Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Autor
Wiadomość
Liang Manyue
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 1,76m
C. szczególne : tatuaże; kolczyki w uszach; ubrania jakby losowo wyjmował je z szafy
kuferek 5pkt znicz6 szczęśliwy traf72 +10s ostateczny czasJ jak jednorożec – ostatecznie 1,50min Punkty domu 15 – od razu łapię znicz
Unosił się w powietrzu, a w kącikach jego ust błąkał się uśmiech zadowolenia. Nie był mistrzem gier miotlarskich, bowiem byli od niego dużo lepsi, to jednak cieszył się, że kafel i tłuczki z nim współpracowały. Wysłuchał więc słów nauczyciela z uwagą, a przynajmniej jej imitacją, ponieważ Liang i skupienie nie chodzili razem w parze, a w szczególności takie trwające dłużej niż pięć sekund (wyjątkiem była jego praca). Wzruszył lekko ramionami, kiedy dostał czarną przepaskę na oczy i zawiązał ją bez zbędnego marudzenia, chociaż w tym przypadku był jak pies – nie znosił mieć zasłoniętych oczu. Przekonał jednak siebie, że to nie na długo i starając się nie spaść z miotły odczekał odpowiedni czas. Kiedy tylko opaska zniknęła z jego twarzy, rozejrzał się po polanie i ruszył przed siebie, szczerze wątpiąc, że czekanie w miejscu cokolwiek pomoże. Kręcił się w kółko, jakby czekając na zbawienie, a spomiędzy jego warg wydobyło się westchnienie niezadowolenia, ponieważ krążył bitą minutę. W końcu jednak dostrzegł znicz i popędził w tamtym kierunku, wyciągając prawą dłoń ku niemu. Zacisnął swoje place wokół złotej piłeczki i nie rozprostował ich, nieco nie mogąc uwierzyć, że faktycznie mu się udało. Z jego piersi wydobył się okrzyk radości, mimo fatalnego czasu. Nie grał na tej pozycji i nie sądził, żeby się specjalnie doń nadawał.
Arleigh Armstrong mogła być na nogach o tej porze tylko z trzech powodów: albo wracała dopiero z Hogsmeade, w którym przeimprezowała szkolne godziny nocne, albo szła na egzamin, który jakiś sadysta pokroju Pattona wyznaczył na tą nieludzką godzinę, albo - i w tym przypadku mamy do czynienia z taką właśnie okazją - wyznaczono poranne zajęcia miotlarskie. Słońce nawet jeszcze nie wzeszło ponad horyzont, kiedy Arli zwlekła się z łóżka, obmyła twarz, związała włosy w kitkę i założyła na siebie cały drużynowy osprzęt który, wybiegając myślami naprzód, poprzedniego wieczora przyniosła sobie do dormitorium. Pognała jeszcze do Wielkiej Sali, zastając tam nielicznych uczestników wczesnego śniadania, ale ograniczyła się do dwóch szklanek soku dyniowego i pasztecika z dyni. Zabrała ze schowka drużynowego Nimbusa i już gnała przez zroszone nocnym deszczem błonia. Na łąkę, na której odbywały się czasami lekcje i treningi, dotarła chyba jako pierwsza. Niezadowolona z tego faktu, postanowiła jak najlepiej wykorzystać czas, który dzielił ją od rozpoczęcia zajęć. Zrobiła kilka energicznych skłonów, pajacyków i wymachów, przełożyła nogę przez miotłę i odbiła się do góry, wzlatując na poziom czubków drzew. Zaczęła kreślić w powietrzu niewielkie ósemki, zerkając cały czas w stronę zamku w oczekiwaniu na innych uczestników zajęć.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Lekcja z Rosjaninem była tą, na którą czekała z niecierpliwością, od kiedy tylko po szkole zaczęła krążyć informacja o tym, że ten został pełnoetatowym nauczycielem miotlarstwa. Avgust, obok Gwenog Jones, był jednym z jej bohaterów. Każdy miłośnik quidditcha o nim słyszał, a Julka, jako pałkarka, nie mogła marzyć o bardziej odpowiedniej osobie, pod której batutą mogła rozwijać swoje umiejętności. A że Antosha był chujem, który lubił zamieniać życie uczniów w koszmar na jawie? Nic nie szkodzi. Rosjanin wdrapał się na pałkarski olimp i skoro uznawał, że takie metody szkoleniowe są najlepsze, to tak musiało być. A do tego, nie oszukujmy się, był nie tylko wybitnie utalentowany, ale też przystojny jak cholera. W jego zimnych jak Syberia niebieskich oczach mogłaby się zanurzyć jak w zimnym jeziorze w upalny dzień. I do tego ten akcent, surowy i wyrazisty jak jego właściciel. Trening miał się zacząć o szóstej rano, co wielu mogło się wydawać nieludzką godziną. A nie dla Julii. Sama należała do rannych ptaszków. Spać się kładła często jako pierwsza i wstawała, kiedy inni jeszcze leżeli w objęciach Morfeusza. Wstała chwilę przed piątą. Nie potrzebowała wiele czasu na to, żeby się ogarnąć. W kruczej toalecie szybko umyła zęby, przemyła twarz lodowato zimną wodą, obwiązała palce plastrem w taśmie, ubrała się w sprzęt do quidditcha i z "Boydenem" w dłoni poszła coś zjeść. Nie poszła jednak do Wielkiej Sali jak reszta, a do dodatkowej kuchni, gdzie rezydował jej dobry ziomek, skrzat Gwizdek. Dobra duszyczka z tego Gwizdka, kiedy przyszła, już czekała na nią miska parującej owsianki z bananem i orzechami, a także niewielka filiżanka "dyptamowego smakosza". Szybko wrzuciła w siebie śniadanko, plotkując przy tym ze skrzatem. Z uśmiechem na twarzy wysłuchała co ciekawszych historii, po czym pożegnała się z nim i ruszyła na łąkę nieopodal lasu. Nieco zdziwił ją fakt, że nie była pierwsza, bo na miejscu już się rozgrzewała Arla.
- Kiki ey! - krzyknęła w jej kierunku. Co to w ogóle znaczyło? Nic, było po prostu przejawem jej podekscytowania, które podkreślał również szeroki banan na twarzy. - Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie na nogach!
Podeszła do Szkotki, zbiła z nią "eksplodującego żółwika" i dołączyła do rozgrzewki.
- Będziemy miały zajęcia z Avgustem, rozumiesz? Z TYM Avgustem! - Nawet nie próbowała ukryć podniecenia i radości. Czuła się jak po wypiciu "Płynnego Szczęścia". I nic a nic się nie zmieni, nawet jeżeli Rosjanin postanowi przeorać nią całą łąkę. Wtedy będzie mogła opowiadać koleżankom z Harpii, że przeorał ją jeden z najlepszych pałkarzy w historii. A tym mało kto mógł się poszczycić!
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Sro Paź 21 2020, 13:12, w całości zmieniany 2 razy
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty w kuferku: 27pkt (+11 za sprzęt, który przynoszę) = 38 Numerek: 3 Najlepszy jako: Pałkarz Najgorszy jako: Śgiający/szukający Sprzęt: Piorun VII (+6) , koszulka (+1), kompas (+1), gogle (+1), rękawice (+1), kask (+1) Przybywam z : @Lucas Sinclair
Trening z Antoshą zawsze wywoływał na twarzy Maxa uśmiech. Nic więc dziwnego, że jak tylko usłyszał, że ma się odbyć kolejna lekcja z tym wymiataczem latania, od razu wziął Lucka pod pachę, w drugiej ręce zacisnął rączkę od swojego Pioruna i już ruszali na błonia. -Jak tam, myślisz, że znowu będzie chciał nas dzisiaj wykończyć? Ten ostatni tor przeszkód o mało nas nie pozabijał. - Zażartował w stronę kumpla. Naprawdę był ciekaw, co Avgust ma dla nich przygotowane tym razem. Od wakacji trochę okazji do treningu miał, ale zawsze przecież był czas na kolejny. Uśmiechnął się na powitanie do @Julia Brooks. Ani trochę nie był zdziwiony, że krukonka już czekała na błoniach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Gry miotlarskie: 3 + 7 za sprzęt Numerek: 4 Najlepsza jako: ciężko stwierdzić, niech będzie obrońca Najgorsza jako: każda pozycja, dopiero się uczy Sprzęt: Drużynowy - Ravenclaw: miotła (+4), gogle (+1), ochraniacze (+1), rękawice (+1)
Z ręką na wielkim, Orlim serduszku - nie miała pojęcia kim jest Antosha Avgust, ani dlaczego niektórzy piali na wspomnienie o nim, niczym kogut, któremu przysmaży się zadek. Jej pojęcie o quidditchu było może nieco większe niż umiejętność wsiadania na miotłe od dobrej strony, ale nie orientowała się ani w zespołach, ani tym bardziej w znanych graczach. Jednak Williams, jak to kruk pełną parą, jak już coś robi, to robi to na całego. Nawet jeśli wymagało to od niej zebrania się w środku nocy, wciśnięcia się po omacku w strój sportowy i wyjścia na dwór, wprost w objęcia mroźnego, jesiennego powietrza.
