Most zwisał między ogromną przepaścią, wypełnionej rzeką. Szczerze mówić nie jest zbyt przyjazny, wręcz przeciwnie. Wygląda jakby zbudowali go jacyś ludzie z prehistorii. Ale nie przejmuj się i spróbuj przejść! Zazwyczaj się udaje… Co prawda kiedy się idzie można wpaść nogą w jakąś dziurę, gdzie nie ma belki. I pamiętaj, że drewno nie jest wcale takie dobre. Ma w końcu tyle lat! Wobec taki każdy krok grozi śmiercią, bo deski mogą się zwyczajnie połamać. Biegać też raczej, nie jest polecane. W zasadzie w ogóle przejście po tym moście to jest coś, co powinni wykonywać jedynie ludzi, którym bardzo potrzebna jest do życia adrenalina. Żadnych gwałtownych ruchów! Zresztą samobójcy też mają tutaj pole do popisu. W końcu kto by nie chciał wpaść do rwącej rzeki tuż pod tym uroczym wiszącym mostem?
Upadek z takiej wysokości na pewno byłby ciekawy i warty tego samobójstwa, nie wspominając już o wypadku, czego skutkiem byłoby kalectwo do końca życia. W końcu zawsze to trochę rozrywki, a to, jaką cenę za to trzeba zapłacić, jest nieważne. Niestety, nie każdy takich wrażeń potrzebuje, a niektórzy mają lepsze rzeczy do roboty, tak więc na razie lepiej powstrzymać się od skoku do rzeczki i kulturalnie siedzieć na miejscu. - A to niby czemu? - Uniosła brwi, odwracając łepek w jego stronę. Jak można odmówić komuś prezentu? I to w żywej postaci? Nieee, coś takiego nie wchodzi w grę, a Szarlotka jest miła i nie ma zamiaru bezczelnie go wystawiać. Jednakże gdy usłyszała tą jego wzmiankę o skałach, rzuciła mu gniewne spojrzenie spode łba. - Może - czy to było takie ważne w tym momencie? Nie miała ochotę na branie czegokolwiek. Nie w jego towarzystwie przecież. Po co miałby się na to wszystko gapić? To sprawa czysto indywidualna jest, o. A jednak gdy zobaczyła woreczek trzymany w jego ręce, jakoś tak odruchowo wyciągnęła po niego rękę. Wiadomo, że jak się widzi takie rzeczy, to wszystko z ciebie ulatuje i pragniesz tylko jednego. - Nie wiem. Jak chcesz, to możesz ze mną zostać, ale w zejściu na dół na pewno musisz mi pomóc. - Wstała, pociągając go za koszulkę. - Jest tylko jeden problem. Nie mam przy sobie strzykawki.
Wzruszył ramionami jakby nie znał odpowiedzi na to pytanie. Zapewne znaczyło to coś w stylu ot tak sobie . Po namyśle stwierdzi jednak, że przy niej taka odpowiedź nie przejdzie. Skoro ona nie jest w stanie go pojąc kiedy wyrzuca z siebie słowa, to co dopiero wtedy kiedy ich poskąpi, a i owa ciała jest dość uboga. -Jeśli miałaś już urodziny to powinnaś do dziś leczyć kaca, wyganiać gości czy dziękować za imprezę. Jeśli dopiero je masz, to się do nich przygotowywać i podsłuchiwać czy aby nie dostaniesz przyjęcia niespodzianki na szczycie Kilimandżaro. A jeśli masz dzisiaj... tej myśli chyba nie muszę rozwijać, co? - Skierował twarzyczkę w jej stronę po tych całych wyjaśnieniach, oczywiście nic na temat trzeciej opcji nie dopowiadając. To oczywiste, że powinna być teraz na jakiejś dzikiej bibce z przyjaciółmi i tymi których w ogóle nie zna, ale wkręcili się, bo usłyszeli ŻE COŚ SIĘ DZIEJE. -Powiedziałem, jestem dzisiaj twoim prezentem. Masz mnie do dyspozycji, więc nie mów tego wszystkiego w taki sposób jakbyś proponowała - Podniósł się grzecznie kiedy ta pomogła mu w tym przez ponowne szarpanie jego biednego ubranka. Skierował już łapkę z narkotykiem w stronę jej dłoni chcąc wsunąć jej owy dodatkowy zapas między palce, ale szybko zmienił zdanie. Jej bardzo błyskotliwe posunięcie troszeczkę go zniechęciło, na to wygląda -Jaja sobie ze mnie robisz? Rany. Nie po to ci je wyslałem żeby się kurzyły na półce. A wciągnąć to sobie można powietrze nosem, skutek będzie zajebiście podobny - Warknął wsuwając woreczek z powrotem do kieszeni. Nie dla nich zabawa na poziomie pseudo szalejącej młodzieży amerykańskiej albo innych biznesmenów na wakacjach.
W sumie, racja. Gdyby miała urodziny przedtem, zapewne przynajmniej któraś z jej przyjaciółek jakoś zareagowałaby na to. Impreza? Niee, odpada. Szarlotka nie należy do imprezowych osób, nigdy nie tańczy i udziela się towarzysko. Zazwyczaj po prostu pije i ćpa, a przecież to może robić w każdy, dobrowolny dzień. Co nadzwyczajnego jest w takiej imprezie, oprócz tego, że cały czas jesteś w centrum uwagi? A tego przecież nie lubimy i wystrzegamy się jak ognia. Tak więc bardzo dobrze, że nic takiego nie zostało zorganizowane. Gdyby tak, zapewne teraz jej tu nie byłoby. Kto wie, co by robiła. - Zrozumiałam. - Odpowiedziała szybko, nie chcąc słyszeć dalszych jego tłumaczeń. Poza tym... impreza z kimś nieznajomym, kto wkręcił się tam przypadkiem? Tym bardziej dobrze, że się nie odbyła. Kto chciałby żeby na jego urodziny wpychał się jakiś nieznajomy? No chyba tylko taka osoba, dla której liczy się liczba gości. Im więcej, nie zawsze oznacza, że tym lepiej. - W takim razie, dobrze. Idziesz tam ze mną, a potem zostajesz na tak długo, jak mi się będzie to podobało. - Bo właśnie taki miał być plan. Przecież ona by go tak nie puściła, skoro już pofatygował się tu dla niej przyjść. To nie leży w jej naturze. Uniosła wysoko brwi, obserwując uważnie jego reakcję. Brzydko na nią warknął, nie powiem. Przecież to tylko było takie droczenie się. Nie ma chwili, w której studentka nie mogłaby mieć ze sobą swojego sprzętu. Praktycznie w każdej kieszeni spodni ma przynajmniej jedną strzykawkę. W końcu trzeba być przygotowanym na wszystko. - Uspokój się. - W porównaniem do niego jej głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji. Wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni małą, plastikową, na wpół rozwaloną strzykawkę. - Przynajmniej igła nie jest zapchana. - Dodała, obracając przedmiot w dłoni. Złapała studenta szybko za przegub i pociągnęła w stronę, z której oboje przyszli.
E tam jakość. Nie w przypadku Gilberta. U nieo znajomości opierały się głównie na tym samym. A im więcej takich osób tym lepiej. Znajomi do picia czy lykania jakiś tabletek. Znajomi od pieprzenia się. Znajomi do przekomarzania się, wywracania oczami i takie tam. Jest też grupa jego fanek, wiadomo. One się jednak zaliczają głównie do grupy numer dwa. A pozostali to po prostu ludzie za którymi nie przepadał i dałby im chętnie w morde albo utopił w jakimś jeziorku, więc tacy nie są mile widziani. Właściwie, to smutne. Nie miał nawet grupki takich szczerych i bezinteresownych przyjaciół, a przynajmniej on nikogo tak nie traktował. Cholera wie co reszta świata sobie uroiła w głowach. I żadnych byłych! No dobra, była Hera. Podobno ze sobą kiedyś byli, krótko jakoś tak. Musiał być wtedy w niezłym ciągu, że nie pamięta tej zażyłości. Ah chwila. Była jeszcze rodzinka! Chociaż... nie. Bliźniaczka zaliczała się do droczenia, bart i rodzice do nielubienia. Czyli jednak nudny spis. Upsik? -Ciekawe jak długo wytrzymasz w moim towarzystwie - Uśmiechnął się pod nosem informując ją tym samym, że zgadza się na taki układ. Mógł oczywiście zmienić zdanie i zwyczajnie ją olać, ale postanowił że jednak grzecznie będzie celebrował z nią ten jakże uroczy dzień. -Ty jesteś niepoważna. Ja pierdole, co z takiej za pożytek - Mruknął pod nosem już mniej wrogo niż przed momentem, ale nadal niezbyt zachwycony tą sytuacją. Dałby sobie łeb uciąć, że w inne dni ma przy sobie całe pudełeczko, nowiutkiego sprzętu. A dzisiaj akurat się jej zapomniało. Ludzie kochani! Trudno sie mówi, mimo wszystko grzecznie dał się pociągnąć jej w stronę w którą...go...pociągnęła. -A wolisz zdychać w środku żywiołu czy pseudo bezpiecznie na niego spoglądając? - Chciał się jeszcze upewnić zanim w ogóle mieliby gdzieś dojść. Oczywiście spojrzał zarówno na niezbyt szeroki pasek ziemi i kamyczków robiący za brzeg rzeki jak i na jeden z kamulców, kawałek dalej, prawie na jej środku. Ot wybór.
