Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Autor
Wiadomość
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Kostki:A Punkty w kuferku: 8 Dostępne przerzuty: 0 Efekt z rozgrzewki: -1 do ataku
II. Atak Osoby pozostałe na boisku: Drużyna 1: Hemah E. L. Peril, William S. Fitzgerald, Gabrielle Levasseur, Yuuko Kanoe Drużyna 2: Violetta Strauss, Neirin Vaughn Osoba w którą celujesz:@Yuuko Kanoe Efekt: -1 Wynik 0 |: Efekt do uniku dla atakowanego: Czyste podanie. Nie mogło być czystsze.
Nie spodziewał się, że podadzą do niego. W zasadzie, całkowicie zapomniał o tym, że gra i w której drużynie jest, zapatrzony na chmury na niebie oraz od czasu do czasu lisa. Nawet podlatywał bliżej do niego i rzucał mu listki z drzewa. Dopiero, kiedy Puchonka cisnęła piłkę w jego ogólnym kierunku, wybudził się z letargu oraz odruchem ją złapał. To nie było zbicie, nie? Nie, Aleksandra zeszła z miotły. Więc pewnie skończyła już... Cokolwiek oni teraz robią. Mózg Neirina był bardzo daleko od łąki. Rozejrzał się po ostałych graczach i rzucił do Azjatki. Do Gryfonki ani Ślizgona nie zamierzał, bo orientował się na tyle, że nie są z jego domu. Ale @Yuuko Kanoe była! Czyli to znaczy, że jest w jego drużynie! Flawless logic. Tyle, że nie. Shit happen czy coś.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie zamierzała wskakiwać na miotłę, ale skoro Nans już jej kazała dołączyć do mieszanego składu drużyn, by było ich po równo to jednak uległa i postanowiła wskoczyć na szkolną miotłę, by wzbić się w powietrze. Nie była ekspertką. W zasadzie poza podstawowymi zajęciami w Mahoukotoro nie siedziała w ogóle na miotle, a jeśli już miała się przemieszczać to polegała na teleportacji głównie. Mało tego... mieli grać w zbijaka. W grę, która niby była prosta, ale Kanoe coś czuła, że z pewnością nie jest to rozgrywka dla niej. Tyle dobrego, że przez długi czas jakoś jej się poszczęściło na tyle, że nie dostała w ogóle kafla do ręki. Dopiero po nieudanej akcji Neirina, piłka znalazła się w zasadzie w jej dłoniach, a ona musiała coś z nią zrobić. Chociaż nie miała dylematu w kogo celować, bo po przeciwnej stronie znajdowała się jedynie jedna osoba. Dlatego nie widząc większego wyjścia po prostu cisnęła piłką w kierunku Krukonki.
Kod:
Kostki:E Punkty w kuferku: 0 Dostępne przerzuty: 0/3 (Za każde 10 pkt w kuferku przysługuje 1 przerzut, max 3) Efekt z rozgrzewki: -
I. Unik Efekt: - Wynik: nie musiałam Odpadasz?: NIE -> przechodzisz do ataku
II. Atak Osoby pozostałe na boisku: Drużyna 1: Hemah E. L. Peril, William S. Fitzgerald, Gabrielle Levasseur, Yuuko Kanoe Drużyna 2: Violetta Strauss Osoba w którą celujesz: za bardzo nie mam wyboru Efekt: - Wynik E Efekt do uniku dla atakowanego: brak
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
No tak... Została sama, bo wszystkie Puszki nagle wyzdychały i miała naprzeciw siebie czterech zawodników. Czy to znaczyło, że była z nich wszystkich w najlepszej formie czy po prostu jakoś ją oszczędziło w tej rozgrywce? Nie miała pojęcia. W każdym razie naprzeciw niej jedna z dziewczyn chwyciła kafla od Neia. Strauss była teraz wiecznie gotowa na to, że może zostać obiektem ataku. Dlatego też może bez większego problemu chwyciła wycelowany w nią rzut i skręciwszy nieco miotłę obrała sobie idealny cel. Jej ofiarą bowiem miała zostać Hem, w którą to wymierzony został celny choć może nie tak mocny rzut kafla.
Kod:
Kostki: Punkty w kuferku: 44 Dostępne przerzuty: 1/3 (Za każde 10 pkt w kuferku przysługuje 1 przerzut, max 3) Efekt z rozgrzewki: -
I. Unik Efekt: - Wynik:4 Odpadasz?: NIE -> przechodzisz do ataku
II. Atak Osoby pozostałe na boisku: Drużyna 1: Hemah E. L. Peril, William S. Fitzgerald, Gabrielle Levasseur, Yuuko Kanoe Drużyna 2: Violetta Strauss Osoba w którą celujesz:@Hemah E. L. Peril Efekt: - Wynik suma: D Efekt do uniku dla atakowanego: Hem ma +1 do uniku w tej turze
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Może faktycznie zbijak pomiędzy tak rozłożonymi drużynami nie był najlepszym pomysłem. Ale nie Hem oceniać. To Nancy organizowała trening i ona powinna wyciągnąć wnioski z jego przebiegu. Teraz Gryfonka skupiła się na tym, że rzucono w nią. Uchyliła się, sprawnie łapiąc kafel i okręcając się z nim na miotle. Piruet wyszedł doprawdy zgrabnie, a chwilę po nim nastąpił atak. Impet z ruchu całego ciała nawet zrównoważył bolące mięśnie, jakie dokuczały dziewczynie cały trening, chociaż trochę brakowało temu atakowi do bycia idealnym.
