Klasa ta nie różni się niczym szczególnym od innych poza nietypowym wyposażeniem - na tyłach są regały ze starymi książkami mugolskich autorów, przy bocznej ścianie są stoły z niedziałającym laptopem, ekspresem do kawy, małym modelem autobusu, żarówką czy kalkulatorem.
Autor
Wiadomość
Lettice Callaghan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
Z uwagą słuchałam kolejnych argumentów; chociaż strona będąca przeciw ujawnieniu argumentowała wszystko w miarę logiczne, to miałam wrażenie, że z każdym słowem pogrążają się coraz bardziej. Wszystko za zasługą tej małej Gryfonki, która w zaparte odpierała wszystkie słowa swoich przeciwników. Mała wsza walczyła zacięcie, a w swej walce nie brała jeńców — na jednego z uczniów rzuciła nawet zaklęcie przyprawiające rogi. Wredny uśmiech pojawił się na mej bladej twarzy. Wzbudzała we mnie zachwyt; posiadała naturalny talent, siłę przebicia, którą nie dysponowało niewiele osób, a swoimi argumentami trafiła wprost do mego serduszka, nawet jeśli niektóre z nich były zdecydowanie za liberalne. Kiedy skończyli mówić, czy pisać na kartkach odważyłam się odezwać. - Od zawsze zastanawiam się, dlaczego żyjemy w cieniu mugoli; oddaliśmy im do dyspozycji całą planetę, żyjemy w ukryciu jak szczury, które boją się wyjrzeć na światło dzienne. Gdyby nie to, że do szkoły chodzą uczniowie, którzy urodzili się w rodzinach mugolskich albo są pół krwi, nie wiedzielibyśmy o nich nic. Dlaczego nie sprawujemy nad nimi pieczy; przez te wszystkie lata mugole rozprzestrzenili się po całej ziemi, są wszędzie. W poprzednim wieku udali się w kosmos, stąpali po księżycu, kiedy my czarodzieje możemy sobie jedynie wejść na Wieże Astronomiczną i popatrzeć w gwiazdy przez lunetę; mamy większe możliwości rozwoju, a całkowicie z nich nie korzystamy, bo jeszcze jakiś mugol dowie się, że istnieją ludzie, którzy panują nad mocą, nad którą oni nie potrafią panować. - przerwałam na chwilę, by zrobić przerwę, po czym wróciłam do swojej przemowy. - Pojawili się w Hogwartcie, skąd wiecie, że nie pojawią się w szkole ponownie, ale na przykład w większej grupie, co jeśli nie załagodzimy sytuacji od razu? Co, jeśli któryś z nich ucieknie, a fotografia jakiegoś dziwnego dla mugoli zjawiska pójdzie w świat? Teraz żyjemy bezpiecznie, ale co będzie za kilka lat. Nie czujecie zagrożenia na barkach? Szczególnie kiedy magia szwankuje, jak się obronimy, kiedy po nas przyjdą, a czynnikiem, którym będą się kierować, stanie się strach przed nami wszystkimi — czarodziejami z rodzin mugolskich i czystokrwistych. Wszystkich umysłów nie wyczyścimy, wszystkich ludzi nie złapiemy, nie ma takiej sposobności, dlatego powoli powinniśmy oswajać niemagicznych z istnieniem magii. Dla naszego własnego bezpieczeństwa. Bo wolę mugola, który przychodzi do mnie po poradę dotyczącą kwiatu albo po eliksir na ból głowy, niż mugola, który myśli o tym, w jaki sposób mnie unieszkodliwić, a tak będzie, jeśli ujawnimy się bez dobrego planu albo przez przypadek — zakończyłam zadowolona i ponownie wróciłam do analizy słów innych uczniów.
Gdy @Harriette Wykeham zablokowała się różdżka nie musiałem nawet patrzeć na jej gesty by wiedzieć, że będę musiał wcielić się w rolę lektora - znaliśmy się tak dobrze, że nie potrzebowaliśmy słów do komunikacji. Przez kilka minut czytałem słowa dziewczyny starając się werbalizować wszystko jak najbardziej neutralnie. Byłem pod wielkim wrażeniem wszystkiego co napisała - widać było, że zna się na rzeczy i naprawdę przygotowała się do debaty. Gdy w końcu skończyłem czytać czułem, że zasycha mi w gardle, więc napiłem się odrobinę wody. W tym czasie głos zabrała @Lettice Callaghan, która mówiła naprawdę sensowne rzeczy. Gdy dziewczyna zamilkła ponownie zabrałem głos. - Zgadzam się całym sercem z tym co napisała Ette, Ty również masz mnóstwo racji - powiedziałem wskazując na Lettice - Oczywiście, przygotowanie do ujawnienia się jest ważne, nie przeczę. Nie zmienia to jednak faktu, że ujawnienie się i życie w symbiozie miałoby zdecydowanie więcej korzyści niż kiszenie się w swoim sosie. Wychowałem się w rodzinie w dużym stopniu mugolskiej, mam mugolskich znajomych. Moi dziadkowie wiedzą o magii ze względu na to, że ojciec jest czarodziejem, ale przy prababci muszę udawać kogoś kim nie jestem. Źle mi z tym, że przez głupie prawo muszę okłamywać osobę, którą bardzo kocham. Ale nie chodzi tylko o to, że tak byłoby łatwiej, ani o korzyści jednostkowe. Ujawnienie się byłoby korzystne dla obu stron - mugole mogliby korzystać z naszych zasobów, a my z ich - o tym właściwie powiedziały dziewczyny, chciałbym to jednak zilustrować to przykładem z życia. Mój najlepszy przyjaciel, którego zapewne większość z was kojarzy miał parę lat temu sprawę w niemieckim Wizengamocie za uzdrowienie śmiertelnie chorej dziewczynki. W świecie mugoli nie miała żadnych szans, a wystarczyło jedno zaklęcie, żeby była zdrowa. Gdyby nie rodzina mój przyjaciel zostałby wyrzucony ze szkoły tylko dlatego, że uratował komuś życie. Rozumiem wasze obawy, ale czy naprawdę warto stawiać własne strachy ponad możliwości, które daje nam ujawnienie się? Dzięki naszej magii moglibyśmy nie tylko rozwijać się, ale również zmieniać świat na lepsze, a myślę, że każdy z nas by tego chciał Uśmiechnąłem się do Harriette i przemierzyłam wzrokiem salę oczekując reakcji.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire początkowo ze znudzeniem obserwowała nabierającą pędu dyskusję, żeby w końcu wodzić oczami od jednej przemawiającej osoby do drugiej, nie mogąc pozwolić sobie na uronienie ani jednego słowa. Wszystkie argumenty i najróżniejsze tematy powoli mieszały się w głowie dziewczyny, ale wyłaniała z tego jeden, bardzo przejrzysty obraz społeczeństwa, w którym mugole byliby świadomi. Fire była wcześniej bardziej na nie, ale im dłużej słuchała Etki, tym mocniej obstawiała przy tym, że absolutnie nie powinni się ujawniać. Wizja świata, gdzie mugole mogliby czegoś od niej chcieć, czegoś wręcz wymagać, wydawała się Fire śmiechu warta, a sama perspektywa konsultowania czegokolwiek z nimi naprawdę bawiła Blaithin. Nie ulegało wątpliwości, że takie zmiany musiałyby trwać bardzo długo - i szczerze dziwiła się, że ktokolwiek miał ochotę męczyć się ze wszystkimi aspektami przeprowadzania tego procesu. Znoszenie Kodeksu było po prostu marnowaniem czasu, bo wojna zdawała się bardzo prawdopodobną perspektywą. Zamyślona zareagowała dopiero, gdy zobaczyła, że na czole Clarke'a wyrosły dwa dorodne rogi. Odruchowo wyciągnęła własną różdżkę, początkowo celując nią w Harriette, która była sprawczynią tego zajścia. Fire nie spodziewała się tego i mimo, że normalnie uśmiałaby się widząc Clarke'a z przyozdobioną głową, ale teraz atmosfera była na tyle napięta, że wolała nie chować już różdżki do końca debaty. W przypływie być może sympatii, spróbowała rzucić na Krukona Finite, ale próba spełzła na niczym. Blaithin westchnęła. Jak mieli pomagać mugolom i dzielić się z nimi tym, co potrafią, skoro sami nad tym nie panowali? A wręcz mogli sobie też zrobić więcej krzywdy niż pożytku. Pytanie Wykeham było absurdalne. Dlaczego nikt jej nie powstrzymał? Być może dlatego, że przed chwilą było wspominane właśnie zaufanie. Które Gryfonka skutecznie zburzyła. Fire oparła się o krzesło, krzyżując ramiona z różdżką między palcami. - W takim razie zróbmy badania. - odezwała się. - Zróbmy głosowania, zróbmy ankiety, sondy i dowiedzmy się, jak to realnie wygląda. - kwaśny uśmiech ozdobił usta jasnowłosej, bo przecież każdy z nich mógł mieć przewidywania, co do wyników. Większość zdawała sobie sprawę z tego, że rasizm wśród czarodziejów wcale nie zniknął, chociaż został znacznie bardziej wyciszony po zgładzeniu Voldemorta. - A skąd