W pomieszczeniu znajduje się tylko i wyłącznie źródełko, poza tym można znaleźć tu kilka pajęczyn i pająków. Chodzą pogłoski, że woda z tego źródełka zmusza do mówienia prawdy, ale nie da się jej stąd wynieść - zabrana ze źródełka woda wyparowuje. Podobno, jeśli ktoś nachyli się nad źródełkiem i przyjrzy się swojemu odbiciu... może ujrzeć na dnie coś wartościowego... albo... coś co przyniesie nieszczęście. Czy odważysz się tam zajrzeć?
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują! Nie są to kości obowiązkowe.
Spoiler:
1, 2 - tafla źródełka zafalowała i pokryła się szronem aż w pewnym momencie zamarzła. To chyba jasny znak, że nie sprzyja Ci szczęście skoro magia tego obiektu odmawia Ci wglądu.
3, 4 - woda jest spokojna, nieruchoma, a więc dokładnie widzisz swoje odbicie. Jeśli działa na Ciebie teraz jakakolwiek magia to właśnie zostaje usunięta (wszystkie zaklęcia znikają, genetyki gasną na całe Twoje dwa posty np. jeśli jesteś zahipnotyzowany, zostajesz uwolniony spod władzy, jeśli jesteś animagiem, odzyskujesz ludzką formę, jeśli jesteś metamorfomagiem, magia na Twoim ciele na moment gaśnie, jeśli masz w sobie gen wili ten cichnie i jest mniej widoczny etc). Dostrzegasz na dnie źródełka jednego galeona. Po wzięciu do dłoni rozmnaża się na 20 sztuk. Są Twoje. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
5, 6 - woda Cię nagle opryskuje. Choć spadło na Ciebie kilkanaście kropel jesteś przemoczony do suchej nitki jakbyś wyszedł właśnie z jeziora. Dokucza Ci zimno dopóki się nie wysuszysz. Po wszystkim zauważasz, że dostałeś zastrzyk energii. Z tego powodu nie potrzebujesz tej nocy snu, a nad ranem będziesz wciąż wypoczęty.
Vivir en Espaniol.Powiedziała płynnie po hiszpańsku, nim się zorientowała, ze używa tego języka. Dawno go nie miała okazji słyszeć, tu przeważnie rozmawiają po angielsku. Ona jednak bardzo ceniła swoje korzenie i tęskniła za słoneczną Hiszpanią, a słysząc Karin, nawet jezeli brakowało jej odpowiedniego akcentu przywoływała w swoim umyśle wspomnienia o domu. Przez cały czas podczas tej rozmowy nie zgodził jej z ust delikatny, rozmarzony uśmiech, który u niej sprawiał, ze wyglądała nadzwyczaj uroczo.
-Słychać, że mieszkasz w Hiszpanii od urodzenia.- powiedziała, a w jej gołosie można było wyczuć nutę zazdrości. Chciałaby potrafić tak mówić. Nie małe problemy sprawia jej słaba znojomość języka, gdy jest w domu. Jejednokrotnie musi wpomagać się tłumaczem lub po prostu językiem angielskim. Niestety w jej okolicy mao kto go zna. Za to klienci są zachwyceni mogąc porozmawiać z nią po angielsku. Ciekawe kiedy znowu tam wrócę... Nie była pewna, czy na święta będzie mogła wyjechać do Meksyku. Od dłuższego czasu nie miała wieści od Patrica, nie miała pojęcia co się z nim dzieje. Czy będzie miałą do czego wrócić. -Wiesz co, nie chce mi się tutaj siedzieć. Co powiesz na małego drinka u Irka?- spytała uśmiechając sie troszeczkę szerzej.
Ach, cóż za piękny dzień na grę w Durnia! A jeszcze piękniejszy w związku z tym, iż Grupa Ósma miała tu rozpocząć swoją partię. Tak - w pomieszczeniu ze Źródełkiem Młodości. Gdyby tylko zajrzeć w jego toń, pokazuje ono wasze historie sprzed czasów w Hogwarcie. Na środku ustawiono mini stoliczek, oraz ławki parkowe dookoła niego, na których możecie usiąść. Obok, na innych stolikach, znajdziecie różne przekąski, piwo kremowe oraz puchary z gorącą, niestygnącą herbatą, tak na rozgrzanie!
