Euklides jest młodym cukiernikiem, który zaraz po zakończeniu nauki w Greckiej szkole magii, postanowił podbić Europę swoimi wyrobami cukierniczymi. Póki co odniósł spory sukces na ulicy Tojadowej, reszta świata musi jeszcze poczekać na wyjątkowe słodkości tego młodzieńca. Wśród czarodziei mieszkających w pobliżu jest niemal gwiazdą! Nie tylko ze względu na wspaniałe i pełne magii wyroby, jakie serwuje, ale i poprzez swoje towarzyskie usposobienie. Ktokolwiek kto wpadnie tu choćby na drobne zakupy, może być pewnym, że Euklides zagada go na dobre dwadzieścia minut!
Popatrzyla na Laszlo z delikatnym usmiechemna twarzy. Odgarnela kosmyk kasztanowych wlosowz policzka i westknela za ucho. -Dobrze, ale najpierw kup sobie różdżke. -powiedziala cichtko rozbawiona. Kiedy mezczyzna ja przytulil westchnela cichutko i wtulila sie w niego przymykajac powieki. Kiedy je otworzyla popatrzyla mu gleboko w oczka i zagryzla delikatnie ząbkami dolna warge. Widziala jego zachowanie na ten gest. Wiedziala, ze Laszlo nie bardzo wiedzial jak ma sie zachowywać gdy Anastasia zaczyna sie z nim droczyc, kokietowac. Juz kiedys zauwazyla, ze mezczyzna blednie i nie wie co ma robic. W sumie to sama nie wiedziala dlaczego tak bylo. Mężczyzna był od niej grubo starszy, ale zachowywal sie jak 15 latek, który nigdy nie mial dziewczyny. To bylo dosc dziwnr a zarazem intrygujące. Chciala sie kiedys dowiedzieć dlaczego tak sie zachowywal.
- I to jak najprędzej. Odprowadzić Cię do domu? Chyba będzie najlepiej, jak zamkniesz na dzisiaj cukiernie i odpoczniesz. - Zaproponowałem bo też musiałem się spieszyć z raportem dla Ministerstwa. Będzie bezpieczniej, jeśli zrobię to jak najszybciej i jak najszybciej zajmę się sprawą tego mężczyzny. Z każdą sekundą moja bezsilność uderzała we mnie z jeszcze większą siłą niż chwilę temu. Na mojej twarzy pojawiały się oznaki złości, frustracji i żądzy dorwania tego drania. Niestety znów wprawiła mnie w zakłopotanie swoimi uwodzicielskimi gestami, co nawet mi się podobało. Jednak dawać innym czytać z siebie jak z otwartej książki nie należało do moich ulubionych zajęć, więc odsunąłem się od Anastasii i spojrzałem na drzwi. - Mam trochę do załatwienia, wybacz. Miejmy nadzieję, że zobaczymy się szybciej niż od ostatniego razu i z o wiele milszą otoczką. Przyślę tu kogoś z biura aurorów w czasie, kiedy ja będę załatwiał różdżkę i wszystkie inne papierkowe sprawy związane z tym incydentem. - Zakłopotany jej obecnością skłoniłem się teatralnie, żeby wyjść z tego w nieco komicznej atmosferze. I ruszyłem do drzwi. W ministerstwie poleciłem dwóm młodszym aurorom, żeby mieli oko na cukiernie i samą Anastasię, aż nie wróci do domu.
Stala w milczeniu wpatrujac sie w Laszlo. Byl wyraznie zmieszany, speszony i zdolowany. No tak, nic dziwnego. W koncu byl Aurorem a nie dal rady zatrzymac tego zlodziejaszka, ktory zniszczyl jej cukiernie i zabral pieniadze. Anastasia go nie winila, nie miala do niego zalu i nie byla zla. Przeciez kazdemu sie moglo cos takiego przydarzyć. Kiedyw końcu powiedzial, ze musi isc westchnela cichutko. W sumie sama nie byla do konca pewna czy chce zostac sama. No cos, on jednak musial isc, a ona musiala zostac. Tak wiec powinni na dzisiaj zakonczyc swoje spotkanie. Slyszac jego slowa "przysle kogos z biura" zmarszczyla nosek i spojrzala na mezczyzne. Nie potrzebowala opieki, byla dużą dziewczynka. Co ona tam miala jednak do gadania. -Dobrze, spotkamy sie kiedy indziej. Tak mysle.-powiedziala i odprowadzila Laszlo wzrokiem. Gdy ten zamknal za soba drzwi westchnela glosno i zabrala sie za porządkowanie. Kiedy ci ludzie z biura Aurorow sie zjawili i obserwowali kazdy jej ruch poczula sie dziwnie. Nie lubila gdy ktos ja obserwowal, czula sie nieswojo. Po okolo 2 godzinach wziela kurtke wyszla z cukierni zamykajac za soba dzrzwi. Mężczyzni szli za nia az do jej domu. To bylo straszne. Gdy weszla do mieszkania juz nie wiedziala czy nadal gdzie sa czy tez nie.
