Łatwo ją przeoczyć, bowiem nie da rady do niej wejść bez asysty jednej z czekających przy palmowych biurkach hostess - dopiero one wiedzą gdzie poprowadzić, żeby przez gęsty gąszcz dżungli dostać się do wolnego stolika. Prywatność w tym miejscu jest niesamowita! Na stoliku czeka już zastawa i karty menu, zamówienia składa się poprzez zapisanie ich (bądź pytań!) na odwrocie kart, a pobieraniem opłaty zajmuje się znana już gościom hostessa. Opis wszystkich potraw i napojów znajduje się w spisach wyjazdowych!
Jedzenie:
• Boshi mashuni • Garudiya • Mas huni • Rihaakuru • Grillowane owoce w sosie palmatlakowym • Sago pudding
Spojrzał na nią i pokręcił lekko głową. - Moja droga, oni się całowali, kiedy ich mijałem- powiedział podkreślając tą najbardziej pikantną część jego wypowiedzi. Jednocześnie wzdrygnął się lekko przypominając sobie macanki na dwunastolatce. - A skąd wiesz, że to dziewczyna?- zapytał rzeczowo. W końcu on też się spodziewał chłopaka a trafił na Bell. Domki były koedukacyjne, jeśli można zaliczyć Bell do dziewczyn. Wypił duszkiem resztę wina, po czym wstał. Wyciągnął rękę w stronę Aud. - Więc chodźmy- powiedział czekając na gryfonkę.
Nie zdziwiła się tym faktem, w końcu... - Powiedz mi, jaka para się nie całuje? - dokończyła na głos. Mimowolnie jednak wzdrygnęła się, nie panując nad wyobrażeniem. O tak, to musiało wyglądać nadzwyczaj perfidnie. - Na jego miejscu też wybrałabym rozsądniej, ale to sprawa Marka. To do mnie niepodobne, zawsze jestem strasznie wścibska - dodała, nie wypowiadając tych słów. - Zgaduję - powiedziała obojętnie. - Za duża walizka, nie zaglądałam do środka, ale była ogromna - uśmiechnęła się delikatnie. Chwyciła dłoń Jay'a i wstała, wyprostowując nieco wygniecioną sukienkę.
W momencie, kiedy pielęgniarka wyszła z restauracji, kelner przyniósł im ich zamówienia. Diana popatrzyła na swoją porcję, wzięła widelec do ręki i nabiła na niego jedną krewetkę. Wsadziła ją do ust delektując się jej smakiem.
Zrobił to samo co Diana. Zdziwił się jej smakiem. Nigdy nie miał okazji jeść tak pysznych owoców morskich. -Dobre, prawda? Nigdy nie jadłem lepszych owoców morza, od tych. - Powiedział, i włożył kolejny kęs do buzi. Zauważył że kelner przyniósł mu wino. Napił się łyka.
-Tak... lepsze mają tylko na Hawajach.- powiedziała z uśmiechem. Wzięła swój kieliszek z winem i wzięła mały łuk. -Mmm... pyszne. Włoskie... 30-letnie...- powąchała czerwony płyn.- Idealny bukiet...- znowu wzięła łyk.- słodkie, ale nie za bardzo... idealne. Gdy skończyła degustację wzięła trochę ryżu i jedną ośmiorniczkę do ust.
Constance weszła do lokalnej restauracji, której specjalnością były ponoć ryby i owoce morza. Usiadła przy jednym z dwuosobowych stolików. Nie chciała, by przysiadali się do niej jacyś obcy ludzie. A jedną osobę ewentualnie by zniosła. Miała niezbyt dobry humor. A powinna mieć rewelacyjny, wszak to były jej urodziny. Może właśnie dlatego. Jeszcze kilka miesięcy temu nie myślała, że będzie akurat tutaj. I może sceneria była piękna, ale była tu sama. Sama jedna. Aż żal jej się zrobiło, gdy przypomniała sobie, jak obchodziła niegdyś ten dzień. Zawsze pamiętali o niej bliscy. Zawsze była góra prezentów i przyjęcie urodzinowe... A teraz została sama. Ta młoda kobieta mimo wszystko nie mogła się z tym pogodzić, jak to jedna decyzja może zmienić wszystko. Do panny Pernelle podszedł kelner, w ręku trzymał kartę dań. Constance wzięła ją i po chwili zastanowienia zamówiła kalmary z ryżem i pomidorami, a do tego białe wino. Po jakimś czasie tenże kelner przyniósł jej zamówienie, a bibliotekarka spróbowała zamówionej potrawy. Która okazała się mieć nawet dobry smak. Wszystkiego najlepszego, Konstancjo - powiedziała do siebie w myślach.