Wciąż z czerwonym odbiciem poduszki na policzku, maszerowała żwawo przez błonia, licząc, że szybszy spacer nieco ją rozbudzi. Poprzedniego wieczora imprezowała w pojedynkę w Pokoju Wspólnym - ach, cóż to była za zabawa, ona, podręcznik do eliksirów (tak gruby, że gdy upadł jej na stopę, to miała wrażenie, że ukazał się jej Jezusek) i pergamin, który powolnie zapełniała wypracowaniem na zadany temat. Przy takich przyjemnościach godziny zamieniają się w minuty!
Dotarła na łąkę czy polankę - zwał jak zwał, upewniając się, że to odpowiednie miejsce zbiórki tylko dlatego, że na miejscu stało już kilka osób. Wszyscy w widocznie lepszym stanie niż ona. Nie ma to jak radośni ludzie o świcie - okropieństwo! Nieco niezdarnie pomachała do @Julia Brooks i @Maximilian Felix Solberg, nie zmuszając się jednak do wątpliwej przyjemności small talku w świetle wschodzącego słońca.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Punkty w kuferku: 90pkt + 17pkt za sprzęt Numerek: 4 Najlepsza jako: ścigająca Najgorsza jako: szukająca (choć bardziej to przeciętna) Sprzęt: Nimbus 2015, koszulka, kompas miotlarski, rękawice, kask, gogle, ochraniacze, różdżka
Lekcja latania choć tym razem z Avgustem. Cóż... zapowiadało się naprawdę ciekawie. Głównie przez to, że wiedziała jak surowy potrafił być mężczyzna. Byle co go nie zadowalało i z pewnością będzie wymagał od nich tego, by dawali z siebie więcej niż 100%, a ona była gotowa pokazać, że faktycznie była w stanie tyle z siebie dać i pokazać na co było ją stać. Na łące zjawiła się jak zwykle przed czasem z całym swoim sprzętem do Quidditcha, będąc gotową na wszystko, co tylko nauczyciel mógłby dla nich przygotować. Oby tylko nie musiała nikogo składać w trakcie zajęć, bo ostatnio niestety miała zbyt często ku temu okazję.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Ignacy nie był zbytnio zadowolony z tego, o której godzinie została zarządzona lekcja latania, zwłaszcza że przypomniał sobie o niej dopiero w środku nocy, ponieważ przez sporą część wieczora robił prace pisemne, z którymi zalegał od kilku dni. Mimo zmęczenia, które ogarnęło jego ciała, zaledwie chwilę po wstaniu, zdecydował się mimo wszystko zjawić na miejscu zbiórki. Ba, mając na tyle oleju w głowie, aby nie przyjść na trening, tylko i wyłącznie dresie i grubej bluzie, chłopak zrobił mały przystanek w szkolnym magazynku, aby zabrać stamtąd parę rzeczy, skoro już miał do nich dostęp. Przynależenie do szkolnej drużyny jednak czasami się do czegoś przydawało! W każdym razie po zjawieniu się na miejscu puchon znalazł sobie cichy kącik, gdzieś na boku i starał się za wszelką cenę rozbudzić, robiąc sobie małą, niezbyt zobowiązującą rozgrzewkę. Coś czuł, że może go czekać z rana całkiem spory wysiłek fizyczny.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Punkty w kuferku: 48pkt + 7pkt Numer: 3 Najlepszy jako: ścigający Najgorszy jako: pałkarz (nie lubi napier*alać w ludzi) Sprzęt: Swoje: rękawiczki, drużynowy: nimbus, gogle, ochraniacze
Doskonale pamiętał ostatnią lekcję z Avgustem - i to jak pokiereszował hogwartczyków, bez żadnej taryfy ulgowej, bez względu, czy na jego zajęcia przyszli aspirujący zawodowcy czy totalni laicy. Wiedział, że tym razem będzie podobnie - w końcu Rosjanin słynął ze swoich... wymagających treningów. Niemniej - Thaddeusa absolutnie to nie przerażało. Życie ostatnio wyjątkowo kopnęło go w dupę - mógł albo leżeć plackiem na ziemi albo się podnieść i biec dalej. Wyczerpujący trening z piekła rodem z Antoshą był wręcz jak wakacje w porównaniu do konfrontacji z myślami przy swojej żałobie. Archie nie byłby zadowolony, gdyby opuścił kolejny miesiąc szkoły - tak jak nie byłby zadowolony, że opuszcza treningi. Więc Edgcumbe musiał wziąć się w garść, w końcu. Wstanie o 5 rano? P e s t k a. Zdążył jeszcze odbębnić porządny trening rozciągający, kiedy z samych lochów wystartował do wieży Gryfonów, skąd ściągnął biednego @Liang Manyue. Musiał kumpla ściągnąć z łóżka - ale darował mu już szczegółów dotyczących osoby rosyjskiego nauczyciela miotlarstwa. Razem - Thaddeus w pełni sił, Liang trochę mniej - stawili się na łące pod Zakazanym Lasem, na której już powoli zbierały się inne wyrwane z łóżek duszyczki. — Jak już przyjdzie, to najlepiej się nie odzywaj, serio. A nie daj Merlinie - narzekaj! Chłop morduje spojrzeniem, to nie nasz poczciwy Walsh — mówił do niższego Gryfona, nachylając się nieco ku niemu. Kręcąc goglami na swoim palcu - rozejrzał się po zebranych: unosząc dłoń w wyrazie przywitania do @Violetta Strauss i wykonując przyjacielski salut do @Ignacy Mościcki. Dostrzegł jednak kogoś jeszcze - czując głęboką potrzebę sprostowania pewnego wizzbookowego faux paus. — Li, zaraz wracam — poklepał przyjaciela po plecach - przechodząc w trucht, minął szybko @Maximilian Felix Solberg (w ramach przywitania strzelając mu kumpelskiego plaskacza prosto w potylicę) - i szczerząc się już od ucha do ucha, jak to on, podszedł do @Orla H. Williams, szarmancko uchylając niewidzialnego kapelusza. Oparł trzonek miotły o swoje ramię, nachylając się do Krukonki. — Hej Orka — przywitał się, z niejakim zakłopotaniem drapiąc się wielką dłonią po muskularnym ramieniu. Oczywiście, że wiedział kim dziewczyna była - przecież znał rodzeństwo swojej Naan. Choćby z opowieści przyjaciółki, jeśli nie bezpośrednio. W końcu Williamsi byli rozsiani po chyba wszystkich Domach. Poza Slytherinem. — Słuchaj, głupia sprawa. W sensie, mi jest głupio — zaczął bez ładu i składu, uśmiechając się przepraszająco. — Zaczepiłaś mnie na wizzie, jakoś - kurwa, dawno temu. Wybacz — przepraszał - za swój język, i swój brak reakcji. — Niespecjalnie nie zareagowałem, musiałem ogarniać pogrzeb i ratować mój kontrakt ze Srokami. Mieszkanie kupowałem. Wiesz, dużo na głowie... I za dużo na języku - więc się w niego ugryzł, rozbawiony i jednocześnie zażenowany swoim niepoukładaniem, którym zalał biedną Williamsównę. W istocie - dawno już chyba nie miał kontaktu z innymi ludźmi, bo ewidentnie zdziczał. Kolejny powód dla którego musiał wrócić do żywych. I do Lianga - jeśli nie chciał pogrążyć się jeszcze bardziej. — Przepraszam, w każdym razie. Teraz będę już odczepiał jeśli znowu coś przez przypadek klikniesz! I, ten, powodzenia, Ori — skłonił się dziewczynie, po raz kolejny uchylając rąbka kapelusza - i z gracją godną puchońskiego olbrzyma, odwrócił się na pięcie, wracając do Gryfona.
