Niestety, jest to miejsce najmniej chętnie odwiedzane przez mieszkańców. Ciepły kolor ścian, światła i przytulny kolor mebli najwyraźniej przegrywały z przerażającą, ogromną biblioteczką wyposażoną w najróżniejsze księgi. Większość z nich to poezja, choć legenda głosi, że kiedyś wraz z mężem przyjechała tu Wiktoria Hanowerska i wśród lektur schowała swój pisany przez dwanaście lat pamiętnik. Wielokrotnie próbowano przeszukiwać biblioteczkę, lecz niestety nieudolnie. Czy owe zapiski rzeczywiście się tu znajdowały? Lepiej uważać na krzesła, które liczą sobie już wiele lat i naprawdę ledwo stoją.
Wszedł spokojnie, sprawdzając czy nie ma pod ręką żadnego mugola, w końcu upewniwszy się że nie ma nikogo i nikt go nie zauważy wyciągnął różdżkę, podszedł do krzesła w rogu. Uśmiechnął się widząc jego stan rozejrzał się jeszcze raz, by upewnić się że nikt go nie dojrzy, Reparo Krzesło wyglądało jak za czasów świetności, ruszył miedzy pułki, wziąwszy pierwszą lepszą książkę w dłoń zasiadł na krześle zaczynając czyta, po kilku minutach lektury spojrzał na okładkę by uświadomić sobie że własnie zaczął czytać Kamasutrę.
Jak dotąd poszukiwania, zakończyły się wielką klapą. Nigdzie nie mogłem znaleźć siostrzyczki! A co gorsza praktycznie nikogo nie spotkałem, chyba nadal się rozpakowywali. Jak zawsze nie mogłem na nikogo innego liczyć, jedyną osobą na której polegałem była Ariana Aine no może jeszcze reszta najbliższej rodziny. Ponownie zajrzałem do biblioteki, prócz pokoju to tylko tu mogłem znaleźć siostrę. Niestety i tym razem fiasko, no może nie do końca wreszcie kogoś spotkałem. Podszedłem do mężczyzny i zajrzałem mu przez ramię. - Przepraszam pana, nie chciałbym przeszkadzać w zapewne bardzo interesującej lekturze, ale czy nie widział pan mojej siostry? Na pewno nie można Jej pomylić z nikim innym. - grzeczne zachowanie otwiera wiele drzwi i nigdy nie zaszkodzi spróbować tej drogi. Dlatego wolałem powstrzymać się od złośliwych komentarzy.
Spojrzał na młodzieńca, wyjątkowo miłego i dobrze wychowanego, uśmiechnął się w jego stronę. -Przykro mi lecz nie widziałem tu nikogo od czasu mojego tu przybycia- Wstałem i odłożyłem skończoną już lekturę, wyprostowałem się, patrząc na pozostałe półki -ale może powiesz jak wygląda jeśli tu zajrzy dam ci znać, przy okazji Aleksander Brendan, a wypatrywać będę kogo dla kogo, jeśli raczysz się przedstawić i powiedzieć gdzie informacje Ci przekazać
Teraz to już martwiłem się nie na żarty, ale bieganie tam i z powrotem bez żadnego pomysłu nie miało najmniejszego sensu. Wyglądało na to że będę musiał na siostrę poczekać, może wpadła na ten sam pomysł co ja w szkole? Miałem nadzieję że tak i nic jej nie grozi. - Przepraszam, nazywam się Ailin Aidan O'Sullivan i szukam Arian'e Aine mojej młodszej siostry. Jak już wspomniałem nie powinieneś się pomylić, nie wielu jest tak młodych uczniów na obozie jak my. W dodatku kolor naszych oczu i włosów jest niemal identyczny. - wyglądał na miłego....szkoda, jednak nasze poszukiwania trochę zajmą, ale tym się zajmę kiedy odnajdę siostrzyczkę. - Najlepiej jak przekażesz siostrze że czekam na Nią tu, albo w pokoju to wystarczy. Dziękuję za poświęcony czas. - z zaciekawieniem spojrzałem na półki szukając czegoś ciekawego do czytania.