Zasady gry znajdziecie w tym temacie. Jest to pierwszy etap turnieju. Gramy do momentu, aż zostanie jedna osoba, która przechodzi dalej. Gracz, który nie zareaguje w ciągu pięciu dni, kiedy jest jego kolej, zostaje zdyskwalifikowany, gra toczy się pomiędzy pozostałymi graczami.
To był chyba najlepszy pomysł na spędzenie wolnego czasu od wieków. Flora od początku wiedziała, że mała partyjka eksplodującego durnia nie będzie niczym złym, wręcz przeciwnie - dostarczy trochę rozrywki, której jej ostatnio brakowało. Gdy dostała list od razu zebrała się do kupy i pognała w stronę wyznaczonego miejsca. Była pierwszą osobą, która pojawiła się na miejscu. Rozejrzała się po miejscu, podeszła po puchar z gorącą herbatą. Dopiero potem usiadła przy stoliku i zastanowiła się co ma dalej robić. Nie miała ochoty czekać na resztę z losowaniem. Chciała już zacząć grać! Nie czekała zbyt długo, bo niestety nie pozwoliła jej na to niecierpliwość. - Nikomu przecież nie zaszkodzę. - zachichotała pod nosem i rzuciła kostką. Była całkiem zadowolona z liczby wyrzuconych oczek. Bardziej martwiła się o kartę. Wzięła pierwszą ze stosiku i wyprostowała się na ławeczce. W oczekiwaniu na pozostałych zaczęła popijać swoją herbatę.
Weszła do pomieszczenia jako druga, odnotowując już obecność nieznanej sobie puchonki. Znacznie bardziej kojarzyła mieszkańców swojego domu, Slytherin ewentualnie (warto wiedzieć, kto jest Twoim wrogiem), z Gryffindorem i Hufflepuffem jak widać miała problemy. Przechyliła głowę na bok, próbując rozpoznać w dziewczynie kogoś, kogo mogłaby chociaż kojarzyć, ale żadne nazwisko nie przychodziło jej do głowy. A i z wyglądu dziewczę wyglądało tak pospolicie, że w końcu siadając obok niej rzuciła łaskawie: — Cześć, jestem D'Angelo. Oparła się na jednej ręce na krześle, na którym siedziała, spgolądając na drzwi. One były za wcześnie czy inni się spóźniali? Chwilę potem zauważyła, że dziewczyna już rzuciła kostką i pociągnęła kartę. Wzruszając ramionami zrobiła to samo. — Znasz zasady? — Sama pierwszy raz brała udział w spotkaniu tego klubu. W Durnia być może, że kiedyś, bardzo dawno temu grała, ale najpewniej nie pamiętała dokładnie przebiegu gry. Trzy kolejki to były? Czy ile właściwie. Straciła tym zainteresowanie, widząc swoje karty. Oj. Źle było. Coś miała wrażenie, że ta którą wylosowała nie wróżyła jej niczego dobrego.
Amelia gdy tylko dostała list, pobiegła do Źródełka Młodości z szerokim uśmiechem na twarzy. Uwielbiała tą grę, a długo nie miała okazji się zabawić, ponieważ jakoś wszyscy w szkole chyba zapomnieli o jej istnieniu. Zadowolona więc, że będzie mogła zmierzyć się z kilkoma przeciwnikami, ruszyła na spotkanie zabawie. Gdy dotarła na miejsce zobaczyła jakąś dziewczynę i.. panią kapitan drużyny Quidditch'a. Ciekawe czy dalej gniewa się na Amelię? - Cześć. Jestem Amelia - uśmiechnęła się lekko i zajęła miejsce obok znanej jej dziewczyny. - Nie sądziłam, że akurat Ciebie tutaj spotkam - odparła zadowolona, losując swoją kartę. Sąd Ostateczny, no proszę. Oby nie przegrała tego rozdania, ponieważ niezbyt ciekawie byłoby siedzieć bez jednej piątej części swojego ciała, prawda? Swoją drogą, ciekawe, gdzie czwarta osoba, która ma z nimi grać?