Punkty z GM: 36 (+2, bo ma kompas i rękawice ochronne) Numer: 1 Pozycja, na której gram najlepiej: szukająca Pozycja, na której gram najgorzej: pałkarz
Bransoletka z ayuahascą. Założyła ją, zakładając chyba, że dzięki niej będzie miała w końcu nieco więcej szczęścia, a przynajmniej w to chciała wierzyć, licząc na to, że może potraktować ją jako swoisty talizman, czy coś podobnego. Nie była co prawda jakaś przesądna, nie wierzyła we wróżby, chociaż widziała na własne oczy, jak te, teoretycznie, się sprawdzają, ale czuła potrzebę podjęcia takiej, a nie innej próby. W końcu jakoś trzeba było sobie w życiu radzić, a może nawet ktoś taki, jak ona, raz na jakiś czas potrzebował odskoczni od wielkiej powagi, jaka nieustannie jej towarzyszyła. Tak czy inaczej, poza sportowym strojem, kompasem miotlarskim oraz rękawicami ochronnymi, a także drużynową miotłą - bo ciągle nie dorobiła się swojej, najpewniej nie mogąc zdecydować się na żadną, a może po prostu chcąc wymyślić własną - stawiła się na miejscu spotkania, by pomachać do @Violetta Strauss i @Thaddeus H. Edgcumbe, po czym podeszła do zebranych, przeciągnęła się, aż coś jej trzasnęło w plecach i uśmiechnęła się nieznacznie. - Zaczynam się zastanawiać, co tym razem mi się przytrafi. Jestem pewna, że nie wyjdę stąd bez szwanku - powiedziała, kręcąc lekko głową, gdy znalazła się już w pobliżu @Julia Brooks i @Arleigh Armstrong. - Jak nastroje? - zapytała jeszcze. Nie brzmiała zbyt entuzjastycznie, ale nie była też, najwyraźniej, przerażona, więc jakoś dało się to przeżyć, aczkolwiek trzeba przyznać, że zdawała się nieco zmęczona. Być może jednak miała zbyt wiele obowiązków? Ostatecznie - ktoś musiał pełnić dyżury i sprawdzać, co dzieje się na korytarzach, kiedy zamek pozornie odpoczywał. Była jednak prefektem naczelnym i nie mogła pozwolić na zaistnienie jakiegokolwiek bałaganu.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Głęboko oddychała rześkim, niczym mentolowe pastylki powietrzem, mając nadzieję, że odgoni ono sny, zbierające się jej pod powiekami, gdy tylko zamykała oczy. Och, jak marzyła o miękkości puchowego koca lub chociaż o parze wełnianych skarpetek. Sapnęła na tę myśl, rozzłoszczona nieco, jakojako że padła ofiarą zbrodni niebywałej. Wszystkie skarpety rozkradły jej chochliki. Przynajmniej tak zakładała, bo sam czyn wydarzył się bez naocznych świadków. Z jednej strony była teraz narażona na bezwzględne marznięcie, ale i musiała przyznać, że schlebiała jej ta atencja ze strony złośliwych kuzynów wróżek. Czemu jednak upatrzyły sobie ją? Czy to przez wiecznie niezamknięty kufer? A może mają słabość do amatorskiego haftu? Tak czy inaczej, chłonęła teraz temperaturę zmarzniętej trawy przez gumowe podeszwy trampek.
Ze wciąż zamkniętymi oczy, dreptała i pląsała w miejscu – co chociaż z boku mogło wyglądać jak godowy taniec jakiegoś ptactwa, tak naprawdę było marną próbą rozgrzania piegowatego ciałka. Machała rękoma to w przód, to w tył, to na przemian. Zmachała się szybko, a gdy uchyliła kurtynę z zaciśniętych powiek, zobaczyła tylko zaparowane szkiełka gogli. Była w trakcie ich zdejmowania (z zamiarem wytarcia skroplonych śladów jej marnego wysiłku), gdy napotkała wzrokiem obraz bardziej niż zaskakujący – ktoś się szczerzył od ucha do ucha, kierując się w jej stronę. Czy to qudditch tak działa na ludzi, że nawet o tej porze promienieją radością? No bo, ustalmy, jej pląsy nie zasługiwały na aż tak ogromną aprobatę.
- Cześć – wymamrotała, by zaraz odkaszlnąć i powtórzyć powitanie nieco wyraźniej – Cześć! Przez chwilę zastygła z dłonią we włosach, ciągnąc za pasek ochronnych okularów. Być może przez to, że nie należała do rannych ptaszków, kilka sekund zajęło jej, by skojarzyć twarz z nazwiskiem. Kiedy już to zrobiła, usta rozjechały jej się w literkę „O”. A nawet „O!”.
- To nie było… - to nic takiego – to przypadek był, różdżka mi się omsknęła i tak wyszło. Nie przepraszaj! - Zaśmiała się do @Thaddeus H. Edgcumbe, gdy w końcu nabrała słów w usta i była w stanie wydobyć z siebie coś więcej, niż mamrotanie bez ładu i składu. Sierpniowa zaczepka faktycznie była dziełem przypadku. Co prawda zawsze uważała, że przypadki są furtką do najpiękniejszych przygód, ale fakt, że została zignorowana, nie uraził jej nawet trochę. Ot, zdarza się. Może tylko raz czy dwa rozmyślała nad tym faktem, ale raczej w kontekście tego, że puchon na Wizzboku zapadł się pod ziemię. Skinęła głową, słysząc, co się u niego wydarzyło – jej uśmiech nieco zmienił formę, zbladł nieco, albo może tylko promieniał w innych barwach? W pierwszym klasycznie Orkowym odruchu chciała objąć go ramieniem i pocieszyć. Nie znali się jednak na tyle, by otwarcie się na to zdobyła, a poza tym – pewnie takich pustych słów pocieszenia słyszał już tyle, że zdołałby zapełnić nimi niejeden pergamin. - Uznajmy, że się to nie wydarzyło, co? Żadnej zaczepki! Chyba że kiedyś będziesz chciał, to postaram się jeszcze raz źle machnąć różdżką. Pokiwała głową, obserwując go, jak się skłonił - czego nie widziała zbyt często, a ten gest miał w sobie tyle ciepła i nieopisanego uroku, że zasługiwał na masowe powielanie. Nie mogło umknąć jej uwadze, jak szerokie miał dłonie i jak - o Roweno, napinają mu się mięśnie ramion. Prawie słyszała żałobny śpiew nici w rękawach jego bluzki, które próbują nie rozejść się w szwach. Ten człowiek chyba byłby w stanie przenieść na rękach całą wieżę astronomiczną! Sama ta myśl ponownie ją rozbawiła.
- Hej, Thaddeus! – zawołała jeszcze, łapiąc go za przegub, kiedy odwrócił się od niej na pięcie. Jak szybko zacisnęła drobne palce na jego nadgarstku, tak szybko go puściła. Poszanowanie strefy cielesnego komfortu musi być, nawet jeśli wkrótce pewnie będą się zderzać na miotłach. Uściślijmy: Orla pewnie będzie uosobieniem pijanego latawca - amatora, który ociera się innym o trzonki. Uniosła dłoń, by dotknąć miękkiego miejsca, tuż nad swoją górną wargą. – Masz tu coś. Chyba pastę do zębów. Z uśmiechem skłoniła mu się, nieco go papugując i dygnęła niczym członkini rodziny królewskiej, by już po chwili wpatrywać się zamyślona w horyzont. Głowiła się nad tym, czy to „powodzenia” to zwyczajnie uprzejmy frazes, czy Edgcumbe wiedział o sposobie prowadzenia lekcji przez Avgusta coś, o czym ona dopiero boleśnie miała się przekonać.
