Do tej przytulnej klasy na szczycie wieży północnej, można jedynie wejść przez klapę w podłodze, do której prowadzi srebrna drabina będąca na siódmym piętrze. Wnętrze klasy wyglądem przypomina poddasze, bądź też herbaciarnię. Znajduje się tam około dwadzieścia stolików, a wokół nich małe pufy. Na co dzień okna są tu zasłonięte grubymi zasłonami, co sprawia, że pokój jest oświetlony jedynie dzięki wielu lamp w czerwonych kloszach. Na półkach w rogu pomieszczenia znajduje się natomiast wiele filiżanek i szklanych kul.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Wróżbiarstwo
Wchodzisz do klasy Wróżbiarstwa, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Wróżbiarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Ardeal. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszy egzamin czeka Cię z ceromancji, czyli wróżenia z wosku lanego na taflę wody. Oczywiście, tym razem nie są dostępne książki, które powiedziałby Ci znaczenie odlanego symbolu. Druga część egzaminu dotyczy aleuromancji, czyli sztuki wróżenia z mąki, a zasadzie za pomocą niej. Nie jest to najprostsza sztuka, jednak na egzamin idealna. Tym razem jednak wszystkie kształty z niej są już przygotowane, tak samo jak opisy, które musisz odpowiednio przyporządkować.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbiarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Odlany kształt to ni mysz, ni wydra, coś na kształt świdra. Całkowicie nie wiesz jak się do tego zabrać, postanawiasz więc napisać znaczenie symboliczne kleksa z atramentu. Ciekawy sposób, jednak chyba nie to przedstawia odlew. Wielka szkoda! 2 – Rozpoznajesz odlew, jednak nie znasz jego znaczenia. Wielka szkoda, że ten dział w książe ominąłeś, uznając go za dziecinnie prosty. Najwyraźniej taki nie jest, bo twoje proroctwa całkowicie nie mają sensu. 3 – Wosk rozlał ci się w pojedyncze kropelki, najwyraźniej za wolno go lałeś. Przez to nie da się z nich wiele wyczytać. Wyjmujesz się więc z wody w kolejności, w jakiej je złapałeś, po czym układasz obok siebie i piszesz znaczenie otrzymanego kształtu. Może parę punktów ci za to policzy komisja. 4 – Nie jest źle, stworzony z wosku kształt nie jest najprostszym, ale przynajmniej coś o nim wiesz. Piszesz swoją odpowiedź bez większego problemu, masz jednak nadzieje, że w kluczu nie ma na ten temat więcej informacji. 5 – Odczytanie symbolu nie sprawiło ci większej trudności. Po chwili przechodzisz do kolejnego zadania, uznając to za banalne. Cóż… Spodziewałeś się, że ten egzamin do najtrudniejszy nie należy. 6 – Twój odlew okazał się tak prosty, ze by podnieść jak najbardziej wynik za to zadanie, postanawiasz napisać dodatkowo jego znaczenie w innych kulturach. Z uśmiechem na twarzy przechodzisz rozwiązywać dalej egzamin.
zadanie nr 2:
wynik:
1, 2 – Niestety źle przyporządkowałeś większość opisów. Najwyraźniej trzeba było się uważniej wczytać, bo wbrew pozorom tam wszystko było napisane. Ach, te skutki stresu! 3, 4 – Większość przyporządkowałeś jak należy, jednak nie okazało się to tak proste, jak mogło by się wydawać. Wszystko przez tę małą ilość czasu, na zrozumienie czytanego tekstu, jakby komisja sądziła, że każdy uczeń zna te opisy na pamięć. 5, 6 – Opisy okazały się być miłym zaskoczeniem, gdyż nie trzeba było posiadać ogromnej wiedzy, by przyporządkować je dobrze, tak jak to w twoim przypadku było. Skoro już wszystko zrobione, to teraz tylko czekać na wspaniałe wyniki!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astronomia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Czy przejął się faktem, że Vittoria nie dała wiary jego wyjaśnieniu? Absolutnie nie. Właściwie to było mu zupełnie obojętne co sądzi jego koleżanka z domu na temat tego czy daje innym odpowiedni przykład. Ważnym było to, aby Gareth Hampson potrafił odpowiednio to docenić na koniec studiów Sharkera, reszta naprawdę nie była ważna. Tak samo zresztą jak jego wyniki na wróżbiarstwie. Mogły być okropne, bo sobie na to pozwalał. Gdyby chciał to zapewne starałby się coś z tym zrobić i w jakiś sposób dokształcić się w tej dziedzinie. Dla niego nie było nic niemożliwego co zresztą było widać po jego wynikach w nauce. Z jednej strony nie był zdolny we wszystkim, a z drugiej to przecież dążenie do perfekcji i poprawy nie było trudne. Było jedynie okrutnie żmudne. Wysłuchawszy polecenia nauczycielki, Rasheed doszedł do wniosku, że niestety, ale nie ma jak się wymigać. Wolałby odczytać swoją linię aniżeli macać koleżanki (to tylko ręce, ale co z tego?), no ale skoro mus to mus. - Pożycz mi dłoń. - zwrócił się do Laury i bezpardonowo chwycił ją za rękę. Nie szarpał jej jednak, a jedynie lekko pociągnął w swoją stronę bardziej samemu się nachylając. Przesunął lewym palcem wskazującym wzdłuż bardzo wyraźnej linii głowy, jednym okiem zaglądając do podręcznika. - Masz bardzo wyraźną linię, a ta książka mówi, że super się koncentrujesz w decydujących momentach. Prawda czy fałsz? - wyczytał z kartek wszystko co potrzebne, po czym interpretował dalej. - Popatrz. - polecił Laurze i przesunął palcem wzdłuż rozwidlenia na końcu linii głowy. - To podobno oznacza, że masz wiele talentów, ale z niczego nie jesteś naprawdę dobra. Złośliwa ta książka. Po zakończeniu odczytywania mądrości z podręcznika, puścił palce koleżanki i westchnął cicho, jakby się zastanawiał czemu tutaj jest. Nie narzekał jednak i w żaden sposób nie zdradzał zniecierpliwienia, które wręcz szarpało mu wnętrzności. Nie będzie źle, wszak drugie zadanie ma już za sobą.
Wypuściła z wolna dłoń Felixa, gdy niespodziewanie do ich stolika dosiadł się Emmet. Ta mieszanka zaczynała przypominać coraz bardziej porąbanego drinka - Ślizgonka, Gryfon i Puchon. Rety. Gdyby nie to, że był całkiem szanowany ze względu na pozycję kapitana drużyny quidditcha, inni Ślizgoni pewnie mieliby później używanie. Ale... cóż, byli po prostu idiotami. Przynajmniej w niektórych kwestiach. To miało takie samo znaczenie, jak krew - nikt tego, kurwa, prawie nie zauważał, dopóki nie obwiesiłeś się szalikiem w kolorach swojego Domu. Albo wielką tabliczką "czystokriwstość rulez". Idiotyzm. Bez zastanowienia przejęła rękę Emmeta, wychylając się przez stolik. - Grozi ci kiła - ogłosiła bezceremonialnym szeptem. - Albo inne cholerstwo, ale jak tak patrzę, co się dzieje w tej szkole... - zakpiła, analizując ledwie widoczną końcówkę jego linii życia. - A ten ogonek... Kiła w końcu cię wykończy - parsknęła, pozwalając jego ręce opaść i powracając do wygodnej pozycji na krześle. Allard praktycznie nie zwracała na nią uwagi. Też coś... Po prostu przeszła do kolejnej części lekcji i byłoby to najzwyklejszą rzeczą na świecie, gdyby nie upomnienie Felixa. Rains uśmiechnęła się do niego przepraszająco, choć nie wyglądała, jakby było jej przykro. Całkiem zabawnie było nie zgarniać konsekwencji i w lekkim, radosnym podnieceniu zabrać się za linię głowy. Odnalazła ją w mgnieniu oka, zerkając pośpiesznie w podręcznik, zanim Allard zdążyłaby się zorientować. Ogromna koncentracja w decydujących momentach. Szybkie rozbudzenie samodzielności. Hej, cała ona. Nie chcąc ryzykować niedoborów szczęścia, wyciągnęła rękę w kierunku Emmeta. - Działaj - rzuciła, pozwalając mu na wykonanie zadania. - A ty? Co masz? - zwróciła się do Felixa, któremu pozostało męczyć się z własnymi liniami.
