Bardzo miłe, przytulne i przydatne miejsce, szczególnie w godzinach popołudniowych, gdzie słońce nie daje spokojnie wyjść na dwór. Duchota niestety dalej panuje nieziemska, ale przynajmniej chowając się w tym namiocie i przeczekując najgorszy upał, możecie być pewni, że nie nabawicie się raka skóry. Z reguły więcej tutaj turystów niż miejscowych.
- Ja nie chcę jej skrzywdzić, ale też nie zniosę jak zobaczę obok niej kogoś innego. Normalnie pójdę takiemu i mordę oklepię. A może nie ma sensu jej na siłę odpychać. Ona się stara jak tylko może. Chce mi pomóc. To ja jestem tchórzem co wstydzi się udźwignąć nasz los. Cały czas zastanawiam się co będzie jutro, co będzie za kilka lat. Boję się tego uczucia. Może dlatego, że sam nigdy takim uczuciem nie byłem obdarzony. Nikt nigdy nie troszczył się o mnie. Moi rodzice najchętniej by zakopali mnie głęboko w ziemi i zapomnieli o tym, że mają syna. A inni ludkowie wykończyli by mnie jak by mieli okazję - Powiedział i wbił pusty wzrok gdzieś w dal. Tak był w wielkiej rozterce. Nie wiedział dlaczego akurat jej to wyjawił. Może w tej chwili ich odczucia były podobne. Może dlatego normalnie rozmawiali a nie ziali na siebie. - Tak jak ten związek się rozleci to tylko z mojej winy. Stracę coś ważnego dla mnie. Coś co mi tak na dobrą sprawę popycha mnie do tego aby iść dalej przed siebie i nie patrzeć się do tyłu. - Sam się zdziwił, że do takich wniosków doszedł.
- Nikt ci nie pomoże w decyzji. Albo ryzykujesz, dzięki czemu możesz zyskać, ale możesz również bardzo wiele stracić. Albo uciekasz tracąc odrobinę, ale nic nie zyskując. Życie zawsze stawia przed nami właśnie taki wybory i ja ci w tym nie pomogę. Osobiście najchętniej bym odradzała Mary bycie z tobą i pewnie będę to robić jak będę trzeźwa i zapomnę, że w ogóle rozmawialiśmy. Ale to przede wszystkim wasza sprawa... - Powiedziała spoglądając na niego i lekko się uśmiechając. Dobrze, że chłopak jeszcze ma jakiś wybór. Jeśli wszystko idzie prostą drogą donikąd i nie można już nic zrobić, to jest o wiele gorzej. Ponownie położyła się na dalszej części kanapy. - Zawsze możesz też zerwać na próbę i uganiać się za innymi. Masz naprawdę dużo wyborów. Więc zamiast się zastanawiać to rusz leniwą dupę i coś rób... - Mruknęła przymykając oczy i wtulając policzek w jedną z poduszek. Leżała sobie z uchylonymi lekko ustami. No dobrze. On znalazł swoją księżniczkę. A gdzie jej książę? Może ją znajdzie i obudzi ze snu pocałunkiem... Jak w bajce. A ona powie mu, że ma spadać, bo jest wilkołakiem. Ah... Cudnie.
- Wiesz nie zrywam z nikim na próbę, a na pewno nie z nią. Ta dziewczyna jest dla mnie po prostu bardzo istotna. - Powiedział i dotknął wisiorka w kształcie serca który mu kiedyś podarowała. - A powiedziałaś, że będziesz chciała jej wyperswadować to aby ze mną się spotykała. A mogę zapytać się o powód. Na dobrą sprawę poznałaś tylko bardzo małą część mojej osoby. Nie wiesz o mnie za wiele. Może i łatwo lokuje swoje uczucia, ale za to one znajdują się we mnie przez bardzo długi czas. Ktoś musi mi dać takiego plaskacza, że dopiero wtedy zrozumiem, że raczej nie chce mnie - Mruknął cicho i zerknął na Corin. No tak ona chyba zawsze kierowała się pierwszym wrażeniem, ale jak Nico naprawdę go kochała to nie da się.
- Nieźle masz namieszane w życiu. Tylko tyle ci powiem. I tak postąpisz jak chcesz, więc po co ci jakiekolwiek rady? - Powiedziała wstając, otrzepując niewidzialne pyłki z nóg i patrząc kątem oka na pustą butelkę trzymaną w swojej dłoni. Westchnęła cicho i przyjrzała mu się dokładnie. Do końca świata będzie jej wypominał to, że zraziła się do chłopaka po szybkim wyznaniu miłości i, że mu strzeliła? Pewnie tak. Irytujący, mały dzieciak... No, ale nadal atrakcyjny, więc starczy czekać do momentu, aż będzie załamany, bo nikt go nie chce i nie kocha i CAP. W sumie taki był sens jej życia ostatnimi czasy, więc mogła się troszkę bardziej postarać niż zwykle. - Jane – Pożegnała się po jego ojczystym języku i ruszyła w znane tylko sobie miejsce. Gdzieś daleko, przed siebie. Może to średnio mądre ze względu na stan upojenia, ale trudno...
