- Kame! Kame! – krzyczała szturchając go coraz bardziej. Po chwili wstała rozglądając się nerwowo. Chciała podbiec do wody nabrać trochę do rąk, ale potknęła się i uderzyła nosem o pomost. Powiem tylko… auć… Usiadła łapiąc się za nosek, a w oczach miała łezki, no ale cóż. Wzięła się i wstała podchodząc do wody. Nabrała dużo do rąk i oblała twarz chłopaka zdenerwowana. Błagała, żeby się obudził. Gdyby wiedziała, że chłopak tylko się wygłupia to, by normalnie mu łep ukręciła. Ona się tak martwi, a on co?! Nie wolno tak się naśmiewać z innych. Ponownie oblała go wodą, mając nadzieję, że to go obudzi.
Nie no myślał, że ona wybierze jakieś może bardziej delikatne wyjście niż oblanie go wodą. Już miał zerwać się na równe nogi, jednak bardzo szybko przeanalizował zachowanie dziewczyny. Jak na razie chyba był by trupem. Kto by pomyślał, że ona aż tak emocjonalnie zareaguje na to. Wygłupiał się wiele razy w ten sposób, jednak żadna dziewczyna nigdy jeszcze tak się nie zachowała. Chociaż dla niego to był zawsze początek do...ehmmm nie no dobra to nie historia o jego życiu. Był ciekawy czy dziewczyna zachowuje się w taki sposób, że nie chce go mieć na sumieniu, albo po prostu naprawdę jej zależy na nim. Chociaż co do tego miał pewne wątpliwości. A może wyciągnie coś od niej. On jej opowiedział o swoich uczuciach, jak ona była taka wstydliwa to może się wtedy przełamie. Wiem chamskie to, ale cóż taki to jest Kame wiecznie podstępny chłopczyk. Tak więc leżał nadal udając, że woda ściekająca po jego twarzy wcale mu nie przeszkadza.
Widząc, że to nie pomogło podeszła powrotem do chłopaka na czworaka. W jej oczach pojawiły się łzy. - O… obudź się… proszę… - zacisnęła dłonie na jego koszulce i ponownie zaczęła go szturchać. Co ona miała zrobić? Tak bardzo się zestresowała, że nie wiedziała. Jej łzy spadły na twarz chłopaka, a ona się skuliła nie puszczając jego bluzki. Wszystko wokół zaczęło się kręcić, a ona sama bała się cokolwiek zrobić... Właśnie! Dopiero teraz się opamiętała spojrzała na niego i przybliżała swój policzek do jego nosa chcąc sprawdzić, czy oddycha.
Pomimo tego, że nie widział co robi dziewczyna to jednak poczuł to jak nachyla się nad nim, więc niby przez przypadek zaczął oddychać stosunkowo szybko i nierówno. Kurcze gorzej będzie jak użyje na nim zaklęcia. Mając jednak głęboką nadzieję, że aż tak źle się nie skończy. Ciągnął dalej to kłamstwo. No może nie kłamstwo, ale mały wygłup. - Chłopie spokojnie...tylko się nie uśmiechaj, bo wszystko dupnie- Powiedział sobie w myślach. Jak dobrze, że ona tego nie słyszała bo normalnie chyba był by już gdzieś na dnie morza. A aż tak bardzo na ten drugi świat mu się nie śpieszyło.
Szczerze mówiąc, to chłopak nie byłby na dnie morza, a zostałby rozczłonkowany i usmażony na wolnym ogniu… A jak ona się dowie, że on się tylko wygłupiał to… no cóż… Dziewczyna odsunęła się i zaczęła myśleć. Położyła czoło na jego czoło sprawdzając czy chłopak ma temperaturę, jednak nie miał, prędzej on mógł wyczuć u niej cieplejsze czoło. Wyprostowała się zdziwiona i spojrzała na niego. Otarła łzy i zastanowiła się przez chwilę. Nie miał żadnych objawów, nie miał gorączki, oddychał… Ona naprawdę nie wie co ma z nim zrobić. Ponownie zaczęła się rozglądać szukając kogoś kto może jej pomóc.
Po chwili on mocno chwycił jej rękę i szybkim i zdecydowanym ruchem pociągnął ją w swoim kierunku. Musiała wylądować na nim a kiedy tak się stało on ją mocno objął. - Dobra nie przejmuj się już tak...nic mi nie jest - Powiedział jej cicho do ucha nadal trzymając ją mocno. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że to są ostatnie chwile w jego życiu, więc chciał je spędzić przynajmniej miło. - Dobra wiem, że chcesz mnie zabić, ale przynajmniej zginę przytulając do siebie kogoś cennego a nie umrę sam - Powiedział lekko rozbawionym głosem. On umiał wszystko obrócić w żart.
