Zaraz gdy tylko Shane z Quentine weszli na targ, Wolff pożałował swojej decyzji o przybyciu akurat tutaj. W ułamku sekundy, skoczyli ku niemu handlarze, którzy łamanym angielskim chcieli mu wcisnąć swoje towary. Widząc, że mają do czynienia z obcokrajowcami, tubylcy tak łatwo nie chcieli odpuścić. Podsuwali pod nos Shane'a jakieś pudła, tkaniny, biżuterię, przyprawy i się przekrzykiwali. Na dodatek, wszędzie było też mnóstwo innych ludzi, głównie turystów, którzy targowali się z miejscowymi. Wolff chwycił Quentine za rękę, by jej nie zgubić i zaczął przeciskać się przez ten motłoch. A może kupi pan kwiatki, szmatki, dzwoneczki, ziółka, pierdółki, potworki, kawusie, smarusie, wszystko, tu było wszystko. Aż Shane'a zaczęła głowa boleć - a wyjścia nigdzie nie było widać. - Tylko się nie zgub! - rzucił do Queni ściskając jej dłoń i próbując przeżyć.
Ojeje ale fajnie zaraz będą na prawdziwym targu. I to nie byle jakim tylko w samym Egipcie. Dziewczyna na samą myśl o tych przecudnych towarach zaczęła się śmiać. Jednakże to był jednen wielki koszmar. Oczywiście dla dla autorki tego posta. Blondyneczce wprost wszystko tu się podobało. Chciała się gdzieś rozejrzeć, jednakże nie było możliwości. Był straszny tłok. Czuła jak Shane ściska jej dłoń. Aż jej się spociła. -Prze pana tam są takie ładne chustki. Chodźmy tam! - krzyknęła po czym puściła rękę i gdzieś poszła. Teraz to Shane naje się strachu (czy jak to tak się zwie). Zaczęła chodzić i oglądać te wszystkie rarytasy. O znalazła bazar z tymi chustkami. I mało tego! Ten miły pan co chciał ją podwieźć także tam był. Przywitał ją nawet, a ona jego i zaczęli tam o czyjś gadać i jednocześnie przeglądała te chustki. Oho już się nawet zaczął do niej powoli dorywać między innymi głaszcząc jej włosy hehe.
O nie, nie, nie, stracił z oczu Quentine, jak to się mogło stać, jak, jak? Szybko Shane, myśl! Zacznij przepychać się miedzy tymi arabami i bogatymi Niemcami i szukaj tej blondynki! Tylko nie panikuj, to przecież nie jest tak, że zaraz ktoś ją porwie i weźmie sobie za szóstą żonę, prawda? A dupa, a mogą tak zrobić, i wtedy nie zobaczy już Quentine nigdy, no chyba, ze w burce. Ale wtedy nie pozna, ze to ona! Szybko, Shane, zanim będzie za późno!
Całe szczęście Wolff był wysoki i w końcu wypatrzył w tłumie Quentine wraz z jakimś facetem, który uznał, ze uprzejme będzie głaskać ją po włosach. Co? W ułamku sekundy Shane przebiegł cały dystans dzielący go od pary, nie zwracając uwagi, ze staranował Szwedzkich emerytów. - O nienienienienie! - rzucił pociągając Quentine za rękę w swoją stronę i stając przed nią, by oddzielić ją od paskudnego zboczeńca. Zaczął się kłócić z mężczyzną, Shane swym irlandzkim, arak łamanym angielskim. I się raczej dogadać nie dogadają. Trzeba było prościej wyjaśnić kolesiowi, ze ma zostawić Quentine w spokoju, ale bójka nie wchodziła w grę w takim miejscu. Usiłował sobie przypomnieć czego ich uczyli na wiedzy o kulturze, z której zajęcia przechodził pół roku temu na szkoleniu drużynowym (no, żeby gafy na wyjazdach nie popełniać). Teraz miał dwie możliwości, wmówić kolesiowi, że Quentine jest jego siostrą albo żoną, to wtedy Arab nie tknie. Tak to działa, tak mu na szkoleniu mówili. Powiedz, ze to siostra. - Zostaw moją żonę. Miała być siostra. Dobra, szybko, chwytamy Quenię za rękę i uciekamy w tłum.
