Zatrucie? Ból głowy? Gorączka? To właśnie do namiotu pielęgniarskiego powinieneś się udać. Najlepiej, żebyś zrobił to od razu po wystąpieniu pierwszych objawów, ponieważ tutejsze choroby mogą być bardzo groźne dla turystów nieprzyzwyczajonych do takiego klimatu. Pracujący tu medycy sprawnie uporają się z Twoimi problemami zdrowotnymi. Jeśli nie - możesz zostać na noc, namiot jest do tego przystosowany, głównie poprzez ciąg białych łóżek, niczym od siebie nie oddzielonych. Lepiej nie choruj podczas tych wakacji!
Shane był prawie żywy, chociaż kłamstwem byłoby stwierdzenie, ze specyfiki podane przez pielęgniarza mu nie pomogły. Niestety, nie na spaloną słońcem skórę, która piekła niemiłosiernie i Wolff miał wrażenie, ze zaraz stanie w płomieniach. - Quentine… - mruknął, odwracając wzrok ku dziewczyninie – Dlaczego gapisz się na moje stopy? Zresztą, to był jego najmniejszy problem. Teraz powinien przejmować się tym, ze może nie zagra w zawodach! O Boże, nie, nie, nie, Shane zaraz zacznie panikować, uwaga! Zawali karierę, zawali wszystko, straci majątek i swoje owce! - O nie, Quentine, zrób coś, zrób, żebym nie umarł, nie był kaleką, ja muszę zagrać w zawodach, Jezu, nie mogę nie zagrać, przecież jestem w reprezentacji, Trener mnie zabije! Był tak zdenerwowany, że nawet mu się zaczęły te całe stopy trząść.
Gapiła się tak z dobre pięć minut. Fascynujące no nie? Quenia może zacząć swą karierę wróżbitki, która wróży ze stóp. A jaka by wtedy kasa szła za to? Hehe byłby bogata od emmm Shane'a? Nie wiem, ale byłby na pewno. Po chwili ocknęła się i doszła do wniosku, że rzeczywiście gapi się w jego stopy. -ojejej ojej co ja mam zrobić? Omatko, prze pana niech pan nie umiera. Dla kogo ja będę robiła te papierowe znicze, i kto mnie nauczy latać na miotle? No i jeszcze kto mi w lekcjach pomoże? Ojej przecież pan jest tym jak mu tam, strzelającym?! Nieważne NIECH PAN NIE UMIERA BŁAGAM! - aż się dziewczyna rozpłakała. Jeszcze tego brakuje. Mazgającej się blondynki na widok ledwo żywego nauczyciela.
O nie, płaczu Quentine nie zniesie - co może być gorszego? A tak, śmierć. - Ej, Quenia, nie płacz! - powiedział, teraz on zatroskany. Usiadł na łóżku i jakby cały ból mu odszedł, gdy zobaczyć rozhisteryzowaną Quentine. - Ej, no.. nie umieram jeszcze! I role się teraz odwróciły, chociaż to Shane leżał w szpitalnym łóżku jako pacjent, miał wrażenie, że to on ma się kimś opiekować. No, nie kimś, tylko Quentine. Podrapał się po głowie i zacmokał z niezadowolenia. - No ten, już już... - objął dziewczynę ramieniem, ale niestety, syknął z bólu. Jego skóra była zbyt spalona.
Bell już otwierała usta, żeby powiedzieć coś o noszeniu zdjęcia Daniela w kieszeni, ale jednak się rozmyśliła. No bo przecież to było DZIWNE. Potem, przez swoją nogę, na chwilę zapomniała o tym wszystkim, dopiero Clara swoim mówieniem, że będą musiały zrezygnować z picia, przypomniała jej co i jak, więc Bell zaraz zaprzeczyła i zapewniła ją, że ktoś w namiocie pielęgniarskim na pewno to szybko wyleczy, a zresztą rozwalona noga przecież w niczym nie przeszkadza. Dokuśtykały tak jakoś do celu, Bell topiła się już we własnym pocie, a co dopiero Clara. Okropny upał. - Dzień dobry... czyyy mogłabym coś dostać na nogę? - zapytała, sama nie wiedziała kogo, usiadła sobie na łóżku i zobaczyła Quenię i Shane'a. Uśmiechnęła się do nauczyciela i zaraz zaczęła myśleć, że to super moment, żeby mu włos zabrać, gdyby jeszcze tylko wiedziała jak! - Dzień dobry, trenerze. Cześć, Quentine. Widzę... widzę, że was Egipt też niespecjalnie lubi. - Chciała się uśmiechnąć, ale powstrzymało ją przed tym pieczenie, bo chwilę wcześniej pojawił się pielęgniarz numer dwa i mrucząc pod nosem coś o ludziach zza granicy, posmarował nogę Bell jakimś tajemniczym czymś. Zerknęła na Clarę, sprawdzając czy ciągle tu jest. Nie chciała, żeby sobie uciekła, przecież zaraz, za chwilę, jak tylko nie będzie tak bolało, pójdą stąd i gryfonka będzie mogła naprawdę zapomnieć o wszystkich smutkach, chociaż na jakiś czas.