Dobra nie powiem jak dziewczyna się przeraziła jak chłopak pociągnął ją do siebie. Pisknęła przerażona i spojrzała na twarz chłopaka. Nie no naprawdę… ona się martwi, chodzi, boi się jest przestraszona, zrobiła sobie nawet krzywdę, a ten się świetnie bawił!? Nawet się popłakała! - Ty kretynie! Puszczaj mnie! Zabiję Cię! Baka! Idiota, debil! Puszczaj – krzyczała wściekła szarpiąc się. Jej nie było do śmiechu, kiedy on dobrze się bawił, ona myślała, że dostanie zawału. - Grrrrr! – zaczęła warczeć na chłopaka próbując się jakoś wydostać z jego objęć.
- Wiem, że mnie zabijesz... - Powiedział i przekręcił się tak, że ona teraz leżała na pomoście a on znajdował się nad nią. Kilka wisiorków zwisało mu z szyi a on pogłaskał delikatnie ją bo policzku. - No już mała nie bulwersuj się tak. Nie tak łatwo mnie zabić - Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Po chwili przybliżył się lekko do niej i złożył lekki pocałunek na jej ustach. Po chwili oddalił się nie co i pocałował jej nosek. Trochę mu było głupio, że tak głupio się zachował, ale cóż przynajmniej umiał bardzo ładnie przepraszać. - Wybacz mi - Szepnął jej cicho a jego ręka zaczęła delikatnie gładzić ją po szyi. Gdyby teraz mogła przeczytać jego myśli na pewno sama by się pogubiła w nich. Gryfon doskonale wiedział, że czegoś mu brakuje...czegoś bardzo cennego. No i nawet wiedział co to było, ale wydawało mu się, że dla niego to jest jakoś niedostępne. Ona była dla niego niedostępna. Pomimo tego, że widział to, że ona też chyba ciągnęła do niego. On sam też bardzo chciał, ale była w nim jakaś dziwna blokada której jakoś nie potrafił przełamać. Po chwili stał ze swojego miejsca i ukucnął dosłownie na końcu pomostu wbijając wzrok gdzieś w horyzont. Te myśli jakoś go przygnębiły. Oczywistością było to, że on jej tego nie powiem. Przecież to dziwne jest. Mieć coś na wyciągnięcie ręki a nie umieć...nie może nie to słowo. Nie móc tego dosięgnąć. Zawsze przy każdej dziewczynie nawiedzały go takie myśli, a przy tej jedynej jakoś wybitnie mu dokuczały.
Dziewczyna spoglądała na chłopaka niezadowolona. Teraz to przesadził! Założyła ręce na klatce piersiowej i odwróciła twarz niezadowolona. - Nie zabiję Cię – powiedziała po chwili spokojniej, a później spojrzała na niego wzrokiem… żądnym mordu i dodała – będę Cię torturować tak długo, aż będziesz błagał o śmierć, a ja znana z tego, że jestem miłosierna spełnię twoje ostatnie życzenie… no dobra… i tak Cię zabije – zawarczała i odwróciła twarz. Po chwili przyszło jej do głowy coś jeszcze, odwróciła się do chłopaka, a ten ją pocałował. Zarumieniła się jedynie i spuściła wzrok. - Baka – wydukała. Chciała objąć jego szyję, ale uciekł jej, przez co niezadowolona naburmuszyła się i odwróciła głowę obrażona na cały świat. Fuknęła pod nosem jak obrażona kotka i się nie odzywała.
- Czemu mam takie niejasne wrażenie, że jesteś dla mnie niedostępna. Wiem, że jesteś blisko, ale mam wrażenie, że nie zasługuje na to. Przynajmniej nie rozumiem dlaczego życie odpłaciło mi takim wielkim dobrem jak ty - Mruknął cicho nadal wbijając wzrok gdzieś hen w morze. Po chwili uklęknął obok dziewczyny i zerknął na nią. - Może dlatego, że nie wiem co ty myślisz o mnie. Wiesz doskonale jak traktuje ciebie. Wiesz jakimi uczuciami cie obdarzam. A ty jesteś jedyną dziewczyną która chyba boi się mi to powiedzieć - Zakończył swój wywód i położył się ponownie na pomoście.
