Dzisiejszego dnia Cor, o dziwo, nie miała nic do roboty. Ostatnimi czasy tak wiele się wydarzyło. A teraz najzwyczajniej w świecie nie działo się nic. Chciała więc wykorzystać ten czas na spokojne przemyślenia w samotności. Ostatnio przeszła kilka poważnych rzeczy. Nie miała dotychczas czasu, żeby na spokojnie usiąść i wszystko sobie poukładać w jeden ciąg. Może wtedy zrozumiałaby postępowanie innych ludzi? Zrozumiałaby, dlaczego w przypływie spontaniczności sama postąpiła nie raz nie dwa lekkomyślnie raniąc ludzi, których bardzo kocha. Nie mogła porozmawiać z przyjaciółmi. Nie teraz. I chociaż pragnęła samotności, spokoju… To tak bardzo chciała być w tym momencie z kimś. Nienawidziła takiego stanu, kiedy to nie mogła się do nikogo odezwać, bo zostałaby zignorowana, potępiona. Albo po prostu nie było obok nikogo, kto byłby godny by bóg w jej postaci, jak to się śmiała z Summer, zamienił z nim chociaż jedną literę. „O” na przykład. Co więc jej pozostało? Spacer z kochanym Draconem. Czasem miała wrażenie, że tylko jej pupil tak naprawdę ja rozumie. I chociaż nigdy nie mógł jej odpowiedzieć na pytania, to jednak słuchał i często właśnie to wystarczało. Pogłaskała białe niczym otaczający ją śnieg futerko, które leżało w jej kapturze. Miała na sobie czarne, szersze spodnie i szarawą, lekko spraną, a więc wyraźnie jedną z ulubionych bluzę. Włosy miała spięte i wszystkie zostały schowane pod brązową czapką, którą z przodu ozdabiały zajęcze czaszki. Ten stan ubioru sprawiał, że jeśli spojrzało się na nią od tyłu… I z przodu zresztą też, to pierwsze wrażenie mówiło jedno – chłopak. Do tego warto też dodać, że jej głos był lekko zachrypnięty z powodu choroby i zimna, więc tym łatwiej było ją pomylić. Oparła zgrabną dłoń o drewno altanki. Podobało jej się to miejsce. Najprzyjemniejsze by było latem, gdyby jeszcze było porośnięte ogromem białych róż, jej ukochanych kwiatów. Podrapała się po znamieniu na policzku. I co teraz? Będzie musiała się troszkę ponudzić.
Szedł lekko znudzony w ciężkich glanach i skurzanej kurtce. Uważniejszy obserwator zauważyłby pewnie, że w jedna z kieszeni się ruszała właściwie coś się w niej rusza. Był to nikt inny Dziurkacz wierny towarzysz Jaspera. A skąd to jakże dziwne imię? A więc Jas, pomimo że w zamku mieszka już pięć lat nigdy nie zdobył przyjaciela a jedynie wrogów. Zawsze jak jakiś chłopak się z niego nabija może liczyć, że po powrocie do dormitorium zastanie swoją pościel lub bieliznę całą w dziurkach i koronkach. Rzecz jasna za sprawą Dziurkacza. Jego pan nauczył go tego rok temu i od tamtej pory używa go, jako narzędzia zemsty. Miał dosyć całego jadu, jakim darzyli go inni, bo ile można? Więc często zaszywał się gdzieś z gitarą z książką lub po prostu z swoimi myślami. Nawet tu za granicą miał takie miejsce. Brną przez zaspy białego śniegu z czapką na głowie. I wiercącym się czarnym szczurem w kieszeni. Co jakoś czas sprawdzał czy mały towarzysz nie wyskoczył z jego kieszeni? Bo często wygryzał sobie, tajne'' przejścia. Był już bardzo, blisko gdy nagle spostrzegł w altanie jakiegoś innego czarodzieja. Westchną i zawrócił po wydeptanej ścieżce. Włożył rękę do kieszeni, ale nie poczuł tam nic prócz małej szczeliny. Spojrzał za siebie i zobaczył dzielnie biegnącego szczura. Zebrało mu sie! Pomyślał z irytacją i pobiegł za nim. Ale szczur nadal go wyprzedał. -Zobaczysz! Niech ja cię tylko dorwę!- krzyczał za stworzonkiem. Wbiegł do altany starając się złapać go w dwie ręce. Szczur w tym czasie wspiął się na ławeczkę cały mokry. Jes już miał się na niego rzucić gdy nagle uświadomił sobie że nie jest sam. Na ławce siedziała jakaś znajoma osoba. Przez chwilę nie mógł odgadnąć kto to gdy nagle mu się przejaśniło. To Cornelia Gryfonka z resztą, chyba o rok starsza. Ona też zawsze chodziła z szczurem ale białym. Spojrzał na nią lekko zawstydzony swoim popisem przed Altaną. I bąkną coś na styl,, Hej.''.