No tak nie dostał odpowiedzi na swoje pytanie. Nawet mu to odpowiadało. Nie zawsze jest dobrze usłyszeć całą prawdę. Kiedy ta zaczynała odchodzić chciał jej powiedzieć, że to nie jest mądry pomysł, ale cóż Corin należała do tej grupy osób które jak nie przekonają się na własnej skórze o głupocie swojego wyboru to nikt inny nie wyjaśni im tego. Tak więc siedział i nic jej nie mówił. Zrobi jak ze chce. Siedział jeszcze przez chwilę w miejscu myśląc o czymś intensywnie. Dopiero po chwili wstał ze swojego miejsca podciągnął sobie nie co wyżej spodnie. I poszedł sobie gdzieś przed siebie. No tak musi chyba jeszcze odszukać swoją dziewczynę która ponownie gdzieś się mu zawieruszyła. z/t
Egipska pogoda dawała o sobie znać, a Max miał szczęście, że swoją koszulkę zostawił w namiocie, bo zagotowałby się. Wyglądał mniej-więcej tak i zajadał żelki-miśki. Nogi prowadziły go niemal po całym Egipcie, ale na koniec i tak zaszedł do namiotów, a ze względu na to, że nie chciało mu się iść do własnego namiotu, więc poszedł do namiotu salonowego, gdzie usiadł sobie na kanapie, dalej zajadając żelki. Usiadł? Prawdę mówiąc, włożył się, a opakowanie z żelkami wylądowało na pobliskim stoliku. I kto by pomyślał, że ten Irlandczyk tak "szybko" się męczy? Nikt, właśnie. Ja leniem? Myśli tak moja mama, tata, ciotki, czasami babcie... Ale ja nie, ja zwyczajnie długo odpoczywam! Blondyn uśmiechnął się i sięgnął po kolejne żelki. Czekał na cud, czyli na przybycie kogoś do namiotu. Gdyby nikt taki nie przyszedł, to zapewne Maxiu zasnąłby z nudów. Blondyn myślał jednak pozytywnie, z uśmiechem zajadając żelki i leżąc na kanapie, z poduszką pod głową. Było mu zbyt dobrze, żeby ruszył się z miejsca w taki upał, więc wolał leżeć i czekać na kogoś, kto okaże się tak leniwy jak on. Jednak to musiałby być cud.
W namiocie salonowym Clara znalazła się z prostych przyczyn...nie miała gdzie mieszkać. Przynajmniej w jej mniemaniu : do namiotu numer 18 nie wróciłaby pod groźbą największego szantażu, ponieważ nie chciała trafić ani na Daniela, ani na Bellatrix - tym bardziej nie chciała spotkać ich razem. Pozostawał jej jeszcze namiot Bell, ale gryfonka uznała, że obudzenie przyjaciółki po tym jak poprzedniej nocy mocno zabalowały raczej nie było zbyt dobrym pomysłem. Tak na marginesie...co do poprzedniej nocy, Clara jej prawie w ogóle nie pamiętała. Film urwał się jej w momencie, kiedy pożegnała z Bell przed barem i poszła po swoją walizkę...tak w ogóle to była ciekawa czy udało jej się wykraść własną walizkę, z własnego namiotu i czy dwójka jego pozostałych mieszkańców nic nie zauważyła. Miała taką cichą nadzieję... Naprawdę starała sobie przypomnieć poprzednią noc, ale jedyne co przychodziło jej do głowy to nieczytelne i niespójne obrazy, które nijak nie chciały ułożyć się w coś, co chociaż przypominałoby wspomnienie. Obudziła się na terenie pola namiotowego, ale uznała, że tej nocy nie spała w żadnym namiocie...chyba. Wzięła prysznic w namiocie łazienkowym i miała nadzieję, że będzie mogła sobie pozwolić na odrobinę snu w namiocie salonowym - bolało ją dosłownie wszystko, a najbardziej głowa. Poza tym, tak straasznie chciało jej się pić. Nie ma co, właśnie dopadł ją kac, a zważywszy na to, że Clara raczej rzadko sięgała po alkohol, zwłaszcza w takich ilościach, to teraz wydawało jej się, że za chwilę będzie musiała się pożegnać ze światem. Z drugiej strony, można było powiedzieć, że ten cały kac był jej teraz na rękę - przynajmniej jej myśli nie krążyły bezustannie wokół tematu, który chyba już się jej wyrył w pamięci... Dowlokła się do namiotu salonowego i na jej usta wpłynął samowolny uśmiech - tyle wygodnych kanap, z miękkimi poduszkami, które tylko czekały aby ktoś położył na nich głowę. Wyglądało na to, że będzie mogła w spokoju i samotnie odespać zeszłą noc...stop! Jednak ktoś zajmował jedną z kanap...Max, który w dodatku trzymał żelki, a Clara właśnie poczuła, że oprócz snu i wody, potrzebuje jeszcze czegoś do zjedzenia. - Max! - z uśmiechem opadła na kanapę, na której leżał przyjaciel. I jego żelki.