Z porównaniem do niego, Szarlotka raczej nie dzieliła swoich znajomych na grupy. Po prostu byli ci, którzy się z nią dogadywali, oraz ci, do których nie łypała zbytnią sympatią. Nie, i to wcale nie jest jakiś tam podział z jej strony. Wiadomo, że ona wszystkich lubi i każdemu daje szansę się do siebie przekonać. Ile mogłaby z nim wytrzymać? Zakładam, że bardzo dużo, gdyby po prostu przestaliby się kłócić i rzucać w siebie zbędnymi uwagami. Ha, może nawet po dłuższym czasie zaczęliby się do siebie przekonywać? Jedno jest pewne; jeśli nie zmienią swojego podejścia do siebie, długo w swoim towarzystwie nie wytrzymają. - Uważasz, że to ja nie wytrzymałabym z tobą. Może jednak będziesz wobec mnie bardziej ufny? Może, po spędzonym ze mną dniu, to ty będziesz miał mnie dosyć? - No właśnie, i tu jest to. Bo tak naprawdę student jeszcze nie widział w jej w takim amoku, gdzie dziewczyna kompletnie nie wie, co robi. A może właśnie dlatego chciałby być tego światkiem? Kij tam wie, co się w jego malutkim móżdżku tli, ot co. Mogłabym tak zgadywać cały dzień, a i tak z pewnością do tego nie dojdę. - Jestem jak najbardziej poważna. To ty głupio panikujesz. - Mądrze odrzekła. Już w ogóle pomińmy ten fakt, że ona naprawdę myślała, że tej strzykawki nie znajdzie. To tylko i wyłącznie zasługa jej kaprysu, polegającym na tym, że właśnie te spodnie raczyła dziś rano włożyć, i w akurat tych samych była na cmentarzu z NNN, gdzie ćpały i potrzebowała strzykawki. Gdyby nie to, pewnie dalej wydzieraliby się na siebie; on za to, że nie wzięła strzykawki, a ona, że on się po niej drze. Tak to działa. Tak więc kulturalnie przechodzili przez most, który co chwilę dawał się we znaki, bujając się na boki i przyprawiając ją o mdłości. W końcu jakoś udało im się uwolnić spod spróchniałych desek i stali na miękkiej, zielonej trawce. - Chyba wolę patrzeć. - Pierwsza opcja wyjątkowo jej nie podchodziła. Poza tym, że niby co? On wrzuciłby ją do rzeki? Może i udałoby mu się wziąć w ramiona te jej struchlałe, anorektyczne ciałko, ale przecież to jej trudniej byłoby powtórzyć te wszystkie czynności, którymi posługiwała się na co dzień. I to jeszcze w wodzie. Nie jest aż taką ekspertką. Na to potrzeba kilkunastu lat praktyki, a przecież Szarlotka dopiero od szesnastego roku życia ćpa. Jest czystą amatorką.
Ojtam zaraz kłócić. Oni jeszcze nie zdążyli tak porządnie na siebie powarczeć. Na razie milutko przekomarzali się niczym parka dzieciaków, co jest przecież urocze. I Gilbert był w stanie to znieść, jej też szło całkiem nieźle. Musiała się tylko przyzwyczaić do jego niesamowitej szczerości wtedy kiedy nie trzeba, a on musiał faktycznie dać jej pokazać siebie, a nie zakładać w niej każdą cechę i zachowanie, soł... dadzą rade! Kiedyś tam. -A jest z tobą aż tak źle? - Tego oczywiście nie podejrzewał. W obrazie jaki miał w swojej głowie z Francuzką dawało sie wytrzymać, mimo że to nie był szczyt rozrywki światowej ani czegoś takiego. Z drugiej strony, z jej kompleksami to trudno uwierzyć w takie stwierdzenie całkowicie i bezgranicznie. Wychodziło, więc na to, że czy chce czy nie, musi się przekonać na własnej skórze, o ile chce wiedzieć. -Ja nie panikuje. Ja się irytuje. Liczyłem na milutkie ładowanie i w ogóle. Nawet mamy most. A ja jestem fajnym..nie chwila. Nie takim. ja jestem zajebistym kolesiem. I mam towar. Zapowiadały się najlepsze i ostatnie urodziny w życiu, a ty prawie to zepsułaś, noo - Westchnął w końcu zawiedziony jej postawą i brakiem zrozumienia sytuacji. Już trudno się mówi, będą musieli sobie jakoś poradzić, jak widać. Przynajmniej zapowiadało się pięknie. A to już sukces. W scenariuszach wymyślanych przez Gilberta rzadko jest milutko i w ogóle fajnie. A tu proszę, idealny sen. Prawie jak american dream, no! -Ty wybierasz - Wzruszył ramionami podchodząc bliżej jakże strasznego urwiska, chcąc przyjrzeć się temu wszystkiemu bliżej. Trzeba wyczaić sposób na efektowne zejście, nie? Roślinność zdecydowanie zasłaniała mu widok. On sobie da radę... jakoś! W końcu to facet z krwi i kości -Mam cie wziąć na plecy czy będziesz w stanie ześlizgnąć się, podnieść nogę albo zeskoczyć nie zabijając się na gałęzi czy śliskim kamyczku z pomocą mojej ręki, hm? - A już sie kurcze chciał rzucać w dół na kamikadze, a potem krzyczeć jej stamtąd, że ma skakać, on ją złapie. A jednak, zaproponował bardziej kulturalną pomoc. Jaki on dzisiaj miły, jejciu.
Wszystko jedno, czy to jest kłótnia, czy zwykłe przekomarzanko. Na pewno niektórych ludzi potrafi to do szaleństwa zdenerwować. Bo niby jak druga strona ma odgadnąć, co akurat mówi jego rozmówca? Intonacja głosu jest ważna, ale też często mylna. - Nie wiem. Takich rzeczy się nie czuje. - Owszem, nie czuje, tym bardziej w takich momentach. Można by powiedzieć, że studentka jest tak pośrodku; można z nią wytrzymać, ale niekiedy puszczają przy niej nerwy. W końcu nie każdy odznaczony jest wielką cierpliwością, co na pewno wymagane jest w towarzystwie Szarlotki, choćby dlatego, że jeśli chcesz ją na coś namówić, z pewnością ci się to nie uda. Tym razem też tak by było, gdyby Gilbert nie pokazał jej tego przeklętego woreczka, dla którego zrobiłaby prawie wszystko. - Chcesz mnie zabić? Naprawdę nie wierzę, że tak ci się śpieszy do mojego złotego strzału. - Zręcznie ominęła pierwszą cześć jego wypowiedzi, patrząc na niego podejrzliwie i kiwając głową z dezaprobatą. A już myślała, że spędzi z nim miły dzień, będę mogli kulturalnie porozmawiać i w ogóle, a on tu jej prochy wpycha, chociaż przez pierwsze kilka minut ich spotkania nie miała wcale na nie ochoty. Powinna się na niego wkurzyć za to, że tak na nią naciska, ale zamiast tego bardziej zirytowało ją to, że chce ją zabić! A potem niby co? Dziwnym sposobem zamieni się w supermena i jakimś sposobem ją uratuje? Albo wrzuci ją do tej rwącej rzeczki, a ona sobie nieświadoma niczego popłynie w siną dal? - Chyba zejdę. - Pff, tyle razy dawała sobie radę z gorszymi rzeczami, więc chyba zejście z takiej skarpy nie będzie dla niej problemem, nie? A jak będzie, to wtedy pan Slone po raz kolejny będzie mógł popisać się swoją męskością i z szybkością pantery złapie ją, gdy będzie spadała. Dla niego to pewnie bułka z masłem.