Cornelia również nigdy nie posiadała za dużo przyjaciół. Znaczy... Może trochę bliskich znajomych wśród chłopaków i wyłącznie chłopaków. Wiele lat temu poznała Lilly gdy obcinała jej włosy w bibliotece, żeby zrobić jej kawał jak się obudzi. Potem Summer... O to było dziwne. Miały być wrogami, a zostały największymi kompankami. Z Finnem było tak samo, w końcu to puchon, więc bliskość nie miała prawa zainstnieć. A co z całą resztą dziewczyn? Cor była przez nie wręcz nienawidzona. Dlaczego? Bo ona zawsze spędza z ich chłopakami, ukochanymi, obiektem westchnień dużo czasu. Zajmowali się nią bardziej niż swoimi wybrankami serca. Hmm, cóż poradzić. To nie jej wina, że jest jak kolega! Ona gra w piłkę nożną zamiast testować nowe makijaże. Taka była i już. I taką należy ją kochać, bo przecież jak to ktoś powiedział, kobiet i tak się nie zrozumie. Choć u niej można by było powątpiewać czy jest kobietą skoro „miała większe jaja niż trzy czwarte facetów na świecie”. I jest z tego jeszcze dumna! A co! Ha! Dracon się nazywał tak bo... Bo.. Bo tak się nazywał i już. Chociaż miała dylemat między pani pusiak, bielusia - Tak tak, miał być dziewczynką. Ale mutant się przeistoczył! Bo przecież podobno panie w zoologicznym się nie mylą! Nawet miało być Ksiaże Karmelek, ale to imię postanowiła pozostawić dla swojego wymarzonego Mopsa, takiego jakiego tworzy za pomocą patronusa. Jak widać nie tylko Cornelia się zaszywała. I nie tylko ona robiła to najczęściej z muzyką. Tylko, że Coriś nie umiała grać na żadnym instrumencie. Chociaż! Ostatnio przecież w pokoju muzycznym zagrała... Tak piękną i czystą gamę na fortepianie, że tylko pozazdrościć! A poza tym, pozostało jej tylko śpiewanie. Przeróżnych piosenek. Głównie rockowych, niektórych popowych, kiedy w jej życiu zdarzyło się coś smutnego. A że tak było często... Ale nie ważne! Nie będzie się przecież tutaj teraz nad sobą użalać, skoro ma ważniejsze rzeczy do roboty! Stała tak opierając delikatnie głowę o drewno – może hebanowe, może dębowe, tego nie wiedziała. I w pewnym momencie usłyszała krzyk, który od razu wywołał uśmiech na jej twarzy. Nie było bata, musiała się koniecznie odwrócić i zobaczyć, co się dzieje. A co się działo? Jakiś chłopak, którego z początku nie rozpoznała biegnie za szczurem. Spojrzała na małe stworzonko, które jak gdyby nigdy nic siedziało przed nią na ławeczce i wyglądało jak mokra, włochata kulka. Słodki, nie ma co. Wystawiła dłoń do małego gryzonia podstawiając mu ja do powąchania. - Cześć maluszku. Co to jest za uciekanie swojemu właścicielowi? - Spytała go tak, jakby miał ją zrozumieć. Oczywiście nie miała mocy rozmawiania ze zwierzętami, o ile w ogóle coś takiego istnieje. Ale skoro można gadać samemu do siebie, do czemu nie można do takiego kochanego stworzonka? Uniosła wzrok wciąż się uśmiechając, po prostu nie mogła przestać. Obejrzała dokładnie chłopaka. Chwilka, dlaczego od razu się nie domyśliła? Przecież ten Gryffon nazywał się Jasper. Był rok młodszy i tak jak ona zawsze latał ze swoim pupilkiem... Niee, wcale się nie pytała o niego innych osób z domu. W ogóle się nim nie interesowała. A dlaczego tego NIE robiła? Cii... - Hey – Odpowiedziała krótko. Jeszcze raz spojrzała zapewne na wąchającego ją zapewne gryzonia. Przegryzła delikatnie wargę. - Jest strasznie niegrzeczny co? Skoro ci tak ucieka – Podejrzewała, że nie pierwszy raz mu zwierzątko odstawia takie popisy. Tymczasem jej szczurek nagle poczuł się o dziwo, wyspany i postanowił zejść jej po ramieniu. Usiadł mniej więcej na zgięciu łokcia jej wyprostowanej ręki i zdawało się, że przeciągle ziewnął. Wieczny śpioch! - Ale zwierzak upodabnia się do właściciela – Powiedziała puszczając mu oczywiście subtelną aluzję. A do tego wysłała mu perskie oczko. Kto by pomyślał, że tak łatwo udało się zagadać? Może to dla tego, że są sami?
