C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Dobrze wyposażona, ale ciasna – pomieszczenie ma potencjał, ale jego układ sprawia, że jest w niej naprawdę mało miejsca. Sprawdzi się do codziennego gotowania dla dwóch osób, ale kulinarni zapaleńcy mogą być rozczarowani.
Łazienka
Ot, zwykła, nieco przestarzała łazienka. Nadgryziona zębem czasu, ale spełnia swoje przeznaczenie.
Sypialnia
Przestronna i jasna, z całkiem sporym łóżkiem. W całym mieszkaniu to właśnie w tym pokoju pozostawiono najwięcej wolnej przestrzeni.
W kompletnym, upartym milczeniu przeprowadził ich przez Hogsmeade, ku Alei Amortencji, a potem prosto do Kamienicy numer 17. Budynek był zadbany, całkiem blisko centrum miasteczka, więc lokalizacja wręcz idealna - bez żadnych szemranych uliczek (gdzie podobno błąkały się wilkołaki) i nieciekawego towarzystwa wokół. Przez ostatnie dni spędzał w Hogs więcej czasu niż w Londynie, w którym mieszkał - z uporem maniaka łażąc od mieszkania do mieszkania i myśląc, które z nich byłoby... najbardziej odpowiednie. Zbywając wszelkie pytania Freddie cichymi syknięciami albo przyłożeniem długiego palca do ust - w końcu stanęli przed zadbanymi, zielonymi drzwiami z drewnianą trójką tuż nad judaszem. Thaddeus zgrabnie wyłuskał z tylnej kieszeni swoich spodni drobny pęk kolorowych kluczy z jakimś puchatym breloczkiem mającym chyba naśladować puszka pigmejskiego. Jednym z nich otworzył zamek, który odskoczył z cichym pyknięciem - i chłopak pchnął skrzydło drzwi, które gładko otworzyło się na naoliwionych zawiasach. Zanim przyprowadził tu Moses, musiał podjąć się drobniutkich napraw, ale nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. — No dalej, czuj się jak u siebie — popchnął delikatnie dziewczynę do środka mieszkanka, starając się zamaskować głupi uśmiech wypływający mu na twarz. Zielone, ciemne oczy jednak wyraźnie się śmiały, kiedy zamykał za nimi drzwi. — Tutaj masz sypialnię, bądź salon, jak sobie będziesz chciała — podjął się lekko prezentacji lokum, przechodząc przez pokój i z rozmachem siadając na przykrytej kapą kanapie. Nonszalancko założył nogę na kolano, rozpierając się na siedzisku. Wskazał dłonią 'zamaskowane' drzwi tuż przy szafie. — Tu jest łazienka, razem z wanną. Trochę przestarzała, ale to nie problem, jeśli będziesz chciała to ją odnowię. Właścicielka nie ma nic przeciwko remontom. Skinął głową na drugie, białe drzwi. — Tam masz kuchnię, ciasna dość, ale dla jednej osoby jak znalazł... No... — odchrząknął znacząco, nieco tracąc na swoim rezonie i podrapał się nerwowo po szerokim karku - przechylając się do przodu i opierając łokciami o swoje kolana. — Wiem, że to nie jest szczyt marzeń czy super apartament, ale okolica jest spokojna... Sąsiedzi też w porządku. Do centrum Hogs masz rzut beretem... — przerwał, podnosząc wzrok na przyjaciółkę. — Co Ty na to? — uśmiechnął się rozbrajająco, trochę jak chłopczyk przyłapany na gorącym uczynku.