Spoiler:
Kostki:4, D Punkty w kuferku: 81 Dostępne przerzuty: 2/3 Efekt z rozgrzewki: -1 do ataku
I. Unik Efekt: +1 Wynik: 5 Odpadasz?: NIE -> przechodzisz do ataku
II. Atak Osoby pozostałe na boisku: Drużyna 1: Hemah E. L. Peril, William S. Fitzgerald, Gabrielle Levasseur, Yuuko Kanoe Drużyna 2: Violetta Strauss Osoba w którą celujesz: No kogo by tu... @Violetta Strauss Efekt: -1 na atak z rozgrzewki i +1 na atak z uniku, razem 0 Wynik D Efekt do uniku dla atakowanego: Viola ma +1 do uniku w tej turze
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Bez nikogo innego po swojej stronie mogła jedynie oczekiwać tego, że będzie ofiarą kolejnych rzutów, które wymagały od niej wykazania się refleksem, by nie dać się trafić, a odebrać kafel i cisnąć nim w przeciwnika. Niestety chyba była coraz bardziej zmęczona tym całym treningiem, a kontuzja z poprzedniego dnia zaczęła się odzywać w prawym boku, przeszywając żebra bólem, promieniującym aż do ramienia. Mimo wszystko zacisnęła zęby i może i słabo, ale cisnęła piłką w kierunku jednej z Puchonek z przeciwnej drużyny. Z pewnością niedługo odpadnie, ale póki trzymała się jeszcze na miotle i była w stanie wykrzesać jeszcze z siebie odrobinę siły to nie zamierzała się poddać. Chciała rozegrać tego zbijaka do końca. I próbować przy okazji zrzucić jak najwięcej przeciwników z mioteł.
Spoiler:
Kostki: 3 i B linki niżej Punkty w kuferku: Dostępne przerzuty: 1/3 Efekt z rozgrzewki:
I. Unik Efekt:+1 Wynik:3+1 = 4 Odpadasz?: NIE -> przechodzisz do ataku
II. Atak Osoby pozostałe na boisku: Drużyna 1: Hemah E. L. Peril, William S. Fitzgerald, Gabrielle Levasseur, Yuuko Kanoe Drużyna 2: Violetta Strauss Osoba w którą celujesz:@Gabrielle Levasseur Efekt: - Wynik suma:B Efekt do uniku dla atakowanego: od razu łapie
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
I. Unik Efekt: Od razu przejmuje kafla Wynik: 8 Odpadasz?: NIE -> przechodzisz do ataku II. Atak Osoby pozostałe na boisku: Drużyna 1: Hemah E. L. Peril, William S. Fitzgerald, Gabrielle Levasseur, Yuuko Kanoe Drużyna 2: Violetta Strauss, Osoba w którą celujesz:@Violetta Strauss Efekt: Wynik Efekt do uniku dla atakowanego: osoba atakowana ma -1 do uniku w tej turze
Osoby z drużyny przeciwnej co i raz opuszczały wyznaczoną strefę wcześniej obrywając kaflem. Gabrielle była zaskoczona tym, jak dobrze idzie im gra nawet jeśli tak naprawdę każde z nich reprezentowało inny dom. Widać było, że pozostali członkowie jej drużyny mają więcej doświadczenie, jednak blondynka starała się nie odstawać i dawała z siebie wszystko. W momencie kiedy na boisku została jedynie Viola Puchonka uśmiechnęła się, gdyż zwycięstwo było naprawdę blisko. Wtedy też Krukona na swoją "ofiarę" wybrała właśnie ją, niestety rzut nie był celny, a Gabrielle bez problemu przechwyciła kafel uśmiechając się przy tym z dziką satysfakcją. Od razu przystąpiła do ataku, rzucając w jedyny cel jaki przed sobą miała, z ogromną nadzieją, że będzie to zwycięski rzut.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Ból w żebrach dokuczał jej coraz bardziej. Zwłaszcza w momencie, gdy wykonała rzut. Chyba jednak nie powinna tak szybko opuszczać skrzydła szpitalnego i faktycznie nie powinna tak się przeforsowywać. No, ale chęć wzięcia udziału w treningu była o wiele silniejsza. Tym bardziej, że Nancy prowadziła go po raz pierwszy, a jednak trzeba było ją wesprzeć w działaniach kapitańskich! Mimo wszystko to było za mało. Tym bardziej, że Puchonka całkowicie niehonorowo celowała w głowę jakby chciała celowo zbić Strauss z miotły. I niestety udało jej się to. Violetta ledwo się utrzymała na miotle, cudem ratując się mocnym chwytem lewej ręki na trzonku od zsunięcia się z niej. To byłby naprawdę kiepski wynik. Spaść drugi raz z miotły. Drugiego dnia z rzędu. Totalna porażka. Niemniej jednak utrzymała się jakoś na Nimbusie i zleciała na ziemię, by dołączyć do wesołego pochodu nieudaczników.
