Idąc wybrzeżem można dotrzeć do opustoszałego fragmentu wyspy. Stosunkowo rośnie tu niewiele drzew, a piaszczysta plaża zamienia się w kamienistą. To właśnie tutaj znajduje się stara, wysoka na około cztery piętra latarnia morska. Zwykle stoi zupełnie pusta, jedynie wieczorami można się tu natknąć na starego latarnika, tutejszego samotnika. Pokonując małe drzwi prowadzące do jej wnętrza, trafia się do pomieszczenia z wysoką spiralą schodów. Ponieważ stopnie są niewielkie, strome, a co gorsza kiepsko oświetlone, należy uważnie się po nich wspinać. Na ich szczycie jest okrągłe pomieszczenie, gdzie latarnik nieraz zostawia różne swoje przedmioty. Roztacza się jednak stamtąd wspaniały widok na sporą część wyspy i oczywiście ocean. Chodzą plotki, że prawdziwego latarnika nie było tu od lat, a po okolicy lubią plątać się duchy i poltergeisty...
Vivien była wyjątkowo zadowolona z siebie. Z okazji wakacji postanowiła, że zmieni swój kolor włosów na jakiś czas. Poprosiła swojego starszego brata, o przyrządzenie odpowiedniego eliksiry. Fabian uległ namowom siostry i miała przygotowane na wyjazd dwie buteleczki. Jedną wypiła w domu. Każdy włos na jej ciele zmienił kolor na rdzawobrązowy. Wyglądała jak zwykle bardzo ładnie, obecne włosy podkreślały jej rysy twarzy. Kolor miał utrzymać się najwyżej miesiąc, a jeśli chciała wcześniej, miała antidotum, które mogła użyć w każdej chwili. Kiedy wyszła z domku przebiegła się plażą, w samej górze od kostiumu i krótkich spodenkach. Biegła i biegła, aż w końcu zobaczyła latarnię, która stała się jej metą. W końcu udało dotknęła ręką białe mury morskiego budynku. Zadowolona z siebie położyła się na plaży, tuż przed nią. Chciała trochę odpocząć, zanim wejdzie na samą górę.
Rozglądając się po otoczeniu, uwagę Evelyn przykuła wysoka latarnia po drugiej stronie wyspy. Postanowiła dotrzeć do niej i z góry spojrzeć na miejsce wakacji. Po stosunkowo długiej wędrówce, kiedy chaszcze ustąpiły, zobaczyła budowle w całej jej krasie. W tej chwili zauważyła, że nie była jedyną osobą, pragnącą dotrzeć do latarni, co nawet ją ucieszyło. Z daleka nie rozpoznawała sylwetki dziewczyny. Widziała tylko, że leży tuż przy obiekcie jej wędrówki. Powoli zbliżała się do niej wciąż ciekawie rozglądając się wokoło.
Vivien miała zamknięte oczy. Delektowała się słońcem, prażącym jej zwykle skórę, która już powoli nabierała złocistego odcieniu. Nie zauważyła, że ktoś się do niej zbliża. Dopiero po jakimś czasie usłyszała kroki na piasku. Przez jakiś czas jeszcze leżała, udając, że nikogo nie słyszy, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Otworzyła oczy i wsparła się na łokciach. Dziewczyna wydawała jej się być znajoma, z pewnością z Hogwartu. Nie była pewna z jakiego jest domu, bo nie pamiętała, a nie miała ochoty na pogaduszki z puchonką. Dlatego spojrzała na nią z rezerwą. Była o rok od niej starsza, z pewnością.
Była już w odległości, z której mogła stwierdzić coś więcej o dziewczynie, leżącej na piasku. Kojarzyła ją ze szkoły, należała bodajże do Ravenclawu. Może nawet znała jej imię? Coś jej się kojarzyło... Marie, Amelia, albo... -Cześć. - przywitała się zbliżając się do Krukonki - Jesteś Vivien, tak? - zapytała wciąż nie do końca pewna, czy dobrze trafiła.
Latarnia była miejscem, które Rolvsson obrał sobie za cel spaceru. Z racji tego, że chciał zdążyć na zachód słońca, a nie wiedział dokładnie ile czasu zajmie mu dotarcie tam, wyszedł dość wcześnie z domku. Zdążył wejść jeszcze na targ i kupić sobie kilka soczystych nektarynek. Po drodze zjadł jedną, więc jak tylko doszedł do oceanu opłukał w nim ręce i odpoczął chwilkę. Wejście na latarnie było nie lada wyzwaniem, a nie chciał po drodze się zatrzymać. Uznał, że z rozbiegu mu lepiej wyjdzie, dlatego z wielkim impetem wpadł w drzwi i wbiegł na szczyt latarni. Po drodze uważał, aby nie przewrócić się na wąskich i schodach. Uważnie stawiał każdy krok. - Ufffffff - przetarł czoło i oparł się o ścianę, aby odpocząć.
