Komnata znajdująca się przy bocznym wyjściu na szkolne błonia, w której znajduje się kilka długich stołów przystosowanych do zajmowania się swoimi miotłami. Na półkach pod ścianami znajdują się preparaty do konserwacji i pielęgnacji drążków i witek, różne narzędzia jak prostowniki, zaciski, praski do witek, wszystko, co może się przydać, by doprowadzić miotłę do ładu. Na ścianach wiszą zdjęcia i obrazy znanych zawodników quidditcha z całego świata, a pod oknami widnieje gablotka sportowych pamiątek szkolnych. Sprzęt i materiały dostarczyła i zasponsorowała pałkarka reprezentacji Anglii - Julia Brooks.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
kostki:
1 - W pomieszczeniu znaleźć można starożytne trofea i relikty z historii Quidditcha. Zasadniczo nie masz czasu ani ochoty się nad tym pochylać, ale coś przykuwa Twoją uwagę. Rzuć kością, gdzie wynik parzysty oznacza, że znajdujesz niezwykle ciekawą książkę, którą pochłaniasz niemal w całości (zgłoś się po +1 GM), a nieparzysty - to tylko jakieś stare, nudne gazetki. 2 - Jedno ze zdjęć na ścianie przedstawia dwóch zawodników szarpiących się za fraki. Obrazuje wydarzenie z 1973 roku, gdzie kapitanowie reprezentacji Hiszpanii i Francji pobili się na meczu, co poskutkowało wykluczeniem ich z rozgrywek - zapewne wisi tu ku pamięci nadgorliwych uczniów. Niestety, masz pecha, bo zauważają w swojej szamotaninie Ciebie i zaczynają Cię obrażać i wyzywać na pojedynek, przez co cały czas trwania wątku jesteś rozproszony tymi okrzykami nienawiści. 3 - Do pokoju miotlary zagląda wielu uczniów. Gdy wchodziłeś, minęła Cię jakaś zrozpaczona dziewczyna marudząca coś o zgubionej żabie. Nie zastanawiasz się nad tym długo, jednak idąc wzdłuż stołów, by zabrać się za robotę, rzeczywiście natrafiasz na małą ropuszkę pod jedną z ławek. Kiedy się schylasz - zaczyna uciekać! Rzuć kością, wynik parzysty - udaje Ci się ją złapać, a kiedy oddasz ją płaczącej uczennicy, ona z wdzięczności podarowuje Ci 20g, koniecznie zgłoś się po nie w odpowiednim temacie! Nieparzysta - podczas pogoni, uderzasz się w głowę odrobinę za mocno i poza solidnym guzem do końca wątku bełkoczesz jak po eliksirze 4 - Kiedy zabierasz się do pracy nad swoją miotłą, przygotowujesz, jak należy, swoje stanowisko pracy. Poltergeist jednak spłatał Ci psikusa i zamiast pasty do polerowania, wypełnił puszkę magicznym klejem stolarskim, którym teraz masz umorusane ręce! Musisz to szybko zmyć albo będziesz się kleił do wszystkiego na dobre! 5 - To nie jest Twój dzień. Kiedy wchodzisz do pomieszczenia, w powietrzu unosi się zapach różnych preparatów do konserwacji mioteł. Chyba jesteś na któryś z nich uczulony, bo dostajesz strasznego ataku kichania! Ratuj się, weź coś na to, albo próbuj przewietrzyć, bo wykichasz płuca! 6 - Przygotowałeś swoją miotłę i swoje stanowisko, jednak cały czas czujesz na sobie czyjeś uważne spojrzenie. Jedna z postaci na obrazie przygląda się twoim działaniom i mamrocze coś pod nosem, a gdy zaczynasz swoją pracę, co chwilę daje Ci jakieś poprawki i to niekoniecznie przyjemnym tonem, pouczając Cię, że wszystko robisz źle, jak jakaś stara wredna ciotka. Rzuć kością, wynik parzysty - przysłuchujesz się z uwagą, mimo że nie jest miło, dzięki czemu zyskujesz +1 punkt z transmutacji, zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! Nieparzyste - starasz się ignorować nękającego Cię bohatera z fotografii, ale przychodzi Ci to ciężko, przez co robisz się drażliwy i nieprzyjemny.
