Spienianie mleka staje się abstrakcyjne trudne, kiedy nie mamy do tego potrzebnej przestrzeni - stwierdził przed Puchonką z nadzieją, iż ta potrafi opanować swoje emocje i nie chce się popłakać, bo taki poranek byłby nieprzyjemny dla wszystkich a te zajęcia miały na celu coś zupełnie odwrotnego. Viego podał uczennicy rękawiczki, prosząc aby je nałożyła, jeśli boi się przypadkiem włożyć palców do dzbanka. Włożył doń termometr do mierzenia temperatury mleka i podszedł wraz z Panną Morieu do ekspresu. - Skrzaty potrafią być wyjątkowo złośliwe, proszę się nimi nie przejmować. A teraz przyłóż dwie ręce do dzbanka - polecił, przy czym jedną dłonią sam podtrzymywał dzbanek i zaczął pienić mleko. Poruszał naczyniem delikatnie w górę i dół, aby powoli wydobyć odpowiednią temperaturę mleka. Dopiero gdy dzbanek zaczynał robić się nieznośnie gorący zaczął dysza spieniająca manewrować przy tafli mleka w dzbanku. Te zdawało się jakby pomnożyć. - Polecam zapamiętać tę temperaturę - wyłączył dyszę, wziął dzbanek i zamieszał w nim mleko. Następnie walnął nim o blat, aby zmienić jego mikrostrukturę. - Proszę ślicznie - uśmiechnął się, dopatrując reszty klasy.
Magiczna kawa: syrenie latte Pienienie mleka: Kostki 11 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: -10 Punkty kuferkowe z MG: 4 Modyfikatory dodatkowe:Kostki przerzut z 11 na 71 Dary losu: - Rezultat pienienia mleka: 71-10= 61+4 = 65 nie udało się
Allison przysłuchiwała siew milczeniu i lekko kiwała głową, robiąc sobie krótką notatkę w głowie, że ważne jest espresso w całym tym procesie parzenia kawy, jakoś nigdy za bardzo się nad tym nie zastanawiała, jak to zrobić i z jakich składników także miała teraz dodatkową dawkę wiedzy, którą ją interesowała! Także miała nadzieję, że ten typ wiedzy zostanie z nią zdecydowanie na dłużej niż na parę godzin, w końcu kto to widział zaczynać dzień bez kawy? Hańba! Wzięła się takim razie za spienianie mleka za pomocą zaklęcia, starała się to robić powoli i starannie tak, aby wszystko się udało, ale chyba koniec końców szło jej dobrze, taką miała przynajmniej myśl przewodnią, ale widząc mleko, to tak minimalnie jej zabrakło, aby zrobić, to jak należy, ale chyba czegoś jej tu koniec końców zabrakło.
Ostatnio zmieniony przez Allison Grey dnia Nie Wrz 24 2023, 21:14, w całości zmieniany 2 razy
Magiczna kawa: syrenie latte Pienienie mleka:66 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 0 Modyfikatory dodatkowe: — Dary losu:2 (+ 15 pkt) Rezultat pienienia mleka: 91
W żadnym wypadku nie mam w swoich intencjach wprowadzenie go w zakłopotanie. To właściwie zawsze jest dylemat, prawda? Udawać, że nie widzi się, że ktoś ma coś „nie tak” w swoim wyglądzie i zawstydzić go tym, że mu się o tym powie, czy starać się być miłym, mimo że i tak przecież prawda kiedyś wyjdzie na jaw, tyle że nie z mojej winy. Ja wolę, jak mi się mówi rzeczy prosto w twarz, jestem zresztą przyzwyczajony do tego, że wiecznie mnie ktoś strofuje i kto wie, może nawet i pod tym względem mam w sobie trochę z ojca? Chociaż on nigdy nie zdawał się przejmować tym, że wytykał mi wszystkie błędy... — Bez problemu, mam nadzieję, że ty zrobisz to samo dla menya jak będzie trzeba — uśmiecham się odrobinę szerzej. Jasne, ja mam mundurek dopięty na ostatni guzik, ale nie zawsze udaje mi się zachować perfekcję. Dobrze wiedzieć, że ktoś będzie krył moje tyły. — Terry, da? Milknę na moment, kiedy nauczyciel podchodzi do stanowiska mojego nowego kolegi, a potem odprowadzam go wzrokiem. Uważam, że to bardzo miłe, że przyniósł mu wodę, i choć nie był to gest wykonany w moją stronę (bo i po co?), to czuję się dzięki temu trochę rozluźniony. Skoro facet jest ludzki, to na lekcji nie będzie źle, prawda? — Można się przyzwyczaić — odpowiadam z lekkim śmiechem na ustach — ale początki są trudne. Ja wstaju rano od tak dawna, że już prywykł... przywykłem — poprawiam się szybko po krótkim zmarszczeniu brwi, być może wskutek niezrozumienia na twarzy chłopaka... a może po prostu jestem w tym angielskim coraz lepszy? Chyba jednak nie, bo szkockie zaciąganie blondyna trochę mnie stresuje, ale nie na tyle, żebym miał rezygnować z miłego towarzystwa. Skupiam się więc podwójnie, żeby go zrozumieć i mam nadzieję, że tego wysiłku nie widać na mojej twarzy. — Och, jest świetnie! Wy tu jesteście tacy otwarci, ja bym tylko chciał lepiej mówić, bardzo dawno nie używałem angielskiego. No i te wasze schody ciągle mnie gubią. I błonia. Ogólnie dużo się gubię. Ale cieszę się, że w końcu chodzę do normalnej szkoły — po paru sekundach ciszy łapię się na tym, że brzmię, jakby Durmstrang był nienormalny... i choć pod paroma (żeby tylko) względami chętnie bym się z tym zgodził, to nie chcę robić takiej antyreklamy. Prostuję więc szybko i znacznie ciszej, bo nauczyciel wyraźnie rozpoczyna lekcję: — bo ja się przez ostatnie lata uczył z domu. Potem słucham bardzo wyraźnie i nawet naprędce sporządzam notatki co do proporcji mleka względem kawy. Niby mam informacje przy ekspresie, ale wolę to zapisać sam i w swoim języku, gryzmolę więc prędko cyrylicą, ledwo znajdując na blacie miejsce dla mojego notatnika. A kiedy profesor Honeycott zaje znak, przystępuję do działania. — Na to jest zaklęcie, da? Na spienianie. Umiesz? — zagaduję Puchona, biorąc do ręki dzbaneczek z mlekiem. Ja nie umiem, pozostaje mi więc tylko wyuczona precyzja, intuicja i szczęście początkującego. Zaczynam pienić i w gruncie rzeczy idzie mi nieźle, ale moja pianka wciąż nie ma wystarczającej puszystości. Z odsieczą przychodzi mi skrzat, który stawia przede mną jajecznicę i postanawia mi pomóc. Korzystam z okazji i łapię kilka łyżek, proponując posiłek również Terry'emu, któremu chyba się to przyda. Mam też moment, żeby rozejrzeć się po sali i wtedy widzę tę dziewczynę o azjatyckiej urodzie, która ma jakiś problem ze skrzatami i wygląda jakby miała się... — Ej, Terry, to nie Twoja koleżanka? — zaczepiam chłopaka szeptem, ruchem głowy wskazując dyskretnie na @Elaine Morieu. Zanim jednak mówię, że może powinien ją pocieszyć, podchodzi do niej nauczyciel i pomaga w opanowaniu kryzysu.