Zajęcia z Avgustem w zeszłym roku nie należały do najprzyjemniejszych. Ja akurat niespecjalnie się tym przejmowałam tym co mówił, ale również była zdania, że sława nie robi z niego nie wiadomo kogo. Wiadomo, że był zajebisty w tym co robił, ale czy to zaraz musiało oznaczać takie traktowania uczniów? Nie jestem pewna co to miało na celu, czy na niektórych taki sposób działał jako motywacja? Czy może wręcz przeciwnie - aż się odechciewało. W każdym razie, jak już postanowiłam chodzić na te lubiane przeze mnie zajęcia, w których czuję się dobrze i zamierzam coraz bardziej rozwijać, to trzeba pojawić się i na tych. Szósta rano nie jest dla mnie aż tak szaloną porą - w końcu nadal czasem zdarza mi się biegać z samego rana, ale żeby o tej godzinie organizować lekcje? Mógłby chociaż poczekać do standardowej pory po-śniadaniowej. Już widzę jak po zakończonym treningu muszę wybrać czy wolę pójść pod prysznic czy może jednak zjeść, skoro przed kolejnymi zajęciami nie ma czasu, żeby upchnąć wszystko. Ciągle nie dorobiłam się własnej miotły - mam w planach zebrać kasę na jakiś najnowszy model a nie zadowalać się byle czym, żeby tylko było własne. W końcu te, które mamy na wyposażeniu drużyny są całkiem niczego sobie. Ubieram się w strój sportowy już w dormitorium, do szatni zachodzę tylko po miotłę i parę innych rzeczy, który mogą się przydać i tak przygotowana lecę na łąkę. Serio, nie można było tego zorganizować na boisku tylko gdzieś tam na błoniach? Jest szósta a słońce ma wzejść dopiero gdzieś za godzinę, więc jest jeszcze szarawo i widać, że na wschodzie robi się coraz jaśniej. Wyczajam, że @Maximilian Felix Solberg z moim braciszkiem już są, więc podbijam do nich, żeby trochę ponarzekać. - Nie ma to jak trening o świcie. Ciekawe czy następny będzie w środku nocy. Będzie taki ubaw jak tłuczki będą niewidoczne, prawda? - zaczynam, wcale nie będąc przekonaną czy to znowu taka niemożliwa sytuacja. - Ciekawe dlaczego wrócił do Hogwartu.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Punkty w kuferku: 14pkt Numer: 2 Najlepszy jako: obrońca Najgorszy jako: szukający
Nie wiedział skąd w nim ostatnio tyle motywacji, żeby uczeszczać na każdy możliwy trening Quidditcha, ale ostatecznie pojawił się i na kolejnym. Przystanął przy obojętnej grupce, słysząc, że ma ich odwiedzić sam Antosha i uczyć. Jeśli nie jako gracz, miał zamiar obserwować przebieg treningu z boku i po prostu być może wyciągnąć z tego jakieś nauki. Pierwsze jak zawsze pojawiły się stałe osoby, które już teraz zaangażowane byływ rozmowy. Dlatego on stał sam, ze splecionymi na piersi rękoma po prostu czekając na rozpoczęcie zajęć.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kto wymyślał zajęcia o tak nieludzkich godzinach? To powinno być zakazane, bo przecież tak wcześnie rano (zwłaszcza teraz, kiedy za oknem nadal było ciemno) człowiek jeszcze w pełni nie funkcjonował i wręcz niebezpiecznie było wzbijać się na miotle w powietrze. Wniosek nasuwał się sam - Antosha Avgust chciał ich po prostu pozabijać. Udało jej się jednak jakimś cudem doprowadzić do względnego porządku i wyszła z dormitorium chwilę przed czasem, żeby mieć pewność, że się przypadkiem nie spóźni. Nie chciała żadnych karnych okrążeń, nie czuła się jeszcze na siłach na tak wymagające zadania, choć musiała się szybciutko rozbudzić, tak patrząc na to, co działo się na ostatnich zajęciach u Rosjanina... Tutaj nie było przelewek. Aż ze świstem nabrała powietrza, kiedy wychodząc z zamku poczuła na twarzy zimny powiew. Okej, może i trochę odegnało to senność, ale, na Merlina, nie była przygotowana na taką zmianę temperatury. Ciemno, zimno - co jeszcze? Naprawdę, idealna pora na trening. Raźnym krokiem przemaszerowała przez błonia, aby dotrzeć na łąkę nieopodal lasu, gdzie od razu skierowała się ku @Ignacy Mościcki. - Myślisz, że damy radę wrócić o własnych siłach do zamku? - zagadnęła, oczywiście wcześniej się z nim witając. Chociaż ewidentnie żartowała, to jednak zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to zwykły, leniwy poranek, a rozpoczną go naprawdę intensywnie. Kolejny survival?
Ostatnią lekcje miotlarstwa przespał, więc musiał trochę się zrehabilitować i wreszcie pojawić się na oficjalnej lekcji drugiego z profesorów tych zajęć. Pamiętał doskonale jak Antosha ostatnim razem chciał zrobić z nich (i w sumie mu się udało) ostatnie fajtłapy... I co? Chyba Sinclairowi i Solbergowi było jeszcze mało i chcieli powtórkę z rozrywki, skoro tak ochoczo gnali na wyznaczone przez nauczyciela miejsce. - Ty, nawet mi nie przypominaj. Zdychałem tydzień po tym - rzucił kumplowi na jego pytanie, kiedy byli już praktycznie na polanie, gdzie zbierała się już grupka uczniów. Chwilę później dołączyła do nich również Soph. - Myślę, że nawet jakby te tłuczki w ciemności świeciły to i tak był oberwał. One mnie po prostu kochają. - zażartował.