Spodziewała się totalnie wszystkiego, ale nie tego, że gra w gargulki przeniesie ją do... pokoju z miotłami?! Naprawdę siedziała na środku jakiegoś stołu dla mioteł?! No tego jeszcze nie grali. Zmarźnięta i trzęsąca się z zimna zeszła z tego stołu i czuła jak jej kolana się pod nią załamują, dlatego też szła blisko ściany, starając się dojść jakość do drzwi, w których było wyjście, kiedy tylko poczuła klamkę, odczuła ulgę, pociągnęła za nią i wyszła z pomieszczenia na miotły i zaczęła się rozglądać, gdzie ja te cholerne kule przeniosły, a raczej jak powinna wrócić do dziedzińca bez sił, które miała, jak tam szła, to będzie rzecz niemal niemożliwa z jej aktualnym stanem zdrowia. Nie zrobiła więcej niż trzy kroki przed siebie i nogi się jej ugięły, dlatego też oparła się o ścianę i ześlizgnęła się na kolana, otulając się ramionami i starając się w miarę uspokoić i mieć nadzieje, że jej ciało zaraz faktycznie się nie wyziębi i będą tego bardzo złe konsekwencje.
- Anabell! Wołała ją w zasadzie od pierwszego kroku postawionego w sali wejściowej i nie poddawała się w poszukiwaniach, mimo że ci nieliczni, którzy jeszcze kręcili się na parterze zamku, patrzyli na nią jak na wariatkę. Nic sobie z tego nie robiła, bo podjęła decyzję, że postara się z całych sił, by znaleźć dziewczynę i dopilnować, że wszystko z nią było dobrze. Obróciła się wokół własnej osi i poszła na razie w lewo, ale na pierwszy rzut oka nie było tam nikogo, kto chociaż w jednym procencie przypominałby rudowłosą koleżankę. Wróciła do sali wejściowej i skierowała kroki w drugą stronę - bingo! Zobaczyła ją akurat w momencie, gdy zamykała drzwi. Przyspieszyła, a gdy zobaczyła, jak osuwa się po ścianie na ziemię, praktycznie biegła w jej kierunku. - Anabell! - prawie krzyknęła, dopadając do niej i kucając obok. - Hej, co się dzieje? Dobrze się czujesz? Cała jesteś? Nie rozszczepiłaś się? - zadała jej całą serię pytań, chwytając ją dłońmi za ramiona i potrząsając delikatnie w obawie, że zamierzała stracić przytomność. Nie wiedziała, czy czkawka teleportacyjna może doprowadzić do rozszczepienia, ale wolała dopytać, bo w Hogwarcie miały miejsce różne, często bardzo dziwne rzeczy...
Kate przyszła szybciej niż się mogła spodziewać no i normalnie była widoczna! A to był dobry znak, w sensie przegrała, ale przynajmniej Kate była zwyczajna, a Anabell też spadł kamień z serca, że jednak nic poważnego się nie stało jak na taką zwykłą grę w gargulce. - J-j-jest o-okej p-poprostu k-kiedy d-dostałam c-czkawki t-to mnie przeniosło gdzie indziej - im dłużej gadała i więcej, tym bardziej odczuwała znak, że przegrała w gargulce, w sensie jej zęby przestały się trząść jak nienormalne, a ciało zaczęło wracać do normalnej temperatury ciała, nawet nie wiedziała kiedy tak się stało, ale widząc cała i zdrową Kate bez pomyślunku rzuciła się jej na szyje i przytuliła, ciesząc się, że nic jej się nie stało, jeszcze tego brakowało, żeby się zamartwiała o nową znajomą. - Jestem cała i zdrowa tak jak i ty! Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłam, że po tej czkawce mnie tu przeniosło! - odezwała się pełna werwy i napakowana emocjami, pierwszy raz w życiu przez czkawkę trafiła do pokoju na miotły!
