Dach, na pierwszy rzut oka, jak każdy inny. Posiada mnóstwo niezbadanych dotychczas zakątków, bo jeszcze żaden z uczniów a tym bardziej nauczycieli nie był na tyle szalony by się tutaj zapuszczać. Do czasu!
Jeśli jesteś wytrwałym poszukiwaczem, uda Ci się nawet znaleźć prosty spad dachu, gdzie jacyś śmiałkowie przed Tobą składowali wygodne poduszki, odporne na warunki pogodowe panujące na zewnątrz.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie Lip 31 2011, 22:07, w całości zmieniany 1 raz
- Eee... Czemu nie? - wypaliła głupio. Wciąż nie do końca dochodziło do niej to, że jest na suficie Wielkiej Sali. W życiu by nie pomyślała, że wejdzie w ogóle na dach. - Jeśli teraz się nie uda, zawsze można przyjść innym razem - roześmiała się.
- Super! - ucieszyła się, zrobiła jeszcze jeden obrót i opadła na dach, siadając po turecku. - Więc.. zacznijmy może. Hmm, tutaj, wyobraźmy sobie, że leży zielony koc w niebieską kratkę. Z frędzlami z takim samym kolorze. Na nim stoi kosz piknikowy... Co chcesz z niego wyjąć, Gabrielle? - spojrzała na Krukonkę z błyskiem lekkiego szaleństwa w oczach.
- Zielony koc w niebieską kratkę? Przecież to tak źle wygląda! - krzyknęła, udając oburzenie. - Niebieski w brązową kratę. A z kosza chcę wyjąć kanapki z masłem orzechowym - udzielało jej się dobre samopoczucie Bell. - A ty? Co wyjmujesz?
- Jak to źle? - oburzyła się. - To moje dwa ulubione kolory! Ale niech ci już będzie... Nie gniewała się długo. Zresztą ten gniew i tak był udawany. Spojrzała na wymyślony koszyk zastanawiając się co też z niego wyciągnąć. - Bułkę z białym serem... i surowym, posolonym ogórkiem - oznajmiła, jednocześnie sięgając po jedzenie. Zaczęła zajadać ze smakiem. - I może jeszcze butelkę soku jabłkowego do tego.
- Jeszcze tosty, dżem jabłkowy. I sok pomarańczowy - dodała, wyobrażając sobie, jak musiałoby być fajnie, gdyby tylko te rzeczy znajdowały się przed nią. Westchnęła z tego powodu.
- Wspaniała wyżerka! - roześmiała się, oczami wyobraźni ciągle widząc cale to jedzenie i siebie oraz Gab ze smakiem je zajadające. Oparła się z tyłu na rękach, bo takie siedzenie nieco ją już zmęczyło. Ziewnęła szeroko nie zdając sobie trudu by zasłonić buzię. Czyżby zrobiła się już zmęczona? Nieważne, najwyżej zaśnie i doczeka wschodu Słońca. - Myślisz, że ci tam na dole, oczywiście jeśli ktokolwiek tam jest, mogą nas teraz zobaczyć? W końcu sufit ma odwzorowywać prawdziwy wygląd nieba... w jakimś sensie my się teraz w niego wliczamy.
- No jasne. I to nie jeden raz. Normalny Krukon powiedziałby pewnie, że wiele razy wstawał by pouczyć jeszcze prze porannymi lekcjami. Ale nie ona. Mimo, że rannym ptaszkiem nie była, zdarzało jej się wstać jeszcze przed wschodem tylko po to żeby go zobaczyć... Zdarzało się też, że w weekendy i wakacje dopiero wtedy kładła się spać. - Która godzina? Niedługo będzie wschodziło?
- A wiesz, że ja tylko raz? - powiedziała, nie wierząc samej sobie. Pamiętała, jak to było. Nie mogła wtedy zasnąć, więc patrzyła przez okno, znajdujące się przy jej łóżku. - Nie wiem, jak ty, ale ja mam ochotę iść do łóżka - rzekła, po czym ziewnęła przeciągle.
