Właściwie nie wiadomo, skąd na obrzeżach Hogsmeade wzięła się kaplica, jedno za to jest pewne - ten, komu zależało na ulokowaniu jej właśnie tutaj, dawno już odszedł, a miejsce sprawia wrażenie zaniedbanego. Znajduje się siedlisko wielu szkodników, a kaplica wydaje się jakby miała runąć przy byle silniejszym wietrzyku.
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Somerhalder dnia Sob Maj 05 2012, 17:45, w całości zmieniany 3 razy
No dobra, akurat temat palenia na stosie czarownic przypadł jej do gustu chociaż miała ostatnio dość pisania wypracowań no ale trudno, jak mus to mus. Kiedy już wysłuchała nauczyciela zabrała się za odczytywanie i wyszło jej świetnie! Wybrała runy Thurisaz, Sowulo i Inguz. Hmmm i teraz jak by je tu wyjaśnić? Thurisaz jest siłą obrony lub zniszczenia więc zapewne chodzi o sposób w jaki broniły się czarownice. Sowulo wzmacnia moce duchowe, psychiczne oraz umiejętności i siłę ducha więc to proste, mimo gnębienia czarownice rosły w siłę. A Inguz też było powiązane z rośnięciem w siłę bo przecież symbolizowało nasienie w trakcie kiełkowania. No, noo, całkiem nieźle jej dziś poszło. Teraz jeszcze naskrobie wypracowanie i będzie wolna. /zt
Przybycie na lekcje: puntualna Kostki 6, 5, 6, 2, 4
Z cichym westchnieniem zajęła się odczytywaniem Starożytnych Run. Jedną rune odczytała poprawnie. Z drugą miała małe problemy więc Profesor Forester pomógł jej. Usmiechnęła się do starszego mężczyzny i wzięła się za odczytywanie kolejnych run. Mamrotała coś pod nosem odczytując runy, zmieniając zdanie i znów wracając do tamtego. W końcu zawołała profesora chcąc się przekonać czy dobrze wykonała zadanie. -Odczytałam te runy i wyszło mi, ze pierwsza to Fahu, druga to Ansuz. -powiedziała powoli przyglądając się runą. Zmrużyła delikatnie powieki i zerknęła na profesora. -Trzecia to Inguz. Nie wiem czy dobrze odczytałam, ale starałam się jak umiałam. -powiedziała i westchnęła cichutko.
z/t
Przybycie na lekcje: puntualny Kostki 3, 1, 2, 1, 4
Czyli jednak nie zaśnie. Leah była zachwycona takim obrotem spraw. Na ścianach mogło być wszystko. Z ogromnym zainteresowaniem podeszła do sprawy. Laguz, Ansuz, Algiz to trzy runy na jakich się skupiła. Z wielką przyjemnością mówiła do nauczyciela ich znaczenie. "Laguz symbolizuje prawo życia. Ansuz jest Runą ludzkości, obrazuje dwa z trzech z darów jaki otrzymali od bogów praludzie - duchowość i twórczą inspirację. Jest również uznawana za runę związaną z komunikacją. Algiz symbolizuje zazwyczaj ochronę ale jest to ochrona aktywna, "odbijająca" i agresywna. Nie sądzi pan, że to jawnie przekazuje nam iż, czarownice chciały zwyczajnie żyć jako, że uznawały swoją inność za właśnie rodzaj duchowości, inspiracji, które były darem i chciały to przekazać innym? Te żarty płatane mugolą mogły być ich aktywną ochroną. To bardzo zastanawiające profesorze. Przepraszam, że tak się rozgadałam. Moje przemyślenia były zbędne." Lekko speszona urwała i odwróciła twarz mimo, że nauczyciel był raczej zadowolony z jej odpowiedzi. Ona sama jednak czuła się z tym źle. Zatrzymywała profesora gdy on ma jeszcze inne osoby w klasie. Chociaż nie mogła ukryć, że runy wydały jej się bardzo zastanawiające, tajemnicze i przygnębiające. Z wielką radością wyszła by móc zabrać się za wypracowanie. Kto by pomyśła, że pasjonatka eliksirów i zaklęć polubi coś takiego?
To co usłyszała było bardzo ciekawe. Stark słuchała uważnie, czując rosnące podniecenie. Na taką lekcję liczyła! Jane rozejrzała się po pomieszczeniu i wybrała runy, jej zdaniem chyba ciekawe. Nazywały się Uruz, Raido i Inguz, co rozpoznała Stark bez trudu. -Uruz to runa głównie związana z siłą, mocą i życiem. Często też kojarzy się z naturą, zahartowaniem, zwierzęciem, jakim jest tur. Przywołuje na myśl młodzieńczą energię, chęć do życia i działania. Możliwe też, że ma związek z uzdrowicielami... Czarownice mogły mieć z tym wiele wspólnego, może czyniły siebie silniejszymi i uzdrawiały się? Druga runą jest Raido, oczywiście chodzi tu o ruch, dźwięki, różne zmysły. Raido ma też duży związek z gwiazdami, porami roku, wchodem, zachodem. Może tu też chodzić o jakąś podróż, zmianę miejsca, jak np. Ziemia się porusza dookoła Słońca... Tu najpewniej chodzi właśnie o teleportowanie się. I ostatnia runa Inguz ma związek z płodnością. Daje życie i urodzaj, symbolizuje... hmm coś jak odrodzenie. Myślę, że to mogło mieć związek z tymi płomieniami. Coś jak odrodzenie feniksa, który powstaje z popiołów. Nie wiem czy dobrze to zrozumiałam. Stark przygotowała się na lekcje, a profesor dał jej znak, że chyba poszło dobrze. Znała ten temat, lekcja też była bardzo ciekawa. Nie mogła doczekać się wypracowania. Czarownice w średniowieczu - bomba.
z/t
Przybycie na lekcje: punktualny Kostki 5, 2, 4, 3, 4
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Puchon chwile się zastanowił nad odczytywaniem run,chyba nawet jakąś jedna odczytał o dziwo dobrze z pozostałymi chyba nie bardzo dobrze mu szło. Uśmiechnął się wesoło do profesora i zaczął pozostałe runy odczytywać co Huanowi wyszło z małymi problemami. Wybrał runy Mannaz, Raido,Othila lub raczej one jego wybrały,po czym kródko je opisał. Odczytał pierwsza toMannaz symbolizuje człowieka który zjednoczy przeciwności, społeczność, przyjaźń,pogodzenie z samym sobą. następna to Raido symbolizuje ruch, rytm, podróż i taniec -powiedział powoli przyglądając się każdej runie.Zerknął na profesora. trzecia i ostatnia runa to Othala symbolizuje: dom, więzy rodzinne,mądrość przodków,tradycję. O tak..to chyba nie dobrze mi poszło jak na pierwszy raz niestety nie przyłożył się do przedmiotu i myli Huan każdy ze znaków. Profesor bedzie zażenowany Puchona poziomem wiedzy,ale na drugi raz lepiej przyłoży się następnym razem. Wcale nie jest niemiłym człowiekiem, więc położył jedynie dłoń na ramieniu i lekko klepie. Wyszedł z kaplicy z pozostałymi uczniami , kierując się w stronę zamku, żeby napisać swoje wypracowanie.
