Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Centrum Lasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 2 Previous  1, 2
AutorWiadomość


Chiara Ana Morello
Chiara Ana Morello

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : Teleportacja, jasnowidzenie
Galeony : 356
  Liczba postów : 702
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2988-chiara-ana-morello
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3065-chiara
Centrum Lasu - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Centrum Lasu - Page 2 Empty


PisanieCentrum Lasu - Page 2 Empty Centrum Lasu  Centrum Lasu - Page 2 EmptySob Sty 14 2012, 12:48;

First topic message reminder :


Centrum Lasu






Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Centrum Lasu - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Centrum Lasu - Page 2 Empty


PisanieCentrum Lasu - Page 2 Empty Re: Centrum Lasu  Centrum Lasu - Page 2 EmptyCzw Lis 19 2020, 15:07;

Z przyjemnością wzięła się za pracę. Nie lubiła bezczynności, a poza tym zdobyta tu wiedza, może zostać wykorzystana przez nią w przyszłości. Co prawda, nigdy nie widziała, żeby ktoś prostował wici w taki sposób, ale to, że ktoś robi to inaczej, wcale nie oznacza, że robi to gorzej. Zresztą, był to warsztat Zory, gościa, który modyfikował miotły bułgarskim pałkarzom! Gdyby tylko wywiesił taki szyld przed swoją chatką, kolejka chętnych ciągnęłaby się do samej Bratysławy. Brytyjka podeszła do imadła, wskazanego jej przez twórcę mioteł i zaczęła nim kręcić z wyrazem zacięcia na twarzy. Nie było łatwo, ale nie powinno, prawda?

- Yes, yes. Understand. – Czyli przyjdzie jej spędzić tu noc. Żaden problem, smoki nie uciekną, a one może zdąży jeszcze podpatrzyć starego Zorę przy pracy. Jak już do niego wróci z biletami i Arlą, to przywiezie też tłumaczki. Wtedy będą mogli sobie porozmawiać o quidditchu bez konieczności pantomimy i wyłapywania pojedynczych zwrotów. Stanęła obok i zaczęła się przyglądać, jak Słowak rzuca na „Bodzia” jakieś zaklęcie, po których trzonek zaświecił jak choinka na święta.

Wkrótce ich praca, przynajmniej na razie, dobiegła końca. Zora założył kurtkę, wymalował w powietrzu zegar i dał do zrozumienia, że wróci pod wieczór. Jak się okazało, staruszek nie tylko pomógł jej z miotłą, ratując poniekąd życie, ale dał również prezent, o którym nawet nie przyszło jej marzyć w najśmielszych snach. Latanie na miotle bułgarskiej legendy sportu? To był najwspanialszy dzień w jej krótkim życiu.

Stary Zora nie przeszedł nawet dziesięciu metrów, kiedy śmignęła obok niego na czerwonym firebolcie, zrywając mu czapkę z głowy. Zaśmiała się głośno, znikając w lesie i zostawiając na śniegu ślad, powstały od pędu powietrza. Leciała jak szalona, zgrabnie lawirując między drzewami. Miotła prowadziła się doskonale. Była idealnie wyważona, choć znacznie wolniejsza od jej "Bodzia". I znacznie dłuższa. Kiedy doleciała do zagajnika, przy którym znalazł ją mężczyzna, zatrzymała miotłę gwałtownie i wróciła w drogę powrotną.