Kod:
Kostki:2 przerzucone na 2 Punkty w kuferku: 44 Dostępne przerzuty: 0/3 Efekt z rozgrzewki: - I. Unik Efekt: -1 Wynik: 1 Odpadasz?:TAK-> koniec gry
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Powoli wszyscy zaczynali być zmęczeni, ale ostatkami sił ostatni gracze nokautowali się na boisku. Nancy jedynie obawiała się, że w finałowej grupie nie zostanie ani jeden z jej Puchonów, na szczęście Gabrielle pokazała, że stać ją na wiele, od początku do samego końca prezentując najwyższy poziom! Williams patrzyła na to z niejakim bólem, mając wciąż w głowie słowa przyjaciółki kiedy rozmawiały na trybunach. Tak bardzo chciałaby tą niepozorną blondynkę w drużynie! Nie zamierzała jednak naciskać, ani na siłę nigdzie jej ciągnąć, choć liczyła, że może z czasem dziewczyna zmieni zdanie. Wraz z ostatnim atakiem poczuła się nieco rozdarta, bo ogromnie cieszył ją fakt, że Levasseur wyeliminowała ostatniego gracza, a jednocześnie martwiła się o Violę. nie wyglądała najlepiej, a była świeżo po kontuzji. Williams odnotowała w pamięci, by sprawdzić potem czy wszystko u niej na pewno w porządku. - Wygrywa drużyna 1! Gratuluję wam wszystkim, byliście świetni! - Kiwnęła z uznaniem do zwycięskiej grupy. - Dziękuję wszystkim za przybycie, mam nadzieję, że bawiliście się dobrze i że widzimy się na kolejnym treningu, a jeśli tylko chcecie jestem zawsze do waszej dyspozycji! - Pod koniec zwróciła się już bezpośrednio do puchonów, obdarzyła wszystkich radosnym uśmiechem i pożegnała się ze wszystkimi.
zt dla wszystkich _____________________________________________ Dziękuję wszystkim serdecznie za udział! Mechanika trochę mnie zawiodła, ale mam nadzieję, że mimo to nie zamęczyłam was za bardzo! Dzięki wszystkim! Punkty lada moment będą w kuferkach
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zaklęcia! Voralberg! Łąka! Choć te trzy słowa miałyby lepszy wydźwięk, gdyby nie łączyło ich jedno proste zdanie - lekcja, Lou szła z radością na wyznaczone miejsce. Nie mogła doczekać się zajęć z tym konkretnym profesorem, odkąd właściwie dowiedzieli się o "wypadku", jaki miał z udziałem Violki. Nie miało znaczenia, co się z nim stało, żałowała, że nie mogła w żaden sposób pomóc. Miała na szczęście tyle oleju w głowie, żeby nie rzucać się na niego po powrocie i zasypywać pytaniami o stan zdrowia oraz czy nie potrzebuje pomocy. Może i wzdychała sobie cicho, jednak robienie z siebie idiotki nie wchodziło w grę. Dotarła na miejsce, gdzie już czekał profesor. Uśmiechnęła się lekko, poprawiając włosy i upinając część, która mogła opaść jej na oczy, z tyłu głowy. Nie wiedziała, co ma się dziać na tej lekcji, ale nie chciała, żeby włosy utrudniały jej wykonywanie poleceń. - Dzień dobry profesorze - przywitała się grzecznie, stając nieopodal i spoglądając w stronę zamku, w nadziei, że nie będzie stała sama zbyt długo. Musiała też siłą powstrzymywać się od zezowania w stronę profesora. Swoją drogą, dość ciekawe miejsce - łąka. Ostatnio przeciągali linę, co będzie teraz, że potrzebowali aż takiej przestrzeni?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mimo, że zaklęcia nie wychodziły mu nigdy mistrzowsko, uwielbiał lekcje Voralberga. W momencie, gdy okazało się, że najbliższe zajęcia miały odbyć się na błoniach Max z jeszcze większą niecierpliwością na nie czekał. W końcu, gdyale nadeszła pora, wziął swoje graty i ruszył na łąkę. Był jednym z pierwszych uczniów tego dnia. -Dobry dzień Panie psorze! Cześć! -przywitał się zarówno z prowadzącym jak i obecną gryfonką. Był niezmiernie ciekaw, co Vorlaberg przygotował dladla nich tym razem. Max usiadł na trawie, jak to miał w zwyczaju i czekał aż resztatak wesołej gromady do nich dołączy. Szybko jednak znudziło mu się takie bezczynne siedzenie, dlatego też wyjął z kieszeni swoją eukaliptusową różdżkę i wycelował w leżace nieopodal upadłe płatki kwiatów. Wymruczał Chorus Omnia i patrzył jak płatki delikatnie wirują wokół niego.
Obiecała Teddy'emu, że będzie mu pomagać, nie mogła więc po prostu nie zaciągnąć go za przysłowiowe ucho na lekcję zaklęć. Kiedy tylko napadła go na korytarzu, stanęła po prostu za jego plecami, oparła dłonie o jego barki, o ile oczywiście tam sięgała, a potem popchnęła chłopaka, zamierzając przetransportować go w ten sposób na miejsce spotkania, jeśli tylko będzie taka konieczność! W każdym razie tłumaczyła mu wyraźnie, że idą czarować i nie ma, że boli, że nie umie, czy nie chce, po prostu miał stawić się na zajęciach, a ona zamierzała tego dopilnować, zgodnie ze złożoną mu wcześniej obietnicą, od której nie zamierzała w żaden sposób uciekać. Jak ostatecznie udało jej się go tam zaciągnąć, czy może wreszcie szedł sam, mniejsza o to, liczyło się to, że przybyli na zajęcia wspólnie, a Brandon była z siebie niesamowicie dumna, bo spełniła swój obowiązek! Odgarnęła włosy z czoła, zarzuciła je na ramię i z zadowoleniem spojrzała na profesora. Uśmiechnęła się do niego szeroko, jakby chciała powiedzieć, że dostarczyła mu kolejny oporny materiał na zajęcia, a poza tym niesamowicie cieszyła się z możliwości zdobywania nowej wiedzy w tym zakresie! - Dzień dobry, profesorze - powiedziała zaaferowana i mimowolnie musnęła opuszkami palców odznakę prefekta, którą oczywiście nosiła z wielką dumą, poświęcając się w pewnym sensie działaniom, jakie spoczywały na jej barkach. Miała również nadzieję, że jej wniosek o zostanie zastępcą przewodniczącego Kółka zajmującego się zaklęciami i transmutacją, zostanie rozpatrzony pozytywnie. Była pełna energii i chęci do działania, nie mogła po prostu tak siedzieć w miejscu! Pomachała jeszcze do Lou i Maxa na przywitanie, a później niemalże podskakiwała w miejscu, licząc na to, że lekcja szybko się zacznie.