- Tak... a ty jesteś... Hargrove...?- przez chwilę szukała w swojej dziurawej pamięci jej imienia, ale po chwili jakiś chłopak przebiegł obok nich i wlazł na latarnię, przy okazji prawie taranując Viv. - Uważaj jak chodzisz, pajacu!- krzyknęła do niego. Z pustej plaży nagle przyszło tysiące uczniów, pragnących zakłócić jej spokój. - Jesteś z Gryffindoru?- zapytała dziewczyny, klepiąc dość przyjaźnie miejsce obok siebie, ale wciąż patrząc na nią badawczo.
Tu jeszcze nie była, zdecydowanie. Zsunęła japonki ze stóp i zaczęła maszerować po gorącym piasku. Miała jasno wytyczony cel, latarnia. Spoglądała w tamtą stronę, uśmiechając się lekko. Nie dostrzegła nawet mijających ją ludzi, co rzadko jej się zdarzało.
/Apple, a może niech będzie, że się już wcześniej znaliśmy?/
Nie wiedział czemu akurat tutaj, ale wyraźnie miał ochotę przejść się do jakiegoś jasno określonego celu. Wcześniej, przez okrągłe dwa tygodnie; maszerował po plaży, pływał, ale zawsze tylko i wyłącznie z braku innego pomysłu. Dzisiaj, w tak parny dzień, chciał skorzystać ze słońca organizując pieszą, delikatną wycieczkę. Jego zdaniem słońce minie wraz z początkiem roku szkolnego, należy więc cieszyć się z tego co mu jeszcze pozostało, a przeklinać to parzące wnętrzności ograniczenie. Nigdy nie lubił słońca, upały spędzał zamknięty w pokoju, teraz jednak sama perspektywa wakacji była tak radosna, że skutecznie rozświetlała tę parność.
Apple była nadal tak zafascynowana latarnią, że nie rozglądała się dookoła. Po raz pierwszy od czasów prehistorii jej ciekawość nie przezwyciężyła. Godny pokłonów czyn! Dziewczyna, uśmiechnięta od ucha do ucha, przyspieszyła kroku, przez co jej włosy stały się prowizoryczną flagą na wietrze.
Już niemal miał sięgnąć po butelkę wody, gdy niczym okręt, z horyzontu stopniowo poczęła wyłaniać się latarnia morska. W jednej chwili zapomniał o swoim pragnieniu i ruszył ku niej, teraz znacznie żwawszym krokiem. Gorący piasek skutecznie nie dawał zapomnieć o swoim istnieniu i bardzo utrudniał mu chód. Gdy w końcu dotarł do tak upragnionego celu, przysiadł na piasku i oparł tułów o nagrzaną powierzchnię latarni. Teraz już z czystym sumieniem wyciągnął butelkę i łyknął konkretnego łyka.
Mimo niesprzyjających warunków, objawiających się grzęźnięciem stóp w gorącym piasku, w końcu udało jej się dotrzeć pod samą latarnię. Lekko zadarła głowę ku górze, by objąć wzrokiem tę monumentalną budowlę. Dotknęła dłonią chłodnej ściany, jakby chciała udokumentować swoje dotarcie tutaj. Dopiero teraz, rozejrzała się uważnie dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na chłopaku, który ewidentnie zmierzał w tym samym kierunku, co ona. Z tego co go kojarzyła, miał na imię Wilkie, ale i tak zaraz skoryguje swój ewentualny błąd. Uśmiechnęła się lekko do niego, jak to miała w swoim zwyczaju.
Dostrzegł znajomą dziewczynę, która podejrzanym zbiegiem okoliczności znalazła się w tym samym miejscu co on i w dodatku prawie w tym samym czasie. Jak to możliwe, że idąc obok dziewczyny nie zauważył jej? Zmarszczył brwi, a gdy zauważył uśmiech czarnowłosej, odpowiedział śmiało tym samym i ruszył wolnym krokiem w jej stronie. Zaplanował, że jeżeli okaże się, że z kimś pomylił znaną znaną mu z roku Apple, usprawiedliwi w razie czego swą wizytę poczęstunkiem wodą.