Biegłam ile sił w nogach, niezwykle żałując tego, że nadal nie potrafiłam się teleportować. Zresztą było jeszcze za wcześnie na tę umiejętność, zważywszy na to, że dopiero dziś kończyłam siedemnaście lat. Swoją drogą jak na tak ważny dzień w życiu każdego młodego czarodzieja, ten był strasznie pechowy. Archemiau zabrudził mi koszulę przez co zamiast na śniadaniu, spędziłam czas grzebiąc w kufrze za nową, a na dodatek spóźniłam się na swoją ulubioną lekcję u profesora Forrestera. Mogłam jedynie mieć silną nadzieję, że nie zauważy mojej niesubordynacji lub po prostu mi ją wybaczy. Ze znalezieniem kapliczki miałam niemały problem. Nie znałam Hogsmeade aż tak dobrze, by orientować się w każdym miejscu, a już zwłaszcza nie dorównywałam moim kolegom z klasy, którzy spędzali w nim więcej czasu. A wszystko przez mój pobyt w Salem. Mimo to jako jedna z nielicznych miałam okazję odwiedzić inną szkołę i spędzić w niej niemalże cały rok. Pobyt w Stanach Zjednoczonych sprawił, że ominęłam ostatnie wakacje i ferie, organizowane w tak bajeczny sposób przez dyrekcję Hogwartu. Poza tym liczyłam na obejrzenie finału Mistrzostw Świata Juniorów w Quidditchu, w których to podobno wygrała Kanada. W końcu jednak z małą pomocą okolicznych mieszkańców odnalazłam interesujące mnie miejsce, a gdy weszłam do środka, byłam w szoku. Było tam tak niewiarygodnie pięknie, że nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Idealne miejsce dla miłośnika run. Przeprosiłam nauczyciela za moje naganne zachowanie, żałując jednocześnie, że ominęłam sporą część jego opowieści na temat tego miejsca. Intrygowało mnie, więc zapewne skończę w bibliotece, szukając książek o Hogsmeade w dziale historycznym. Jednak tak długo nie miałam już do czynienia z runami, że rwałam się niezwykle do tego, aby wykonać swoje zadanie. A gdy nastała na to pora, z wielką radością ruszyłam w stronę jednej ze ścian, czując podniecenie. I to przyjemne ciepło, rozlewające się po całym moim ciele, gdy tylko mogłam zabrać się za coś, co kocham ze świadomością, iż mam wiedzę na ten temat. Fehu, Raido i Gebo. Rozpoznałam je niemalże od razu, wpatrując się z szerokim uśmiechem w ostre kształty wypisanych na murze znaków. Dziwnie by było, gdybym nie wpadła na tak oczywiste znaki, zważywszy na to, że dostałam się na Projekt Złotego Sfinksa właśnie ze względu na antyczne runy. Rozejrzałam się za profesorem Forresterem, a gdy zjawił się w pobliżu, poprosiłam, by do mnie podszedł. Jakaś nieznana siła ciągnęła mnie do tego, by już teraz opowiedzieć mu o wszystkim, co odkryłam. To niewiarygodne, jak coś może wpływać na człowieka. Nie potrafię zrozumieć tego mechanizmu, ale to uczucie podniecenia sprawia, że nabieram pewności siebie i energii, której zazwyczaj mi brakowało. – Profesorze, te runy to Fehu, Raido, Gebo – wyrecytowałam ich nazwy i odetchnęłam z ulgą, że mi się nie pomyliły. Czasem w nerwach nie potrafię mówić składnie. – W wolnym tłumaczeniu można wywnioskować, że trzeba wykorzystywać magię, by stworzyć ogień, który pozwoli na przeżycie, ponieważ Fehu to ogień, Gebo dar a Raido panowanie nad własnym życiem. Z ciekawości przyglądałam się również innym znakom, dostrzegając Uruz, Dagaz czy Sowulo. Strasznie podobały mi się te zajęcia i szczerze mówiąc poświęciłabym runom całe swoje życie, gdyby równie mocno nie ciągnęło mnie do tego, by poprawić swoje umiejętności z zaklęć. Po całej tej lekcji wróciłam z pozostałymi powozami do szkoły, myśląc o tym, że powinnam wykonać swoje wypracowanie. Wiedziałam już, że pójdzie mi w miarę szybko i będę miała wolny wieczór, jeśli wykonam je podczas przerwy obiadowej. Po posiłek zawsze mogłam zakraść się do kuchni.
z/t
Przybycie na lekcje: spóźniony Kostki 6 – powyżej oczekiwań; 2 – Fehu, 3 – Raido, 6 – Gebo Mam 20pkt w kuferku
Ivy nie sądziła, że temat dzisiejszych zajęć w ogóle może ją zainteresować. Z drugiej strony… Runy wydawały jej się czymś mistycznym. W jakimś stopniu budziło to jej zainteresowanie. Forester pojawił się w końcu na miejscu i przywitał wszystkich zebranych, zachęcając ich do podejścia bliżej. Ivy przepchnęła się przez tłumek, by lepiej słyszeć. Skoro już zakładała, że zajęcia i tak będą nudne, mogła przynajmniej spróbować wysilić się choć trochę i wyciągnąć z tych zajęć coś pożytecznego. Historia Taunders, którą zafundował im Forester, brzmiała całkiem intrygująco. Cóż, czarownica musiała być chyba lekko szurnięta. Niemniej jej żart był całkiem przedni. Poza tym nie można było jej odmówić sprytu. Och! Znowu wypracowanie! Ivy nie mogłaby się ucieszyć bardziej. Sam temat też brzmiał nieźle. Była skłonna spędzić kilka godzin w dormitorium i napisać coś naprawdę dobrego. Tymczasem jednak musiała się skupić na lekcji. Nie sądziła, że odczytywanie run pójdzie jej tak zadziwiająco dobrze. Czytała trochę przed zajęciami, ale była to naprawdę krótka lektura. Cóż, najwyraźniej nawet niewielkie przygotowanie do zajęć miało swoje plusy. Forester pokazał jej uniesiony kciuk, gdy tylko zauważył, jak sprawnie jej idzie. Teraz musiała tylko przedstawić swoje wyniki profesorowi. Pomachała do niego, trzymając rękę wysoko w górze. - Panie profesorze – rzuciła, mając nadzieję, że to przyniesie rezultat. Poczekała chwilę, aż Forester się zbliży. - Zdaje się, że mamy tutaj Mannaz – powiedziała, przyglądając się pierwszej runie. – Ta jest odpowiedzialna za człowieczeństwo i harmonię. Mugolski rzymski komediopisarz powiedział kiedyś coś, co oddaje w całości znaczenie tej runy; człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce. Uczyłam się o nim przez jakiś czas w mugolskiej podstawówce, ale to nie to samo, co Hogwart. Ivy zdecydowała się zakończyć autobiografię i zerknęła na następną runę. - To chyba Ansuz, czwarta runa w układzie. Ta runa odpowiada za mądrość i medytację, ale może też oznaczać młodego mężczyznę, poetę – mówiła dalej Haden. – Myślę, że wiąże się z artystami. Forester nie wyglądał na złego, więc Ivy zdecydowała się przedstawić trzecią runę. - Wunjo. Zdecydowanie – powiedziała pewnie. – Ósma runa. Radość życia i pogoda ducha. Podobno przyciąga ludzi przyjaznych i niezawodnych. Wydaje się taka… pochońska. – Ivy uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że to zadowoli Forestera. Jeśli wszystko poszło gładko, była gotowa iść do dormitorium i napisać wypracowanie, którego początek już układała w swojej głowie.
Przybycie na lekcje: punktualny Kostki 6, 1, 1, 1, 3
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine drgnęła lekko gdy poczuła na swoich oczach czyjeś dłonie. Położyła swoje dłonie na nich i zdjęła je ze swoich oczu. -Tylko jedna osoba ma jednocześnie tak seksowny i zarozumiały głos zadający tak durne pytania z rana skarbie- powiedziała po czym odwróciła się i uśmiechnęła lekko do chłopaka. -Witaj na runach Matthew. Miejsce na zajęcia naprawdę bardzo ciekawe, ale same runy jakoś średnio mnie interesują. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu, a chodzę na niego tylko z obowiązku- wyjaśniła z lekkim zażenowaniem w głosie. Gdy otrzymali swoje zadanie, ona tylko wzruszyła ramionami. Wylosowała Fehu, Ansuz i Othila, jednakże za cholerę nie potrafiła ich zinterpretować. -Ansuz to władza, Fehu to świadomość, a Othila to potwór- Tylko tyle potrafiła powiedzieć. Profesor spojrzał się na nią z lekkim politowaniem i poklepał po ramieniu, potem poszedł dalej. -czeka mnie wieczór z książką od Starożytnych Run. Chcesz możemy razem napisać wypracowanie- powiedziała do Matthewa, potem wstała i opuściła kapliczkę.