Serio te linie były aż tak ważne dla niektórych ludzi? No dobra... nie zmieniało to jednak faktu, że on wciąż w to wątpił, bo w końcu kto kazał mu w to wierzyć. No, nie żeby słuchał wszystkich poleceń innych. Hym, dobra lekcja była takim momentem kiedy to występowało, bo w końcu nie mógł odpierdalać maniany. Przy pierwszym zadaniu starał się jak najlepiej odczytać pierwszą linię, lecz nic poza tym. Jakoś nie wierzył w to, że mógł przegapić jakąś chorobę, no nic w każdym razie szybko pozostawił ten temat, w końcu nie było nikogo kto mógł mu odpowiedzieć na to pytanie. Z resztą ojciec zapewne nie chciałby o tym mówić. Mimo wszystko z lekkim zaciekawieniem wysłuchał odpowiedzi nauczycielki, w końcu nie mógł sobie pozwolić na taki brak szacunku, jeśli już tu był należało zachowywać się odpowiednio. No dobra, teraz linia głowy tak? W sensie czy nie jest jakiś psychiczny? Dżołki dzołki, kreska na jego dłoni określa odwagę? O to ciekawe zaraz wszystko sprawdzimy, ale chwila ma sobie znaleźć kogoś do pary? Na szczęście nie musiał długo szukać i od razu przysunął się do Sky, gestem poprosił o podanie ręki, no co był już ciekawy co takiego wyjdzie w jej przypadku. Gdy to już ukradł łapkę zaczął rozkminiać, wskazując sobie pomocniczo palcem kształt i takie tam. - ''Duża wyobraźnia i talenty twórcze'' - wyczytał z podręcznika i spojrzał pytająco na przyjaciółkę, jego zdaniem mogło to być prawdą, zobaczymy. Dobrze teraz ułożenie, w tej chwili było po nim widać, że trochę się nad tym zastanawiał, to drugie to linia życia? Całkiem blisko - ''Niezależności myśli, poglądów, dobre zdrowie i wybuchowość'' o to ostatnie raczej bym cie nie posądził, czy może jeszcze za słabo się znamy? - zaśmiał się, bo jakoś nie widziało mu się takie połączenie cech u Sky. Po wszystkim puścił jej rękę i jeszcze przez chwilę przeszukiwał książkę w poszukiwaniu czegoś co pasowało do niego, w sumie i tak ktoś miał sprawdzić jego linie ale co tam, najwyżej porównają interpretację.
Zestresowała się, słysząc, na czym polega następne zadanie. Miała nadzieję, że kiedy któraś z dziewczyn będzie chciała odczytać znaczenie jej linii, zgodzi się zrobić to na pewną odległość, nie dotykając jej dłoni. Przecież może pokazywać dłoń pod różnymi kątami, przystawiać bardziej do światła, cokolwiek, byle obyło się bez dotyku. Kto to w ogóle widział, żeby zmuszać uczniów do kontaktu fizycznego? Według niej to powinno być karalne. Na razie jednak zabrała się za odczytywanie znaczenia linii Ariany. Oczywiście na odległość, bez dotyku - i skoro w tym przypadku się sprawdzało, powinno sprawdzać się w każdym. Możliwe jednak, że teraz zadanie miała ułatwione. Linia głowy u Puchonki była tak mocno zaznaczona, że rzucała się w oczy chyba z każdej odległości. Mniej widoczna była jej definicja w podręczniku i Mia musiała przejrzeć cały podrozdział ze trzy razy, zanim wreszcie to znalazła. Była gapą, po prostu. - Więc według książki... Potrafisz się skoncentrować, kiedy jest to najbardziej potrzebne. Przydatna rzecz, co nie? - szepnęła, wracając do przyglądania się dłoni koleżanki. Dłuższą chwilę nie mogła znaleźć nic szczególnego w liniach, aż w końcu odkryła, że końcówka linii głowy ma potrójne rozwidlenie. Według podręcznika, wprost nie mogło być lepiej! Podekscytowana odczytała znaczenie na głos. O ile można tak nazwać jej niezmienny szept, oczywiście. - Łaa! Jesteś przedsiębiorcza, inteligentna, masz wybitną wyobraźnię i to ci przyniesie sukces w życiu! W sumie... Tyle to bym ci powiedziała i bez tej książki - uśmiechnęła się szeroko. To nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że Ariana miała te wszystkie cechy, a nawet i więcej. Ale cóż, to tylko znaczyło, że w tej chiromancji naprawdę może coś być!
Było mu głupio, że swoich zachowaniem zasłużył na coś w rodzaju kary. I teraz, zamiast odczytywać przyszłość, przeszłość, teraźniejszość i coś tam jeszcze dałoby radę odczytać z ręki, na przykład, Rains, zostało mu przyglądanie się własnej. Chętnie by nawet pomógł Emmetowi z tą jego linią, ale wolał się już nie odzywać. Tym bardziej, że Rains już mu... Pomogła. Jeśli to można było nazwać pomocą. Był pewien, że gdyby profesor Allard usłyszała jej komentarz, to nie tylko on miałby zwróconą uwagę. Z drugiej strony... Widać było, że nauczycielka lubi Rains, no i trudno oczekiwać, żeby ukarała ją za nadaktywność z początku zajęć, nawet jeśli później nieco przesadziła. Cóż, niektórzy muszą mieć łatwiej, żeby inni dostawali takie zadania, jak on. Już bez słowa zaczął przyglądać się swojej dłoni. Gdyby nie szacunek dla profesor Allard, najchętniej pacnąłby się tą dłonią w czoło z całej siły i tyle by wyszło z tego czytania. Wolałby teraz porysować. Albo... Porysować. A nie szukać sensu życia na kartach podręcznika od wróżbiarstwa. Kiedy jednak przyjrzał się bliżej, dostrzegł, że jego linia głowy kończy się bardzo szybko. Mało tego, ma na końcu dziwne rozwidlenie. Bez entuzjazmu zabrał się za szukanie rozwiązania w książce, spodziewając się, że dowie się, że jest głupi albo co. Chociażby dlatego, że trzeba było zostać w dormitorium albo iść się przejść, zamiast tu przyjść. To ewidentnie świadczyło o głupocie. Według podręcznika było jednak gorzej. Uboga wyobraźnia i tyle rozproszonych talentów, że nie potrafi niczego zrobić dobrze? No już! A jego rysowanie? To był jedyny talent i Merlin mu świadkiem, że robił to dobrze! Wyobraźnię też miał taką, jak trzeba albo i lepszą. Przewrócił oczami, odsunął książkę i zanotować na pergaminie wyniki swoich badań. Oczywiście pięknymi, akademickimi słowami, bo przecież nie mógł sobie pozwolić, by profesor Allard uznała, że jest niegrzeczny. Bo nie był, nawet jeśli nie odpowiadała mu ta lekcja.