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Śmieję się jeszcze wesoło i głośno na myśl o mnie jako o asystencie magii. Podskakuje wesoło, by ruszyć się z miejsca za przyjacielem, zyskując z powrotem siły witalne. Pytam i pytam o co chodzi, kiedy kierujemy się ku Amortencji. Próbuję z niego wyciągnąć jakąkolwiek informację, szczególnie gdy wchodzimy do znanej mi kamienicy. A nie jestem taka głupia na jaką wyglądam chyba, więc orientuję się, że tu musi chodzić o naszą wcześniejszą rozmowę. Kilka razy zgaduję, że zmienia mieszkanie i znalazł coś dla siebie, chcę się dowiedzieć jaki metraż, ile kosztuje, ale ten uparcie milczał dopóki nie otworzył drzwi do skromnego pokoju. Dziwię się, że Thad nie zaczyna skakać do góry przy okazji rozwalając mieszkanie z radości, tak trudno było mu ukryć uśmiech. Ja w przeciwieństwie do niego jestem za to znacznie bardziej czujna. Przyglądam się pokoikowi. Spokojnie idę ku łazience zaglądając do niej, a potem wchodzę do mini kuchni. Upewniam się w tym co mi się wydawało a propo kamienic tutaj - jest to kawalerka, na którą niestety mnie nie stać, z pieniędzmi, które otrzymam od rodziców póki co wystarczy mi na jeden pokój na kilka miesięcy, a w międzyczasie będę musiała znaleźć pracę. Kawalerka odpadła już gdzieś na przedbiegach. Może przyjęłabym to, gdyby też miał ze mną pomieszkać, chociaż jakiś czas, dopóki nie stanę na nogach. Ale wyraźnie powiedział, że dla jednej osoby. I to na te słowa zatrzymuję się przy blacie kuchennym, po którym przesuwałam z zastanowieniem palcami. Odwracam głowię w kierunku Thada próbując jakoś to wszystko ogarnąć. Ale naprawdę nie było to łatwe. - Ja pierdolę, Edgcumbe, zapłaciłeś za nie, prawda? - pytam spokojnie, aczkolwiek dość ostrym tonem. I zwracam się do niego po nazwisku. Nagminnie to robię w stosunku do innych, rzadko do poczciwego Puchona. - Dla mnie? Jako kogo? Konkubiny? - pytam dość kpiąco, bo to jedyne co mi przychodzi do głowy kiedy myślę o osobach, które wynajmują coś drugiej, a nie łączą ich więzi krwi, czy coś w tym stylu. Przykro mi gasić jego entuzjazm, ale nie wiedziałam czego się spodziewał. - Nie mogę tego przyjąć. Nie potrzebuję jałmużny - mówię, niepotrzebnie zła na ten niby - bezinteresowny gest. Jestem szczególnie poirytowana i lekko skonfundowana, bo nie wiem co ma on tak naprawdę oznaczać. Wychodzę z kuchni z założonymi rękami; próbuję rozwikłać o co chodzi. Zagryzam wargi teraz z kolei straszliwie się przejmując tlącymi się we mnie wątpliwościami co do powodów tego bardzo hojnego prezentu. Stoję po środku, dość uroczej, kawalerki przytłoczona niepewnością.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Był raczej pozytywnie - jak zawsze z resztą - nastawiony na reakcję Freddie wobec wyszykowanej przez niego... cóż, niespodzianki. Nie zagłębiał się aż nadto (właściwie to w ogóle) jak to wszystko mogło zostać odebrane - po prostu, najzwyczajniej w świecie działał. Wystarczył sam fakt, że dziewczyna powiedziała, że nie może znaleźć pracy i nie stać jej na żadne mieszkanie. On miał z kolei niedorzecznie lukratywną pracę jak na studenta i stać go było na drugie mieszkanie w Londynie, Glasgow, Edynburgu, czy nawet na Bali jakby mu się takie właśnie umerdało. Dlaczego więc miałby nie móc wynająć kawalerki dla Moses? Obserwował uważnie przechadzającą się ostrożnie po mieszkaniu Freddie, lustrując jej ściągniętą w napięciu twarz. Jego szeroki uśmiech nieco zbladł, kiedy w piersi rozlało mu się gorące uczucie charakterystyczne dla nagłego uderzenia stresu. Sam nie wiedział czemu nagle zaczął się denerwować i wyginać swoje palce czekając na jakąkolwiek reakcję przyjaciółki. Spiął