Palenie czarownic na stosie i magiczne sztuczki? Lekcja zapowiadała się dosyć ciekawie. Katniss słuchała Forestera z uwagą. Hm, więc to tu kryją się tajemnicze nazwiska łowców czarownic... Kiedy doszło do omawiania zadania, dziewczyna palcami dotykała dziwnych runów, wybierając sobie kilka. Znalazłszy trzy, zaczęła je odczytywać. -Profesorze, wybrałam Fehu, Kaunaz i Dagaz. Pierwsza dotyczy dobrobytu, mówi o tym, że świat jest taki, jaki go postrzegamy. Kaunaz oznacza płomień, odrodzenie, oświecenie i zdrowie. Może ona symbolizować przetrwanie danej czarownicy, która chciała pokazać, że łowcy nie są nieomylni i że można im się wymknąć. Ostatnia zaś...-tu dziewczyna zawiesiła głos, zamyślając się na chwilę- ...Dagaz to jutrzenka. Czas między czasem. Symbolizuje również pozytywną energię światła, co może być paradoksem, zważywszy na to, że ogień i spalanie żywcem nie należy do najprzyjemniejszych przeżyć. -uśmiechnęła się do Forestera. Wiedziała, ze tym razem nie pomyliła się w odczytywaniu run. Trochę czytała w dormitorium o tym, więc spodziewała się dobrej oceny z wypracowania, które postanowiła napisać zaraz po powrocie do zamku. Grzecznie pożegnała się i udała się w drogę powrotną.
zt
Przybycie na lekcje: punktualny Kostki 6,3,2 -Fehu,5-Kaunaz,1-Dagaz
Właśnie takie lekcje historii Anjali uwielbiała najbardziej. Mogła zobaczyć żywą historię, która była świadkiem tak ważnych wydarzeń dla wszystkich czarodziejów. Hinduska rozglądała się zaciekawiona po każdym centymetrze kapliczki. Sama czuła się bardzo dobrze będąc w tak starym miejscu. Mogłaby tu spędzić zdecydowanie dłużej niż jedną tylko lekcję. Z olbrzymią uwagą wsłuchiwała się w słowa profesora a potem niemalże z wypiekami na twarzy zabrała się do roboty. Runy odczytała bez najmniejszego problemu, w końcu to była jej pasja. Nie rozumiała jak ludzie mogą mieć z tym jakikolwiek problem. Kiedy tylko profesor do niej podszedł powiedziała -Moja pierwsza runa to Fehu. Określa nasz stosunek do tego, co posiadamy. Powinien być taki, jak podejście dobrego gospodarza: dbamy o to, co jest, inwestujemy na przyszłość. Dotyczy to i dóbr materialnych i rozwoju na poziomie duchowym. Moja druga runa to Ansuz. To runa wspierająca poetów, pisarzy, artystów w ich twórczości. Pomaga jasno i precyzyjnie wyrażać myśli, odpowiada za swobodne kontakty między ludźmi. Moja trzecia runa to Algiz. Runa Algiz jest jak Anioł Stróż, który zawsze stoi na straży. Powinno się ją nosić jako talizman kiedy skończyła uśmiechnęła się lekko do profesora wiedząc, że dobrze sobie poradziła. Teraz czas wziąć się za wypracowanie. Chwilę jeszcze poprzyglądała się ścianom, po czym wyszła na zewnątrz.
Przybycie na lekcje: punktualny Kostki 5, 5->6, Fehu, Ansuz, Algiz
Jak już wcześniej było wiadomo, Leonardo nie był ani trochę zainteresowany tym przedmiotem. Przyszedł tu tylko dlatego, że zajęcia odbywały się poza zamkiem, z którego wreszcie mógł się wyrwać. Zadowolony z faktu, że nie będzie musiał robić na nich zbyt wiele, czekał na pojawienie się profesora. Gdy ten wreszcie wszedł do kapliczki, zwrócił na niego całą swoją uwagę. Niestety, lekcja poszła mu fatalnie. Nie dość, że cały czas mylił znaczenia run, to jego wiedza była tak żenująca, że profesor Howard położył tylko dłoń na jego ramieniu, coby nie musiał się za bardzo wysilać. Leonardo uśmiechnął się do niego przepraszająco. - Obiecuję, że do wypracowania przyłożę się odrobinę bardziej. Przepraszam, nie dałem rady przygotować się na dzisiejsze zajęcia - zaczął się tłumaczyć, jednak profesor Forester już stał przy kimś innym, słuchając jego odpowiedzi. Pięknie, teraz pomyśli sobie, że Leonardo jest leniem i nieukiem. Wywrócił oczami, pukając się w czoło i przeklinając w duchu, że przyszedł na tą lekcję. Gdyby go tu nie było, nie skompromitowałby się aż do tego stopnia. Niezadowolony ze swych marnych umiejętności obiecał sobie w duchu, że wypracowanie pójdzie mu doskonale i nie dostanie mniej niż powyżej oczekiwać. Po skończonej lekcji pognał od razu do biblioteki, coby nadrobić zaległości ze starożytnych run i napisać wypracowanie.
/zt
Przybycie na lekcje: punktualny Kostki 1, 1, Fehu, Nauthiz i Gebo
Tanner był pełen podziwu dla swoich umiejętności związanych z odczytywaniem run. Nigdy nie był w tym mistrzem, ale dzisiaj przeszedł swoje najśmielsze oczekiwania co do tego przedmiotu. Udało mu się poprawnie odczytać znaczenie jeden z run - była to Fehu. Drugą z mała pomocą profesora także rozszyfrował, uśmiechając się do niego szeroko. Gdy Howard Forester stanął przy Tanner'ze, żeby wysłuchać co ma do powiedzenia na temat run, ten odchrząknął cicho i zabrał się za ich interpretację. - Fehu to runa związana z dobrobytem. W tłumaczeniu ze staroskandynawskiego oznacza bydło, lub ogień. Symbolizuje w swym rycie krowie rogi. Można powiedzieć, że mówi ona o „ skutecznym rad sposobie”, czyli o tym, jak my sami patrzymy na swoje dobra, jaki mamy do nich stosunek, jak widzimy inwestowanie w samych siebie i otaczający nas świat - uśmiechnął się zadowolony Chapman. Dla niego naprawdę było ogromnym zaskoczeniem to, że udało mu się odczytać poprawnie chociaż jedną runę, samodzielnie, bez pomocy profesora. Oczywiście z drugą było już trochę gorzej, jednak po drobnej pomocy pana Howarda, udało mu się sklecić na jej temat całe dwa zdania. - Wunjo? Jest to runa związana z przyjemnością. W tłumaczeniu ze staroskandynawskiego oznacza radość - dokładnie tyle był w stanie z siebie wykrztusić. Uśmiechnął się chłodno, gdy profesor życzył mu więcej szczęścia przy następnej interpretacji run i gdy tylko lekcja dobiegła końca, wyszedł z kapliczki udając się w stronę zamku.