-Milo poznać przyszłych adeptów, jak ją spotkam to przekaże twoją wieść-uśmiechnął się z powrotem, zauważywszy jego spojrzenie rzucane na półki- z tego co zaznajomiłem się z literaturą tu się znajdującą jest to w większości liryka, więc jeśli cię bawi miłej lektury, ja wrócę tu niedługo, w razie czego muszę zobaczyć czy mój pupil już przyleciał-Skłonił się chłopkowi i ruszył w kierunku wyjścia-pamiętaj jednak że to normalny kurort, ale po co to mówię zapomniałem że wam nie wolno praktykować w czasie wakacji, do zobaczenia - opuścił pomieszczenie
Rozglądając się po tytułach jednocześnie słuchałem nowo poznanego mężczyznę, miło z jego strony. Na to liczyłem nic więcej nic mniej, niestety informacja o księgozbiorze jaki tu się znajduje zasmuciła mnie. Literatura? Czytałem od czasu do czasu, ale tutaj nie ma naszych rodziców, wolność! Więc nie dziękuję, eksperymenty są najważniejsze. Szybko odwzajemniłem ukłon i odpowiedziałem. - Do zobaczenia. - zwykła grzeczność, ale obowiązkowa szczególnie że milo się zachował wobec mnie, a to zobowiązuje. Przynajmniej czasami. Kiedy Aleksander wyszedł zacząłem przeszukiwać bibliotekę w poszukiwaniu odpowiedniej lektury. Wszystko co wiązało się z fizyką, bronią palną lub mugolskimi wynalazkami miało dla mnie jakąś wartość pod warunkiem że tego nie czytałem. Zabrałem do stolika niewielki stos książek i zacząłem je przeglądać, nie zamierzałem ich całych czytać byłaby to ogromna strata czasu. Interesowały mnie tylko wyselekcjonowane informacje.
Wpierw, mając to dziwne uczucie, że biblioteka jest TYM właściwym miejscem, udałam się właśnie do niej. Nie myliłam się... Weszłam cicho do pomieszczenia, nie chcąc przeszkadzać potencjalnym miłośnikom powieści. Ailin stał przed chwilą przed jednym z regałów. Teraz powoli, niosąc naręcze książek przeszedł do stolika i usiadł. Wyczuł moją obecność, tego byłam pewna. A skoro tak, to nie zaszkodziłoby doniesienie paru woluminów. Podeszłam do regału, na którym stały książki naukowe. Wybrałam szybko parę pozycji z psychologii, jedną książkę o elektronice i jedną o współczesnych wynalazkach techniki. Ciekawy repertuar jak na trzynastolatkę....Podejrzewam jednak, że przydadzą się w naszych drobnych eksperymentach. Podeszłam do stolika. - Mogę się przysiąść? Zapytałam bardziej z dobrego wychowania, niż konieczności. nie czekając na odpowiedź usiadłam obok, rozkładając "swoje zdobycze".
Kiedy usiadłem i rozłożyłem niewielki księgozbiór na stole przede mną i otworzyłem pierwszą lepszą przyniesioną książkę, wyczułem Jej obecność. Uśmiechnąłem się leciutko, była tutaj więc nic nie groziło mojej siostrze, teraz w spokoju mogłem zagłębić się w lekturze jednocześnie obserwując poczynania siostrzyczki. Kiedy zapytała o pozwolenie i zaraz potem usiadła koło mnie mój uśmiech pogłębił się. - Witaj, jak pierwsze wrażenia? Jakbyś mogła poszukaj jakiś informacji o falach, szczególnie radiowych. - jak zawsze kiedy rozmyślałem o eksperymentach, wiele mówiłem i nie zwracałem sobie głowy czekaniem na odpowiedź i tak kiedyś ją uzyskam. - Musimy kupić jeszcze jedną parę komórek, nasze mają wykupiony abonament prawda? Więc tu nam się przydadzą. – mówiłem spokojnie zajęty książką, jak i następnymi słowami które zamierzałem wypowiedzieć. - Jest jeszcze jedna sprawa, wręcz najważniejsza, musimy znaleźć opiekuna i to odpowiedniego. Poza szkołą nie wolno nam rzucać zaklęć, a to nas bardzo ograniczy, nie możemy na coś takiego pozwolić. Jak dotąd spotkałem jedną osobę, ale nie sądzę by się nadawał, zbyt miła osobowość. - czasami zdarzały się właśnie takie chwile, kiedy nie byliśmy dziećmi tylko.....no właśnie kim? Spojrzałem na Arian'e Aine, wystarczy mi Jej zrozumienie, wytłumaczenie w tej kwestii nie miało znaczenia.