się cały, jak trzaśnięty biczem - nie kiedy dziewczyna przeklęła, ale kiedy zwróciła się do niego po nazwisku. Już wiedział, że sobie przeskrobał. — Wynająłem... — sprostował delikatnie, nagle mocno niepewnie, ale zaraz odchrząknął dla kurażu. — Ale no, tak, zapłaciłem — dodał gwoli ścisłości - stwierdzając, że lepiej nie dodawać na ile, bo ostry ton Freddie już wystarczająco smagnął go po sumieniu. Kolejne słowa wzbudziły w nim pewną dziwną, nieokreśloną panikę - bynajmniej nie pytanie "Jako kogo?", bo odpowiedź na to miał dość jasną, ale odmowa dziewczyny tak go dotknęła. I to, że wyglądała na złą - ale jeszcze gorsze: na zagubioną. Poderwał się w moment z kanapy, podchodząc do tkwiącej na środku saloniko-sypialni Moses. Automatycznie chciał chwycić ją za rękę, ale dziewczyna miała ręce założone na piersiach, także zaciął się w niezręcznym połowie gestu - sam nie wiedząc czy powinien ją objąć, czy... cokolwiek. — Freddie... Nie zrozum mnie źle, proszę — zaczął łagodnie, ostatecznie po prostu stojąc jak kołek. — Wynająłem je. Dla Ciebie. Jako dla przyjaciółki — odpowiedział najprościej i najszczerzej jak potrafił. Pochylił się lekko, żeby wyłapać spojrzenie dziewczyny i uśmiechnął się, lekko zakłopotany. — Skąd Ci się wzięła ta konkubina...? Chciałem... Chcę Ci po prostu pomóc, chociaż w ten sposób. — Westchnął ciężko, pocierając nerwowo szeroki kark i rozglądając się po wnętrzu pokoiku, jakby w poszukiwaniu wsparcia. Zaraz jednak znowu stężał, kiedy do głowy wpadła mu jeszcze jedna, kompletnie niedorzeczna myśl. — Kurwa, Freddie, Ty chyba nie myślisz, że...? — spojrzał na nią nawet nieco przerażony - z rumieńcem oblewającym jego szyję. — Ogarnąłem to mieszkanie, bo mogę sobie na to pozwolić, nie dlatego, że... Nie wiem, oczekuję czegoś od Ciebie. Albo żebyś była mi coś winna! — zamachał gorączkowo rękami w powietrzu w gwałtownej gestykulacji. Wypowiadał się nieco na okrętkę, ale oboje raczej wiedzieli do czego pił.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Nie wiem jakim cudem mógł założyć, że będzie to pozytywna niespodzianka. Wydawało mi się, że trochę go znam i wiedział, że jestem niezależna. Poza tym jedynie wspomniałam mu o chęci kupienia, nie byłam bezdomna. Nie chciałam takiej pomocy. I strasznie mnie to irytowało co zrobił za moimi plecami. Teraz z kolei patrzę na niego lodowato, kiedy przyznaje się bez bicia do zakupu kawalerki specjalnie dla mnie. Mam ochotę go uderzyć mocno po głowie i powstrzymuje mnie tylko odległość oraz widoczny w jego oczach stres. Nie zmiękcza to jednak póki co mojego lodowatego serca. Nawet kiedy zrywa się do mnie i wyciąga rękę, by zrobić jakiś gest, wychodzi to niezręcznie, nie tylko dlatego, że nie ma jak złapać mojej dłoni, ale też cofam się o krok. Mimo wszystko dobroć ma swoje granice. Takie, które mogą naruszyć dumę kogoś. Tak jak dziś Tadek zrobił mi. Słucham jego gorliwych tłumaczeń, by przekonać mnie, że wcale nie traktuje mnie jak konkubinę; to tylko przyjaźń, dobry uczynek, bla bla. Nie wiem co na to powiedzieć, bo wciąż niespecjalnie wierzę w te gadaninę. Znaczy - domyślałam się, że Thad nie wynajął mi mieszkania licząc na przygodny seks. Zdziwiłam się, że faktycznie uznał, że mogę tak pomyśleć. Kręcę prędko głową, by zatrzymać rozumowanie zmieszanego