/zt
Przybycie na lekcje: punktualny Kostki 4, 1, Fehu, Wunjo, Raido
Frejka uśmiechnęła się szeroko do Gittan i potwierdziła, że to faktycznie świetnie się składa, że ktoś w końcu pomyślał o ich potrzebach i zorganizował zajęcia z run. Popatrzyła na notatnik, który wręczyła jej Szwedka, najpierw trochę z zaskoczeniem, a następnie z wdzięcznością, bo zupełnie już zapomniała, że jakiś czas temu utyskiwały razem na sztywne pergaminy, na których dość opornie rysuje się runy, które powinny być perfekcyjnie. - Ale jesteś kochana, dziękuję! – uścisnęła Svensson, zapamiętując sobie, że gdy przy okazji będzie w Hogsmeade, by nabyć jakieś artykuły piśmiennicze czy cokolwiek w tym rodzaju, powinna choć w jakimś stopniu zrewanżować się uroczej Szwedce. – Podobno lubią tu przebywać duchy trochę mniej przyjazne od tych w zamku. – odpowiedziała równie konspiracyjnym szeptem, po czym rozejrzała się po kapliczce, jakby zaraz zza filaru miał wyskoczyć jakiś okropny duch. Gdy profesor Forester przybył na miejsce, Vacheron ledwo zdusiła śmiech, kiedy usłyszała, że staruszek po raz kolejny nuci sobie jakąś szaloną piosenkę. Naprawdę zaczynała go lubić, tym bardziej, że historia, którą opowiadał zebranym, była naprawdę bardzo interesująca. Dziewczyna nigdy wcześniej nie słyszała o tak wyjątkowym miejscu, które nosiło ślady prześladowań czarownic i naznaczone były runami, które miały być tajnym zapisem wskazówek. Poczekała, aż Gittan skończy prezentować swoje runy Howardowi, a następnie sama wskazała symbole, które wybrała, nie mając najmniejszego problemu z ich rozszyfrowaniem. - Ta pierwsza runa, to Fehu, odwracalna, magnetyczna, z kręgu ognia. Pierwsza runa, rozpoczynająca starszy futhark, jej znaczenie wiązane jest z dobrobytem materialnym, jak i duchowym. Symbolizuje ochronę i pomyślność, a także stawianie się, realizację i spełnienie, umacnia pozytywne relacje. Umieszczona w rejonie południowo wschodnim, tak jak na tej ścianie, ma zapewnić pomyślność i dobrobyt. – zinterpretowała pierwszy znak runiczny, a następnie wskazała palcem następny. – Tutaj jest Nauthiz, dziesiąta runa starszego futharku, jedna z run nieodwracalnych, energetyczna z kręgu powietrza. Ma za zadanie dodawać sił w ciężkich chwilach , pomaga przetrwać kryzys, a także wspierać, by podejmowane decyzje były trafne i konsekwentne, by wytrwale podążać raz obraną ścieżką. Trzecia runa to Wunjo, runa odwracalna, magnetyczna z kręgu ognia, ósma runa starszego futharku. Jest związana z przyjaźnią i radością, realizacją marzeń, szczęściem i zwycięstwem. Ma za zadanie przyciągnąć prawdziwych przyjaciół i ochronić przed tymi, którzy tylko udają przyjaźń, by czerpać z tego swoje korzyści, ochroni również przed zatracaniem się w pustych przyjemnościach, wyniszczających ludzi, nauczy cieszyć się drobiazgami, zachować pogodę ducha i odnaleźć radość życia. - skończyła prezentować swoje symbole, poczekała, aż profesor wyrazi swoją opinię o jej wypowiedzi, po czym z uśmiechem podziękowała, pożegnała się i razem z Gittan wróciła do zamku, by napisać wypracowanie jak najszybciej i skupić się na dalszych przygotowaniach do egzaminów.
zt
Przybycie na lekcje: puntualny Kostki punkciki zamiast pierwszej kostki, 3 ->1 = Wybitny, 2 – Fehu, 6 – Nauthiz, 3 - Wunjo
Profesor Forester przechadzał się po klasie, odpowiednio wszystkim gratulując albo kręcąc nosem, że jest to jeszcze nie to i muszę przysiąść do nauki. Niektórzy wymyślali takie fanaberię, iż na pewno to sobie zapamięta, a potem zapisze w kajecie. Będzie mógł opowiadać to jako ciekawostki. Tymczasem stanął ponownie na środku kapliczki, czekając aż wszyscy przestaną rozmawiać. Nawet machnął laską, aby zwrócił na siebie uwagę, przez co zachwiał się i złapał pierwszego lepszego ucznia. - Proszę wybaczyć - zwrócił się do niego - Moi drodzy, to koniec naszej lekcji, serdecznie Wam dziękuję za obecność, na wypracowania czekam do soboty, a teraz wszyscy do powozów! Forester wskazał wyjście z kapliczki. Podobno żyły tu bardzo nieprzyjemne duchy, więc nie chciał aż tak zakłócać im spokoju. Znów zaczął przyśpiewywać sobie Roznegliżowane Bogini. Ulokował osoby, którym idealnie odkryli Runy w pierwszym powozie, aby mógł sobie z nimi porozmawiać. Gdy reszta siedziała już w powozach, szybko podliczył uczniów, a następnie kazał testralom ruszyć prosto do Hogwartu.
Kochani, dziękuję za tak liczną frekwencje na mojej pierwszej lekcji! Świetnie zastosowaliście się do kostek i opracowaliście runy. Na początku myślałam, że się nie uda, ale mile mnie zaskoczyliście! Osoby, które zdążyły wysłać wypracowania dostały 2 pkt do kuferka, natomiast te, które to olały dostaną po 1 pkt. Jeszcze raz dziękuję Wam, że uczestniczyliście w lekcji i mam nadzieję, że dobrze się bawiliście! ~Gittan Svensson
Alanowi wydawało się, że już po raz setny spogląda na tą ponurą kapliczkę... a właściwie na słońce, które z każdą minutą nieubłaganie zbliżało się ku horyzontowi. I po raz kolejny przeklął w myślach Elsę. Co jej strzeliło do głowy, żeby w ostatniej chwili zmieniać miejsce spotkania z ciepłego i przytulnego baru na to... zimnego i odosobnionego miejsca niedaleko Hogsmeade. -Jeśli nie masz dobrego powodu, to tym razem naprawdę cię utłukę. Mruknął do siebie, wyobrażając sobie, że tak naprawdę mówi do blond Gryfonki, żeby nerwowym ruchem poprawić kurtkę, schować na powrót dłonie w kieszeni i w ostateczności usiąść pod ścianą tej na pozór małej budowli. Postanowił, że poczeka jeszcze jakieś pół godziny, rozmyślając nad tym, jak mógłby spożytkować czas, jaki do tej pory stracił na czekaniu w tym miejscu. A w końcu mógł tyle ciekawych rzeczy... no dobrze... mógł się uczyć.
Blondwłose dziewczę po raz tysięczny, zgarnęło zbuntowany kosmyk włosów za ucho i leniwym krokiem przemierzała tą na pierwszy rzut oka, dziką pustelnię. Dwa razy zabłądziła i musiała się ratować NORMALNYMI sposobami by na nowo odnaleźć ścieżkę. Przecież nie poniży się do tego stopnia, by z desperacją wyciągnąć kawał tego paskudnego kija, który aktualnie tkwi zza jej plecami w tylnej kieszeni - i o bogowie! - użyć go. Zamiast tego, wolałaby już godzinę łazić po tym lesie i szukać mchu. Co i tak uczyniła. Ktoś by mógł pomyśleć, że w czasie swojej przesympatycznej wędrówki, Llewellyn się nudziła ale.. nic bardziej mylnego! Kaptur od militarnej kurty, spadał jej na oczy, glany zostały całe ubłocone a młodociana gryfonka, trzymając w lewej dłoni na wpoły opróżnioną butelkę Różowego druzgotka, beztrosko sobie nią machała na wszystkie strony. Oczywiście, że nie była osobą punktualną. Zapewne przez jej wrodzony antytalent do poruszania się w terenie oraz brak wyczucia czasu. A to zapatrzy się na prześliczny kwiatek, a to chmury ją tak zainspirują, że musi koniecznie ale to koniecznie znaleźć dosłownie chwilkę czasu, by na nie popatrzeć. Nie wspominając o wszelkich, puchatych zwierzątkach, które bądź co bądź - Elsa uwielbia. Niegdyś chciała zaadoptować lisa. Przecież to takie urocze stworzonka! Wedle gustu Llewellyn. Po lisach jednak naszła fascynacja na tygrysy, fretki oraz pandy ale na szczęście! - na szczęście, skończyło się na kotach, którego rzeczywiście zaadoptowała. Pokonując kolejną niemałą odległość, przeskoczyła żwawo przez kamień i upijając łyk zbyt słodkiego wina, uśmiechnęła się złośliwie na myśl, że Payne będzie zmuszony na nią czekać. A z tej radości, zaczęła nawet cichym, przytłumionym głosem.. śpiewać.
I just can’t get you out of my head Boy your loving is all I think about.