- To nie jest wrażenie, tak po prostu jest – Dało się nagle słyszeć gdzieś kawałeczek dalej. Nim Angie zdążyła odezwać się lub zareagować w jakikolwiek inny sposób nie byli już sami. Zaledwie kilka metrów od nich stał chłopak uśmiechający się dość... Podejrzanie. Skąd się tutaj wziął? Jak zdołał podejść do nich tak blisko niepostrzeżony? Może dlatego, że zbyt bardzo zajmowali się sobą. A jego krótko mówiąc to denerwowało. Dlaczego? Oj powód ma całkiem spory i miał zamiar już zaledwie za chwilkę go przedstawić. Podszedł do ów parki. Ominął Kame szerokim łukiem tak, jakby był robakiem, którego nie powinno się dotykać. Kucnął obok ślicznej puchonki i wystawił w jej stronie dłoń uśmiechając się niezwykle szarmancko. Odwrócił się w stronę Gryffona i nie zmieniając wyrazu twarzy powiedział tak, jak przystało na prawdziwego dżentelmena: - Proszę... Abyś trzymał swoje łapy z dala od mojej narzeczonej – Tylko te kilka słów, a wyjaśniły dlaczego Angie miałaby być niedostępna, prawda? A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że piękna kobieta nie wie o co w tym wszystkim chodzi. Życie pisze zaskakujące scenariusze, nieprawdaż?
Dziewczyna spoglądała na Kame w ciszy. Dla niej nadal to było za wcześnie. Do niej miał pretensje, ale nie potrafił zrozumieć jej uczuć. Wymagał od niej czegoś, czego nie potrafiła zrobić. Może mu przychodziło to z łatwością, ale ona naprawdę nie potrafiła powiedzieć coś tak poważnego po kilku dniach! Zamknęła oczy i już chciała coś powiedzieć, kiedy nagle usłyszała znajomy głos. Otworzyła natychmiast oczy i aż ją zamurowało. Co on tutaj robił? Przecież wyjechał do rodziny i miał podobno już nie wracać! Więc dlaczego? Ona pozbyła się wszelkich nadziei z tym chłopakiem, a on wraca. Kiedy wystawił w jej stronę dłonie zarumieniła się i spojrzała na niego niepewnie. Odruchowo chciała go złapać, jednak jego słowa zatrzymały ją. - Zaraz, zaraz, zaraz… jakiej narzeczonej?! – spytała spoglądając na niego jak na kompletnego idiotę. Nie wiedziała o co mu dokładnie chodziło! Pojawia się ni z tego ni z owego i oznajmia, że jest jego narzeczoną, niedorzeczne!
Kame popatrzył najpierw na dziewczynę a potem na chłopaka. Tą bitwę jaką stoczył w sobie była chyba najtrudniejsza jaka kiedy kolwiek się odbyła. Westchnął ciężko i wstał ze swojego miejsca otrzepując sobie spodnie. - Mogłaś mi powiedzieć, że masz chłopaka...oszczędziła byś mi zachodu - Mruknął cicho. Nie patrzył na nią, ale w jego głosie można było wyczuć wielkie rozżalenie. - A może i pasujesz do Cornelii obydwie jedziecie na dwa fronty. - Mruknął i zaczął powoli sobie odchodzić. Może i źle wszystko zrozumiał, ale cóż jak wiadomo kieruje się zawsze pierwszym wrażeniem. Kiedy był już na drugim końcu pomostu odwrócił się zerknął na dziewczynę. Głębokim westchnięciem dał jej do zrozumienia, że chyba się lekko co do niej pomylił. Wsadził sobie ręce do kieszeni i zrezygnowany odszedł gdzieś. z/t
Skrzywił się lekko kiedy ten... Chłopak śmiał porównać Angie do Corneli. Gdyby nie to, że jest dość spokojnym człowiekiem i nie była to aż tak wielka obraza, to w tym momencie Kamenashi leżałby z twarzą w piasku i błagał o litość. Na szczęście nie powiedział już nic więcej i po prostu sobie poszedł. A skoro tak, to Ikuto mógł wreszcie spojrzeć na puchonkę – na którą chwilę wcześniej przestał zwracać uwagę i miał nadzieję, że jej to nie urazi – i porozmawiać z nią od serca, co było najważniejszym punktem jego dzisiejszego dnia. Podniósł ją z ziemi i kiedy już złapała równowagę wystawił ku niej drugą dłoń. Położył ją na jej policzku i strzepnął jakiś paproch przez chwilę będąc bardzo blisko i nie wypowiadając żadnego słowa. Potem powoli prowadził ją w stronę końca pomostu. - To skomplikowane. Poprowadź nas proszę w jakieś ustronne miejsce. Jeszcze nie do końca orientuję się w tym miejscu. I ciepło trochę uderza mi do głowy, nie jestem przyzwyczajony – Wypowiedział te słowa nadal nie puszczając jej dłoni. Był pewien, że zaraz dostanie ochrzan od niej za przerwanie im... Spotkania. Uh, jak jeszcze raz zobaczy tego Kame w jej pobliżu, to Gryffon dostanie za swoje.