Victor wszedł do pomieszczenia gdzie miała odbyć rozgrywka w durnia. Kiedyś w końcu trzeba spróbować zagrać. Spostrzegł trzy dziewczyny, które zajęły już miejsca, rzuciły kostkami i wybrały karty. Ocho, chyba przyszedł ostatni. - Witam, Victor jestem. - przywitał się i przed zajęciem wolnej ławki podszedł po puchar z herbatą na początek. Po zajęciu miejsca przyjrzał się paniom, ale z żadną się wcześniej nigdzie nie spotkał. Rzucił kostką i wybrał sobie kartę. Nie jest tak źle. Może uda się nie odpaść w pierwszej kolejności. Pomyślał.
Runda 1 zakończona. Przegrała Shenae, która zrobiła się nagle otępiała i niezbyt rozumiała niektóre zdania wypowiadane przez reszte. W takim stanie musi grać do końca.
Czekała jeszcze chwilę na pozostałych. Gdy już kolejna osoba zjawiła się przy źródełku Flora zlustrowała ją ciekawskim wzrokiem. Kojarzyła tą dziewczynę z korytarza, ale nie mogła sobie przypomnieć, czy faktycznie się z nią kiedyś poznała czy było to tylko na zasadzie „taka osoba istnieje i sobie chodzi po schodach”. Nie sądziła nawet, że dziewczyna się do niej odezwie… A jednak! - No hej hej. Flora Dione Lyons. – przedstawiła się ceremonialnie po czym odpowiedziała na jej pytanie – Tak, ale nie grałam już dawno. Potem zjawiła się kolejna dziewczyna. Już po pierwszym wzroku na towarzyszki było widać, że zna się z nieznaną dla Flory dziewczyną. Następny przyszedł chłopak. ”Uff, dobrze, że nie taki żeński skład.” - Flora. – przedstawiła się również, nie zważając już na nazwisko. Rozegrali pierwszą rundę i na szczęście Flora nie miała najmniejszej liczby oczek. Dziwne by było, gdyby nagle kilku chłopców opływało w czyraki. Pewna siebie chwyciła za kostkę i z niesmakiem spojrzała na wynik. Być może będzie najniższym w tej rundzie. W głowie modliła się o lekką do przeżycia kartę. Gdy spojrzała na wynik swojego losowania była naprawdę zadowolona. Przeżyje mocną opaleniznę, w wakacje zdarzało się jej to nieraz.
Amelia prawdopodobnie miała szczęście, że łupnęło w She zaklęcie z karty. Wiedziała, ze to nie był jej najlepszy los. Ogarnęło ją lekkie otępienie, przez co trudno jej w ogóle było odnotować przedstawienie się kolejnych osób. Kolejnych? Uniosła wzrok na Amelię. A no tak. Przez moment przez swoje rozkojarzenie wywołane grą w durnia, nawet jej nie poznała. Uśmiechnęła się do niej kwasno, ale nic nie powiedziała. Chciała rzucić jakąś ironiczną uwagą, ale żadna akurat nie przychodziła jej na myśl. Nic inteligentnego. O zgrozo! Bycie idiotą jest koszmarnie straszne. Zgarnęła w dłoń kolejną kartę, przez chwilę zastanawiając sie, czy w ogóle jest jej kolej. Może właśnie dlatego zamuliła. Ale wszysyc patrzyli na nią w oczekiwaniu, więc... tak, prawdopodobnie dlatego, że nie ogarnęła. Widząc kapłana, zastanawiała się czy to jakaś karta objawienia, czy co? Jakiej cholery? Rzuciła papier ze zniesmaczeniem na stolik. I co teraz?