Zawsze można strzelać. A może się uda? A jak nie to trudno. Jeśli szanse są pół na pół to już w ogóle ułatwienie sytuacji. Człowiek źle zinterpretuje to i owo to sie może szybko poprawić na to przeciwieństwo w które nie trafił i sprawa załatwiona. -Ufam, że wytrzymam - No załóżmy, że jednak postanowił być dzielny i ustąpić choć troszeczkę od swojego schematu we łbie. Skoro ona nie była w stanie mu powiedzieć co i jak albo przedstawić jasnych statystyk wytrzymywania obok niej to co poradzić. A on lubi wyzwania. Oczywiście jak mu się chce. A stawiając sobie na wyzwanie wytrzymanie z nią...sprawa załatwiona. -A tobie robi różnice czy umrzesz dzisiaj czy za trzy miesiące? Przez te tygodnie zdarzy się wiele złego i będzie z tobą jeszcze gorzej. I tak już dawno powinnaś nie żyć. Ale i tak lepiej późno niź później - Proste wyjaśnienia są naj...prostsze. Przecież nie był z niego żaden okrutny morderca. Ani nekrofil, który tylko czeka aż się Francuzeczka przekręci. Nie było z jego psychiką też aż tak źle żeby nie wiadomo co robić z jej organizmem i przyglądać się z umiłowaniem procesowi konania. Miał jednak te reszki rozumu, prawda? -No i lepiej jest zdychać z kimś niż samotnie, prawda? To interes dla ich obojga - Dodał, dopiero kiedy oświadczyła, że powinna dać sobie radę z zejściem. Tym samym zakomunikował jej, że spoko luzik, on też sobie może walnąć za dużą działkę jeśli będzie jej smutno czy będzie się bała. Co mu szkodzi, nie? To się nazywa prezent w postaci Gilberta, ha. Mogła go nawet w ten dzień uśmiercić. Co za romantyzm, ludzie kochani. Najpierw jednak musieli dotrzeć na dół. Slone nie po takich miejscach się szlajał i nie w takich miejscach się wdrapywał czy zeskakiwał. Wystarczyło tylko się nie poślizgnąć i nie skręcić sobie karku, nie? Prosta sprawa. Bez większego zastanowienia wyciągnął nogę do przodu żeby stanąć na niezbyt mocniej gałązce, przytrzymać się pnia, a potem szybko ześlizgnąć na jakiś kamyczek niżej. Niepewny krok, zachwianie, złapanie się jakiegoś zielska za nim, utrzymanie równowagi... żył! Pięknie. Spojrzał w dół... pozostał tylko jeden skok na wspomniany już ze sto razy wcześniej kamulec, idealny do wylegiwania się. A chwila. Zapomniałby. Nie jest tutaj sam, nie? -No stawaj na tej dolnej, ściągne cie. Wole nie użerać się z połamanymi nogami - Stanął przodem do owych zarośniętych gałązek nieznanego pochodzenia wyciągając łapki w jej stronę chcąc najwyraźniej ją stamtąd przetransportować własnoręcznie, a nie na zasadzie podtrzymania łapki. Taki dżentelmen się zrobił? Jasne, jasne. Pewnie zwątpił w jej koordynacje ręka-oko.
- Ty może i tak, zobaczymy. Ale ja? Co mam zrobić? Do końca dnia jeszcze daleko, a ja już jestem na skraju załamania nerwowego w twoim towarzystwie. - Normalnie załamać rączki można. On ją doprowadzał do czystego obłędu za każdym razem, gdy coś mówił. Może i zabrzmiało to jak komplement i pewnie gdyby chłopak takowe słowa od niej usłyszał, tak też by to odebrał, ale tutaj chodziło o coś więcej. Coś, czego jeszcze nie odgadłam, ale to zrobię. Może. Może na chłopski rozum nie było w tym żadnej różnicy. Mogła przecież zginać dzisiaj, jaka to byłaby różnica, niż żeby dalej niszczyć ten swój już i tak mocno wyczerpany organizm od środka. Przecież z dnia na dzień, za każdym razem gdy brała, powoli zabijała w sobie wszystkie zdrowe komórki. Więc jakiemu ćpunowi robiło to różnicę, czy umrze dzisiaj, za miesiąc, czy może za rok? Niby żadną, ale był jeden problem związany z Francuzką. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że ona najnormalniej w świecie nie dopuszcza do siebie myśli, że w końcu umrze. Cały czas głupio wierzy w to, że w końcu pójdzie na ten odwyk i skończy jako normalna, zdrowa osoba. - Nie umrę. - Powiedziała w końcu, po chwili zastanowienia nad jego pytaniem. Jasne, wszyscy kiedyś umrzemy, ale ona wcale nie była przygotowana na to, że stanie się to akurat dzisiaj. Myślała, że... całkowicie o czymś innym myślała. - Co ma się stać? I tak jestem już na samym dnie, teraz jedynie może być już tylko lepiej. I to będzie ci odpowiadało? Poczujesz się lepiej, kiedy się zabiję? Dlaczego? - Oczywiście, że nikt taki z niego nie był. Chore było to, co kazał jej robić. A może to ma być nauczka dla niej za to, że ćpa? Będzie jej tak długo wciskał te narkotyki, aż ona w końcu pójdzie na ten głupi odwyk i się wyleczy? - O, doprawdy? Chcesz ze mną zginąć? Będziemy odpierdalać tutaj jakiś dramat rodem z Romea i Julii? - Spytała sarkastycznie, pierwszy raz od niepamiętnych czasów patrząc mu w twarz, przez chwilę nie odwracając wzroku. Obserwowała, jak schodzi w dół, w myślach zapamiętując każdy jego krok, aby potem pójść po tych samych śladach. Gdy już samodzielnie próbowała tam zejść, temu niespodziewanie zachciało się ją nosić. Nie, żeby marudziła. Zawsze to ciekawsze doświadczenie niż zwykłe schodzenie na dół. Może przy okazji, jak weźmie ją w ramiona, gdzieś się potknie i oboje uderzą w wielki kamień, z czego chłopak się uratuje, a ona zginie. Lepsze to niż późniejsze zdychanie za pomocą narkotyków, chociaż nie już takie romantyczne. Pokiwała główką na znak, że zrobi dokładnie to, co on karze zrobić, aby zejść bezpieczne na dół. Tak więc zrobiła, po czym również wyciągnęła rączki w jego stronę, a gdy byli już blisko siebie, zręcznie uczepiła się jego szyi.
-Daj spokój, jeszcze nie pokazałem ci swojej złej strony - Ah ta nadwrażliwość. A on mógłby być jeszcze gorszy. Zawsze był w stanie stać się większym dupkiem czy coś, wszystko do zrobienia, prawda? O ile tylko, by chciała. Problem z tym żeby stał się lepszy. To już niezbyt w jego stylu. I jakim cudem on by to zrobił, pojęcia nie mam. On na pewno też nie. -Umrzesz. W końcu musisz. Jak każdy - Cóż za telepatia, nono. Niestety, taka prawda. Podobno tylko dwie rzeczy w życiu są pewne. Śmierć i podatki. Nieuniknione sprawy, które w pewien sposób dotkną każdego z nas. Pesymistyczna wizja świata, to fakt. Smutne jest to, że nie jest pewna tęcza na niebie, posiadanie jednorożca czy spłodzenie ładnego i mądrego dziecka. Tylko śmierć i podatki. No i gdzie tu jakaś sprawiedliwość na tym świecie? -Nie bądź naiwna. Zawsze może być gorzej. A lepiej, tylko czasami. Nie masy pewności, że twoja sytuacja się poprawi. A w ogóle to nie tak, że MI będzie lepiej. Możesz sobie żyć, nie przeszkadza mi to. Ja ci tylko dobrze radzę. Ja bym wolał sam doprowadzić się do śmierci niż pozwolić się wykończyć mojej słabości. - Kolejne banalne wyjaśnienie. No tak, o ile w ogóle Gilbert miałby jakąś słabość. O ile, jakimś cudem, dopuściłby się do takiego stanu w jakim była Charlotte to: raz, nie wierzyłby, że z tego wyjdzie. Za dużo widział, słyszał, głupi nie jest. Dwa, pobawiłby się trochę, nie strzeliłby sobie w łeb na dzień dobry. Trzy, nie dałby wygrać słabości. Mógłby się nią zabić, fakt. Z własnej woli, a nie dałby się przypadkiem wykończyć jej. W życiu. -Nie pierdol. A wiesz, że oni podobno się kochali? I przez opóźnienie w...rozwoju posłańca oboje się zajebali. Miłość jest chora, nie? - Zaśmiał się przypominając sobie całą tą chorą sytuacje. Julia udająca śmierć i informująca o tym Romeo. List do niego nie dociera, niestety. Dowiaduje się, że zmarła, przerażony do niej leci i fakt, niby nie zyła. Wypija truciznę i nagle ona sie budzi. Romeo ty kretynie, jak moogłeś. Za późno, zdechlo mu się. No to Juleczka bierze w łape sztylet i wbija go w serducho. Lubił na to chodzić do teatru. Śmiał się jak durny na tej scenie, ludzie patrzyli na niego jak na kretyna, ale co tam. Świetna historyjka! Ciekawe co William brał, nie? Ależ ta miłość wyniszcza. Grzeczna dziewczynka stosowała się do jego poleceń. Chłopak zdjąć ją z góry najpierw przyciągając niżej za rękę, a potem w biodrach obejmując. Bez słowa obrócił ich oboje i tym razem posłał pierwszą Szarlotkę na dół w podobny sposób jak przed momentem. Jej skok to nie było nawet pół metra, powinna przeżyć. Szczególnie, że dla pewności jeszcze ją za ten nadgarstek przytrzymał. I poczuł się zbyt pewnie. Jakim cudem go fala nie porwała kiedy lądując się poślizgnął i wyrznął zadkiem o twardą strukturę posuwając się kawałek do przodu? Może dlatego, że złapał się CZEGOŚ, sam nie wiedział czego. Ważne, że wystawało. Nieważne. Oczywiście wiązanka przekleństw wyleciała z jego ust, ale to nic nowego. Podsunął się minimalnie, wcale sie nie podnosząc. Ułożył się wygodniej na kamyczku, plecami opierając się o naturalną ścianę za nim -Ani, kurwa, słowa - Mruknął jeszcze na temat swojego bohaterskiego czynu jakim było uratowanie życia samemu sobie. A w ogóle to on to zrobił celowo. Żeby pokazać jej jak się poświęca. Tsss.