wiesz, jaki jest prawdziwy obraz mugoli? - mruknęła, gdy młodsza Gryfonka wypowiedziała się na temat fałszywego. Nie rozumiała tego pociągu do nich. Fire wystarczało to, że mogła obracać się wśród czarodziejów i wcale nie uważała ich społeczności za taką małą. Mogła się rozwijać, mogła poznawać świat i niczego jej nie brakowało. Słuchała Leo i chyba po raz pierwszy spróbowała popatrzeć na to ze strony mugoli. Rzeczywiście, mogli przez to cierpieć. Fire nie wyobrażała sobie życia bez magii i szczerze, gdyby ją straciła, nie umiałaby odnaleźć się ponownie na tym świecie. Kłamstwa uważała za konieczność, która mogła nie być taka zła, jak się wydawała. Niekiedy nieświadomość pozwalała czerpać większą radość z życia. Posiadała sekrety przed nawet najbliższymi, bo uważała, że tak jest dla nich lepiej. Nie musieli wiedzieć o czymś, przez co mogłoby być im przykro. Chroniła ich tym. Teraz Kodeks wydawał się Blaithin czymś podobnym. Miała zamiar skomentować, ale wyprzedziła ją Etka. - Wykeham. - zaczęła twardo, bo ton dziewczyny wydał się zdecydowanie zbyt ostry w stosunku do Leo, który przecież nie miał nic złego na myśli. - Vin-Eurico powiedział coś zupełnie innego. Chodzi o to, że nie chce, żeby czuli się w jakikolwiek sposób pokrzywdzeni przez to, że ma dużo większe możliwości. Nie każdy ucieszyłby się na wieść, że twój przyjaciel głaskał pegaza, latał na miotle i robił rzeczy, które dotychczas znałaś tylko z baśniowych opowieści czy legend. Poza tym, nigdy nie patrzyliby na niego już tak samo. Kto wie, może stałby się w ich oczach zupełnie innym człowiekiem? Mogłaś sobie darować ten komentarz. Zamilkła, zerkając na krótko w stronę Leo. Oczywiście, łatwiej byłoby móc tłumaczyć szybko gojące się rany magią, ale przestałby być w stosunku do mugoli równy. Poza tym nikt nie poruszał tematu czarnej magii, która mogła wyrządzić im tak wiele krzywdy. A także tego, że w końcu wyszłoby na jaw, ilu mugoli wymordował Voldemort w wydarzeniach sprzed kilkunastu lat. Słyszała, że po II wojnie światowej niektórzy mugole dalej oskarżają inne narody o to, co zrobiły w tamtych czasach. Wybuchłyby żądania odszkodowań, odpłacenia za dawne krzywdy, a do tego... mieliby za złe to, że byli okłamywani przez wieki. - Callaghan, tak? - przypomniała sobie nazwisko Ślizgonki i zwróciła się do niej uprzejmym tonem. - Nigdy nie było tak, że dbaliśmy o najmniejszy szczegół przy maskowaniu wszystkich naszych działań. Często jedna czy dwie informacji wyciekały, pojawiały się w świecie mugoli i zostawały w nim. Mnóstwo mugoli wierzy w to, że magia tak naprawdę istnieje, a często dyskutują między sobą o różnych nadprzyrodzonych zjawiskach. Wiem o tym, bo... Kiedyś miałam z nimi trochę do czynienia. - powiedziała ogólnikowo. Pamiętała dobrze te tygodnie, kiedy wydawała się chyba największą dziwaczką pod słońcem, bo nie rozumiała działania telefonu. Nie odkryła się, bo po prostu dobrze grała rolę nieco pogubionej dziewczyny. Ale wyniosła z tamtego czasu i poznanych ludzi wiele. - Te pojedyncze dowody, nierzadko zmodyfikowane przez Ministerstwo Magii, miały utrzymywać w nich tę wiarę. Po co w takim razie? Po to, żeby mogli się tym zadowolić. Żeby trwali w tej ułudzie, bo tak jest po prostu wygodniej zarówno dla nas, jak i dla nich. Są grupy, które szukają dalszych dowodów, ale olbrzymia część mugoli uznaje to za brednie. Boi się i zamyka przed tym. Boi się słyszeć o rytuałach, o duchach, o wampirach i wilkołakach. Nigdy nie przekażemy im całej naszej wiedzy, żeby mogli być spokojni. Zawsze będzie drobna cząstka, drobna szczelina, która stanie się przepaścią. Pomyślcie, co się stanie z wiarą mugoli, kiedy odkryją, że magia istnieje i... właściwie całe ich życie było kłamstwem? Jak wielu ludzi będzie usilnie zaprzeczać prawdzie i chcieć powrócić do stanu, kiedy żyli w błogiej nieświadomości? To i tak są tylko przewidywania, ale chyba nie będziemy wyobrażać sobie wiecznej zgody, szczęścia i harmonii? Tego, że jak jeden mugol przyjdzie po poradę do kwiatka to następny nie zechce podciąć ci nożem gardła, bo jesteś zagrożeniem mimo wszystko? Bo masz różdżkę za pomocą której możesz zrobić z nim, co zechcesz? Stereotypy i uprzedzenia pojawią się nawet, jeśli będziecie znosić Kodeks przez dwadzieścia lat. Nawet jeśli uratujecie setkę śmiertelnie chorych dziewczynek. Nie rozczulała się nad ich losem. Nie rozczulała się nad niczyim losem, bo życie nie było sprawiedliwe i nierzadko zły los spotykał dobrych ludzi, a źli ludzie byli szczęśliwi. Czarodzieje nie mieli aż takiej mocy, żeby wszystkim pomóc i wszystko naprawić. Magia nie była wszechmocna, o czym zdawali się zapominać inni. I mugole też by o tym zapominali. Po każdej katastrofie padałyby pytania "czemu czarodzieje temu nie zapobiegli?". Fire dziwiła się też temu, że czarodzieje chcieli obdarzyć mugoli zaufaniem, kiedy nie trzeba było sięgać daleko, żeby zorientować, że przykładów, kiedy traktowali czarodziejów okrutnie było wiele. I nie chodziło tu o średniowieczne przykłady, ale Fire już nie chciało się wywlekać historii siostry Albusa Dumbledore'a do dyskusji. Ludzie lubili żyć w kłamstwie, bo to było bezpieczne, znane.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Na zdanie o bestyjce przewróciłam oczami - @Leonardo O. Vin-Eurico traktował moją ciążę jako dar od losu i musiałam pogodzić się z faktem, że nigdy nie zrozumie mojego beznadziejnego położenia. Dyskusja się zaczęła i mimo że względnie uważnie wsłuchiwałam się w rozmowę to nie miałam zbyt wiele do powiedzenia - mugole byli mi obojętni jak zeszłoroczny śnieg i mimo iż trochę o nich wiedziałam nie zależało mi na dyskutowaniu na ich temat. Najpewniej w ogóle bym się nie odezwała gdyby nie puenta wypowiedzi @Blaithin ''Fire'' A. Dear - Właściwie to wszystko mi jedno a propos ustawy tajności, skłaniałabym się nawet ku byciu za, ale Twój argument zupełnie nie ma sensu - powiedziałam żywo- Stereotypy i uprzedzenia są obecne nawet teraz i nie mówię tutaj o tym co się dzieje wśród mugoli, ale u nas. Czystokrwiści tępią brudną krew, a niemalże wszyscy czarodzieje zgadzają się na złe traktowanie goblinów, skrzatów i trytonów, chociaż te istoty władają inną, równie potrzebną magią co my. Zarzucasz mugolom uprzedzenia, a sama spędziłaś całe życie we wspólnocie, która dla kawałka substancji potrzebnej do eliksiru albo różdżki jest w stanie bestialsko zamordować inną istotę tłumacząc to faktem iż ta istota jest rzekomo groźna. To nie są uprzedzenia? Westchnęłam cicho opierając głowę o ramię Leo - nie czułam się za dobrze, a takie dyskusje nie działały na mnie zbyt dobrze.