Pierwszy lot próbny zakończył się sukcesem mierzonym stężeniem endorfin i adrenaliny we krwi. Miała jednak również obowiązki. No dobra, nie miała, jednak chciała się jakoś zrewanżować za pomoc. Przejrzała więc wszystkie szafki w kuchni, zastanawiając się, co przygotować na kolację. Mistrzynią gotowania nie była, przynajmniej tego z użyciem różdżki, ale tyle lat znajomości z Gwizdkiem czegoś ją nauczyło. Napełniła kociołek wodą i postawiła go na ogniu. Ona tymczasem zajęła się przygotowaniem tego, co udało jej się znaleźć w chatce. Marchew pokroiła w kosteczkę przy użyciu noża, podobnie jak obrane wcześniej ziemniaki. Dodała kawałek pora, poszatkowaną kapustę i kalafiora. Wędlinę, która została po śniadaniu, podsmażyła na smalcu i dorzuciła do zupy, a następnie porządnie doprawiła, dodała śmietany, dolała zasmażki z mąki, wymieszała i pozostawiła na wolnym ogniu. Kiedy woda odparuje, to powinna przyjemnie zgęstnieć. Teraz, kiedy potrawa potrzebowała jedynie ciepła i czasu, zajęła się psiakiem. Otworzyła jedną z szafek i na najwyższej półce dostrzegła szereg puszek z karmą. Westchnęła lekko, kiedy okazało się, że z trudem dosięga do środkowej półki i poszła po taboret.

Kiedy zwierzak został nakarmiony, a kolacja przygotowana, mogła wrócić do latania. Zamknęła drzwi zaklęciem i zaczęła się zastanawiać, co tu porobić. Zaczęła od znalezienia jakiejś grubej gałęzi, z której uformowała coś na kształt pałki. Była toporna i brzydka, ale powinna spełnić swoje zadanie, zwłaszcza że rzuciła na nią zaklęcie ochronne. Następnie wyłowiła ze strumienia kilka garści drobnych kamyków, które poupychała po kieszeniach i wróciła w okolice domku. Dwa kamyki, te najbardziej okrągłe, powiększyła zaklęciem engorgio, tak, że swoim rozmiarem zaczęły przypominać piłki do futbolu.

- Morfio – Zamachnęła się różdżką i zamieniła kamień w żelazo, aby jeszcze bardziej zbliżyć piłki wagą i rozmiarem do tłuczków.

Kiedy prowizoryczne tłuczki, za sprawą magii wzniosły się w powietrze i zaczęły podążać jej śladem, sama wsiadła na miotłę Vulchanova i zaczęła krążyć, co jakiś czas odganiając od siebie quasi tłuczki za pomocą quasi pałki. Gdy poczuła się pewniej, sięgnęła po różdżkę i rzuciła na siebie fallo, które poznała na ostatniej lekcji zaklęć. No i dopiero teraz zaczęła się zabawa. Prawa była lewą, góra była dołem, a przód był tyłem. Nim doszła do tego, jak latać w takich warunkach, oberwała kilka razy, na szczęście niezbyt mocno. Kiedy już jednak opanowała latanie pod wpływem zaklęcia, mogła z powrotem odbijać tłuczki – słabo i byle jak, ale z dala od siebie. Z boku musiała wyglądać, jak ktoś pod wpływem przepalanki Avgusta, ale liczyło się to, że nie dała sobie zrobić krzywdy. Czując nieprzyjemny szum w głowie, stwierdziła po pewnym czasie, że ma dość. Zdjęła z siebie zaklęcie krótkim finite i rozejrzała się po okolicy. Korony drzew, jeszcze kwadrans temu pokryte śniegiem, teraz były gołe i wesołe, a do tego zdarła korę z kilku pni.

Teraz gdy tłuczki znów były kamykami, a ryzyko oberwania nie istniało, wypuściła psiaka z domu, żeby sobie pobiegał po okolicy. Ona zaś zamieniła wyłowione kamyki w niewielkie gumowe piłki, włożyła je do kieszeni i uniosła się kilka metrów nad ziemię. Następnie po prostu stanęła krawędzi miotły i po prostu zaczęła żonglować piłeczkami. Co jakiś czas duplikowała piłkę, żeby sobie utrudnić zadanie. Co jakiś czas unosiła jedną nogę do góry, żeby trudniej było jej załapać odpowiednią równowagę. Nie zapominała również o psiaku, który jak opętany biegał po okolicy, przynosząc rzucone przez nią kulki. Sama Brooks bawiła się równie doskonale.
Powrót do góry Go down