- I nie zobaczymy wschodu Słońca? - zrobiła smutną minę. Co prawda mogła zostać i jeszcze trochę posiedzieć, ale nie bardzo miała ochotę sama. - No cóż, zawsze możemy obserwować z okna dormitorium. Będziesz mogła wszystkim wtedy mówić, że widziałaś aż dwa razy! Ona też była zmęczona. W końcu prawie całą noc łaziły pod dachu. Jednak nie aż tak, by nie poczekać jeszcze jakiejś godziny gdy zacznie robić się widno.
- Nie no, możemy. Najwyżej będziesz musiała mnie stad znosić - roześmiała się Gabrielle. Popatrzyła na niebo, było widać, że niedługo słońce zacznie wschodzić, jak co dnia.
- Jeśli naprawdę zajdzie taka potrzeba, posłużę się rożdżką - zamachała owym przedmiotem, uświadamiając Gabrielle, że mimo pory dnia nadal pamięta jak się nią posługiwać. Wstała i podeszła do samej krawędzi dachu. Usiadła tak, że mogła swobodnie machać nogami i wpatrywała się w niebo, w miejsce gdzie nieliczne chmury zaczęły przybierać barwy charakterystyczne dla wschodu Słońca.
- No tak, zapomniałam - pacnęła się głową w czoło. Wstała powoli, po czym podeszła do Bell i usiadła obok niej. Objęła ją ramieniem. - Jest pięknie - szepnęła.
- Pięknie - powtórzyła tym samym tonem, lekko się uśmiechając. Fajnie było tak siedzieć, czując, że ma się obok bratnia duszę. Może przyjaciółkę? Tymczasem złota kula powoli wyłaniała się zza horyzontu. Na mury zamku zaczęły padać pierwsze promienie, cały świat od razy pojaśniał i stał się jakby weselszy.
- Musimy przychodzić tu częściej - szepnęła znowu. Wpadła w zachwyt, patrząc na to widowisko. Dopiero stąd mogła zobaczyć, jak piękne jest otoczenie Hogwartu, szczególnie w świetle wschodzącego słońca.
- Mmm - mruknęła na potwierdzenie. - W ogóle to miejsce jest wspaniałe. Kto by pomyślał, że będziemy łazić po dachu i robić piknik! - Pominęła już, że tak naprawdę żadnego pikniku nie było. W końcu, czy to takie ważne? Gdy Słońce zakończyło przedstawienie, wspinając się po niebie coraz wyżej i wyżej ale już nie barwiąc tak pięknie chmur, Bell wstała i podała rękę Gab. - Wracamy. Tą samą drogą czy znasz może jakiś skrót?
- No ba! - wykrzyknęła. Z pomocą Bell wstała. Rozejrzała się wokół. - Nie znam, ale zawsze można poznać - powiedziała. Podeszła kilka kroków do przodu i znalazła łagodny spadek, kończący się najwyżej dwa metry nad ziemią. - Jedziemy - pociągnęła Bell ze sobą i zjechała wraz z nią. Potem złapała się krawędzi dachu i skoczyła na ziemię.
Hanna ostrożnie stawiała kroki jakby cała podłoga miała za chwilę runąć i pociągnąć ją za sobą w dół. Jedną dłonią gładziła prosty kosmyk włosów o rudawym odcieniu, a drugą włożyła do kieszeni obcisłych spodni. Ta pozycja nie była zbyt wygodna, jednak dziewczynie niezbyt to przeszkadzało. Nie była tu nigdy i gdy tylko usłyszała o tym miejscu swoją osobę skierowała właśnie tu. Stanęła pośrodku pomieszczenia, a jej usta wygięły się w delikatnym grymasie. Spodziewała się niezwykłego miejsca o magicznych właściwościach, a na miejscu zastała najzwyczajniejsze pomieszczenie.Westchnęła cicho i wzrokiem śledziła każdy szczegół dachu.