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Niechętnie przesiadł się do okręgu stworzonego przez Harringtona. Na szczęście frekwencja była na tyle niska, że dało się usiąść w pewnej odległości od każdego. Mimowolnie odsunął się delikatnie na zewnątrz utworzonego koła. I tak było już nieregularne, a on odruchowo już odseparowywał się od wszystkich kiedy tylko się dało, choćby w drobnych gestach. Debata z początku zapowiadała się niemrawo, ale kiedy tylko odezwała się Dear we wszystkich coś się odetkało i kilka osób naprawdę się rozkręciła. Co prawda początkowo była do dyskusja zaledwie kilku osób, z czego po jednej stronie była tylko jedna osoba, ale im dalej w las, tym więcej osób się angażowało. Niestety im więcej osób dołączało tym więcej budziło to emocji. Jak na gówniarzy, podawali całkiem merytoryczne argumenty i chociaż Edgar ze swoją ciężko upośledzoną empatią nie wyczuwał tężejącej powoli atmosfery, wychwytywał momenty, w których wypowiedzi młodzieży trącały nieznanymi mu aspektami człowieczeństwa, bo wtedy też przestawały ściśle trzymać się logiki - z obydwu stron. Żadna ze stron nie miała też racji, co było nieuniknione w takich kwestiach. Nie chodziło tu o rację, ale o to jak się swoje zdanie sprzeda. Jego kwestia zdjęcia Kodeksu w ogóle nie obchodziła. Pół życia spędził na urywaniu się przed wszystkimi ludźmi i nadal trzymał się od nich na dystans. Miał gdzieś czy byli to mugole czy czarodzieje. Wszystko co związane ze sprawami społecznymi, cały świat, budził w nim już tak negatywne emocje, że gorzej już być nie mogło. Wojna? Jedną już przeżył, w trakcie innej się urodził. Fairwynowie zawsze stali z boku, zajmując się własnymi sprawami - chociaż tyle dobrego mógł o nich powiedzieć. Nagabywania? Czy byłyby większe od tego co już serwowała mu rodzina i "wielbiciele"? Gdyby przyparto go do muru i kazano wybierać jedną z opcji, były za zniesieniem Kodeksu - nie dlatego, że obchodzili go mugole i ich świadomość. Nie potrafił postawić się na czyimś miejscu, nie potrafił wyobrazić sobie czym musiało być prowadzenie badań w oparciu całkowicie nieautentyczną wizję świata. Nie miał potrzeby sobie tego wyobrażać. Byłby za z ciekawości, tak jak był za udostępnienia ogółowi wiedzy o czarnej magii. Chciałby zobaczyć jak świat pogrąża się w tym, co społeczeństwo nazywało chaosem, jak upadają wszystkie ramy i zasady stworzone przez ludzi. Chciał patrzeć jak wszystko wraca do pierwotnej formy, układa się według prymarnego wzoru. Było to oczywiście kompletnie nieziszczalna wizja i jednocześnie jedyna taka na jaką sobie pozwalał. Nie marzenie - brzydziłby się to tak nazwać. Odrealnione wyobrażenie, tylko tyle - i nikt nie musiał wiedzieć, że takie posiadał. Jego zdanie nie było jednak istotne, skoro pojawił się tu - przynajmniej w oficjalnej wersji - tyko po to, by mieć oko na swoich wychowanków. Mógł domyślić się jakie wartości wpajano w domu Dearównie, Nox był w jego oczach tępym smarkaczem, który chodził po świecie tylko, żeby robić mądrzejszym od siebie na przekór, o Callaghan znał tylko suche fakty - cała ta trójka, która odważyła się jednak odezwać, trzymała poziom. Nie wnikał w treść ich wypowiedzi, obchodziło go jedynie ich zachowanie, za które potem oceniano jego. Przynajmniej żadne z nich nie było na tyle głupie, żeby rzucać w swoich adwersarzy zaklęciami, bez względu w jakim celu. Kiedy i jakim cudem oni natracili tyle punktów było zagadką na miarę ruin Puma Punku. Edgar zawiesił zamyślone spojrzenie na @Mefistofeles E. A. Nox i tylko on wiedział czy rozmyślał właśnie nad zagładą ludzkości, klasyfikacji domów, starożytnymi świątyniami czy jeszcze czym innym. Jego wzrok wyostrzył się jednak, wskazując, że powrócił do właściwego czasu i miejsca, gdy spostrzegł w ręku chłopaka orzeszki. Nie wiedział czy profesor mugoloznawstwa tego nie zauważył, czy tak niekonsekwentnie podchodził do egzekwowania od uczniów kultury - jego sprawa. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego zignorowałby, jedynie wyrabiając sobie konkretną opinię o nauczycielu. W grę wchodziła jednak jego reputacja, a gówniarz będący teoretycznie pod jego opieką, bez szacunku dla rozmówców i pod jego nosem, bezceremonialne żujący orzeszki w trakcie oficjalnej (nawet jeżeli tylko szkolnej) debaty najlepiej na nią nie wpływał. Milczał jednak, nie chcąc przeszkadzać dyskutującym. Wbił tylko ostre spojrzenie w chłopaka, a kiedy udało mu się napotkać jego wzrok, dyskretnie wskazał mu orzeszki i torbę. Był chyba wystarczająco wymowny, w każdym razie powtarzać się nie zamierzał.
Harrington z uwagą wsłuchiwał się w opinie uczniów - dyskusja szła jednak tak sprawnie, że nie zamierzał się wtrącać. Większość opinii nawet jeśli była za albo przeciw to należała do bardziej umiarkowanych, a uczniowie starali się wszystko jak najlepiej uzasadniać, a co za tym idzie wtrącanie się Edwina było totalnie zbędne. Mężczyzna przez całą debatę siedział i jedynie kiwał w stronę uczniów, gdy zgadzał się z którąś z wypowiedzi i mierzył surowym wzrokiem uczniów, którzy choćby minimalnie stracili panowanie nad językiem, tudzież atakowali innych. Był pod wrażeniem merytorycznego przygotowania, szczególnie u @Harriette Wykeham doceniał jednak również uczniów, którzy doceniali całą tę sprawę biorąc pod uwagę swoje własne doświadczenia. - Dyskusja jest naprawdę wspaniała - powiedział z uśmiechem - Niestety skończył się nam czas. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy ją kontynuować. Następnie rozdał punkty i z pomocą uczniów doprowadził sale do porządku. To były naprawdę ciekawe zajęcia!
Początek roku był trudny zapewne dla wszystkich, nawet dla nauczycieli, którzy od nowa składali harmonogramy i własne plany, by udzielać się w Hogwarcie na poziomie dającym szansę młodzikom do egzystencji w dorosłym świecie. Tym razem wszystko miało potoczyć się zgoła inaczej, dlatego Harrington przygotował dla chętnych nietypowy program zajęć, z których mieli wynieść trochę więcej niż dotychczas. Pamiętał zadanie sprzed kilkunastu tygodni, w którym to mieli poruszyć zagadnienia związane z kinematografią. Dzisiaj pragnął, by doświadczyli tego na własnej skórze; obserwując wielki ekran, próbując poruszać się wśród mugoli i zasięgać wszelkich informacji, które pozwolą na funkcjonowanie – im – czarodziejom – na terenie, którego większość do tej pory nie zdążyła poznać. Wycieczka została zaplanowana na godzinę czternastą, a to oznaczało, że każda chętna osoba musiała stawić się w klasie mugoloznastwa wcześniej. Obserwował kolejno wchodzących studentów i tych nieco młodszych, nad którymi sprawować miał opiekę, by wyczytać z ich rozkosznych buzi emocje, które towarzyszyły im z każdym stawianym krokiem. Nie mogli przewidzieć, co Edwin wymyślił, ani tym bardziej – dlaczego lekcja była owiana taką enigmą, toteż z szerokim uśmiechem powtarzał raz po raz zapowiedź spotkania i następstw z nim związanych. - Dzień dobry – witał się z kolejnymi chętnymi i nie hamując się, pomijając zbędne ceregiele, przechodził od razu do rzeczy. - Jak sam widzisz, znajdują się tutaj koperty, jedna należy do ciebie, ale to ty decydujesz o jej kolorze. W środku jest bilet do kina; kiedyś mieliście zadanie, by poruszyć ten temat w referacie, dzisiaj przetestujecie to na własnej skórze i głęboko wierze, że te zajęcia zapamiętacie na bardzo długo… – zaklasnął w dłonie i oczekiwał momentu, w którym uczeń podejmie się długo wyczekiwanej próby ryzyka. Odciągał to w czasie, choć nie było ku temu przesłanek. Po upływie kilku sekund odezwał się ponownie: - Gotowy?
instrukcja:
Każdy w klasie znajduje się sam na sam z profesorem. Rzucacie łącznie trzema kostkami: dwie pierwsze mówią o kolorze, ostania o filmie, na który idziecie. Sam Edwin nie zdradza wam, na którym seansie się zjawi, przestrzega Was jednak na koniec, że żadne numery nie powinny mieć miejsca, wszak ryzyko wyjawienia świata czarodziejów jest zbyt duże.
Info dla graczy: kto postanowi przyjść na lekcje i ją zdewastuje, może spotkać się z gorszymi konsekwencjami, niż tylko zawiasy, więc nie radzę, by ktokolwiek postanowił dopuszczać się niezbyt przemyślanych ruchów. To ma być przyjemna rozgrywka, dająca wam możliwość zdobycia więcej niż 1 czy 2 punktów, dlatego ładnie proszę o wzorowe zachowanie! <3
tytułu filmów 1 Zielona Mila 2 Coco 3 Kraina Lodu 4 Czarnoksiężnik z Krainy Oz 5 Spider-man 6 Szeregowiec Ryan
Kiedy już zainteresowani wylosowali swoje koperty, zaś potem odczytali tytuły, na które mieli się wybrać, Edwin zabrał głos ponownie. - Na wszelki wypadek, proszę nie brać różdżek – zapowiedział surowo, bo skąd mógł mieć pewność, że tej bandzie rozbrykanych gumochłonów nic nie strzeli do głowy? Dostatecznie się już nasłuchał, do czego byli zdolni, a pokłady zaufanie jakie względem nich wykazywał, były ogromne. Zbyt – ogromne. - Do zobaczenia o czternastej w kinie Everyman!