Po godzinie zmęczone, złe i umierające z duchoty Bell i Clara wreszcie zdołały się dostać do namiotu pielęgniarskiego. Dostać, tfu! One zdołały się tam doczołgać, przynajmniej tak się wydawało gryfonce, która przez całą drogę z plaży musiała dodatkowo wziąć na siebie połowę ciężaru Bell, która to przewiesiła rękę na ramieniu Clary, aby nie obciążać zranionej nogi. - A miałam siedzieć na tych kamieniach do końca życia, no kurcze. - blondynka mruknęła, nie tyle do Bell co do siebie. Teraz już była do końca pewna, że był to najgorszy dzień jej życia - bo gorzej chyba już być nie mogło, prawda? Chociaż w sumie to mogło. Już nawet nie chciało jej się być miłą i tylko burknęła "dzień dobry" w kierunku leżącego Shane'a i "cześć" w kierunku Quentine. Stanęła obok łóżka na którym usiadła Bell, przymykając oczy i ciesząc się, że chociaż przez chwilę mogła pobyć w przyjemnie chłodnym namiocie. -Piecze? - zapytała przyjaciółkę nie otwierając oczu.
Jak widać, Shane nie był jedynym pokrzywdzonym na tych magicznych (sic!) wakacjach w Egipcie. Także i Bell spotkała okazja by poznać uroki tego wspaniałego kraju i klimatu. Mężczyzna wyprostował się nieco, nie umiejąc się przy tym powstrzymać od jęknięcia z bólu, i spojrzał w stronę dziewczyn, które zajęły łóżko nieopodal. Usiłował się uśmiechnąć, ale spalona skóra twarzy jakoś mu na to nie pozwalała. - Aj, jakbym wiedział, to bym się nie pisał na żadne Egipty! - rzucił, kładąc powoli głowę na poduszkę. - A wam co jest, dziewczyny? Mam nadzieję, że nic poważnego? Jakiś pielęgniarz podszedł do Shane'a i usiłował zaaplikować mu jakaś maść na twarzy, ale młody Wolff głośno zaprotestował - bolało go nawet jak nakładano mu lekarstwo.
Wcale nie był najgorszy dzień! Nie to, żeby miały być jeszcze bardziej beznadziejne, po prostu nie musiał być tak zły jak na razie się wydawało... przecież zaraz stąd wyjdą, no nie? Bell już nawet nie miała siły po raz kolejny Clary o tym zapewniać, bo miała wrażenie, że jej słowa wcale do niej nie docierają. Nic nie szkodzi, za niedługo po prostu jej to pokaże i wtedy będzie musiała przyznać rację. - Okropnie - mruknęła i zacisnęła zęby, kiedy maść pokrywała coraz większy kawałek nogi, więc i pieczenie było gorsze. Ale Bell nie była osobą, która krzyczałaby, jak to okropnie boli, więc tylko po jej minie i palcach zaciśniętych na pościeli można było poznać, że coś jest nie tak. Po jakimś czasie pielęgniarz przywołał bandaż i owinął nim nogę Bell. Nie podobało jej się noszenie czegoś takiego, ale dzięki magicznej medycynie mogła zdjąć opatrunek już za kilka godzin i nie pozostanie żadna okropna blizna. Podobno. - Egipt jest super... tylko widać my pecha przyciągamy. Rozwaliłam sobie trochę nogę, nic takiego. Ten pech to pewnie rodziny, hehe. Nie, nie mogła tak myśleć, bo potem się ogromnie rozczaruje, bo to tylko zbieg okoliczności, chociaż kombinując to wszystko z eliksirem, już w jakiś sposób uwierzyła. Zerknęła na swoja nogę. Prawie nie bolało. Tak tylko trochę, nieznacznie, będzie normalnie chodzić, pójdą z Clarą do jakiegoś baru... Spojrzała na Shane'a i na pielęgniarza, któremu jakoś niespecjalnie wychodziło leczenie. Wstała i nieco skacząc na jednej nodze, zbliżyła się do tamtego łóżka. - Do tego potrzeba kobiecej ręki, delikatności i... i w ogóle - oznajmiła pielęgniarzowi i zabrała mu lekarstwo, (powiedzmy, że to jakaś kolejna maść czy tam papka była), który był tak zdziwiony, że nawet nie zaprotestował. - Mogę? - uśmiechnęła się do Wolffa i wzięła tego czegoś na palce, ale chyba za dużo bo kapnęło na twarz profesora, tak bardziej na czoło, ale również na włosy, więc Bell chciała nadmiar papki zebrać no i TAK JAKOŚ PRZEZ PRZYPADEK wyrwała włosa. - Uch, przepraszam - mruknęła i drugą dłonią rozsmarowała delikatnie lekarstwo na twarzy Wolffa. - Lepiej?