Czarodziejowa Dusza
Czarodziejowa Dusza

Galeony : 1063
  Liczba postów : 1128
https://www.czarodzieje.org/t10816-czarodziejowa-poczta
Centrum Lasu - Page 2 QzgSDG8




Specjalny




Centrum Lasu - Page 2 Empty


PisanieCentrum Lasu - Page 2 Empty Re: Centrum Lasu  Centrum Lasu - Page 2 EmptyCzw Lis 19 2020, 19:44;

Słońce zdążyło już na powrót schować się poza szczytami wzgórz, chociaż te otaczające las od zachodu, był nieco niższe, niż te górujące na wschodzie. Zora jednak doskonale orientował się w terenie i trafiłby do swojej chaty o każdej porze dnia i nocy, no i prawdopodobnie po każdej porcji przepalanki.
Niesiony przezeń plecak przybrał na wadze, odkąd przed południem opuścił domostwo, ale nie należał on do czarodziejów, którzy w każdej sytuacji wysługują się różdżką i po prostu wrócił spacerem.
Zajrzał do chaty i uśmiechnął się mimowolnie, kiedy do jego nozdrzy napłynął zapach gotującej się zupy. Zapach był intensywny i złożony i Zorze przemknęło przez myśl, że turystka dobrała się chyba do szafki z warzywami. Nie wadziło mu to jednak, wszak najważniejszym graalem w izbie była szynka i puszki Gerlacha, nie zaś odrobina zieleniny.
- I'm back! - Zacytował ulubiony, mugolski film akcji i położył plecak na stole. Zrzucił z siebie kurtkę, gruby sweter i buty i dopiero teraz zorientował się, że angielka przysnęła na łóżku, przytulona do miotły Wulkanowa. Stłumił śmiech, czym jednak rozbudził Gerlacha, który spał obok Julii, teraz zaś rozszczekał się radośnie i począł skakać wokół niego i merdać ogonem. Zawsze, kiedy był tak podniecony, materializował się prawie zupełnie i przypominał teraz całkiem normalnego, niemagicznego psa.
- Hey, Harpia, good? - Zagadnął, widząc, że otwiera oczy i machnięciem różdżki zagasił palenisko. Dwie miski ruszyły w stronę garnka, napełniły się jego zawartością, a następnie wylądowały na stole. Łyżki już tam były, zapewne przygotowane przez angielkę. Zora od razu zaczął pałaszować, równocześnie wyciągając z plecaka metalowe puszki.
- This... Lakier. - Wskazał na pierwszą, zadekowaną drewnem żeliwną puszkę z dziwnego metalu. - This, for vitki. - Druga puszka była już zdecydowanie mniejsza i wyglądała, jak normalna, mugolska bejca, którą można kupić w sklepie narzędziowym.
Jako ostatni, Zora wyciągnął z plecaka blaszany kanister. Na jego czubku znajdował się niewielki dziubek, zatkany korkowym korkiem i zaczopowany woskiem. - This, maľovať. Emmm, kolor, colour, yes? - I stuknął różdżką w lak przy korku, który natychmiast  odskoczył i wylądował grzecznie na stole. Zora chwycił za jeden z kubeczków, który leżał na stole i ulał do niego odrobinę farby. Mieniła się ciemną, intensywną czerwienią, taką samą, jaka pokrywała trzonki bułgarskich Błyskawic.
- Good farba. Colour, good? - Uśmiechnął się i na nowo zaczopował kanister, który wylądował na ziemi, wraz z pozostałymi puszkami. - We eat, and we maľovať, yes, eat, and colour, ok? Musí sušiť... - Niepewny, jak to przetłumaczyć, pokazał, jak 'maluje sobie' palce, a potem na nie dmucha. - ...One day. Tomorrow, vitki, and tomorrow, colour ok, good. Tomorrow, Harpia can go. - Uśmiechnął się i jednym ruchem przechylił miskę, opróżniając ją do czysta.
- This, very good. Thank you. Ďakujem. - Poklepał się po brzuchu i odchylił się w fotelu, a machnięciem różdżki posłał dwie puszki z lakierem i kanister z farbą do warsztatu. Siedział tak chwilę, z przymkniętymi oczami i myślał nad miotłami dla Souhvězdí. Może też przemaluje je na czerwono? Skoro dzieciaki nadal reagują w ten sposób na kultowe miotły z mistrzostw sprzed 26 lat, czemu nie?
- Before, em... You, Antosha Avgust. Hogwart? You play Antosha? - Otworzył na nowo oczy, bo przypomniało mu się, że dziewczyna wspominała wcześniej znane mu nazwisko. Słyszał o rosyjskim pałkarzu, chociaż nie miał z nim styczności. Niewielu Rosjan interesowało się quidditchem, woleli swoje dziwne rozgrywki na drzewach. No ale nie jemu to oceniać.