PUNKTY W KUFERKU: 7pkt NUMER: 3 NAJLEPSZY JAKO: ścigający NAJGORSZY JAKO: szukający (to wymaga za dużo skupienia) SPRZĘT: szkolny
Liang nie wiedział czy ma skoczyć z Gryfońskiej wieży zanim z niej wyjdzie na spotkanie Thaddeusowi, czy może jednak zrzucić się z Wielkich Schodów. Wstanie na szóstą rano jednak nie było czymś, co Manyue mógł zaliczyć do jego ulubionych rzeczy i był pewien, że jeszcze się nawet nie obudził kiedy wylazł przez obraz na siódmym piętrze i posłał Puchonowi spojrzenie, które jasno mówiło „zabije cię przy najbliższej okazji”. Nawet nie wiedział dlaczego, na Merlina, zgodził się pójść na tę lekcję w środku nocy, ale skoro już zwlekł się z łóżka w dormitorium, to posłusznie dreptał za wyższym chłopakiem, chociaż ociągał się najmocniej jak mógł i wyrażał swoje niezadowolenie na każdym kroku. Kto normalny wstawał o tej godzinie? KTO NORMALNY ROBIŁ LEKCJĘ O SZÓSTEJ W NOCY? W końcu dotarli na łąkę pod lasem, chociaż Liang był przekonany, że zajęło im to dłużej niż powinno z racji jego ogólnej niedyspozycji, która wynikała z zostania jedną nogą w łóżku. Stanął gdzieś pośród innych uczniów, zatrzymując się pół kroku za Edgcumbe i zamknął oczy, wyobrażając sobie, że wcale nie wstał i opierając się o swoją miotłę, jednocześnie próbując nie trząść się z zimna. To były jakieś tortury, Hampson powinien ich jasno zakazać. — Mhm. — mruknął w odpowiedzi do @Thaddeus H. Edgcumbe, chociaż nie miał zielonego pojęcia co przyjaciel do niego właśnie powiedział. Miotła okazała się jednak lepszym przyjacielem, kiedy Li mógł się o nią opierać i udawać, że oczywiście chce teraz brać udział w tych zajęciach. Przecież ledwo robiło się widno! Nie zauważył nawet, że Thadd gdzieś sobie poszedł i kiedy wrócił, taką uwagę poświęcał właśnie otoczeniu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
GM: 104... Itemy: własna Błyskawica II i cała reszta (+12) Cyferka: 4 Pozycja+: szukająca Pozycja-: obrona
Miotlarstwo najwyraźniej w tej szkole nie znało czegoś takiego, jak chwila wytchnienia. Do czego zresztą sama się intensywnie przyczyniała, obwieszczając od września trening za treningiem, których już nawet jej zagorzała ekipa meczowa miała serdecznie dość. Co jednak, jeżeli mówimy o odświeżeniu nieco formy przez miotłopsychola z Rosji? Kiedy usłyszała o nadchodzących zajęciach to aż się trochę nabuzowała, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ostatnim razem kapitańskie rozgrzewki tak jej, czy pozostałych osób z opaskami, pozostawiały wiele do życzenia. Co stary, bądź co bądź, mistrz, przygotował im w ramach swoich sadystycznych praktyk tym razem?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren, szczerze mówiąc, nie spodziewał się tego że pochodzący z Rosji nauczyciel powróci do Hogwartu. Shaw jednak nie narzekał - wręcz przeciwnie, miał dwa razy więcej możliwości treningu mioteł. Co prawda u Antoshy Darren spodziewał się otarć, obić, siniaków, skręceń, zwichnięć, naciągnięć, naderwań, zerwań, skruszeń, złamań oraz nabawienia się ciężkiego kalectwa i uszczerbku na zdrowiu - szczególnie biorąc pod uwagę wojskową rozgrzewkę, przez jaką ostatnio przepuścił ich mężczyzna. Tym razem więc Krukon wygrzebał z szafy najstarszy i najbardziej wysłużony dres, którego nie będzie szkoda jeśli zostanie przetarty, podarty, spalony, przemoczony, zabłocony czy cokolwiek innego, co będzie wynikiem tortur i dantejskich scen jakich zapewne podda ich Avgust.
Prudence Nordman
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170
C. szczególne : Blizny, różnej długości, głębokości i szerokości, głównie na plecach i nogach, choć zdarzają się też na ramionach; dołeczki w policzkach
Zajęcia z miotlarstwa i to jeszcze o tak wczesnej godzinie? Cóż, może przynajmniej dzięki temu znajdzie się mniej zainteresowanych, a ja będę mogła spokojnie nauczyć się grać w praktyce; przecież całą teorię zdołałam pochłonąć razem z pierwszym meczem, na który zabrał mnie ojciec, jeżeli nie wcześniej, w momencie, kiedy to zechciał nauczyć mnie latać na miotle, podrzucając coraz to kolejne ciekawostki na temat tego sportu. Może i to zwyczajna chęć powtórzenia jego sukcesu, choć biorąc pod uwagę chwilę, w której się za to zabrałam, to chyba zły wybór. Zresztą, nie byłam i chyba nigdy nie będę taka jak on na miotle - zdecydowanie lepiej radziłam sobie w chwili, gdy odbijałam tłuczek, co wydaje się być dość dziwne, gdy weźmiemy pod uwagę moją posturę, natomiast jako szukający byłam beznadziejna. Z ojcem było na odwrót; najwyraźniej nie otrzymałam w całości jego genów. Słysząc opowieści na temat nauczyciela, przygotowałam się mentalnie na najgorsze i zaskoczyłam samą siebie strojem, który nie pasował do mojego codziennego wyglądu - wysoko spięte włosy, małoelegancki, bo ciężko o taki, dres i buty, które były chyba najluźniejszymi, jakie miałam. Wszystko tak, żeby tylko nie było mi szkoda, jeżeli coś popruję, zabrudzę krwią czy błotem... Nawet wzięłam jakąś miotłę wprost ze szkolnego schowka; nie potrzebowałam własnej, bo nawet jej nie miałam. Pozostawała mi tylko nadzieja, że się nie zabiję.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Punkty GM: 100 + 11 (runa Algiz + sprzęt) = 111 Numerek: 3 Najlepszy jako: ścigający Najgorszy jako: dunno, obrońca/szukający? chociaż chyba bardziej przeciętny Sprzęt: własny: Błyskawica, rękawice, koszulka; drużynowy: gogle, kompas
Doskonale pamiętał poprzednie zajęcia z Avgustem i to mimo tego, że najchętniej wyparłby je z pamięci, bo to co sobą wtedy ‘zaprezentował’ było poniżej jakichkolwiek norm; niemal książkowy przykład wstydu i kompromitacji. Oczywiście go to nie zniechęcało do udziału w kolejnych, gdy tylko takowe zostały ogłoszone, choć nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że tym razem Rosjanin również przeciągnie ich równo, fundując im niemalże szkołę życia. Czego jednak nie robiło się dla latania i quidditcha, prawda? Pora, o której miała się odbyć lekcja, była poniekąd wstępem do tego. Chociaż akurat dla niego samego szósta rano nie była aż tak nieludzką godziną – ile razy w końcu sam zrywał się o podobnych porach, żeby móc swobodnie poćwiczyć przed pierwszymi zajęciami? Tego dnia na nogach był już nawet przed piątą, a nim aportował się do Hogsmeade z londyńskiego mieszkania jeszcze zdążył się całkiem solidnie porozciągać. Dość żwawym krokiem przemierzył drogę z wioski do zamku, a nim udał się na miejsce zbiórki zahaczył jeszcze o szatnie, żeby zgarnąć stamtąd swój sprzęt włącznie z miotłą. Mimo tego na łąkę pod lasem udało mu się dotrzeć z całkiem przyzwoitym zapasem czasu. Powiódł spojrzeniem wokół, posyłając po krótkim salucie w stronę @Thaddeus H. Edgcumbe oraz @Violetta Strauss, których wypatrzył wśród zebranych, a także ślizgońskiej trójcy w postaci @Lucas Sinclair, @Sophie Sinclair i @Maximilian Felix Solberg, by następnie skierować się w stronę @Aleksandra Krawczyk, której rudą czuprynę także dostrzegł w tym niewielkim tłumie. W porę, żeby usłyszeć jej słowa skierowane do starszego Puchona. — Zawsze mogę cię tam zanieść w razie czego, wystarczy tylko słowo — rzucił z nieco głupawym uśmiechem prawie prosto do jej ucha nachylając się i jednocześnie kładąc wolną rękę na jej ramieniu; absolutnie mu nie przeszkadzało, że prawdopodobnie nieco bezpardonowo wtrącił się w rozmowę, ale nie był sobie w stanie odmówić małej zaczepki.
PUNKTY W KUFERKU: 42 NUMER: 4 NAJLEPSZA JAKO: ścigający NAJGORSZA JAKO: obrońca/szukająca SPRZĘT: szkolny (+7)
Opuścić lekcje miotlarstwa było nie mniejszym grzechem dla niej, niżeli nie pojawić się na treningu drużyny. A więc jak tylko na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja o tychże zajęciach, zapisała sobie datę, aby czasem nie organizować wagarów (bo różnie to bywa...). Zgarnęła ze szkolnego schowka sprzęt, bo własnego (na razie!) nie posiadała i poczłapała w kierunku błoni, gdzie na przestronnej polanie miała odbyć się lekcja Antoshy. Miała jednak nadzieję, że nie będzie aż tak wyczerpująca jak ta ostatnia, podczas której można było stracić nie tylko honor ale też zyskać porządne siniaki, utrzymujące się przez dobre kilka tygodni. Tor przeszkód nigdy nie brzmiał dobrze, już wszyscy powinni to wiedzieć na wstępie. Dotarłszy na miejsce, dostrzegła kilka znajomych twarzy między innymi: @Arleigh Armstrong, @Orla H. Williams, @Morgan A. Davies, którym pomachała na przywitanie, jednak ostatecznie stanęła gdzieś z boku i oparła się o trzonek miotły, czekając na przyjście Avgusta.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
PUNKTY W KUFERKU: 43 NUMER: 2 NAJLEPSZA JAKO: szukający NAJGORSZA JAKO: pałkarz SPRZĘT: mam własną miotłę i sprzęt szkolny + 10?