Dziewczyna spojrzała na odchodzącego Kame. Chciała go zawołać, coś powiedzieć, ale jego porównanie sprawiło, że spoglądała nieprzytomna w jego plecy pozwalając mu odchodzić. Ona taka nie była, dlatego tak to ją zabolało. Wlepiła swoje spojrzenie w chłopaka i westchnęła. Podeszła do niego i uderzyła go w twarz z otwartej ręki. - Mam nadzieję, że wiesz za co to było – wydukała niezadowolona i prychnęła pod nosem, po czym ruszyła przed siebie. Zatrzymała się na końcu pomostu i rozejrzała się wokół. - Co powiesz na rafę koralową? – spytała niepewnie. Zawsze chciała ją zobaczyć, dlatego wybrała właśnie to miejsce.
Nie było mowy o ucieczce przed słońcem w tym gorącym miejscu. Choćby wybierała się zaledwie do pobliskiego sklepu, jej skóra obrywała od nieustępliwych promieni słonecznych. Niewątpliwie pół wila przez te dwa tygodnie zdążyła się, nawet nie tak mało, opalić. Ach jakże niechętnie. Nie brakowało jej też słońca w Hiszpanii, którą zwiedziła na początku wakacji. Madryt pełen starej architektury, galerii i utalentowanych ludzi zupełnie ją oczarował. Znalazła kolejne miejsce w Europie do którego bez względu na życiowe komplikacje, musi się udać ponownie! Oczywiście podjęła nawet naukę języka Hiszpańskiego, ale skończyło się na paru prostych zwrotach jak dzień dobry, do widzenia, kocham Cię. To ostatnie wyjątkowo stało się nieznośne, gdy przebywała z Hiszpanami chyba podwójnie kochającymi blondwłose wile. Było przyjemnie i lekko. Ale wyjazd całkiem bez entuzjazmu przerwać musiała, ze względu na Egipt. Tutejsze plaże nieustannie na myśl przywodziły jej Malediwskie zakamarki. Aż przezornie postanowiła nie udawać się na żaden rejs, co by znów nie bawić się w rozbitka na bezludnej wyspie. Chociaż ze względu na pewne aspekty, tamto wydarzenie nawet nie było takie złe. Jechała tu z niepewnością i może nawet drobnym strachem, wciąż miała w głowie Orlova, którego widziała w dniu szkolnego balu. Wciąż pozostawało dla niej to zupełnie niezrozumiałe. Zaczęła nawet wymyślać teorie, że zapewne ma przywidzenia. Tak, za mało witamin, za dużo alkoholu. Prawie w to uwierzyła! Niestety podczas podróży do Egiptu gdzieś tam mignął jej przed oczami Grigori. Postanowiła więc, że nie będzie się tym interesować. Tak więc za każdym razem gdy tylko zaczęła gdybać co on tu może robić (pewnie odwiedza Tamarę, albo uznał, że wakacje z Hogwartem to super pomysł) w myślach od razu karciła się za to. Parę razy dziennie. I naprawdę, szło jej coraz lepiej niemyślenie o Orlovie! Wszakże wytrenowała się w tym już rok temu. Egipskie dni spędzała spotykając się z różnymi znajomymi, chodziła na plaże, kupiła pełno, bardzo potrzebnych, tutejszych strojów i odwiedzała bary. Bardzo, bardzo było jej też na rękę, że do pokoju przydzielono ją z Cyrilem, z którym to spędzania czasu nigdy nie miała dość. Właściwie wszystko było tak, jak powinno być na wakacjach. Niby nie powinna ni rzec, iż coś może być nie tak. Tego wieczora wybrała się nad plaże. Wieczorami to miejsce przede wszystkim nie było pod takimi promieniami słonecznymi, a co więcej, nie kręciły się tu tabuny ludzi. Dlatego też Fontaine wrzuciła czerwoną sukienkę wiązaną na szyi, wprost na swój strój kąpielowy, na głowę natomiast włożyła wielki słomiany kapelusz i ruszyła przed siebie. Zostawiła za sobą wszelakich ludzi i zajęła miejsce na samym końcu pomostu, opuściła nogi, tak że były zamoczone w ciepłym morzu, a plecami położyła się na drewnie. Co więcej, pogrążyła się w bardzo ambitnej lekturze. Ostatni numer Czarownicy. Czy Alfreda naprawdę wyjdzie za Dyanne?!