Odetchnęła z lekką ulgą widząc, że z każdym kolejnym słowem zęby Anabell szczękają coraz mniej, a jej policzki nabierały żywszych kolorów. Oznaczało to, że magia gargulków zanika również u niej, więc istniała duża szansa, że za 5 minut będą się śmiały z tego, co przeżyły na dziedzińcu. Jej nagły wylew uczuć w postaci mocnego przytulenia wyrwał z jej piersi okrzyk pełen zaskoczenia, ale odwzajemniła uścisk. W gruncie rzeczy też się cieszyła, że wszystko ze Ślizgonką było w porządku. Jakby nie patrzeć to Kate namówiła ją do gry w gargulki, gdyby stała jej się jakaś krzywda, miałaby to na swoim sumieniu. - No, teraz widać, że faktycznie wróciłaś do formy - powiedziała słysząc jej głos nieprzerwany ani jednym dreszczem i szczęknięciem. - Gdzie w zasadzie Cię wyrzuciło? - zapytała, skinąwszy głową w stronę drzwi, zza których dziewczyna się wcześniej wytoczyła. - Chyba nigdy tam nie byłam... - dodała w zamyśleniu, próbując sobie przypomnieć, czy aby na pewno nie wizytowała tego pomieszczenia. Doszła jednak do wniosku, że bardzo marne szanse. Nie licząc zajęć, na które musiała schodzić do lochów lub posiłków jedzonych w wielkiej sali, rzadko kiedy spędzała wolny czas w zamku poniżej trzeciego piętra. Wiązało się to głównie z faktem, że każdego wieczoru po tych wszystkich eskapadach musiała wspinać się aż na siódme piętro, by trafić do własnego łóżka.
Po chwili odsunęła się od dziewczyny widocznie bardziej uradowana i z widocznymi rumieńcami na policzkach, co oznaczało, że wróciła do zdrowia, a z tego cieszyła się najbardziej, bo to uczucie zimna było nie do zniesienia także teraz czuła, że ją roznosi dobra energia. Więc przynajmniej stwierdziła, że dobrze wszystko się skończyło. - Noo, wyszłam z tamtych drzwi - spojrzała na drzwi, które były za nią, nie rozglądała się za bardzo, co było w środku, bo bardziej skupiała się na tym, by z tego wyjść. - Tam chyba był same miotły i... chyba jakieś przyrządy, sprawdzimy, co tam jest? - spytała z ciekawością w głosie, bo może będzie tam coś czego sama wcześniej nie dostrzegła.
- Miotły - powtórzyła po niej z lekkim zamyśleniem. Zaczynało jej coś świtać, czy to przypadkiem nie był ten słynny pokój miotlarski sponsorowany przez jakąś gwiazdę reprezentacji, ale niestety nie była w stanie wnieść nic więcej ciekawego w rozmowę na ten temat. Na Quidditchu znała się o tyle, że mimo aktywnego trenowania dopiero po kilku latach dostała się na ławkę rezerwową drużyny Gryffindoru. Była niezła, ale technicznie, bo prawdopodobnie nie była w stanie wymienić większości grających na terenie Wielkiej Brytanii drużyn ligowych. Sama też niespecjalnie kibicowała innym drużynom poza reprezentacją krajową, wszak liczyły się te największe turnieje! - A pewnie, co nam szkodzi - uznała, wzruszając ramionami, po czym podniosła się z kucków i wyciągnęła w kierunku Anabell rękę, gdyby dziewczę potrzebowało pomocy ze wstaniem do pionu. - Chyba nie trzeba mieć żadnego pozwolenia, żeby tu wejść, co nie? - rzuciła jeszcze, ale jeśli konieczność pozwolenia zastopowała kiedykolwiek jakiegoś Gryfona przed wejściem do nowego miejsca, to Kate była zakonnicą. Pchnęła drzwi i zajrzała do wnętrza. - Wygląda jak warsztat - skomentowała, wchodząc do środka. Spod jej stóp wzniosło się w powietrze nieco kurzu, a wraz z nim jakiś bardzo ostry zapach dotarł do jej nozdrzy. Zakręciło jej się w nosie szybciej, niż zdążyła o tym pomyśleć i kichnęła tak głośno i gwałtownie, że mogła przysiąc, że po wszystkim jedna z ram wiszących na ścianie była przekrzywiona.