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dobra, zaklęcia to może nie był jego ulubiony przedmiot, ale dupy na miejscu w zamku płaszczyć nie zamierzał. Już i tak zaczynał się powoli, po tylu pierdolonych latach, jakoś wciągać w tę edukację, więc mógł równie dobrze ruszyć z miejsca i zabrać się do jakiejś roboty. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i ruszył przed siebie, nie spiesząc się jakoś bardzo, bo nie chciał wychodzić na napalonego na wiedzę debila. Dostrzegł kilka osób przed sobą, więc doszedł do wniosku, że nie ma tak źle, ale nie zamierzał przyspieszać kroku, bo i na co właściwie by mu to było, kurwa. Przeczesał włosy palcami, a później skinął znajomym głową na powitanie i spojrzał na profesora. - Dzień dobry - rzucił, zanim zniknął gdzieś w przysłowiowym kącie. Nie miał szczególnej ochoty rzucać się w oczy, mógł zostać gdzieś, kurwa, z tyłu i mieć się z tego powodu całkiem nieźle, to z pewnością było wygodne i nie wymagało od niego nadmiernego zaangażowania. Biorąc pod uwagę, że byli na świeżym powietrzu, to pewnie zanosiło się na w chuj ciekawe zajęcia, ale znając jego zdolności do czarowania, to pewnie przypierdoli sobie pierwszym lepszym wezwanym przedmiotem. Zakołysał się spokojnie na piętach, rozglądając dookoła i mając nadzieję, że na zajęciach pojawi się ktoś jeszcze, kogo znał, żeby było mu jakoś raźniej. Nie zamierzał włazić na głowę Lou, już i tak ostatnio siedziała z nim na runach i miał wrażenie, że robiła to z konieczności. Liczył trochę na to, że Bruno w końcu ruszy dupę i się tu przywlecze, ale kto wie, czy w ogóle mu się, kurwa, zachce.
______________________
Never love
a wild thing
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Naprawdę cieszyło ją to, że Voralberg powrócił już do zamku i był w stanie prowadzić normalnie zajęcia. To znaczyło chyba, że zdołał wydobrzeć po całym incydencie z wiwernem. To dobrze. Zapewne nie potrafiłaby sobie wybaczyć, gdyby został poważniej uszkodzony. Chyba nie było żadnej siły, która powstrzymałaby jej od pójścia na lekcję zaklęć. W końcu to jedna z jej ulubionych dziedzin i to jeszcze prowadzona przez niezastąpionego Kruczego Ojca. Z drugiej strony wolała raczej nie pokazywać mu się zbytnio na oczy, bo pozwolił jej pójść na celtycką noc jedynie pod warunkiem, że nie będzie nic odwalała, a tutaj nagle wraca ze wciąż gojącymi się śladami po pazurach matagota na twarzy i rękach. Totalnie nie jej wina, że kocisko się pałętało blisko miejsca imprezy. I wcale nie próbowała go prowokować. Ot po prostu sam przystąpił do ataku. Z pewnością Voralberg nie powinien jej się o to czepiać. Oby... W każdym razie pojawiła się na łące przed czasem lekcji i przywitała się nieco niemrawo z nauczycielem, starając się trzymać gdzieś z boku.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Niedługo po swoim powrocie do szkoły profesor Voralberg zdecydował się na zorganizowanie lekcji zaklęć w terenie. To musiało świadczyć o tym, że czuł się nie tylko na tyle dobrze, by móc prowadzić zajęcia, ale również na tyle, by móc je przeprowadzić w dosyć ciekawej i interesującej formie. Dziewczyna przygotowała się do zajęć już z samego rana i kiedy tylko nadeszła pora zbiórki, skierowała się w kierunku łąki, na której jeszcze w sumie nie aż tak dawno zajmowała się puchońskim treningiem Quidditcha, którego całkiem miło wspominała. Nawet jeśli nie było to jej ulubione zajęcie. - Dzień dobry - przywitała się jeszcze, gdy już znalazła się na otwartej przestrzeni, gdzie zebrała się już dosyć pokaźna grupa, w której dostrzegła również nauczyciela, któremu kulturalnie skinęła głową. Ciekawe ile osób jeszcze do nich dołączy.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Para z @Victoria Brandon Punkty w kuferku: Thad (0pkt) + Victoria (29pkt)
Właściwie to zupełnie nie miał w planach uczestnictwa w lekcji zaklęć - czemu? Odpowiedź była akurat bardzo prosta - z Zaklęć i OPCM Thaddeus był nogą i nawet tego nie ukrywał. Oczywiście, ogarniał podstawy - przecież w końcu skończył te siedem hogwarckich lat "podstawówki" i był na studiach! Jednak żaden z niego łamacz klątw, czy inny mistrz pojedynków - zdecydowanie częściej korzystał z własnych dłoni lub miotły aniżeli różdżki. Aczkolwiek przynajmniej dzisiaj nie zostawił jej na stoliku nocnym w dormitorium. Na początku rzeczywiście, stawiał lekki opór, kiedy Victoria go przydybała na szkolnym korytarzu - ostatecznie jednak, westchnąwszy głośno, poddał się i podążył za Krukonką. Jakby na to nie spojrzeć - dał jej przyzwolenie na zaciąganie go na wszystkie lekcje, żeby chociaż spróbować odrobić zaległości. Szczerze mówiąc, nie sądził jednak, że Brandonówna weźmie to aż tak na poważnie - musiał przyznać... To było naprawdę miłe, kiedy człowiek wiedział, że ktoś inny o nim myśli. No i to było jednak podobne do Victorii - była równie słowna jak on sam. — Dobry, profesorze — przywitał się z nauczycielem idąc za przykładem swojej ciemiężycielki. Charakterystycznie dla siebie, uchylił jeszcze niewidzialnego kapelusza - choć czuł, że znajduje się tutaj kompletnie nie na miejscu. W przeciwieństwie do swojej szkolnej partnerki - którą widocznie rozsadzało podekscytowanie i energia. Thaddeus nie mógł się nie uśmiechnąć na widok tak pozytywnie naładowanej Victorii. Aż sam zaczął wyczekiwać rozpoczęcia lekcji.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