Prawdę mówiąc, Max zawędrował do namiotu salonowego tylko z powodu braku zajęć. Z resztą, nie chciało mu się w samotności zostawać w namiocie i narażać się na niezbyt miłych współlokatorów. Jednak nie warto narzekać na współlokatora swojego, bo będzie się miało gorszego. Z resztą, Maxiu nie podejrzewał nikogo o bycie swoim współlokatorem, ale wolał, żeby był to ktoś kogo zna, albo ktoś w miarę miły dla samego Maxa. A jeżeli mowa o imprezach... Max długo na żadnej nie był. Może dlatego, że za dużo pił i zachowywał się jak kompletny ułomek? Może dlatego, że po piwie, wódce albo innym alkoholu wypitym w dużej ilości robił się głupi i nabierało mu się na żarty? A może dlatego, że film urywał mu się w połowie imprezy? Albo dlatego, że jeżeli nic nie pije to sprawia, że inni się upijają, później robi im zdjęcia i dodaje do Wizbooka? Może tak, może nie, zależy... Jednak ostatnia impreza na której był Max, odbyła się niecałe trzy miesiące temu... I była wtedy akcja. Jednak jedyne co z niej pamięta, to... Zdjęcia. Mnóstwo zdjęć na Wizbooku, w tym jego zdjęcie miziającego się z jakąś inną dziewczyną. Jego zdjęcie... Jego zdjęć było na Wizbooku najwięcej. Musiał się wtedy na tyle porządnie upić, że stracił film błyskawicznie, a jego mózg odmówił posłuszeństwa, przez co stał się totalnym idiotą, któremu żarty w głowie. Była to impreza niemal tak szalona, że Max z trudem wrócił do swojego łóżka... Z resztą, blondyn w ogóle nie spał, bo impreza skończyła się o wpół do czwartej nad ranem, on został odprowadzony do swojego dormitorium przez jednego przyjaciela. Jednak gdy blondyn tylko się położył w łóżku, nie mógł spać, w przeciwieństwie do jego kumpla, który zasnął automatycznie. Max tylko leżał w łóżku i wpatrywał się w ścianę, przez co rano, kiedy zaczynały się lekcje był nieprzytomny, niemal nieobecny na tych lekcjach. Do życia powrócił w porach popołudniowych. Wtedy dopiero dowiedział si, co robił na tej "wielkiej balandze". Sprawdził Wizbooka, znajomi wszystko mu opowiedzieli, a blondyn wszystkiego słuchał i tylko trzymał się za głowę. Dziewczyna z którą się całował, najprawdopodobniej była od niego starsza o parę lat, Max wypił trzy szklanki Whiskey i pięć kieliszków wódki... Max wtedy wciąż trzymał się za głowę i myślał tylko "Merlinie, co ja zrobiłem?"... Z resztą, o wszystkim dowiedzieli się jego rodzice, bo jego "dobra znajoma" przesłała im niemal wszystkie zdjęcia z imprezy. Od tamtego czasu, biedny Maxiu nie dostaje już słodyczy od rodziców. Max oderwał się od wspomnień, usłyszał kroki. Były coraz głośniejsze, ktoś zmierzał do namiotu i nagle usłyszał głos... Swojej przyjaciółki, w której był zakochany po uszy. - Clara! - uśmiechnął się. - Masz może ochotę na żelki-miśki? - a po tych słowach lekko się zarumienił.
- Taak, mam wielką ochotę na żelki! - Clara wyprostowała się, skupiając całą swoją uwagę na gumowych misiach. Nawet nie zauważyła, że Max się zarumienił kiedy przyszła. Gdyby to zauważyła, uznałaby, że to efekt przegrzania i gorącego klimatu Egiptu, więc wychodziło na to samo. Jakoś przebywanie z Maxem, wydawało jej się równie swobodne i naturalne co oddychanie - nie musiała niczego udawać, ani bawić się w pozory. Prawie jak przy Danielu - z tą różnicą, że nie potrafiła sobie wyobrazić Bein'a jako kogoś więcej niż przyjaciela. Max po prostu był, i już - zawsze pod ręką, gotowy pocieszyć dziewczynę. Rozumiał ją, a ona rozumiała jego...no prawie, bo do tej pory nie zauważyła, że przyjaciel jest w niej zakochany...ale spokojnie, Clara nie zauważyła nawet, że dla Daniela jest kimś więcej niż przyjaciółką, więc to nie nowość, że nie najlepiej u niej z odczytywaniem różnych uczuć i intencji. - Z kim jesteś w namiocie? Z kimś fajnym, czy raczej masakra? - zawsze nieco ją dziwiło, że przyjaciel wciąż ma pod ręką słodycze, ale w tym momencie była mu ogromnie wdzięczna, że może się poczęstować - w końcu nie jadła nic od...? Dobra, nie pamiętała.
- Proszę bardzo, częstuj się! - podsunął paczkę żelków w jej stronę i usiadł na kanapie. Max doszedł do wniosku, że się rumieni. Miał szczęście, że Clara tego nie zauważyła, bo wzięłaby go za chłopaka, który przegrzał się i potrzebuje wody... A Max nie chciałby tego. Prawdę mówiąc, Clara była jedną z niewielu dziewczyn, które zyskały stuprocentowe zaufanie Maxa, beż żadnych minusów. Max czuł się przy niej komfortowo, ich rozmowa zawsze była łatwa jak oddychanie i często przyjemna. Chłopaka dziwiło tylko to, jak ta dziewczyna mogła zrozumieć o co mu chodzi, ale to właśnie jedna z wielu "kobiecych spraw", których Max nigdy nie zrozumie. Spojrzał na Clarę. Znał ją bardzo, ale to bardzo dobrze i wiedział, że nienawidziła swoich piegów... I kolejna rzecz, której on nie rozumiał. W tych piegach wyglądała słodko i uroczo, były dopełnieniem do jej przepięknych oczu. Jednak dość trudno jest znaleźć dziewczynę, która nie narzekałaby na swój wygląd. Clara należała do dziewczyn, które mało co narzekały. Ale jej piegi są taaakie słodkie! Jak ona może tego nie wiedzieć?.. - Właściwie, to dzielę go z dwoma studentami ze Slytherinu... Ze swoją znajomą Veronique Lardeux i jeszcze kimś... Po nazwisku stwierdzam, że jest Japończykiem, albo coś w tym stylu - powiedział. Uśmiechnął się w myślach na samą myśl o dzieleniu namiotu z Veronique, jednak Japończyk... Słyszał o nim tylko to, że jest groźny. Nic więcej. - Czemu pytasz? A na jakich ty natrafiłaś? Śmiało, częstuj się - rozpromienił się i podsunął paczkę żelków jeszcze bliżej do Clary.