Tego samego dnia, ale godzinę wcześniej, Cyril postanowił odciąć się od słońca poprzez zanurzenie się w rześkiej, chłodnej wodzie i dawanie sobie morderczego wycisku, pokonując kilometrowe długości w tę i z powrotem wzdłuż linii brzegu. Robił tak już od kilkunastu dni; znudziło go przechadzanie się osłonecznionymi uliczkami i zwiedzanie, którego nie było zbyt wiele. I chyba pierwszy raz od dawna, zamiast węszyć w okolicy, wybierać się do najbliższego większego miasta w poszukiwaniu zleceń, postanowił naprawdę mieć wakacje. Pierwsze dni pływania męczyły go szybko, głównie przez palenie papierosów. Oddech od razu stawał się płytki i krótki, ale Cyril nie miał zamiaru się tym zniechęcić. Regularny trening zaowocował zdolnością pływania bez przerwy przez kilka godzin, a on nabierał coraz większej szybkości i wprawy. I wcale nie rezygnował z odprężającego papierosa po wszystkim! Zbliżał się właśnie spokojnym tempem do pomostu, zwalniając już i nie czyniąc zbyt wiele hałasu i rozpryskiwania wody. Podczas jednego z wynurzeń mignęła mu w oddali znajoma postać. Zaprzestał wtedy na chwilę, przetarł oczy i zamrugał kilkakrotnie. Na ustach Ślizgona wykwitł chytry uśmieszek, a plan zrodził się w głowie błyskawicznie. Przecież nikt nie mógłby się powstrzymać, mając taką okazję, nieprawdaż? Cicho podpłynął nieco bliżej, a gdy znajdował się już w zasięgu jej wzroku, zanurzył się pod wodę i wpłynął pod pomost. Pokonał jeszcze niewielką długość dzielącą go od jej smukłych nóg zanurzonych w wodzie, znów zanurkował i znalazł się pod wodą tuż przed nią, po czym oplótł palcami jej kostki i pchnął się do tyłu, ściągając Eff w dół.
I słodka cisza zaburzana jedynie przez głosy uczniów z oddali, gwałtownie została przerwana przez donośny krzyk. Pewnie Fontaine darłaby się wniebogłosy, że jakiś tryton, albo potwór morski ją chce zabić, ale po jednym krótkim krzyku została brutalnie zderzona z taflą wody, która dość skutecznie zamknęła jej buźkę. Zaraz po wybiciu się z szoku szybko otworzyła oczy, żeby wiedzieć co ma ewentualnie zabić, albo w gorszym przypadku, z czyich rąk to ona zginie. Co. Co to ma być. Cyril. W taflach, całe szczęście bardzo przejrzystej wody, dostrzegła znajomą buźkę. I to jaką zadowoloną z siebie! Ugh. Wyrwała się z jego uścisku, i wiąż jeszcze będąc pod wodą uderzyła go z pięści kilkakrotnie w ramię, za to brutalne, okrutne i bezlitosne przerażenie swojej niewinnej przyjaciółki! Pewnie trwało by to dłużej, wymyśliłaby nawet jakaś super przebiegłą zemstę, ale biedaczce zaczęło brakować powietrza. Szybko się więc wynurzyła, biorąc kilka głębokich wdechów. Gdzieś obok niej ledwo dryfowała zupełnie przemokła gazeta, wskazując, iż najwyraźniej zamierza w najbliższej chwili podzielić los wraku na dnie morza. - Jesteś okropny, straszny po prostu - niestety w przypływie tego gniewu nie była w stanie wymyślić ciekawszych określeń na Cyrilowy temat, ograniczyła się więc do bardzo podstawowych. - Zemszczę się za to - nawet mu pogroziła palcem z bardzo surowym wyrazem twarzy. Jako, że obecnie nie miała przebiegłych pomysłów na zemstę, ograniczyła się do porządnego zamachnięcia rękami i skierowaniu na chłopaka sporej tafli wody. Po tym przepłynęła kawałeczek, zatrzymując się za plecami chłopaka. - Może poszukam jakichś zasp, z tego co pamiętam lubisz w nich lądować? - Zapytała ze złośliwym uśmieszkiem, zaledwie na moment opierając głowę na ramieniu chłopaka. O tak, doskonale pamiętała jak to udało się jej wrzucić go w jedną z takich Słowackich. Tu by mogła w zaspę piaskową, też efekt byłby przyjemny.