Puchona. Unoszę do góry dłoń. - Dobra, kurwa, nie założyłam, że chcesz mi dać mieszkanie ze seks czy cokolwiek... Tylko tak powiedziałam dosadnie. Po prostu zadaję sobie pytanie dlaczego uznałeś, że odpowiednim prezentem dla mnie będzie opłata czegokolwiek. W sensie to jest coś co dajesz komuś bliższemu niż po prostu przyjaciółce. Ile mieszkań wynajmowałeś swoim ziomkom? - pytam próbując mu wyjaśnić na czym do chuja polegał problem. - Potraktowałeś mnie jak damę w opresji i bardzo chciałeś być moim rycerzem. Ja tylko zastanawiam dlaczego tak bardzo chciałeś nim być, że aż takie... radykalne środki zastosowałeś. Nie sądzę, że taka hojność jest kurwa... no, nie wiem... na miejscu? - tłumaczę mu jak na mnie bardzo cierpliwie, chociaż przebijała się przez to irytacja. - W każdym razie, pomyśl kurwa o tym najpierw. Czy to tylko jakaś przyjaźń Cię do tego pchnęła, bo już sama nie wiem jak na to patrzeć. A mieszkania nie przyjmę, chyba że masz jakieś inne propozycje by to rozwiązać - mówię z westchnieniem, rozglądając się po wnętrzu, by na chwilę oderwać bardzo czujne spojrzenie od chłopaka.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Reakcja Moses naprawdę wryła go w ziemię. Może podejrzewał, że nie będzie jakoś specjalnie zachwycona i nie zacznie skakać pod sufit z radości (w końcu trochę ją znał), spodziewał, że dostanie na wstępie zjoby, ale... Widząc to wręcz mrożące krew w żyłach spojrzenie ciepłych przecież tęczówek, czuł jak po kręgosłupie przebiega mu równie zimny dreszcz. Naprawdę, mniejszy stres odczuwał przed wyjściem na murawę na meczach kadry narodowej. Tam wiedział co robić - a teraz? Był jak zagubiony chłopiec, który przecież chciał tylko dobrze. — Nie no, to nie tak Freddie. Wcale nie! Nie chciałem Cię tak potraktować — zaprzeczył solennie, unosząc wielkie dłonie w obronnym geście i robiąc ostrożny krok w kierunku dziewczyny, jakby podchodził do dzikiego zwierzątka. Położył dłonie na jej ramionach, zaciskając je lekko. — Nikomu jeszcze nie wynająłem mieszkania, racja... Dlatego, że nikt tego nie potrzebował. Naan mieszka w Komunie, Elijah jest jebanym Swansea, Fitz mieszka ze mną w Londynie, Aslan dostał jakąś chawirę w spadku... — wymieniał gorączkowo pierwsze osoby, które przyszły mu na myśl jako jego 'ziomkowie'. Struchlał nieco, opuszczając ramiona w dół - Freddie wyrażała się wystarczająco jasno i dosadnie, żeby zrozumiał i w jednym momencie poczuł wstyd, że postawił ją w takiej... niekomfortowej sytuacji. — Przepraszam. Rozumiem Cię, ale... Nie jesteś po prostu moją przyjaciółką. — Dziwne gorąco oblało mu kark, gdy to powiedział - choć intencje miał absolutnie szczere. — Tylko, nie zrozum tego źle! — zreflektował się od razu. — Nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś, kurwa, płaczliwie czy tak jakbym chciał wzbudzić w Tobie litość. Ja nie mam bliższych osób niż przyjaciele, po prostu — westchnął, ostatnie zdanie mówiąc już nieco ciszej. — Ty czy Colton... Jesteście dla mnie najcenniejsi. Cenniejsi niż jakieś złote krążki w mojej skrytce. Z nimi nie wyrwę się na wycieczkę do Szkocji. Nie przyjebią mi też dla otrzeźwienia i nie dogadają jak Ty. — Starał uśmiechnąć się lekko, ale puścił ramiona dziewczyny i sam rozejrzał się z pewnym zakłopotaniem po pokoju. Trybiki w jego głowie podjęły gorączkową pracę, gdy tak rozglądał się po wnętrzu mieszkania w poszukiwaniu jakiegokolwiek rozwiązania. — Jesteś pewna, że nie przyjmiesz...? — mruknął cicho, jednak szybko uniósł dłoń, żeby Freddie nie odpowiadała, kiedy jego wzrok padł na rozkładaną sofę. — Dobra. Pomimo tego co odjebałem dalej widziałabyś mnie jako współlokatora? — zapytał wprost, szybko podchodząc do kanapy z której przed chwilą się podniósł - rozkładając ją jednym ruchem.