Od przegranego meczu raczej trudno powiedzieć, że chodzę aktywnie na zajęcia. Raczej łażę z miejsca do miejsca, wiecznie naburmuszony i niezadowolony. Moje zwykle czarne ubrania teraz przypominają stroje żałobne przy mojej minie i na dodatek samotności, spowodowanej głównie brakiem Boyda. Wyglądam na lekcjach trochę jak bez ręki kiedy nie ma obok mnie tego powiększonego debila i tak właśnie się czuję. Ale uparcie nie odzywam się do przyjaciela, już nie wiedząc może dokładnie czemu się na niego złoszczę, ale nie zamierzam ustąpić, więc uparcie milczę. Milczę w mieszkaniu, na korytarzach, na lekcjach i nie mam ochoty zazwyczaj z nikim gadać. Szczególnie teraz na przedmiocie na którym zjawiam się jeszcze bardziej poirytowany jak zwykle, o ile to możliwe. I staję gdzieś dalej, nawet nie witając się ze znajomymi ludźmi, udając zbyt zajętego czyszczeniem niczego z trzonka miotły.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Gdy wybiła szósta, Avgust wkroczył na polanę dziarskim jak zawsze krokiem (nie spał od trzech godzin i czuł się jakby był środek dnia) i już na wejściu zgromił wzrokiem zgromadzonych na trawie uczniów. Nie żeby miał coś przeciwko nim osobiście, ale nie mógł nie zauważyć faktu, że tylko kilkoro z nich wpadło na pomysł rozgrzewki, reszta urządzała sobie jakiś klub dyskusyjny. Skandal. - I co tak stoją jak miotły w schowku? - rzucił szorstko w ramach powitania do gromady niezbyt energicznych uczniów i szturchnął lekko przysypiającego @Liang Manyue w ramię swoją pałką, którą jak zawsze miał ze sobą - Nie ma spania! Po śmierci wyśpisz się. - pouczył go, a ton jego głosu mógł wskazywać na to, że jest szansa że upragniony wieczny odpoczynek nadejdzie już podczas tego treningu. Potoczył wzrokiem po uczniach i zastanowił się, czy warto coś do nich teraz mówić, czy i tak jego mądrości teraz do nich nie dotrą. Westchnął. - Dobrze, skoro sami nie potraficie rozgrzać się, to będzie po mojemu rozgrzewka, tam proszę biec. - wskazał w odpowiednią stronę i zastanowił się nad najważniejszymi aspektami - Biec, nie dać się niczemu zaskoczyć, nie wpadać do wody, nie marudzić i nie umierać. - zarządził krótko i wyczarował trochę światła, które nieco rozjaśniło pokrytą jeszcze mrokiem polanę - na tyle, żeby te łamagi widziały, gdzie biegną. A żeby ich dodatkowo zmotywować, wypuścił na nich jednego tłuczka, ot tak, żeby coś więcej się działo.
Rozgrzewka soundtrack motywacyjny
Nieświadomym przypominam, że zwykłe bieganie jest dla frajerów, dlatego na terenie przebieżki na polanie są przeszkody do pokonania, bo wy macie być super graczami quidditcha a nie jakimiś cieniasami. Żeby dowiedzieć się, jak wam poszło, rzucacie pięcioma kostkami k6 - pierwsza kostka=pierwsza przeszkoda, druga kostka=druga przeszkoda itd.
Ogólny efekt kostek jest taki, że im więcej oczek, tym lepiej wam poszło. 1,2,3 = porażka (mniej lub bardziej dotkliwa) i 4,5,6 = sukces (mniej lub bardziej spektakularny).
Przerzut jest możliwy tylko w przypadku ostatniej kostki k6 i przysługuje wam za 15 pkt z GM (+ekwipunek z waszego kuferka, nie szkolny). Pula przerzutów będzie przysługiwała na oba etapy.
Na początku posta podlinkujcie kostki jakie wam wypadły i ile wam zostało przerzutów, jeśli z nich skorzystaliście.
Trasa do pokonania:
1. Skok przez płotki - twój beztroski, początkowo, bieg zostaje przerwany pojawieniem się na trasie płotków; jedne są niższe, wymagające jedynie nieco bardziej żwawego podniesienia nogi, inne trzeba przeskoczyć, na jeszcze inne musisz się wdrapać, by móc pobiec dalej.
jak bardzo się sponiewierasz?:
1,2,3 - nie wychodzi ci to zbyt zgrabnie, nie jesteś w stanie odpowiednio wymierzyć by przeskakiwać kolejne przeszkody, zahaczasz o nie stopami, przewracasz się, potykasz. Porażka. Im mniej oczek, tym więcej psujesz, a przy 1 coś sobie rozwalasz/obijasz podczas upadku. Możesz wybrać, co! 4,5,6 - dajesz radę! Udaje ci się wyjść bez szwanku z tego odcinka biegu, przy 4 i 5 wychodzi ci to z małymi potknięciami, a jeśli wylosowałeś 6 to śmigasz niczym olimpijczyk bez momentu zawahania czy zwolnienia tempa - dodaj 1 oczko do kolejnej kostki. Nic, tylko pozazdrościć takiej gibkości.
2. Zasieki - quidditch to nie zabawa, quidditch to wojna, a żarty skończyły się wraz z kicaniem przez płotki. Teraz musisz się przeczołgać w parszywym błocie pod drutem kolczastym.
jak bardzo się sponiewierasz?:
1,2,3 - ruszasz się jak bzyczek w smole, co chwilę się blokujesz i zahaczasz dupskiem o drut, przez co rozdzierasz sobie tu i ówdzie dresik. Przy 1 jest to zupełna porażka i wyglądasz jak po ataku matagota, przy 2 średnia, przy 3 tylko trochę. 4,5,6 - dobrze ci idzie, przedzierasz się przez pułapkę bez większych uszczerbków, bo przecież wymazanie się błotem się do nich nie zalicza; im więcej oczek, tym szybciej pokonujesz przeszkodę.
3. Pale - czy jest lepsze ćwiczenie doskonałej równowagi niż zmuszenie się do przejścia po wetkniętych w wodę palach tak, by nie upaść z pluskiem? Pamiętaj, że samo przejście to żadna sztuka. Masz to zrobić tak chyżo, jak tylko się da!
jak bardzo się sponiewierasz?:
1,2,3 - może próbowałeś biec za szybko, może stopa ci się omsknęła, a może jesteś zwyczajną łamagą i wcale nie powinieneś być na tej lekcji? Wpadasz do wody, przy 1 prawie od razu, przy 2 w połowie trasy, przy 3 pod koniec. No i musisz teraz iść dalej w tej wodzie, bo nie ma zawracania. Dodatkowo, jeśli wylosowałeś 1, odejmij 1 oczko od kolejnej kostki. 4,5,6 - uff, udaje ci się nie skończyć tej podróży z przemoczonym tyłkiem, może to twój talent, może to sprzyjający los? Przy 4 idziesz raczej powoli i pokracznie, przy 5 całkiem zgrabnie, średnim tempem, natomiast przy 6 pląsasz po palach niczym baletnica z Baletu Bolszoj.