Nie można powiedzieć, że czuł się naturalnie w tym towarzystwie. Nie pasowali do siebie ani trochę i pewnie pogryźliby się przy pierwszej lepszej okazji, gdyby nie błyszczące blaszki na ubraniach. Mieli dawać przykład, a nie robić problemy. No, przynajmniej w czasie zajęć. Na korytarzach mogli siebie najzupełniej w świecie ignorować, wszak nikt nie wymagał, żeby wielbili siebie przy każdej możliwej okazji albo zakładali jakieś kółko wzajemnej adoracji. Kiedy jego ręka została bezceremonialnie pochwycona przez Ślizgonkę, poczuł się przez moment jak na jakimś badaniu; szczególnie, że jej słowa przypominały wykład uzdrowiciela, a nie przepowiadanie przyszłości. - Gdybyś była moim uzdrowicielem Rains, to byś wiedziała, że ta linia to nie kiła - odparł kwaśno, nieco rozbawiony takim podejściem do zadania. - Gwarantuję ci, że to nie kiła, ale cieszy mnie twoje poczucie humoru. Myślałaś o karierze w Świętym Mungu? - Dorzucił, zerkając na Felixa z niemym pytaniem Coś ty zrobił tej nauczycielce?, po czym sam zabrał się za odczytywanie linii na dłoni Nash. Rzecz jasna nie powiedziałby ani słowa, gdyby nie podręcznik, choć mógł sobie pozwolić nad odrobinę fantazji, żeby nie zanudzić dziewczyny. Przez chwilę szukał w zaparte odpowiedniej linii, aż dostrzegł maleńkie coś: - Nie wiem, na ile dajesz wiarę wróżeniu, ale... umrzesz na migrenę! - Dokończył głośniej, wyszczerzając się do Rains. - Albo będzie tak roztargniona, że spadniesz ze schodów, albo... zrobisz coś innego, równie banalnego. Czemu twoja linia jest taka krzywa? Rzucałaś na nią jakieś zaklęcia? No... to by jakoś wyjaśniało zmienny charakter... co za imbecyl pisał ten podręcznik? Zdenerwowany zamknął własny egzemplarz i pochylił się na stoliku tak, by nikt inny go nie słyszał. Nie każdy powinien to usłyszeć: - Idziemy po zajęciach coś wypić? Podobno Rains jest cholernie oszczędna. No i Felix opowie, za co dostał karę. - Powiedział wszystko szeptem, szczerząc się jak głupi. Niech myśleli, co chcą, ale nie zamierzał marnować dnia tylko dlatego, że wróżbiarstwo nie było jego ulubionym przedmiotem. Musiał wybrać jakieś rozluźniające zajęcia, prawda?
Siedział sobie sam w swoim kącie i obserwował wszystkich z uwagą. Poświęcał dużo uwagi słowom nauczycielki, próbując zrozumieć wszystko tak, aby nie mieć w przyszłości żadnych problemów. Nie chciał wygłupić się na jakimś egzaminie, choć Merlin i Morgana mu świadkami, że nigdy nie będzie zdawać wróżbiarstwach. Pan Earl najwyraźniej cierpiał na nadmiar wolnego czasu, choć i tak wpadał na zajęcia w ostatniej chwili. Gdzie tkwił problem? Nie wiadomo. Albo Lavern nie zamierzał o nim nikomu mówić. Tak też mogło być, skoro od jakiegoś czasu nie utrzymywał kontaktów z nikim. Ba, po zajęciach niemal wcale nie przebywał w miejscach, gdzie mógł kogoś spotkać. Wszyscy wypinali się na niego, on na nich i tak najwyraźniej było perfekcyjnie. Oczywiście gówno prawda, bo nawet ktoś taki jak L. miał swoje uczucia, których nikt nie podzielał. Wiedział jednak, że pozwolenie sobie na takie zmiany nastrojów zwróci uwagę innych, bowiem i jego włosy albo twarz zaczną przybierać jakiś śmieszny kształt. Ewentualnie taki, który odda jego fatalne samopoczucie. Wracając do samego badania linii głowy, L. nigdy nie widział różnicy między tymi wszystkimi linia na wnętrzu własnej dłoni. Po prostu spisywał uwagi z posiadanej książki, mając na uwadze wiedzę, którą mógłby pozyskać. A tej było naprawdę bardzo mało. Niemal wcale.
Ophelio Brown, czy ty się dziecko kiedyś nauczysz, że lekcje nie zaczynają się wtedy, kiedy tobie się o nich przypomni? Gryfonka znów zapomniała o zajęciach z wróżbiarstwa, więc zjawiła się spóźniona w wypełnionej uczniami klasie, zdenerwowana i zmęczona. Nie chciała mieć z powodu swojego niedopatrzenia jakichś nieprzyjemności, lecz wiedziała, że takie zachowanie nie jest dopuszczalne i będzie zmuszona zostać po lekcji. Wszyscy byli w trakcie wykonywania ćwiczenia wymagającego interakcji z osobą obok. Jako, iż w tym dniu nie miała ochoty na wspólną pracę z kimkolwiek, wypatrzyła puste miejsce w przedostatnim rzędzie. - Bardzo przepraszam, już zajmuję swoje stanowisko i nikomu nie przeszkadzam. - Odparła do pani profesor, po czym usiadła sama, nie rozglądając się za swoimi znajomymi. Dostała krótkie wskazówki, co i jak powinna robić, chwilę posiedziała w ciszy, aby zebrać myśli i zabrała się za interpretowanie swojej linii głowy. Otworzyła książkę na rozdziale, w którym mogła znaleźć wszystkie istotne informacje i zaczęła czytać to, co w danej chwili było potrzebne. Kiedy skończyła, zwróciła się do stojącej nieopodal nauczycielki. - Według podręcznika jestem osobą posiadającą problemy z koncentracją, z czym się oczywiście zgadzam. Jednak nie popieram stwierdzenia, iż moja wyobraźnia jest uboga. - Po ocenieniu wyglądu linii, zaczęła analizować ułożenie oraz zakończenie. - Cechują mnie wybuchowość i niezależność w kwestii wypowiadania swoich myśli, poglądów. To chyba na tyle. - Stwierdziła, zamykając ten zbiór dziwnych, jakby losowo przydzielonych opisów charakteru. Niektóre cechy się zgadzały, inne były kompletnym przeciwieństwem spokojnej, cichej Ophelii. Postanowiła odebrać tę lekcję jako formę zabawy i rozluźnienia przed nadejściem trudniejszego materiału.
Kostka pierwsza: 2 Kostka druga: 1 Odczytuję linię: Ophelia Brown Spóźniony: tak
Zauważając, że skończyła czytanie pierwszej linii stosunkowo szybko, mogła chwilę poprzyglądać się innym. Tak z lekka aspołecznie, do nikogo słowem się nie odzywając, co najwyżej rzucając lekkie uśmiechy do znajomych twarzy. Ale w końcu była na lekcji, nikt jej do kontaktów międzyludzkich nie zmuszał, czyż nie? Wreszcie doczekała się drugiego zadania, a na głos nauczycielki jakoś tak ożywiła się. Nie chciała tym razem przegapić żadnego słowa, także skupienie było jej jak najbardziej potrzebne. Linia głowy, tak? Brooklyn nie miała wielkich problemów z jej odnalezieniem. Jej własna pochylała się jakoś ku dołowi, ale była długa, toteż miała nadzieję, że to jakiś dobry znak czy cokolwiek. Pośpiesznie wyszukała w podręczniku, że i owszem, a w dodatku, co bardzo do niej pasowało, jest to oznaka artyzmu. Faktycznie duża wyobraźnia pasowała do dziewczyny. Nieco inaczej było już z jej podatnością na wpływy innych, co wyczytała według położenia linii. Poza tym, jaka ona pofałdowana, matko. Z takim rarytasem Brook miała do czynienia po raz pierwszy. Jeśli chodził o jej zmienny charakter... Cóż, czy samo to, że była płci pięknej nie było potwierdzeniem takowej cechy? Zapewne. Kolejne polecenie ponownie nie zajęło jej dużej ilości czasu, bo co tu więcej mogła nad tymi liniami dumać? Wróciła do swojej rozleniwionej pozy i spokojnie przyglądała się innym, którzy zdążyli się już podobierać w pary. Jej do tego było raczej nieśpieszno. Aspołeczność, tak. No i fajnie.