Wyglądało na to, że to miejsce nie wyróżniało się niczym specjalnym poza tym, że były tam miotły, dużo mioteł, zerknęła do środka w tym samym czasie co Kate i pierwsze co zrobiła, to wzięła kilak głębszych wdechów, zastanawiając się co to za zapach w powietrzu, może kurz? - Nie no nic sie nie stanie przecież - odrzekła i po chwili usłyszała kichniecie, więc spojrzała od razu na Kate, a potem sama zatkała sobie nos, lecz odruch był silniejszy i kichnęła, ale nie kichnęła a ni raz, ani dwa, ale był to jakiś dziwny nagły atak kichania, że pojawiło się raz za razem. A to uczucie było na tyle nie przyjemne, że czuła, iż musi wyjść z tego pomieszczenia, bo normalnie się zakicha na śmierć, a raczej nie da się tego zrobić, chyba. - To ja chyba sobie daruje zwiedzanie tego pomieszczenia - odrzekła wycierając rękawem swój nos i przy okazji wytarła oczy mokre od łez, kichanie wywierało na nią dziwną mieszankę łzawienia i wydawania z siebie dziwnych dźwięków.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Unoszący się w środku zapach obezwładnił nos Kate, a ona również straciła kontrolę nad liczbą kichnięć, które wstrząsnęły jej ciałem. Zginała się w pół tak gwałtownie, że aż rozbolał ją brzuch od tego kichania. Wycofała się pomału, uważając, by nie nastąpić Anabell na stopie, jednocześnie wyganiając ją nieco, żeby też się z pokoju ewakuowała. Cokolwiek wisiało tam w powietrzu, na pewno nie nadawało się do aktywnego wdychania. Kto wie, może nawet było toksyczne? Zatrzasnęła za nimi drzwi, cudem powstrzymując się od ostatniego kichnięcia. Oczy miała załzawione, wzrok rozmyty, a z nosa tylko cudem nie zwisały jej gile. Na Merlina, co za dzień... Gdy zebrała nieco sił, spojrzała na Anabell i zaczęła się śmiać. - Wiesz co, to chyba nie jest nasz dzień - podsumowała. Otarła z kącika oczu zabłąkaną łezkę. - Jak się tam teleportowałaś to też tak śmierdziało? - zapytała. Wiedziała, że będzie musiało minąć dużo czasu zanim odważy się postawić swoją nogę ponownie w tym pomieszczeniu.
Co jak co, ale obie za bardzo nie miały dziś dobrego dnia jeżeli chodzi o zwiedzanie dziwnych pomieszczeń w Hogwarcie, a z takim kichaniem to nawet tam stać za bardzo nie mogła, a co dopiero zobaczyć co się tam w środku znajduje. Dlatego też z miłą chęcią oparła się o ścianę i powycierała wszystkie łzy, jakie napłynęły jej do tej pory i pociągnęła nosem, czując, że zebrały się tam smarki, których zdecydowanie teraz nie chciała. - Też tak sądze - mruknęla pociągając nosem - Wiesz co, ze nawet nie wiem, skupiłam się bardziej by wyjść z tego miejsca, więc moje myśli się skupiły totalnie na czymś innym. - odrzekła po chwili, zastanawiając się, czy wcześniej też wyczuła ten rodzaj kurzu, czy cokolwiek innego co tam wisiało w powietrzu, ale nie mogła sobie teraz tego przypomnieć. Bo pamiętała, że było jej zimno i chciała jak najprędzej wyjść z tego pomieszczenia i wrócić do Kate, nic innego za bardzo się nie liczyło. - Już mi się chyba odechciało zwiedzanie tego pokoju na miotły - dodała wdychajac z ulgą zwykłe powietrze do płuc, magia, wszędzie magia.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Gdy już doprowadziła się do porządku, mogła w końcu zobaczyć świat bez rozmywania się obrazu przed oczami. Jedno było pewne, jak już wysmarka nos, będzie on najbardziej udrożnionym nosem na świecie. Co dokładnie było w pokoju? Nawet nie wiedziała. Zarejestrowała tylko stoły i dużo narzędzi na ścianie. Jakieś zdjęcia też tam były, ale nie miała czasu przypatrywać się twarzom, zbyt zajęta była trzymaniem płuc w klatce piersiowej. Intensywne kichanie sprawiło, że prawie jej wyszły nosem. - Mi też szczerze mówiąc - przyznała, niechętna do ponownego otwierania drzwi. Poprawiła ubranie, a potem w sumie doszła do wniosku, że zrobiło jej się ciepło po tym wszystkim, więc postanowiła się nieco rozebrać. Przewiesiła płaszcz przez ramię, po czym spojrzała na Anabell z ciepłym uśmiechem. - Dzisiejszy dzień Cię doświadczył, w sumie to trochę moja wina - powiedziała. W końcu to ona namówiła ją do gry w gargulki. - Domyślam się, że marzysz już o ciepłym łóżku i świętym spokoju - dodała. Ona sama też powoli myślała o pójściu do dormitorium, ale może Ślizgonka miała ochotę na więcej wrażeń?