Zabrzmiały pierwsze słowa piosenki, która niespodziewanie zagościła w głowie młodziutkiej dziewczyny z Domu Lwa. Początkowo zaskoczona wybranym repertuarem, chwilę później wzruszyła niedbale ramieniem i dalej nucąc, zgrabnie pokonała ostatni dystans. Dostrzegając zarys męskiej sylwetki, niewątpliwie należącej do młodego Payne ’a - parsknęła cichym śmiechem i skradając się jak przystało na prawdziwą damę, ( w glanach, ok.) obeszła naokoło starą i opuszczoną kapliczkę by móc go zaatakować od tyłu. Jej pierwszym planem, było przestraszenie pierzastego i już się nachylała by uczynić ten wiekopomny gest i go strącić w otchłanie Hadesu .. no dobrze, tylko na zwykłą trawę – gdy nagle zasłyszała jego mamrotanie odnośnie jej osoby. Mimowolnie wygięła wargi w grymas, jakby połknęła wyjątkowo nieprzyjemny i gorzki syrop. Ach, ma zamiar ją zatłuc. Pomysł sam w sobie genialny, gdyby nie jedna drobnostka .. - Lubię świeże powietrze. - mruknęła ostrzegawczym głosem nad jego głową i przełykając ślinę, zrobiła szeroki zamach swoimi dłońmi jakby podkreślając tym gestem swoje oburzenie na jego słowa. - Niezły powód czy mam się bardziej wysilić, zakichany arystokrato? Od spaceru jeszcze nikt nie umarł a skoro Jaśnie Królewicz non stop siedzi w zatęchłych książkach, to z całą pewnością przyda ci się wywietrzenie tego czerepu. To ja wychodzę z pomocną ręką. Na piwo cię wyciągam ty niegodziwcze a ty do mnie, że zatłuc mnie chcesz! Chamstwo! - Kolejne trafne stwierdzenie wymknęło się z ust Elsy i posyłając mu ciężkie spojrzenie, z miną godną samej Królowej Nilu, zasiadła na zimnych schodkach tuż obok niego i ostentacyjnie utkwiła swoje tęczówki w niebie. Ach, ściemniło się już! A dałaby sobie rękę uciąć, że gdy wychodziła to było dziwnie jasno. I słońce było w zenicie.. Dziwne.
No tak, Elsa zwiedzała sobie las, oglądała kwiatki, zachwycała się puchatymi zwierzątkami... które z resztą mogły okazać się krwiożerczymi bestiami, gotowymi w każdej chwili pozbawić jej kończyny, ale to mało ważny szczegół (szczególnie jej kończyna)... a Alan czekał sobie pod kaplicą, aż słodkie maleństwa przestaną być słodkie, albo blondynka będzie miała dość tej słodyczy. Al chciał zaadoptować kiedyś kota... ale mu nie pozwolili, choć teraz nawet nie pamiętał dlaczego. Pewnie pobił się z bratem, czy coś, a może ojciec (lub matka) mieli alergię, bądź nie lubili kotów? Nie, to już bardziej wiarygodna jest wersja z bratem. Swoją drogą, pomiędzy nim, a Noelem dość często dochodziło do licznych zatargów. Krukon wbrew pozorom łatwo nie odpuszczał w jakichkolwiek sporach. Pewnie, gdyby Elsa była facetem, nie tylko wychodziłby z nosem przetrąconym książką z ich kłótni... ale nim nie była, przez co Alan miał cholerne opory nawet przed wyobrażaniem sobie, jak robi jej krzywdę (ten tekst o tłuczeniu był wyjątkowym wyjątkiem!), a ona to perfidnie wykorzystywała... w jego mniemaniu. Wracając do tematu, Gryfonce chcąc nie chcąc udało się zaskoczyć go, co łatwo mogła zauważyć, gdy Alan odwrócił się w jej stronę i podskoczył na jej widok. -Elsa, do jasnej cholery, nie skradaj się jakbyś chciała mnie zabić. Zawału serca idzie z tobą dostać! Odparł, spoglądając na nią. Jedną z jej zalet (tak, potrafił w niej dopatrzyć się zalet) było to, że przerastał ją o jakieś marne siedem centymetrów, dzięki czemu nie musiał szczególnie nisko spuszczać głowy, żeby spojrzeć jej w oczy... a czy doszukał się więcej plusów znajomości z blondynką, to już była jego tajemnica. Czy dobry powód? Nie wiem. Mam oceniać w skali od jednego do dziesięciu? Siedem, bo trochę wieje. No i w tym momencie posadził swój zadek, żeby dać towarzyszce rozmowy dokończyć i wyrazić swojego oburzenie. Oczywiście udawał, że wszystkiego słucha. A propos piwa, pokaż co tam przyniosłaś. Powiedział zupełnie jakby wcześniej nie dostrzegł butelki i wziął ją od niej. Różowe? Nie może być! Skąd wiedziałaś, że to mój ulubiony kolor? W tym momencie sarkazm w jego zaczął być już praktycznie bezczelnie wyraźny, więc nawet głuchy mógł go zauważyć. Ej, ale tu już co nieco ubyło... Zerknął podejrzliwym wzrokiem na Elsę, która jakimś cudem zabrała się za studiowanie wymalowanych na niebie chmur. Przypadek?
Prychnęła niczym niezadowolone kocię i wyciągając przed siebie nogi - ukazała całej okolicy swoje ślicznie sprane dżinsy, które gdzieniegdzie były pozaznaczane miniaturowymi, kolorowymi agrafkami. Ach, no uwielbiała taki styl! W każdym razie, do połowy opróżnioną butelkę z różowiutkim alkoholem, postawiła przed sobą o jeden schodek niżej i wydęła wargi tworząc z nich w dalszym ciągu gniewną minę. Bo to niesprawiedliwe, że ona - dobra duszyczka - musiała się pałętać przez ten las tylko po to by wyciągnąć Alsa, na głupie piwo w ramach aktywnego i MIŁEGO spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Co prawda, pierwotnie mieli jechać aż na Nokturn ale Elsa szybko się rozmyśliła, gdy sobie przypomniała te zadymione puby, rozwalające się krzesła, chybotliwe stoły i możliwość dostania ekstra drinka z trutką na szczury. Nie wspominając o wszechobecnych narkotykach! A jak wszyscy wiedzą, Elsa nie pali, nie pije i nic nie bierze. I to jest PRAWDA. A Różowy Druzgotek, to jedyny napój jaki, to dziewczę znalazło w pokoju wspólnym, po pozostałościach gryfońskiej imprezy. W sumie widziała i kilka butelek kremowego piwa ale wiedząc, że Payne nienawidzi różowiutkiego koloru - po złości wzięła właśnie tenże trunek. A na załagodzenie bliskiego konfliktu, zdążyła także schować w jednej z wielkich kieszeń kurty - butelkę, mugolskiego najmocniejszego alkoholu. Vodka! Na nawiązanie nieco przyjaźniejszych relacji. W końcu kiedyś trzeba! Poza tym szczerze powiedziawszy, to już ją nadgarstki bolą od tego ciągłego bicia. Zwracając ku niemu swoją buzię, spojrzała na niego groźnie, gdy jego łapska sięgnęły po JEJ butelkę i zaciskając usta w cienką linię, powstrzymała się od złośliwego komentarza. Zamiast tego wbijając w niego uporczywe spojrzenie swoich ocząt, zawarczała coś na jego temat pod tytułem: Jak ja nienawidzę krukonów! Niebieskiego! Roweny! Ravenclawu! Krukonów po raz tysięczny! I samego Payne’ a po raz milionowy! Opierając jednak łokcie na swoich kolanach, spojrzała na niego przeciągle i wywróciła oczętami gdy stuknęła paznokciem w butelkę. - Nie marudź. Jak już mi ją zakosiłeś to spróbujże. Zobaczymy jak się zachowujesz po studenckim napoju, pierzasty. - skwitowała, uśmiechając się szerzej i podziękowała w swoich myślach wszystkim świętym, iż wpadła na ten genialny pomysł by wcześniej usiąść na tych kamiennych i cholernie zimnych schodkach. Czy to nie niepokojące, by po czymś tak słodkim, tak szybko zaczęły się rozmywać barwy przed oczami? Niepewnie spojrzała na półtoralitrową butelkę i nieznacznie skrzywiła swoje wargi w brzydki grymas. Ach, no jak samej przez drogę, wypiło się mniej, niż połowę to cóż się dziwić! Opatuliła się swoją militarną kurtą i prychnęła cicho pod nosem. - Pić mi się chciało a wyobraź sobie, że nigdzie strumyka nie widziałam. - wymamrotała, jakby to była oczywista odpowiedź i spoglądając na niego, pokręciła lekko głową jakby nie umiejąc się uporać z czymś, co ją już od dawien dawna dręczyło. - Alan - zaczęła głosem upodobniającym się do tego, jak zawsze gdy miała wygłosić jakiś fenomenalny kawał - Jakim cudem tyś na boga, dostał się do ravenu, to ja nie mam pojęcia! Nie powinieneś siedzieć w slytherinie? No wiesz. Czysta krew, wszechogarniający sarkazm, niezła znajomość tego hokus -pokus i lubowanie się jakichś podejrzanych miejscach! - stwierdziła całkiem poważnie gdy po kolei, odginała palce przy swojej uroczej wyliczance.