Magiczna kawa: Chochlikowe cappucino Pienienie mleka:32 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: -10 Punkty kuferkowe z MG: 1! Modyfikatory dodatkowe: +15 za spumato Dary losu:5 Rezultat pienienia mleka: 32 - 10 + 1 + 15 / 2 = 19
Siedział na stołku pomiędzy skrzatami, które ten kubek z kawą dały mu chyba tylko po to, by pogonić go coby się prędzej od nich odpierdolił, bo na tym skończyło się ich przyjemniaczkowanie. Cały taki zgarbiony, trzęsąc się jeszcze resztkami niewyspania, wpatrywał się w Honeycotta mówiącego o jakichś mililitrach i ułamkach, rozumiejąc dokładnie tyle, ile zrozumiałby, gdyby ten właśnie prawił po trytońsku. Szturchnięcie @Wilkie Marrok wyrwało go z zawieszenia, bardzo dobrze zresztą, bo prawie mu mózg implodował i zapadł się w sobie. Kiwnął do bruneta głową podnosząc się z taboretu i podchodząc do blatu, by spróbować zmierzyć się z tym mlekiem. Zgodnie z przykazaniem nauczyciela wlał mleko do dzbanka i rzucił na nie spumato, z zadowoleniem obserwując swój ulubiony proces, czyli jak sie samo robi. Rozejrzał się po pozostałych, z zainteresowaniem godnym kibica szachistów, marszcząc brwi, kiedy jakiś głupi skrzat przebiegł po blacie i wywalił dzbanek @Elaine Morieu. Już otwierał usta, by się oburzyć, kiedy ten sam cholernik przemknął mu przed nosem, wywalając również i jego mleko. - Ej Ty, gnoju! - złapał stworzenie za ucho i podniósł w powietrze, za nic mając sobie pełne boleści kwilenie istotki - Nie widzisz, że tu się p r a c u j e? - potrząsnął skrzatem za ucho, jeszcze jakby na tym ucierpiała tylko jedna osoba, ale gnój podpadł mu podwójnie.
Profesor odcharknął z oburzeniem, zmierzając w stronę Pana @Lockie I. Swansea, który może i miał sposobność czy nawet powody do nagłego, rychłego i wielce nieprzyjemnego wyżycia się na skrzacie kuchennym. Viego w opiekuńczym geście zabrał malca z rąk Ślizgona, przybierając minę wielce niezadowolonego młodszym pokoleniem. Za jego czasów dom Salazara Slytherina reprezentował sobą coś więcej niż prosta arogancja czy nieprzemyślane wybuchy emocji. Nawet na zajęciach z samego rana. - Rozumiem czerpanie profitów z przyjemnej aparycji oraz ponadprzeciętnego wzrostu, jednak kogo jak kogo, Pana Swansea powinien obowiązywać pewien etos związany z poszanowaniem innych istot. Już nie chcę wspominać o nieprzyzwoitym słownictwie. - Takie obrzydliwe słowa, z takich ust, jak on chciał całować nimi swoja matkę? W tym samym czasie Viego spojrzał na kolejne rozlane mleko, które uprzątnął ruchem ręki. Przewrócił oczyma z wielkim rozczarowaniem. A może zażenowaniem? - Mleko do chochlikowego cappucino? - Zapytał bardziej retorycznie niżeli z zainteresowaniem. - Odrobinę za zimne - skomentował sucho. - Jeśli zbyt wczesna godzina przyćmiewa Panu myślenie to w każdym momencie mogę odprowadzić pana do drzwi - przerzucił wzrok ze Ślizgona na skrzata. - Zresztą nie tylko pana - rzucił sugestywnie w stronę skrzata, aby ten się uspokoił.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
Magiczna kawa: Bazyliszkowe macchiato Pienienie mleka:80 -> 9 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 0 Modyfikatory dodatkowe: przerzut za to, że nie wypił kawy dzisiaj! Dary losu:6, więc mogę pomóc Wilkowi w razie czego Rezultat pienienia mleka: 19
- W wyzwaniach Gryfoni są najlepsi - przytaknął, szczerząc się do Wilka, ale trochę pozerkując na nauczyciela. Niby wszystko spoko, ale Romeo odczuł pewnego rodzaju niezadowolenie spowodowane brakiem komentarza co do jego piżamy - zakładał, że nie dostanie bury, bo by się z niej pewnie prędko wymigał, ale tak nawet bez jakiegoś komplementu? - Oj Wilku, już chyba zauważyłeś wcześniej, że możesz mnie chwytać jak tylko chcesz - parsknął, szturchając lekko Ślizgona, nim nie zawiesił już całkiem spojrzenia na nauczycielu, usilnie próbując powstrzymać się od bardziej celowego zwracania na siebie uwagi. Wstawanie rano zdecydowanie nie miało dobrego wpływu na jego nastrój. - Czas start - mruknął do swojego towarzysza, zabierając się za spienianie odrobiny mleka do swojego Bazyliszkowego macchiato. Absolutnie nie zamierzał teraz testować żadnego nowego zaklęcia, w końcu planował mimo wszystko wygrać, więc to do ekspresu podszedł, z zadowoleniem obserwując powstającą piankę. Chciał z dumą pokazać swoje dzieło Wilkowi, ale rozproszył się na widok jakiejś dziwnej napaści na skrzaty i... komplementu ze strony Honeycotta do innego studenta? Romeo uniósł brew w mimowolnym niedowierzaniu, teraz jeszcze krytyczniej przyglądając się tej "przyjemnej aparycji" ślizgoniego Swansea. - Profesoooooorze? - Przeciągnął, przysuwając się tylko odrobinę, bo wcale nie chciał za bardzo wtrącać się w slytherinowo-skrzacią reprymendę, gotów nawet poczekać sekundę, aż @Viego Honeycott będzie miał chwilkę. - Mógłby pan zerknąć wprawnym okiem? Nie znam się za dobrze, a jednak zależy mi na idealnej kawie...
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Powiedzieć, że był niepocieszony obrotem spraw, to nic nie powiedzieć. Z pretensją spojrzał na Honeycott'a, bo miotanie piszczącym skrzatem jakoś go trochę rozbudziło, a zemsta zawsze poprawiała mu humor. Skrzat, w bezpiecznych objęciach nauczyciela, wystawił ślizgonowi ozór, na co Lockie przejechał palcem po szyi, pokazując mu drugą ręką dyskretny środkowy palec. - Na szacunek profesorze, trzeba sobie zapracować, a bardzo łatwo skalać jego jakże delikatną materię, nie zgodzi się Pan? - zapytał, w typowym dla siebie, wyzywającym tonie. Powinien być bardziej korny i nie prowokować do większych konsekwencji, ale zeźlił się okropnie, że istota, której przecież sensem życia było czarodziejom pomagać, narobiła tyle bałaganu i jeszcze wystawiła mu język! Skandaliczne. - Podgrzeję bardziej. - burknął, kapciejąc momentalnie, tego mu brakowało, żeby go wyrzucił z lekcji, na którą on sam z siebie wstał o tej nieludzkiej porze! Rzucił jadowite spojrzenie najpierw skrzatowi, a potem gryfonomi, w sumie za darmo bo biedny @Romeo O. A. Rosa jedynie prosił o pomoc, po czym poszedł zrezygnowany po kolejny dzbanek, przy okazji podając drugi, nowy @Elaine Morieu. - Co za dupsko. - skomentował półgębkiem w stronę puchonki, nalewając im mleka do dzbanków.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Ze dwie krople faktycznie zdążyły polecieć, zanim nie obtarłam oczu. Nieco się zaczerwieniły, błyszczały w blasku światła od zgromadzonych łez, jednak żadna więcej nie opuściła swojego miejsca. Pociągnęłam nosem i obtarłam go rękawem, nie chcąc wyjść na beksę. Po prostu tych wszystkich złych emocji, które nagromadziły się w ciągu dziesięciu minut, okazało się za dużo. Zapewne rozkleiłabym się na całego, gdyby nauczyciel postanowił mnie opieprzyć na forum całej klasy, że nawet mleka nie potrafię spienić. Ten, na przekór mojemu wyobrażeniu, ruszył mi z pomocą. Założyłam rękawiczki, które mi podał, w ogóle mając ochotę zakryć całą siebie czymś, by nikt mnie nie widział. Mężczyzna praktycznie odwalił za mnie całą robotę. Ja jedynie musiałam grzecznie stać i ładnie pachnieć, co jakiś czas przytakując głową na znak, że rozumiem. - D-dziękuje, panie profesorze. - zająknęłam się, odbierając dzbanek z gotową pianką. Jedno było pewne - zapamiętam jak się ją robi do końca życia, nawet pomimo mojej ogólnej niechęci wobec kawy. Jak się zaraz później okazało, skrzaty nie tylko mnie postanowiły uprzykrzyć życie. Jeden ze ślizgonów również padł ofiarą "ataku" złośliwca, przewracającego cudze dzbanki. Chłopak nie przebierając ani w słowach, ani w środkach, złapał skrzata za ucho. Doprawdy, wyglądało to nieco komicznie, kiedy stworzenie wiło się i piszczało, podniesione do góry. W innej sytuacji byłoby mi go żal - teraz jakoś niekoniecznie. No, może odrobinę...tak tyci, tyci. Zerknęłam niepewnie na drugi dzbanek, który otrzymałam od ślizgona. Czy to była zachęta, abym zrobiła piankę sama jeszcze raz? - Ale trochę niepotrzebna reakcja. Wiesz, na dobrą sprawę, to im się wchrzaniliśmy do miejsca pracy. - odpowiedziałam równie cicho, nie do końca pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć. - Dziękuje. - dodałam jeszcze ciszej, mając na myśli fakt, że niejako chłopak stanął w mojej obronie.