Była bardzo zaskoczony widząc jak chętnie Bell podskakuje na swojej jednej zdrowej nodze by... obsmarować mu twarz maścią? Nie zdążył nawet zaprotestować, gdy na jego czole wylądowała biała ma, dosyć kleista i niezbyt ładnie pachnąć. Już chciał krzyczeć, aby nikt go nie ruszał, gdy poczuł nagle wielką ulgę. Tak wielką, że nie poczuł jak dziewczyna "przypadkowo" wyrywa mu włosa. - Aj, aj, dobra, dobra! - rzucił spanikowany, gdy dotarło do niego co się dzieje Szybko wymknął się spod opiekuńczej ręki Bell. - Dzięki, dzięki, ale sam sobie już poradzę...e, ty sama potrzebujesz pomocy! Był nieco skrępowany i wcale nie podobała mu się ta sytuacja w której się znalazł.
Clara uchyliła jedno oko, i z niewielkim zdziwieniem obserwowała jak Bell, która jeszcze przed chwilą z bólu zaciskała palce na pościeli, doskakuje do Shane'a na jednej nodze. - Ee, Bell.. - gryfonka uchyliła też drugie oko, ale w dalszym ciągu nie chciało jej się ruszać z łóżka na którym usiadła. Była bardzo ciekawa co zrobi jej przyjaciółka. Kiedy na jednej nodze doskoczyła do nauczyciela i rozsmarowała mu jakąś maść, "przypadkiem" wyrywając mu przy tym włos, Clara parsknęła cichym śmiechem. Po chwili zreflektowała się i znów wróciła do poprzedniej roli, czyli umierającej z gorąca męczenniczki. Nie chciała wydać Bell, ani tym bardziej zaszkodzić jej swoją reakcją. W tym momencie nie była pewna czy zaraz wybuchnie płaczem, czy histerycznym śmiechem i zamiast siedzieć w namiocie pielęgniarskim, zostanie odesłana do namiotu psychiatrycznego - jeśli coś takiego istnieje. Poza tym wszystkim, cieszyła się, że przynajmniej Bell dzisiaj się coś udało i, że może dzięki włosowi Shane'a uda jej się dotrzeć do rodziny ze strony swojego ojca, a może nawet i samego ojca.
Ta sytuacja rzeczywiście była dziwna, pewnie gdyby Bell się bardziej zastanowiła, nie wiedziałaby co ją popchnęło, żeby nauczyciela smarować lekarstwem... tak jakoś. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, niby to trochę zakłopotana, ale też zadowolona, że się udało. - Ym... dobra - zagryzła wargę, patrzyła jeszcze przez chwilę na Shane'a, po czym odwróciła się, by przejść z powrotem do Clary. Ej, ale ta noga serio ją bolała, no przecież nie rozwaliła sobie jej specjalnie, nie? Nie mogła wiedzieć, że Shane tu będzie. Tak jakby. Ja mogłam, ale to już zupełnie inne sprawa. - To możeee... my już pójdziemy? - spojrzała na Clarę wzrokiem mówiącym, że im szybciej stąd wyjdą tym lepiej, bo zaraz zrobi kolejną głupotę.