Kostka pierwsza: 1 Kostka druga: 2 Odczytuję linię: swoją własną Spóźniony:nie
Ciesząc się, że nie jest jedyną osobą na lekcji, która się spóźniła i nie uważa, usiadła na końcu sali z nadzieją, że nikt jej o nic nie zapyta. Coś tam zrobiła, to tak, a to tak - byle by cokolwiek wyszło, a nikt nie zauważył, że po prostu nie ogarnia. Przewertowała podręcznik z dziesięć razy i co się okazało? Alina jest osobą spokojną, poukładaną, taktowną i umie się odnaleźć w każdej sytuacji. - Tak, taka właśnie będę od jutra. Obiecuję. - pomyślała głośno i uśmiechnęła się w stronę Pani Profesor. - Dobrze babcia mówiła, że wróżbiarstwo to nic innego, jak bzdury. Przydaje się jedynie w kwestiach miłosnych. - powiedziała do siedzącej obok koleżanki. Cicho, by nikt nie usłyszał. Przez dłuższą chwilę rozglądała się po klasie i widząc wszystkie te (śmieszne według niej) obiekty, pomyślała, że w sumie fajnie być taką Cassandrą Allard. Jest to nieliczny z nauczycieli, który wstaje z ochotą do pracy i uwielbia prowadzić lekcje. Cóż się dziwić. Patrząc na całą klasę i na to, jakie głupoty pletą inni, musi mieć niezłą zabawę, opowiadając innym nauczycielom, jacy to jej uczniowie są mądrzy. - Fajna babka. - pomyślała.
Lubiła prowadzić lekcje, podczas których uczniowie byli zainteresowani tematem. Teraz zainteresowanie zmalało, a młodzież zaczynała się wygłupiać. To ewidentnie znaczyło, że czas kończyć. I wtedy do klasy weszła najpierw jedna, a chwilę później druga dziewczyna. Popatrzyła na nie mocno zdziwiona. Nie spodziewała się zobaczyć kogoś o tej porze, ale zajmie się nimi za moment. - Poszło wam całkiem nieźle. Jak już mówiłam, chiromancja nie jest ścisłą nauką i należy ją traktować z dystansem, dobrze jednak wziąć pod uwagę wieloletnie doświadczenie tych, którzy opracowali znaczenie linii. Podręcznik, z którego korzystacie… - tu sięgnęła po jedną z książek, które leżały na ławce prefektów. Podniosła go, ale zanim dokończyła myśl, przyjrzała mu się uważnie. Przecież to nie był podręcznik, z którego korzystali! – Panie Thorn! Może mi pan wytłumaczyć, czemu nie korzysta pan z tej samej książki, co wszyscy? W innym wypadku nie miałabym nic przeciwko, ale niestety źle pan trafił i akurat ten autor z profesjonalnym wróżbiarstwem miał naprawdę niewiele wspólnego, a książkę wydał własnym nakładem, bez żadnego zatwierdzenia Ministerstwa. A przecież wie pan, że mam zapasowe egzemplarze, na wypadek, gdyby ktoś zapomniał! Przykro mi, ale muszę odjąć panu pięć punktów. Odłożyła książkę na ławkę i kręcąc głową przeszła się po sali, żeby sprawdzić, czy jeszcze ktoś był tak mądry. Na szczęście tylko ten jeden Puchon chciał być oryginalny. Westchnęła. - Dobrze. Na tym zakończymy. Jeszcze jedna uwaga: wiem, że nie wszyscy pracowali z takim samym zaangażowaniem. Ci, którzy nie przyłożyli się do interpretowania linii głowy, proszeni są o analizę własnej linii serca w ramach zadania domowego, włącznie z opisem, jak tę linię znaleźć. Panna Nashword, która tak się wyrywała do robienia zadań, niezależnie od rzeczywistej ich treści, również może je zrobić, choć nie jest to dla niej obowiązkowe. A co do pań… - zwróciła się do Ophelii Brown i Aliny Diocrè, - przychodzenie na kilkanaście minut przed końcem zajęć jest oburzające. Panie też obowiązuje zadanie domowe, dodatkowo proszę o esej na cztery stopy na temat historii chiromancji. Panna Brown, która spóźniła się dziesięć minut mniej, niż panna Diocrè, traci pięć punktów dla domu, a pani, panno Diocrè, traci ich dziesięć. Dziękuję za uwagę. Wróciła do swojego biurka i zajęła się porządkowaniem zapasowych podręczników, zerkając co jakiś czas, czy uczniowie bez problemów opuszczają salę.
Informacje:
Zadanie domowe obowiązuje wszystkich, którzy chcą dostać dwa punkty do kuferka, a napisali na lekcji tylko jeden post. Wymagane jest wysłanie listu z zadaniem opisanym wyżej. Interpretacja linii według kostek. Czas na wykonanie zadania: trzy tygodnie, tj. do 27 kwietnia, do godziny 23:59.
Kostka pierwsza - wygląd linii:
1 Twoja linia serca jest bardzo długa, co oznacza nadwrażliwość, nadpobudliwość i zazdrość. 2 Masz wrażenie, że gdyby przyłożyć linijkę do Twojej linii, będą się idealnie pokrywać. Jest tak prosta, że aż jesteś pod wrażeniem. Według podręcznika oznacza to, że jesteś osobą nieufną, zamkniętą w sobie i wycofaną. 3 Trudno Ci w ogóle znaleźć linię serca, bo jest tak niewyraźna, że początkowo sądzisz, że w ogóle jej nie masz. W końcu jednak znajdujesz, a kiedy odnajdujesz w książce znaczenie, dowiadujesz się, że czekają Cię liczne kłopoty uczuciowe. 4 Wypatrzona linia serca okazuje się być krótka i bardzo cieniutka, choć zasadniczo nie miałeś problemu, by ją znaleźć. Wyjaśnienie w książce mówi, że to oznacza, że najczęściej przeżywasz tylko mało intensywne uczucia, a te porywające, głębokie, zwykle Ci się nie zdarzają. 5 Twoja linia jest mocno poprzerywana i gdybyś miał określić, co Ci przypomina, powiedziałbyś, że trochę jakby jakiś łańcuszek. Szukasz znaczenia i dowiadujesz się, że uczucia, jakie lokujesz w innych osobach, są za każdym razem coraz intensywniejsze. 6 Linia, której się tak intensywnie przyglądasz, ma mnóstwo rozgałęzień, do tego stopnia, że przez chwilę zastanawiasz się, czy to jedna linia. Podręcznik jednak przewiduje też taką możliwość, więc wyczytujesz z niego, że cechuje Cię dobroć, wierność i szlachetność. Cechy domu Gryffindora, nie uważasz?
Kostka druga - umiejscowienie linii/jej zakończenie:
1 Porównujesz długość linii głowy i linii serca i bez żadnych wątpliwości stwierdzasz, że ta druga jest dłuższa. Sprawdzasz znaczenie takiego stanu rzeczy i dowiadujesz się, że mając do wyboru kierowanie się sercem lub rozumem, wybierasz najczęściej serce. 2 Twoja linia serca wyraźnie wznosi się ku palcowi wskazującemu. To może oznaczać, że cieszysz się niezłym powodzeniem w miłości. Niestety, jednocześnie Twoje uczucia nie są zbyt stałe. 3 Kiedy wcześniej analizowałeś linię głowy, nie zwróciłeś na to uwagi, ale teraz wyraźnie widzisz, że ta linia przebiega u Ciebie bardzo blisko linii serca. Według podręcznika tak to wygląda, ponieważ czujesz się przywiązany do tradycji i domu rodzinnego. 4 Linia serca, której się przyglądasz, nie jest jakoś specjalnie blisko linii głowy, w żadnym miejscu jej nie przecina, ale w pewnym momencie jakby się ku niej pochylała. Znaczy to, że masz usposobienie melancholiczne, ale też pewną skłonność do zazdrości. 5 U innych linia głowy i serca najczęściej się nie łączy. U Ciebie jest inaczej. Linia głowy wyraźnie dotyka linii głowy i kiedy uważnie wczytujesz się w podręcznik, dowiadujesz się, że podchodzisz do życia raczej emocjonalnie, powinieneś też uważać na serce. 6 Twoja linia serca nie ma w sobie nic szczególnego, poza zakończeniem. Nie kończy się pojedynczo, a rozdziela się na dwie. Przypatrujesz jej się z zainteresowaniem, a potem sprawdzasz w książce znaczenie czegoś takiego. Okazuje się, że taka końcówka oznacza szczerość uczuć i dobrotliwość.