4. Lina - z ostatniego pala (no, albo z ziemi, jeśli nie byłeś wystarczająco dobry, żeby nie wpaść do wody jak gamoń) hycasz na linę. Po prostu. Musisz się na nią wspiąć do samej góry, a potem zeskoczyć z niej na twoją miotłę, która już czeka w pogotowiu. Tylko nie skacz na glebę, jest dość wysoko, a Antek naprawdę nie ma czasu, żeby cię teraz eskortować do Skrzydła Szpitalnego.
jak bardzo się sponiewierasz?:
1,2,3 - bez względu na to, czy byłeś zdeterminowany czy umierający, niestety, nie udało ci się dotrzeć do szczytu liny, a w dodatku boleśnie obtarłeś sobie ręce podczas mało fortunnych prób wspięcia się na nią. Przy 1 ześlizgujesz się niemalże od razu, przy 2 w połowie liny, przy 3 pod koniec. Plus jest taki, że przynajmniej nie musisz próbować skoku na miotłę, bo podlatuje ona do ciebie na ziemię - ale czy na pewno się z tego cieszysz, czując na sobie pełne dezaprobaty spojrzenie Antka? Jeśli wylosowałeś 1, jego wzrok mówi ci że straciłeś 5 punktów. 4,5,6 - brawo, po godzinach chyba jesteś Tarzanem, bo udało ci się pokonać linę. Zrób dorzut na skok na miotłę: 6,5 - robisz to bez problemu i lecisz dalej; 4,3 - chwiejnie lądujesz na miotle, ale udaje ci się na niej utrzymać; 2 - robisz taką akrobację, że w efekcie udaje ci się zawisnąć na miotle, trzymając ją rękami - musisz się na nią wgramolić i to szybko, zanim Antosha każe ci przestać błaznować; 1 - ...lądujesz na glebie. Skręciłeś kostkę. Sam wybierz, czy szarżujesz dalej, czy odpuszczasz sobie ostatni etap rozgrzewki.
5. Miotła - musisz oblecieć polanę dookoła. Tylko tyle i aż tyle, bo na twojej drodze co rusz w ostatniej chwili pojawiają się a to obręcze, przez które musisz przelecieć, a to przeszkody, które musisz ominąć... Widoczność jest kiepska, z naprzeciwka wieje ostry wiatr, który spycha cię z toru lotu, a jakby tego było mało, Antosha wypuścił na ciebie jeszcze kilka żądnych krwi tłuczków.
jak bardzo się sponiewierasz?:
1,2,3 - albo to nie jest twój dzień albo twoja dyscyplina sportowa... przy 1 nie radzisz sobie z omijaniem przeszkód i kończysz z rozbitym nosem po czołowym spotkaniu z jedną z nich, przy 2 padasz ofiarą tłuczków i kończysz nieźle poobijany, przy 3 nie udaje ci się wycelować w ani jedną z obręczy i wzbudzasz wielkie zażenowanie u Antka. 4,5,6 - jakkolwiek nie radziłeś sobie do tej pory, miotlarz z ciebie naprawdę niezły! Przy 4 i 5 udaje ci się zaliczyć większość obręczy i naprawdę zgrabnie omijasz przeszkody, a jeśli wylosowałeś 6 to robisz wszystko bezbłędnie i dostajesz za to całe +5 punktów dla domu.
Oprócz tego rzucamy jeszcze literę, żeby dowiedzieć się czy dopadł was tłuczek podczas biegu! Litera podaje tylko miejsce, a to w którym momencie i jak mocno oberwaliście to już dowolność, można się znokautować, można zwymiotować, a można tylko nabić małego siniaka. (Można też na niego zwalić winę za porażkę przy którejś przeszkodzie żeby nie wyjść na fajtłapę).
ty vs tłuczek:
A - kolano B - brzuch C - nic D - ramię E - nic F - twarz G - nic H - nic I - noga J - nic
Czas na odpis: do 31.10, ale jakby ktoś potrzebował więcej to niech da znać i przedłużymy.
Spóźnialskich zapraszam, ale za karę będą musieli przebiec tor dwukrotnie (za drugim razem też rzucić 5k6 i odjąć -1 od każdej kostki żeby ponieść jeszcze sromotniejszą porażkę). Pytania i zażalenia przyjmuję na gg 48573003 ewentualnie na discordzie bougslawlinda#3809
KOSTKI 1. Płotki - 2, czyli niegodne wygibasy. 2. Zasieki - 1, czyli dresik miał piękny pogrzeb. 3. Pale - 4, czyli slow but sure. 4. Lina - 6, czyli jestę Tarzanę. 5. Skok na miotłę - 1, czyli ląduję na glebie. 6. Miotła - 3, czyli pijany kierowca. 7. Litera - F, czyli tłuczek w mordę. 8. Siła tłuczka - 36, czyli boli, ale lekko.
Na dole zawrzało, uczniowie jakby spłoszyli się lekko, a rozmowy ucichły. Arleigh domyśliła się, co to może oznaczać i urywając w połowie zdania, ściągnęła trzonek miotły w dół i szybko wylądowała przy nauczycielu. Zdjęła z siebie cały nadmiarowy sprzęt, który, jak się spodziewała, będzie jej tylko przeszkadzał w rozgrzewce. I miała rację. Kiedy tylko prowadzący wskazał im kierunek, Arli jako pierwsza rzuciła się do przodu. Jeszcze przed dotarciem do krawędzi lasu zaczęła żałować, że spędziła ostatnie minuty na miotle, a nie na ziemi. Kostki i kolana nadal miała nierozruszane, na dodatek czuła, że błyskawicznie zaczyna atakować ją kolka. Zwolniła nieco tempa i chyba tylko dzięki temu nie potknęła się o pierwszy płotek, który wyrósł nagle tuż przed nią. Nieudolnie wybiła się w górę, zahaczając o niego stopą, ale lądując, jakoś, bylejakoś, ale zawsze. Z wyrazem tryumfu na twarzy wpadła jednak prosto na drugi płotek, który okazał się tak niski, że niemal niewidoczny. Zahaczyła o niego śródstopiem i poleciała na twarz. Całe szczęście, że ostatnio kilka razy zleciała z miotły. Upadki miała już opanowane do perfekcji. Stanęła jak wryta, kiedy zamiast kolejnego płotka ukazały się jej nisko rozwieszone druty. Pod nimi zaś... - Kurwa, błoto. No on spadł z miotły na ryj chyba... - Wyraziła oburzenie na głos i niechętnie opadła a kolana, a następnie na brzuch. Zrobiła to trochę zbyt dynamicznie, przez co do ust i nosa nabrała porcję pysznej, pożywnej, szkockiej ziemi. Obiecując sobie w myślach, że przy najbliższym posiłku w wielkiej sali transmutuje posiłek Antoshy w gówno, ruszyła niemrawo do przodu, zahaczając o druty naprzemiennie to włosami, to ubraniem. Kiedy już wyczołgała się po drugiej stronie, cóż... Lubicie fajne, chude tyłki? No, to macie fajny widok na chudy tyłek. Jej dresik nadawał się już co najwyżej do porno parodii treningu, nie do latania na miotle. Przynajmniej do czasu, kiedy Arla go nie naprawi. Co nastąpi Merlin raczy wiedzieć kiedy. Zrezygnowana dobiegła do brzegu niewielkiej zatoczki i kiedy zobaczyła pale, po prostu po nich przebiegła. Krzywo, wolno, z rękoma rozłożonymi jak najszerzej, przeklinając po drodze wszystkich dyrektorów Hogwartu i każdą wielką szychę Wizengamotu, ale jednak, przebiegła. Zasapana oparła dłonie o kolana i pozbyła się z brzucha śniadania. Odbiło jej się, czknęła, oczy nabiegły jej łzami, ale biegła dalej. Jak się bawić, to się bawić. Wpadła prosto na zawieszoną na wysokim konarze linę i odruchowo chwyciła za nią rękoma. Szybko jednak przypomniała sobie, że sztuka wspinaczki polega na używaniu nóg. Skrzyżowała kolana, podciągnęła się z barków, uniosła miednicę, powtórzyła ten ruch raz, drugi, trzeci... Kiedy była już na szczycie i z tryumfalnym uśmiechem wypatrywała miotły... SRUWPIZDU. - TŁUCZEK? SERIO? - Wydarła się w niebo, jedną ręką łapiąc się za kostkę, drugą wyciągając różdżkę i nastawiając sobie nos. Niezrażona, chociaż niemiłosiernie wkurwiona, w podartym dresie - nadal nie pomyślała o tym, żeby go naprawić, a może po prostu nie zdawała sobie sprawy z tego, że ma pół półdupka na wierzchu - chwyciła miotłę, legła na niej i leniwie odepchnęła się od ziemi, wracając w stronę Antoshy. Leciała tak wzdłuż krawędzi polany, ale czy to z powodu ogłuszenia tłuczkiem, czy przez przeszywający ból w kostce, czy przez podejrzanie przewiewne odczucie w okolicy tyłka, nie była w stanie skupić się na obręczach i przeszkodach. Dwa razy prawie spadła z miotły, ale akurat zwis leniwca miała opanowany do perfekcji. Podczas ostatniego manewru zsunęła się z miotły na ziemię i siłą rozpędu doturlała się prosto do nóg prowadzącego. Opadła na plecy, rozłożyła nogi i ręce w szerokim geście i niezrażona festiwalem bólu i cierpienia zawołała tylko "Tadaaaam!".
