Chociaż namioty nie wydawały się tak duże, odpowiednie zaklęcia sprawiały, że wewnątrz miały wiele przestrzeni. Składały się one z dwóch lub trzech części, w zależności od rodzaju namiotu. W każdej z nich znajdowało się wygodne, drewniane łóżko dla każdego z uczestników wyjazdu, a także pojemne szafeczki na bagaż. Wszystko to odpowiednio udekorowane roślinami i dywanikami, co idealnie komponowało się z jasnym wnętrzem. Niestety namioty nie posiadały własnych toalet, jednak nieopodal było można znaleźć wiele ogólnodostępnych, namiotów łazienkowych.
Autor
Wiadomość
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura spojrzał na Mormiję i zrobiło mu się jej nagle żal. Nie był aż tak ślepy, żeby nie zauważyć, że kobieta płakała. Wszystko to twoja wina, głupku! Co za mężczyzna doprowadza kobietę do płaczu? Czy ją lubi czy nie, nie ma do tego prawa. Masz jaja, Dalgaard? Przygryzł wargę i spojrzał na swoją żonę z żałosnym wyrazem twarzy. Już miał coś powiedzieć, gdy do namiotu wparowała Cassandra. Prawie zapomniał, że ją do siebie zaprosił, boże. Umiesz się ustawić w życiu, chłopaku, to ci muszę przyznać. - Dzień dobry, Cassandro. – powiedział wypranym z emocji głosem – Chyba będę musiał cię prosić, żebyś na razie nas zostawiła samych. Rozumiesz. Mamy coś z panią Cajger – Dalgaard, idioto! – coś do omówienia. Dobra, wiem że ją zaprosił i w ogóle, ale chyba ma teraz trochę ważniejsze rzeczy do zrobienia. Jak na przykład... omówić rozwód? Lancaster mogłaby im w tym pomóc, ale chyba wolałby załatwić to sam. Jak mężczyzna. - Nie gniewasz się, mam nadzieję, Cass? – powiedział jeszcze – Zobaczymy się... eee... później, okej? – uśmiechnął się głupkowato. Cieszymy się, że potrafisz zachować humor, Bonawentura, ale nie ma się z czego cieszyć.
Gdy do namiotu wparowała Cassandra, której się w najśmielszych snach nie spodziewała, Mormiję aż zamurowało. Tak bardzo, ze nawet nie wiedziała jak jej zwrócić uwagę... wypędzić ją stąd? Zwyzywać i wyrzucić? Gdy dziewczyna chwyciła Bonawenturę, aż ją w jakiś sposób odrzuciło i poczuła wielką złość. Że jak tak można tutaj przed nią w ogóle dotykać JEJ męża. Jej teraz własność, tak jakby, prawda? A Mormija w jakiś sposób lubiła MIEĆ. Wzięła kilka głębokich oddechów by nie wybuchnąć - najnormalniej w świcie nie miała na to siły. Gdy już przekonała samą siebie do tego, że nie warto strzępić języka na przekleństwa, powiedziała cicho: - Ależ nie wyganiaj swojej kochanej, ja poczekam. Porozmawiajcie sobie. Macie prawo. I wcale nie była zazdrosna.
Prawdę mówiąc, Lancasterównę obeszło to, z kim żeni się Bonawentura. Wszak miała więcej zmartwień jak na przykład tworzenie kulek z babeczek. Sama wolałaby pomaszerować po plaży, zastanawiając się nad własnym nosem niż widzieć znowu Mormije. Przecież to nie była żadna przyjemność. Chciała powiedzieć mu "wiesz co, pieprz się", zwłaszcza, że dziś był ten dzień, kiedy cholernie potrzebowała przyjaciela, który zajmie ją swoimi problemami. Jednak warto było podkreślić, że naprawdę Cassandra nie przejmowała się tym, z kim będzie sypiał codziennie (lub w wybrane dni tygodnia) Bonawentura. To on się musiał z tym męczyć. Ona znalazłaby sposób, aby nie widywać jego żony. Chrząknęła, spoglądając na niego zaskoczona. Uważaj, Delgaard, zadajesz się z arystokratką. Prychnęła głośno wielce niezadowolona. Mogłaby zrobić kolejne kuleczki po 10 kcal każda. - Teraz albo nigdy. - odpowiedziała urażona. To po cholerę w takim razie do niej pisał? Wszak mogłaby siedzieć na tej plaży dalej i poznać jakieś ciekawe osoby! Puściła jego dłoń jakby była czymś odrażającym, a następnie zerknęła wymownie na materiał namiotu.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Właściwie, to czemu by nie? Bonawentura nie rozumiał kobiet – czemu Cajger, jeśli miała z nim do pogadania, kazała mu iść porozmawiać z Cassandrą? I potem na pewno będzie miała mu to za złe, albo coś takiego. I jeśli sama go o to prosi, to czemu by nie skorzystać? Jakby nie było, Lanncaster była jego przyjaciółką i tak dalej. Ale Cajger była jego żoną! A co jeśli go podpuszcza? Boże, czy kontakty z kobietami muszą być aż tak skomplikowane? - Dobra, Cass. – powiedział w końcu zrezygnowanym tonem, wstał i chwycił dziewczynę za rękę. Mieli to szczęście, że Dalgaard nie widział potrzeby, aby wczoraj się rozbierać do snu, więc wciąż był w swoim ślubnym stroju. Jak uroczo. Pociągnął Lancaster na zewnątrz namiotu. - Boże, co ja mam teraz zrobić? – powiedział zdesperowanym tonem Bonawentura – Mam się z nią rozwieść? Czy się nie rozwodzić? Co?