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Wiem, że jest nieswój. No dobra, to chyba mało powiedziane, Tadek wydaje się być przerażony moją postawą i tym co mówię. Kładzie mi ręce na ramionach, a ja o mało nie strząsam ich z siebie; tylko jego wyraz twarzy sprawia, że jedynie poruszam się niepewnie w miejscu, robiąc nieskoordynowany ruch rękami. Słucham jak wymienia tych ziomków i mam wrażenie, że trochę ta rozmowa mija się z celem. Też bym nawet dała swoje mieszkanie, gdyby ktoś tego naprawdę potrzebował. Ale ja tylko napomknęłam o tym. Nie musiałam się wcale w tej chwili przeprowadzać. - Tylko ja nie potrzebowałam tego aż tak - mruczę jeszcze raz w przerwach miedzy naszymi wyjaśnieniami. Po chwili jednak Tadeusz mówi słowa od których rumienie się jak burak, co widać mimo mojej arabskiej opalenizny. Wykręcam dłonie i gapię się w podłogę bełkocząc jakieś eeeee. Czy ten właśnie wyznaje mi miłość czy coś w tym stylu? Jeśli tak to bardzo niefortunny moment w moim życiu prywatnym, który nie zdarzył się... hm, nigdy - żeby dwóch mężczyzn otwarcie smaliło do mnie cholewki. Zanim jednak zastanawiam się czy właśnie będę musiała powiedzieć jakieś miłe słowa, ostudzające zapały Puchona, ten zdaje sobie sprawę z tego jak to wszystko zabrzmiało. Próbuje to wyjaśnić i przestaję się tak straszliwie spinać; chociaż muszę przyznać, że nadal nie jestem do końca przekonana z tego jak to wygląda. - No dobra... bo wiesz jak to zabrzmiało - bełkoczę nie do końca przekonana, chociaż rozumiem to, że w tej chwili jego rodziną są tak naprawdę przyjaciele. Zastanawiam się nad jego pytaniem. Szczerze mówiąc - powiedziałabym, że nie przyjmę. Ale jednak kurwa mi teraz szkoda tego wielkiego Puchona, dla którego najwyraźniej byłam w jakiś sposób ważna. To jakiś, zakładam że przyjacielski, dla dobra sprawy i niekomplikowania sobie życia. Gapię się przez kilka sekund na rozłożoną kanapę. - Może... jeśli pozwolisz mi zapłacić za połowę wynajmu. Tyle mam. I jeśli będziesz tu faktycznie pomieszkiwał, a nie tak kurwa powiesz, a potem i tak kupisz se inne mieszkanie i to będzie wyglądać jakbyś mi tutaj wynajmował jak chuj wie komu - stwierdzam odrobinę niepewnie, aż obgryzając nieświadomie czarne paznokcie w kolorowe wzorki.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Szybko zorientował się jak wybrzmiały jego słowa - i jeszcze szybciej dostrzegł z jakim zakłopotaniem i speszeniem odebrała je Freddie. Poczuł w moment jak oblewa go kolejna fala stresu i pewnego... zawodu chyba? Ale nie reakcją Moses. Chyba. Bardziej nad samym sobą, skoro doprowadzał do takiej niezręczności między nimi - dobrymi przecież przyjaciółmi. Chyba. Jeszcze przed sekundą był zupełnie, w stu procentach pewien szczerości swoich intencji i też tak zupełnie szczerze się wypowiadał - ale teraz przez moment zwątpił. I szczęśliwie