Amelia zaśmiała się pod nosem, zerkając na Shenae. Nie sądziła, że w durniu dzieją się takie rzeczy jak otępienie jedno z zawodników. Mimo że Krukonka nie wydawała się za bardzo kontaktować, udało jej się wyrzucić odpowiednią liczbę oczek, żeby nie odpaść z gry. Panna Wotery także się uratowała i wszystko wskazywało na to, że odpadnie Puchonka lub ten dziwny Ślizgon, który nie odezwał się do nich praktycznie ani słowem. Wzruszyła tylko ramionami, pokazując im swoją kartę, wyciągniętą z talii. - No to o jednego zawodnika mniej - zaśmiała się, wskazując palcem na Shenae. Miała nadzieję, że ją nie spotka coś tak niemiłego, jak bycie otępiałym przez resztę gry. Wolałaby zachować trzeźwość umysłu do końca rozgrywki. Ciekawe kto wygra ten pojedynek? Brakowało tu tylko jakiegoś Gryfona, a rozgrywka toczyłaby się nie tylko między uczniami, a także między domami.
(4, Wieża)
w fabularnej grze nie rzuca się kościami, dlatego nie powinniście opisywać, że to robicie, opis gry w fabule znajdziecie tutaj (ostatni post, fragment kursywą)
Cieszył się, że to zaklęcie nie było przeznaczone dla niego. Perspektywa oszołomienia pewno nikogo nie napawała entuzjazmem. Chociaż był zaskoczony, że aż takie rzeczy mogą się zadziać z graczami. Ale pomimo tego gra trwała dalej i liczmy na to, że obejdzie się bez podobnych utrudnień. Victor wylosował sobie kartę i pokazał reszcie. Gwiazda. Miejmy nadzieję, że to nic nienormalnego. W między czasie zadał pytanie nurtujące go od wejścia do pomieszczenia i zobaczenia stołu z przekąskami. - Mam takie pytanie widziała któraś z was może wśród przekąsek sorbet rabarbarowy? Albo jakikolwiek inny?
1, 17 - gwiazda Przepraszam za blokowanie, ale do dzisiaj w mojej szkole był termin do oddawania prac i w nocy się wszystko pisało.
Runda 2 zakończona. Przegrywa Victor, nad którego głową nagle pojawiają się wiadra z wodą i czterokrotnie zostanie na niego wylana lodowata ciecz. W takim przemoczonym stanie zostaje do końca gry.
Na szczęście Florka nie przegrała i tej rundy. Patrząc na kubły zimnej wody wylewające się na Victora zachichotała cichutko pod nosem, ale żal było jej chłopaka, który do końca gry musiał siedzieć przemoczony. Ale znając szczęście puchonki - niedługo i na nią spadnie kara za grę. Jako pierwsza pochwyciła w dłoń następną kartę i ukazała ją przeciwnikom. "Sprawiedliwość. Nie jest tak źle..." - pomyślała dziewczyna. Karty atakujące jej dłonie nie wydawały się takie straszne w porównaniu do otępiałego stanu krukonki czy ociekającego wodą ślizgona. Tak, Sprawiedliwość to całkiem dobra karta. - Fajnie mi się z wami gra. - zaśmiała się z satysfakcją.
(2, 11 - sprawiedliwość) remis - najpierw 5, tak jak Victor z ponownego rzutu 3
Ostatnio zmieniony przez Flora Dione Lyons dnia Pią Maj 16 2014, 17:02, w całości zmieniany 1 raz
Oparła się ją ręce, wplatajac ta dłoń we włosy i skrzywila się lekko na hukniecie wody. Hukniecie? Woda może huknac ? Zaczęła się nad tym zastanawiać w tym swoim aktualnym stanie a chwilę potem cofnęła się gwałtownie na krześle ogarniajac że kaluza wody spod siedzenia Slizgona wycieka w jej kierunku. Mało tego, zawiesiła na chlopaku wzrok wpatrujac się w niego zdecydowanie zbyt długo niż to było potrzebne. Przyciągnęła wzrokiem po jego przemoczonej, przeswitujacej koszuli przypominając sobie trochę nie w czas że gapi się na niego jak sroka w gnat. Wstrząsnęła głową gwałtownie mruzac oczy. - Bo wygrywasz - rzuciła zdawkowo. Czuła się tak przymulona, że wolała się dużo nie odzywać.