- Dziękuję. - W przerwach między opychaniem się żelkami, Clara zdołała odpowiedzieć Max'owi. Przypomniała sobie o własnych słodyczach, które przywiozła z Bristolu. Fasolki wszystkich smaków, czekoladowe żaby...szkoda tylko, że to wszystko zostało w walizce spoczywającej pod łóżkiem w namiocie numer osiemnaście. Dziewczyna nie zamierzała tam wracać - poza tym, miała nadzieję, że jej nocna ekspedycja się udała i zdołała po kryjomu ukraść walizkę i donieść ją do namiotu Bell, z którą notabene od wczoraj nie miała kontaktu...pewnie śpi, kiedy się żegnały, wyglądała na tak samo wykończoną jak Clara. Gryfonka mogła również opanować głód wizytą w namiocie stołówkowym, ale nie chciała ryzykować spotkaniem Daniela, albo Bellatrix...uznała, że będzie lepiej, jeśli później wybierze się do jakiejś kawiarni lub baru i tam zje porządny posiłek. - Tę ślizgonkę coś kojarzę, a jeśli to ten Japończyk o którym myślę, to chyba ma niezbyt dobrą reputację w szkole...lepiej uważaj, żeby nie podciął Ci w nocy gardła, albo coś. - no nie ma co, żart w wyśmienitym guście...Clarze naprawdę było wszystko jedno, a poza tym Max był przyjacielem - zrozumie, prawda? - Tak pytam z ciekawości. - blondynka wzruszyła ramionami - Z kim ja jestem w namiocie? - dziewczyna uniosła z dumą podbródek i prychnęła - Raczej byłam. Z Danielem i taką jedną Bellatrix.
- Ależ proszę bardzo, mam ich mnóstwo, jak to na M N I E przystało! - chłopak uśmiechnął się i sam sięgnął po parę żelków. Miał do Clary wiele pytań, między innymi gdzie spędziła wakacje, co przywiozła, jaki jest jej kontakt z ojcem, czy poznała kogoś nowego, czy spotkała się już z kimś znajomym oprócz jego w Egipcie... Ale nie wiedział jak zacząć, więc zaproponował jej żelki. A później myślał, że wszystko pójdzie z górki. Tak myślał. Wyszło jednak, że jeszcze jest w drodze na górę i najpierw musi na nią wejść, żeby z niej zejść. Max zastanowił się, kim był ten Japończyk ze Slytherinu, z którym był zmuszony dzielić namiot. Kojarzę tylko Gryfona-Koreańczyka, obiło mi się o uszy nazwisko Kirei... Nie, to na pewno nie oni... Niech pomyślę... A tak, to był z nazwiska Shin, czy jakoś tak... Ale co ja o nim słyszałem? Że jest niebezpieczny, tyle... Miał już zamiar otworzyć usta, żeby powiedzieć nazwisko tej osoby, jednak po chwili je zamknął, bo Clara zaczęła mówić. - Rudowłosa, studentka... - po informacji, którą usłyszał o Japończyku zatkało go. Nie mógł się odezwać słowem. - Wiesz, będę na neigo uważał - dodał po chwili. Gdy Clarie powiedziała, że już nie mieszka w namiocie, przekręcił głowę w bok. - Kobieca ciekawość nie zna granic, jak to mówią... Zaraz, zaraz, Daniela kojarzę, często go widuję w pokoju wspólnym... Czy Bellatrix i Denial to... - nie wiedział jak się wysłowić, więc przez chwilkę myślał i "zrobił" palcami serce. Wiedział, że Clara go zrozumie - była to przecież jego przyjaciółka.
- Musisz kojarzyć Daniela, na pewno Ci o nim opowiadałam. - Clara lekceważąco machnęła ręką, tak jakby ten temat nic dla niej nie znaczył. Kiedy Max narysował w powietrzu serduszko, pytając się czy Bellatrix i Daniel są razem, udawanie obojętnej nie poszło jej już tak dobrze. - Tak, są razem. - odpowiedziała nieco za szybko i wbiła wzrok w podłogę udając, że coś w wykładzinie bardzo ją zaintrygowało. Miała nadzieję, że Max nie zwróci uwagi na jej nagłą zmianę tonu i zachowania, ponieważ naprawdę nie miała ochoty opowiadać o tym wszystkim następnej osobie, ryzykując tym, że znów się rozpłacze. Bell, to Bell, jej można powiedzieć wszystko i w ogóle, a Max...Max to facet, taka przyjaźń jednak czasem działa na innych zasadach. Sądziła, że przyjaciel by ją pocieszył, a może nawet zrozumiał, ale samo myślenie, a co dopiero mówienie o Bellatrix i Danielu jako parze sprawiało jej niemal fizyczny ból. - Teraz chyba mieszkam u Bell. - znów przeniosła wzrok na Max'a. Chętnie by się teraz położyła na wolnym i wygodnym łóżku w namiocie Bell, ale jeśli przyjaciółka spała, to musiała być tak samo zmęczona jak Clara, dlatego ta nie chciała ryzykować obudzeniem jej. Wnioskowała, że przyjaciółka naprawdę musi spać, bo nie dostała od niej jeszcze żadnej sowy...