- Ciekawe jaką formę będzie miała ta lekcja. Znając życie ktoś wyjdzie poobijany. - zagadnął do Boyda, którego złapał w korytarzu i postanowił dołączyć do jego towarzystwa, skoro szli w tym samym kierunku. Niby odrobinę przystopował ze sparingami (czyli urządzał je raz na dwa dni, a nie jak dotychczas każdego dnia przynajmniej wieczorem), ale przecież nie mógł opuścić swojego ulubionego przedmiotu. Jako niemalże fanatyk tej dziedziny magii musiał obowiązkowo pojawić się w terenie. - Wybrał plener, a więc może będziemy ciskać w coś zaklęciami? - gdybał sobie. Szedł energicznie i żwawo, nogi same go niosły w kierunku wskazanej polany. To ewidentny znak, że nie będą nudzić się przy teorii tylko przejdą do praktyki, a to Gard uwielbiał najbardziej. - Dzień dobry. - przywitał się z nauczycielem, który zyskiwał sobie w jego oczach autorytet z każdą lekcją. Posiadał ogromną wiedzę i hojnie się nią dzielił, a więc za sam ten fakt w oczach Finna był bardzo wartościową osobą. Być może nie powinien oceniać go przez to, co umie, ale miał już tak skrzywiony punkt widzenia na rzucanie zaklęć, że nie zwracał na to uwagi. Ekscytował się i nawet tego nie ukrywał. To jest to, co lubił.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Zaklęcia były takimi zajęciami, na które Nancy chodziła, bo tak by wypadało. Kiepska była w tych sprawach, a czarownica kiepska w zaklęciach to raczej marna czarownica, więc wypadało jednak trochę poćwiczyć pod okiem profesjonalisty. Humor jednak jej dopisywał, bo pogoda była ładna, a zajęcia miały odbyć się w plenerze! To było bardzo interesujące urozmaicenie i mimo początkowej niechęci, wyszła z zamku w dobrym nastroju, licząc na jakieś ciekawe wyzwania. Idąc przez błonia, poprawiała jeszcze włosy puszczone luźno po bokach twarzy, by choć trochę zakamuflować pamiątki po spotkaniu z matagotem. Paskudne blizny, po celtyckiej nocy, wcale nie chciały się goić i żadne zaklęcia na nie nie działały. Na szczęście z dnia na dzień delikatnie zanikały, co dawało nadzieje, że nie zostaną na puchońskiej buzi na zawsze. Dotarłszy na polanę, szybko zauważyła kilka znajomych twarzy. Przywitała się z profesorem, kiwnęła głowa na powitanie wszystkim swoim znajomym i podeszła do Violi. - Cześć! - Przywitała się ciepłym uśmiechem, a po chwili namysłu również przyjaznym uściskiem. Celtyckie obchody zdecydowanie zbliżyły je do siebie i Nancy miała ochotę ponaruszać nieco przestrzeni osobistej krukonki. - Mam nadzieję, że nie będziemy szli do lasu... - Mruknęła cicho. Jakoś wcale jej nie ciągnęło do kolejnych spotkań z dziką fauną. Przynajmniej na razie...
- Jak nikt nie wyjdzie poobijany, to ja wyjdę bardzo rozczarowany – stwierdził, mając na myśli oczywiście urazy pozaklęciowe od pojedynków pod okiem nauczyciela, a nie grupową napierdalankę w mugolskim stylu jak na poprzednich zajęciach, bo do takowej tym razem nie miał zamiaru dopuścić. No, albo przynajmniej żadnej nie wszczynać. Aż tak życie jeszcze nie było mu niemiłe, by drugi raz narażać się kruczemu królowi, czy jak oni tam nazywali Voralberga, dlatego z zamiarem zachowania pełnej kultury udał się na lekcję w towarzystwie Finna, który zgarnął go ze sobą gdzieś po drodze. Musiał przyznać, że zaklęcia na świeżym powietrzu brzmiały całkiem nieźle, a ta wizja tworzyła ciekawą perspektywę czegoś bardziej rozwijającego niż standardowe, mozolne powtarzanie inkantacji w klasie. To brzmiało jak przygoda. - Może jakieś, kurwa, nie wiem, podchody w lesie z wykorzystaniem czarów? – zastanowił się na głos, gdy docierali już na wyznaczoną przez profesora łąkę; przywitał się z nim, pomachał do paru znajomych, którzy też już czekali na lekcję i w oczekiwaniu zaczął obracać bezwiednie różdżkę w palcach. Oby tym razem ta drewniana pinda nie przyniosła mu takiego wstydu jak ostatnio na przeciąganiu liny.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Para moich marzeń i snów:@Virgil H. Turner Punkty: ja: 17 + virgin: 0
Kim jest i co robił ze swoim życiem. Wyszedł z zamku jeszcze niedospany, pomimo zasadniczo dość późnej już pory dnia. Zmęczony, wciąż wiecznie zmęczony. Po tym, jak kompletnie położył pracę domową podczas nieobecności Voralberga doszedł do wniosku, że wypada pojawić się na zajęciach, choć czuł się jakby ktoś go dwukrotnie przeżuł, strawił i wydalił. Może powinien był bardziej o siebie dbać, pilnować swojego stanu, kontrolować się zamiast topić coraz aktywniej w samozniszczeniu, alkoholu i trudnych do zdefiniowania relacjach międzyludzkich. Wiele rzeczy powinien, tylko czy w perspektywie ostatnich ledwie kilku tygodni wolności jeszcze był w stanie się do tego zmusić? Było mu już teraz coraz trudniej dostrzec granicę zdrowego rozsądku, a kiedy zbliżał się w stronę skraju lasu i w jasnym świetle wiosennego słońca dostrzegł zarys postaci, której widok zawsze sprawiał mu nieprzyzwoitą przyjemność - uśmiechnął się. - Gil. - stanął obok Turnera spoglądając z zainteresowaniem na jego profil.