Pomimo przeprowadzki do niezwykle malowniczej, wyglądającej jak z bajkowej ilustracji Doliny Godryka, czasem wracał w okolice swojej starej kamienicy przy ulicy Tojadowej, z kilku powodów. Po pierwsze by westchnąć parokrotnie, ze wzrokiem wbitym w swój dawny balkon i okna kuchenne. Był człowiekiem sentymentalnym, nie potrafił z tym w żaden sposób walczyć, toteż nie odmawiał sobie tych nostalgicznych chwil. Po drugie - po prostu lubił tę okolicę. Wiązał z nią mnóstwo miłych wspomnień, w szczególności z jednym z miejsc - cukiernią Euklidesa! Nie potrzebował znać historii młodego założyciela greckiego pochodzenia, jego słodycze mówiły same za siebie. Claude posiadał słabość do słodkości już od dziecka, a im starszy był, tym bardziej sobie pod ich względem folgował. Dobrze, że natura obdarzyła go w miarę szybkim metabolizmem, dzięki czemu nie musiał mocno się wysilać, by zapobiec rozrastaniu się brzuszka. Tego dnia postanowił zrobić zapasy - co jak co, ale cukiernie w Dolinie nie umywały się do tutejszych smakołyków. Faulkner wyglądał jak dziecko wpuszczone do cukrowego raju. Oczy wręcz mu się świeciły na widok słojów wypełnionych kolorowymi cukierkami. Podszedł do lady. - Dzień dobry, pół kilo miodowego toffi - powiedział na wstępie, a dopiero po chwili jego spojrzenie osiadło na postaci ekspedientki. Bardzo ładnej ekspedientki. - Wow - wymsknęło mu się, w związku z czym poczuł, jak na jego piegowate lico w ekspresowym tempie wpełza szkarłatny rumieniec, a po plecach przebiegają ciarki zażenowania. - Przepraszam, to toffi... - Ale nawet nie wiedział, jak się wytłumaczyć... Nie było wyjścia. Tylko drzwi wyjściowe.
Dzisiejszy dzień był kolejnym spokojnym dniem w życiu Anastasii. Jak każdego ranka starannie przygotowała się do pracy. Założyła na siebie ładne ubranie, umalowała się dość mocno by podkreślić oczy. Nie mogła przecież wyglądać obojętnie by nie psuć wizerunku cukierni. W pracy musiała bardzo się starać, gdyś cukiernia była bardzo sławna i przychodziło do niej mnóstwo osób. Dzisiejszego dnia było nieco spokojniej. Wyjątkowo jak nigdy mogła pozwolić sobie na czytanie książki w przerwach gdy nie było żadnych klientów. Siedziała na krześle za ladą pogrążona w jakże ciekawej lekturze. Pochłaniając każde słowo z niezaspokojoną ciekawością przestała zwracać na otaczającą ją rzeczywistość. Książka była idealna pod każdym względem. Bohaterka miała ogromne szczęście mając kogoś kto tak bardzo ją kochał. Przez myśl kobiety zaczęły prześlizgiwać się różne pozytywne jak i negatywne myśli. Jednym słowem zazdrościła bohaterce książki. Też chciała by kogoś kto tak bardzo by ją kochał i o nią dbał. Nagle jej lekturę przerwał dźwięk małego dzwoneczka przywieszonego do drzwi. Była to informacja, że ktoś właśnie miał zamiar kupić słodycze. Z cichutkim westchnieniem Anastasia odłożyła książkę i stanęła przy ladzie z uroczym uśmiechem na ustach. Uważnie obserwowała mężczyznę, który właśnie zawitał do cukierni. Był bardzo przystojny i widocznie kochał słodycze. Jego oczy aż błyszczały widząc ileż tu było słodyczy. To było nieco zabawne, ale Ana również kochała każdego rodzaje słodycze. Uwielbiała również je przyrządzać jednak już dawno tego nie robiła. Nie miała dla kogo, jeżeli ktoś nie mógł się nimi zajadać nie miała po co je robić. Takie było jej zdanie. Po kilku sekundach mężczyzna podszedł do lady tak zafascynowany słodyczami iż nie zwracał na nią uwagi. Odpowiedziała na jego przywitanie. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie cieszyła się z takiego podejścia. Klienci powinni zajmować się słodyczami a nie ekspedientką. Już miała się odwrócić by zrealizować zamówienie nieznajomego gdy usłyszała to ciche i tyle mówiące "Wow". Na policzki kobiety zaczęły napływać palące rumieńce. Drgnęła niespokojnie pospiesznie unikając spojrzenia nieznajomego. Próbował się kiepsko wytłumaczyć, ale w zaistniałej sytuacji Anastasia zaakceptowała tłumaczenie. -Tak Toffi, już podaję.-powiedziała cichutko zmieszana tą sytuacją. Jeszcze nie zdarzyło jej się być aż tak zmieszaną i zawstydzoną w stosunku do klienta. To było bardzo dziwne. Odwrócił się pospiesznie i wzięła papierową torbę by po chwili nałożyć do niej miodowe toffi. Zważyła zawartość torby i związała ją wstążeczką. Wróciła do mężczyzny i podała mu zamówienie. -Proszę, oto Pańskie zamówienie.-powiedziała już o wiele spokojniejszym głosem niż przed minutą.
Faulknerowi czasem wydawało się, że miał w swoim DNA jakiś wadliwy gen, który kazał mu wplątywać się w coraz to dziwniejsze, niezbyt komfortowe sytuacje z tylko sobie właściwą skutecznością. Jeśli było coś, czego nie wypadało mówić - było bardziej niż pewne, że właśnie to wydobędzie się z ust rudzielca. Podobnie z czynami, jeżeli w danej chwili coś przekraczało granicę dobrego smaku lub kłóciło się z ogólnie przyjętą kulturą i obyczajami, niezwykle prawdopodobne było to, że Claude ową rzecz zrobi. I teraz też tak było. Przecież przyszedł kupić tylko słodycze, prawda? Nic więcej! To nie była aż tak trudna czynność, na pewno poziomem skomplikowania nie wykraczała ponad jego codzienne obowiązki w pracy, a z nimi przecież sobie radził. Dlaczego też, na skołtunioną brodę Merlina, rzucił jakieś durne "wow" to ekspedientki?! Miał wrażenie, że uszy płoną mu żywym ogniem, a obezwładniające uczucie zażenowania samym sobą sprawiało, iż miał ochotę skulić się i zwinąć w kłębek na ziemi, zniknąć z jej oczu i przetrawić wstyd. Stał jednak równie prosto co wcześniej, na twarzy starając się nie okazywać większego wzruszenia tą chwilą zapomnienia. Bądź co bądź nie chciał się wplątać w kłopoty ze stojącą przed nią kobietą. Bardzo atrakcyjną kobietą zresztą. Szkoda tylko, że jego teoria nijak miała się a praktyką. - To chyba z zaskoczenia tak - kontynuował swoje tłumaczenia, zanim zdołał się ugryźć w język. - Chyba nie widziałem tu pani wcześniej. Długo tu pani pracuje? - zapytał jeszcze, choć z zakamarków pamięci mógł odgrzebać kilka razów, kiedy obsługiwała go w tej cukierni. Lepiej jednak jego zdaniem było grać głupka, który po raz pierwszy tu przyszedł i może, tylko może, ma jakiegoś sobowtóra albo brata bliźniaka. - Dziękuję - odparł szybko, gdy podała mu torebkę z toffi. Sięgnął do kieszeni po sakiewkę z pieniędzmi i zaczął grzebać w niej palcami. - Ile to będzie? - zapytał jeszcze, niepewny, czy słyszał podaną przez dziewczynę cenę.