Z ochotą na ciasto skierowała się ku restauracji. Przeszła przez próg i rozejrzała się po pomieszczeniu. Było raczej puste, nie licząc kilku osób, w tym bibliotekarki. Aud spojrzała na nią uważnie, uznając, że nie wygląda na zadowoloną z życia. Zawsze darzyła tę kobietę ciepłymi stosunkami, ale nigdy nie miała okazji dłużej z nią porozmawiać. Podeszła nieśmiało do stolika i zapytała cicho: - Mogę? Jakieś dziwne uczucie nie dawało jej spokoju. Tak jakby coś o niej wiedziała lub słyszała, ale nie wiedziała o co chodziło.
Zobaczył Puchona który do nich podszedł. Zauważył, że nie ,ma zbyt dobrych manier. Usłyszał jego pytanie, bardzo niedokładne. Nie wiedział o co mu chodzi. -Yyy, ale zależy co możesz. Dosiąść się, niestety nie możesz, ponieważ chcemy trochę prywatności. - Wskazał głową na Dianę - Wino, możesz, ale zaraz przynieś, ponieważ, jak zauważyłeś, my je teraz pijemy. - Powiedział, najbardziej uprzejmie jak mógł. Dziwny chłopak... - Pomyślał.
Uśmiechnęła się. Trochę ją rozśmieszyła odpowiedź Marka na pytanie chłopaka. Spojrzała na puchona. Kojarzyła go ze szkoły, ale nigdy z nim nie rozmawiała. Znów spojrzała na Marka. -A ty byłeś kiedyś na Hawajach?- spytała biorąc kolejny kęs do ust.
-Nie miałem jeszcze okazji. - Powiedział Mark, ignorując chłopaka. Po chwili jednak spojrzał na niego dziwnie. Kojarzył go tylko z faktu, że był Puchonem. -Znasz go? - Zapytał szeptem Mark, aby ten nie usłyszał.
-A ty byłaś na hawajach? - Zapytał Mark, i skończył jeść. Gdy kelner odszedł z pustą tacą, Mark napił si łyka wina. Smakowało mu. Spojrzał na Dianę, i lekko ją pocałował, czekając na odpowiedź.
-Tak. Dwa lata temu jechaliśmy tam na wakacje. Wtedy nauczyłam się nurkować.- powiedziała dopijając wino. -Tak dobrego wina dawno nie piłam.- powiedziała przyglądając się butelce. Tak jak stwierdziła po smaku- Włoskie.
-Nie che wina -Chciałem tylko talerze bo widzę prawie puste Uśmiechnął się -Pomagam czasami w restauracji -Nie chciałem wam przeszkadzać Powiedział stanowczo
Angie weszła do restauracji i od razu poczuła przyjemne zapachy, które się po niej roznosiły. Przerzuciła blond włosy w tył i rozglądnęła się. W środku było dość dużo osób, ale było jej to zupełnie obojętne, żałowała tylko, że nie zauważyła nikogo ciekawego, czy znajomego. Odkąd Bell powiedziała jej o swoim współlokatorze, często przyłapywała się na tym, że myślała o Jay'u. Podczas tych wakacji jeszcze nie zdarzyło się jej go spotkać... niestety. Zajęła miejsce przy podwójnym stoliku, jako, że nie było pojedynczych, a gdy dostała kartę od kelnerki, od razu przerzuciła kartki na stronę z deserami lodowymi. - Mmm... brzmi pysznie. - Powiedziała do siebie widząc napis "czekoladowa rozkosz" przy jednym z lodowych pucharów. - poproszę te waniliowe z czekoladą. - oznajmiła kelnerce, gdy znów ku niej podeszła. Poprawiła swoją jeansową mini i zdmuchnęła świeczkę stojącą na stoliku. Po co jej była w tej chwili taka romantyczność? Rozkoszowała się chwilą czekając na lody.