Mugoloznawstwo - jeden z najciekawszych przedmiotów. Rieux wyjątkowo sporą ilość czasu spędzała wśród osób niemagicznych, a wynikało to z prostej przyczyny - trenowała. Intensywnie, praktycznie nieustannie, starała się wpleść aktywność fizyczną jako zamiennik dla papierosów, po które sięga w ramach reakcji na stres. Całe szczęście - po szluga sięgała tylko i wyłącznie w celu iście sporadycznym, czyli wtedy, kiedy inne środki zawiodły lub nie ma możliwości odreagowania w inny sposób. Co prawda mogłaby ze złości zacząć uderzać względnie niewielkimi ciosami, aczkolwiek o dużej sile gdzieś w jakieś meble w pokoju wspólnym, co nie zmienia faktu, iż nie chciała ryzykować psucia opinii opanowanej, dbającej o własne dobro uczennicy. Poza tym, w akcie złości wiedziała doskonale o tym, że zwyczajnie wtedy dochodzi do największych i najgłupszych zarazem urazów, jak chociażby połamane w pół paliczki. Jednocześnie nie pozwalała na to, by ktoś dowiedział się o tym, że korzysta z uroków działania nikotyny poza szkołą, tudzież zawsze chowała się gdzieś po kątach - czy to w ubikacji publicznej, czy to może w jakimś opuszczonym miejscu, nie było to ważne - byleby uniemożliwić dostrzeżenie tej mniej przyjaznej strony. Była całkowicie świadoma, z czym się to wiąże, gdyby ktoś rozpowiedział o tym w całym Hogwarcie, nie chciała zatem wyjmować własnego życia prywatnego do życia publicznego placówki, do której uczęszczała. Zamiast tego - skupiła się na słowach wypowiadanych przez nauczyciela, który najwidoczniej obrał sobie dość ciekawy, aczkolwiek bardzo trudny do zrealizowania cel - polegający przede wszystkim na udobruchaniu bandy niepozornych dzieciaków do tego, by nie pozwoliły na to, iż fakt bycia czarodziejami nie wyszedł na światło dzienne. Nikt tego nie chciał - nawet Winter Rieux starała się idealnie oddawać mugola, który nie ma pojęcia o faktycznym świecie magicznym znajdującym się oraz funkcjonującym tuż obok. Nie przejmowała się gwarem wydobywającym z warg uczniów, napędzane ruchem powietrza w krtani, kiedy to Harrington ominął wszelkie formalności oraz przeszedł do konkretów. Najwidoczniej i najsubtelniej musnął temat wcześniejszej lekcji dotyczącej kinematografii, a zawitała ona w społeczeństwie stosunkowo dawno. Teraz - super zaawansowane technologie ułatwiają stworzenie serialu, filmu lub jakiejkolwiek innej rzeczy podchodzącej pod animację względem nakładających się klatek. Szkoda tylko, że większość z produkcji pozbawiona jest sensu, ukrytego dna, prostoliniowa, płytka, bez jakiegokolwiek spektakularnego zakończenia. Kiedyś - zapewne - tworzono o wiele lepsze produkcje, z którymi nie miała czasu się zapoznać. - Gotowa. - oznajmiła bez większego przedłużania, kiedy to znajdowała się w sali wraz z profesorem, losując tym samym kolor oraz film, na który to uda jej się pójść. Nie wiedziała wówczas, do czego to może służyć, dlaczego jest dziwny podział na barwy, a przede wszystkim do czego będzie to potrzebne. Nie zadawała jednak zbędnych pytań, wiedząc doskonale o tym, że istota całego wydarzenia zostanie zdradzona w późniejszym terminie, w jednym z mugolskich kin. Spodobała jej się wyjątkowo pomarańczowa, dlatego bez problemu chwyciła za nią oraz oddała się powolnemu otwarciu brzegów koperty w celu uzyskania biletu. - Szeregowiec Ryan. - nie kojarzyła "Szeregowca Ryana", co nie zmienia faktu, iż brzmiało to dość intrygująco jak na jej standardy i zaczęła mieć nadzieję na to, iż spotka się z czymś po prostu władającym w jej gusta. Spoglądała odrobinę zaciekawiona na innych, co nie zmienia faktu, iż słowa dotyczące zakazu zabrania ze sobą różdżki zdołała kompletnie zignorować. Nie zamierzała ryzykować samotnego powrotu przy braku możliwości obrony samej siebie, tudzież jedno było pewne - drewniany kijek zamierzała wziąć, ukryty głęboko między materiałem ciuchów, które będzie musiała przywdziać, aby nie zwracać na siebie uwagi mugoli - w czym wyćwiczyła się doskonale.
Ostatnio zmieniony przez Winter Rieux dnia Sob 15 Wrz 2018, 5:16 pm, w całości zmieniany 1 raz
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Teoretycznie, mógłby wmawiać sobie, że szedł na te zajęcia z obrzydzeniem, z niechęcią, że ktoś go zmusił lub zaciągnął siłą. A nawet, że jeśli tam pójdzie to tylko dlatego by dowiedzieć się czegoś na ich temat by później móc łatwiej ich pokonać. Prawda wyglądała zupełnie inaczej - nudziło mu się w zamku. Chciał wyjść poza jego teren i spędzić czas jakoś inaczej niż na tych samych błoniach, wpatrywać się w to samo jezioro. Oczywiście mógł wyjść kiedy chciał jako student, ale też nie miał żadnego konkretnego celu. A szlajać się od tak po Hogs też nie miał ochoty. Bo na koniec i tak by wylądował w jakimś pubie. Wycieczka dała mu możliwość wyjścia i to w jakimś konkretnym celu. W dodatku w miejsce mugolskie. Nie zapuszczał się w tamte miejsca prawie w ogóle. A jako osoba uzależniona od dreszczyku emocji, od adrenaliny, już sama myśl o tym, że ma zwiedzać tamten świat powodowała, że włoski jeżyły mu się na rękach. Wszedł więc do klasy gdzie znajdował się jedynie nauczyciel i słuchając jego polecenia wybrał jedną z czerwonych kopert i otwierając ją spojrzał na to co zawierała. - Czarnoksiężnik z Krainy Oz - przeczytał na głos i schował zawartość do koperty. Jakoś wydało mu się, że trafił na najlepszą ze wszystkich możliwości. Nauczyciel poinstruował go o tym by nie brać ze sobą różdżki co mu się bardzo nie spodobało i w duchu powiedział, że i tak nie spełni tej prośby. Teraz jego myśli uciekały cały czas w stronę ubioru jaki musi przygotować. A w zasadzie tego jak ubierają się mugole... I nagle zdał sobie sprawę z tego, że przydałby się chociaż jeden mugolak dobrze mu życzący wśród znajomych. Który to dałby mu jakąś radę, która nie spowoduje, że ośmieszy się jeszcze bardziej i wszyscy przechodnie będą przyglądali się jedynie mu. Z tymi myślami opuścił klasę
z/t
Kostki: 2,2,4
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Niemal od zawsze wstrzymywała się od poznawania wszystkiego co mugolskie w idei solidarności z nieuświadomioną częścią ludzkości. Wcale jej się to nie podobało i żałowała, że z własnej woli odbiera sobie możliwość poznania zupełnie innego, tak fascynującego świata, była jednak bardzo w swoim postanowieniu wytrwała. Jej podejście zmieniło się stosunkowo niedawno. Nie zmieniła, Merlinie broń, poglądów. Z wiekiem postanowiła po prostu rozszerzyć działania. Zaczynając od fascynacji postacią Carlotty Pinkstone w wieku dziewięciu lat doszła do wniosku, że i jej życiowym powołaniem jest działanie na rzecz zniesienia Ustawy o Tajności. Z wiekiem co prawda doszła do wniosku, że temat jest znaczenie bardziej skomplikowany, a działalność jej bohaterki z dzieciństwa była w gruncie rzeczy bezsensowna, nieprzemyślana i w sumie to trochę głupia. Później jednak wybaczyła Pinkstone, dochodząc do wniosku, że to ona zwróciła uwagę szerszego grona na problem braku integracji i zaszczepiła tę ideę w umysłach następnych pokoleń. W jej chociażby. Postanowiła podejść do sprawy bardziej na poważnie, zgłębiając jej aspekty od strony historycznej i prawnej przez pięć lat zbierając materiały i opracowując różne strategie. Lubiła to. Lubiła jak quidditch albo książki przygodowe. Pod koniec szóstej klasy postanowiła ze swoim dziwnym zainteresowaniem wyjść do ludzi i... zderzyła się ze ścianą. Ścianą w postaci ograniczonej nauczycielki o zamkniętym umyśle. Nie da się ukryć, że trochę podcięło jej to skrzydła, była jednak uparta. Zanim jej konflikt z kobietą, której nazwiska nawet już nie pamiętała osiągnął niebezpieczne rozmiary w szkole pojawił się profesor Harrington. Początkowo była sceptyczna, ale kiedy przedstawiła mu swoje poglądy ani jej nie wyśmiał, ani nie zlekceważył. Przeciwnie wykazał nawet zainteresowanie i zorganizował na ten temat dyskusję, przepełniając serce Ettie morzem ciepłych uczuć w jego kierunku. Za jego namową sięgnęła nawet do jego książek, mimo że były przesiąknięte informacjami, od których od lat się odgradzała. Szybko doszła jednak do wniosku, że jej bojkot musiał się skończyć. Nie był tak do końca bezużyteczny. Odkrywając w wieku siedemnastu lat świat, który był dla niej kompletną abstrakcją dawał jej chociaż mgliste pojęcie na to, jak mogłoby to wyglądać w drugą stronę. Zachłysnęła się tym poznawaniem, czasem nawet wyobrażając sobie jak to byłoby być mugolką. Tym bardziej bolała ją świadomość, że jeżeli tylko by chciała mogłaby żyć jak oni. Mogła korzystać zarówno z osiągnięć czarodziejów, jak i niemagicznej cywilizacji, jeżeli taka była jej wola. Mugole nie mogli. Dodało jej to jeszcze więcej motywacji i postanowiła wejść na kolejny etap swoich działań i uznała, że nadszedł czas, w którym dla dobra spraw powinna zacząć zgłębiać wszystko co się dało o drugiej stronie i od początku studiów zacząć regularnie uczęszczać na mugoloznawstwo. Nie była aż tak zielona w temacie - nie miała sobie równych w zgłębianiu tematów, które ją interesowały. W czasie wakacji przeczytała wszystkie książki Harringtona oraz liczne dodatkowe pozycji. Nie mniej jednak najbardziej ciekawiły ją oczywiście kwestie historyczno-prawne oraz czysto społeczne. Kultura, odkrycia naukowe i wynalazki nadal były dla niej oceanem niespodzianek.