Wcale nie przejął się kilkoma ciosami otrzymanymi w ramię, zresztą prawie wcale ich nie poczuł, bo woda skutecznie spowalniała pięści dziewczyny w trakcie pokonywania odległości dzielącej ofiarę od oprawcy. Gdy się wynurzyli, roześmiał się okrutnie, swoim doskonale wyćwiczonym już, ultradiabolicznym parsknięciem. Dopracowywał ten śmiech przez jakiś czas, w końcu Cesarz musi mieć się czym chwalić w tym względzie i kilkoma dźwiękami wyrażającymi radość wzbudzać skrajne przerażenie u poddanych! - Jak śmiesz - rzekł jednak z oburzeniem, gdy przestał się już śmiać. Spojrzał na nią z wyrzutem. - Uratowałem cię bohatersko z sideł bestialskiego słońca i niechybnego udaru, a ty jeszcze na mnie narzekasz? Odwrócił dumnie głowę, chcąc pokazać jak bardzo ignoruje w tej chwili jej osobę, przyjaźń i ostatnie dni, podczas których wypijali po kilka butelek wina w namiocie i prowadzili głębokie rozmowy o życiu i przyszłości. Ta perfidna kobieta wcale się tym jednak nie przejęła, a na dodatek postanowiła go ochlapać. Gdy Eff znalazła się za nim, Cyril dostrzegł przed sobą niespodziankę w postaci kapelusza, który spadł z głowy Ślizgonki. Natychmiast włożył go na siebie i w tym samym momencie poczuł jakiś materiał przesuwający się z wolna po jego ciele. Odwrócił się znów twarzą do dziewczyny i zauważył, że jej czerwona sukienka nie zdążyła w całości się zmoczyć i zaczęła unosić się wokół niej, wypełniona dużymi pęcherzami powietrza. Nie mógł nic na to poradzić, ale ten widok przywiódł mu na myśl wielką, blondwłosą meduzę, której wystają tylko dwie szczupłe wici w postaci nóg, tak dobrze widocznych dzięki przezroczystej wodzie. Wybuchnął gromkim śmiechem. Nawet nie potrafił odpowiedzieć na jej groźbę, bo dostał chwilowego ataku histerycznej wesołości. Dopiero po chwili znów się opanował i odchrząknął. - Naprawdę powinnaś się cieszyć, że tylko ja cię teraz widzę. Ludzie z Hogwartu mogliby się nie otrząsnąć po takim obrazku. Niektórzy może nawet uznaliby, że jesteś jakąś oszukaną wilą i zamieniasz się w morskie żyjątka - powiedział z rozbawieniem, napierając dłońmi na pęcherzyki powietrza.
Co za okropny, bezlitosny człowiek. Jeszcze diabolicznie się śmiał, zupełnie będąc z siebie zadowolonym, kiedy ona tu o mało nie przeszła zawału serca! Z piorunującym spojrzeniem wpatrywała się w niego, odgarniając swoje włosy z twarzy, kiedy to mówił, jaki on właściwie jest wspaniały, bo przecież uratował ją od słońca. - No tak, ja głupia, zapomniałam Ci oficjalnie podziękować za ten ratunek ode spalenia przez piekielne Egipskie słońce - dodała jeszcze z ironicznym wydźwiękiem. Oczywiście późniejsze ochlapanie w sumie było tym samym! Też nie chciała by czasem i jemu było w tej chwili zbyt gorąco. Och no właśnie, jej przeklęta sukienka. A dopiero pierwszy raz ją założyła w te wakacje i już taki ciężki los ją spotkał. Prychnęła pod nosem, kiedy powiedział coś o oszukanej wili i szybko zabrała sukienkę spod jego okrutnych rąk, co by sama się nią zająć i ją zamoczyć. - Jeśli wciąż będziesz pozostawać takim okropnym cesarzem, będę zmuszona potajemnie usunąć Cię z tego stanowiska i zając twoje miejsce - wymyśliła po chwili, powoli oddalając się od chłopaka. Mogłaby na przykład otruć okrutnego władce, lud byłby jej wdzięczny za wybawienie spod jego tyranii! Ona natomiast zajęłaby jego, bardzo wygodne, miejsce. Dziewczyna jednak nie odpłynęła wcale daleko, a zaledwie kawałeczek. Gwałtownie się w pewnym momencie zatrzymała i niespodziewanie skoczyła na Cyrilowe plecy, mocno się go łapiąc i oplatając. Oczywiście zrobiła to wszystko nagle, mając nadzieję, że pod wpływem jej nagłego skoku, chłopak po prostu pójdzie pod wodę, tym razem przez nią. - Skoro muszą być meduzą, ty zostaniesz konikiem morskim - dodała jeszcze w międzyczasie, zaraz wczepiając się w niego mocno i zatapiając. Słomiany kapelusz tym razem został przez nią zrzucony i jego dalsza droga polegała na wolnym dryfowaniu po morzu.