Shenae, nie marudź, mogłaś trafić gorzej - przeszło Amelii przez myśl, lecz nie powiedziała ani słowa, wywracając tylko od czasu do czasu oczami. Jej nie grało już się tak fajnie. Wolałaby, żeby ludzie byli inni. Nie miała nic przeciwko zebranym, broń Cię panie Boże, ale jakoś ich rozmowność i atmosfera nie przypadła jej ani trochą do gustu. Czasem jest tak, że jeśli ma się coś dobrego, to i tak chce się, żeby było lepiej, prawda? Właśnie tak czuła się dzisiaj panna Wotery. Zerknęła na Ślizgona, który zadał jakieś dziwne pytanie. - Wydaje mi się, że nie. Jednak nie znam się za bardzo na jedzeniu, od kilku miesięcy codziennie jem to samo, więc.. nie słuchałabym się siebie samej - zaśmiała się cicho pod nosem i kiedy wyciągnęła kartę z talii kart i pokazała ją każdemu, zamilkła do końca rundy.
Cholerna woda. I jak on ma teraz siedzieć tu przemoczony. Przecież wygląda jak zmokła kura. No cóż tym razem jemu się oberwało, ale chociaż to lepsze niż poprzednie zaklęcie. - Hmm. Szkoda, że nie ma sorbetu. Chociaż nie chciałbym się przeziębić, bo w połączeniu lodów z tą wodą mogłoby wyjść nieciekawie. Nawet nie próbował używać zaklęcia suszącego ponieważ powoli zaczynając się orientować w grze doszedł do wniosku, że na pewno by ono nie zadziałało. Albo co gorsza zadziałało by odwrotnie, a Blaise siedział już wystarczająco mokry. - Cieszę się, że ci się fanie gra Floro. Zobaczymy co wylosujesz ty.
2, 16 - wieża
Remis: kostka - 5, ponowny rzut: 2
Ostatnio zmieniony przez Victor Blaise dnia Pią Maj 16 2014, 21:41, w całości zmieniany 2 razy
Jest to pierwszy etap rozgrywek. Gramy do momentu, aż zwycięży jedna osoba, która następnie bierze udział w kolejnych grach. Zasady gry znajdziecie tutaj. Na odpisy macie 3 dni, po tym czasie Mistrz Gry zdyskwalifikuje nieaktywnego gracza, a reszta będzie mogła swobodnie kontynuować grę.
Dziewczyna przyleciała jak na skrzydłach na miejsce spotkania. Tak bardzo chciała w coś pograć, że kiedy tylko dostała list, automatycznie rzuciła wszystko co miała i pognała na miejsce spotkania. Była pierwsza, co nie było dla niej zaskoczeniem. Zazwyczaj pojawiała się przed czasem i grzecznie czekała na resztę. Tak więc usiadła przy odpowiednim stoliku przyglądając się w rozmarzeniu otoczeniu. Ciekawe z kim będzie grać? I kogo pozna przy okazji! Będzie super! Nawet jeżeli przegra… co jest bardzo prawdopodobne. W kartach i innych grach nie miała szczęścia… co nie znaczy, że nie chciała grać! To była jedna z lepszych rozrywek dla tej dziewczyny.
Shenae nie miała pojęcia, ze trafiła do jednej grupy z Enzo. Dlatego przyszła do pomieszczenia sama, siadając naprzeciwko Gryfonki chyba z niższego roku. Miała nadzieję, ze nie trafi na osobę tak cichociemną, jak jej ostatnia towarzyszka do gry w Gargulki. Przede wszystkim, ze nie będą tu grały samotnie, we dwie. Widząc twarz dziewczyny, zmarszczyła nieco brwi, jak zawsze, Shenae-wszystkowiedząca, kojarząc jej aparycję z konkretnym nazwiskiem. — Nox… — rzuciła głośno — Lilith? — spróbowała zgadnąć, czy dobrze ją kojarzy: — Ta Lilith Nox, przez którą prefekci dostali wykład o pilnowaniu naiwnych dziewczynek szukających guza w środku nocy w lesie, gdzie grasują wilkołaki? Tak, próbowała być wredna, bo gdyby to od niej zależało, takim przydzielałaby szlabany, ale nauczyciele, którzy ją musieli ratować wyjątkowo byli wobec niej łaskawi. — Masz szczęście, że zakazali nam tego rozpowiadać dalej. Na Twoim miejscu nie wyściubiałabym nosa z dormitorium, przynajmniej przez jakiś czas — prychnęła z dumą prefekta, bo przez takich jak ona prefekci zarywali niektóre nocki dla patrolowania szkolnych korytarzu. I nie tracąc czasu wyciągnęła swoją kartę, na chwilę porzucając ten temat.