No fajny był facet, fajny. Nawet chciał jej chustkę kupić, jednakże odmówiła mu. Ma przecież swoje pieniądze. Kurcze nawet ze sobą gadali i o dziwno zrozumiał dziewczynę. Pochwalił jej imię. W sam raz do niej pasuje. Co tam, że w ogóle jej nie zna. Ważne żeby utrzymać jakiś kontakt. Jeju nawet jej się to podobało, że bawił się jej włosami. No tak głupia blondynka we wszystko uwierzy. Była fajnie i pięknie do czasu, kiedy Shane ich rozdzielił. Kurczę szkoda, no ale pewnie nauczyciel pewnie chciał gdzieś dalej iść. Tak więc Quentine odstawiła na miejsce tą jakże ładną chustkę i złapała za rękę Wolffa. Co on powiedział? Że Quenia to jego żona?! Ojcie jak fajnie! Potem razem zaczęli gdzieś iść i nieco spowolnili tempo marszu. -Prze panaaa czemu pan powiedział temu panu, że jestem pana żonąąą? - no oczywiście nie obeszłoby się bez tego pytania!
O nie, a już myślał, że Quentine tego nie usłyszała i nie będzie musiał się z tego wszystkiego tłumaczyć. A teraz co? Teraz to musi na szybko coś wymyślić i jakoś to wszystko odkręcić. - No bo to jest tutaj tak, ze jak dziewczyna wychodzi na ulice to musi wychodzić ze swoim mężem albo bratem, bo jak nie wychodzi z mężem albo bratem to się doczepiają ci, co by chcieli ją porwać i ukraść jej nerkę albo wziąć za żonę. Uznałem, ze wolisz mieć nerkę. No chyba, ze chcesz tego pana za męża. Powiedział wszystko bardzo szybko i nieskładnie, ale myślał, że taka prawda po prostu wystarczy,. Żeby odwrócić uwagę Queni zaprowadził ją na stoisko z chustami i zaczął jej proponować jakąś, ze jej kupi, kupi jej wszystko, tylko żeby się nie oddalała!
Aż się blondyneczka zlękła. Nie chciałby tak skończyć. Chociaż z drugiej strony gdyby ktoś wyciął jej nerkę i sprzedał ją gdzieś to uratowałby komuś życie hehe. Ale jednak się bała. -Ojej to by było straszne. Ja chce mieć nerkę. Znaczy już mam, ale że jeju. kurcze no - i tak nic pewnie nie zrozumiał no ale. Mało kto rozumie dziewczynę. I ponownie zaczęła oglądać chustki. -O ta jest ładna - wyciągnęła ze stosu innych szmatek. Długa, która mogła okryć całe plecy dziewczyny, niebieska w ładne wzorki. -niech pan poczeka tylko poszukam pieniędzy. - i zaczęła szukać gotówki w torebce. O znalazła. Tyle, że troszkę mało. No nic najwyżej będzie musiała ją oddać. I zaczęła szukać innej nieco tańszej.
Och, och jak dobrze, ze zrozumiała i nie wyniknie z tego większy kogel mogel niż jest teraz. Odetchnął też z ulgą, gdy dziewczyna przerzuciła swoją uwagę na chusty, które nawet zdaniem Shane'a, były całkiem ładne. Nie to, żeby Wolff znał się na modzie. Po prostu poczuł, że ta konkretna chusta jest... ładna. Ładna jak Quentine. - Oj, oj, ja zapłacę. - Powiedział Shane i wyciągnął swój portfel. Jednak na samym początku sprzedawca nie chciał oddać od razu chusty. Shane'owi trochę zajęło zanim się zorientował, że, och, faktycznie, tu trzeba się TARGOWAĆ. 28 26 27 24 25,5 a może 20? Nie 21? Dobra A nie, jednak nie, niech będzie 22 21 21,5 20 I tak aż do dziesięciu i chusta była już Shane'a. No, dokładnie to Quentine, wszak to ona ją chciała. - Proszę. - powiedział z szerokim uśmiechem Wolff podając dziewczynie szal. - Będzie ci pasować.
Jej jaki ten Shane jest miły. Kupił specjalnie sla Queni chustę. I w dodatku tą która jej się podoba. Nawet się o nią targował. Jakie to słodkie. Wspaniały mąż nauczyciel po prostu! Aż dziewczyna chciałaby się na niego rzucić i mocno go uściskać, jednakże coś jej podpowiadało żeby tego nie robić. Ciekawe tylko co? No ale nie ważne. Teraz trzeba wyczaić jakieś wyjście z tego tłoku. -Prze pana chodźmy na plaże, na latarnię, gdziekolwiek byleby blisko możaaa - rzekła cały czas trzymając rękę nauczyciela. Nie chce się zgubić i spotkać jakiś miłych panów co głaszczą po włosach i porwą ją dla okupu, zgwałcą czy utną jej nerkę. Opatuliła się swym nowo zakupioną chustą od kochanego męża Shane'a i poszli razem gdzieś gdzie będą mieli bliski kontakt do morza.