dziewczyna już nie dopytywała, bo sam musiałby zagłębić się w to jak jej słowa (niedowierzającej, ale jednak) ulgi nagle go dotknęły. — Wiem, wiem... Ale to nie tak — powtórzył się jeszcze, zdobywając się na całą resztę tę swojej niewinnej pewności, z którą wypowiadał się jeszcze przed chwilą - i uśmiechając się przepraszająco. Na szczęście zajął dłonie czymś innym niż bezwiednym zaciskaniem ich w pięści - kiedy odwrócił się w kierunku rozkładanej sofy. Poczuł się trochę jak taki mały chłopczyk, któremu właśnie strzelono po łapach. Kolejny raz. To nie dla Ciebie Thad - zawsze coś. Jesteś zbyt dobry; za nisko urodzony; masz zbyt niestabilną pracę; za grzeczny; jesteś zbyt sławny. Starał się sprostać... Sam nie wiedział czemu. Starał się zasłużyć... Sam nie wiedział na co. Wszystko co robił okazywało się nie na miejscu. — Z eeee... zapłatą może być lekki problem — podjął i chrząknął, odgoniwszy gorzkie myśli, ponownie rozsiadając się na wersalce. — Bo z góry opłaciłem całe półrocze — przyznał, pocierając nerwowo szeroki kark. — A nie chcę od Ciebie żadnych zwrotów... Ale! — zastrzegł szybko, żeby dziewczyna nie zdążyła jakkolwiek zaprotestować. — Mówiłem Ci już, że chcę odkupić mój dom w Hamilton? Po Nowym Roku kończy się aktualnym wynajmującym umowa i będę mógł to zrobić. Ale to też kawał drogi do Hogwartu, więc miejscówka w Hogs dalej byłaby mi na rękę. — Zaczął tłumaczyć gorączkowo może trochę od dupy strony, ale wszystko składało się przecież w logiczną całość. — Do tego czasu... eee... Ty sobie na spokojnie znajdziesz dobrą robotę, bez presji, a po Sylwestrze będziemy już płacić po połowie — dokończył swoją myśl, siadając po turecku na cienkim tapczaniku. Musiał wyglądać groteskowo. — Co Ty na to? Tylko no, tak czy siak nie będę tutaj zawsze, mam treningi w Londynie.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Thad wydaje się poniekąd być nadal speszony, ale żadne z nas nie decyduje się na kontynuowanie tematu, by pozostawić to w pełnym niezręczności milczeniu. Patrzymy na siebie jedynie z niepewnością, kiedy staramy się pozbierać swoje myśli. Nie mam pojęcia, że Tadek teraz tak o sobie myśli, bo zwyczajnie nie ma podstaw do takich bzdur. Jest zawsze idealny i tyle. Po prostu ja nie potrafię przyjąć od tak czyjejkolwiek pomocy. Z pewnością większość osób myślałaby o tym podobnie do mnie. Wszystko co robił było na miejscu - po prostu tym razem posunął się o krok za daleko w próbach pomocy. Kiedy słyszę jego kolejne słowa wprost opadają mi ramiona. Nie ma żadnego Okej Fredka, zapłaciłem tyle i tyle, podzielimy się po połowie, jak będziesz miała pieniądze to mi oddaj. Tego się spodziewałam. Byłam przekonana, że to rozumie, bo bardzo wyraźnie mu wyjaśniłam co i jak. Ale on nadal brnął w swoje. Wobec tego poddaję się kompletnie, kiedy ten nie chce iść na żadne ugody... z jakiegoś nieznanego mi powodu. - Okej. Rozumiem. Skoro nie pozwalasz mi płacić, przykro mi wobec tego, nie możemy razem mieszkać. Mam nadzieję, że mieszkanie Ci się faktycznie przyda - oznajmiam zwyczajnie i wzruszam lekko ramionami. Poklepuję po ramieniu Tadka i zmierzam w kierunku wyjścia. Przecież widać, że on nie chce ustąpić; nie ma kwestii dogadania się po ludzku, tylko musi być jebanym rycerzem, bo inaczej się zesra. Jedyne co mogę zrobić to dać mu to zrobić dla kogoś innego.