- Tak Bell, chodźmy, bo ee...chodźmy. - Clara ucięła szybko i wstając z łóżka, z niepokojem spojrzała na jeszcze nie do końca zdrową nogę przyjaciółki. - Jesteś pewna, że chcesz już iść ? Godzina mi nie zrobi różnicy, ale wygląda na to, że Twojej nodze chyba tak. - gryfonka przenosiła wzrok to z Shane'a to z Bell i zastanawiała się, czy zostanie tutaj jeszcze przez godzinę rzeczywiście było takim świetnym pomysłem...Mina krukonki była jednoznaczna i Clara się domyśliła, że dziewczyna chce stąd iść zanim znów powie albo zrobi coś co wzbudzi w nauczycielu jakiekolwiek podejrzenia, jednak zdrowie najważniejsze, o.
Oj tam noga, przecież była prawie zdrowa, mogła jako -tako chodzić, a pielęgniarz powiedział, że za jakiś czas wszystko z nią będzie okej, więc nie potrzebnie było udawać, że Bell to kaleka. Co tam, trochę poboli, może przez ciągły ruch trochę dłużej się pogoi, ale w końcu to zrobi. - Clara! Nie wygłupiaj się - syknęła. - Idziemy... bo nam zaraz wszystkie bary pozamykają... wiesz jak to jest. Do widzenia! - pożegnanie powiedziała nieco głośniej niż wszystko inne, właściwie to krzyknęła i nie odwracając się, wyciągnęła Clarę z namiotu.
Nie jest niespodzianką, że Kevin prędzej czy później trafiłby do namiotu pielęgniarskiego, z jego umiejętnościami... No i trafił. Biedaczek leżał zbyt długo na słońcu przed namiotem i się spiekł, no co tu dużo opowiadać. Próbował coś z tym zrobić, ale nie wiedział zbytnio, co. Polewanie wodą nie pomagało, łajno od Spencera tylko pogorszyło sprawę. Piekło go i piekło i nie mógł wytrzymać! Nie mógł nawet nałożyć na siebie koszulki, przez co, kiedy tylko dorwało go słońce, to ból się wzmagał. Postanowił więc iść do namiotu pielęgniarskiego, który wydawał się być ostatnią deska ratunku. W końcu tam dotarł, z koszulką w ręku (ubierze ją, gdy będzie mógł, nie było mu przyjemnie paradować z nagim torsem - niestety, nie miał kaloryfera, dlatego nie ganiały za nim psychofanki). Już chciał uciekać stamtąd, widząc zamulająco nieco Quenię (o Merlinie, dlaczego ona mnie widzi w takim stanie) i wstydząc się też przed Shane'em, który znajdował się też w... nie tak dobrym stanie, w jakim widywał go wcześniej. Kevin zaczepił pielęgniarza, żeby ten udzielił mu pomocy.
Och, może to głupie, ale Shane czuł ulgę, że nie tylko on był tym idiotą co się na słońcu Egipcie spalił. Gdy zobaczył Kevina jakaś dziwna radość, stop, błogość go nawiedziła. - Och, Kevin! - zawołał Shane, machając do ucznia rękę. Ale zaraz tego potem pożałował, bo skóra go zapiekła. - Przygoda w Egipcie, prawda? Usiłował się zaśmiać, ale spieczona twarz też mu to utrudniała. Po chwili jednak Shane zamiast uśmiechać się, zaczał płakać, ze zawali zawody, trener go zabije, nie wygra pucharu, nie zarobi na nowe obce i nikt nie będzie go chciał już kochać.
Kevin słyszał, że Shane go zaczepił, ale na razie nie mógł zareagować, bo zajmował się nim pielęgniarz. A raczej jego plecami, bo to one były powodem, że Fleetwood pojawił się w tym miejscu. To plecy piekły go tak mocno, reszta ciała nie wyglądała tak... źle. I to one nie dawały mu się położyć, a na brzuchu na dłuższą metę było mu niewygodnie. I może i był teoretycznie w stanie wykonać wiele czynności, jednak uniemożliwiał mu to ból, jaki wzmagał się przy każdym ruchu, a nawet przy lekkim dotknięciu. Gdy już pielęgniarz zaaplikował zaklęcia, maści, Kevin mógł już iść od pielęgniarza. Ale ten, słysząc zawodzenie Wolffa, nie mógł tak sobie pójść. Wrażliwym chłopakiem był, może i narwanym, ale smutno się mu zrobiło i żal, i postanowił trochę posiedzieć i potowarzyszyć nauczycielowi. - Eeeeeee, no, tego, wszystko będzie dobrze! Inteligentnie.