- No właśnie, wstydź się, następnym razem to ma się nie powtórzyć - powiedział śmiertelnie poważnym tonem, kiwając powoli głową. Będzie musiał coś z tym zrobić, bo powoli wychodziły jakieś ukryte złe cechy Effie, takie jak brak uprzejmości wobec swoich wybawicieli i coraz częstsze przejawy agresji fizycznej, które być może trzeba będzie leczyć wkrótce stosownymi medykamentami albo pasami bezpieczeństwa. Trzeba się za nią wziąć i znów zrobić z niej godnego człowieka, żeby później móc, z całą Ślizgońską satysfakcją, wyśmiewać jej ofermowatość. - Nie zdołałabyś - powiedział do jej pleców, gdy odpływała kawałeczek po złożeniu bezczelnej zapowiedzi zdetronizowania go. - Moi wierni wasale wykończyliby cię, nim zdołałabyś przejść chociażby próg bramy zamkowego dziedzińca. Zastanowił się, spoglądając w nierealnie niebieskie niebo i postanowił, że to jednak za mało. - Właściwie wykończyliby cię już wtedy, gdy byś o tym pomyślała, więc w każdej chwili szykuj się na po...abhblblrlrglrbllbblrlg. Dalsze słowa wypowiedział już pod wodą, więc stały się tylko dźwiękami zamkniętymi w bańkach powietrza, które wcale magicznie nie rozbrzmiewały słowami, gdy rozbijały się o powierzchnię. To było doprawdy głupie, i ktokolwiek stworzył świat, powinien dokładniej rozważyć kwestię mówienia pod wodą. Ciężar Effie pod wodą był jakieś trzy razy mniej odczuwalny niż ciężar Effie na powierzchni, Cyril nie miał więc większego problemu z poradzeniem sobie w tym względzie. Natychmiast odbił do przodu, w szybkim tempie wypływając dalej z nowym bagażem w postaci dziewczyny na swoich plecach. Trwało to dosłownie kilkanaście sekund, ale i tak zdążyli dosięgnąć tej odrobinę ciemniejszej części wody. Wtedy Cyril ułożył z rąk trójkącik i odpychając się jedynie nogami, zaczął krążyć powoli, nucąc pod nosem motyw z mugolskich "Szczęk", które oglądali dzień wcześniej w namiocie, na skombinowanym naprędce projektorze zdobytym w mieście na czarno. - Wolę być rekinem. Rekinem, który cierpi na bardzo smutną przypadłość i ma złośliwą narośl na swym grzbiecie, która czyni jego życie tragedią. Nakręciliby film o mojej heroicznej walce z chorobą - mówiąc to Cyril skręcił się gwałtownie kilka razy, jakby próbował zrzucić z siebie Eff. - I wzruszającym zwycięstwie. - Wyślizgnął się ze splotu jej objęcia i uśmiechnął się tryumfalnie. - Narośl wystąpiłaby jeszcze tylko w epilogu, smutna i porzucona na samotnej wyspie, popełniająca w końcu samobójstwo, gdy zdała sobie sprawę, że bez rekina jej życie kompletnie nie ma sensu. Mokrą dłonią przeczesał mokre, ciemne włosy, niczym w reklamie szamponu albo biura podróży. - W tym czasie ja piłbym drinki z wodorostów i wyrywał kobiety-rekiny na moją potężną płetwę.
Pewnie sprzeczając się, zaczęłaby wymieniać trylion sposobów na to, jak pozbyć się pana Delvaux z cesarskiego stanowiska. Teraz jednak ani czasu na to nie było, zdążyła tylko parę słów mruknąć pod nosem, nim przystąpiła do swojego diabolicznego planu polegającego na próbie zatopienia cesarza. - Ja nie musiałabym wchodzić na ten dziedziniec - dodała jeszcze tylko, nim przykleiła się do Cyrila i poszli pod wodę. Wynajęłaby najprawdziwszego płatnego zabójcę! Przecież ona sobie rąk nie będzie brudzić krwią, na Slytherina! Z resztą, jeszcze ten plan lepiej dopracuje, poprawi zarys, ustali szczegóły i zostanie władcą absolutnym. Ach świat nie może mieć lepszej władczyni niż Effie Fontaine! Kiedy Cyril rzeczywiście odbił pod wodą Effka szybko mocniej się go złapała, nie chcąc po drodze gdzieś tam żałośnie z niego spaść. Podróż na własnym, przerośniętym koniku morskim była rzeczywiście superowa, pochwaliła więc w myślach swoje nienaganne pomysły. Mniej jednak była zadowolona, gdy przyjaciel zaczął mówić o rekinie i jego smutnej narośli. Po wpadnięciu z pluskiem do wody, powoli wypłynęła obmyślając swoją własną wersję tej historii. Oczywiście jeszcze o mało się nie utopiła, śmiejąc się, gdy usłyszała zwłaszcza zakończenie wedle Cyrila. Marzyciel. - Myślę, że narośl po odpadnięciu od swojego okrutnego rekina, zupełnie by się zmieniła. W końcu od teraz musiałaby radzić sobie sama, stałaby się więc silniejsza. Rekin tylko by wierzył, że popełniła samobójstwo, tymczasem po prostu zrzuciłaby swoją nieatrakcyjną powłokę i okazała się wyjątkowo piękną syreną - powiedziała z zadowoleniem swoje, piękne zakończenie tego filmu. A rekina niech szlag trafi! - Wiesz, jemu tak tylko by się wydawało, że ona nie żyje, tymczasem pływałaby w morzu i podrywała najprzystojniejszych marynarzy - uśmiechnęła się zadowolona. Dodałaby coś jeszcze o miłości z księciem, niczym Arielka, ale ta historia chyba kończyła się mało pogodnie. - Rekin kiedyś przypadkiem dowiedziałby się, że to ona i przeżyłby prawdziwe załamanie - aż ku pokrzepieniu poklepała go po ramieniu. Ach już widziała rozpacz w rekinowych oczach!