- W takim razie proszę cię, żebyś mi jej nigdy nie pokazywał. - Wiadomo, że nie chciałaby znać jego złej strony. Kto by chciał? Poza tym, chyba jeszcze tak bardzo go nie zdenerwowała, aby mógł się z nią ujawnić, nie? A tak niech sobie dziewczyna żyje w takim bezpiecznym dla niej kłamstwie, że Gilbert to bardzo milusiński facet jest i jego ciemna strona ją tak bardzo nie przeraża. Ale lepszy mógł się stać, to fakt. Gdyby tylko się postarał. Może dzięki temu zyskałby w jej oczach większą sympatię? Sprawiedliwości na świecie nigdy nie było, nie ma i nie będzie, takie życie, co poradzić. Podatki to już najmniejszy problem, z porównaniem ze śmiercią. W końcu prawie każdy się jej boi, a najbardziej ci, którzy prawie codziennie się z nią zmagają. Chociażby taka Charlotte, codziennie chodzi naćpana, ledwo żywa, cholernie boi się tego, że w końcu pewnego razu przedawkuje, ale nie dopuszcza do siebie tej myśli i wierzy, że jakoś się z tego uratuje, chociaż szanse na to są jak jeden do miliona. Cóż, zawsze można mieć tą nadzieję. - Wiem, że może tak być. Tylko że mi bardzo wygodnie się żyje z myślą, że tak nie będzie, wiesz? Wolałabym, żebyś mnie nie przekonywał do czegoś innego. A ty to ty. Na pewno zrobiłbyś coś innego niż ja, wiadomo. - Ciekawe, dlaczego tak się dzieje, że kiedy nagle przychodzi temat śmierci i narkotyków, ona wszystko rozumie i czuje się w tym temacie swobodnie. Tyle razy już go przerabiała... praktycznie z każdym. Tylko po jakimś czasie ona po prostu ucieka od tego, bo nie chce o tym więcej rozmawiać. Teraz też mogłaby tak być, ale studentka była ciekawa, jak daleko ta wymiana zdań zajdzie i jakie będą tego skutki. Może on ją jednak skłoni do tego złotego strzału? A jeśli nie, to ona i tak planuje walnąć sobie w żyłę, tylko nie śmiertelną dawką. Jak już jej pokazał ten woreczek, a ona ma strzykawkę, to nie ma odwrotu. - Może kochali, może nie. Taka miłość z pewnością jest chora. Jak można się zabić dla drugiej osoby? - Dla czegoś można się zabić, pewnie. Ale żeby mieć jakiś sentyment do człowieka, który po pewnym czasie i tak by cię olał? Bez sensu. Osobiście sztuka z Romea i Julii nie robiła na Szarlocie wrażenia, żeby już nie powiedzieć że była dla niej kompletnie bez sensu. Przy studentce trudno było mówić w ogóle o czymś innym niż miłość do używek. Wiadomo, że nigdy nie była w nikim zakochana, bo i po co? Jedyne co było związane z nią i innym człowiekiem, to miłość cielesna. Chociaż ona i tak zawsze dziwiła się, komu podoba się taki patyczak jak ona. - Jesteś pewny, że dasz radę? Przecież mogę zejść sama. - Dodała jeszcze, zanim ją wziął w ramiona. Po chwili jednak już nie miała o czym mówić, bo ten bez słowa ją uniósł i dziwnie dawał sobie radę ze schodzeniem w dół. Szkoda tylko, że po chwili, dziwnym trafem, oboje wylądowali na ziemi, w czym tylko chłopak potłukł sobie tyłek. Ona na szczęście mocno nie upadła, więc praktycznie oprócz głośnego BUM przy spadającym Gilbercie niczego innego nie usłyszała. Jej kości pośladkowe na pewno były na swoim miejscu. - Nareszcie jakaś sprawiedliwość. - Powiedziała, wybuchając głośnym śmiechem i przenosząc wzrok z powrotem na chłopaka. Podczołgała się po kolanach do niego, siadając w podobnej pozycji obok. Jasne jasne, bardzo bohaterski czyn. Bardziej pewnie byłaby pod wrażeniem, gdyby jeszcze jej nie upuścił, o.
-I tak ją pewnie kiedyś zobaczysz. Ale okej, moge być łaskawy i zobaczysz ją troche później. Nie dzisiaj - To się nazywa miłość do bliźniego, nie? Chyba, że po prostu chciał wykorzystać swój całkiem niezły humor i nie psuć go sobie na siłę tylko po to żeby zaprezentować jej jaki potrafi być zły, okropny i beznadziejny. Jego dobre serduszko pozwala też zaprezentować każdą cząstkę swej złej strony owej studentce kiedy tylko najdzie go odpowiedni nastrój. Musi go poznać z każdej strony, o. -Co ty... chcesz żebym cie pocieszać zaczął? Zapewniał, że nie umrzesz od tego i w ogóle? Że czeka cie spokojniejsza przyszłość w której będą tylko okazjonalne lampki wina w wielkim salonie, wielkiego apartamentu, na wygodnym fotelu przed kominkiem? A owy kieliszek będzie podawał ci cudowny mąż chwilę po tym jak wasze dzieci zasną? I oboje zemrzecie we śnie kiedy będziecie już wyjątkowo starzy? - Sam się zdziwił. Jak ktoś w ogóle może chcieć słuchać takich rzeczy? Miał nadzieje, że z jej planami na przyszłość nie jest aż tak źle. On oczywiście strzeliłby sobie w łeb od razu kiedy ktoś zapewniłby go, że taka jest jego przyszłość. Nie byłby w stanie znieść takiego życia pod żadnym względem. No dobra, spory apartament na szczycie wielkiego budynku z widokiem na miasto, kominkiem i podłogą na której można ślizgać się w skarpetkach do woli, jakoś by przełknął. Cała reszta? Nigdy w życiu. -Zabijanie się dla kogoś czy przez kogoś jest oznaką wielkiej słabości i egoizmu. Jeśli Romeo kochał Julie to wątpię żeby chciał żeby ona po jego śmierci wbiła sobie sztylet rozcinając tchawice czy coś. Powinien chcieć żeby żyła nadal i chcieć jej szczęścia. takie tam bzdury. A gdyby to ona zmarła pierwsza..co stało się w pewnym sensie, to powinien sobie radzić jak na faceta przystało, a nie zachowywać się jak ostatnia ciota. Dlatego mówie. Kochali się. PODOBNO - Tylko na moment Gilbert zrobił się poważny i spokojny. Mówił o tym wszystkim jakby faktycznie wiedział o czym gada. W jego głosie był spokój i pozorny brak jakichkolwiek emocji. A mimo to, wyczuwalna nutka smutku. W sumie to miał racje, dlaczego by się dziwić że podszedł do tego w taki sposób? No dobra, racja. To GILBERT. Sam fakt, że ma na ten temat własną teorię jest bardzo dziwny. Widać student potrafi zaskakiwać w ciekawy sposób. Na pewno nie pozytywny, przynajmniej nie dla niego. Cóż, temat szybko zaczął, najwyraźniej szybko skończył. Mimo spokoju z jakim mówił, słowa wyleciały z niego dość szybko. Równie krótka była chwilka milczenia i spojrzenia kątem oka gdzieś tam niewiadomogdzie jakby w oczekiwaniu na coś. Oczywiście skończyło się to marnym wzruszeniem ramionami i powrotem do starego, dobrego Gilberta. Dobrze, że nikt nie zdążył się gdzieś w krzakach wzruszyć. -Grzecznie cie o coś poprosiłem. Udawaj chociaż, że ktoś tam cie jakoś tam wychował - I znów przekrzywił łepek w jej stronę tak żeby móc znowu przyglądać się jej do woli. Widać polubił to zajęcie. Aż dziwne. No i wcale nie upuścił. Po prostu ładnie odstawił, o. Innego wyboru nie miał. Wolał uniknąć spadnięcia na główkę w zamian za postawienie jej stopami tuż przy ziemi. To też iście bohaterski czyn, o! Tak to by się musiała przejąć jego śmiercią albo chociaż udawać.