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Przerzuty: 6/7 Kości:5, 3, 6, 5, 2 przerzucone na 4 (dorzut na miotłę - 5) Tłuczek: I
Każdy wiedział, że rozgrzewki Antoshy to najlepsze rozgrzewki. Pomijając oczywiście fakt, że można było w ich trakcie zrobić sobie prawdziwą krzywdę i umrzeć z wycieńczenia. Ot taka selekcja naturalna, która miała oddzielić ziarna od plew czy coś takiego. Strauss nie mogła na to narzekać. Dlatego bez słowa protestu rozpoczęła bieg na rozgrzewkę zarządzoną przez Avgusta. Pierwszą przeszkodą, na którą natrafiła były płotki. Cóż raczej nie sprawiały jej one większego problemu choć zdarzyło jej się, że musiała nieco zwolnić lub poczuła jak zahacza nogą o jedną z wyższych przeszkód, ale ogólnie to nie skończyło się to tragicznie. Gorzej było w zasadzie z zasiekami, które zdecydowanie ją spowolniły. Tym bardziej, że w pobliżu zaczął krążyć tłuczek, który oczywiście musiał z dosyć sporą siłą uderzyć w udo Krukonki. Oczywiście bolało jak cholera, ale nic nie zostało złamane, mogła ruszać nogą, więc nie było tak źle. Szkoda tylko, że siła uderzenia popchnęła ją na drut, który nieco poszarpał jej dresik i zostawił na skórze denerwujące zadrapania. Całe szczęście nie były one zbyt poważne. Istniał tylko jeden poprawny sposób na radzenie sobie z bólem i kontuzją - rozchodzić to, rozchodzić. Tak też właśnie planowała zrobić. Nie miała zamiaru zwalniać tempa i po palach wetkniętych w wodę przebiegła z gracją młodej sarenki czy też młodej rosyjskiej baletnicy głodzonej przez mentorkę i bitej trzcinowym kijkiem po plecach. Z ostatniego pala wykonała dosyć gibki skok na linę i zaczęła się po niej sprawnie wspinać na samą górę, by następnie przeskoczyć na czekającą miotłę. Nimbus gotowy do akcji... Ruszyła przed siebie bez zbędnego zastanowienia, by natrafić na całą trasę z obręczami i przeszkodami stworzoną przez Antoshę. Może i nie udało jej się przelecieć przez każdą z nich, ale zdecydowanie pokonała większość z nich i wyminęła każdą z przeszkód, nie zaliczając żadnej kolizji. Wszystko po to, by na koniec zgrabnie wylądować przed Avgustem. Choć... zapewne jej popisy nie zrobiły na nim większego wrażenia.
Skok przez płotki:1 Zasieki:6 Pale:6 Lina:2 Miotła:4 Tłuczki:C Przerzuty: 2/2
Nie spodziewała się niczego innego. Skoro mieli zajęcia z tym profesorem powinna liczyć się z upadkami, bólem, problemami i krzykami, czy kto co tam jeszcze chciał, ale nie zamierzała tego komentować na głos. Na razie. Bo jeśli komuś stanie się krzywda, to pewnie jednak postanowi trochę pyskować, bo nie zamierzała tolerować czegoś, co miałoby prowadzić do jakichś większych uszkodzeń. W chwili obecnej trzymała jednak dziób zamknięty na kłódkę, choć nie tak długo - w końcu przy skokach przez te płotki pięknie wyrżnęła na ziemię, wyraźnie zdzierając sobie skórę z dłoni i najpewniej uszkadzając nadgarstek, który zaczął ją dość mocno piec, ale nie zamierzała płakać, ani panikować. Nie było aż tak źle, a wiedziała, że w czasie meczu może oberwać bardziej. Jakimś cudem nie dopadł jej również tłuczek, dzięki czemu doczołgała się w stronę zasiek, by przebrnąć przez nie bez większych problemów, zaciskając mocno zęby, by nie drzeć się z powodu błota, które wciskało się jej dokładnie wszędzie. Odetchnęła głęboko, starając się zetrzeć błoto z twarzy, gdy spojrzała na pale, niemalże wymiotując ze stresu na myśl o tym, że mogłaby wpaść do wody. WODY! Prawie się wycofała, ale doszła do wniosku, że jeśli tylko szybko po tym przebiegnie, nic się nie stanie, więc bez słowa popędziła przed siebie, niemalże zaciskając powieki i przeskakując z pala na pal jak jakaś rącza kozica, by zaraz zawisnąć na linie i jęknąć z bólu, gdy odezwała się poobijana wcześniej ręka. Serce mocno jej zabiło, poczuła, jak zaczyna osuwać się w dół, a dłonie piekły coraz mocniej, w oczach stanęły jej łzy i już czuła, że ma serdecznie dość tego treningu, już rodził się w niej bunt, już chciała krzyczeć, a złość zaczynała parować jej uszami. Mieli się tutaj zabić, czy czegoś nauczyć? Być może właśnie ta wściekłość spowodowała, że lecąc nie miała większych problemów z obręczami i przeszkodami, choć oczywiście, nie udało jej się wykonać wszystkiego idealnie. Kiedy zaś znalazła się na ziemi spojrzała na swoje dłonie, oddychając gwałtownie, aż pierś jej falowała, gdy zastanawiała się, czy powinna przyłożyć miotłą w sam środek głowy profesora, czy może jednak trochę poczekać. Nadgarstek też piekł mocno, przypominając o tym, jak go obiła, ale przynajmniej tym razem nie spotkała się z żadnym tłuczkiem.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kostki:tu rzut. Płotki - 4, zasieki - 3, pale - 6, lina - 3, miotły - 3 -> 6 Przerzuty: 1/2 Tłuczek: B - brzuch Punkty domu: +5
Najgorsze przypuszczenia Darrena oczywiście się spełniły. Czekał ich bieg z przeszkodami który wyglądał tak, jakby za dwa tygodnie mieli być zrzuceni na froncie. Jednak już na ostatnim razie Krukon nauczył się, że nie ma co narzekać i lepiej po prostu zacząć biec i modlić się, że tym razem Antosha nie przygotował, na przykład, skoku nad basenem z rekinem. Albo jakiejś piramidalnej, egipskiej pułapki. Lepiej nie dawać mu nowych pomysłów - pomyślał Shaw rozpoczynając bieg przez - jak się okazało - płotki, który wyszedł mu przyzwoicie. Potknął się parę razy, ale chociaż nie wylądował twarzą w piasku. Z zasiekami było nieco gorzej - przynajmniej parę razy Shaw zahaczył nogą o drut, co skończyło się rozdarciem jego spodni od kostek aż do kolana. Na palach Darrenowi poszło za to zaskakująco dobrze - skakał z jednego kawałka drewna na drugi tak, jakby nic nie robił przez całe życie. Oczywiście karma musiała wrócić na kolejnym ćwiczeniu - a mianowicie przy wspinaniu się na linę. Mianowicie latający tłuczek tym razem zdecydował się uprzykrzyć życie Krukonowi i trafił go w brzuch, skutecznie strącając go na ziemię - co zabolało podwójnie, gdyż Shaw był już praktycznie na samej górze. Ostatni etap zaś - latanie na miotle - wyszedł Krukonowi bezbłędnie. Cóż, nie ma co się dziwić - w porównaniu z poprzednimi przeszkodami parę pętel i dodatkowych tłuczków wyglądało jak odpoczynek, a nie prawdziwe ćwiczenia.