Zwiedziła już całą okolicę i nadal wszędzie było tłoczno. Aż się dziwiła, że tylu uczniów pojechało na kolonie. Sądziła, że jednak większość zostaje w domach, ale się myliła. Skierowała swe kroki do latarni, gdzie miała się spotkać z owym Ślizgonem, którego poznała nad jeziorem. Przeraziła się jej wysokością. Ile tam schodów musi być?!, po myślała. Była pewna, że więcej, niż na wieżę astronomiczną, na którą i tak czasami ledwo wchodziła. Postanowiła jednak spróbować. Otworzyła drzwi, patrząc przed siebie. Na schodach było dość ciemno, ale niezrażona postawiła pierwszy krok, a za nim następne. Po długiej wspinaczce dotarła na samą górę. Nie miała siły się już ruszyć, więc oparła o zimną ścianę, odpoczywając. Chciała się napić, ale zauważyła, że jej torba została na zewnątrz. Pewnie zostawiła ją na ziemi, kiedy podziwiała latarnie. Wkurzona zbiegła po schodach. Rozejrzała się, szukając torby.
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto Lip 27 2010, 22:47, w całości zmieniany 1 raz
- Cześć - zawołał do dziewczyny, lecz nagle poczuł dziwny ścisk świadczący o tym, że koniecznie potrzebuje załatwić pewną potrzebę. Cały spięty udał się w stronę latarni, w nadziei, że odnajdzie tam jakąś ubikację godną jego tyłka. Gdy szedł, wydawało mu się, że kroki robią mu na złość i specjalnie kurczyły się z każdym ruchem. Dopiero po chwili zorientował się, że to najnormalniejsza w świecie reakcja ciała na tak spotęgowaną potrzebę. Gdyby nie to... - Wolał nawet o tym nie myśleć. Gdy nacisnął na klamkę, wpierw pociągnął drzwi w swoją stronę, jak to się naturalnie czyni, lecz te nie ustąpiły. Uzmysłowił sobie, że jakiś kretyn zrobił to tak, by otwierały się odwrotnie. Gdy drzwi rozwarły się, wszedł do środka. Rozejrzał się, ale nic nie znalazł. Nie mając wyboru, podszedł do drzwi. Popchnął je i poczuł zdumiony grzmot oraz, co najbardziej dezorientujące, gwałtowne pociągnięcie za rękaw.
Dorwała torbę i napiła się. Od razu poczuła się lepiej. Z niechęcią spojrzała na latarnię. Chciała wejść na samą górę i popatrzeć na ocean, ale nie było jej to dane. Zmęczyła się, wchodząc tam wcześniej, a teraz ma robić to jeszcze raz? Z grymasem na twarzy ruszyła ponownie schodami. Nogi bolały ją coraz bardziej, a to nie była nawet połowa. Jej usta wygięły się w delikatny uśmiech, kiedy nareszcie zobaczyła drzwi. Już miała złapać klamkę, kiedy drzwi same z siebie się otworzyły. Zachwiała się i bezradnie próbowała złapać czegokolwiek, co utrzymałoby ją w pionie. Otworzyła szeroko oczy, kiedy "coś" złapała. Już miała nadzieję, że jej się uda, gdzie poleciała do tyłu. Jedną dłonią trzymała bolący nos, a drugą rękę Wilkiego. Nim się zorientowała, oboje toczyli się po schodach. Jęknęła głucho, kiedy uderzyła głową w kamienną ścianę. Całe ciało ją bolało, a do tego jeszcze ten Ślizgon. Niemal krzyknęła, kiedy schodek wbił jej się w bok.
Gdy dziewczyna pociągnęła go za rękę wpierw ogarnęło go zdezorientowanie, a później nawet wściekłość. Nie ma to jak wciągnąć kogoś za rękaw w bagno. Nie mógł się jednak zbyt długo nad sobą użalać, ponieważ już po chwili (czego trudno się było nie spodziewać) wylądował na ziemi, która okazała się zaskakująco miękka. Dopiero po chwili dostrzegł, że ciało dziewczyny zamortyzowało upadek. Rozwarł szeroko powieki - to nie możliwe! Nic mu się nie stało! Nic, a nic... Co innego z dziewczyną. Nie mógł jednak zbyt długo nad nią ubolewać, czy cieszyć się swym niesamowitym szczęściem, ponieważ jak tylko podniósł tułów, przywalił w sufit, który okazał się zaskakująco niski. Po chwili wszystko zniknęło.