- Opowiadałaś. I gdy tylko zaczęłaś, buzia nie mogła Ci się zamknąć - powiedział i zaśmiał się, mimo tego, że była to prawda. Gdy poznał Clarę, dziwiło go jej zachowanie, jednak gdy ją lepiej poznał, wiedział już o co jej chodzi. Więc gdy blondynka tylko machnęła ręką, wiedział, że ten temat obchodzi ją tak, jak zeszłoroczny śnieg. Albo jak przepis na tort z nietoperza. Innymi słowy, ten temat W OGÓLE nie interesował dziewczyny, a Maxiu domyślił się, że ma jej nie zagadywać. Gdy tylko dowiedział się o tym, że Bellatrix i Daniel są razem, niemal go zamurowało. - A ty Daniela... No wiesz, za bardzo lubiłaś... Nie, nie będę poruszał tego tematu - zauważył jednak zmianę w głosie Clary. Westchnął, znał Clarę za dobrze i wiedział, że w podłodze nic jej nie interesuje. Max wiedział jednak, że Clara nie ufa mu tak bardzo jak on jej, miała większe zaufanie do swojej najlepszej przyjaciółki... Z resztą, niewiele dziewczyn poruszało tematy miłości z chłopakami, bo albo się bały ich reakcji, albo zwyczajnie N I E C H C I A Ł Y rozmawiać o tym z mężczyznami z... Jakiegoś tam powodu, którego mężczyźni nigdy nie poznają i nie zrozumieją. - U Bell? Pani perfekt z mojego domu? Nazywana "rudowłosą pięknością"? - zaśmiał się z tego co powiedział na samym końcu. Blondyn spojrzał na Clarę. Musiała być strasznie zmęczona, a Bell spała po... Jakiejś imprezie? Albo czymkolwiek innym. - Clara, wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale... Jakby Bell spała i nie chciałabyś jej budzić, zawsze możesz skorzystać z mojego łóżka w moim namiocie - uśmiechnął się kłopotliwie. Nie wiedział, jak Clara to przyjmie, ale myślał, że zachowa spokój. - I nie martw się, mogę Ci ustąpić łóżko, a sam będę spał na podłodze - dodał po chwili.
- Taak, chyba aż za bardzo go lubiłam. - Clara ucięła i znów wbiła wzrok w podłogę, usilnie się jej przyglądając. Naprawdę nie miała ochoty poruszać tego tematu, zwłaszcza po tym jak wczoraj próbowała o tym nieco nieskutecznie zapomnieć - razem z Bell spiły się prawie do nieprzytomności - przynajmniej Clara, bo na krukonkę alkohol aż chyba tak nie podziałał. Niestety zamiast zapomnienia, wczorajszy wieczór pomógł jej tylko wejść w dziwny stan odrętwienia. Rano oczywiście pojawił się kac i strach spowodowany tym, że gryfonka nie wiedziała czym zajmowała się ubiegłej nocy, po tym jak pożegnała się z Bell przed barem...no cóż, Clara przybij piątkę, rzeczywiście sobie pomogłaś. Za każdym razem, kiedy przypominała sobie, to co się wczoraj wydarzyło, od razu czuła dziwny ucisk w żołądku. Niemal automatycznie zaczynała odganiać od siebie wspomnienia o tym co wydarzyło się w namiocie numer osiemnaście - czuła, że jeśli pozwoli sobie na zagłębienie się w temat, później już nie będzie mogła się z tego wszystkiego wyplątać i załamie się kompletnie. - Tak, tak u tej Bell. Na pewno ją znasz, też Ci o niej dużo opowiadałam. - Clara była pewna, że wspominała Max'owi o Bell. Przyjaciele zwykle znają przyjaciół swoich przyjaciół, o. - Dzięki za propozycje, ale raczej nie skorzystam. Nie chcę pozbawiać Cię łóżka, a w namiocie Bell jest jedno wolne. - uśmiechnęła się do przyjaciela z wdzięcznością. Oczywiście, że była zmęczona i na taką na pewno wyglądała, ale jeszcze trzymała się na nogach. Jeszcze.
- Zauważyłem... - znów westchnął, bał się kontynuować ten temat, ze względu na reakcje Clary. Bał się, że gdy jeszcze raz poruszy ten temat, Clara uderzy go, albo zrobi mu coś innego. Właśnie, bał się Clary, nie wiedział jednak dlaczego. Co prawda, Max nigdy wcześniej nie bał się Clary, złego słowa, teraz jednak zaczął. Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy Clara mnie przeraża. Prawdę mówiąc, o niektórych sprawach Irlandczyk mówił tylko swoim najlepszym przyjaciołom pod słońcem - chodzi o Gryfona Maxa i Puchona imieniem Karou. Byli to najbardziej zaufani przyjaciele blondyna, mógł się z nimi wygłupiać, śmiać, wyć podczas grania na gitarze... A oni zawsze byli pod ręką Maxa. No, prawie. W Egipcie gdzieś ich wcięło, mumia musiała ich zjeść, albo i nawet wielbłąd. Albo zostali porwani... Kto wie, może plączą się po Egipcie jak Maxiu? Z resztą, tam gdzie był Karou był też i Max, gdzie Fineberg, obok zobaczysz pana Bein. Logiczne, prawda? Max był niemal nierozłączny z przyjaciółmi, niemal zawsze robili najlepsze imprezy. Wszystko skończyło się w wakacje, kiedy stracił z nimi kontakt, co było winą wyłącznie rodziców chłopaka. Po słowach Clary, niespodziewanie zaczął się śmiać. - Ja ją znam niemal od pierwszej klasy! Bynajmniej kojarzę, pełno jej było w pokoju wspólnym. A dzięki Twoim "opowiadaniom", znam ją jeszcze lepiej! - śmiał się wypowiadając te słowa, więc były niewyraźne. Po jakimś czasie, śmiech chłopaka ustał. Spojrzał na Clarę zatroskany. - Na pewno? Wyglądasz na zmęczoną... Psychicznie i fizycznie... - powiedział wciąż patrząc na dziewczynę.