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Magiczna kawa: Bazyliszkowe macchiato Pienienie mleka:75 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 6 (zostawiam sobie na następnego posta z przerzutem) Modyfikatory dodatkowe: Możesz przerzucić k100, jeśli Twoja postać nie piła dziś kawy (zostawiam sobie na następnego posta) Jeśli możesz i używasz do spienienia mleka zaklęcia, możesz dodać bądź odjąć 15 punktów do wyniku k100 (to też) Dary losu: +5 za 1 Rezultat pienienia mleka: 90
Dał zupełnie skołować się tymi wszystkimi liczbami, bo i zupełnie się ich tutaj nie spodziewał - w Piekarni mając do dyspozycji specjalną miarkę podpisaną nie mililitrami a nazwami kaw, a i Pani Chambers ani razu nie wspominała mu o tym, że temperatura mleka miała jakiekolwiek znaczenie, więc i zwyczajnie podgrzewał je na tyle, by dało się je wygodnie spienić. Spiął się więc mimowolnie, próbując ukryć to posłanym do Romeo uśmiechem, ale myśli już uciekały mu w kilku kierunkach na raz, a on sam utknął w miejscu, w którym zależało mu na wygranej zdecydowanie zbyt mocno, jakby cała jego wartość i jakiekolwiek szanse na lepszą przyszłość były zależne od tego, czy uda mu się dziś zrobić lepszą kawę od Gryfona. - Pomyśleć, że jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziałem nawet, że istnieje coś takiego jak macchiato - rzucił, ni to do siebie, ni to do Romka, ni to nawet w eter, zwyczajnie potrzebując głośno i wyraźnie zaznaczyć, że to wszystko było wciąż dla niego zupełnie nowe, bo i już przy samym odmierzaniu mleka musiał kilka razy wlać je z powrotem do butelki, to znów nieco przelać go do dzbanka. Jego trudność musiał zauważyć jeden z uczynnych skrzatów, który zupełnie bez pytania zaczął dobierać mu się do mleka, gdy tylko pozwolił sobie na drobne rozproszenie w postaci ucieczki spojrzeniem do zajmującego ekspres Romeo. - Ej, nie, muszę sam - zaprotestował, początkowo dość miękko, może nawet z drobnym rozbawieniem, ale zaraz gdzieś wibracje śmiechu zniknęły zupełnie, gdy już nieco ostrzej powtarzał pewne "Poradzę sobie", musząc wręcz wyrwać dzbanek ze skrzacich rąk. I gdy sam już zabierał się za podgrzewanie własnego mleka wyraźnie poczuł, że rzucił zaklęcie zdecydowanie zbyt agresywnie, ale i emocje jeszcze trzymały go na tyle, że nie potrafił przyznać się do tego sam przed sobą. Warknął zirytowany, odstawiając dzbanek z wykipiałym, przypalonym do dna mlekiem na blat, podpierając się o wyspę tyłem by ze spiętymi w irytacji mięśniami rozejrzeć się po sali w obserwacji, czy innym też idzie równie fatalnie. Z każdą chwilą obserwacji zasępiał się tylko mocniej - ciaśniej splątując ramiona i boleśniej ściągając brwi, pierwszy raz od przyjazdu do Hogwartu faktycznie mogąc wyglądać jak ten wielki zły wilk, za którego mieli go urzędnicy Ministerstwa. - Mógłby Pan powyprowadzać skrzaty - wtrącił się zanim zdążył to przemyśleć, bo te małe cholerstwa nie pozwalały mu nawet ochłonąć, bo mimo tego jak Lockie potraktował jednego z nich, to i do niego wciąż próbował wrócić poprzedni "pomocnik", którego tym razem udało mu się przegonić byle ostrzegawczym warknięciem. - Jak mamy się czegoś nauczyć, jak będą nas wyręczać? - wytknął trzeźwiej, próbując rozkręcić w sobie na nowo motywację, gdy tylko spojrzał jak tryumfująco Romeo tańczy po kuchni ze swoim mlekiem. - Chociaż jak tak ta pomoc wygląda, to już się nie dziwię, czemu muszę iść na korki do Gwen, żeby zjeść tutaj coś smacznego.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Magiczna kawa: Syrenie latte Pienienie mleka:26 -> 21 :D Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 0 pkt. Modyfikatory dodatkowe: przerzut za brak kawy Dary losu: - Rezultat pienienia mleka: 31
Czy wolałby, żeby Daniil nie zwrócił mu uwagi? Paradowałby wówczas po zamku w błogiej nieświadomości, że ma krzywo zapiętą koszulę, narażając się zapewne na pełne rozbawienia spojrzenia, dopóki ktoś nie ulitowałby się nad nim i nie poinformował o porannej gafie. Tak czy inaczej Puchon nie był w stanie uniknąć choć odrobiny zażenowania, a im wcześniej poprawił swój błąd, tym krócej robił z siebie szkolne pośmiewisko. W gruncie rzeczy był więc Ślizgonowi wdzięczny za jego komentarz, a także za lekceważące podejście do całej sytuacji. Rosjanin był wyjątkowo taktowny, nie suszył mu głowy ani nie kpił z pomyłki, która mogła przecież przydarzyć się każdemu. – No jasne. – uśmiechnął się nieśmiało, choć powątpiewał, czy chłopakowi zdarzało się kiedyś opuścić dormitorium w nieprzepisowym ubraniu. Sprawiał wrażenie bardzo zorganizowanego i dokładnego, choć oczywiście Terry mógł się co do niego mylić, nie znali się wszak nawet pobieżnie. Tak naprawdę jedyne, co Puchon wiedział o nowym uczniu, to że nazywa się Daniil, jest Ślizgonem i pochodzi z Rosji, zatem zapewne ukończył Durmstrang. Chłopak pozostawał intrygującą zagadką, którą Terry bardzo chciałby bliżej poznać. Sam nigdy nie był za granicą, więc państwo leżące tak daleko na wschodzie wydawało mu się niemal egzotyczne. Był ciekaw wszystkiego, co dotyczyło podróży, odkrywania nowych miejsc i osób, nie chciał jednak wyjść na wścibskiego, powstrzymał się więc od zasypania Daniila lawiną pytań. Pokiwał głową, potwierdzając, że owszem, nazywa się Terry, zamierzał nawet przedstawić się imieniem i nazwiskiem, ale przeszkodził mu nauczyciel stawiając przed nim szklankę wody. Zarumienił się, ale podziękował i łapczywie wypił duszkiem całą zawartość. Pomimo niewielkiej odległości, naprawdę zmęczył się nieplanowanym biegiem do kuchni. – Ja tam lubię poleżeć dłużej w łóżku, jeśli tylko mam taką możliwość. Chociaż z drugiej strony szkoda dnia na byczenie się w pokoju. – odpowiedział, ocierając kąciki ust wierzchem dłoni. Nigdy nie potrafił jednoznacznie wskazać, czy należy do rannych ptaszków, czy nocnych marków – lubił pospać, jak każdy nastolatek, ale nie znosił wstawać później niż dziesiąta rano, bowiem miał wówczas wrażenie, że zmarnował cały ranek. Był także zdania, że chodzi spać o rozsądnej, normalnej dla swojego wieku porze, ni to wcześnie, ni bardzo późno. Trwał więc zawieszony w dziwnej przestrzeni pomiędzy, charakterystycznej dla nudnego przeciętniaka jakim był. Akcent Ślizgona, choć mocny i niedający o sobie zapomnieć, nie stanowił dla Terry’ego większej przeszkody w porozumiewaniu się z nowym znajomym. Przywykł co prawda do szkockiej wymowy, jednak nawet w Edynburgu można było usłyszeć tyle różnych dialektów, że chyba zwyczajnie przyzwyczaił się do wyłapywania anomalii dźwiękowych. Prawdę powiedziawszy podczas pierwszych dni w Hogwarcie chłopak czuł się dodatkowo nieswojo (pomijając