Stukając cicho niskimi obcasami swoich białych botków wszedł na dach, który od samego początku fascynował go swoją zwyczajnością. Jeśli pominąć piękne widoki i fakt, że wciąż znajduje się na terenie szkoły, mógłby pomyśleć, że znajduje się w jakiejś zwyczajnej, mugolskiej dzielnicy... Westchnął cicho i przeciągnął się. Plotki o dachu były ostatnio tematem najgoręstszym, nic więc dziwnego, że i on zapragnął zobaczyć to miejsce. Poprawił koronkowe mankiety i falbaniasty, przyozdobiony perełkami żabot.
Po chwili dostrzegł jakąś dziewczynę, wyginajacą się w dość dziwnej pozycji. Podszedł do niej, uśmiechając się oszczędnie kącikiem ust. - Nie boi się panienka, że spadnie?
Rudowłosa obserwowała jak wierzba wygina się na wszystkie możliwe strony. Skupiona na tej czynności nie dosłyszała nawet kroków. Kiedy jednak do jej uszu doszedł głos podskoczyła niespokojnie i chwyciła się za serce. Obróciła się i zlustrowała wzrokiem długowłosego ślizgona. - Lubię ryzyko. - Odparła uśmiechając się delikatnie. Swojego towarzysza widywała niekiedy na obronie przed czarną magią. - A pan zawsze zaskakuje tak swoich rozmówców ? - Zapytała dość głośno.
Teatralnym gestem poprawił kosmyk jasnych włosów, patrząc na nią z nieco wilczym uśmieszkiem. - Ależ oczywiście! Ja, moja droga pani, cały jestem niespodzianką! - podszedł do niej i ukłonił się jej. - Narciss Aleksiejewicz Aładin, przeogromnie miło mi poznać!
Uśmiechnęła się radośnie. Wiatr dmuchnął w jej plecy z niezwykłą brutalnością, przez co delikatnie się zachwiała. - Hanna Glau, mi także jest przeogromnie miło. - Przedstawiła się z uroczym uśmiechem na twarzy. - Nie mam niestety drugiego imienia, jednak mam nadzieję, że nie jest to żadna przeszkoda. Przyjrzała się uważnie Narcissowi. Zdecydowanie wyróżniał się spośród reszty uczniów. Miał w sobie coś z arystokraty, co zresztą jak już Hanna zauważyła, podkreślał swoim strojem.
Przygryzł lekko swoją wargę. Dawno nie czuł się już jak łowca. Być może tego właśnie mu brakowało. I mimo, że zdecydowanie wolałby, by Hanna była mężczyzną... cóż! - Żałuję ogromnie, że nie mam przy sobie choćby butelki wina. Czyż ten trunek nie byłby odpowiedni w tym miejscu? Cała ta scena byłaby przecież taka wyrafinowana.
- Butelka wina rzeczywiście pasowałaby do tego miejsca. - Stwierdziła z delikatnym uśmiechem , który gościł na jej twarzy już od pewnego czasu. - Choć niestety musiałbyś ją opróżnić sam, nie pijam nic mocniejszego niż kremowe piwo. Aż dziwne, że nadal trzymała się zasad, które ustaliła już tak dawno. Odgarnęła włosy za ucho i oblizała wargi koniuszkiem języka. Nagle nabrała wielkiej ochoty na sok z dyni.
Westchnął dramatycznie, posyłając jej rozczarowane spojrzenie. - Jakaż to szkoda... choć przyznam ci się, że do pewnego czasu nie miałem w zwyczaju pić choćby piwa kremowego! Moje maniery zmieniły się.
Wiele razy mijał tę dziewczynę w pokoju wspólnym, kilka razy nawet na lekcjach. Nigdy nie miał czasu bądź ochoty, by ją zapoznać. Nie wiedział, co teraz sądzi o tej sytuacji.
- Nie grzechem jest przecież wypicie lampki wina. - Skierowała do niego swoje słowa. - Jednak nigdy nie przepadałam za smakiem tego alkoholu. Obróciła się na chwilę aby spojrzeć ponownie na błonia. Natura zawsze zachwycała Hannę, choć aż dziwne jest obserwowanie kilku drzew i jeziora przez tyle czasu.