Uśmiechną się delikatnie, spojrzał na swoje małe stworzonko. Nie umiał się długo gniewać na niego, pomimo że często psoci często też jest pomocny. Spojrzał na dziewczynę, i białego szczura. W tym Dziurkacz położył małą zimną łapkę na palcu dziewczyny wyciągając szyję i zginając drugą przednią łapkę. To był dobry znak, że nie zamierza darzyć ani białego pobratymca ani dziewczyny złym uczuciem. Po chwili powiedział: -Zazwyczaj daje nogę tylko wtedy, gdy jesteśmy przy kuchni lub gdy mu się nudzi. Więc w sumie tak często twój?-Zaśmiał się. W szkole nigdy nie musiał go ganiać, bo szczur widząc tłum butów znów wchodził po jego spodniach do kieszenie. Ale tu, co by go zatrzymałoby uciec w krzaki? Nic. Siedziałby zagubiony i pewnie zamarzł na kostkę lodu, dlatego za nim gonił. Czasem i on uciekał od wszystkich, w czasie lekcji. Ale na krótko zazwyczaj go przyłapywali i musiał wykonywać jakieś nudne kary. Rozejrzał się, po czym usiadł. Słysząc zdanie Cornelii zaśmiał się. Tak byli bardzo podobni teraz tylko pytanie, kto upodobnił się, do kogo? Patrzył na małe stworzonko starające się przemóc lęk i wejść na rękę Gyfonki by poznać nieznajomego. Nie często ktoś pozwalał mu na takie coś. Chłopcy czekali tylko by dorwać do i ukarać za koronki w pościeli. Ale Jas nigdy nie dopuszczał do takich starć. Najchętniej zostałoby się tu na zawsze, on jakoś nie darzył szkoły sympatią. Ale już tylko kilka lat i będzie mógł robić, co mu się będzie chciało. Uwolni się od starszych i będzie prowadził sklep z różdżkami albo magicznymi zwierzętami. Ale na pewno nie zostanie nauczycielem. Tak naprawdę to, że trafił do Hogwartu było zaplanowane od kąd się urodził nikt go nawet nie pytał o zdanie. Niestety. On zawsze chciał być normalny. Lecz moc czasem mu się przydawałaby wyjść z opresji.
No cóż, zdecydowanie przeciwnie zachowywał się Dracon. On, kiedy tylko zauważył, że ktoś śmie dotykać jego panią naprężył się, napuszył futerko i w pewien sposób zaczął syczeń. Kiedy Cornelia widząc zachowanie prześlicznego pupilka Jaspera, jak tak boi się przed wejściem na jej ręke, wydała z siebie wydźwięk „Oooo” jej pupilek zdecydowanie uznał, że mu się nie podoba. Zazdrośnik jeden! Tylko, że w swe agresji i spontaniczności użarł ją zamiast zaatakować nieznanego mu przybysza. - Au! Draco! - Ochrzaniła zwierzaka od razu podnosząc dłoń. Spoglądała na krwawiącą lekko opuszkę palca. No wampir to by się bardzo chętnie pokusił na nią teraz. Dobrze, że to miejsce było od nich wolne. Zresztą, czemu ona właściwie o tym myśli? Przecież ma niewielką rankę... Tak czy siak to cud, że jeszcze nie zaczęła dramatyzować. W końcu nienawidzi widoku krwi. Właściwie do swojej niewiele miała. Ale i zdarzało się, że gdy zobaczyła krew i wystającą z jej nogi kość, kiedy to niefortunnie skoczył z drugiego piętra uciekając przed pewnym mężczyzną, który nie wiadomo czemu obraził się o namalowanego na drzwiach różową farbą męskiego narzędzia rozrodczego... No wtedy to od razy zemdlała. - Rozumiem. Mój jak widzisz nie ucieka, a gryzie wredota. Albo śpi, albo je. Zdecydowanie nic innego w jego życiu się nie dzieje – Spojrzała karcąco na pupilka, który jakby rozumiał co się stało i wielce zadowolony łaził jej po kolanach. Wolała już nic do niego nie mówić. Najwyżej będzie miał szlaban... Ludzie traktowała go, jakby była jego matką! Corin ze szczurem nie łączyło kompletnie nic. Przecież nie była spontanicz... No dobra, była. Nie była agres.. Ups. Ale zazdrosna to nig... No dobra też była! Do tego uwielbiała spać... Phi! Ona się tak nie bawi. Powinna się obrazić na samą siebie. A chwileczkę, on nie potrafi się obrażać na nikogo, a co dopiero na swoje zachowanie. I co ona ma w takiej sytuacji zrobić? No nic. W przeciwieństwie do niego Cornelia lubiła lata szkolne. Może też była nie raz nie dwa gnębiona, ale ona lubiła się kłócić i w ogóle. Zresztą, wcześniej chodziła do Beauxbatons, a tam to dopiero było nieciekawie. Wszędzie napuszone jak pawie laleczki i ona w męskim dresie. Tutaj nie było aż tak źle. I marzyła, by kiedyś wrócić tu na studia, a potem zająć się nauką Obrony przed czarną magią. Bo tylko to tak naprawdę jej wychodziło. No i jeszcze eliksiry.