Kiedy zatrzymała się na samym dole i myślała, że nic gorszego ją nie spotka, Ślizgon z całą siłą wylądował na niej. Krzyknęła. I tak całe jej ciało było w siniakach, to jeszcze musiała znieść uderzenie dodatkowego ciężaru. Skuliła się, otaczając brzuch ramionami. Zaciskała z całej siły powieki i starała nie wydawać z siebie żadnego dźwięku. Z nosa nadal leciała krew i do tego strasznie bolał. Wilkie musiał mocno przywalić jej tymi drzwiami. Spróbowała się podnieść, ale mięśnie zaprotestowały kolejną falą bólu. Zrezygnowała, kiedy chłopak wylądował nieprzytomny na ziemi, a ona była pewna, że sama się nie ruszy. Ktoś musi im pomóc, bo Ślizgon raczej szybko się nie obudzi. Miała chociaż nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało.
Apple przymknęła oczy, opierając się chłodną ścianę latarni. No cóż, czas chyba zmierzyć się ze schodami i z lękiem wysokości, który gnębi ją już od kilku lat. Jednak jej przemyślenia przerwał przeszywający huk, który aż zmrowił jej skórę. Co to mogło być? Błyskawicznie wbiegła na schody. Nie musiała rozglądać się zbyt długo, by dostrzec mijaną wcześniej dwójkę w fatalnej sytuacji. Podbiegła do Rose, która była przytomna. - Co tu się stało? Poturbował Was słoń? - spytała, marszcząc czoło po czym podała jej chusteczkę, by dziewczyna mogła otrzeć krew po czym ukucnęła przy Wilkim i zaczęła delikatnie go szturchać.
David zastanawiał się czy ktoś jest na górze więc wszedł do latarni i szybko krocząc po schodach wszedł na sam szczyt gdzie zobaczył Apple. Podszedł do niej i nieśmiało powiedział : -Cześć.- Przed kropkami i przecinkami nie stawia się spacji...
Ostatnio zmieniony przez David Wiley dnia Sro Lip 28 2010, 14:24, w całości zmieniany 1 raz
Podniosła głowę, nie mogąc jednak bardziej się poruszyć. Mięśnie znowu odmówiły współpracy i głowa opadła na posadzkę. - Skąd ja ci tu słonia wezmę...? - wydusiła, zanosząc się kaszlem. Nie wiedzieć czemu, jej gardło było tak suche, jakby nie piła od kilku dni. - Ten palant uderzył mnie w nos, a potem wyszło na to, że spadł na mnie - mrugnęła. Nie miała siły mówić, ale musiał co nieco wyjaśnić. Po chwili i ona straciła przytomność.
David zauważył że zemdlała i szybko podbiegł do niej. I zaczął próbować się dowiedzieć co się stało. Niestety na marne dlatego wziął ją na ręce i powoli zniósł z latarni. I starał się ją zanieść do szpitala.
Ocknęła się nagle. Nie czuła już pod plecami zimnej i twardej posadzki. Z nadal zamkniętymi oczami wyczuła, że jest niesiona. Zmarszczyła brwi. Coś jej nie pasowało. Uchyliła powieki. Pierwsze, co ujrzała, to obcą twarz. Po chwili wytrzeszczyła oczy i zaczęła się wyrywać. Była kompletnie zdezorientowana, więc uznała, że najlepiej, jak zacznie krzyczeć. Może ktoś jej pomoże? - Ratunku! Pomocy! Porwali mnie! - krzyczała, chociaż jej głos i tak był dziwnie słaby.
Po chwili David usłyszał głos i położył Rose na plaży. Przyklęknął obok jej i się zaczął dopytywać: -Co się stało?-spytał się. Wziął wyciągnął butelkę wody i dał jej się napić. -Lepiej?-zapytał zaciekawiony.
Christine chodziła w tę i z powrotem, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nagle usłyszała jakieś krzyki i huki, więc zmierzała w stronę latarni. Gdy się już tam znalazła, automatycznie przykryła dłonią usta, patrząc na poturbowaną Rose na czyichś ramionach i jakiegoś ślizgona. Szybko domyśliła się, że on został bez opieki, więc bohaterska Christy podeszła do Wilkiego, sprawdzając czy nic mu nie jest. Automatycznie chwyciła go za ramię i przeniosła się z nim do Świętego Munga.
Skrzywiła się, kiedy pod plecami wyczuła piasek. Kompletnie nie wiedziała, co się wydarzyło. przyszła, aby spotkać się z tym chłopakiem, który nie łaska się przedstawić, ale go nie było. Chyba. Pamiętała jeszcze, jak coś ją uderzyło, a potem kompletna pustka. - Co ja tu robię? - spytała, kiedy wypiła kilka łyków wody. Zmrużyła oczy, aby po chwili znowu stracić przytomność.