wyrwanie z dotychczasowego życia i wrzucenie go do paszczy lwa), ponieważ większość uczniów miała bardzo elegancki, angielski akcent, za którym w jego rodzinnych stronach niezbyt przepadano. Ucieszył się, słysząc, że Daniil odnajduje się w nowym otoczeniu, sam przecież dobrze wiedział, jak to jest czuć się wyrzutkiem w środowisku odmiennym od tego, w którym człowiek się wychowywał. Z drugiej strony Ślizgon był przecież czarodziejem, magiczny świat, nawet angielski, nie powinien stanowić dla niego większej zagadki. Chociaż jak bardzo różnią się od siebie czarodziejskie społeczności w różnych krajach? Tego Terry nie wiedział, ale tak czy inaczej nie chciał, by Daniil czuł się w Hogwarcie obco. – E tam, twój angielski nie jest taki zły. Mówisz lepiej niż nasz obecny król. – spróbował dodać chłopakowi otuchy. Mówił szczerze, naprawdę uważał, że jeśli ktoś jest w stanie studiować w obcym języku, to musi znać go bardzo dobrze. On sam był w stanie zaledwie przywitać się po francusku i zamówić bagietkę, myląc przy tym rodzajniki. – Schody potrafią być złośliwe. Musisz pamiętać o znikających stopniach między parterem a drugim piętrem. Kiedyś zaklinował mi się w ten sposób but i utknąłem na dobre piętnaście minut. – pokręcił głową na wspomnienie utraconych w ten sposób punktów. Patton był bezlitosny wobec spóźnialskich. Kolejna informacja jedynie podsyciła i tak już narastające zainteresowanie Puchona nowym uczniem. – Uczyłeś się w domu? Rodzice nie posłali cię do Durmstrangu? – zapytał zdziwiony, po czym zorientował się, że być może to nie jest temat, na który chłopak chciałby się wypowiadać – To znaczy sorry, niezbyt to uprzejme z mojej strony. Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Z opresji wybawił go profesor Honeycott, przechodząc do właściwej części dzisiejszych zajęć i zlecając im spienienie mleka do odpowiedniej temperatury. Terry widział tysiące razy, jak robiły to dziewczyny w kawiarniach przy Royal Mile, nigdy jednak nie miał okazji sam spróbować lub chociaż obserwować proces z bliska. Chwycił więc dzbanuszek w obie dłonie i nieporadnie przyłożył do dyszy. Pokręcił przecząco głową na pytanie Ślizgona, udając, że wie, o jakim zaklęciu mowa. Tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia, że istnieją czary spieniające mleko, ale po czterech latach nic go już chyba nie zdziwi. Skupił się na zadaniu, które okazało się trudniejsze, niźli się spodziewał – mleko bryzgało mu na twarz, kiedy za nisko opuścił naczynie, lub wirowało, jeśli za mocno zanurzył dyszę w białym płynie. Z ferworu pracy wyrwał go dopiero głos Ślizgona. Rozejrzał się i dostrzegł El, której szło równie źle, o ile nie gorzej, niż jemu samemu. Z zaskoczeniem odkrył, że z jakiegoś powodu skrzaty domowe zdawały się obrać sobie Puchonkę za cel i przeszkadzały jej we wszystkim, za co dziewczę się chwyciło. Wnętrzności się w nim zagotowały (z pewnością bardziej niż wciąż zimne mleko w jego dzbanuszku) i już miał ruszyć koleżance z pomocą, kiedy zauważył brawurową reakcję Lockiego i interwencje samego nauczyciela. Upewniwszy się, że Elaine nic nie grozi, zwrócił się ponownie do stojącego obok ślizgona. – Sytuacja opanowana. El jest bardzo ułożona, pozwoliłaby sobie wejść na głowę, byle tylko uniknąć kłopotów. Z naszej dwójki to ja częściej łapię szlabany i tracę punkty.
Profesor uniósł jedną brew w górę, starając się zrozumieć jakiej odpowiedzi oczekuje od niego @Lockie I. Swansea, gdyż chyba nie liczył od ostentacyjne przyznanie mu racji. To - owszem - wchodziło w grę, jednak nie w tym momencie. - Zgodzę się z tym, że każdy pracuje na swoje nazwisko i nasze poczynania świadczą o nas samych. A Pan od bladego rana nie wyświetla się poprawnie. - Pomijając, że Ślizgon wyglądał jakby na studia dostał się jedynie za sprawą pretty privilege, co Viego usiłował mu wytknąć moment wcześniej, najwyraźniej zbyt subtelnie i obelżywa aluzja przeszła wszystkim mimo uszu. - Bardzo proszę podgrzać bardziej - pozostawił ucznia, zajmując się od razu Gryfonem, który go zaczepił. - Przepraszam, że musiał Pan tyle czekać - zwrócił się do @Romeo O. A. Rosa, którego należało pochwalić za cierpliwość. Honeycott wziął łyżeczkę, aby spróbować mleka. Ciepło rozniosło się prędko po jego podniebieniu, wywołując przyjemny uśmiech. Sztuciec przekazał jednemu skrzatowi, prosząc go o pozmywanie. - Myślę, że może wyjść z tego świetna kawa, o ile nie przeleje jej pan za dużo do espresso. Może być Pan z siebie dumy, w tym momencie to świetny materiał do dalszej pracy. - Po czym jego uwagę iście egoistycznie zagarnął sobie @Wilkie Marrok, pokazując, że arogancja, brak umiejętności interpersonalnych oraz chamstwo to nowe cechy, które dominują pod zielonym herbem Slytherinu. - Czyli uważa Pan, że dla zajęć powinienem przesunąć cały grafik skrzatów kuchennych? - Zaczął wyliczać na palcach. Wpatrując się z zastanowieniem w sufit a to przenosząc wzrok na młodego Ślizgona, który wyglądał niemal jakby chciał zaraz kogoś zaszczekać na śmierć. Viego wiedział, że to próba jego cierpliwości. Zwłaszcza, że w swojej manierze nie karał ani nie nagradzał uczniów punktami, co stanowiło bestialski system kar i nagród. Teraz miał na to wielką ochotę.- Pozbawić uczniów względnie naturalnych warunków pracy w kuchni? Odebrać im możliwość pracy nad swoim charakterem? I co jeszcze? - Zapytał Pana Marrok spoglądając nie na niego, a na jego spienione mleko. - A i proszę pozdrowić moją siostrę. To całkiem imponujące, iż odnajduję Pan w kimś autorytet równocześnie sprowadzając jego zajęcia do poziomu przerwy na lunch - oczywiście śmiejemy się tutaj z Gwen, bo z kogo innego? - Albo mógłbym też wziąć Pana przegotowane mleko, wylać je - jak powiedział, tak zrobił i podłoga zaczęła właśnie spływać białą cieczą- poczekać aż Pan Swansea zacznie mnie tarmosić za ucho - wzruszył ramionami, odkładając dzbanek twardo na blat. Skrzat-przylepa, który obrał sobie za cel Pana Marrok zaczął od razu sprzątać bałagan, co jest miłą odmianą w czasie tej lekcji. - Ale przecież tak nie zrobię, bo jeszcze przypadkiem bym Pana czegoś nauczył. - Założył ręce na ramiona, wzruszając ramionami. Wyczekał kilka sekund aż emocja mu opadną i z ciężkim powietrzem wypuszczonym z płuc, kontynuował swoją tyradę. - A ja jestem tu tylko po to, aby Panu pomóc. Z uspokojeniem skrzatów, z odpowiedzeniem na wszystkie pytanie, z ustawieniem ekspresu. Wystarczy poprosić. Chociaż równie efektywne może być poproszenie o pomoc Pana Rosa - skwitował, pozostawiając ten Ślizgońsko-Gryfoński miks sam sobie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Magiczna kawa:Bazyliszkowe macchiato Pienienie mleka:67 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 11pkt. Modyfikatory dodatkowe: kuferek (-11), nie pił jeszcze kawy (-15) Dary losu:2 => Odejmuję -15 Rezultat pienienia mleka: 67+10-11 -15 -15 = 36 => Sukces