Siłą rzeczy zerknął w jej kierunku, kiedy wyciągała się na zimnym podłożu. Swoją drogą nie dziwiło go, że tak darli koty. Wystarczyło na nich spojrzeć, a od razu zauważało się, jak bardzo się różnią. Ona... kolorowa, a on? Czarna kurtka, pod nią szara bluza z kapturem, który akurat leżał na głowie, a do tego ciemne dżinsy. Jednym słowem, przeciętny. Fakt, plusem nagłej zmiany decyzji Elsy było to, że nie musiał lecieć na sam Nocturn, żeby napić się głupiego piwa... właściwie to wina, a że wzięła właśnie taki trunek. Cóż, tego można było się po niej spodziewać. Nawet przeszło mu przez myśl, jak mógł sądzić, że tym razem przyniesie coś normalnego, a nie różowego. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że smakuje lepiej, niż wygląda. -Oj, już nie rób takiej miny, bo wyglądasz, jakbyś coś paskudnego zjadła. Dobry alkohol przyniosłaś i fajne miejsce znalazłaś. Podoba się? W sumie, to taka blondynka bardziej mu pasowała, od tej wiecznie zdenerwowanej (głównie za jego sprawą), lub pochmurnej Llewellyn, którą spotykał na co dzień. Ta była znacznie bardziej zabawna, dzięki czemu na twarzy wykwitł mu rozbawiony uśmiech... i to przed pierwszym łykiem wina! -W porządku. Już próbuję. Odparł Gryfonce, gdy zaczęła się domagać degustacji swojej zdobyczy, po czym otworzył butelkę i przechylił, tak żeby widziała, że pije jej wino. Swoją drogą ciekawy był upór z jakim chciała skłonić go do picia. -No dobrze, już nie musisz się tłumaczyć. Odpowiedział na jej usprawiedliwienia, zerkając na nią ze złośliwym uśmieszkiem. W końcu, jak to się mówi: "Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda." Ale nie trwało to zbyt długo, bo szybko przeniósł wzrok na nieokreślony punkt na niebie. Teraz dopiero zauważył, że właściwie całkiem ładnie tu było. -Hmm? Mruknął, obracając się w jej kierunku, gdy usłyszał swoje imię. Z początku jego usta znów chciały się wykrzywić w uśmiech, ale szybko z tego zrezygnował, żeby zastanowić się, czy powinien potraktować to pytanie poważnie, czy nie? W tym hokus-pokus, jak zgrabnie to ujęłaś, jestem co najwyżej średni, dużo lepszy jestem, jeśli chodzi o eliksiry, a czystość krwi to nie wszystko i wcale nie lubuję się w podejrzanych miejscach, tylko w takich, gdzie nie muszę przedzierać się przez wielki tłum. Nie poszedłem do slytherinu, bo go nie znoszę... a dokładniej nie znoszę ucznia, który w nim jest, Noela Payne'a, a on z kolej nie znosi rawenclaw, poza tym... lubię niebieski. Oddał w końcu butelkę Elsie, po czym nagle postanowił usadowić się w nieco lepszej pozycji, czyli bardziej leżącej. Już pomijając to, że dobrze się tam czuję.
Spoglądając na niego przez swoje ramię, oszacowała w myślach czy okłamuje ją czy też rzeczywiście po raz pierwszy od ich czteroletniej znajomości - postanowił ją pochwalić. Oczywiście, że El w tamtym momencie milczała przez dłuższy czas (co nigdy nie zapowiada nic dobrego! ) lecz po chwili zaskakując nawet samą siebie - zaśmiała się głośno i szczerze. Toć to zabawne, że Payne z tą całą swoją nieodłączoną krukońską miną, stwierdził iż, przyniosła dobre wino (różowe!) i wynalazła dobrą miejscówkę. (zapuszczoną kapliczkę!) Dlatego uśmiechnąwszy się z wyższością, odgarnęła ze swojego czoła, zbuntowane kosmyki włosów i gdy przytknął do swoich warg butelkę z kolorowym napojem wyskokowym - w Elsie się wtedy obudziło psotne dziecko i z niesłychaną radością podbiła mu dłonią butelkę, nieco wyżej. Ot tak dla zabawy. Poszła także w jego ślady i również niczym prawdziwy, gryfoński kot z gatunku tych większych - położyła się na przeraźliwie zimnym podłożu. Brzuchem a jakże by inaczej! Na całe szczęście jej biedne ciało, chronił nie tak znowu cienki sweter, sięgający praktycznie kolan jak i gruba kurta! Kaptur niestety zsunął się już z jej ocząt toteż, wyginając wargi w lekki uśmiech, zlustrowała przed sobą, na pierwszy rzut oka małą i niemalże rozwalającą się kapliczkę. Ach, doprawdy cudownee miejsce! Nawiedzone. Marszcząc lekko czoło, na oślep sięgnęła dłonią po ukryty NORMALNY trunek dla równie NORMALNYCH ludzi i z całym majestatem postawiła ów półtoralitrową butelkę z przezroczystym alkoholem przed samym nosem Alana. Tak na znak tymczasowej zgody pomiędzy ich domami oraz ich domownikami. Słuchając go jednym uchem, westchnęła dramatycznie i skinęła powoli głową na znak, że wie o czym mówi. W sumie ona także nie wyobrażała sobie, by znaleźć się w innym domu. Panowało tyle uprzedzeń i stereotypów odnośnie każdego z nich, że Elsa z chęcią by zamieszkała w chatce gajowego, byleby nie przypasowali jej do żadnego z tych idiotycznych kryteriów panujących w Hogwarcie. Być może od zawsze była taką odmiennością, kto ją tam wie. Jej brat od zawsze był gorszy, o. W sumie ukatrupi ją, gdy tylko dojdą do niego jakiekolwiek słuchy na temat jej popołudniowych wypadów do lasu, przeciągających się w te wieczorne. Uśmiechnęła się na samą myśl, gdy po raz tysięczny spowoduje u starszego Llewellyna wybuch furii i musiała odkaszlnąć cicho, by skryć swój rozbawiony uśmieszek. - Lubisz więc niebieski, nie lubisz tłumów, z przyjemnością siedzisz nad kipiącym kotłem - a nawiasem mówiąc - to włosy się niemiłosiernie puszą od przesadnej wilgoci więc uważaj na nie, hmm co dalej. Ach! Masz pewnie czystą krew tak bardzo, że zapewne jest błękitna lub rozrzedzona albo dla wampirów smakuje jak sok malinowy, a bo ja wiem? Nie jestem wampirem, więc nie każ mi próbować swojej krwi. Nie lubisz także typowo podejrzanych miejsc, więc ryzykantem raczej nie jesteś .. - urwała, spoglądając na niego przeciągle i wypuściła z frustracją powietrze ze swych warg - ach, no może i jesteś bo siedzisz tutaj ze mną a tu już obliguje cię do ryzyka podwyższonego stopnia. Kontynuując, nie znosisz ślizgonów, cierpisz na syndrom nienawidzę-cię-bracie , jesteś anglikiem i i..o rany, tak myślałam! - Wykrzyknęła nagle, prezentując w sobie typowe gryfońskie cechy, gdy otworzyła szeroko oczęta, by móc na niego spojrzeć badawczo po czym wycelowała w niego butelką Druzgotka, marszcząc lekko nos. - Jesteś gejem? - spytała, mrużąc lekko powieki i naraz zjechała jego strój z góry na dół. - Ach, chyba nie, ale nigdy nie widziałam cię z dziewczyną na korytarzu! A słyszałam, że w rodach jacy-jesteśmy-super , to przechodzą z ojca na syna takie tam, tradycje. - skwitowała całkiem poważnie i wywróciła oczami. Ach no druzgotek zapewne już powoli uderzał do głowy ale spokojnie! Toć to dopiero początek! Na wszelki wypadek, uśmiechnęła się do niego tak trochę miło, a tak trochę złośliwie gdy z głuchym odgłosem odłożyła butelkę przed nimi i wlepiła w niego swoje szare tęczówki, które zalśniły pewną determinacją. A wraz z nią usłyszał jej kolejne pytanie, wypowiadane grobowym głosem jak i z pewną ciekawością. - A teraz powiedz mi z skąd się biorą mali czarodzieje.