Weszła do klasy i przywitała się z profesorem, ledwie będąc w stanie wstrzymać rosnącą ekscytację, która rozsadzała ją od środka, mimo że tak naprawdę nie wiedziała o co chodziło w zajęciach. Ostatni raz była tak zaaferowana lekcją w pierwszej klasie. Jakby jednak nie patrzeć, w jej przypadku sytuacja była dość podobna. - Mhm - przytaknęła tylko w odpowiedzi, zbyt poruszona by zdobyć się na konkretniejsze słowa. Chwyciła szybko czarną kopertę i rozerwała ją, przygryzając wargę. Nie pisała tego referatu, a o kinie samym w sobie wiedziała tylko, że było bardzo popularną rozrywką i że do stworzenia tych całych filmów używano sprzętu wynalezionego 1892 i to, że jakąś tam inną machinę, która trochę tam zapoczątkowała to wszystko nazywano latarnią czarnoksięską co było fascynujące. Samo wyobrażenie filmu jakie miała w głowie nie wydawało jej się jakieś bardzo niesamowite. Coś jak ich obrazy, tylko że z powtarzalną fabułą. Z przyjemnością porównałaby tę wizję z rzeczywistością. - Czarnoksiężnik z Krainy Oz - przeczytała wolno - Czarno... O, Merlinie to najlepsze co mogłam trafić - stwierdziła z pełnym przekonaniem, choć nie wiedziała przecież co było w pozostałych kopertach. Spojrzała na profesora, jakby upewniając się, czy zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo mogło to być dla niej ważne i kształcące. Chrzanić kino, filmy i wszystko. To było o czarnoksiężniku! To była okazja obejrzenia tego co o magii myśleli mugole. To mogło być dla niej bardzo istotne! - O nie... - zmartwiła się jednak po chwili - Czy oni tam walczą z magią? - słowo "czarnoksiężnik" miało jednak negatywny wydźwięk. Wiedziała co prawda, że istniało wiele mugolskich wyobrażeń magii i czasem była złem, a czasem nie, liczyła jednak na to, że istnieje więcej obrazów tego pozytywnego aspektu spraw nadnaturalnych. Nie była pewna czy chce, żeby jej pierwsze doświadczenia na tym polu podkopywały jakoś tę nadzieję. - Albo niech pan nie mówi! - zmieniła zdanie nie dając mu nawet szansy na reakcję. Wbiła wzrok w ściskany w dłoni bilet i oderwała go dopiero, gdy ponownie usłyszała jego głos. Patrzyła na niego chwilę, niepewna czy dobrze usłyszała. Pójście gdzieś bez różdżki (do tego w zupełnie nie znane miejsce, w którym wszystko było dla niej nie pewne) było w jej oczach jak wyjście z domu bez ręki. A nawet obu. I dodatkowo bez dominującego oka, jednej nerki i trzech palców u lewej stopy. Tak straszne to było. Chwilę trawiła tę informację, ale wiedziała, że przecież nie może odpuścić tego wyjścia. Oszukiwanie profesora Harringtona też jej się nie uśmiechało. - Oookej - przytaknęła w końcu, dochodząc do wniosku, że było to w gruncie rzeczy sprawiedliwe. Mugole żyli bez różdżek. Fakt, mieli nad nią przewagę tego, że dla nich to było normalne, ale poznanie lęku z jakim wkracza się na nieznane tereny też było w gruncie rzeczy edukacyjne. No i cholera - przecież była odważna, nie? - Okej - powtórzyła pewniej i pokiwała głową do samej siebie - Do widzenia
//zt
Kostki: 4,5,4
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Było coś dziwnego w chodzeniu na nieobowiązkowe zajęcia. Kiedy się na nie wybierałem, czułem się tak, jakbym nie miał nic lepszego do roboty od wysłuchiwania nudnych wykładów nawet wówczas, gdy miałem czas wolny. Mugoloznawstwo, od samego początku mojej nauki w Hogwarcie, było dla mnie niezwykle enigmatycznym przedmiotem. Zjawiałem się na zajęciach niezwykle wybiórczo, zdając się po prostu nie pamiętać, o której godzinie i w jakiej sali się odbywają i głównie słuchałem, bo wykazać się wiedzą zdecydowanie nie mogłem. Całe swoje życie przeżyłem tak blisko czarodziejskiej społeczności, jak tylko potrafiłby przyszły rózdżkarz i o mugolach wiedziałem tylko tyle, ile udało mi się zapamiętać z zajęć, bądź z podręcznika, do którego niekiedy zaglądałem. Zagadnienia związane ze światem niemagicznym nie interesowały mnie na tyle, abym miał pojęcie czym jest mugolskie kino, więc ta wyprawa miała być dla mnie prawdziwą lekcją. Wybrałem swoją kopertę z odrobiną lęku, nie wiedząc zupełnie czego mam się spodziewać po jej otwarciu. W środku była jedynie kartka z tytułem filmu, na jaki miałem się wybrać. - Czarnoksiężnik z Krainy Oz - nieświadomie przeczytałem na głos, zastanawiając się co mogło być w pozostałych kopertach. Nie miałem pojęcia czy ten film miał nam ukazać jakieś inne oblicza magii (które, być może, mugole zinterpretowali na swój sposób i zawarli w wyżej wymienionym dziele) czy miał być czystą rozrywką. Niemniej jednak, byłem niezmiernie ciekaw kim okaze się ten Czarnoksiężnik i czy będzie do nas chociaż odrobinę podobny. Wkrótce opuściłem klasę, dzierżąc dumnie swoją kopertę i wręcz umierając z ciekawości. Po raz pierwszy nie mogłem się doczekać zajęć z Harringtonem.
W zasadzie to nie musiała chodzić na mugoloznawstwo, szczerze mówiąc więcej wiedziała o tym świecie niż o czarodziejskim, jednak jakimś cudem właśnie tego dnia znalazła się w klasie na zajęciach, które nimi nie były. Miała dziś milion innych rzeczy do załatwienia, ale jakoś tak wpadła i nawet nie zaskoczyło ją to, że był tam tylko nauczyciel i jakieś koperty. Przywitała się z nim i wysłuchała jego instrukcji, kiwając głową na znak, że jest gotowa. Wybrała pomarańczową kopertę i tak się zakręciła, że nawet jej nie otworzyła i w zasadzie nie powiedziała na jaki film będzie jej dane pójść. Najpewniej w międzyczasie przypomniała sobie, że musi zrobić coś innego i to koniecznie już za chwilę, w sumie to chyba powinna prowadzić jakiś grafik czy coś... Cieszyła się na ten film, choć w ogóle nie wiedziała jaki no i nie miała pojęcia czy przyjdzie tam ktoś znajomy. Oglądanie filmów zawsze było ciekawsze w towarzystwie, tak więc liczyła na to, że kogoś tam spotka. To wszystko odbierała raczej jako formę rozrywki niż naukę, co bardzo jej się podobało.
Nie jestem pewna - co tutaj robię. Mugole - nigdy nie wpisywali się w obręb intrygujących mnie zjawisk świata. Z drugiej strony, rozważałam podobnie też przełamanie obojętności - postanowiłam przyjrzeć się im w namiastce tych dodatkowych zajęć. Profesor Harrington, początkowo jest niespecjalnie pomocny - roztaczana przez niego aura tajemniczości i niedomówień, wciela kolejne szeregi pytań - prosto do mojej skonsternowanej czaszki. Wycieczka, z kolei - prezentuje się znacznie bardziej intrygująco niż wygłaszany wykład, sucho prawiony w klasie; w jednej, przepełniającej bierności - typowej dla studenckiego słuchacza. Postępuję więc zgodnie z poleceniami - podchodzę - oraz niedługo później trzymam w swych dłoniach kopertę. Czerwoną, o intensywnym odcieniu. (Czy mają jakieś ukryte znaczenie? Muszą. Powinny.) - Czarnoksiężnik z krainy Oz - wygłaszam zawartość, niewielkie przeznaczenie - tym razem. Czarnoksiężnik brzmi nawet intrygująco - aczkolwiek wątpię, aby obecny posiadał wiele wspólnego z magią - tą najprawdziwszą, nam znaną magią, przepływającą wśród korytarzy naczyń. Skoro to wszystko - wychodzę. Do zobaczenia.