Zmieszana całą tą sytuacją nie czuła się dobrze. Nigdy nie miała takiej sytuacji więc nie wiedziała jak się w niej zachować. Widocznie mężczyzna również nie czuł się dobrze z tym co wypłynęło z jego ust i natychmiast próbował się wytłumaczyć. Wiedziała, że jego tłumaczenie było bezsensowne i w ogóle do dupy. Jednak przystała na nie, w takiej sytuacji nie miała innej opcji. Zmieszana podała mu torbę ze słodyczami i spojrzała na Niego kątem oka. Nie miała zielona pojęcia co ma powiedzieć. Na szczęście mężczyzna odezwał się pierwszy. Odetchnęła z ogromną ulgą oczywiście w głębi siebie by nic nie słyszał. Nie widział jej tu? No cóż pracowała już tu dość długo, ale może przychodził w jej dni wolne i po prostu się mijali. -Tak, pracuję tu już dość długo. Może po prostu przychodził Pan w moje dni wolne dlatego wcześniej mnie Pan nie widział..-powiedziała spokojnym głosikiem. Powoli na jej twarzy zaczął pojawiać się delikatny acz bardzo uroczy uśmiech. Jako iż nie czuła się najlepiej w tej spiętej atmosferze postanowiła szybko ją rozładować. Ogarnęła zbłąkany kasztanowy kosmyk włosów z policzka po czym wetknęła go za ucho. -Mam na imię Anastasia.-przedstawiła się wyciągając dłoń w stronę swojego jedynego w tym momencie klienta. Może przedstawienie się rozładuje cały ten stres i zażenowanie. Spytał o to ile ma zapłacić? W tej chwili Ana w ogóle o tym nie myślała. -Ah nie trzeba, niech to będzie prezent dla Pana. -odpowiedziała spokojnie, a uśmiech nie znikał z jej twarzy nawet na ułamek sekundy. Spojrzała uważnie na mężczyznę w milczeniu.
To było oczywiste, że widział ją tu już wcześniej - musiał, nie uwierzyłby w taki zbieg okoliczności, by zjawiał się w cukierni zawsze wtedy, gdy ona miała wolne. To po prostu nie było możliwe biorąc pod uwagę częstotliwość, w jakiej tu bywał. Nigdy wcześniej jednak nie spojrzał na nią w ten sposób. Nie zawiesił na niej oczu na dłużej, nie dał się porwać ulotnej, zuchwałej myśli, że była atrakcyjną kobietą. Starał się zatuszować to wszystko kłamstwem - kiepskim, bowiem we łganiu był słabeuszem. Kobieta zdawała się jednak nie drążyć tematu. Może wyczuła fałsz i nie chciała go bardziej zakłopotać przyznając się do tego, a może w ogóle nie słyszała tej wątpliwej nuty w jego głosie? Odwzajemnił uśmiech, wciąż lekko zaróżowiony pod rudo-brązowymi piegami rozsianymi na twarzy. - Może, może - przyznał, zaśmiawszy się krótko, nerwowo. Jednak jej postawa sprawiła, że poczuł się bardziej komfortowo. Zerknął na chwilę przez ramię, czy znajdował się z ekspedientką sam na sam - uf, był bezpieczny, nie dozna upokorzenia w miejscu publicznym na większą skalę. Powrócił spojrzeniem do buzi pięknej dziewczyny, reagując zaskoczoną miną na jej przedstawienie się. - Miło mi poznać, Claude Faulkner - odparł, podając jej wolną rękę, w drugiej wciąż trzymając sakiewkę z monetami. Jego zdziwienie urosło, gdy powiedziała, że daje mi słodycze na koszt firmy. - Och, nie, nie mogę tak po prostu... ich przyjąć - zaczął, kręcąc głową. - Nie chciałbym, żeby pani.. Żebyś wpadła przeze mnie w kłopoty - dodał, po czym wysypał z sakiewki kilka sykli i galeonów.