Nie spodobała się jej ta odpowiedź, no ale co miała na to poradzić. Jeśli on tak bardzo uparł się, że jej ją kiedyś pokaże, to po co ona będzie zgłaszać swoje gniewne sprzeciwy, skoro i tak go to guzik obchodziło? Szkoda na to i gardła, i czasu. A przecież czas w tym miejscu odgrywa ważną rolę, nie? Tak więc darowała sobie zbędne komentarze i po prostu wzruszyła ramionami. Niech będzie, że ją to nie obchodzi. Niech on tam sobie robi, co chce. Chociaż z drugiej strony, skoro już zgodziła się poświecić mu trochę czasu i co nieco z nim spędzić, to chyba powinni znać wszystkie swoje złe, jak i dobre strony? Wiadomo, że chciałaby go poznać jak najlepiej. Może wtedy nie musiałaby myśleć o nim tak, jak dotychczas? Bo właściwie teraz to chłopak miał się nijak w jej oczach. Był sobie i tyle. Nic ciekawego. - Proszę cię, nie mam zamiaru o coś takiego cię prosić. W ogóle nie chciałabym takiego czegoś słyszeć od nikogo. Nie warto kłamać. - Burknęła urażona, odsuwając się od niego i przygładzając swoją cienką materiałową kurtkę, którą właściwie założyła z niewiadomych celów. Może domyśliła się, że pod mostem, gdzie rwie się i porywa silna rzeka, nie będzie tak cieplutko jak na moście? Mniejsza z tym. Jej się ogólnie nie podobał pomysł pocieszania ją takimi słowami, które nawet mocno ją zabolały. Ona tam mogła siebie okłamywać do woli, mogła ze sobą robić co chciała, ale taki akt na nią ze strony drugiej osoby bardzo jej się nie podobał, a nawet wręcz dobijał jeszcze bardziej, jakby już sama w sobie i swoim pojebanym życiu nie była dość dobita. - A jednak nikt nie ma pewności, czy to była taka prawdziwa miłość. W końcu Julia zawsze mogła kłamać mówiąc, że kocha Romea, a on równie dobrze mógł mieć gdzieś na uboczu kochankę, o której nikt nie wiedział. To co zostało przedstawione mogło zostać uformowane i wycięte tak, żeby wyszło na to, że to jest prawdziwa historia dwojga ludzi w sobie zakochanych. W rzeczywistości mogło być tak, że Romeo zabił się z poczucia winy, że Julia "zginęła" przez niego dowiedziawszy się jakiejś okrutnej prawdy o nim, a potem sama zabiła się dlatego, że on się zabił. W każdym razie, ta historia jest pojebana i bez sensu. - Skwitowała nie tylko dlatego, iż nie chciało jej się dalej mówić, ale też temu, że przy okazji zabrakło jej tchu. Wzięła więc głęboki wdech. Jak widać, ona też miała własne teorie dotyczące tej opowieści. Każdy pewnie coś miał, bo przecież tylko ci cholerni romantycy mogli tak naprawdę zrozumieć, o co chodzi z tą ich całą miłością. - Miło byłoby nie słyszeć przekleństwa w twoich prośbach. - Tak naprawdę wcale nie przeszkadzało jej to, że ten przeklina. Sama nie używała dość miłych i kulturalnych słówek, ale tak naprawdę chciała się z nim tylko podroczyć, żeby zniszczyć te wijące się nad nimi uczucie zastanowienia i niepewności. W końcu były jej urodziny, a oni będą się głupkowato zastanawiać nad sensem istnienia. Bez sensu. Dobra, na znak tego, że był taki dzielny i uratował jej ten kościsty zadek, ona postanowiła się mu jakoś odwdzięczyć, tak więc nawet kawałeczek się do niego przysunęła, zaciskając centymetry ich łączące. Tak troszeczkę, minimalnie. To na taki znak, że mimo tego, że Gilbert jest taki głupi i wredny, ona nadal go (nie)lubi.
Zastanawiał się przez moment nad czymś uparcie, a przynajmniej sprawiał wrażenie takiego co się nad czymś zastanawia...uparcie. Trybiki w jego główce pracowały spokojnie obmyślając to co przed momentem kazał im ich właściciel. Nie gnały na złamanie karku, bo nie czuły takiej potrzeby. Ważne, że wreszcie dotarł do końca rozmyślań i paszczę otworzył żeby wydobyć z siebie finalne myśli -Dobra, daj spokój. Lubie po prostu pogrążać ludzi. Chociaż ty się ogarnij. Nikt ci nie każe kończyć w taki sposób, to trochę sztuczne, ale wiesz... jakbyś chciała skończyć? - Wyglądało na to, że faktycznie go to zaintrygowało. Może spotkał osobę, która przyszłość ma przed sobą bardziej niepewną niż on, a mimo to ma jakieś ambicje? Rzadko kiedy spotkyał takich młodych osobników. W ogóle rzadko spotykał kogokolwiek w ich wieku kto ma jakieś plany na przyszłość mniej więcej takich o jakich przed momentem panicz Slone mówił. Ciekawe czy to kwestia towarzystwa w jakim się obracał czy faktycznie jest z nimi źle. Jeśli ta młodzież jest przyszłością naszego narodu to ten naród nie ma przyszłości! A szkoda, Slone miał w sobie coś z patrioty. Nevermind -Wychodzi więc na to, że Romeo to zwyczajny pedofil który troche poruchał i mu się znudziło, a Julia zabiła się przez uraz na psychice. - Doszli do cudownych wniosków, nie ma co. W sumie, Julia była młodsza od Romeo. Ile ona tam miała lat? Z czternaście? Jakoś tak. A ten już się do macania brał. Zboczeniec. Nic dziwnego, że go wygnali. Co za pedofilia. I to daja dzieciakom w szkole do czytania i omawiania. TO ja teraz rozumiem dlaczego kobiety na tym ryczą. Współczują biednej Julce i takie tam. Oh, wszystko nagle stało się jasne. Daj takim dwóm bryłkom lodu bez miłosnych doświadczeń romantyczną sztukę i patrz jak pięknie ją miażdżą. Ta kobita, która posłała teletubisie za kratki pewnie zgodziłaby się z nich teorią na temat tej dwójki kochanków. -Jestem Bogiem, który chce ci sprawić przyjemność, a nie jakimś jebanym cudotwórcą. Ja rozumiem urodziny, ale nie przesadzasz aby? - Wymaganie od Gilberta żeby przestał przeklinać było mniej więcej takie jak powiedzenie kilkumiesięcznemu dziecku, że ma przestać gaworzyć, bo wpierdol. I musi składać już pełne zdania z sensem. No ludzie kochani. Byłoby w stanie, ale nie. I chuj. Taka jego natura. Podobnie jest z owym paniczem. Zauważył ten jej skromny ruch pokonujący jakże szaloną odległość. Na samą myśl, że znowu mają się tak bujać, wywrócił chłopiec oczkami swymi pięknymi. Pora podjąć męskie decyzje. Nic więc dziwnego, że jeden ruch bruneta wystarczył żeby znaleźć się tuż obok Szarlotki, już bez możliwości przysuwania się. Zwiększyć swoją bliskość mogli tylko kładąc się jedno na drugim czy coś w ten deseń.
Niekoniecznie nikt nie mógłby tak skończyć. Jasne, że by mógł, ale taką osobą tylko i wyłącznie byłby człowiek do cna optymistyczny, wykształcony, będący ważną fuchą w mieście. Taka osoba na pewno pozwoliłaby sobie na coś takiego jak piętrowy apartament na szczycie budynku, z tarasem, z którego można podziwiać całe miasto. A małżeństwo? Kobiety? Jeśli mówimy w tym przypadku o mężczyźnie... To po co mieć stałą partnerkę? Taki facet mógłby mieć nawet tysiącpięćsetstodziewięćset lat, a dla każdej osoby płci żeńskiej byłby niemal jak Adonis (hłe hłe, ale porównanie). Jasne, wiadomo, że wszystkie poleciały na kasę. Ale przynajmniej nie musiały się martwic o przyszłość, nie? Do czasu, aż tamten znajdzie sobie młodszą. I gdzie tu, kurwa, sprawiedliwość? - Wyobrażam sobie siebie bez narkotyków, alkoholu, nawet papierosów. Zwyczajna, zdrowa osoba. Mam własny dom, wcale nie jakiś apartament. Równie dobrze mogłabym mieszkać w stodole, wszystko mi jedno. Ale przynajmniej będę miała rodzinę. Osoby, które były warte rzucenia raz za zawsze mojego obecnego popapranego życia, które pomogą mi z tego wyjść. Będziemy szczęśliwi i w ogóle... I wtedy mogę umrzeć, nawet w wieku trzydziestu pięciu lat. Po prostu z tą myślą, że nie zmarnowałam sobie życia. - Powiedziała rozmarzonym głosem szczelnie wtulając się w kurtkę i lekko mrużąc oczęta. Takich wizji miała jeszcze z tysiąc, a każda kończyła się inaczej. Jednakże każda z jej wyobrażeń kończyła się dobrze. Zazwyczaj umierała, ale przynajmniej szczęśliwa, z porównaniem do tego, że równie dobrze mogłaby się zaćpać w jakimś kącie. - Właśnie. - Zgodziła się z nim, kiwając potakująco główką. Właśnie o to w tym wszystkim chodziło: logiczne, że dwudziestokilkuletni (?) facet nie wziąłby sobie za żonę czternastolatki. To głupie. I chore. I w ogóle pojebane. - Przesadzam, prosząc cię, żebyś się zachowywał normalnie? - W sumie racja. Jeśli tak się nad tym zastanowić, to rzeczywiście nie mogłaby zakazać mu przeklinania, więc takie porównanie jest jak najbardziej na miejscu. Ależ nieee, skądże znowu. Po co mieliby się bawić w jakieś głupie przepychanki, czy co to tam robili? To było takie czysto przyjacielskie przysunięcie, nic wielkiego.