Na mugoloznawstwo chodził dla zabawy - jakże absurdalnie śmieszna myśl musiała to być dla wielu uczniów Hogwartu. Dla zabawy można było robić wiele rzeczy; dołączyć do klubów, biegać po błoniach po "godzinie policyjnej" lub żartobliwie dręczyć młodsze roczniki. Do tej puli trudno było zaliczyć jakąkolwiek lekcję. A jednak. Ezra nie potrzebował doszkalać się z wiedzy o życiu zwykłych ludzi, jako że to w tym środowisku się wychował i do niego wracał, gdy tylko dostawał możliwość. Podobała mu się jednak oryginalność pomysłów profesora Harringtona - czarodzieje nie usiedzieliby na krzesełkach, gdyby profesor spróbował wpoić im podstawy chemii czy fizyki, a przecież nie chodziło o to, aby adeptów magii jeszcze bardziej odstraszać od mugoloznawstwa. To na tych zajęciach toczyli przecież zażartą dyskusję na temat Kodeksu Tajności i uczyli się wysyłania wiadomości telefonem komórkowym - określenie "obiecujące" stało się zatem wyrazem przylegającym do tej lekcji. To również przywodziły na myśl kolorowe koperty przed nimi rozłożone. Ezra nawet przez chwilę nie wahał się, którą wybrać - czerwoną. Intensywnie. Krzyczała do niego. Zupełnie tak, jakby przewidziała, że usta Clarke'a wygną się w usatysfakcjonowanym uśmiechu w chwili, kiedy wyciągnie kartkę z zapisanym "Czarnoksiężnik z krainy Oz". Doskonale kojarzył z dzieciństwa historię Dorotki, widział przedstawienia, słyszał piosenki, ale wersji filmowej nigdy nie miał okazji poznać. Stąd też jego widoczne zadowolenie i energiczny krok, kiedy wychodził z sali.
Carson miała postanowienie na początek studiów, by pojawić się chociaż na jednych zajęciach z każdego z przedmiotów, nawet jeśli miałaby się do grup wślizgiwać i wkręcać na siłę - ot, by zobaczyć. Na mugoloznawstwo chodziła, choć nie zawsze wszystkie omawiane tematy ją interesowały. Robiła to bardziej z ciekawości, często po prostu przysłuchując się toczącym się w sali rozmowom. Profesor Harrington jakimś cudem zawsze znajdował sposób, by zainteresować uczniów i tego dnia chyba po raz kolejny odniósł sukces. Okazało się, że każda z kopert zawierała bilet na film do kina, a słowa nauczyciela sprawiły, że Carson zaczęła podchodzić do wyboru koloru jak do zagadki. Którą kopertę powinna wziąć? Która z nich skrywała możliwie najlepszą z opcji? A która tą najgorszą? Czy w ogóle istniała jakaś skala, na której można było owe opcje oznaczyć? Prawdopodobnie nieco zirytowała go swoim przypatrywaniem się i niepotrzebną rozkminą; ostatecznie wybrała tę niebieską, właściwą swojemu domowi. - Zielona mila... - mruknęła pod nosem, odczytując tytuł filmu, który miała obejrzeć w mugolskim kinie. Liczyła, że będzie dobry...
5, 3, 1
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie spodziewał się, że Nessa zaczepi go w jakiejkolwiek kwestii związanej z lekcjami. Mocniej spodziewałby się, że kiedyś to on uda się do zielonej pani prefekt po jakąś wskazówkę odnośnie zaklęć czy transmutacji. Szybko jednak sprawa się wyjaśniła, kiedy przedstawiła, jakie zadanie profesor przed nimi postawił. To logiczne, że nie poprosi o pomoc nikogo ze Slytherinu. Mało kto tam zna mugolską kulturę. Neirin za to wychował się w owej i jest mu bliższa aniżeli czarodziejska. Nie miał także nic przeciw, aby zgodzić się być przewodnikiem rudowłosej dziewczyny w tym pełnym zagadek świecie niemagicznym. Zjawił się w sali i stanął przed profesorem. - @Nessa M. Lanceley uda się na tę wycieczkę ze mną. Nigdy nie była w mugolskim świecie. Lepiej, aby nie szła tam na własną rękę; może mieć problemy z aklimatyzacją i zrozumieniem, co się wokół niej dzieje. Będę jej wszystko tłumaczył i pilnował, aby niczym się nie zdradziła - to nie było pytanie ani prośba. Przedstawił sprawę tak, jakby już z góry miał zezwolenie na takie zmiany w harmonogramie, a tylko musiał poinformować prowadzącego o dobranej sobie parze. Sięgnął po tym po czerwoną kopertę i bilety. Czarnoksiężnik z Krainy Oz, co? Będzie ciekawie. Profesor na szczęście istotnie nie miał zastrzeżeń do wspólnego wypadu. Neirin odczekał tylko, aż dostanie drugi bilet dla Nessy, zanim skierował się do wyjścia z sali.
Tylko brakowało tego, żeby Charlie się spóźnił na nieobowiązkowe zajęcia z Mugoloznawstwa, z którego przecież był całkiem niezłym uczniem (ciekawe dlaczego), tudzież udało mu się przed czasem zwyczajnie zawitać w progach klasy, rzucając zaciekawione spojrzenie w stronę profesora. Kojarzył go, nazwiska - znowu nie zakodował, wynurzało się powoli z mazi umysłu zakutego w jego czaszce, która wydawała głuchy dźwięk pod wpływem uderzenia. Zdawszy sobie sprawę z tego, jak nieraz w okrutnym położeniu wręcz się znajduje, wparował bez problemu do sali, zasiadając wygodnie oraz czekając na dalsze polecenia nauczyciela. Mieli iść do kina, zaś młody doskonale wiedział, do czego ono służy i jak z niego korzystać, co nie było dla niego żadnym "technologicznym" zaskoczeniem; bardziej wywołał na nim wrażenie fakt porwania znacznej części hogwarckiej społeczności do mugolskiego miejsca - nikt przecież nie chciał ryzykować przypadkowym obnażeniem świata czarodziejskiego ku zdziwieniu osób niemagicznych. Podszedł zadowolony do nauczyciela, o mało co sobie tego głupiego ryjca nie rozwalając, by następnie pochwycić od niego czarną kopertę, otworzyć ją oraz zapoznać z tytułem filmu. Czy go kojarzył? Oczywiście, jako zażarty uczestnik mugolskiej społeczności, dość często go reklamowano, a do tego był coś w stylu tego, co zobaczyli w Meksyku... - Coco! - odpowiedział zadowolony, siadając na miejscu oraz wsłuchując się raz jeszcze w słowa Harringtona, notując sobie w zeszycie na szybko i niechlujnym pismem to, żeby nie brać ze sobą różdżek. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że nie zapomni go otworzyć przed wyjściem, inaczej może ściągnąć na siebie jeszcze większe problemy... z.t
Cherry nie interesowała się mugoloznawstwem jakoś bardzo, ale uważała to za przedmiot ciekawy. Jej rodzice nie byli szczególnie uprzedzenie do osób niemagicznych, ona sama wykazywała się ogromną tolerancją i kompletnie nie rozumiała niektórych waśni, panujących w Hogwarcie. W klasie profesora Harringtona zjawiła się dlatego, że usłyszała o jakiejś nietypowej lekcji, którą szkoda byłoby ominąć. Zaciekawiona i podekscytowana, wparowała do środka z szerokim uśmiechem; nie spodziewała się, że będzie sam na sam z nauczycielem. - Dzień dobry! - Przywitała się, spoglądając na kolorowe koperty. Przysiadła sobie w ławce i zafascynowana słuchała o tej tajemniczej wyprawie, którą mężczyzna oferował. No musiała przyznać sama przed sobą, że za cholerę się na filmach nie znała, a w mugolskich miejscówkach, w których je oglądali, to nigdy nie była. Zwyczajnie okazja się nie trafiła, żeby ruszyła swoje czystokrwiste cztery litery do kina. Podjęła się wyzwania z jedynie chwilowym zawahaniem; trochę może się bała, ale nie miała być sama, prawda? Modliła się o wylądowanie na seansie z kimś, w kim znajdzie choć odrobinę wsparcia. Wzięła czarną kopertę, w której znajdował się zachęcający tytuł "Kraina Lodu". Poinformowała profesora o tym, co wylosowała, a potem zaczęła zbierać się do wyjścia... - Bez różdżki? - Upewniła się jeszcze, otrzymując aprobatę. Zniknęła za drzwiami klasy jeszcze bardziej niepewna... I coś czuła, że chyba tego polecenia nie wypełni, bo różdżkę chciała mieć przy sobie tak tylko na wszelki wypadek.