To było oczywiste, ze Mormija nie chciała, żeby Bonawentura szedł rozmawiać z Cassandrą. To było oczywiste, że chciała, a nawet żądała, aby Dalgaarg rozmawiał z nią, a ten całej Cass pokazał drzwi. Tak powinno być, tak działa świat Mormiji. Ale nie, widocznie pan Bonawentura w znaczący sposób wolał swoją przyjaciółeczkę (dziwi cię to, Mormija?), co niesamowicie zabolało bibliotekarkę. Tak bardzo, ze aż się tym nie zdziwiła - a powinna. Uczucie zazdrości związane z Dalgaardem? Akurat teraz, wspaniale. Zacisnęła zęby i dłonie w pięści. Poszła do swojej cześć namiotu i wyciągnęła walizkę. Pootwierała szuflady i szafki, zaczęła nerwowo wyciągać z nich swoje ubrania, kosmetyki, książki, wszystko to, co tutaj przywiozła. Była tak zdenerwowana, ze nie umiała rzucić porządnie zaklęcia, które by jej pomogło. Wszystko szybko, w chaosie, by stąd się wyrwać. Niech was wszystkich szlag, uciekam!
Czemu nie? Bo szybkiej uzyskasz rozwód niż frunie światło. W ogóle dlaczego obydwoje wpadli na tak genialny pomysł, aby razem coś pić? Logiczne było, jest i będzie, że gdy poleje się za dużo ognistej, to człowiek przestaje myśleć, a potem pędzi do Ministerstwa Magii i użera się z dziadowską obrączką. Co prawda, Cassandra nie uważała, że jej małżeństwo jest męczeństwem. W końcu to był Morpheus, kochała z nim rozmawiać, spędzać czas. Ale co można robić do cholery z Mormiją? - Dobry wybór - uśmiechnęła się, niezbyt szczerze, odwracając się na pięcie. Nawet niezbyt miała ochotę, po zaistniałej sytuacji, rozmawiać z Bonawenturą, a co dopiero trzymać go za rękę! Dlatego wyślizgnęła się z uścisku, gdy odeszli kilka kroków od namiotu. Z całej siły (a miała jej przecież taaaaaaaaaaak dużo) uderzyła go w tors, słuchając skomlenia psa. - Ogarnij się do cholery! - krzyknęła, nie mogąc tego słuchać. Chwyciła jego twarz w dłonie, patrząc w zaskoczone tęczówki - Chcesz rozwodu? Jedziemy do Ministerstwa. Nie powiem Ci, co masz zrobić. To zbyt oczywiste. JAK MOGŁEŚ Z NIĄ PIĆ!
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
W głowie Bonawentury panował istny chaos. Po pierwsze – przez swoje głupie działania popełnił (być może!) największy błąd w życiu, po drugie – zamiast mu współczuć, jego najlepsza przyjaciółka właśnie jeszcze bardziej go dołuje, a poza tym – ma kaca i nie może dobrze myśleć. Boże! - Przestań na mnie krzyczeć. – warknął – Myślisz, że nie wiem że zachowałem się jak debil? Wyszarpał twarz z jej uścisku, co nie było aż tak trudne zważywszy na to że anorektyczna królewna nie miała zbyt wiele siły. - Nie mogłabyś czasami, no chociaż raz, pokazać odrobinę empatii? – starał się nie podnosić głosu, żeby czasem Mormija ich nie usłyszała – Czuje się jak gówno, wziąłem ślub z Cajger, potrzebuje chociaż trochę zrozumienia, a nie głosu rozsądku! I nie, nie będziemy szli do żadnego Ministerstwa, najpierw porozmawiam z Mormiją! - Chociaż tyle jej się należy, nie? Tak, Dalgaard prosił się żeby ktoś go uderzył.