Cierpliwie oczekiwała, aż wszyscy wyjdą wreszcie z klasy, dając znać Emmetowi i Felixowi, by zaczekali na nią na zewnątrz. Chciała zamienić słówko ze starszą kobietą. Sprawa była pilna i nie na tyle czasochłonna, żeby chłopaki nie wytrzymali jeszcze pięciu minut. Nie była pewna, co ją do tego skłaniało, ale z drugiej strony nie widziała też absolutnie żadnych przeciwwskazań, by uprzykrzyć życie Allard, narzucając jej się. Miała coś do wyjaśnienia, a może nawet nie to... Po prostu chciała potwierdzić pewne kwestie, o których mogła jej powiedzieć tylko sama pani profesor. Nashword nie była tylko pewna czy sala wróżbiarstwa jest do tego odpowiednia. Poza tym myśl o prywatnym spotkaniu z Allard wzbudzała w niej nieco nerwowy, acz niezwykle ekscytujący dreszcz. Gorzej, jeśli nauczycielka po prostu się nie zgodzi. Cóż, jej strata - w końcu czy wśród studentów był ktoś lepszy od Nashword, jeśli chodziło o wróżbiarstwo? Ślizgonka z ociąganiem podeszła do biurka kobiety, w jednej ręce ściskając swoje książki, palcem drugiej wodząc natomiast niewinnie po brzegu blatu mebla. Oczekiwała na moment, gdy profesor zauważy jej obecność i postanowi poświęcić jej pięć minut swojego cennego czasu, a gdy tylko to się stało, przeszła od razu do rzeczy. W pewnym sensie... - Chętnie zrobię to zadanie - zaczęła, przypominając sobie, co powiedziała na koniec Allard. Och, oczywiście, że będzie bardziej niż chętna, żeby zarobić dodatkowe punkty. Czy to po to, by wymienić je potem na nagrodę w postaci zgody pani profesor w różnych kwestiach, czy jedynie po to, by się dowartościować. - Ale mam do pani sprawę. Tylko... - zniżyła głos do teatralnego szeptu, pochylając się nieco w kierunku kobiety. - Wolałabym porozmawiać prywatnie - dodała, uśmiechając się lekko i starając się wyglądać jak najbardziej niewinnie, obracając całą konspirację w drobny żart. - Wpadnę na jakieś konsultacje jutro po południu. - Czy brak wyboru nie był najlepszym wyborem? - Może wtedy od razu opowiem pani o całym tym zadaniu? Chyba nie ma sensu trudzić sowy, skoro sama do pani przylecę. No i chętnie nauczę się czegoś nowego, jeśli to nie problem. - Trudno było polemizować z potokiem słów płynącym z ust Nashword. Na Merlina, w jej głowie wszystko naprawdę było już dopięte na ostatni guzik. Miała szczerą ochotę zobaczyć umiejętności Allard w akcji, a przecież nie mogła liczyć na to w czasie zajęć, prawda? Nauczyciele rzadko zdradzali się przed uczniami z tym, co naprawdę potrafili. A Rains wiedziała, że potrafili wiele i ona naprawdę chciała im dorównać.
Kiedy biurko było już uporządkowane, chciała wstać, aby wyjść. Była przekonana, że wszyscy uczniowie opuścili już klasę, zdziwił ją więc widok Ślizgonki. Właściwie najpierw jej dłoni, sunącej po blacie. Uniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko. Generalnie lubiła tę niebanalną zbieraninę osobowości, którą miała przyjemność uczyć. Nashword jednak darzyła większą sympatią, niż pozostałych. Dziewczyna była w szkole dopiero rok, ale to wystarczyło. Imponował Cassandrze jej zapał do nauki, dryg do wróżbiarstwa i zaangażowanie. Nie uczyła długo, ale i tak nie sądziła, że szybko ponownie trafi na kogoś takiego. Była ciekawa, z czym dziewczyna do niej przychodzi. Uśmiechnęła się szerzej, słysząc, że Rains chce dodatkowo zrobić zadanie. Och, spodziewała się tego, inaczej nie proponowałaby jej zrobienia go, niemniej miło było otrzymać potwierdzenie tego zaangażowania. To jednak nie było celem jej zostania po lekcji, ba, faktyczny cel miał wciąż pozostać tajemnicą. Cass uniosła brew, po części zaciekawiona, po części zaskoczona. Nashword zachowywała się... Jakby nieco przekraczała zwyczajowy dystans między nauczycielem a uczniem. Nie jakoś bardzo, ale tak troszeczkę. Allard nie wiedziała, jak się zachować, jako że nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Postanowiła udać, że wcale tego tak nie odebrała. - Nie ma problemu, panno Nashword. Mój gabinet stoi otworem. I jutro rzeczywiście znajdę chwilę, powiedzmy, przed kolacją. Ma pani wtedy jakieś zajęcia? Wzięła swój podręczny stosik książek i wstała. Akurat teraz nie miała zbyt wiele czasu, zresztą Ślizgonka raczej nie oczekiwała w tej chwili dłuższej rozmowy, skoro tak nalegała na konsultacje w gabinecie. Nie powinna więc czuć się urażona. - Coś jeszcze? Bo rozumie pani, muszę przygotować się do następnej lekcji i teraz, niestety, nie mogę poświęcić pani wiele czasu - uśmiechnęła się do niej serdecznie, ale też trochę przepraszająco. Chętnie porozmawiałaby teraz na temat tej sprawy, z którą studentka do niej przyszła i żałowała, że nie może tego zrobić. Ale cóż, jutro też jest dzień.
Jutro przed kolacją brzmiało niezwykle obiecująco. Prawie jak randka i chociaż Nashword uśmiechnęła się pod nosem, nie brała tego na serio. Allard była sporo starsza, poważniejsza, a niewielkich rozmiarów serce Rains było chwilowo dokarmiane spotkaniami z Caulfield. Nie potrzebowała dodatkowych wrażeń, prawda? Co nie znaczyło, że nie mogła wykorzystać tej lekkiej atmosfery pomiędzy nimi do zdobycia odpowiedzi, które chciała usłyszeć. Nie mogła jednak przestać się zastanawiać, którym otworem konkretnie stał do niej ten cały gabinet nauczycielki wróżbiarstwa. Rains nie miała pewności czy Allard zgodziła się, by zaspokoić własną ciekawość, z grzeczności czy może jakimś magicznym sposobem faktycznie najzwyczajniej w świecie ją lubiła. Przecież nie byłoby w tym niczego złego. Nashword poczuła motyle w brzuchu na myśl, że jej zapał mógłby imponować jakiejkolwiek nauczycielce. To byłoby coś, prawda? Stać się perełką w czyjejś karierze. No, nie do końca taką błyszczącą i nieskazitelną, ale dość dobrą, by się nią chwalić. - Żadnych zajęć - potwierdziła krótko, uśmiechając się lekko do nauczycielki. Zatem naprawdę poszło tak łatwo i wszystko było już ustalone? Jeden zero dla Nashword. Oczywiście, że nie mogły rozmawiać teraz dłużej niż było to absolutnie konieczne. Rains była jednak dostatecznie zadowolona z przebiegu rozmowy, by wyjść. - W takim razie do zobaczenia jutro wieczorem - rzuciła jeszcze na odchodne, jakby naprawdę umawiała się na randkę i opuściła salę przez klapę w podłodze, zastanawiając się czy Felix i Emmet wciąż na nią czekają.