Clara mimowolnie się uśmiechnęła, widząc dziwną reakcję przyjaciela. Czy on się jej bał? No cóż, chyba nie tego, że go uderzy - pierwsze co przychodziło na myśl, kiedy miało się do czynienia z tą drobną dziewczyną, to to, że siła fizyczna jest raczej ostatnią rzeczą, którą może się pochwalić. Co innego magia i potyczki słowne - na tych polach strach się jej bać, a co! - To w takim razie wiesz, że jestem w dobrych rękach. Tak jakby. - znów się uśmiechnęła. Jakoś łatwiej jej to przychodziło w obecności Max'a - jednak przyjaciele to dobra rzecz. Spoważniała dopiero wtedy, kiedy zobaczyła, że chłopak przygląda jej się z zatroskaniem. No cóż, nie dziwiła mu się - czuła się jak trup i pewnie wyglądała jak trup. - Nie tylko wyglądam, ale jestem zmęczona. - po chwili westchnęła, zastanawiając się czy wyznać przyjacielowi co jest przyczyną jej ogólnego samopoczucia - o ile wcześniej się już nie domyślił.
Co prawda, chłopak sam nie wiedział, dlaczego się czegoś boi. Często nie umiał się wysłowić, wychodziło mu to dość.... okropnie. Może dlatego, że chłopak nie lubił mówić o swoich strachach, fobiach i tłumaczyć dlaczego się boi? Gdy tylko zobaczył uśmiech Clary, sam nie mógł powstrzymać siebie od uśmiechu. Co prawda, chłopak nawet za bardzo lubił dziewczynę, a w szczególności jej uśmiech, dzięki któremu niemal automatycznie pojawiał się uśmiech na twarzy blondyna. Cóż tu poradzi, nigdy nie wiadomo, kiedy kogoś strzała amora trafi! - Jesteś, oj jesteś. Bell to odpowiedzialna osoba. Zaopiekuje się Tobą jak... Córką - po swoich ostatnich słowach, na twarz chłopaka mimowolnie spłynął najszerszy uśmiech, z ukazaniem białych zębów. Dobrze wiedział, jaka jest Bell - przecież prefektem nie każdy zostaje, a Maxiu baardzo dobrze o tym wiedział. A nawet ZA dobrze. - Naprawdę nie chcesz pójść ze mną do mojego namiotu, żebyś się chociaż zdrzemnęła? Alb chociaż zaprowadzę Cię do namiotu Bell... - jego oczy i mina znów były przepełnione troską. Jeżeli mowa o Clarie, była dla niego jak kochana, młodsza siostra, na której punkcie Max jest nadopiekuńczy. Nie chciał, by działo się jej nic złego. Jednak za skarby świata (chodzi tu o słodycze) nie domyśliłby się, co jest przyczyną złego samopoczucia Clary. Nie miał zmysłu do takiego czegoś, szkolił mu się.
Bell tymczasową matką Clary? Coś w tym było. - Nie, nie naprawdę nie będę Ci zawracać głowy. Później wyjdzie na to, że to Ty nie będziesz miał gdzie spać. - dziewczyna wzruszyła lekceważąco ramionami. Oczywiście, teraz oddałaby życie za drzemkę w wygodnym łóżku - prawdopodobnie spędziła całą noc na ziemi na polu namiotowym, więc nie była szczególnie wyspana. Wbrew pozorom to był jednak dobry znak - nie obudziła się z nikim w łóżku. Wciąż miała nadzieję, że wczorajszej nocy nic, a nic się nie wydarzyło. Nie chciała obciążać Max'a swoją obecnością, nie mówiąc już o jego lokatorach których ledwo znała. - Ejj, nie potrzebuję niańki! Sama trafię do Bell. - obruszyła się i wywróciła oczami, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. W tej całej trosce Max'a było coś rozbrajającego, i po prostu nie można nie było się nie uśmiechnąć. Często czuła się jak jego młodsza siostra - w sumie to chciałaby mieć brata...Taką rolę w jej życiu do pewnego czasu pełnił Daniel, który starszy od niej o kilka lat, często pomagał przyjaciółce w nauce i innych duperelach. Teraz kiedy wszystko się zmieniło Clara poczuła, że tęskni za czasami kiedy miała tylko jedenaście lat i wszystko wydawało się jej takie proste.