Jak ktoś już ma jakieś ambicje i chce skończyć porządnie i jest to mężczyzna to pewnie chciałby też znaleźć sobie zajebistą laskę na żonę, która nie będzie mówiła zbyt długo, nigdy jej nie będzie bolała głowa (co w ogóle jest chorym wytłumaczeniem, bez głowy można się na luziku obejść) i takie tam. No i najważniejsze żeby go kobiecina kochała za to jaki jest, a nie za to że ma pieniądze. Wiadomo, może mieć na boku stado kochanek wielbiących go własnie za majątek. Miło byłoby się zestarzeć przy kimś dla kogo coś znaczyliśmy i będzie za nami tęsknić jak już umrzemy, będzie czuwać przy naszym łożu śmierci i takie tam. Hoho, aż mi się taki uroczy dowcip przypomniał. -Będziesz wreszcie szczęśliwa. Gdziekolwiek, z osobami które są ciebie warte i bez nałogów. Ładna przyszłość. Skoro już marzyć to na całego, czemu miałabyś umierać tak szybko i tracić to wszystko krzywdząc przy okazji bliskich, hm? - Dziwna logika, fakt. Skoro już dała się ponieść fantazji to po co znać jakiekolwiek hamulce? Ci ambitni też powinni je mocno poluzować. Stawianie sobie granic troszeczkę chociaż niszczących nasz cel jest kompletnie bezsensu. Co nie zmieniało faktu, że wizja jej przyszłości była doprawdy słodka. Jak na narkomankę. Gdyby była zwyczajną dziewczyną jej słowa uznałby za nudne. A tak? Aż się kamienne serduszko raduje, że ludzie potrafią znaleźć jeszcze jakieś pozytywy w tym co nadchodzi. Nic więc dziwnego, że jego palce zawędrowały na jej włosy rozczesując je powoli jednym muśnięciem żeby po chwili dokładnie aczkolwiek ledwo wyczuwalnie dla niej, zbadać strukturę jasnego policzka Szarlotki. No co? Musiał znowu się jej nauczyć na pamięć -A uważasz mnie za normalnego? - Spojrzał na nią najwyraźniej bardzo rozbawiony. Nie no, aż taka dziwna albo głupia być nie mogła, wolał w to nie wierzyć. No i poczułby się dość urażony słysząc, że ktoś ma o nim takie zdanie. Tyle lat pracował na wizerunek człowieka pojebanego i nagle taka byle Francuzka miałaby mu to zepsuć? Uuu, marnie.
Boląca głowa jest dobrym wytłumaczeniem na wszystko i bardzo często się sprawdza, ot co. Poza tym nie ma tak, że żona ma robić wszystko to, co każe jej mąż. Nigdzie nie jest napisane, że tak a być, ba!, nawet powinno być odwrotnie. To facet powinien się starać o jej względy, a to, że są oni małżeństwem wcale nie oznacza tego, że wkurzona i zaniedbana przez męża kobiecina nie może mu najnormalniej w świecie kopnąć w dupe i odejść od niego. No, gorzej z taką materialistką, która najpierw by spakowała do walizy kupę pieniędzy, czeków, kuponów rabatowych (hy hy), aby zostawić go potem bezbronnego i bez grosza, a dopiero potem odejść. Wiadomo, że miło byłoby żyć z osobą, która cię naprawdę kocha i zrobiłaby dla ciebie wszystko, tylko że taka miłość idealna jest tylko wtedy, gdy jest odwzajemniona. A o to trzeba się nieustannie starać. - Nawet ty nie jesteś tak głupi żeby myśleć, że dożyję późnego wieku. Wcześniej czy później coś mi się stanie; jeśli rzucę nałogi to i tak nie uniknę tego, że mogłabym zachorować na raka. Zawsze mógłby mnie też potracić samochód, mogłabym nawet niechcący się utopić na basenie, cokolwiek. - Wzruszyła ramionami. Jasne, wszędzie czekały na nią jakieś niebezpieczeństwa, a tym bardziej jak się było NIĄ, to już w ogóle. Przecież równie dobrze Szarlotka mogłaby iść po chodniku podczas deszczu, poślizgnęłaby się i jebnęła głową w krawężnik. I już po wszystkim. W końcu nie ma to jak szczęście na każdym kroku, nie? Gilbercik takim jakże miłym gestem sprawił, iż Szarlota się nad nim pochyliła, aby zaraz potem złożyć na jego ustach delikatny, aczkolwiek stanowczy pocałunek. Jedna jej ręka mimowolnie znalazła się na kolanie chłopaka, a drugą podpierała się twardej posadzki, na której siedzieli. - Oczywiście, że nie. - Zdążyła wymruczeć, kiedy już się od niego troszeczkę odsunęła. Teraz ich twarze dzieliło kilka centymetrów, a z takiej odległości dziewczyna mogła znowu wpatrywać się w jego twarz, lustrując ją od nowa. Wiele szczegółów się zapomniało, trzeba sobie co nieco przypomnieć, wiadomo.
Oboje się powinni starać. Nie popadajmy w seksistowskie albo feministyczne skrajności do przesady. W końcu jeśli taka dwójeczka faktycznie miałaby się wzajemnie kochać ponad wszystko i takie tam, to staraliby się oboje dzielnie i dziękowaliby losowi za takiego partnera co się stara. Zresztą! Bez szczegółów. Jak sie już kocha naprawdę to oczywiste jest, że ponad wszystko. Nie ma tak, że tylko troszkę i odrobinę albo sporo, ale nie do końca. Ewentualnie w poniedziałki, czwartki i niedziele tak, a pozostałe dni możesz się sam kopnąć w dupę. Wieczność bez odchodzenia bez względu na każdą kłótnie. A powodów, by nie było. W koncu jakby taki ktoś drugiego ktosia kochał to nie raniłby go ani nic z tych rzeczy. Żadnych zdrad czy innego rodzaju... nawet nie wiem czego. Ludzie świeci, jakież to piękne -Rak, potrącenie przez samochód albo utopienie się? Daj spokój. Idiotyczne powody śmierci takiej nagłej, w młodym wieku. Akurat to wszystko mogłoby spotkać każdego, w każdej chwili. Dlaczego miałoby dopaść akurat ciebie i to tak szybko? - No pod tym względem Francuzka nie była jakaś wyjątkowa. Była jak każdy inny śmiertelnik krążący po naszej planecie. Mogła równie dobrze wpaść pod lecący samolot już następnego dnia, o ile miała pecha. Mogła też umrzeć zadławiona kawałkiem bułki jedząc śniadanie w swoje dziewięćdziesiąte czwarte urodziny. Możliwości było tak wiele. Szkoda, że człowiek nie może sobie wybrać jak umrze. Już tam nie wymagam możliwości wyboru ile się pożyje, nie bądźmy niepoprawnymi optymistami. Ale sposób śmierci? Chociaż tak z dziesięciu podanych no. To byłoby coś. Ale nieeee. Bo poo co? Lepiej niech człowiek ma niespodziankę i to nieprzyjemną, no oczywiście! -No, to racjonalne myślenie. Może jednak nie tracisz przy mnie głowy całkowicie, hm? - Uśmiechnął się pod nosem przyglądając się jej oczom z dziwnymi kurwikami we własnych tęczówkach. No nie była mu w stanie wmówić, że ani troche jej nie rozpraszał, miał na to niezbite dowody. I żeby pogrążyć ją jeszcze bardziej znów zabrał się za delikatną pieszczotę jej warg, oczywiście własnymi ustami. Widać to Gilberciki lubią jednak najbardziej
Dobra dobra, muszę się zgodzić. Wiadomo, że udany związek tworzą tylko i wyłącznie dwie naprawdę kochające się osoby. Nie ma tak, że odchodzą od siebie co pięć minut, bo żona zapomniała przypalić ziemniaki mężowi, bo on takie lubi. Taka miłość potrafi sobie wszystko, cokolwiek by to było, wybaczyć. No i jak wiadomo, potem owocem takiego związku jest słodki i niesamowicie rozwydrzony dzieciak z ADHD czy innymi chorobami. Oczywiście nie bądźmy okrutni, chodzi mi tutaj o podobne stany co nadpobudliwość. Wiadomo, że nikomu nie życzę dziecka bez nogi czy z zaburzeniami psychicznymi. - Bo mam ogromnego, cholernego pecha. - Niektórzy tak mają, że wszystko, za co się zabierają, kończy się tragicznie. Chociażby przykład na Charlotte; w młodym wieku zachciało jej się alkoholu, potem fajek, a skończyło się na ładowaniu sobie w żyłę. Chociaż nie, podałam zły przykład. Tutaj to jest już kwestą wyboru. Wiadomo, że narkomanem nie zostaje się niechcący. Wybór własnej śmierci na pewno ułatwiłby życie każdej osobie, chociażby pewnie zwiększył populację ludzi na świecie. Logicznym było to, że przecież każdy chciałby umrzeć ze starości, a nie spłonąć podczas pożaru budynku czy tam utopić się podczas zatonięcia Titanicu. Jasne, w ogóle to najlepiej dać ludzkości wolną rękę we wszystkim! Niech sobie wybierają; czy chcą pójść do nieba, piekła czy czyśćca. To już w ogóle będzie zajebiste. - Wydaje mi się, że nie. - Westchnęła teatralnie, obserwując go z wachlarza swoich jasnych rzęs. No dobrze, troszeczkę ją rozpraszał. W końcu jeszcze nie przyzwyczaiła się zbytnio do jego towarzystwa. Na szczęście, nie rozpłynęła się w sobie, gdy ją tak powolutku ponowie pocałował. Nawet postarała się od czasu do czasu odwzajemniać tą pieszczotę. Jak widać, nie tylko Gilberciki lubią takie zajęcia.