Niespecjalnie przejął się krytyką od nauczyciela, ale gdy usłyszał już o grudniowych zajęciach postanowił, że chyba musi zacząć pojawiać się na tych lekcjach, bo brzmią o niebo ciekawiej, niż pamiętał. -Na pewno się pojawię. - Zapewnił, po czym wysłuchał instrukcji co do dzisiejszej lekcji. Pienienie mleka? Brzmiało jak łatwizna i z takim właśnie nastawieniem, Max przystąpił do pracy. Po chwili rozproszyły go jednak pewne smakołyki, a gdy on się nimi zajadał, jeden ze skrzatów pomagał mu w wykonaniu roboty. -Dzięki stary. Za pomoc obiecuję was w tym roku oszczędzić w kwestii moich wizyt. - Przybił skrzatu żółwika, po czym sprawdził, jak radzi sobie jego sąsiad ze ślizgońskiego dormitorium. -No i jak? Nie jest tak tragicznie, co? Może to nasza nisza. No wiesz, szeroko pojęte napoje. - Wyszczerzył się do @Jamie Norwood, nie mogąc się oprzeć i nieco lepiej przyglądając się rysom chłopaka. Powoli zaczynał sam na siebie w myślach kurwić, jak wcześniej mógł nie zauważyć tak oczywistych znaków jego odmienności.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Magiczna kawa: Chochlików cappuccino Pienienie mleka:18 > 32 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 1 Modyfikatory dodatkowe: przerzut k100 za nie picie kawy, dodanie punktów kuferkowych Dary losu:4 czyli wielkie nic Rezultat pienienia mleka: 43
Norwood uśmiechnął się krzywo, próbując zachować powagę, kiedy Solberg był upominany przez profesora, a zaraz po tym zapraszany na zimowe zajęcia. Po takim wstępie wątpił, żeby ktokolwiek przegapił zajęcia, nawet on. Skupił się jednak na wysłuchaniu instrukcji, jak spienić mleko, a skoro nie potrafił używać zaklęcia do tego przeznaczonego, skierował się do jednego z ekspresów. Jeden ze skrzatów próbował mu pomóc, podpowiadając jak powinien ustawić dzbanuszek z mlekiem i ile go nalać do cappuccino, za co Jamie podziękował, dostosowując się do wskazówek. Zawsze lepiej z pomocą, niż bez, choć z tego co widział i słyszał, nie wszyscy podchodzili ze spokojem do pomocy skrzatów. Norwood poprosił innego, czy mógłby dostać coś do przekąszenia, czując, że zwyczajnie robił się głodny, ale skrzat wprost stwierdził, że najlepiej mu pomoże, jeśli pozwoli mu samemu działać i trudno było powiedzieć, czy miał rację, czy nie. - To jak twoje wyszło, to chyba już wiem do kogo będę się zgłaszał z prośbą o kawę - stwierdził, słysząc @Maximilian Felix Solberg i odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem, na moment zapominając, że zwykle wtedy podbijał tylko urok wili. - Ja w każdym razie raczej zostanę przy parzeniu herbaty, bo to chyba nie jest dostatecznie podgrzane, ta pianka jest jakaś nijaka - dodał, spoglądając na swoje mleko, mając wrażenie, że miał je jednak podgrzewać odrobinę dłużej, a może nie? Odruchowo spojrzał w stronę profesora, zastanawiając się, czy zawracać mu głowę, czy jednak zostawić w spokoju, po użeraniu się z innymi. - Profesorze, za słabo podgrzane do cappuccino? - zapytał w końcu, nieznacznie unosząc dzbanek z mlekiem, uznając, że skoro już przyszedł na lekcje, to mógł się do niej przyłożyć.
Magiczna kawa: Bazyliszkowe macchiato Pienienie mleka:22 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 26 Modyfikatory dodatkowe: - Dary losu: - Rezultat pienienia mleka: 32 (właściwe)
Carly była tak absolutnie podekscytowana tym, co się dookoła niej działo, całą tą lekcją, a nawet tym, że siedziała w kuchni ze skrzatami, z którymi często mimo wszystko współpracowała, że właściwie w ogóle nie zwracała uwagi na to, co się dookoła niej działo. Była niczym jakaś piłka, której nikt, ani nic nie było w stanie powstrzymać, po prostu była w swoim żywiole i jeśli ktoś próbował się z nią witać, zaczepiać albo robić cokolwiek podobnego, to mógł zapomnieć o jej atencji. Tę bowiem posiadała obecnie kawa, a zatem postawione przed nią zadanie, którego nie zamierzała skrewić. To by dopiero był kabaret, gdyby okazało się, że nie potrafiła zrobić tak prostej rzeczy, tak banalnie prostej, że chyba zemdlałaby z wrażenia, gdyby nagle okazało się, że była jednak cienkim Bolkiem w tym wszystkim, co kochała najbardziej na świecie. Śmiejąc się, przyjęła pomoc skrzatów domowych, które najwyraźniej nigdy nie zamierzały jej odpuszczać i zawsze chciały jej towarzyszyć, by ostatecznie uzyskać idealne, cudownie spienione mleko, w takiej temperaturze, jaka była właściwa. Można by powiedzieć, że Carly była z tego powodu zadowolona i wszystko wskazywało na to, że nie mogła doczekać się tego, co miało nadejść, bo spojrzała na @Viego Honeycott oczami tak błyszczącymi z ekscytacji, jakby miała jakąś gorączkę. I nastawiała ucha na każde słowo profesora, bo po prostu zamierzała je pochłonąć.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
- A nie ma problemu - wygląda pan na kogoś, na kogo warto czekać - stwierdził, absolutnie się nie wstydząc swoich prób bajerowania nauczyciela, przez które nie zauważył też jak ślizgoński Swansea robi w jego stronę miny. Uśmiechnął się szerzej, dumny z otrzymanej pochwały, choć i tak zamierzał jeszcze nieco @Viego Honeycott pociągnąć za język... czego nie udało mu się zrobić, bo sam się już zaraz z zaskoczeniem odwracał w stronę Wilka. Uniósł brew, przemykając spojrzeniem po ewidentnie spiętej złością sylwetce, samemu wycofując się odrobinę, by zobaczyć jak dalej ta scenka się rozegra - plus tego miejsca w pierwszym rzędzie był taki, że zarówno profesor jak i Ślizgon wyglądali naprawdę hot. - Damy radę, tak - przytaknął jedynie, ożywiając się przy posłyszeniu swojego nazwiska. Zerknął znowu na Wilka, mając wrażenie, że ten unosi się tylko coraz mocniej... i wszystko zaczynało wskazywać na to, że Honeycott zajął się już lekcją, a Marrok dyskusją, więc Romeo pozostał sam sobie, co było kompletnie nieakceptowalne. - Wilku - rzucił krótko, podchodząc do niego, by w ostatniej chwili przechwycić jego złość krótkim pocałunkiem, w którym docisnął go gwałtownie do blatu. - Chcę moją idealną kawę - przypomniał mu, zaciskając palce na jego biodrach, to na nich się wspierając, gdy niespiesznie robił pół kroku w tył. - Możesz się dalej wykłócać... - pociągnął dalej, obracając chłopaka przodem do blatu, gdzie czekały butelki mleka. - ...albo możesz mnie uszczęśliwić, mm? - Zamruczał mu do ucha. - Tamto mleko się nie liczyło, bo skrzat ci popsuł, ale dalej musisz się postarać, żeby wygrać nasze wyzwanie.