Dziś w ogóle niczym się nie wyróżniała, miała na sobie zwyczajne ubranie, zwyczajny makijaż. Wyglądała zwyczajnie, tak jak zawsze zresztą. Dziwnę było to iż wcześniej jej nie zauważyła. Na prawdę było to bardzo dziwne. Jednak po co drążyć temat? Na pewno oboje poczuli by się jeszcze gorzej w tej sytuacji. Tak więc Anastasia ochoczo przystała na wymówkę z jej dniami wolnymi i też dlatego ją zaproponowała. Wpatrując się w mężczyznę czekoladowymi tęczówkami nie dostrzegała w nim kłamstwa, jedynie zażenowanie, wstyd i niezręczność. Z cichutkim westchnieniem powtórzyła w myślach jego imię i delikatnie uścisnęła jego dłoń. -Mnie również miło Cię poznać.-powiedziała uśmiechając się delikatnie. Ciekawa była jednej rzeczy. Czy gdyby poznali się w innych okolicznościach Cloude byłby równie spięty? Takie oto pytanie przemknęło przez jej myśli. Zaśmiała się cichutko słysząc jego słowa na temat problemów w pracy przez jedną torebkę toffi. -Spokojnie, to nic takiego. -powiedziała kładąc dłonie na blacie. -Skoro tak stawiasz sytuację to może zrobimy tak. Ja dam Ci te toffi a ty postawisz mi kawę? -spytała z nutką ciekawości w głosie. Wbiła w niego tęczówki i z ogromnym zaciekawieniem wyczekiwała reakcji dopiero co poznanego mężczyzny. Oboje byli dorośli więc kawa nie była niczym złym..Prawda? Chyba, że coś się zmieniło w tych sprawach a ona najzwyczajniej w świecie o tym nie słyszała. W końcu od bardzo, bardzo dawna nie umówiła się z żadnym mężczyzną. Nawet na kawę.
Wyglądała zwyczajnie - ale może właśnie w tej zwyczajności krył się cały jej czar? Claude sam nie wiedział, czemu dopiero teraz spojrzał na nią inaczej. Może ziejąca w jego wnętrzu samotność zaczynała popychać go w kierunku przypadkowo spotkanych kobiet, naiwnie każąc szukać w nich wsparcia i otuchy? Na Merlina, skąd on w ogóle miał takie myśli? Musiał się szybko z nich otrząsnąć, ponieważ rychło przygnębienie zaczęłoby zdobić jego pokryte piegami lico. Zamiast smutnych grymasów, jego usta rozciągnął przyjazny uśmiech, gdy z pewną delikatnością ujął jej dłoń. Miała bardzo ładne paznokcie! To, co powiedziała, w pierwszej chwili wywołało u niego śmiech. Dopiero po dwóch sekundach zdał sobie sprawę, że jej spojrzenie wyrażało szczerą chęć wspólnego wyjścia - o rany. W sumie się nie spodziewał, choć przez moment przemknął mu przez myśl właśnie taki scenariusz tego spotkania, tylko że w jego wersji to on zapraszał na kawę ją, skory do przyjęcia toffi w zamian za obietnicę wspólnego wyjścia we dwoje. Okazało się, że nie tylko on wpadł na ów pomysł, w dodatku ten drugi ktoś był znacznie szybszy w składaniu propozycji niż Faulkner. Great minds think alike? - Och - wypalił w pierwszej chwili, ponownie oglądając się za siebie, czy aby na pewno byli sami. Jakoś tak nie lubił gapiów... - Cóż, jeśli w ten sposób stawiasz sprawę... - przysunął do siebie torebkę ze słodyczami. - Chyba nie mogę odmówić - rzekł w końcu, uśmiechając się szerzej. - Kiedy kończysz? - zapytał, gotów jeszcze tego dnia zabrać Anastasię do jakiejś kawiarni. Ot co!