Cóż, Enzo nawet nie wiedział jak szczodry był dla niego los, kiedy sprawił, że rozdzielił go tego dnia z Shenae. Chyba nie chciałby wysłuchiwać jej wykładu o szlajaniu się po lesie nocą, skoro sam z reguły nie należał do najbardziej ostrożnych ludzi na świecie i tak naprawdę, gdyby tylko wiedział, że Lilith zamierza zaryzykować własne życie, w imię Merlin raczy wiedzieć jakich ważnych spraw, zapewne wsparłby ją własnym towarzystwem i teraz siedzieliby tutaj razem, opieprzani przez tę samą osobę. Chociaż Nox miała łatwiej, mogła uciec od Krukonki. Ostatnio był tak zakręcony na punkcie pisania listów, że nawet nie zorientował się kiedy zrobiło się tak późno i zauważył to dopiero wtedy, kiedy odesłał Dantego z nową kopertą. W związku z tym miał dość mało czasu na wstępne ogarnięcie, więc pewnie żadnej z obecnych w sali pań nie dziwiłby jego rozwiany włos i nieco pospiesznie włożony mundurek. - O. - rzucił głupio, kiedy już znalazł się przy źródełku, nie spodziewając się tutaj Shenae, która najwyraźniej przed chwilą skończyła prefektowanie i wydawała się zupełnie nie w sosie. Lilith chyba nawet nie znał. - To ten, cześć. - rzucił niezgrabnie, nagle trochę wytrącony z równowagi panującą wokół atmosferą i sięgnął po kartę, zanim nachylił się, aby najpierw cmoknąć Shenae w usta, a dopiero potem klapnąć obok niej na miękką poduszkę, zapewne podrzuconą przez organizatorów. Chyba nie spodziewał się, że to by było na tyle w temacie spokojnego rozpoczynania gry.
Przewróciła oczami, kiedy ją tak przywitał. No powitanie to miał przednie, aż nie mogła się powstrzymać od otaksowania go typowym dla siebie chłodnym spojrzeniem, zanim przymknęła powieki, ze spokojem przyjmując krótki pocałunek na ustach, a że przez całe to choróbsko jakie rozłożyło go na feriach mało ostatnio mogli sobie pozwolić na bliskość, nie przejmując się obecnością jakiejś tam mało zaangażowanej chyba w życie szkolne gryfonki (nie wliczając jej prób pozbawienia Gryffindoru Pucharu Domów) objęła Enzo w pasie, opierając głowę na jego ramieniu. Zresztą regulamin chyba pisany był pod młodszych uczniów, oni byli już pełnoletni i nie okazywali sobie aż wylewnych uczuć, a po prostu siedzieli wygodnie obok siebie. To zaraz się jednak zmieniło, kiedy wzrok D’Angelo padł na karcie trzymanej w ręku Halvorsena. Nie żeby nie chciała się z nim solidaryzować, ale… nie no, tak, nie chciała. Oberwanie piorunem nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, dlatego musnęła jego policzek wargami i jednak odsunęła się zapobiegawczo w bok, całkiem słusznie zresztą. Syknęła widząc naelektryzowanie chłopaka energią. — Uhuuu, czujesz tą chemię, Halvorsen? — uśmiechnęła się do niego kpiąco, zanim sięgnęła po swoją kartę w kolejnym rozdaniu.