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Magiczna kawa: Bazyliszkowe macchiato Pienienie mleka: po przerzucie 1 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 6 Modyfikatory dodatkowe: Możesz przerzucić k100, jeśli Twoja postać nie piła dziś kawy (zrobione) Jeśli możesz i używasz do spienienia mleka zaklęcia, możesz dodać bądź odjąć 15 punktów do wyniku k100 (to też) Dary losu: +5 za 1) (uwzględniam mechanicznie stary rzut, ale fabularnie już olewam, bo skrzat by umarł po tym) Rezultat pienienia mleka: za dużo matmy i możliwości, ale czego by nie zrobić, to i tak sukces
Był pewien, że mimo gotującej się w nim irytacji udało mu się utrzymać względną kulturę, bo i nie uniósł nawet zbytnio głosu, zważał na słowa, by nie zgorszyć co młodszych uczniów i wcale nawet nie próbował w jakikolwiek sposób obrazić nauczyciela, a jedynie skrzaty, które nie rozumiały prostego słowa "nie". Gdy tylko więc zrozumiał, że nauczyciel nie zamierza czepiać się przeszkadzających im w nauce skrzatów, to w nim - uczniu, który ekscytował się na tę lekcję jak głupie szczenię - upatrując problem, który należy spacyfikować, nie potrafił powstrzymać zalewającej go gorącem fali czystej złości. - Nie wiedziałem, że skrzaty mają w swoim grafiku przypalanie mleka - wycedził przez zaciskane coraz mocniej szczęki, pewnie walcząc z próbą wymuszania na sobie milczenia na tyle długo, że i z tą odpowiedzią spóźnił się nieznacznie. I niby próbował oddychać głębiej, ciężej w narzucanej sobie powolności, by uparcie szukać tej samokontroli, którą przecież ćwiczył co pełnię, ale widząc, jak jego mleko ląduje na ziemi, cały spiął się w gotowości do walki lub ucieczki. I nie chodziło wcale o efekty jego pracy, których sam zaraz by się pozbył czyszczącym dzbanek zaklęciem, ani nawet o to, co przy okazji mówił nauczyciel, bo i przez szumiącą mu w uszach wściekłość nijak to do niego nie docierało. Chodziło o samo spojrzenie bezkarnej wyższości w przekonaniu o swojej władzy, o sam gest wyrzucenia czegokolwiek na podłogę z pewnością, że nie będzie się tym, który będzie musiał to posprzątać. Rozplótł ramiona, zaciskając dłonie w pięści i nawet rozchylił szczękę, by złapać przez usta oddech w gotowości do buntu, bo i przecież wraz z ucieczką z Luizjany obiecał sobie, że nie pozwoli nigdy więcej się tak poniżać - zanim jednak zdążył zrobić cokolwiek, czego pożałowałby w trzeźwiejszym zorientowaniu się, że podłoga została już posprzątana, dał zupełnie skołować się pocałunkiem, który uderzył w niego z siłą rozpędzonego tłuczka prosto w twarz. Omamiony zamrugał tępo, na moment zapominając gdzie jest i co robi, gdy wpadał w pułapkę jasnych oczu i mieszającego mu w głowie czaru półwila, nie potrafiąc zrozumieć czemu cały spina się boleśnie nad sprawami, które nie miały w ogóle znaczenia nijak nie dotycząc Romeo. Jak w amoku sięgnął po mleko i dzbanek, podgrzewając je i spieniając z umysłem skoncentrowanym tylko na spełnieniu jednego życzenia: - Chcę moją idealną kawę. - ...czy on... - podjął cicho, pod pierwszą trzeźwiejszą myślą, choć ściągał jeszcze brwi w dezorientacji, musząc rzucić spojrzenie przez ramię na Viego, nim nie złapał nim jasnych oczu Gryfona, odrywając różdżkę od dzbanka. - ...kazał mi prosić?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Magiczna kawa: Chochlikowe Cappucino dla @Jamie Norwood Pienienie mleka:9 -> 16 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: n/d Punkty kuferkowe z MG: 11pkt. Modyfikatory dodatkowe: nie picie kawy (przerzut) Dary losu: n/d Rezultat pienienia mleka: 16+11=27pkt.
Cóż, Max się z kawą kochał, a bazyliszkowe płynęło w jego żyłach w stężeniu większym niż krew, choć zdecydowanie mniejszym niż kiedyś używki. -A zapraszam serdecznie. - Odparł uradowany, samemu nie spodziewając się, że to całe pienienie tak mu łatwo pójdzie. Może faktycznie miał jakieś ukryte talenty, które dopiero teraz wychodziły na światło dzienne. Nie zastanawiał się jednak nad tym za długo, bo uśmiech ślizgona sprawił, że jakoś tak... Jakoś... Max jakoś nabrał ochoty, żeby mu w tej robocie pomóc. Jamie sobie nie poradził, ale przecież to nic złego pomóc kumplowi, prawda? Nawet jeśli cholernie przystojnemu.... To właśnie te myśli sprawiły, że Solberg nie usłyszał o parzeniu herbaty, ale doskonale zauważył, że Norwood poprosił o pomoc profesora. PROFESORA, a nie jego! Skandal! -Daj spokój, pomogę Ci. - Powiedział jakby od niechcenia. Niby czuł się normalnie, ale jednocześnie coś było nie tak i gdzieś z tyłu głowy zrodziła się ta myśl, że Jamie go wykorzystuje. A on głupi miał zamiar się dać. Jednocześnie posłał @Viego Honeycott dość agresywne spojrzenie. Wziął do ręki wszystkie potrzebne narzędzia, ale kątem oka spoglądał na twarz Jamiego. Czuł, że chce się mu przypodobać, ale też czuł, że nie jest to naturalne i ten fenomen musi wychodzić z magii. Chciał wyłapać te niuanse, które mogłyby świadczyć o uroku i przez to całe "chcenie i rozpraszanie" ostatecznie jego mleko skończyło poza kubkiem, zamiast w nim. Ups.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Magiczna kawa: chochlikowe Pienienie mleka:36 ale idę w scenariusze skrzatowe[/url] Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: -10 Punkty kuferkowe z MG: 2 Modyfikatory dodatkowe: nie piła kawy Dary losu:4 a potem C i 99 Rezultat pienienia mleka:25 po przerzucie z modyfikatorów-10=15
Spienianie mleka brzmiało jak prawdziwa czarna magia. Przynajmniej dzięki temu Hawthorne przypomniała sobie czemu właściwie nie przepadała za podobnymi napojami, które były dla niej zbyt skomplikowane i przekombinowane. Owszem, może i przy parzeniu herbaty również obowiązywały jakieś zasady, ale tych było jej o wiele prościej przestrzegać. Mina zdecydowanie nie była doświadczona w podobnych kwestiach i dlatego też nieco ulżyło jej, gdy obok znalazł się skrzat, który postanowił wesprzeć ją w tym zadaniu. Tylko, że oboje nie okazali się wybitnymi ekspertami w dziedzinie spieniania mleka. Nie wiedziała czy technika była zła, źle się do tego zabierali czy może nie posiadali wprawy i nie pracowali wystarczająco intensywnie rękoma. Wszystko mogło być w zasadzie możliwe. Ważne było, że nie do końca udało jej się uzyskać upragniony efekt, ale jakoś niespecjalnie się tym przyjmowała.