Wchodzisz do klasy Wróżbiarstwa, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Wróżbiarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Flynn Ellery oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Ardeal. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszy egzamin czeka Cię z ceromancji, czyli wróżenia z wosku lanego na taflę wody. Oczywiście, tym razem nie są dostępne książki, które powiedziałby Ci znaczenie odlanego symbolu. Druga część egzaminu dotyczy aleuromancji, czyli sztuki wróżenia z mąki, a zasadzie za pomocą niej. Nie jest to najprostsza sztuka, jednak na egzamin idealna. Tym razem jednak wszystkie kształty z niej są już przygotowane, tak samo jak opisy, które musisz odpowiednio przyporządkować.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbiarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Odlany kształt to ni mysz, ni wydra, coś na kształt świdra. Całkowicie nie wiesz jak się do tego zabrać, postanawiasz więc napisać znaczenie symboliczne kleksa z atramentu. Ciekawy sposób, jednak chyba nie to przedstawia odlew. Wielka szkoda! 2 – Rozpoznajesz odlew, jednak nie znasz jego znaczenia. Wielka szkoda, że ten dział w książe ominąłeś, uznając go za dziecinnie prosty. Najwyraźniej taki nie jest, bo twoje proroctwa całkowicie nie mają sensu. 3 – Wosk rozlał ci się w pojedyncze kropelki, najwyraźniej za wolno go lałeś. Przez to nie da się z nich wiele wyczytać. Wyjmujesz się więc z wody w kolejności, w jakiej je złapałeś, po czym układasz obok siebie i piszesz znaczenie otrzymanego kształtu. Może parę punktów ci za to policzy komisja. 4 – Nie jest źle, stworzony z wosku kształt nie jest najprostszym, ale przynajmniej coś o nim wiesz. Piszesz swoją odpowiedź bez większego problemu, masz jednak nadzieje, że w kluczu nie ma na ten temat więcej informacji. 5 – Odczytanie symbolu nie sprawiło ci większej trudności. Po chwili przechodzisz do kolejnego zadania, uznając to za banalne. Cóż… Spodziewałeś się, że ten egzamin do najtrudniejszy nie należy. 6 – Twój odlew okazał się tak prosty, ze by podnieść jak najbardziej wynik za to zadanie, postanawiasz napisać dodatkowo jego znaczenie w innych kulturach. Z uśmiechem na twarzy przechodzisz rozwiązywać dalej egzamin.
zadanie nr 2:
wynik:
1, 2 – Niestety źle przyporządkowałeś większość opisów. Najwyraźniej trzeba było się uważniej wczytać, bo wbrew pozorom tam wszystko było napisane. Ach, te skutki stresu! 3, 4 – Większość przyporządkowałeś jak należy, jednak nie okazało się to tak proste, jak mogło by się wydawać. Wszystko przez tę małą ilość czasu, na zrozumienie czytanego tekstu, jakby komisja sądziła, że każdy uczeń zna te opisy na pamięć. 5, 6 – Opisy okazały się być miłym zaskoczeniem, gdyż nie trzeba było posiadać ogromnej wiedzy, by przyporządkować je dobrze, tak jak to w twoim przypadku było. Skoro już wszystko zrobione, to teraz tylko czekać na wspaniałe wyniki!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astronomia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
W zamku było cholernie zimno. Chłód bijący od murów dawał się we znaki, a Georgina nienawidziła zimna. Zima w Nowym Jorku wyglądała zazwyczaj dosyć łagodnie, a kiedy jednak następowała jakaś anomalia, znajdowała chwilę żeby się pobawić w białym puchu, a potem wygrzać przy kominku albo w ogrzewanej klasie. Cały dzień dzisiaj zastanawiała się czy Ci Anglicy nie moga po prostu zaczarować budynku żeby było w nim cieplej? Znaczy się wiadomo, że ogrzewany w jakiś sposób tą magią był, ale chyba ich poczucie humoru było tak samo wysokie jak temperatura. Ubierając się, nie patrzyła na to jak wygląda, ale ile warstw udało jej się upchnąć pod obszernym, szarym swetrem, którego czasy świetności minęły chyba zanim się urodziła. Niemniej jednak, wyglądała całkiem seksownie. Jak ponętny kopciuszek, który ubrał się w kłębek wełny zamiast z niego coś uszyć. Złapała oburącz drabinę i zaraz tego pożałowała. Była lodowata. Że też musiała zostawić swój pamiętnik akurat w klasie wróżbiarstwa! Co prawda był przez nią zabezpieczony, ale znając jej szczęście ktoś już miał w jednym palcu ogarnięte wszystkie jej sekrety. Nie żeby była jakąś psycholką, która opisuje każdą chwilę swojego życia na pomiętych kartkach, ale czasami lubiła dać upust emocjom własnie w ten sposób. Klapa otworzyła się z głośnym zgrzytem. Georgina rozejrzała się tylko żeby upewnić się, że jej życie dalej jest bezpieczne no i było. Zero śladu kogokolwiek, a jej wymięty dziennik leżał tam gdzie go zostawiła. W sumie to na pierwszy rzut oka wyglądał jak coś czym ktoś miał zamiar podetrzeć sobie tyłek, więc może rzeczywiście go skutecznie 'zabezpieczyła'. W kilku susach znalazła się przy swojej zgubie, chwytając ją w ręce i przytulając do piersi niczym zaginione dziecko. Piersi miała całkiem fajne.
Ja miałem znacznie lepszy sposób na niemarznięcie w tych lodowatych murach, niż istny zamach na moją garderobę i dobry styl w postaci noszenia pięćdziesięciu swetrów (które swoją drogą strasznie kojarzyły mi się z tym niebieskim domem). Po prostu co chwila rzucałem na siebie zaklęcie rozgrzewające. Ale żeby nie było za pięknie, to parę razy przypaliłem sobie a to dłonie, a to kawałek swetra (i wtedy realnie rozważałem pięćdziesiąt swetrów, w obawie że zniszczę kolejny fragment swojej garderoby wartej grubegrube galeony). Im wyżej wspinałem się po licznych schodach Hogwartu, tym częściej musiałem rzucać na siebie rozgrzewający urok. A jak na złość, dzisiejszy szlaban musiałem odbębnić na najwyższym piętrze jakiejś najwyższej wieży, w tym cholernym zamku, pełnym tysiąca wieży. W Salem nie miewałem szlabanów. Dyrektor skutecznie chronił członków swojego bractwa, żeby Ci zajmowali się poważniejszymi rzeczami, niż polerowanie kul do wróżenia. Co swoją drogą, dziś było moją męczeńską karą. Z fochem godnym nastoletniej buntowniczki, wszedłem po drabinie, kopniakiem zatrzaskując za sobą klapę w podłodze, pod nosem wygadując coś o tym, że takie mugolskie prace, to mogli sobie w cztery litery wsadzić. I wtem język mi w gębie zamarł, a na buźkę wyskoczył ten idiotyczny, niemalże pijacki uśmieszek, który pojawia się, gdy się widzi jedną z tych jakże doskonałych istot. Opamiętałem się oczywiście chwilę później, szybko przeczesując gęste włosy i przybierając minę totalnej obojętności wobec wszystkiego, a już na pewno, wobec jakichśtam najbardziej hot dziewczyn w szkole. To też z ręką w kieszeni i zupełnie nieśpiesznie, podszedłem do wróżbiarskich kul, którymi to miałem dziś się zaopiekować, rozglądając za czymś, czym to miałem je polerować. A jako, że jej nie widziałem, to nonszalancko oparłem się o szafkę, spoglądając uważnie na moją towarzyszkę. Cudowna sprawa, parę spojrzeń na dziewczę i od razu szlaban wydawał się być idealnym zajęciem na dzisiejszy dzień. - Przyszłaś tu jako moje moralne wsparcie podczas szlabanu? - Zapytałem, rzucając wzrokiem na tą jej ładną figurę (tyle na ile pozwalał zobaczyć wielki sweter), uważnie cokolwiek wyłapując. Te całkiem fajne piersi, też!