Bianca chodziła na mugoloznawstwo – z zasady. Nie potrzebowała edukacji o świecie Mugoli, bowiem znaczna część je rodziny była pochodzenia niemagicznego. Aczkolwiek przyznawała się bez bicia, że nie wie wszystkiego. Nie można było jednak powiedzieć, że była całkiem zielona w sprawach Mugoli. Całkiem często poruszała się mugolskimi ulicami Londynu i nie dało się ukryć jej słabości do mugolskich pączków. Zresztą odwiedzała swoją rodzinę tak często jak tylko jej sie udawało. Dlatego też przychodziła na te lekcję, bo czuła, że oddaje temu jakiś szacunek dla swojej rodziny, ten który się im należał. Ponad to lubiła słuchać dyskusji na tematy poruszane na lekcjach z Harringtonem. Nie bardzo się w nich udzielała, ale zdarzało się też, że wtrąciła swoje trzy grosze. Zdziwienie na jej twarzy było ogromne kiedy weszła do saki, w której był sam nauczyciel. Pomyliła godziny? Przyszła spóźniona, a cała klasa już uczestniczyła na zajęciach, które tym razem były ciekawsze? Spojrzała na swoją prawą rękę, na której miała zegarek i bransoletkę z zębami piranii, przecież była na czas. Zmarszczyła brwi i niepewnie przywitała się z nauczycielem. Edwin jednak nie powiedział nic, co by świadczyło o jej wcześniejszych przypuszczeniach, więc zgodnie z poleceniem wybrała niebieską kopertę. Lubiła ten kolor, uważała, że jest jednym z niewielu, który ma niesamowita głębię. To znaczy każda barwa nią miała, ale uwielbiała patrzeć jak niebieski zmieniał swoje natężenie w grze ze światłem. Uśmiechnęła się na wiadomość, że znajdzie w niej bilet do kina. Nigdy w nim nie była. Prababcia miała jednak w swoim mieszkaniu coś na co mówiła telewizor. Takie tam pudełko z ruszającymi się obrazkami. Zadziwiające jednak było to, że działał w sposób zupełnie odmienny niż wszystkie poruszające się magiczne obrazy i przedmioty Otworzyła kopertę i przeczytała „Spider-Man”, nie miała pojęcia co to za film. Aczkolwiek jedyne co widziała to te czarnobiałe w tv babci, więc nie bardzo zaskoczyła ją niewiedza. Doskonale rozumiała dlaczego Edwin nie chciał, by brali różdżki. Różne rzeczy przychodziły do głowy, a nie każdy znał mugolski świat. Bianca nie miała tego problemu, bo przecież obcowała z nim prawie że na co dzień. Musiała przyznać, że Harrington obdarzył ich mimo wszystko ogromnym zaufaniem.
Mugoloznawstwo nie było zbyt trudne dla kogoś kto całe dzieciństwo spędził pośród mugoli. To świat magiczny sprawiał mu problemy. Przyszedł jednak, bo to były jedyne zajęcia na których mógł spać bez obaw, że nagle wyrwany z drzemki nie będzie umiał odpowiedzieć na zadane pytanie. Zaś słysząc o wycieczce do kina, nawet się ucieszył. Świetnie, darmowy bilet na seans. Byleby był wart wstawania dzisiaj z łóżka. Podszedł wolno do nauczyciela i wyciągnął niebieską kopertę - lubił ten kolor - po czym spojrzał na tytuł filmu. - "Czarnoksiężnik z Krainy Oz". - Mruknął pod nosem. Nie tak tragicznie. Znał tę historię, chociaż zakończenie odrobinę wyleciało mu z głowy. Może zwyczajnie przysypiał w połowie? Jak na ironię o wiele bardziej niż Dorotkę, uwielbiał czarownicę. Być może ze względu na kolor skóry? Może i miała ciężki charakter, ale jej historia na pewno była o wiele ciekawsza aniżeli samego czarnoksiężnika, czy przygód naiwnej dziewczynki ze wsi. Dorotka i przyjaciele... nie lubił tej części opowieści. Była irytująca. Schował kopertę do kieszeni i wyszedł, tak jak to zrobiła reszta uczniów.
Rok szkolny faktycznie nie zaczął się tak, jak Liam by sobie tego zażyczył. Pierwsze trzy-cztery godziny i początek uczty były takie, jak zawsze. Opiewały w jedzenie, dobrą zabawę przy puchońskim stole i opowieści kto jak spędził wakacje, bo jak wiedział, nie każdy pod meksykańskim słońcem. A później Neirin poszedł do toalety i wydało się wszystko, co miał tam wówczas miejsce. Dzisiaj jednak, w połowie miesiąca, nie chciał znów roztrząsać sobie tematu w głowie, toteż z uśmiechem udał się na umówioną lekcję mugoloznastwa. Lubił te zajęcia, choć wiedział, że najpewniej nie powiąże swojej przyszłości z niemagiczny światkiem. Niemniej… ich kultura była dla niego po prostu ciekawa. A stała się jeszcze bardziej, odkąd dostał na urodziny gameboya. Teraz, gdy już na dobre wsiąknął w niesamowity świat pokemonów, zdarza mu się prędzej pamiętać właśnie o tej zabawce, niż własnej różdżce. Rodzice by go zabili. Wszedł do sali, a gdy został sam na sam z profesorem Harringtonem, uważnie go wysłuchał… i wcale nie podszedł do tematu w milczeniu. - O rany, naprawdę?! – aż wydawało się, że podskoczył ze szczęścia, gdy podchodził dokonać losu. – O kurczę, kurczę, kurczę… to genialny pomysł, panie profesorze! – nie wydawało się, aby specjalnie mu słodził. Raczej faktycznie kipiał szczerym, nieudawanym szczęściem. Naprawdę miał bardzo mało możliwości, by obejrzeć prawdziwy film… - Nie mogę się doczekać aż pójdę na… - taktycznie zerknął w czerwoną kopertę. - … Zieloną Milę! Hej, brzmi całkiem ciekawie! To jakiś film animowany? Neirin opowiadał mi o niektórych takich, wie pan, mój przyjaciel, o którym wspominałem w liście! – rozgadał się. O ile Edwin kojarzył niektórych swoich uczniów, to prefekta Hufflepuffu powinien przede wszystkim z wesołym trajkotaniem, które teraz bez oporu praktykował. – Brzmi w sumie jak jakaś komedia… o, albo film o zwierzętach? „Zielona”, że wesoły lasek? – dopytał, a później w końcu dotarło do niego, że chyba ma do przelosowania gromadkę innych uczniów, więc zreflektował się. – Mm.. tak. Dobrze.. naprawdę świetny pomysł na lekcję! Stawię się, na pewno! Do widzenia! I wyszedł wesołym krokiem z sali, nie mogąc doczekać się swojego wesołego filmu o zwierzątkach w uroczym, zielonym zagajniku….
Kostki: 1, 2 oraz 1.
{ z.t }
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Pamiętała pracę domową związaną z tym całkiem ciekawym, mugolskim pomysłem - kinem. Przedstawienia wyświetlane na wielkim ekranie dla takiej samej widowni. Czy mugole nie mieli czasu na zatrudnianie aktorów i prawdziwą grę sceniczną? Fire zdążyła zauważyć, że większość ich wynalazków mniej lub bardziej wynikała z lenistwa tej społeczności. Chcieli mieć szybciej, więcej i prościej. Coś co wymagało wysiłku rzadko się sprawdzało. Tym bardziej utwierdzała się w tym, że znacznie lepiej odnajduje się wśród czarodziejów. Lubiła skomplikowane rzeczy wymagające myślenia i sprytu. W kinie chyba tylko się siedziało i patrzyło na ten zbiór ruszających się obrazów. Mimo wszystko nie widziała powodu dla którego miałaby rezygnować z poznania tego skrawka mugolskiej kultury. Nie było opcji nawet na nudę, bo planowała poczytać parę rozdziałów na zbliżający się test z eliksirów w razie gdyby ten film okazał się słaby. Przywitała się krótkim "dobry" z Harringtonem. Nie przedłużała spotkania z nauczycielem, więc od razu sięgnęła po kopertę. Wzrok Fire przykuł intensywny niebieski, taki jak barwy Ravenclawu. Otworzyła kopertę. - Coco - przeczytała niepewna wymowy i od razu uznała, że to głupia nazwa. Nic to Fire nie mówiło - nie mogła skojarzyć ani żadnych mugolskich gatunków, ani tego czy to stary czy nowy film, ani czy Coco to jakieś imię głównego bohatera. Ale nabrała sceptycyzmu. Popatrzyła na profesora z prawdziwym politowaniem. To wymaganie było absurdalne i miała nadzieję, że nie tylko w jej odczuciu. Co on, zakładał, że wszyscy wśród mugoli zaczną rzucać zaklęciami na prawo i lewo? Miał ich za bandę idiotów? Zresztą, gdyby ktoś chciał łamać zasady to brak różdżki wcale w tym nie przeszkadzał. Harrington równie dobrze mógł Fire kazać iść nago i oczekiwać, że przyklaśnie z entuzjazmem. Powstrzymała się przed wyśmianiem tego warunku otwarcie, nie dlatego, że nie chciała być bezczelna, a dlatego, że wtedy mogłaby zostać specjalnie przypilnowana. Skinęła więc tylko sztywno głową i odwróciła się. Ewidentnie postąpiła źle z połamanymi kośćmi palców. Nie dość, że nie umiała ich samodzielnie nastawić (a nawet próbowała i efekty były dość tragiczne) to jeszcze spuchły tak mocno, że wyglądała co najmniej śmiesznie. Sine i bolące przy najmniejszym ruchu znacząco utrudniały Fire funkcjonowanie, ale na każdą wzmiankę o magii leczniczej wyglądała, jakby miała splunąć. Przełknięcie dumy nigdy nie przychodziło Gryfonce z trudem, nie wspominając o przyznaniu, że popełniła jakiś błąd. W końcu przychodził jednak taki moment, że dawała sobie pomóc. Zwłaszcza, że ledwo czarowała i ciężko to znosiła. Być może to przez to nie narzekała nawet, gdy @Neirin Vaughn zauważył opatrunek na spuchniętej ręce. Wiedziała, że Puchon zna się na magii leczniczej i wie, jakim zaklęciem naprawić kości. Zacisnęła więc tylko wargi, gotowa nawet na ból wynikający z zakłóceń. Mimo wszystko warto było przecierpieć to dla zdrowych palców.