Na wizję Bell w roli matki Clary, chłopakowi zebrało się na śmiech, ale wtedy Clara zaczęła coś mówić, więc kompletnie zapomniał o swoim powodzie do śmiechu. - Nie zawracasz mi głowy, właściwie... Ty nigdy tego nie robisz. I co z tego? Będę spał tutaj, do Twojego przyjścia całkiem wygodnie mi się tutaj leżało - szczerze powiedział przyjaciółce. Max jednak dochodził do wniosku, że Clara naprawdę potrzebuje snu, więc nieugięcie proponował jej sen w jego własnym łóżku, podczas kiedy on wynajdzie kartki z chwytami, a po jej przebudzeniu zagra jej piosenkę jej ulubionego zespołu... To spowoduje jednak tylko to, że Clarie albo pomyśli, że się podlizuje, albo podniesie się jej poziom lubienia Maxa. Kto wie? Merlin. Chłopak mógł się też domyślać, dlaczego dziewczyna się bała - jego współlokatorzy. Prawdę mówiąc, nie było co się bać Veronique, ale ten Japończyk i jego reputacja w szkole... Nawet Maxa przechodziły dreszcze na samą myśl o tym, że może on mu podciąć gardło. - Ja nie niańka, ale wydaje mi się, że ty potrzebujesz kogoś, kto Cię chociaż zaprowadzi do jej namiotu. A co, jeżeli ktoś Cię porwie i jeszcze Merlin wie co zrobi? - rzekł z jeszcze większą troską, nie tylko w głosie, ale i w oczach. Nadmiernie bał się o przyjaciółkę, jak nigdy. Bał się, że nigdy więcej jej nie zobaczy, zapomni o niej, albo co gorsza - umrze, a wtedy straci ją na dobre. Brr, jak Max nienawidził o tym myśleć! Przeszły go leciutkie dreszcze... Blondyn miał nadzieję, że dziewczyna tego nie zauważy...
Clara pokręciła głową. Co do współlokatorów Max'a, raczej się ich nie obawiała - albo przynajmniej nie w tym sensie w jaki obawiał się ich jej przyjaciel. Jeśli chodziło o ślizgonów o złej reputacji, to naprawdę miała do czynienia z wieloma "przypadkami" i jakoś dawała zawsze sobie radę. - Niee, jeśli już to ja się tutaj prześpię. Na razie i tak przeszła mi ochota na sen, więc... - dziewczyna wzruszyła ramionami. Pewnie gdyby chociaż na chwilę położyła głowę na poduszce, to od razu by zasnęła, ale w tej sytuacji nie chciała pokazać Max'owi jak bardzo jest zmęczona. Co z tego jeśli sam to doskonale widział? Wolała udawać, że wszystko jest ok. - Porwie? Chyba coś Cię wyobraźnia ponosi Maxiu. - spojrzała na niego z ukosa. No cóż, wydawało jej się to nieprawdopodobne. Przynajmniej w tym momencie... Do namiotu Bell naprawdę było niedaleko, zaledwie parę kroków, ale dziewczyna i tak doceniła troskę krukona - co prawda nie dostrzegła tego, że Max'a przeszły dreszcze, ale zwróciła uwagę na wyraz jego twarzy - nie często ludzie patrzyli na nią w ten sposób.
Patrzył na Clarę. Już myślał, że mu zarzuci jakąś ciętą ripostą i sobie pójdzie, zostawi go tutaj, a później nie będzie się już do niego w ogóle odzywać... Straszna wizja. Jednak kiedy dziewczyna tylko pokręciła głową - odetchnął z ulgą w duchu. Chłopak doszedł do wniosku, że dziewczyna zwyczajnie nie chce tego, co dla niej dobre - bo się boi. - Moje słowa Cię przekonały? - zaśmiał się. Doskonale rozumiał przyjaciółkę, zwyczajnie nie chciała mieć nic do czynienia z jego współlokatorami. - Nie masz ochoty na sen? Właśnie widzę. Starczy, że się położysz, a zaśniesz! Nadal patrzył na nią z troską. Zwyczajnie spodziewał się najgorszego - że ją straci. Byleby się to nie wydarzyło! Max o wiele za bardzo martwił się o Clarę, dało się to widzieć. - A nie słyszałaś o Arabskich rozbójnikach? Nie ponosi mnie, zwyczajnie boję się Ciebie puszczać samej, chyba za bardzo się o Ciebie troszczę - powiedział. Mimowolnie westchnął, wypuszczając z siebie trochę powietrza zmieszanego ze strachem. Co go obchodziło, że Bell mieszkała niedaleko?! Mogła spać, a wtedy Clara musiałaby znów chodzić w kółko po Egipcie, a wtedy naprawdę COŚ by się jej stało. Na przykład, porwie ją jakiś Egipcjanin i wsadzi do łóżka... POZBĄDŹ SIĘ TEGO Z GŁOWY, JUŻ! Nienawidził takich wizji, tym bardziej z kimś dla niego ważnym w roli głównej. Poczuł na sobie wzrok Clary i delikatnie się uśmiechnął. Chciał ją przekonać do swojej decyzji, choćby nie wiem co!
Clarę bardzo ciężko było przekonać do zmiany decyzji. Żeby jej coś wyperswadować trzeba sie bylo uciec do podstepu, a nawet wtedy trudno było pokonać upór dziewczyny. - Nawet nie chodzi o to czy przekonały, czy nie...- wywróciła oczami, po czym posłała Maxiowi uśmiech. - Jakoś przeżyję. Zobaczysz, poradzę sobie, nie masz się o co martwić. - wzruszyła ramionami. Według niej Max naprawdę martwił się na zapas. Co z tego, że jej najlepsza przyjaciółka została porwana przez jakiś arabskich gangsterów, Clara jeszcze o tym nie wiedziała, no. Na razie nie ma po co szerzyć paniki. - Max, posłuchaj mnie. Nie sądzę, żeby jakikolwiek arabski bandyta miał czelność zapuścić się na Hogwardzkie pole namiotowe, gdzie każdy uczeń od małego szkraba uczył się jak przedewszystkim obezwładnić napastnika. Poza tym, w razie czego, caly czas mam przy sobie różdżkę.- spojrzała mu w oczy, chcąc przekonać go do swojego stanowiska. Jak na ironię - jej nikt nigdy nie mógł do niczego przekonać, za to przekonywanie innych do swoich racji było wręcz hobby Clary.