Jesus przy pisaniu tego postu rozprasza mnie pies i chrapiący na kanapie człowiek lat dwadzieściacztery. Jestem biedna, żal mi siebie. Georgina pewnie też ma garderobę pełną wymyślnych ciuchów, które wyglądają na niej naprawdę szałowo, ma jednak ten jeszcze jeden niezwykły atut, który sprawia, że nawet zakładając zgrzebny wór wyglądałaby jak modelka na wybiegu, więc mogła sobie pozwolić na takie rozwiązanie. Zwłaszcza, że nie jest jakoś wybitnie dobra w rzucaniu zaklęcia ogrzewającego, toteż mogła skończyć gorzej niż Cyrus, a mianowicie zwęglona w skrzydle szpitalnym. Ewentualnie lekko nadpalona żeby też nie przesadzać, nie? Miała w każdym razie wyjątkowe szczęście, że udało jej się uprzedzić chłopaka o kilka minut, bo kto wie co by się stało gdyby to w jego ręce jej wstydliwe notatki trafiły. Już i tak niegdyś była postawiona w wystarczająco krępującej sytuacji i jakoś niespieszno było jej do powtórki. Kiedy usłyszała jak klapa ponownie skrzypi, a nie była to jej zasługa, wyskoczyła do góry na jakieś pół metra, niemalże przy tym dostając zawału. Jej twarz najpewniej zbladła o jakieś dwa tony, a włosy w szalonym nieładzie zakryły jej twarz, ukrywając szok który się na niej malował. Jako, że jednak w ten sposób niewiele widziała, odgarnęła zaraz zamaszystym ruchem przeszkode, dzięki czemu Lynford mógł się poczuć już oficjalnie winny temu co zrobił. A jakby przypadkiem jeszcze nie wiedział to przeraził panienkę Carmichael niemalże na śmierć! - Och, Ty tutaj... - zdołała tylko tyle wykrztusić, wciąż próbując dojść do siebie. Grymas na jej twarzy zdradzał, że jego towarzystwo wcale jakoś specjalnie jej nie ucieszyło. Nie żeby była niegrzeczna czy coś. Z natury była miłą dziewuchą. Całkiem. Bardziej naiwną, ale o tym kiedy indziej. - Tak, tylko zapomniałam zabrać ze sobą pomponów - stwierdziła, unosząc brew. Nawet w tak stresującej sytuacji nie brakowało jej sarkazmu. Moja krew. Zaraz jednak zmrużyła oczy i zastanawiała się w pełnej zadumy ciszy przez jakieś pół minuty. - Czyyyyy.... Ty mnie śledziiiisz? - zapytała, przeciągając sylaby, uważnie studiując jego mimikę twarzy. Tyle przecież można z niej wyczytać! Szkoda jednak, że ona nie dostrzegła nic poza baranim wyrazem twarzy. Przeklęta wilowatość. I cycki.
Tak, tak, już ostatnio miałem okazję dostrzec, że wile wyglądają zawsze dobrze, nawet będąc umorusanymi w lesie, gdzie nawet ja nie potrafiłem wyglądać odpowiednio (chociaż bardzo się starałem!). O ile jakiemuś tam Anglikowi tego być może minimalnie zazdrościłem, tak w tej Amerykańskiej wili absolutnie to uwielbiałem. Jednakże tymczasem, gdy już sam odrobinę oswoiłem się z jej urokiem, zauważyłem, że ta zamiast na mój widok mdleć, miała minę jakbym właśnie na czymś ją przyłapał. Miałem skrzywienie, moja poprzednia dziewczyna była spadkobierczynią czarodziejskiego imperium pornograficznego, nic więc dziwnego, że w takie treściach oscylowałem, widząc jakąś tajemniczą książkę, którą dziewczę skrycie trzymało. Naprawdę, nie wiem dlaczego teraz do głowy w ogóle przyszła mi @Winnie Hensley i jej czarujący brak zażenowania, gdy sięgała po niegrzeczne książki swojego ojca. - Przeszkodziłem Cię w czymś? - Zapytałem ignorując w pierwszej chwili wszystkie jej pytania i próbując wywnioskować, co takiego chowa przed moim wzrokiem. Oczywiście byłem ciekaw, co ona próbowała robić samotnie w tej klasie. - Trudno, możesz improwizować, postaram się dobrze je sobie wyobrazić - pokiwałem głową, na znak, iż wezmę sobie do serca zadanie, jakim miało być wyraźne wizualizowanie sobie jej pomponów. Czy innych fajnych elementów, gdy będzie mi już udzielać wsparcia moralnego. A gdy usłyszałem, iż rzekomo ją śledzę, tylko niedbale przeczesałem włosy i odwróciłem się w stronę kul, które dziś miałem pięknie poukładać. Jasne, wila, wszystko można sobie wytłumaczyć, ale bogowie, nie byłem jakimś frajerem, który łaziłby po całej szkole za jedną laską, trzymając się jej jak rzep kugucharowego ogona, nie? Chociaż teoretycznie powinienem ją śledzić i dowiadywać się, czy nie miała jakiegoś artefaktu z bractwa. Okej, są rzeczy ważne i ważniejsze, reputacja była najważniejsza. - No, przyjechałem do Ameryki za tobą, zawsze siadam w tej samej klasie, gdy mamy razem zajęcia i co gorsze, mam dormitorium obok Ciebie. To tak celowo, błagałem ich, żeby nie wrzucili mnie do tych ich śmiesznych, kolorowych domów, żebym mógł być bliżej Ciebie - powiedziałem rzucając jej w międzyczasie parę oceniających spojrzeń. Tylko odrobinę insynuowałem, że nie jestem tu, bo jestem jej dzikim fanem (trochę byłem, ale to nieważne), a trochę było mi obojętne jak odbierze moje słowa. Wziąłem jedną z tych porozrzucanych kul, a ponieważ szmatka, którą miałem ją polerować, była ohydna, zacząłem przechadzać się po klasie w poszukiwaniu lepszej. Przy okazji przechodząc tuż obok wili z dziennikiem, a nawet zatrzymując się na krok od niej. - Musisz docenić moją pomysłowość, poprosiłem nawet o szlaban w momencie, gdy będziesz tu czytać jakieś nieodpowiednie książki - mój wzrok powędrował na skrywany tom, a potem ruszyłem dalej. Bo bez przesady, chyba nie wyglądałem na człowieka, który dla jakiejś baby przyszedł by udawać, że musi czyścić jakieś wróżbiarskie bibeloty? Chociaż sam nie byłem pewien co ta wila sobie myśli. W sumie, nie musiała dużo myśleć, mogła nawet mi w to wszystko uwierzyć i uznać, że to słodkie. Nie narzekałbym.
Chyba zwariowała. Na prawdę musiała zwariować. W jakim ona celu przyszła na wróżbiarstwo, skoro to jeden wielki stek bzdur?! Nie istnieje coś takiego jak przewidywanie przyszłości. Przeznaczenie po prostu nadchodzi i jest nieuchronne, ale nie można go poznać. Więc co tu robiła? Chyba po prostu ciekawość zwyciężyła nad jej buntem przeciwko tym głupotom. Nie zamierzała natomiast się w żaden sposób wyróżniać (choć to będzie trudne, skoro do sali weszła jaki pierwsza) więc usiadła jak najdalej od krzesła nauczyciela, przy jednym ze stolików. Z torby wyciągnęła notatnik i podciągając kolana pod siebie położyła je na nogach, by parę razy jeszcze przeczytać tekst piosenki, którą pisała na festiwal i możliwie ją ulepszyć, poprawić. Chciała, by byłą idealna. Uznała, że ta lekcja będzie dobrym momentem by odciąć się, wyłączyć i zająć właśnie tym.