Nie tylko w mugolskim świecie święta spowodowały opustoszenie sklepowych półek, szczególnie w cukierniach i sklepach ze słodyczami; takie dni nie mogły przejść niesłodzone rozpływającymi się w ustach smakołykami. Uzupełnienie asortymentu okazywało się być jednak bardziej problematyczne, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Niektóre zamówienia wcale nie docierały do celu, niektóre były wybrakowane, a jeszcze inne okazywały się... Nie pierwszej świeżości. Na głowie @Madeleine Ford pozostawało trudne zadanie opanowania tego chaosu. Dziewczyna akurat zajmowała się rozkładaniem towaru, kiedy do cukierni Euklidesa wszedł klient. - Dzień dobry. Chciałbym zakupić dwa słoiki waniliowo-czekoladowych karaluchów, całą blaszkę kanarkowych kremówek oraz paczkę kwachów. I naprawdę bardzo potrzebuję tego wszystkiego jak najszybciej, wolałbym nie chodzić po różnych sklepach. Czy u Państwa dostanę to, czego szukam? - Mężczyzna wyglądał, jakby naprawdę mu się spieszyło; bębnił niecierpliwie w blat i na pewno nie sprawiał wrażenia osoby, z którą łatwo się dogadać. Madeleine słyszała jednak, że w ostatniej partii wśród słodkich karaluchów można było znaleźć prawdziwe, nawet żywe okazy, kilka osób po spożyciu kanarkowych kremówek potrzebowało odwiedzić Munga, żeby odzyskać swoją postać, a kwachy nie miały nic wspólnego z kwaśnym smakiem. Nie było to jednak zasadą... Madeleine wiedziała również, że z sąsiedniego - konkurencyjnego zresztą sklepu z łakociami - zostały wycofane już wszystkie niedobre słodkości. Wobec tego stała przed wyborem.
Mad, musisz zdecydować, czy przyznajesz, że są braki w towarze i kierujesz klienta do konkurencyjnego sklepu. Możesz też udać, że nic się nie stało i zaryzykować sprzedaż. Możesz także zaproponować klientowi coś w zamian, kierując się smakiem, postacią słodyczy i ich magicznymi właściwościami. Wszystkie pozostałe słodycze są w porządku, podobnie jak wyroby samego Euklidesa. Zależnie od podjętej decyzji, możesz stracić lub zyskać galeony lub otrzymać punkt kuferkowy. Decyduj rozważnie! W razie pytań pisz proszę do @Ezra T. Clarke
______________________
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Gryfonka podeszła do lady,spojrzała na to, co akurat było przygotowane. - Witam.- powiedziała lekko się uśmiechając do klienta. Tak, czy inaczej teraz była w pracy, i nie zamierzała przy kolejnych klientach wciągać w swoje sprawy czy też mysli. - Niestety nie mamy słoików waniliowo-czekoladowych karaluchów i kwachów. Ale może zamiast tego zaproponuję: Skrzynkę ślimaków-gumiaków oraz Beczki musów-świstów.- dodała wskazując na wymienione produkty. -Włśnie dostarczono nam całą blaszkę kanarkowych kremówekOdłożyła je na ladę.
Na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że odpowiedzi @Madeleine Ford nie do końca usatysfakcjonowały mężczyznę. Klient rozejrzał się po sklepie, jak gdyby miał nadzieję spotkać samego Euklidesa - bez wątpienia dotarły do niego plotki na temat energicznego i towarzyskiego młodzieńca, mogącego długo dysputować na temat wyrobów cukierniczych. Młoda pracownica ewidentnie jeszcze takiego daru nie posiadła; pozostawało wierzyć, że była to kwestia praktyki. - Nie jest Pani chodzącą reklamą - stwierdził, a uszczypliwość w głosie mieszała się ze zniecierpliwieniem. W głowie jednak machnął na to ręką, nie mając czasu. - W takim razie wezmę ślimaki-gumiaki zamiast kwachów. Tylko kwaśne, niech Pani się upewni. Ale nie potrzebuję dwóch wyrobów związanych z lewitacją czy też lataniem, więc skoro przyszła dostawa, to wezmę kremówki... A jeśli nie ma Pani do zaproponowania nic więcej, to jeszcze dwie paczki fasolek Bertiego Botta. To taka klasyka, że chyba musicie mieć na stanie. - Pokręcił głową, czekając aż Madeleine wszystko zapakuje, po czym wyłożył na ladę odliczoną sumę. A przynajmniej wydawało mu się, że odliczoną; z tego pośpiechu zostawił 15 galeonów więcej, o czym dziewczyna zorientowała się dopiero po czasie. Może niewielka - a co ważniejsze, wcale nie zamierzona - to była gratyfikacja, ale przynajmniej jakaś... Odnotuj zysk w odpowiednim temacie