To, że Clary nie tak łatwo przekonać do zmiany decyzji było wiadome dla Maxa. I zawsze było ją taaak trudno zmusić do zmiany... Chłopak jednak miał już plan, swój pierwszy chytry plan, który wydawał się być dobry. - Przecież ty i tak potrzebujesz snu, spójrz na siebie. Gdybym mógł, wziąłbym lusterko i pokazał Ci Twoją twarz, masz purpurowe worki pod oczami, a powieki niby lekko spuszczone... - zaczął lekko przynudzać, tak mu się chociaż wydawało. - "Jakoś", jakie to mylące słowo! Prawdę mówiąc, to wyglądasz jakbyś spała najpierw z kimś łóżku, a potem zostałaś z niego wywalona na ziemię. Co z tego, ze w Hogwarcie uczyli się wspaniałej magii, którą mogliby powalić przeciwnika? A jeżeli Ci gangsterzy to akurat czarodzieje? Gdy tylko Clara skończyła mówić i nadal patrzyła w jego oczy, wybuchnął śmiechem. Gdy tylko skończył się śmiać, oddało mu mowę. - A co, jeżeli Ci gangsterzy specjalnie pójdą na pole namiotowe i będą to czarodzieje? Mogą Cię porwać i pozbawić różdżki, a byłabyś wtedy taka mądra? Jest przecież osiemdziesiąt procent szanty, że w tych okolicach żyją czarodzieje. Jak inaczej znalazłbym galeony w futerale mojej gitary, kiedy z nudów grałem w mieście? - Max powoli zdobywał wrażenie, że jego argumenty są nieco lepsze od argumentów blondynki. I kto górą? Jeszcze ją przekonam. Psot z dedykacją! Dla DANIELA SLONE!
- Dzięki, na serio polepszyłeś mi humor, wiesz? - Clara spojrzała na niego spode łba. Dobra, wiedziała, że w tym momencie nie wygląda jak królowa piękności, ale wątpiła, że kilka godzin snu jakoś znacznie polepszy jej stan. Potrzebowała wakacji od wakacji, ot co. Kiedy Max ponownie podjął temat, mówiąc, że wygląda jakby się z kimś przespała, a później spadła z łóżka, przygryzła wargę. Była pewna, że przyjaciel nie powiedział tego specjalnie - albo po prostu ujął to w zły sposób. Znów wbiła wzrok w podłogę, zastanawiając się, czy właśnie tak nie było poprzedniej nocy. Kiedy znów zaczęła mówić, jej głos uległ nieznacznej zmianie. Próbowała przybrać swobodny ton, ale widać było, że się martwi. - Oeezu, Max no. Przecież nikt mnie nie napadnie w biały dzień.- wywróciła oczami, dając przyjacielowi do zrozumienia co myśli o całej sprawie. - Załóż klub o nazwie "Mam obsesje na punkcie bezpieczeństwa Clary". Znam parę osób, które na pewno się dołączą. - znów obdarzyła krukona spojrzeniem, tym razem znudzonym. - Uwierz mi, umiem o siebie zadbać, nie jestem dzieckiem. Nie będę cały czas siedzieć w jednym miejscu i to pod nadzorem. - pufnęła ze złością. Oh god, why? Dlaczego wszyscy uważali, że właśnie nad nią skupiają się wszystkie niebezpieczeństwa świata? To była taka mini pięta Achillesa Clary - dziewczyna uważała, że jest samowystarczalna, zawsze i wszędzie sobie poradzi - ostatnie wydarzenia pokazały, że tak nie jest, no ale.
- Przepraszam, ale tylko chciałem dać Ci do zrozumienia, ,ze POTRZEBUJESZ snu! Wtedy zbrzydniesz... I nie będziesz miała szans z Belaltrix - o cudo, obudziła się "Ślizgońska" strona Maxa. Zależało mu tylko na tym, żeby zgodziła się wreszcie na jego warunki. Żeby zasnęła chociaż tu, albo w namiocie Maxa i nie męczyła się... Zależało? Właściwie, chłopak prawie o to walczył z blondynką. Cóż tu poradzić, z takimi czasem trudno się dogadać. Jego uwaga na temat miejsca spania dziewczyny chyba była trafna... Bynajmniej tak sądził, gdy Clara przygryzła wargę. Odrobinę przeraził się tego, ze to może być prawda. A jeśli spała z kimś? Z KIMKOLWIEK?! Co by wtedy było? Max strasznie troszczył się o przyjaciółkę, nawet o wiele za bardzo... I chyba nie powinien. A może powinien, jako przyjaciel? Może powinien, może i nie. Ile jest na świecie osób, które tak bardzo troszczą się o Clarę jak on? Tego nie wie nikt prócz samej Clary. Usłyszał drobną zmianę w głosie Clary... - Chyba nie czytasz już starego, dobrego żonglera. "Sara Finkle zaatakowana przez animaga w biały dzień"... Był to taki mały, uroczy, biały kotek... A okazało się, że to obleśny siedemdziesięciosiedmioletni mężczyzna. Nadal nie wierzysz? Wydanie akurat lipcowe... - powiedział. Poczuł się tak, jakby miał już bardziej mocne argumenty. - Nie, nie sądzę, że jesteś dzieckiem i potrzebujesz opieki. Jestem tylko o Ciebie nadmiernie troskliwy, tyle. Za bardzo Cię lubię - uśmiechnął się lekko po ostatnich słowach. Uśmiechnął? Uniósł tylko kąciki ust. Powiedział Clarze, że ją za bardzo lubi - czy ona coś z tego wywnioskuje?