Wiedziała, że jest już bardzo późno jednak nie mogła powstrzymać chęci ujrzenia morza nocą... jak w książkach, pełen romantyzm. Podekscytowana wkroczyła na plażę, lecz to co tam zastała było dalekie od jej wyobrażeń, zamiast wysokich palm i bujnych krzewów, kępka trawy i kilka głazów. Co to ma być?! Rozczarowana westchnęła ciężko. Zdjęła sandały ze stóp i ruszyła w kierunku pomostu; jedynego atrakcyjnego elementu tego obrazka. - Nigdy nie wierz w to co jest napisane w broszurach, nawet jeżeli są to czarodziejskie broszurki... - zrzędziła pod nosem. Po chwili była już na skraju mola, usiadła. Powoli opuściła stopy do wody. Była zimna, lecz to wcale jej nie przeszkadzało. Rozejrzała się wokół. W oddali dostrzegła światła latarni morskiej. Od razu postanowiła, że jutro przed południem tam się wybierze. - Może jednak nie będzie tutaj aż tak źle... - uśmiechnęła się czując morską bryzę na skórze.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero po ciekawej sytuacji na stadionie nie wiedział co ze sobą zrobić. Przez to wydarzenie jego nienawiść do wilkołaków pogłębiła się jeszcze bardziej, choć tak naprawdę, nie posiadała dobrego i logicznego ugruntowania. Po prostu nienawidził i tępił. Zastanawiał się co robić dalej. Gapił się w bezkresny odmęt wody, jakby na coś lub kogoś czekając. W jego głowie kłębiły się myśli różnej maści i rodzaju. Pomimo, że znał wielu ludzi z Hogwartu i przynajmniej z większością miał jako takie dobre stosunki, to znowu zaczęła gnębić go ta straszna, przytłaczająca i melancholijna samotność. Nienawidził jej, choć dosyć często mu towarzyszyła. Patrzył jak inni się bawią, pływają i zazdrościł im. Już miał wskoczyć do wody, ale wtedy popatrzył na swoją "nogę". Od razu mu się odechciało. I tak stał, gapiąc się jak szpak w telewizor...
Ta jego melancholijna samotność nie mogła jednak trwać zbyt długo. Pewna osóbka bowiem również nie chciała spędzać czasu w pojedynkę. Ona nie tyle co nie przepadała za byciem samemu, to po prostu się tego bała. Zawsze musiała być otoczona ogromem ludzi, choć po ostatniej nocy nie miała siły. Pełnia dopadła ją i niemalże w ostatniej chwili udało jej się znaleźć takie miejsce, do którego ludzie z zewnątrz nie są w stanie dojść. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby zrobiła komuś krzywdę. Nawet nie widziała, co w momencie, kiedy ona się chowała działo się na stadionie. Strasznie zmęczona jak po mozolnym wysiłku odwiedziła namiot ubierając się w czarny strój kąpielowy z falbankami i oplatając w pasie białe pareo wybrała się na spacer. Tępo ślimaka to mało powiedziane, ale w końcu dotarła na pomost. A tam pierwsza osoba, którą zauważyła sprawiła, że na jej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Podeszła do niego – bo oczywiście to Nero wzbudzał w niej od razu miłe odczucia – i najzwyczajniej w świecie objęła go przytulając policzek do jego pleców. - Gdzieś ty był tyle czasu... Unikasz mnie? - Powiedziała cicho. Od ostatniego spotkania z Rekinem szukała go wszędzie. Chciała koniecznie wiedzieć jak jego noga, jak jego samopoczucie tak psychiczne jak i fizyczne. I nawet jeśli faktycznie jej unikał, to teraz się od niego nie miała zamiaru odkleić.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Jeszcze chwilę stał na tym pomoście jak kołek, aż tu nagle ktoś objął go i wtulił się w niego jak w pluszaka. Na początku nie miał pojęcia kto to mógł być... Ale kiedy usłyszał znajomy głos od razu samotność odeszła w zapomnienie a on delikatnie odwrócił się w stronę dziewczyny. Momentalnie rozpromieniał i od razu zaczął: -Corin... Kochana kope lat! Ja unikać Ciebie? Jakże bym śmiał! Wałęsałem się tu i tam starając się zapełnić pustkę w sercu. Jak to miło, że mnie znalazłaś! Opowiadaj, co u Ciebie? Po urazie rozszczepieniowym mam nadzieję ani śladu? Z resztą usiądźmy i pogadajmy jak cywilizowani ludzie Powiedział i złapał Corn za rękę siadając, a tym samym pociągając ją do tego samego.