To chyba był dobry moment, aby skończyć zwiedzanie na dzisiaj, bycie prawie soplem lodu, teleportacja do pokoju mioteł i atak kichnięć to chyba wystarczające atrakcje jak na jeden dzień, a miało być tak spokojnie taaak jasne, było i się skończyło, ale za to było ciekawie! A taki ten dzień był na pewno, pełen wrażeń. - Noo w sumie to mam dość wrażeń na dzisiaj, dalej jestem w lekkim szoku po tym jak mnie ta czkawka tutaj przeniosła - rzekła z lekkim przerażeniem, ale i swoistym zdziwieniem w głosie, że jak zwykła gra w garkulki może się przerodzić w coś takiego magicznego, jak przygoda życia i teleportacja w miejsce na miotły. - ALE! - dodała pospiesznie - Następnym razem jak się spotkamy to JA wygram! - rzekła dumnie wypinajac pierś do przodu, a następnie parsknęła śmiechem. - Rezerwuj termin dla mnie na kolejną partię gargulków, byle tym razem obyło się bez żadnych teleportacji - zaśmiała się w głos, o ile faktycznie teleportacja ją przerastała i przerażała, to jedyną rzeczą, jaką ją dziś przerosła to czkawka i teleportacja na kolanka Kate, wszystko inne była w stanie przeżyć. Dlatego też po chwili rozpięła swój płaszcz, czując, że zrobiło jej się gorąco i tak, teraz marzyła tylko o swoim łóżku lub jakimś ciepłym posiłku, a potem spanie.
z/t dla Anabell
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate też zaczęła już odczuwać zmęczenie. Może nie przeżyła tak wiele jak Anabell w ciągu ostatniej godziny, bo jej chwilowe "zniknięcie" nijak się miało do czkawki teleportacyjnej, ale i tak była już długo na nogach. I musiała jeszcze na tych nogach wspiąć się na siódme piętro... Ślizgonka z parteru miała nieco krótszą drogę, no i po schodach w dół zawsze było prościej. Mentalnie szykowała się na piekący ból w łydkach, zanim będzie w stanie położyć się w łóżku. - Wieczór nie był łaskawy - przyznała, kiwając głową ze zrozumieniem. Na kolejne słowa dziewczyny zaśmiała się głośno. - I to się nazywa prawdziwy zapał! W zasadzie była pod lekkim wrażeniem, że mimo dzisiejszej porażki i nieprzyjemnych efektów opluć miała ochotę zmierzyć się w grze po raz kolejny. Postawa godna podziwu! - Stuknij mnie na wizzengerze jak będziesz chciała rewanżu - rzuciła jeszcze, po czym zaczęła się pomału oddalać. Pomachała jeszcze na pożegnanie rudowłosej dziewczynie i zaczęła wspinaczkę po ruchomych schodach. Ciekawe, czy dzisiejszego wieczoru będą dla niej łaskawe, czy przeniosą ją na złe piętro?