No nie zawsze kończy się to dzieciakiem. Czasami, ale to dość rzadko, ludzie zwyczajnie nie chcą bachora. Innym razem po prostu nie mogą go mieć. Pozostaje jeszcze adopcja, to racja. Jednak to nie to samo. Nie żebym miał coś do takich dzieciaków, wręcz przeciwnie. Pokój i miłość w domu, małżeństwo zapewne pokochałoby ono jak własne i w ogóle. To tylko kwestia tego, że to nie są te same geny. A to już całkiem zmienia postać rzeczy i w ogóle. No i jak się trafi do takiego sierocińca w wybrakowanym towarem gdzie dzieci są naprawdę chore, bo JAKAŚ PANNICA przypadkiem zabrzmiała tak jakby im tego życzyła? Przykra sprawa -Nie w każdym przypadku jak widać. No wiesz, siedzisz teraz ZE MNĄ, a nie z jakimś... nawet nie wiem kogo dać na przykład. Miałaś ostatnio jakieś większe sukcesy? - No tak, obecność Gilberta rekompensuje wszystko. No i jest najlepszym co mogło jej się przytrafić przez całe wakacje. Wychodzi na to, że każdy inny objaw pecha w ogóle się nie liczy, bo przecież zaliczyła takie miłe chwile z NIM. Hał najs. A potem mówią, że on nie robi ludziom dobrze w obszarach nieseksualnych -Ciekawe czy kiedyś będziesz w stanie się skupić tak całkowicie - Oczywiście wciąż miał na myśli sytuacje w których byłby obok niej. Wyglądało na to, że niezbyt w nią wierzył i miał oczywiście własną teorię o jej sposobie myślenia i w ogóle. Co poradzić, taki już był. A ona nie opierała mu się specjalnie, więc jego wiara we własne możliwości jeszcze bardziej wzrastała. Oj panicz Slone nie jest chłopcem, który mógłby kiedykolwiek popaść w jakiekolwiek kompleksy. Przynajmniej mnie przy swoim sposobie bycia i przy zyciu jakie obecnie prowadził. Sam fakt, że ona wciąż pragnęła jego dotyku był motywujący. A on oczywiście dawał jej subtelne dawki owej łaski. Przecież fakt, że jego dłoń skierowała się z jej policzka, na udo i na nim zatrzymała nie był aż taki specjalny. Nawet to, że jego palce delikatnie głaskały jej nogę przez niedobry materiał ubrania nie było ogromną łaską. Zawsze coś
Oj tam, moim zdaniem dziecko wcześniej czy później musi być. Przecież każdy chyba pragnie potomstwa, aby ich dzieci mogły dalej szerzyć dobrą opinię nazwiska, bla bla bla bla. A jak ktoś nie może go mieć, to adopcja. Nie jest to to samo, owszem, ale jest to bardzo rozsądna i odpowiedzialna decyzja. Nawet bardziej odpowiedzialna od ciąży. Wiadomo, że z takim dzieckiem nie jest łatwo. Później, gdy takowa pociecha dorasta, zaczyna zadawać rodzicom pytanie; dlaczego oni są murzynami, a on jest biały, czy whatever. A oni co? Nie okłamią go przecież, że gdy był niemowlęciem, niechcący wrzucili go do beczki z mąką lub podmienili w szpitalu. To bez sensu. Chwila chwila, może to tak zabrzmiało, jakbym miała coś do chorych dzieci, ale TAK NIE JEST. I nie, wcale nie dlatego, że mi także wszyscy mówią, jakbym była coś nie teges. Nic z tych rzeczy. A jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie PANNICĄ, to osobiście wyjdę z twojego monitora i zadźgam cię paznokciem, ot co. A wracając do Szarlotki i Gilberta; - W sensie, że co? - Ooooooch, jak ja uwielbiam takie bezsensowne i głupie pytania, nie ma co. Aż mi się chce postawić w tym miejscu ten taki dziwny znaczek i trójeczkę. Rzeczywiście jego towarzystwo bardzo jej odpowiadało. No, może na początku nie za bardzo. Wszak kazał jej się zabić, ale jak widać szybciutko mu przeszło, bo zaczęli zajmować się czymś o niebo lepszym od wspólnego ładowania. - Pewnie, że będę. - Nawet udało jej się cicho prychnąć i przewrócić oczami, no proszę. Może i on nie popadał w kompleksy, ale Francuzka i owszem. I to w całkiem sporo. A w dodatku wszystko dlatego, że w młodszych latach wiele jej koleżanek się z niej naśmiewało, że ta jest zbyt chuda i nie ma cycków, a teraz one pewnie wyglądają jak beczki z kapustą. Nie no, nie bądźmy wredni. Szarlotka już dawno nie widziała swoich "znajomych" z Beauxbatons, no bo niby kiedy? Teraz przecież prowadzi zacne nowe życie w Anglii. Przesunęła opuszkami palców po jego udzie, aż w końcu napotkała materiał jego koszulki i śmiało włożyła pod nią rączkę, gładząc go po jego torsie. Odległość między ich twarzami jeszcze bardziej się zacieśniła, a tym razem to ona zaczęła delikatnie pieścić jego wargi swoimi, niekiedy zmieniając kurs to na szyję, obojczyk, to z powrotem na usta.
Z ludźmi to nigdy nic nie wiadomo. Na logikę powinni chcieć dzieciaka i takie tam. Rozbudowywać rodzinę (jakkolwiek przedmiotowo to brzmi) i w ogóle. przedłużać nazwisko, opiekować sie wnukami, urządzać wesela, komunie czy inne chrzty. Wydawać coraz to większe miliony w święta żeby wszystkich wyżywić i nakupić dla każdego prezentu. Kupują kolejne miejsca na cmentarzach żeby cała wielka rodzina zmieściła się obok siebie i takie tam. Problem w tym, że jednak temu jednemu procentowi społeczeństwa to nie pasuje. I nie spłodzą własnoręcznie (no dobra, może nizbyt RĘCZNIE...) ani nie zaadoptują, BO ŚNIEG. Tacy się przynajmniej czasem decydują na zwierzaki ze schroniska, to już coś. A jaki masz dowód, że to było o tobie? Hoho, spokojnie. Nie bądź taka do przodu, bo ci tyłu zabraknie, o! W sumie, prosze ja cie bardzo. Mogę tak mówić, to całkiem ładnie. PANNICO. -Szczęście się do ciebie uśmiechnęło BLONDYNKO i zesłało dzisiaj właśnie mnie. A mogłaś gnić gdzieś w tunelu metra w samotności i na haju. ALeee nie. Bóg cie kocha - Wyjaśnił jej to, łaskawie się nie irytując za poziom inteligencji jej pytania. Był skłonny jej to wybaczyć, to miło z jego strony. Już dawno się przyzwyczaił, że nie wszyscy są tak niesamowicie mądrzy, błyskotliwi, spostrzegawczy, inteligentni i w ogóle... jak on. Gilbert jest po prostu troszeczkę nerwowy, czasem musiał sobie warknąć w takiej sytuacji, no co poradzisz. -Na razie nie sprawiasz takiego wrażenia - Może jednak nie zdziwiłby się gdyby dziewczyna się kiedyś przez niego załamała? Jego słowa nieczęsto brzmiały jakoś strasznie pochwalnie. Nie żeby miał zamiar ją obrażać, no skąd. Po prostu jej pokazywał jak z nią jest kiepsko z jego obecności, a przy okazji jak jej z tym dobrze. Czyli i tak wyszło na to, że Slone ma dobre serduszko. Chwalmy Pana. Skoro ona postanowiła się rozkoszować jego ciałem, to on delikatnie spasował. Oczywiście jego dłoń wciąż krążyła po jej udach, a usta śmiało odpowiadały na każdą pieszczotę jeśli tylko trafiła się w ich okolicach, ale poza tym? Po prostu łaskawie zgadzał się na jej pieszczoty. W którymś tam momencie wydobył z siebie cichy pomruk zadowolenia nawet, hoho.