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Próbował przeforsować swój pomysł - w absolutnie dobrej przecież wierze. Chciał pomóc. Chorobliwie wręcz, chciał się po prostu na coś przydać - choćby w formie skarbonki na galeony, Edgcumbe'owi było naprawdę wszystko jedno. Być może chciał zwyczajnie czuć się potrzebny i w jakiś sposób ważny, nawet w tak kuriozalny sposób. Cóż, prawda była taka, że wiele osób mogłoby z tego skorzystać - a wręcz wykorzystać; jak widać jednak Thaddeus nie obracał się wśród takich osobistości. Szczęście w nieszczęściu? — Jesteś niereformowalna... — mruknął szorstko - choć on sam wcale nie był lepszy. Wstał z sofy i błyskawicznie pochwycił nadgarstek przyjaciółki, ściskając go lekko - choć jednocześnie chwyt miał mocny jak imadło. — Dobrze, niech Ci będzie — powiedział szybko, chcąc dziewczynę po prostu zatrzymać - kogo jak kogo, ale Moses zwyczajnie nie chciał do siebie zrażać, ani w jakimkolwiek sensie tracić. Wiedział, że jak będzie upierał się przy swoim, to dziewczyna bez skrupułów wszystko ukróci. — Jeszcze dzisiaj pokażę Ci umowę najmu, żebyś sama mogła zobaczyć ile zapłaciłem. Pół na pół, jak tylko znajdziesz pracę, okej? — Wpatrywał się w nią intensywnie, czujnie - jakby chcąc wybadać czy już przypadkiem sobie nie przejebał do końca. — Tylko, Freddie, nie byle jaką pracę-śmieciówkę, aby tylko mi oddać, okej...? — poprosił, zaraz jednak uśmiechnął się łobuzersko, chcąc choć odrobinę rozładować to całe napięcie, które między sobą wygenerowali. — I żadnych gachów, kiedy akurat będę na kwadracie, dobra? — mrugnął do przyjaciółki zaczepnie, szczerząc się jak dzieciak.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Faktycznie, może powinien znaleźć sobie przyjaciół wśród przebiegłych Ślizgonów, którzy z przyjemnością wykorzystywaliby jego sympatyczność - on zaś pewnie wręcz z radości zgadzałby się na wszelkie wykorzystywanie. A niestety. Napotyka na same albo zbyt samodzielne, albo zbyt uparte osoby i tak to się kończy. Jest w tym wszystkim jakaś ugoda. Zgodziłam się płacić później, a mimo to od razu zamieszkać w kawalerce. Zaś ten nie zostawał tu sam, ale musiał pozwolić mi na przekazanie środków finansowych. - Sam jesteś, to Ciebie pojebało z pomysłem, każdy by to powiedział! - mówię na jego słowa jeszcze zanim nie kiwam głową na jego słowa i nie wracam do mieszkania. W końcu, dopiero postawienie sprawy jasne go odrobinę zreflektowało. Najwyraźniej ze zbyt prawymi osobami - inaczej się nie dało. - Zgoda - oznajmiam i wyciągam dłoń by ścisnąć dłoń Tadka, jakbyśmy podpisywali jakąś umowę. - Pół na pół, ale oddaje Ci od kiedy tu mieszkam. I to część od razu, bo mam od rodziców. Inaczej koniec dealu - oznajmiam jeszcze tonem nieznoszącym sprzeciwu. Prycham tylko, bo znowu się martwi o jakieś lepsze czy gorsze prace na co wywracam oczami. - Oczywiście. Co najmniej pozycja Ministra Magii - obiecuję i z większym zadowoleniem klepię po mebelkach i rozglądam się po niewielkim aczkolwiek przytulnym pomieszczeniu. Śmieję się rechotliwie na słowa Tadka i pomysł, że mogłaby baraszkować z nim obok w łóżku kiedy Tadzio by spał na kanapie. - Ok, tylko ja będę chodzić do gacha - obiecuję i kręcę głową. Przymykam oczy by walnąć się na miękkim materacu