No tak. Można było się spodziewać, że Elsa odwali coś niesłychanie głupiego, ale trzeba przyznać, że jej kawał odniósł pełne zwycięstwo, bo Alan szybko zakrztusił się winem, żeby odstawić butelkę od ust i zerknąć na blondynkę z poważną miną. Sam tak robił bratu, ale kiedy ten nie chciał używać szklanek i pił prosto z butelki. Wtedy to była wyśmienita kara, a teraz? Co on takiego zrobił, że tak go pokarała? To po prostu było nie fair! Za to kiedy przed jego nosem wylądowała butelka czegoś mocniejszego, przyjął ją z wątpliwą wdzięcznością, po czym odkręcił, spróbował... i spojrzał jeszcze raz na towarzyszkę tej małej libacji. Tym razem bardziej pochmurno. Przecież (chyba) wiedziała, że nie lubi zbyt mocnego alkoholu! Więc tym razem też robiła sobie z niego jaja? No cóż, powiedział sobie trudno i pił baaardzo małymi łykami, a nóż dała tą wódkę z dobroci serca? Szkoda byłoby, żeby teraz Elsa miała się obrazić. Oczywiście słuchał jej, można powiedzieć, z zaparty tchem, bo jej psychoanaliza była niezwykle ciekawa i zaskakująca, zwłaszcza ten moment w którym stwierdziła, że jest ge... gejem. -No to żeś pojechała po bandzie, że bardziej się nie da... Powiedział między wybuchami śmiechu, którego opanowanie był wprost heroicznym wyzwaniem. Co mnie zdradziło? To, że lubię niebieski, czy to, że jestem Anglikiem?... a może to, że lubię pichcić różnego rodzaju eliksiry? Ale z tą krwią trochę przesadziłaś. Nie sądzisz?. On? Gej? Ciekawe było to, że Gryfonka zwracało uwagę na dziewczyny z jakimi mogła widzieć Alana, ale o facetach to już nie wspomniała ani słowa. Jeszcze to lustrowanie jego ubrania, które z resztą sam Krukon powtórzył, szukając jakichkolwiek cech charakterystycznych dla homoseksualizmu. Jego ubiór nie był jakoś szczególnie gejowski... o ile w ogóle! -Czekaj... Czekaj... Najpierw to gejostwo, a teraz to... Zamyślił, podpierając podbródek na pięści z miną godną pewnego detektywa, wymyślonego przez Arthura Conana Doyle'a, żeby z niemałą powagą wypalić: Podrywasz mnie?
zt
Ostatnio zmieniony przez Doktor od Plagi dnia Pon Lis 03 2014, 19:11, w całości zmieniany 1 raz
Jak to możliwe, że nie udał ci się eliksir? Przecież nigdy ci się to nie zdarzało. Może profesor Abney się pomyliła? W końcu ma już swoje lata, a poza tym każdemu mogło się to zdarzyć. Mimo wszystko postanawiasz udać się do kapliczki choćby przez sympatię względem profesorki. Łatwiej wszystko wyjaśnić w cztery oczy niż listownie. Jesteś przecież pewien swego i wiesz, że ostatnia praca na lekcji eliksirów wyszła ci śpiewająco. Zjawiasz się w pobliżu Opuszczonej Kapliczki, już teraz czując niechęć do tego miejsca. Wichura odbijająca się od ścian małego budynku przywodzi ci na myśl wycie duchów, a niezidentyfikowany szelest tylko wzmaga nieprzyjemne uczucie. Dochodzisz do wniosku, że profesorka musiała się skryć wewnątrz, choć wciąż wydaje ci się podejrzane, dlaczego wybrała akurat to miejsce. Mogła cię przecież zaprosić do swojego gabinetu, prawda? Przeskakujesz próg, wchodząc prosto w cienie rzucane w półmroku przez świece. Nigdzie nie widać nauczycielki, co wydaje ci się jeszcze dziwniejsze. Przecież ona nigdy się nie spóźnia. Twoją uwagę przykuwa za to mnóstwo karteczek przymocowanych do ściany. To one wydają ten upiorny szelest, a na każdej wypisany jest ten sam kod. Instynktownie liczysz je, uświadamiając sobie, że jest ich taka sama ilość, jak członków twojej grupy. Czyżby to kolejny podstęp organizatorów Złotego Sfinksa? Przypatrujesz im się jeszcze dokładniej, dostrzegając, że na każdej widnieje ten sam spis cyfr. Mimowolnie sięgasz po jedną z nich i zastanawiasz się, co począć z tym fantem.
Informacje ogólne: => Rzucasz kostkami, by zobaczyć swój rezultat w odczytywaniu numerologicznego szyfru. =>Jeśli posiadasz ponad 25 pkt(czyli od 26 punktów) z Wróżbiarstwa i Astrologii przysługuje Ci dodatkowy rzut kostką i za ważną uznawana jest ta bardziej korzystna dla Twojej postaci. => Jeśli nie wykonałeś poprawnie zadania, możesz rzucić kostką dopiero na następny dzień. => Nieważna jest kolejność osób, które napiszą w tym temacie, jak to było w poprzednich zadaniach. => Proszę o nieoszukiwanie w kostkach, przypominam, iż to tylko zabawa. => Karteczki są zaczarowane tak, by każdy uczestnik mógł zabrać tylko jedną. Kostki:
Spoiler:
1, 2 – Twoje umiejętności z numerologii są wybitne, czego mogą pozazdrościć ci twoi rówieśnicy. Choć masz małe problemy z końcówką, bo cyfry już zaczęły skakać ci przed oczami od zbyt długiego wysilania swojej inteligencji, ostatecznie dochodzisz do tego, co znajduje się na kartce. Możesz udać się do Opuszczonej Kuźni. 3, 4 – Wydajesz się senny i za nic nie potrafisz skupić się na cyfrach, które układają się dla ciebie w niezrozumiały szyfr. Tak bardzo koncentrujesz się na wygodnym łóżku w dormitorium, że nie zwracasz uwagi na to, co dzieje się z twoją kartką. Wtem porywisty wiatr zrywa ją z twoich kolan, porywając na zewnątrz opuszczonej kapliczki. Nie masz pojęcia, gdzie zniknęła i musisz jej poszukać, a pewnie zajmie ci to sporo czasu. Jeśli masz powyżej 25 pkt w Wróżbiarstwa i Astrologii rzuć kostką jeszcze raz, jeśli nie, musisz poczekać do jutra. 5, 6 – Jesteś już niemal na końcu rozwiązania zagadki, spisując jej treść na pergaminie tuż obok. Twoja euforia pozwala jednak wykazać się niezdarności i przewracasz kałamarz na swój tekst. Musisz to teraz naprawić, usuwając rozlany atrament. Rzuć kostką jeszcze raz. parzysta – nie udało Ci się doczyścić pergaminu, przez co nie możesz rozwiązać zagadki. Pojawia się profesor Abney, która informuje cię, że brałeś udział w zadaniu Złotego Sfinksa i przez swoją nieuwagę nie możesz przystąpić do dalszej części. Tracisz jeden punkt z rozpiski ogólnej. nieparzysta – udało ci się wyczyścić pergamin i możesz przystąpić jeszcze raz do rozwiązywania zagadki. Jeśli masz powyżej 25 pkt w Wróżbiarstwa i Astrologii rzuć kostką jeszcze raz, jeśli nie, musisz poczekać do jutra.