Niechętnie podniósł się od stołu, przerywając tym samym sielankową atmosferę kolacji i pogaduszek wydukiwanych mieszanką słowackiego i angielskiego. Postanowił nawet, że poduczy się trochę języka i na mecz Sokołów i Harpii przygotuje dla angielki jakiś zrozumiały dla niej transparent. Najpierw jednak musiał umożliwić jej dalszą podróż, a to wymagało zabezpieczenia miotły.
Świece unoszące się pod sufitem zabłysły wesołymi płomykami, kiedy weszli do warsztatu. Zora chwycił za trzy grubo szyte szmaty, każda wielkości sporego szalika, które wisiały przy wejściu. Położył je na blacie stołu monterskiego, a następnie pogładził go lekko dłonią. W płaskiej powierzchni natychmiast zapadły się trzy półkule, tworząc optymalnej wielkości misy. Zora wlał do pierwszej lakier z żeliwnej puszki, do drugiej zwykłą bejcę, do trzeciej farbę, a następnie przy każdym zagłębieniu położył jedną szmatę. Machnął różdżką, i już każda z nich podzieliła się na dwoje. Sześć szmatek, dwóch metlovyrobców, trzy kluczowe substancje, jedna miotła. Wszystko się zgadzało i można było przystąpić do pracy.

Połaskotał lekko struny, które niechętnie wypuściły Boydena, a właściwie sam trzonek miotły. Zora chwycił za szmatkę, nasączył ją w pierwszej misie i zaczął dokładnie wcierać ją w trzonek. Substancja nie pozostawała w ogóle na powierzchni, natychmiast wchłaniając się w drewno i pozostawiając przyjemny, żywiczny zapach. Słowak zachęcił Julię, żeby do niego dołączyła.

Kiedy trzonek błyszczał już i pachniał niczym świeżo ścięty, sosnowy las, Zora dokładnie namoczył drugą szmatkę w bejcowatym lakierze i podszedł z nią do naciągniętych witek. Zaczął ostrożnie, tak, żeby nie wywierać na nich dużego nacisku, krótkimi pociągnięciami, nakładać substancję na drewno. Witki wibrowały i drżały za każdym muśnięciem, a dźwięk wydobywający się z nich można by przyrównać chyba tylko do charakterystycznego zawodzenia aborygeńskiego didgeridoo.

Ostatnia w kolejce była farba i tutaj Zora dał wolną rękę czarownicy. Pokazał jej tylko, żeby zaczęła od głowni miotły i posuwała się do przodu, do uchwytu trzonka, wbrew intuicji, która kazałaby przecież malować odwrotnie. Ludzie mieli jednak tendencję do nakładania z czasem coraz grubszej długości farby, a to groziło, w przypadku miotły sportowej, złym wyważeniem. Wolał tego uniknąć.