Tacy ludzie albo nie chcą mieć dzieci, albo... nie wiem. Nie mogę się na ten temat wypowiedzieć z prostych powodów, a z których najważniejszym punktem jest chyba to, że nie mam dzieci. Jeśli w ogóle kiedykolwiek będę. No ale mniejsza z tym. Zwierzęta? Że niby pies, kot czy tam chomik? Dobra, akurat tego trzeciego nie da się adoptować w schronisku, ale gdyby tak na głupi rozum to wziąć... czemu tacy ludzie mieliby AKURAT brać swoje pupile ze schronisk, skoro śmiało mogli pozwolić sobie na jakiegoś rasowego pudla czy innego zwierzaka z rodowodem, jak to się mówi. Przecież, skoro nie mają dzieci, nie mają też zbędnych wydatków (nie oszukujmy się, dziecko też kosztuje), więc mogą sobie kupić jakieś "lepsze" zwierze, dla którego wizyta u fryzjera będzie wychodziła dziesięć razy drożej niż dla właściciela. Albo tylko ja tego nie rozumiem, albo to serio jest takie skomplikowane. Nie kłam. Dobrze wiem, że to było o mnie. A ty już się tam nie martw o mój tył, dobra? Nie, to głupie słowo i w ogóle. Jak ci już tak zależy, to przynajmniej wymyśl coś innego, o. Matko, co ty masz to tych blondynek? Ranisz mnie tym. - Ojejku, no naprawdę bardzo się cieszę, że tutaj jesteś. - Powiedziała to z takim lekkim sarkazmem, więc nie sposób było określić, czy naprawdę tak jest, jak mówi, czy tylko udaje. No dobra, już my oboje wiemy, że ta pierwsza wersja jest bardziej prawdopodobna, ale cii. - Nieprawda. - Na tą odpowiedz z jego strony naprawdę się oburzyła. Ale w sumie.. nic nowego. Dobra dobra, on już jest jaki jest. Jezu, jak to zabrzmiało. Chodzi mi o to, że tobie się tak tylko wydaje, że jest miły i w ogóle, ot co. Nie, nie o to mi chodziło, ale dobra. Sama już sie pogubiłam. Oczywiście, to tak samo jak ona - zwyczajnie odpowiadała mu pieszczotą za pieszczotę. Nic poza tym. I dlatego jej dłoń wyłoniła się spod jego koszulki, po czym powędrowała do jej uda i odnalazła jego dłoń, splatając ją ze sobą. Oczywiście jej twarz nie odsunęła się od jego ani na milimetr. No bo niby po co?
No to zrób sobie dziecko i koniecznie urodź w przeciągu paru dni i mi opowiesz co i jak. Wszystko się powinno pięknie wyjaśnić po twoich emocjach do owego malucha. No i pięknie. Czyż to nie genialne rozwiązanie? Dawaj, liczę na ciebie. Synek ma być silny i zdrowy, nie ma innej opcji. A co do zwierzaków, to można założyć że tacy mają jednak trochę serca i rozumu. A jeśli mają rozum to nie załatwią sobie takich zwierzątek, bo to uż dziecko bardziej się opłaca, no. A taki fajny, przygarnięty Ciapek nigdy nie zaszkodzi, szczególnie takiemu duetowi no. I nie trzeba mu fryzjerów i takich tam. Weterynarz, na początku hm...wyprawka, a potem żarcie i od czasu do czasu jakaś nowa zabaweczka i pies z głowy. A z pudlem i dzieckiem się męcz człowieku. Nie moja wina, że o blondynkach krążą takie stereotypy, a nie inne. A miło się z tego śmiać. A mimo to uważam, że jasnowłose są tak samo inteligentne jak brunetki czy rude. Nono.. -Sarkazm jest objawem inteligencji. Nieźle Francuzko - Darował sobie BLONDYNKĘ skoro pokazała, że ma odrobinkę szarych komórek w głowie. Oczywiście Gilbert szanował ironię i sarkazm, sam uwielbiał je stosować w odpowiednich sytuacjach i w ogóle. A co najważniejsze, to nie są słowa dla pospólstwa. Jeśli chce się umiejętnie posługiwać tego typu żarcikami, nazwijmy to, językowymi to trzeba mieć coś w tej głowie i należeć do klasy wyższej niż niższej. -Prawda. Przestajesz myśleć o tym co dla ciebie ważne. Zeszłaś tu ze mną na dół mimo, że od śmierci dzielą nas centymetry, a niby chcesz jeszcze pożyć. Na temat imprez urodzinowych już się nie będę wypowiadać, ale co najważniejsze... Zajęłaś się mną zamiast towarem, który mam w kieszeni. Tylko pamiętaj, mnie się w żyłe nie daje, korzysta się inaczej. Połykać możesz... nawet powinnaś - TAK. Ze skojarzeniami proszę, ze raz w życiu powiem to na odwrót niż każdy normalny człowiek mówi. Oczywiście dopiero po tekscie bez skojarzeń ludzik zaczyna mieć zboczone myśli, ale szczegół szczegół. Mam nadzieje, że moje słowa nie odgonią nieprzyzwoitości przyciągając anielskość. Mniejsza, mniejsza. Musiał się jej jakoś odwdzięczyć za to, że była dla niego taka dobra kompletnie się rozpraszając. Nic dziwnego, że znowu wylądował tuż przed nią, wygodnie sobie klękając tak żeby patyczki (jej nogi) mieć między swoimi udami. Szokiem również nie był fakt, że opał łapki na zimnej, naturalnej ścianie za nią. To pewnie kwestia bezpieczeństwa, wolał zostać obok niej na kamyczku. No, a kolejne pocałunki rozsiane po każdym odkrytym fragmencie jej skóry do którego miał teraz dostęp, nie powinny nikogo dziwić.
Jasne, bo tobie to się tylko tak dobrze mówi. Sam zajdź w ciążę, urodź, męcz się i w ogóle. To nie takie łatwe. To znaczy... ja tam nie wiem czy łatwe, czy nie. Z tego co się orientuję, to raczej nie. Pewnie, już lecę, zaraz wyjdę przed dom i znajdę sobie pierwszego lepszego przechodniego. Rodziców nie ma w domu, idealnie kurde. A gdy będzie po wszystkim, zaraz znowu wejdę na forum żeby ci wszystko opowiedzieć, dobra? No, gorzej będzie z tym urodzeniem w ciągu paru dni... no i tymi moimi uczuciami do dziecka. Bo wiesz, ja nie przepadam za dziećmi. Oczywiście to nie znaczy, że ich nie chcę mieć. Chyba. Oj tam, ja się z tego nie śmieję. Pewnie wiesz lub się domyślasz, dlaczego. A co do tej inteligencji... ja cie trzymam za słowo. Ona JEST inteligentna. I nie tylko dlatego, że wie, kiedy używać sarkazmu. Sama w sobie była inteligentna i w ogóle. MIAŁA MUSK i go używała, a nie tylko te szare komórki. - Jaka śmierć? Nic nas od niej nie dzieli, przestań. A poza tym nie mam ochoty na ćpanie akurat teraz. Zapotrzebowałam się w swoim pokoju. Nie jestem na głodzie. Poza tym chciałam się... tobą zając, że tak to ujmę. I jest to bardzo wygodne. - Skojarzenia były. Nawet kilka. Ale dobra, nieważne. Trzeba przyznać, że musiał się wyjątkowo starać aby jej nie zgnieść, bo Szarlotka nic nie poczuła. To chyba nawet dobrze, bo wtedy Gilbert musiałby się popisać swoją zdolnością reanimacji, a przecież już zdążył jej pokazać, jak potrafi dawać sobie z tym radę. Tak więc kiedy już siedzieli w tej bardzo jakże bardzo wygodnej pozycji, studentka pozwoliła sobie jeszcze milimetr go do siebie przyciągnąć, ładnie kładąc swoją główkę na zgłębieniu w jego obojczyku. Oczywiście pozwoliła sobie na dalsze obdarowywanie go pocałunkami, tym razem w okolicach szyi. No.
Ależ bardzo chętnie. Mogę zajść w ciąże i urodzić choćby za tydzień. Jak mi tylko powiesz jakim cudem i którędy to dziecko wyjdzie, to spoko luz. Sobie znajdę jakiegoś zapładniacza czy coś tam, może będę wiatropylny, ja nie wiem. Wszystko w życiu będzie do zrobienia. I ci chętnie wszystko opowiem, ze szczegółami. Bez marudzenia i szukania wymówek, że biologia jakoś nie pozwala zapładniać i rodzić w kilka dni i takie tam. W ogóle co to za idiotyczne argumenty, ja nie wiem. Się nie dyskutuje tylko się bierze i sie robi, ot co. Szczególnie jeśli to JA grzecznie o to prosze Może i miała musk, ale ja ciągle trzymam się tego, że zmarnowany przez jej kolor włosów. Jak widać, nei doszczętnie. Sporo jej tam jeszcze zostało, to dobrze. Znając życie pewnie wywiało jej najważniejsze części owego szarego i pomarszczonego mięśnia, ale co tam -To skocz do wod... - Przerwał równie szybko jak myśl zaczął. Rozpoczynanie tego typu dyskusji nie miało większego sensu. On zacząłby jej wyjaśniać, że wystarczyłby nieostrożny ruch żeby sobie głowę rozbić o kamulec albo dać sie porwać prądowi do wodospadu jakiegoś i się utopić albo cokolwiek takiego, a ona wysnułaby własną teorię, że i tak i tak nic im nie będzie. To samo tyczy się narkotyków. Po co sobie gardło na to zdzierać? -Zawsze musi wyjść na twoje, co? Nawet kiedy wiesz, że mam racje? - No pod tym względem się nie różnili ani trochę, a to raczej minus. następuje konflikt charakteru i takie tam. Jak oboje staliby się nagle bardzo uparci i cheili wygrać to owa skromna potyczka byłaby naprawdę ciekawa, oj tak. Oczywiście Gilbert jest tym mądrzejszym, więc w ogóle "bójki" nie zaczynał. Zdecydowanie wolał całować jej skóre niż ją wyrywać płatami. Wolał też delikatnie przejeżdżać pazurkami po jej karku i plecach niż wydrapywać jej rany do mięsa. No i wolał ją zwyczajnie pogłaskać po włosach niż wyrwać ich sporą kupkę i wyrzucić w piździec