Kod do posta
Spoiler:
Kod:
<zg>Ilość punktów z Wróżbiarstwa i astrologii</zg> wpisz <zg>Wyrzucona kostka:</zg> wpisz <zg>Link do losowania</zg> [url=wklejtulink]*klik*[/url]
Amadeus udał się do miejsca ustalonego przez swoją nauczycielkę. Był oczywiście bardzo zdziwiony swoim wynikiem - przecież uważał się za geniusza w tej dziedzinie. No może nie geniusza, ale na pewno kogoś powyżej przeciętnej. Kiedy znalazł się w tym przedziwnym, jak na spotkania z nauczycielami, miejscu, gęsia skórka wkroczyła na jego ciało. - Huh... - wydał z siebie dźwięk zdziwienia zmieszanego z niepokojem. Powoli posuwał się wgłąb kapliczki, chociaż wcale nie chciał. Otoczenie wcale nie zachęcało człowieka do dalszej eksploracji, wręcz przeciwnie - tak jakby wrzeszczało: "Uciekaj idioto, co ty robisz?", jak ludzie oglądający horrory o głupich rodzinkach w starym, nawiedzonym domu kupionym na aukcji za taniochę. Jeszcze nie zauważył karteczek, a już pomyślał - "No tak, na pewno kolejne zadanie Sfinksa. Gdyby to miało być spotkanie z nauczycielką, nie musiałbym wychodzić ze szkoły...". Wtedy dopiero zauważył szeleszczące złowieszczo kartki przyczepione do ściany. Oderwał jedną i przeczytał kod. - Trzeba się będzie trochę pobawić. - powiedział, po czym zaczął próbę odszyfrowania wiadomości. Ku jego zdziwieniu, odczytanie tej wiadomości nie było wcale takie trudne. Co prawda chwilę nad tym siedział i przy oświetleniu panującym wewnątrz kaplicy, jego oczy ledwo wytrzymywały ostatnie cyferki kodu. Dowiedział się jednak tego, czego miał. "Opuszczona kuźnia. Da się zrobić." - przeszło mu przez myśl. Zostawił za sobą kapliczkę i powędrował dalej, ku opuszczonej kuźni, nie życząc w duchu reszcie członków jego grupy powodzenia - no niech choć raz mu się uda coś wygrać.
Ilość punktów z Wróżbiarstwa i astrologii: 5 Wyrzucona kostka: 1 Link do losowania *klik*
Leah bardzo przeżywała list od pani profesor. Jedyna rzecz w której czuła się pewnie, a tu taka porażka? Niemożliwe. Kobieta wydawała się Puchonce zawsze otwarta i była pewna, że po prostu wyjaśnią to osobiście. Miejsce wydało się jej osobliwe, ale mimo tego szła dalej. Gdzie ona jest? Czy coś złego się stało? Co to za kartki? Dziewczyna czuła, że to wszystko ma jakiś ukryty sens. Nadszedł czas na to, co szło jej przeciętnie. Uda się? Liczyła na to. I pomoc Merlina. Była tak blisko... Prawie na końcu. Oczywiście coś musiało pójść nie tak. Niezdarność sprawiła, że atrament rozlał się po pracy. Teraz był to dla niej wóz, albo przewóz. Rzuciła zaklęcie i zamknęła oczy. Wzięła kilka głębokich oddechów i uniosła powieki. Na jej szczęście udało się. Naprawiła swoją wpadkę, ale mimo to postanowiła zostawić resztę na następny dzień. Wystarczyło jej emocji jak na jeden raz. Następnego dnia było zdecydowanie lepiej. Szybko uwinęła się z tym, co musiała dokońćzyć, jakby nigdy nie miała z tym żadnych problemów. Prócz końcówki... no i złych wspomnień dnia wczorajszego. Skończyła i ruszyła do nowego miejsce, gdzie pewnie znowu czeka ją coś dziwnego. Oby tylko znowu nie pokazała jaką jest ciamajdą, bo jak tak dalej pójdzie to popsuję wszystko nie tym, że nie ma umiejętności, a tym, że jej kordynacja jest żałosna.
Ilość punktów z Wróżbiarstwa i astrologii 2 Wyrzucona kostka: 5, a potem 3. Następnego dnia 2. Link do losowania *klik* i *klik*
To fascynujące. Dostała jakiś durny list o tym, że jej eliksir nie wyszedł i co? Uznała to za świetny dowcip. Ale im dłużej nad tym myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że może to jakiś mały, wstrętny podstęp i powinna się jednak zjawić, aby wykonać zadanie. Bez sensu. W zasadzie już pakowała walizki, aby wyjechać gdzieś z Eiv, Swenem i Noelem, a tu jednak wszystko wywróciło się do góry nogami. Westchnęła więc, zdając sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec tego całego projektu. Ubrała się i wyszła, z początku nieco błądząc, no bo gdzie do cholery ma być jakaś opuszczona kapliczka... wreszcie jednak znalazła docelowy budynek i bardzo dobrze, bo wiatr wiał niemiłosiernie, aż musiała mrużyć oczy i przez to niewiele widziała. Nigdzie jednak śladu po babce od eliksirów. Zirytowana weszła więc do środka, by zobaczyć całą stertę jakichś karteczek z dziwnymi kodami. Zamrugała gwałtownie, przejeżdżając wzorkiem po ich powierzchni i powoli wszystko zaczęło układać się w jakąś całość. A więc jednak to Sfinks. Westchnęła ponownie, szukając jakiejś karteczki, która byłaby najbardziej przydatna. Po długich chwilach wytężania umysłu wreszcie znalazła tą, którą chciała znaleźć. Uśmiechnęła się półgębkiem i chwyciła za papier, by po chwili dreptać już w zupełnie innym kierunku.
Ilość punktów z Wróżbiarstwa i astrologii 1 Wyrzucona kostka: 2 Link do losowania *klik*
Ilość punktów z Wróżbiarstwa i astrologii 9 Wyrzucona kostka: 3, 6 i 1, 6 i 5, 2 Link do losowania *klik*, klik 2, klik 3, klik 4
List od profesor sprawił, że bez większego zastanawiania się, pognała do odpuszczonej kapliczki. Musiała przejść przez główną ulicę Hogsmeade, a potem skręcić w bok, oddalając się od domków. Żałowała teraz, że nie ubrała się chociaż trochę cieplej. Nie mogła się nadziwić, że profesor kazała jej przyjść tak daleko... i dopiero kiedy zobaczyła, że w kapliczce nikogo nie ma, pomyślała, że coś musi być nie tak. Czyżby list wysłał jakiś żartowniś? Od razu dostrzegła całe mnóstwo karteczek walających się po ziemi. Wzięła jedną z nich, zapaliła światełko Lumosem i przyjrzała się temu co było tam napisane ze zmarszczonymi brwiami. Od razu uświadomiła sobie, że to żaden żart tylko Sfinks. Na pierwszy rzut oka, liczby na kartce zupełnie nic jej nie mówiły. Musiała jakoś uaktywnić swoje nikłe umiejętności numerologiczne... jak na złość, kiedy w poprzednich zadaniach potrzeba było wiedzy wróżbiarskiej czy to astronomicznej, postarała się trochę poczytać na ten temat i nawet pochodzić na zajęciach, ale numerologia...? Minęły chyba godziny, nim w końcu udało jej się dojść do rozwiązania. Dwa razy znikąd pojawił się wiatr, wyrywając kartkę. Laura ganiała za nią jak głupia, żeby ostatecznie rozlać na nią atrament. Dobrze chociaż, że zaklęcie czyszczące miała opanowane. W końcu się udało i ślizgonka udała się do kuźni.