Niektorzy beda wierzyli, ze ich przyjaciele naucza sie na cudzych bledach. Uwazaja, iz niepotrzebna jest ochrona i wieczne powtarzanie "patrz, jaki ten alkohol jest zly!". Nie wiedziala nawet, jak powinna do niego przemawiac, jak wspierac. Sama wtedy byla szczesliwa, poniekad. Gdy przestala juz krzyczec, patrzyla na jego twarz. Kazda zmarszczka mimiczka wydawala jej sie tak znana - myslala, ze Bonawentura juz jej nigdy nie zaskoczy. Te oczy, czasem kryl sie w nich niebezpieczny blysk, teraz jedynie przerazenie. Potem zerknela przypadkowo, tak na pewno, na jego usta. Czyz nie byly dobrze znane? Ta noc, ukryta w przeszlosci i nigdy nie wynoszona na swiatlo dzienne. Zaraz jednak wyszarpal sie z jej uscisku, a Cassandra czula jakby spadla na twarda ziemie i obila swoja kazda z kosteczek. Zaskoczona jeszcze raz spojrzala na niego, czyzby go chwileczke nie sluchala? Nagle to on zaczal byc niemily i czula sie jakby zamienili sie miejscami. Teraz sluchala go uwaznie, kazde slowo probowala przetrawic w swoim umysle, aby odpowiednio zareagowac. Alez na Merlina, on gadal takie glupoty! Z wrogiem bedzie sie bratac, tlumaczyc i dochodzic do rozwiazania dla obu stron "dobrego". Moze w ogole stwierdzi, ze musi zaopiekowac sie jej dzieckiem, bo potrzebuje ojca, a jak sie nawinela obraczka to i nagle bedzie tatusiem? Widac, ze zadne z uderzen Cassandry nie skutkowalo. W czasie jego jakze rozwaznego monologu zaczeli isc w strone wyjscia z pola namiotowego. Jak powiedziec Bonawenturze, ze jest najwiekszym idiota na ziemi nie dlatego, ze ozenil sie z Mormija tylko szuka jeszcze takiego rozwiazania? Nad czym tu bylo sie zastanawiac? Znow odplynela myslami, a ten dalej gadal i gadal. W koncu stanela gwaltownie, ciagnac go do siebie za reke. Nie bylo sensu go jeszcze raz spoliczkowac czy uderzyc w tors. Nawet teraz zobaczyla ze owe pociagniecie bylo tak cholernie slabe, ze musiala sama podejsc do niego. Lancaster, smaz sie w piekle. Wspiela sie na palce, czujac jak piach otula je swoim cieplem. Wtedy pocalowala go, liczac na to, ze sie zamknie i zacznie myslec na wiekszych obrotach, nie przejmujac sie tym "co moja - zona - po - pijaku - powie - na - to". Zdejmijcie mu te kajdany malzenstwa!
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
A Bonawentura jako że znalazł się w sytuacji, nie przymierzając, podbramkowej, nie wiedział co zrobić. Wspomnienie ich wspólnej nocy wciąż było w nim żywe. Boże, skłamałby jakby powiedział, że o niej zapomniał! Teraz się przyjaźnili i jakoś nie wypadało o tym mówić. Chociaż – psuć przyjaźń seksem to podobno jak psuć deser posypką. Bonawentura w życiu by się z tym nie zgodził. Ale wyglądało na to, że Cassandra nie podziela jego przekonań. Chciałby ją wykopać – przywołać ją do rozsądku. Jest teraz w rozsypce emocjonalnej, a tej się zebrało na amory. Jednak, mimo wszystko, był mężczyzną, a oparcie się takiej ślicznotce dla mężczyzny nie było sprawą łatwą. W pierwszym odruchu oddał jej więc pocałunek, objął ją nawet, ach! Po chwili jednak doszło do niego co on właśnie do ciężkiej cholery robi. Całuje się z Cassandrą Lancaster. Która nie dość że jest jego uczennicą (tak jakby ktokolwiek w tym zamku przejmował się takimi szczegółami, phi), to jeszcze jego przyjaciółką, a on wczoraj wziął ślub. Odsunął się od niej na długość ramion i spojrzał na nią z... no, właśnie. Był smutny, zdruzgotany, wściekły i zdziwiony jednocześnie. Zamrugał niezbyt przytomnie oczami. - Musisz wszystko utrudniać, tak? – zapytał zrezygnowanym tonem, po czym obrócił się na pięcie i wrócił do namiotu.