Virgil H. Turner
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : dysharmonia znamion; cienie zmęczenia osiadłe pod linią oczu; niesforne, kręcone włosy
Przestawał doceniać piękno; jego pojęcie rozpełzło się i rozmiękło drastyczną obojętnością wiszącej nad losem klątwy. Wynurzył się z trzewi zamku z bólem uderzającym niczym dzwon w głowie, zmieszanym z mazią zmęczenia; zaklęcia nigdy nie należały do najciekawszych w jego opinii przedmiotów, pomimo użyteczności w powszednim magicznym życiu. Nawet promienie słońca opływające szatę zieleni nie wybudzały choć pogodnego drgnięcia kącików ust, zwiastuna nadchodzącego uśmiechu. Pojawił się zgodnie z poleceniem profesora, który już był obecny a któremu rzucił jedynie skinienie głową. Przez krótką chwilę rozważał, czy może znowu się spóźnił - na jego ponure szczęście nic podobnego nie miało tym razem miejsca. Tembr znajomego głosu rozproszył natychmiast gęste, osnuwające go zamyślenie. Proszę-proszę niczym zalążek nadziei w szarej beznadziejności wiążących go obowiązków. - Sril - odparł, właściwie nie wiedząc dlaczego, czy rzeczywiście gryzie go aktualnie zdrobnienie czy może z samego faktu ponurego nastroju jakim się aktualnie odznaczał. Odwrócił leniwie głowę, choć doskonale wiedział jaki zastanie widok, tak doskonale znajomy; widok którego również obecnie nie mógł docenić. Rozciągnął wargi w ponurym, żałosnym uśmiechu. - Już się nudzisz? - przylgnął do niego wzrokiem. Patrząc się na Morrisa zrozumiał; nie musiał go nawet pytać.
Tak przyzwyczaił się do spania w swoim domu w Londynie, że czuł się co najmniej nie jak u siebie podczas nocy spędzonej w dormitorium Hufflepuffu. Wyniósł już większość swoich rzeczy, nie licząc kilku ubrań i szpargałów, więc zdecydowanie było mu mniej przytulnie. Ponadto, zazwyczaj nie spał w tym pokoju sam – zawsze towarzyszyła mu dwójka jego przyjaciół: dziś było mu trochę samotnie. Nic więc dziwnego, że odbił sobie następnego dnia, gdy od rana czatował na kogo rzucić się z tulem i zaczepić rozmowę. Padło na Aleksandrę, którą wychwycił w pokoju wspólnym na pogaduszki. Okazało się, że dziewczyna również powoli zbierała się na zajęcia, więc koniec końców zdecydowali się pójść tam razem. - (…) no i ja generalnie nie wiem czy nie zacznę bankrutować, wiesz? – trajkotał z nią całą drogę na łąkę, tym razem żaląc się co do swoich krawieckich perypetii. Ostatnio ten temat zajmował w jego głowie całkiem sporo miejsca. – Jak kupowałem wszystkie bajeczne szaty wyjściowe od Madame Malkin, czasem zastanawiałem się czemu ich cena nierzadko jest TRZYcyfrowa. – oczywiście, że musiał zaakcentować ilość cyferek, patrząc dramatycznie na Puchonkę. Dla dodatkowego nakreślenia tragizmu sytuacji, wskazał trzy wyciągnięte palce. Pauza, która miała dodać powagi, wyszła mu tak pokrętnie i teatralnie, że nie mógł wytrzymać i zachichotał głupiutko, chowając dłoń. – NAPRAWDĘ! Jasne, okay… te zdobienia były śliczne, a marynarka z najnowszej kolekcji… oh, Merlinie… ja Ci ją chyba pokażę jak wrócimy do dormitorium, bo wydałbym na nią chyba całe oszczędności, gdyby tyle wynosiła jej cena… ale no! Niektóre z jej ubrań kosztują wiele nie bez przyczyny, ale często zastanawiałem się, czemu nawet zwykłe koszule są takie drogie. NO I TERAZ WIEM! – znów spojrzał dramatycznie, ale z uśmiechem. Dziwne kombo, ale jechał podekscytowany dalej. – Materiały! JAK DROGIE SĄ MATERIAŁY. Mówię, zbankrutuję-… próbuję uszyć coś naprawdę ładnego: letnią szatę wyjściową, męską. Ze zdobieniami na przedzie… ale żeby zdobyć dobrą tkaninę, naprawdę muszę się napocić i nawywalać pieniędzy z portfela... – znów zachichotał, zerkając z uwagą na Olkę. – Błagam powiedz, że też niedawno kupiłaś coś drogiego. Masz nowy fancy ciuszek? Bądźmy razem w tym bankructwie! – zaśmiał się, udając błagalne spojrzenie, gdy akurat doszli na polanę. - Hej wszystkim! – przywitał się ze swoim standardowym, szczerym wyszczerzem do każdego, kogo znał… i w sumie każdego kogo nie znał też. Poza tym musiał pomachać energicznie ręką już z daleka. Nieco stonował się tylko przed nauczycielem: - Dzień dobry, profesorze Voralberg! Wrócił z uśmiechem do Aleksandry, chcąc kontynuować rozmowę dalej, póki jeszcze mieli chwilę czasu.