Patrzył z lekkim uśmeichem na oba zwierzaki. Po chwili powiedział lekkim głosem: -Mój szczur też gryzł na początku.-stwierdził. Pamiętał dokładnie jak podawał mu jedzenie przez pręty klatki z obawy przed mocnymi ugryzienieami. Lecz gdy trochę podrósł zrozumiał że tak niczego go nie oduczy i zaczą brać zwierze na rękę nie patrząc na ugryzienia. Po pewnym czasie gryzoń się uspokojił a zamiast gryźć palce gryzie od tej pory ubrania Jaspera. Duży czarny szczur wrwał go z myśli wdrapując się na niego. Wziął go w rękę i posadził sobie w kieszeni z której Dziurkacz zaraz wylazł i znów podszedł patrząc na białego szczura lekko nie pewny co ma robić. Jas spojrzał z rozbawieniem na zwierzątko. Popatrzył na rozmówczynię i zapytał z nutą rozbawienia w głosie: -Mogę?- wskazał ławkę. Nie wiele wiedział o Corneli tylko znał jej imię i wiedział że chodzi do VI klasy. Spojrzał na nią badawczo. Wydawało mu się że jest inna od tych wszystkich osób z szkoły po pierwsze miała szczura co już samo w sobie w Hogwarcie było wyróżniającą cechą a po drugie rozmawiała z nim,no może nie do końca ale nie patryła krzywo. Jas wiedział o istnieniu innych szkół dla czarodzieji ale Hogwart był najnormalniejszy. A z resztą nie chciał gwałtownie wszystkiego zmieniać po pięciu latach nauki tu.
- Draco też zazwyczaj. Jest wredny i zazdrosny po prostu. Pewnie się boi, że i ty mu możesz mnie zabrać – Wytknęła ku niemu język. No cóż, Cornelia miała w swoim życiu kilku chłopaków, przyjaciół. Ale to przecież normalne. I zwierzaczkowi nic do tego. Nawet nie powinien rozumieć, co się dzieje. Może jednak jest tym całym animagiem? Kto wie? Nie zdziwiła by się, gdyby któregoś dnia obudziła się z jakimś chłopakiem w łóżku. Ale i tak by pewnie nic mu nie zrobiła. Bo pupilek był dla niej naprawdę ukochany. Zadowolony ze swojego poczynania Dracon wybrał się raźnie z powrotem do jej kaptura. Zignorował otoczenie, położył się i poszedł spać jak gdyby nigdy się nic nie stało. Ale poważnie, dostanie w domu kokardkę różową, ot co! Kara musi być! - Jasne, siadaj – W jakiś sposób ucieszyła się, kiedy to chłopak sam z siebie postanowił z nią posiedzieć. Jasper... Miło, że się nią zainteresował mimo iż był młodszy. I miał rację. Cornelia była inna niż wszyscy. W końcu samo znamię ją wyróżnia, a do tego jeszcze ma dwojaką naturę i jest nimfomanką. Jak tu nie zwrócić na nią uwagi? I to zazwyczaj trzeba się jeszcze w niej od razu zakochać... Haha! Dobre! - Powiedz mi coś o sobie – Zaproponowała chcąc posłuchać gdyż miała wrażenie, że mimo iż go obserwuje, to tak naprawdę kompletnie nic o nim nie wie. W końcu rozmawiają po raz pierwszy w życiu. I jeszcze się nie pokłócili, to chyba dobry znak, prawda?