A Cassandra nie wiedziała, jak go inaczej uciszyć. Wszak byli przyjaciółmi, nie było potrzebnych wiele słów, aby do czegoś takiego dochodziło. Przecież nie traktowała tego jako formę pokazania, że jej okropnie zależy na Bonawenturze i kolejnym dramacie z cyklu "zostaw ją, weź mnie". Jednak też nie mogła powiedzieć, że przeszłość była dla niej zamknięta księgą. Czasem myślami wracała właśnie tam, do momentu, gdzie nie musiała się niczym przejmować, kiedy była stabilna emocjonalnie i nie było problemów z "wyborem". Gdy ją tylko objął, poczuła, że sama traci kontrolę. Wszak ten pocałunek był po to, aby się zamknął, a tu nagle... Sama go objęła i chciała tylko więcej. W ogóle nie myślała o konsekwencjach, jak to Cassandra. Zaraz jak odsunął się, wplotła palce w jego włosy, nie pozwalając się odwrócić i wrócić do tego namiotu. - Już? Koniec paniki? Nie wpadłam na nic innego jak Cię uciszyć. - rzekła najzupełniej szczerze, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. W myślach jednak zaraz pojawiły się jej obrazy z tej nocy. Przygryzła dolną wargę, czując sama, że było to bardzo głupie posunięcie. - Uspokój się, coś wymyślimy, tylko przestań panikować, dobrze?
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura odwrócił się z powrotem do Cassandry. Nie miał wyboru – w końcu ta ciągnęła go za włosy. Co to za cudowny sposób, żeby zwrócić na siebie uwagę! Szczególnie, że Bonawentura miał okropnego kaca i takie ciąganie go za włosy nie było najprzyjemniejsze, ot co. Spojrzał na Cassandrę, trochę już zdenerwowany. - Pogadamy później, okej? – powiedział w końcu po chwili konsternacji . Nie musi się przed nią tłumaczyć, na litość boską. Z niczego, a tym bardziej ze swojego życia prywatnego. Odwrócił się na pięcie, wyplątując się tym samym z niezbyt silnego uścisku dziewczyny. Musi sobie od niej odpocząć. A już na pewno od jej dziwnego sposobu rozwiazywania problemów – czyli robienie wymówek ludziom, dopóki się nie uspokoją. Szybkim krokiem wszedł do ich namiotu i zastał zapłakaną Mormiję, pakującą swoje rzeczy. O, boże. Podszedł i kucnął obok niej. - Mormija, boże, ja przepraszam... – zaczął głosem pełnym winy – Jezu, ja to naprawię. Tylko powiedz co mam zrobić?
Mormija wreszcie skończyła się pakować, zupełnie nieświadoma tego, co dzieje się na zewnątrz. Jej pogniecione bluzki i sukienki, ubrudzone kremami, które niedbale zamknęła w słoiczka, nie zważając na to, czy wyleje się ich cała zawartość, czy nie. Gdy zauważyła jak Bonawentura wchodzi do pokoju, usiłowała powstrzymać płacz i otarła swoje czerwone już policzki. - Masz się zamknąć i mnie zostawić. - warknęła, zamykając walizkę. Zdjęła ją z łóżka i z hukiem postawiła na ziemi. Zabrała się za kolejne pakowanie do drugiej torby. Robiła to chaotycznie, niespokojnie i niezwykle nerwowo. - Wyjeżdżam do domu, papiery ci wyślę potem, dobra? Podpiszesz i po sprawie. Tyle. - mruknęła, w ogóle nie podnosząc wzroku na mężczyznę, który był tuż obok niej.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura przygryzł wargę. Boże, trafił z deszczu pod rynnę. Z jednej strony miał przyjaciółkę, która go zapewne znienawidziła, a tutaj Mormiję, która go znienawidziła jeszcze bardziej. Westchnął ciężko. Mimo wszystko, nie chciał żeby go Cajger(Dalgaard?) nienawidziła. W ogóle nawet on sam jej nie nienawidził. Gdyby ją nienawidził, na pewno nie wziąłby z nią ślubu. Boże, to brzmi idiotycznie. Ale jak to mówią - w winie prawda, czy coś. Położył rękę na ramionach Mormiji. - Dobra, rozumiem że spieprzyłem sprawę. - powiedział, siląc się na spokojny ton. Ale sam bóg wie, że on na pewno sam spokojny nie był! - Ale czy my... - wziął głęboki oddech - Nie moglibyśmy zacząć od nowa? Przestac się nienawidzić, porozmawiać, cokolwiek! Ucieczka nie zda się na nic. Sam był w szoku, jak logicznie udawało mu się mówić.