ALE SUPER! Poznam kobietę, która zna wszystkie tajniki duszków, magii, wróżb i na pewno będzie taka super! Wróżbiarstwo! Nadchodzę! Leila wdrapała się do sali takim tempem, że nie zauważyła kilku osób na które wpadła. Rzuciła tylko przepraszam i pobiegła dalej. Myślę, że z równą radością szła by na ONMS i Zielarstwo, ale ze względu na to, że nie miała jeszcze okazji uczestniczyć w tamtych lekcjach, to musiało jej na razie zostać Wróżbiarstwo. Liczyła, że dowie się tajników swojej przyszłości. Przedstawi też nauczycielce Dove i Devila! Z wielkimi gwiazdeczkami w oczach i wielkim uśmiechem rozglądała się po pustej sali. Pomachała Vittori, a potem postanowiła zajrzeć w każdy kąt. Obejrzała każdą filiżankę. Każdą szklaną kulę. Każde krzesło i zasłonkę. Ostatecznie jednak posadziła swój tyłek na fotelu zaraz przy miejscu dla nauczyciela i siedziała choć było widać, że aż cała chodzi. Gdyby miała ogon to by nim merdała.
O rany, ciężkie jest życie ucznia. Hogwartczyka w dodatku, który żeby pójść na głupią lekcję wróżbiarstwa, musi wdrapać się po drabinie. Widziałby kto! A co, jeśli ktoś jest gruby i nie zmieści się w klapie, tylko w niej utknie? Blokując przy okazji przejście innym. To byłaby wspaniała sprawa, oczywiście w razie, gdyby Courtney została na dole. Wówczas zapewne z wielkim westchnieniem poświęciłaby się i opuściła tę jakże pasjonującą lekcję. Niestety, na żaden taki wypadek się nie zanosiło, więc chcąc nie chcąc udała się do klasy. Pierwszym co jej się rzuciło w oczy, gdy dotarła na miejsce, była szczupła blondyneczka. Zwróciła na siebie uwagę Courtney gdyż dokładnie oglądała każdy cal sali, niemal tak dokładnie, jak Courtney oglądała ludzi. Och, chyba była szczerze zafascynowana tym miejscem, może lekcją, a może... może nauczycielem. Nigdy nie wiadomo! Kalifornijka wzruszyła ramionami nad własnymi domysłami i zajęła miejsce gdzieś pośrodku sali. W pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna dziewczyna, ale Courtney nie zwróciła na nią szczególnej uwagi. Znacznie bardziej drażniła ją blondyna, która wszystko dogłębnie oglądała. Więc kiedy ta usiadła sobie na miejscu, Courtney poczuła ulgę. Och braciszku, chciałabym żeby mi ktoś wywróżył twój powrót, myślała sobie, pamiętając, że jej James zaciekle unikał lekcji wróżbiarstwa.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris przysnęła w dormitorium nad książkami, które musiała przeczytać na następny tydzień. Ziewając, zorientowała się, że niedługo lekcja Wróżbiarstwa i zmusiła się by unieść swój tyłek. Nie wiedziała do końca czy lubi te lekcje czy nie. Jej ciotka pracowała zawodowo jako wróżka i przez to Krukonka dobrze zapoznała się z tajnikami przepowiadania przyszłości, ale nie zafascynowało ją to jakoś mocniej. Ale nie była sceptycznie nastawiona, jak większość uczniów, których znała. No dobra, tarot może nie był walką z jednorożcem albo lotem na miotle, ale bez przesady! Wszystkie lekcje są świetne! Weszła do klasy nadal trochę zaspana. Zaledwie trzy dziewczyny usadowiły się w środku. Naeris nie miała ochoty podchodzić do żadnej z nich, ale pech (albo przeznaczenie, to określenie bardziej pasuje na lekcję wróżbiarstwa) sprawił, że potknęła się o szatę i wpadła na @Courtney Hill. Popchnęła ją, na szczęście nie przewracając. Natychmiast poczerwieniała. - Boże, przepraszam! - zaczęła. - Mam nadzieję, że nic ci nie jest? Omiotła ją spojrzeniem - kojarzyła tylko to, że jest z Salem. Było jej wstyd, że akurat dzisiaj musiała być taką gapą... Miała nadzieję, że Salemka nie będzie jej mieć tego za złe.
Wróżbiarstwo i astronomia. Dwa przedmioty, w których Raphael zdecydowanie celował i dystansował większość swoich kolegów. Zwykle nie przejmował się punktualnością, ale jeśli chodziło o ulubione przedmioty, stawał się nagle żywym zegarkiem. Pojawił się na zajęciach jako jeden z pierwszych, skrobiąc coś pracowicie w swoim notesie. Nie miał serca prosić Serenę, żeby mu towarzyszyła. Wiedział, że wróżbiarstwo nie należało do jej koników, dlatego nie naciskał. Uśmiechnął się sympatycznie do zebranych w stali kolegów (których nieszczególnie kojarzył, ale to przecież typowe dla wiecznie rozmarzonego Raphaela) i zajął miejsce w kącie. Był zajęty dopieszczaniem detali w swoim najnowszym opowiadaniu, które miał zamiar zadedykować swojej ukochanej Serenie i każdą chwilę poświęcał temu dziełu.
Głębokie rozważania na tematy bardziej i mniej przyziemne, przerwało nagłe pchnięcie. Ciekawe kto ma takie parcie na jej, niezaprzeczalnie uroczą, osobę? Courtney pierw strzepnęła niewidzialny pyłek z ramienia, w razie gdyby przypadkiem osiadł tam po tych kilku sekundach kontaktu, a potem rzuciła szybkie spojrzenie na bohaterkę. - No, no, ktoś tutaj ma problemy z chodzeniem - skomentowała zgryźliwie, robiąc przy tym naburmuszoną minę i marszcząc brwi. Zaraz jednak machnęła ręką i dodała: - Nic się nie dzieje, nie ma sprawy! Tyle tutaj gratów, że o wypadek nietrudno - omiotła salę krótkim spojrzeniem. Istotnie, byle jak poukładane stoliki i pufy ze staromodnymi obiciami, zdawały się wręcz czekać na nieszczęśnika, który potknie się i zakończy swój żywot, rozbijając głowę o szklaną kulę. Tak przynajmniej zdało się w tej chwili Courtney. W tym momencie do sali wszedł jeszcze jeden chłopak, jedyny pośród całej zgrai dziewcząt. Uśmiechnął się nawet do zebranych, a Hill odpowiedziała mu tym samym, bo choć wyglądał trochę jakby był myślami w swoim świecie, to Courtney wydało się to całkiem sympatyczne. Jednak ten szybko zajął się swoimi sprawami, a Kalifornijce korzystnym zdało się, by ktoś dołączył do jej stolika. Dlatego też zwróciła się do dziewczyny, która ją potrąciła: - Jeśli chcesz, możesz zająć miejsce koło mnie. Nie nalegam, ale siedzenie samej tym bardziej mi się nie uśmiecha - powiedziała, unosząc przy tym lekko nawet kąciki ust. Ach, ciężkie było życie w Hogwarcie, gdzie znacznej większości uczniów jeszcze nie znała...
Ostatnio była bardzo pilną uczennicą. Trochę chciało jej się śmiać z samej siebie. Chyba przechodzi jakąs dziwną wewnętrzną przemianę, której sama nie rozumie. Wchodzenie do klasy wróżbiarstwa po drabinie stanowiło dla Rose nie lada wyzwanie. Średnio lubiła takie niebezpieczne przedmioty. Jednak motywowała ją sama klasa, która miała niepowtarzalny klimat, który dziewczyna po prostu uwielbiała. Wystarczyło pokonać swoją niepewność przez kilka szczebli i już stojąc na pewnym gruncie odetchnęła z ulgą. - Cześć. - Powiedziała do wszystkich, już zebranych. Na początku oczywiście rozejrzała się czy może do kogoś by się nie przysiąść. Chciała usiąść koło Leili, ale widząc jak bardzo podniecona jest ta lekcją i jak blisko nauczyciela chce siedzieć - zrezygnowała. Usiadła przy wolnym stoliku na pufie., Chwilę zajęło jej przyjęcia w miarę wygodnej pozycji. W końcu się udało i teraz Rose mogła spokojnie czekać na rozpoczęcie lekcji albo na przybycie kogoś znajomego.