8 - niebieski 2
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Sro 19 Wrz 2018, 6:56 pm, w całości zmieniany 1 raz
Nie była pewna – czego należało spodziewać się po profesorze Harringtonie. Uchodził raczej za fanatyka świata mugolskiego, a przynajmniej tak postrzegała go Marceline, która nie kryła się ze swoją niechęcią do obcowania w kreacji codzienności pozbawionego magicznego pierwiastka. Owszem!, kino, w którym była z Danielem Bergmannem, podobnie jak przekąski mieli naprawdę fantastyczne i tego nie ukrywała, choć nie chciała chodzić tam nad wyraz często. Wolała zaciszny domek swojej babci, w którym roiło się od czarów. Przystąpiła o kilka kroków w przód, gdy już mogła zamienić słowo z nauczycielem, a prośba, która miała świadczyć o nietypowości zajęć, tylko utwierdziła rudowłosą, że Edwin miał szalone pomysły. Uniosła wymownie wzrok, kiedy to wreszcie doszło do wyboru koperty, a następnie odczytała tytuł - Kraina Lodu - wydukała, po czym wypuściła powietrze ze świstem. Mimowolnie przygryzła policzek od środka, a następnie obdarzyła mężczyznę uśmiechem, lękając się tego, czego mogła się spodziewać.
Zajęcia z Mugoloznawstwa był nieobowiązkowe. Jednak Sunny nie miała na dziś ciekawszych zajęć więc postanowiła się na nich pojawić. Jej ojciec był mugolem więc coś tam jednak o nich wiedziała i nie była kompletnie zielona na ten temat jak co niektórzy. Tak więc spokojnie pchnęła drzwi od klasy i znalazła się w środku. Nikogo nie było, prócz nauczyciela. Ze zdziwieniem podeszła do biurka. Niestety nie zdążyła przeczytać na tablicy o czym będą zajęcia i takie tam więc przyszła na ślepo. -Dzień dobry.-odpowiedziała przyjaźnie na powitanie profesora. Wbiła czekoladowe tęczówki w kolorowe koperty znajdujące się na biurku. Wysłuchała słów mężczyzny i westchnęła cichutko. Wylosowała swoją kopertę o kolorze niebieskim po czym otworzyła ją. Przeczytała napis na kartce i uniosła delikatnie brew. -Kraina Lodu..-wymamrotała pod nosem. Nie podobał jej się ten tytuł. Brzmiał jak jakaś denna bajeczka dla dzieci. Oczywiście znała sporo mugolskich bajek dla dzieci. Ojciec puszczał jej kiedyś na dobranoc gdy była mała. Tego niestety nie znała i nie wiedziała czego ma się spodziewać. Uwaga na temat różdżki była bardzo słuszna. Puchonka skinęła głową i wyszła z klasy zostawiając nauczyciela samego. Zapowiadał się bardzo ciekawy dzień. Właściwie to już nie mogła się doczekać.
C. szczególne : Blizna na barku, której towarzyszy nienaturalny, wyżarty przez wilkołaka dół, małe zadrapania i szramy na całym ciele, brązowe piegi, drobna postura.
Kilka razy zostałam zapytana, dlaczego tak właściwie łażę na zajęcia z mugoloznastwa. Przecież, zupełnie ich nie potrzebowałam, jako osoba urodzona i wychowana w mugolskiej rodzinie, byłam na bieżąco z ich kulturą, muzyką i sztuką, a także z przedmiotami codziennego użytku. Wakacje spędzałam w domu, bo nie lubiłam szkolnych wyjazdów, więc miałam wystarczająco dużo czasu, by zaktualizować swą bazę danych dotyczącą mugoli. Nic jednak nie było mi w stanie zastąpić głupot opowiadanych przez innych uczniów (najczęściej pochodzących z rodzin czystokrwistych), wijących wyjątkowo wybujałe opowieści o niemagicznym świecie i tym czym są rzeczy, prezentowane na lekcjach. Idąc na zajęcia miałam nadzieje, że znów zostanę potraktowana wielką ilością bredni i głupoty w czystej postaci (przecież gdzieś trzeba naładować swoje własne baterie). Na miejscu spotkała mnie jednak dużo milsza niespodzianka, pomijając efekt zaskoczenia i to, że chyba nie trafiłam do grupy z żadną dobrze znaną mi osobą, to naprawdę ucieszyłam się z niespodzianki. Kino kojarzyło mi się braćmi. Zwyczajowo, co najmniej raz w tygodniu chodziliśmy wspólnie na filmy. Zaczynaliśmy od kolorowych bajek, powoli dorastaliśmy oglądając coraz to poważniejsze (albo i głupsze) treści. Niestety, razem z pójściem do szkoły zabrano mi możliwość towarzyszenia braciom w tych właśnie eskapadach, ale w każde wakacje odbijałam to sobie, oglądając telewizje czy korzystając z ich osobistych komputerów i całe dnie (w przerwach na siku, jedzenie i trening), oglądałam filmy. Kopertę z tytułem otwierałam w wielkim skupieniu, licząc, że może jeszcze trafie tam, gdzie któreś z moich przyjaciół, ale gdy zobaczyłam tytuł, poczułam bardzo mieszane emocje. - Pan profesor chyba chce, żebym ja się w tym kinie zalała łzami - zmarszczyłam brwi zmartwiona - Zielona Mila. - dodałam jeszcze i uśmiechnęła pokrzepiająco. Przecież mogłam trafić dużo gorzej. Wzruszając ramionami wyszłam z sali.
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Mugoloznastwo jest pierwszą lekcją od mojego powrotu, na którą się udaję. Zaskakujące, zważywszy na to, że ostatni miesiąc spędziłem w niemagicznej części Londynu i chciałem się znów wywinąć z objęć życia bezróżdżkowego. A może to jedynie próba poczucia się nieco lepiej, gdy będę znał odpowiedzi na pytania, o których nie śniło się nawet moim czystokrwistym kolegom? Wydaje mi się dziwnym, że wszyscy ustawili się w kolejce pod drzwiami, wchodząc pojedynczo. Przez moment zaczynam myśleć o ucieczce, wyobrażając sobie jakieś przesłuchanie, albo inne dziwactwo wymyślone przez ministerstwo magii. Ale trzymam się dzielnie, zaciągając kaptur bluzy na głowę, żeby nikt mnie nie zaczepiał. Żeby nie było, mam na sobie szkolną szatę, przynajmniej tę długą czarną część, bo koszuli nie mogłem nigdzie znaleźć, a większość moich kolegów wyniosła się już z dormitorium, żebym miał szansę któremuś ją podkraść. W końcu następuje moja kolej, więc wchodzę do klasy i witam się z profesorem, który tłumaczy mi zasady całej tej gry. Wybieram kopertę, instynktownie sięgając po czarną, choć na euforycznej fazie pewnie wybrałbym jakąś w jaskrawych barwach. - Już to widziałem, mogę wybrać jakiś inny? – pytam, gdy wyciągam bilet i dostrzegam na nim tytuł filmu. Mój dziadek, ten od strony ojca, strasznie lubi takie opowieści, więc włączył mi kiedyś na telewizjerze. Niewiele z tego pamiętam, więc może to jednak dobra pora na przypomnienie sobie? Mógłbym potem pogadać o tym z dziadkiem, poprawiając mu nieco humor. – Zresztą nieważne, obejrzę to – zmieniam jednak szybko zdanie, nim profesor w ogóle zdąży mi odpowiedzieć. Wycieczka na dobry początek szkoły zawsze się przyda, a wolałbym nie ryzykować wylosowania czegoś, co komponowałoby się z książką od Fire. Chyba bym umarł z zażenowania. Informacja o braku różdżki jakoś specjalnie mnie nie szokuje. Nawet nie mam jej teraz przy sobie, co nie jest zbyt rozsądnym zachowaniem, ale tak bardzo przywykłem do nieużywania jej, że wydaje mi się prawie niepotrzebna. Nadaje się co najwyżej do podrapania się po plecach. Żegnam się z nauczycielem i wychodzę na zewnątrz, przepuszczając w drzwiach kolejną osobę. Kopertę z biletem wciskam do kieszeni, modląc się w duchu, żeby jej nie zgubić i znikam za rogiem, zanim skusi mnie, by poszukać znajomej burzy rudych włosów.