Mormija nie wytrzymała i zrobiła coś, na co miała ochotę już od bardzo dawna. Z całej siły przywaliła Bonawenturze z liścia, tak mocno, że aż ją samą zabolała ręka. Ulżyło jej, tak, widok czerwonego śladu od uderzenia na policzku Bonawentury w jakiś sposób sprawiły, że było jej lżej, chociaż to w ogóle nie rozwiązywało jej problemów. Bo ile razy można zaczynać od początku? Tyle razy usiłowali zakopać wojenny topór i nic. Tak jakby nie potrafili bez tego żyć, bez tych kłótni i pretensji. Może w pewien sposób Mormija bała się, ze gdy pogodzi się z Bonawenturą to... straci jego atencję? Widocznie brakowało jej uwagi innych, ale żeby aż tak bardzo? Przyjrzała się mężczyźnie, który był przed nią i w jednej chwili nagle jakby cała jej złość przeszła. Nie wiedzieć czemu nie widziała już denerwującego glonojada czy kreatury, ale tego miłego faceta, który w sumie całe lata szkolne był gotów wystawić się na ciosy i śmiechy innych, by w jakiś sposób się do niej zbliżyć. A ona była taka nieczuła w stosunku do niego. Był mądry, inteligentny, może nawet i przystojny... tak, był cholernie przystojny i nawet wbrew temu co próbował udowodnić swym zachowaniem wobec Mormiji - wartościowy. Ale jak ma dalej tak o nim myśleć, gdy.. no właściwie gdy oni tak wszystko zaplątali. Nachyliła się i ucałowała Bonawenturę w piekący go policzek. - Zasłużyłeś.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura spodziewał się że wcześniej czy później dostanie od Mormiji w twarz. Nawet się nie skrzywił, gdy poczuł uderzenie na twarzy. Należało mu się, to prawda, zachował się jak sukinsyn i tak dalej i tak dalej. Ale tego co nastąpiło potem zdecydowanie się nie spodziewał – pocałunek w policzek od Mormiji? Był zdziwiony. Bardzo nawet. Przecież... to była Cajger! Ona go nienawidziła. A teraz to już w ogóle. Czemu go całuje? Ale Dalgaard nie myślał zbyt długo – bo i po co? – i przyciągnął ją do siebie, zamykając w uścisku. Nie wiedział sam czemu to zrobił. Był to jakby impuls. Oparł brodę na jej głowie. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam... – powtarzał raz po raz. Czuł się winny! Doprowadził ja do takiego stanu.
No cóż, może była nieco zaskoczona teraz reakcją Bonawentury, ale nie można powiedzieć, że jej się to an jej dziwny sposób, nie podobało. Pozwoliła siebie przytulić i wreszcie poczuła, ze tak, w końcu ktoś poświęca jej tyle uwagi ile powinien. I wreszcie ktoś ją najnormalniej w świecie przytula. Bardzo jej tego brakowało. - Dobra, zamknij się już - mruknęła sama się do niego tuląc. Co by nie powiedzieć, chyba sama tego chciała. Cóż, jej wielkie ego i samolubstwo mówiło jej, że właśnie teraz ma szansę na to by w końcu jej poczucie bycia zauważaną zostało nakarmione. - Zamknij się i zróbmy sobie tuzin dzieci, kupmy psa i miejmy kota, którego bym mogła rzucać o ściany. Mormija nie lubiła za bardzo kotów.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura właściwie nie wiedział co się dzieje. Kobieta w jednej chwili płacze, a w drugiej proponuje mu wspólne życie? Jak boga kocha, wszystkie przedstawicielki płci pięknej pozostaną dla niego tajemnicą do śmierci. Nie może jednak powiedzieć, żeby taki obrót spraw mu się nie podobał. Ale do tego nie potrzeba chyba zrozumienia, nie? Pogłaskał kobietę po włosach. - Żartujesz sobie? - zapytał po krótkiej chwili konsternacji - Proszę nie żartuj! I od dramatu do sielanki. Tak mili państwo - małżeństwo państwa Dalgaard to istny rollercoaster.