Zaklęcia to jedne z lekcji, na które na prawdę przychodziła z chęcią. Nawet jeśli nie była w tym szczególnie dobra, a czasem zwykła Alohomora potrafiła jej sprawić problem, to i tak lekcje z profesorem Voralbergiem należały do tych ciekawych i przyjemnych. To też wetknęła różdżkę za materiał trampek jak to miała w zwyczaju i ruszyła w stronę łąki, na której to mieli się spotkać z profesorem. -Dzień dobry - Przywitała się docierając na miejsce i z szacunkiem kiwając głową w stronę nauczyciela. Rozejrzała się następnie za znajomymi twarzami, ale wszystkie osoby do których mogłaby chcieć podejść miały już jakiegoś towarzysza rozmowy. Nie była pewna, czy zajęcia toczyć się będą w parach, indywidualnie czy w grupach - wyleciało jej to z głowy... A może nikt o tym nie mówił? Tak czy siak postanowiła podejść do jednej z osób, która rzuciła jej się w oczy ze względu na to, że byli w tym samym domu. Czy chłopak tego chciał czy wręcz przeciwnie, padło na @Maximilian Brewer. -Cześć - Przywitała się z chłopakiem obdarzając go szerokim uśmiechem. Na Bruno to może ona nie wyglądała, ale mam nadzieję, że zostanie jej wybaczona ta niezgodność wyglądu, płci i pewnie charakteru. Ewentualnie miał jeszcze szansę uciec na drugi koniec łąki, jeśli poraziło go po oczach jej pozytywne nastawienie do świata - Przewiduję niezłą rozpierduchę dzisiaj na zajęciach - Zaczęła mało zobowiązujący temat, żeby nie skończyło się na tym, że będzie jedynie stać obok niego i milczeć przez następne minuty, aż lekcja się rozpocznie.
Dowiedziawszy się, że lekcja z zaklęć ma odbyć się w plenerze i dodatkowo mają załatwić sobie kogoś kto jest adekwatnie do nich lepszy lub gorszy z uroków, Lu podejrzewał, że będą to ciekawe zajęcia. Sam zawsze był w przeciętny z rzucania zaklęć, jednak nie najgorszy. Za to wiedział dobrze, że zdecydowanie lepiej z tą dziedziną radzi sobie Fitz. I właśnie dlatego zdecydował się zagadać do kumpla, żeby ten był jego parą na owej lekcji u Voralberga. Akurat ta się złożyło, że wyszli z Willem z pokoju razem, więc na łakę, gdzie czekał na nich nauczyciel ruszyli także razem. - To musi być coś ekstremalnego, skoro Alex potrzebuje aż całej polany do tej lekcji. - myślał na głos, kiedy przeszli błonia i skierowali się w kierunku lasu - Może być ciekawie. Już bardziej niż tłuczkiem nie dam się wyobijać. - zażartował. Wchodząc na polanę, przywitał się z profesorem i stanął gdzieś, gdzie Sorrento nie była w stanie dosięgnąć go wzrokiem. Wolał, żeby przez połowę lekcji nie rzucała piorunami w jego stronę, a tym bardziej modlił się w duchu, żeby nie przyszło mu mieć z nią na lekcji bliskiego do czynienia. Mogła bezkarność rzucania uroków, potraktować zbyt poważnie i zemścić się za to jak ją potraktował w przeszłości. Jednak miał nadzieję, że ta lekcja będzie mniej brutalna niż treningi quidditcha...