Constance przełknęła to, co miała w ustach i uniosła głowę, by spojrzeć, kto przeszkodził jej w jedzeniu. Uśmiechnęła się, w końcu nie wiadomo, kto to mógł być. Zobaczyła dziewczynę, w której rozpoznała Audrey Primrose, jedną z uczennic Hogwartu. - Proszę, siadaj - odpowiedziała, wskazując krzesło stojące naprzeciwko niej.
Mark uśmiechnął się sztucznie na odpowiedź Puchona. -Tak, oczywiście - Powiedział, i podsunął mu talerze. Zapatrzył się w Dianę. Czekał aż coś zrobi, ponieważ się zamyślił.
- Proszę, oto pani lody. - Kelnerka, z uśmiechem na twarzy, postawiła dość dużą salaterkę na stoliku. - Smacznego. Davis odruchowo oblizała usta już czując zimny posmak w ustach. - Mogę od razu prosić o rachunek? - zwróciła się do dziewczyny, a gdy ta skinęła głową i odeszła, wsadziła łyżeczkę do salaterki i spróbowała zawartości. Wanilia z czekoladą... Mmm!. Kelnerka wróciła z małym zapiskiem. Odebrała dwanaście sykli i odeszła. Swoją drogą, ceny w tej restauracji były dosyć wysokie. Dobrze, że Angie, było na to stać. Rozkoszowała się lodami, raz na jakiś czas rozglądając się po restauracji, oraz nowoprzybyłych.
- Nie wygląda pani na zadowoloną - stwierdziła krótko i konkretnie, zajmując miejsce. - Coś się stało? Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że o czymś zapomina. Chodziły jakieś plotki, a może to nie były plotki? Cholera, nie lubię zapominać. Za nic nie dała rady przypomnieć sobie, co jest takiego w dzisiejszym dniu. Ale że coś słyszała mogła przysiąc. Kelner podszedł do niej z kartą, z której wybrała ciasto z owocami oraz zwykłą herbatę.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu nie lubię zbytnio upałów, to wszystko - odparła. A co, będzie mówić, że ma najgorsze urodziny w życiu? No przecież nie. Nie chciała wyjść na jakąś nienormalną osobę. Nie mogła już więcej zjeść, mimo że potrawa była pyszna. Zawołała więc kelnera, która po chwili zabrał talerz z resztkami.
Spojrzała podejrzliwie na Constance. Coś jej tu nie grało. Wstała od stołu. - Za chwilę wrócę - powiedziała. Podeszła do kelnera i po zamianie z nim kilku słów wróciła na poprzednie miejsce. Postanowiła brnąć dalej w to, co zaczęła bibliotekarka. - Taak, upały są okropne. Dobrze, że czasem powiewa wiatr, inaczej byłoby jeszcze gorzej.
Wolnym krokiem ruszyli do restauracji. Wprawdzie Michelle była lekko zagubiona. Kompletnie nie wiedziała, gdzie ma iść. Nawet żadnego planu nie dostali, więc Krukonka była totalnie zdezorientowana. Aby jednak tego nie okazać, szła dalej przed siebie, czekając, aby zrównać się z Jaredem. Niech on prowadzi. Na pewno był bardziej zorientowany niż ona. - Anglia, Oxford – powiedziała. – Urodziłam się tam, wychowywałam, no i nadal mieszkam. Czasami zdarza mi się tęsknić za domem. Co jak co, ale tam też mam znajomych. Ba, nawet przyjaciół – wyjaśniła. – A ty? Londyn? – zgadywała. – A może Leeds?
-Brudna? - Mark popatrzył na nią dziwnie. - Chyba raczej ładna. - Powiedział, i pocałował ją w policzek. - Dobra, ja już będe się chyba zbierał. Musze się trochę odświeżyć. Tylko proszę, przyjdź do mnie nie długo, jeśli możesz, dobrze? - Powiedział, i wstał, czekając aż to samo zrobi Diana.
Również wstała. -Oczywiście,że przyjdę. Tylko najpierw ja też muszę iść do siebie. Muszę się przebrać i w ogóle.- powiedziała i również pocałowała go w policzek. Wyszli razem z restauracji.