Słuchając @Romeo O. A. Rosa Viego czuł, że ma dwie opcje: pozwolić Gryfonowi być megalomanem, który niedługo zatraci się w samouwielbieniu bądź pozwolić mu na śmiałe bycie sobą z pedagogicznym dystansem. Stąd też chłopak w odpowiedzi na swoją zaczepkę dostał odpowiedź w postaci skinienia głowy i krótkiego chapeau bas, pozostawiając na jego łaskę bądź niełaskę Ślizgona. - Pan naprawdę zacnie opanował pienienie mleka do macchiato - musiał to oddać @Maximilian Felix Solberg, gdyż kolejna próba spienienia mleka w jego wykonaniu okazała się sukcesem. Niestety jednak mlekiem do cappuccino trudno było nazwać ten twór. - Niech Pan odda to mleko dla skrzatów to zrobią z niego jeszcze coś pożytecznego - polecił bez cienia złośliwości, skupiając swoje zainteresowanie na @Jamie Norwood. - Powiedziałbym, że pana mleko jest niemal idealne i, tak całkiem szczerze, gdyby miał Pan zalać nim swoje espresso do cappuccino od razu to tej kawy nie powstydziłby się żaden barista. Zwyczajnie tępo zajęć jest dla Pana zbyt wolne - rzucił rozbawiony uśmiech do Pana Norwooda po czym podgrzał mu mleko w rękach, oddając mu dzbanek. - Teraz będzie w porządku - rzucił na odchodne, widząc spektakl, stworzony przez parkę, której nie dawał atencji tylko przez moment a oni już niemal chcieli zaprosić go do trójkąta. Obrzydliwe. - Panie Rosa i Panie Marrok, na tej lekcji spieniamy mleko a nie spijamy ślinę ze swoich ust - klasnął głośno w ręce, aby zwrócić ich uwagę na swoje słowa. - Proszę was tylko o dwa kwadranse utrzymania chuci na wodzy, wytrzymają panowie? - Zapytał niemal błagalnie, pozostawiając ten wątek za sobą. Czy coś miłego może go spotkać tego poranka? Prawdopodobnie. - Obserwacja Panny poczynań na zajęciach to miód na moje serce - pochwalił pracę @Scarlett Norwood, podchodząc do niej i jej spienionego mleka. - Najbardziej mnie cieszy, że widać tu szczerą chęć i zaangażowanie. Mam nadzieję, że nie wybrałem zbyt nudnego tematu zajęć jak na Panienki oczekiwania. - Zapytał, gdyż dla takich uczniów chciało się brnąć w ten niewdzięczny zawód.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Magiczna kawa:6 - Syrenie Latte Towarzystwo skrzatów kuchennych:45
Spóźniłem się. Na Merlina, znowu! Ledwie zacząłem te przeklęte studia, a już doba staje się za krótka. Choćbym zaczął szykować się do zajęć i godzinę wcześniej, to i tak zabraknie mi czasu, w ostatniej chwili wejdę w jakiś wyimaginowany portal i jestem w plecy ze wszystkim. Umowny kwadrans studencki to zdecydowanie za mało, gdzie można podpisać petycję? Żeby jeszcze ta kuchnia nie była tak daleko! Och, tego dnia bardzo bym chciał być Puchonem. Choć znając moje wątpliwe szczęście ostatnich dni, to pewnie i to niewiele by mi pomogło. W każdym innym wypadku odpuściłbym lekcję, na którą miałbym wparowywać niemalże w środku, robiąc przy tym niechcianą scenę, jakieś wejście smoka, ale teraz miało to być Magiczne Gotowanie, byłem więc gotowy zmierzyć się z byciem w centrum uwagi, nawet jako ten idiota, który nie potrafi spiąć swojego terminarza. Czego jednak nie robi się dla kochanej Clarke, już tyle jej wstydu przyniosłem, to tym razem może, ot tak, dla odmiany, przyniosę jakiś dobry przepis. Ledwie przekroczyłem próg Kuchni i już dobiegł mnie znajomy, wielbiony zapach. Zapach tak dobrze znany. Mimowolnie się uśmiechnąłem, ale tak lekko, pod nosem. — Kawa. — wyszeptałem sam do siebie, trochę głupkowato, jak jakiś zakochany szczeniak, wypowiadający imię swojej lubej. Nic jednak na to poradzić nie mogę, nie umiem, to działa wręcz jak... jak Amortencja! Dopiero po chwili dostrzegłem cały chaos i rozgardiasz panujący w pomieszczeniu. Szlag, było tu więcej ludzi, niż sądziłem. Rozpoznałem wiele znajomych twarzy i chyba tyle samo obcych. Pospiesznie odszukałem wzrokiem nauczyciela @Viego Honeycott, skinąłem lekko głową, gdy mnie zauważył i ruszyłem w jego kierunku, starając się nie wpaść na żadnego Skrzata. W pewnej chwili miałem ochotę opuścić lekcję, bo było tu zbyt tłoczno, jak na moje standardy, ale odpuścić taki temat? Nie wybaczyłbym sobie. Ciotka też by mi nie wybaczyła. Ba! Chyba bym został bez dachu nad głową. — Profesorze, czy mogę jeszcze dołączyć? — zapytałem, od razu podsuwając rękawy ponad łokieć, gotowy do pracy. Choć jeszcze nie wiedziałem, czy nie zostanę wyproszony. Bo... nie zostanę?
Brak zrozumienia dla spóźnień, organizując zajęcia tak wczesna porą, zakrawało już o czystą arogancję. Jeśli nie odbywało się to w ostatnie kilka minut przed końcem zajęć - Viego potrafił wiele wybaczyć. Szczególnie, kiedy prowadził przedmiot skierowany do uczniów, mający sprawiać im przyjemność a nie weryfikować umiejętności. Szczególnie takich, których nie poznali w ciągu roku i są totalnie z dupy. - Oczywiście, że może Pan jeszcze dołączyć. - Zaprosił go z serdecznym uśmiechem, wskazując wolne miejsce. - Zajmujemy się dziś kawami. Przy stanowisku ma Pan instrukcje dotyczącą tego, w jaki sposób robimy jaką kawę. - Wyjaśnił po krótce. - Gdyby spotkał Pan po drodze jakieś problemy to proszę się zgłaszać - dopowiedział, po czym streścił mu najważniejsze informacje dotyczące pienienia mleka. Licząc, iż @Gabriel A. Gaughan dołączy do tego małego grona uczniów, czerpiących przyjemność z tych zajęć.