Na koniec tego dnia zostawił sobie pomysł, którego nieco się obawiał. Robił to do tej pory tylko z kilkoma miotłami, ale był przekonany, że tego, konkretnego elementu najbardziej miotle brakuje. Pokazał więc angielce, żeby dokładnie przyglądała się temu, co robi, sam zaś przystąpił do dzieła.
Umieścił trzonek w silnym uchwycie imadła, które zamontował na stole monterskim. W metalu spoczywała ta końcówka, która normalnie otoczona była przez witki. Teraz Zora wyciągnął różdżkę i pogładził nią czerwony, gładki trzon, mrucząc niezrozumiałe zaklęcia. Nagle - Julia mogła to dostrzec z bliska - drewno zmiękło, nabrało dużej elastyczności. A stary Słowak płynnym, zdecydowanym ruchem, zakręcił trzonem wzdłuż jego własnej osi. Teraz w miejscu, w którym wici spotkają się z drewnem, przekrój miotły miał kształt korkociągu.
Zobaczył, że oczy właścicielki rozszerzyły się i dziewczyna wyglądała, jakby właśnie zrobił jej Nimbusowi krzywdę, więc poklepał go czule po drewnie i wytłumaczył się kluczowym słowem, które mógłby przecież powtarzać w nieskończoność.
- Balans. - I poklepał ją po barku, przechodząc do izby. Na dzisiaj skończył. Do jutra farba i lakier przeschną, a witki zakonserwują się. Rano je zamontuje, zakleszczy doskonałą, goblińską obręczą i dziewczyna będzie mogła lecieć. A on? No cóż, on znowu pójdzie do lasu i nazbiera nowych, świerkowych witek.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Centrum Lasu - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Centrum Lasu - Page 2 Empty


PisanieCentrum Lasu - Page 2 Empty Re: Centrum Lasu  Centrum Lasu - Page 2 EmptySob Lis 21 2020, 11:39;

Ciężko było stwierdzić, czy to przez nadmiar emocji, godzin spędzonych w powietrzu czy też niedobór snu, ale kiedy Julia wróciła po treningu do domu, niemal od razu zasnęła. Wystarczył chwilowy kontakt z łóżkiem, by wpadła w jego pole grawitacyjne. Położyła się na sekundę, przytulona do miotły Bułgarskiego pałkarza i z miejsca zasnęła. Osiemnastolatka wtulona w miotłę, naprawdę częsty widok! Zbudziło ją szczekanie psiaka, anonsującego przybycie pana.

- Yes, good – odparła zachrypniętym głosem, przycierając półprzytomne oczy. Nie miała pojęcia, czy zasnęła na kwadrans, czy na długie godziny. Widziała tylko, że jest głodna. Kiedy więc Zora napełnił miski zupą, odwiesiła Firebolta na ścianę i zajęła miejsce przy stole. Zupa wyszła jej całkiem przyzwoita. Daleko jej było do specjałów serwowanych jej w szkole przez skrzaty, ale dało się zjeść, a to mogła uznać za swój mały sukces. Zapychała więc usta chlebem i gęstą warzywną zawiesiną, przyglądając się puszkom wyciąganym z plecaka puszkom.

- Yes, malowat, yes – uśmiechnęła się szeroko i pokazała „okejkę”, kiedy Słowak nalał do jednego z kubeczków krwistoczerwoną farbę, identyczną z tą, która pokrywała miotły bułgarskich pałkarzy. Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziła, że będzie „Boydena” poddawała jakimkolwiek metamorfozom. Lubiła go takiego, jakim był. Jednak teraz, z nowymi witkami i oldschoolowym kolorem, jej ukochany Nimbus nabierze charakteru i zacznie się wyróżniać na tle takich samym mioteł. Sam kolor był jednak sprawą drugoplanową. Najważniejsze było, żeby miotła była sprawna.
Zaśmiała się, kiedy starzec zaczął wymownie dmuchać na swe palce.

- Yes, understand, tomorrow.
– Pokiwała głową, maczając kromkę chleba w resztce zupy na dnie miski. – No no, thank you – odpowiedziała hardo,  a kiedy staruszek rozmyślał o miotłach z przymkniętymi oczami, ona zajęła się myciem naczyń po kolacji.

- Yes, Avgust my professor. I play Antosha. First match this season. Students vs Professors. Antosha the best. Professors victory, students lost. – opisała pokrótce spotkanie towarzyskie z września, a także swoją „znajomość” z Rosjaninem, która opierała się na dużej ilości zadrapań, błota i słownego gnębienia. Najwidoczniej była masochistką, skoro z taką chęcią chodziła na jego lekcje.