Od samego początku, jak tylko spotkali się w pokoju wspólnym miała wrażenie, że tematy się nie wyczerpią. Rozmowy nie przerwał nawet szybki powrót do dormitorium po pozostawioną tam różdżkę, bo przecież na zaklęcia bez niej ani rusz. Słuchała potoku słów wylewających się z chłopaka, od czasu do czasu wtrącając coś od siebie, jeśli akurat przetrwał i oczekiwał na jej reakcję. Kompletnie nie przeszkadzała jej rola słuchacza w jakiej się znalazła. Sama czasem dostawała słowotoku i mogła paplać bez sensu do następnej wiosny. Tak, ona też niejednokrotnie dziwiła się tym wysokim cenom, jakie przychodziło płacić w sklepie Madame Malkin. Nigdy jednak głębiej się nad tym nie zastanawiała, przyjmując do wiadomości, że jest, jak jest i nie ma co tego rozstrząsać. Poza tym to raczej rodzice kupowali jej najpotrzebniejsze rzeczy, więc nie odczuwała jakoś mocno ubytku galeonów z kieszeni. Dopiero miało się to zmienić, bo przecież nie była już małym dzieckiem i niedługo mogła zacząć sama na siebie zarabiać. Nawet się z tego powodu cieszyła. - Niestety, muszę cię zasmucić, nic nowego w mojej szafie nie ma. A raczej kufrze. Ale widziałam jakoś niedawno tak śliczną sukienkę, że aż mi serce mocniej zabiło, przysięgam. Szkoda, że zatrzymało się równie szybko, kiedy zobaczyłam cenę - cmoknęła z dezaprobatą, bo choć nie miała w zwyczaju rzucać się w wir zakupów, to akurat tym razem sukienka była dla niej jedną z rzeczy must have i za nic nie chciała wylecieć jej z myśli, zajmując tam czołowe miejsce. Nie bez przyczyny zatem obawiała się, że w końcu ją kupi. Jak żyć? - W ogóle wow, nie spodziewałam się, że materiały są tak drogie. Właściewie zawsze myślałam, że to krawcy całkiem ładnie się wyceniają za uszycie tych wszystkich szat i innych ubrań, bo to na pewno dużo pracy i nawet sobie tego nie wyobrażam, ale po twoich słowach, jak się tak to zsumuje, to rzeczywiście wysokie ceny nie są już tak zaskakujące. Chociaż nadal jestem w lekkim szoku - przyznała i musiała wyglądać komicznie z wyrazem głębokiego zastanowienia na twarzy, na której zwykle gościł uśmiech. Teraz nie dziwiła się słowom Liama, że zbankrutuje. Do tej pory nigdy nie myślała o krawiectwie jako o wymagającym dużych nakładów pieniężnych zawodzie i dopiero Puchon otworzył jej na to oczy. Od razu głowę nawiedziła myśl, na jak wiele innych rzeczy patrzyła równie płytko. Chyba najwyższy czas to zmienić. - Dzień dobry - powiedziała zaraz za chłopakiem, a następnie uśmiechnęła się szeroko do znajomych, którzy również przyszli poszerzyć swoją wiedzę. Wciąż widziała kolejne nadchodzące osoby, więc zwróciła się ponownie do swojego towarzysza, póki jeszcze mieli czas na rozmowę przed rozpoczęciem zajęć. - Jakim cudem masz w sobie tyle energii? Przysięgam, że od wyjścia z pokoju wspólnego sama czuję, jakbym miała jej dzięki tobie przynajmniej dwa razy więcej!
Zajęcia z zielarstwa miały się odbyć na łące nieopodal lasu. Doszła więc do wniosku, że nie ma sensu zakładać spódniczki i obcasów, bo to byłby totalny nietakt z jej strony i głupota. Katherine nie była idiotką, a to że była psychiczna, to już inny rozdział książki tak naprawdę. Historia przy dobrej ognistej Whiskey na zupełnie inny wieczór. Taki, gdy za oknem plucha i można sporo czasu spędzić przed kominkiem nie ruszając się z fotela, nie wychylając nosa spod ciepłego zielonego koca w srebrne gwiazdki i trzymając w rękach kubek ognistej whiskey, albo wersja łagodniejsza- ciepłego kakao. Katherine ustaliła listownie, że będą z Maxem na tych zajęciach pracować razem. Już widział jak czarowała i doszła do wniosku, że raczej sobie poradzą. Liczyła, że Maxiu się postara i nie będą ostatni w tej całej magicznej grze. Dotarła na miejsce w miarę szybko. Oczywiście dzisiaj na zajęcia miała włosy związane w długi warkocz. Nie chciała, aby włosy jej przeszkadzały w razie aktywności fizycznej. Podeszł do niego po czym niewerbalnie rzuciła zaklęcie Avifors , tym samym zamieniając płatki kwiatów w niewielkich rozmiarów rozćwierkane ptaszki. Po drodze do chłopaka minęła się spojrzeniem z @Lyall Morris , posłała w jego kierunku uśmiech, a potem podeszła do swojego partnera na zajęciach. -Siemka Max, jak tam się trzymasz? - zapytała po czym położyła się na trawie najzwyczajniej w świecie. Miała nadzieję, że te zajęcia będą wyjatkowo ciekawe. -Szykują nam się zaklęcie terenowe, cieszę się, że zapytałeś o wspólną pracę na zajęciach. Mam nadzieję, że uda nam się dzisiaj wygrać tą całą grę- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym zamknęła oczy. Chciała się odrobinę zrelaksować przed zajęciami.
Myśli zawijały się, pełzły niczym węże, jadowite, pewne siebie, przygotowane do ataku. Niemniej jednak Felinus odznaczał się sprytem, a także spokojem, który pozwolił mu wybrnąć z wielu niebezpiecznych sytuacji. W dłoni trzymał jedną monetę, jednego galeona, którego wypolerował do tego stopnia, z nudów, w dormitorium, iż ten praktycznie odbijał światło. Wszelkie prace manualne cieszyły Małego Wilka do tego stopnia, iż ten zapominał o otaczającej go rzeczywistości, pozwalając starym ranom na zasklepienie. Słyszał, dochodziły go słuchy, szepty nieznanych osób, plotki, tudzież przekazywane od jednego do drugiego najróżniejsze informacje, tudzież wymagające zweryfikowania. Jego postawa była zaskakująco spokojna - nie zamierzał jednak organizować się z kimkolwiek i jakkolwiek - wszak to nie należało do jego natury. Unikał towarzystwa ludzi, w szczególności dzisiaj. Nie czuł, aby musiał konkretnie się z nimi zadawać, a sam chciał spędzić tę lekcję najlepiej w osobności. NIemniej jednak mógł mieć również podejrzenia, iż posiadanie partnera w tymże dniu może mu się przydać - jednak nie wiedział, z kim miałby dokładnie się zetknąć, nawiązać nić porozumienia. Lowell ustawił się trochę dalej od powstającej grupy, mając nadzieję na szybki rozwój akcji i powrót do (nie)swoich czterech ścian. Miał nadzieję. Trzymał głowę nisko, patrząc poniekąd na czubki swoich butów, ale myślami ta była podniesiona.