/Tak się czuję na tej lekcji
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Ochłonął, był tego pewien, bo choć wciąż nosił jeszcze w sobie urazę, to przecież krew już w nim nie wrzała, a on gotów był powoli przejść do żartowania o całej tej sytuacji - wpierw jeszcze nieco sarkastycznie, by później faktycznie uśmiechać się znów na lewo i prawo. W końcu przecież nie stało się nic takiego, a i on znacznie poprawił efekty swojej pracy, więc i naprawdę, naprawdę, gotów był ruszyć dalej, będąc nawet ciekawym tego czego dowie się jeszcze o samym procesie parzenia kawy, więc i szczerze zdziwił się słysząc swoje nazwisko. Wykręcił głowę, ściągnął brwi w skupieniu, by zaraz jednak unieść je w niedowierzaniu, że chociaż przecież tak się starał - nie tylko by faktycznie zrobić dobrą kawę, ale i w tym, by nie odpyskować nijak nauczycielowi - to i tak znów od niego oberwał za byle drobnego buziaka, na którego nikt poza Viego z pewnością nie zwrócił nawet większej uwagi. Przemknął spojrzeniem po uczniach, próbując zracjonalizować sobie, że to przecież niemożliwe, że nauczyciel się na niego uwziął i przecież dyrektorka wyraźnie zapewniała go, że w Hogwarcie ze strony kadry nie czeka go żadna dyskryminacja ze względu na jego kulturę. Zawiesił na moment spojrzenie na @Lockie I. Swansea, dopiero pytając go bezgłośnie "O chuj mu chodzi?" poczuł ile złości spina mu barki rozruszane mimowolnie w zirytowanej gestykulacji. Nie pozwolił sobie zastanowić się dwa razy, bo nim zdał sobie sprawę z tego, że ta myśl w ogóle pojawiła się w jego głowie, już łapał dłonią gładki materiał koszuli @Romeo O. A. Rosa, przyciągając sobie Gryfona do pocałunku, do którego przyłożył się znacznie bardziej niż do rzucanego przed chwilą Spumato. - To nie moja wina - mruknął zadowolony, bo i z szumiącym w głowie urokiem wili nie był w stanie przejąć się już niczym na poważnie, z łatwością lokując rozbawione spojrzenie w jasnych oczach chłopaka. - Staram się jak mogę. Jeszcze się uczę.
Zupełnie szczerze nie wiem, co to znaczy poleżeć dłużej w łóżku, takie dni kojarzą mi się wyłącznie z chorobą, a to z kolei nic przyjemnego. Gdybym powiedział to na głos, zabrzmiałbym pewnie jakbym albo wyolbrzymiał sytuację, albo gorzej – jakbym wychował się w totalnym domu wariatów. I choć nie jest to dalekie od prawdy, to nie chcę, żeby tak o mnie tu myślano, wolę wszystko co złe zamieść pod dywan, skoro i tak nikt tutaj nie ma szansy dowiedzieć się prawdy, dopóki sam jej nie wyjawię. Podoba mi się, że mogę nią manewrować, nadawać jej dowolny kształt, dodawać kolorów tam, gdzie ich brakuje i przygaszać to, co zbyt jaskrawe. Szalenie wygodna opcja. — Niż król? To ci dopiero — nie jestem pewien czy wiem, co chłopak ma na myśli, ale podejrzewam, że chodzi o jakiś wyjątkowo zmanierowany akcent, co rzeczywiście zdarza się niektórym Anglikom. Czasem trudno powiedzieć, czy trudniej zrozumieć Szkota, Irlandczyka, czy Anglika. Szczerze mówiąc, momentami mam wrażenie, że amerykański, którym, jak się okazało, posługuje się Wilkie jest z tego wszystkiego najbardziej dla mnie zrozumiały. — Ja mogu się porozumieć, ale nie mogu przekazać, szto ja mam na myśli. Wsjo brzmi inaczej niż chcę, ludzie myślą, że ja zabawny, albo słodki, jak ja akurat jestem poważny. — Tłumaczę mu po swojemu, wspomagając się gestykulacją. Nie nic mam przeciwko byciu uroczym, ale tylko wtedy, kiedy naprawdę mam to na myśli. Zwykle wygląda to jednak, że potykam się na jakimś słowie i choć całe zdanie dotyczy twardych faktów, ludzie zwracają uwagę tylko na to jedno słowo, tracąc cały wątek. Czasem było to śmieszne, ale generalnie całkiem męczące. Traktuję to jednak jako motywację do tego, żeby jak najszybciej się w tym podciągnąć. — O Rasputinie, a toboy niczego się nie stało? — pytam z przejęciem. Nie znam się na zasadach panujących w tej szkole, ale wydaje mi się to całkiem niebezpieczne. Gdyby schody w Durmstrangu kontuzją wyłączyły mnie z jakiegoś występu, ojciec rozpętałby w szkole piekło. Zaraz też kręcę głową, kiedy ten wpierw pyta mnie o Durmstrang, a potem prędko się z tego wyfocuje. — Ja myślę, że to właśnie miłe, że ty się interesujesz. I ty możesz pytać o co chcesz, ja najwyżej nie odpowiem — wzruszam ramionami, bo dla mnie sprawa jest zupełnie prosta. Jeśli wejdzie na temat, o którym nie chce mówić, to jakoś się z niego wymigam. Lubię być w centrum uwagi, a tak poza tym to poza samym sobą nie wiele mam tu do pokazania i opowiedzenia. I choć nie podjąłem jeszcze decyzji, czy w ogóle chcę mówić w Hogwarcie o balecie, to jestem w stanie ominąć ten temat, tak myślę. — Ja chodził do Durmstrangu, ale tylko trzy lata. Potem rodzice postanowili inaczej. Ale ja zdawał egzaminy tam, aż do teraz. Przez chwilę ze spokojem obserwuję wszystko, co dzieje się w kuchni, Swansea ciągnącego skrzata za ucho, zdenerwowanego nauczyciela, cały ten cyrk. Nie potrafię oprzeć się myśli, że wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdybyśmy byli już po śniadaniu, ludzie zwykle nie są skorzy do współpracy, kiedy wyciągnie się ich z łóżka i bez niczego postawi przed stanowiskiem pracy. — O, da? — przyglądam mu się wnikliwie rozświetlonymi rozbawieniem oczyma — to Ty mi chcesz powiedzieć, że te anielskie złote loczki to tylko taki kamufljaż? — zgaduję, że chłopak często słyszał coś podobnego, ale nie umiem oprzeć się pokusie, by wytknąć mu tę cechę w jego wyglądzie. Przypomina amorka rodem z obrazów, a kompaktowy rozmiar tylko dopełnia całego obrazu. W całkiem dobrym nastroju chcę wrócić do robienia kawy, ale dramaty kuchenne w stylu Magdy Wizzler wcale nie ustały, a wręcz przeciwnie, obrały zupełnie nowy kierunek. Teraz to Wilkie znajdował się w centrum uwagi i wyglądał, jakby miał wybuchnąć. Zastanawiam się, czy nie powinien czegoś zrobić, ale zaraz myślę sobie, że nie powinienem się w to mieszać, bo poza jedną lekcją wcale go nie znam i kto wie, czy nie zarobiłbym tylko niepotrzebnie w zęby. Nie słyszę o co chodzi, więc tym bardziej jestem zaskoczony, kiedy Gryfon dość ostentacyjnie całuje Ślizgona na oczach nauczyciela. — Wy tak zawsze w tym Hogwarcie? — szepczę do Terry'ego, marszcząc brwi i odwracając wzrok. Gdyby w Durmstrangu zdarzyło się coś podobnego, zostaliby z pewnością ukarani, a może i zawieszeni. Nie tylko ze względu na brak szacunku do lekcji i nauczyciela. I choć sam nie zgadzam się z takim brakiem tolerancji, to w jakiś sposób jestem do niego przyzwyczajony. Znacznie bardziej niż do takiej... swobody. — Bo u nas to nikt by się tak nie odważył. I ja nie wiem co lepsze, a co gorsze — kwituję, nie odrywając wzroku od własnego dzbanka, w którym powoli stygło mleko. Postanawiam podgrzać je jeszcze odrobinę i udawać, że nic niecodziennego się tu nie wydarzyło.