Rozmowy przy kolacji, choć przyjemne, nie mogły trwać w nieskończoność. Mieli pracę do wykonania. Bez ociągania się ruszyła śladem mężczyzny i weszła za nim do warsztatu. Z zaciekawieniem przyglądała się ruchom mężczyzny, który nagle wyczarował w stole trzy misy i wypełnił je zawartością trzech zakupionych puszek. Zachęcona przez Słowaka chwyciła pierwszą ze szmatek i zaczęła nacierać trzonek, tak jak robił to mężczyzna. Następnie, kiedy już „Boyden” pachniał jak wunderbaum w aucie jej ojca, Zora zaczął nacierać witki bejcą. Również i w tym mu pomogła, choć nieco się obawiała, że coś popsuje. Na szczęście podczas nacierania, nie ucierpiała żadna witka. Ostatnim etapem upiększania, było nałożenie pięknej oldskulowej czerwieni, dzięki której miotła będzie szybsza (w końcu wiadomo, że czerwone miotły są szybsze od zwykłych, prawda?). Zrobił to, tak jak Słowak przykazał – od głowni do trzonka, co oczywiście ją zaskoczyło, ale nie zamierzała pytać, czemu tak, a nie na odwrót. Kiedy skończyła, była z siebie dumna. Bodzio był piękny, pachnący i przypominał kultowe Firebolty Bułgarskiej kadry. Nie był to jednak koniec prac, jak jej się wydawało. Słowak miał bowiem jeszcze jednego asa w rękawie, którego się nie spodziewała. Kiedy mężczyzna stuknął różdżką w drewno, a to zmieniło nagle stan skupienia, brwi złączyły jej się w jedną. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego, nawet na lekcjach transmutacji. Podobnie jak nigdy wcześniej nie widziała, aby ktokolwiek nadawał trzonowi kształt korkociągu.

- Wait, what?
– zapytała sama siebie, ale najwyraźniej Słowak wyczytał słowa z jej twarzy, bo szybko wyjaśnił jej, że zabieg ten doda miotle odpowiedniego balansu.

***

Nie lubiła się żegnać. Zdecydowanie bardziej preferowała angielskie wyjścia, ale zrobienie czegoś takiego Zorze byłoby świństwem, mimo że i tak zamierzała do niego wrócić z tłumaczkami, biletami i butelką czegoś mocniejszego. Poza tym okazało się, że Słowak, tak jak i ona, jest rannym ptaszkiem. Kiedy wstała, śniadanie już czekało na stole. Julka rozbudziła się rzuconym na siebie rennervate, potem oporządziła chłoszczyść i świeża jak poranek, zasiadła do stołu. Bała się nieco tej niezręczności poprzedzającej rozłąkę, ale było naprawdę przyjemnie. Ona opowiadała jej o drużynie Harpii i zbliżających się spotkaniach, Zora zaś o swym synu, znanym metlovyrobcy z bułgarskiej stolicy.
Kiedy odebrała od Słowaka miotłę, uderzyła w nią fala najróżniejszych emocji. Od smutku, przez wdzięczność, na uldze kończąc. Przytuliła mocno mężczyznę, po raz ostatni pogłaskała psiaka i wsiadła na „Boydena”.

- I’ll be back – powiedziała, cytując klasyczny mugolski film. – I’ll be back with tickets and whiskey! – Pomachała mu, spojrzała na kompas i wystrzeliła w kierunku Rumunii. Bodzio po poprawkach i z nowymi, charakternymi witkami, prowadził się doskonale i nic nie stracił na szybkości.  No i jak wyglądał w tej bułgarskiej czerwieni!

/zt
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Centrum Lasu - Page 2 QzgSDG8








Centrum Lasu - Page 2 Empty


PisanieCentrum Lasu - Page 2 Empty Re: Centrum Lasu  Centrum Lasu - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Centrum Lasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Centrum Lasu - Page 2 JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Slowacja
 :: 
Las
-