- Fale radiowe powiadasz, poczekaj chwilkę, chyba już coś mam. W książce o elektronice powinien być dział poświęcony falom. Otworzyłam więc tomiszcze i sprawdziłam spis treści. Bingo! Właściwości fal elektromagnetycznych, cały rozdział a jednym z podrozdziałów są właśnie fale radiowe. Uśmiechnęłam się jak kot, który złapał wyjątkowo tłustą mysz. Swoją drogą ciekawe, co w domu robi nasz kociak. Po powrocie ze szkoły czekała na nas niespodzianka, prześliczny, puszysty mały kotek. Biały z ciemnym noskiem i łapkami, do tego posiadający niebieskie ślepka. Cudeńko, rodzice jakimś dziwnym trafem dokładnie wpasowali się w nasz gust. Szkoda tylko, że nie mogliśmy go zabrać ze sobą. Koniec rozmyślań, Ariana wróć do rzeczywistości! - Wrażenia jak najbardziej pozytywne, będzie ciekawie...Ja jeszcze nie natknęłam się na odpowiednią osobę. Wszyscy wydają się strasznie mili... Mówiąc to przeglądałam wcześniej znaleziony rozdział. Już po chwili całkowicie pogrążyłam się w lekturze. - O mam! To powinno się przydać. Rozpoczęłam cytowanie. - " Fale używane w radiokomunikacji stanowią tylko część widma fal radiowych od ok. 10kHz do ok. 30GHz. Górna granica tego zakresu systematycznie przesuwa się w górę na skutek postępu technologicznego w elektronice.W telefonii komórkowej stosowane są fale decymetrowe tj. o zakresie częstotliwości 300MHz÷3GHz" Dalej podane są wykresy, a raczej obrazy fali. Jak myślisz, będą mieli w miasteczku księgarnię? Przydałoby się kupić fachowa książkę o budowie telefonów komórkowych.
Całkiem przydatne informacje tylko niestety nie dla nas, a dokładnie średnio jesteśmy w stanie je wykorzystać. Szczegóły nie są aż tak ważne jak sama zasada rozchodzenia się fal, ale z całą pewnością siostra ma rację. Musimy znaleźć jakąś księgarnię i książkę o budowie komórek, powątpiewałem by coś takiego można było tutaj znaleźć. - Wybierzemy się do miasta i to niedługo. Nie mamy innego wyjścia trzeba odnaleźć książkę i opiekuna. A i trochę świeżego powietrza nam się przyda. - nasza mama nie odstępowała nas na krok kiedy wróciliśmy ze szkoły. Chyba nie przypuszczała że tak będzie za nami tęsknić, chociaż szybko przypomnielibyśmy jej jakimi aniołkami jesteśmy. - Przepiszę podstawowe informację do pamiętnika i idziemy, zgoda? - zapytałem tylko i wyłącznie dla formalności. Mało kiedy różniliśmy się w naszych zdaniach, a raczej prawie zawsze zgadzaliśmy się ze sobą. Wyciągnąłem niewielki obity czarną wytartą skórą całkiem sporych rozmiarów notes i otworzyłem na odpowiedniej stronie. To był mój najcenniejszy przedmiot, dostałem go na ósme urodziny od rodziców i siostrzyczki to był właściwie jej pomysł. Zabezpieczony zaklęciami, możliwy do otwarcia tylko przeze mnie mógł pomieścić o wiele więcej niż jego gabaryty wskazywały. Uwielbiałem notować w pamiętniku, a znajdowało się w nim wszystko. Przemyślenia, notki, uwagi, oraz sprawozdania z naszych eksperymentów z całymi opisami jak i dlaczego postanowiliśmy się za to zabrać. - Skończyłem to jak idziemy i czy może jeszcze chciałabyś tu posiedzieć?
Spoglądałam jak notuje, choć również miałam kaligraficzne zdolności jego pismo było dokładniejsze. Nie ukrywajmy, ja zawsze byłam tym mniej spokojnym duchem. Dla osób postronnych oboje pisaliśmy jednak jak dawni mnisi, pięknie i wymyślnie. Z pamiętnikiem wtedy trafiłam, ależ się cieszyłam widząc jego minę, gdy odpakowywał prezent. - Skończyłem to jak idziemy i czy może jeszcze chciałabyś tu posiedzieć? Krótkie pytanie a oderwało od wspomnień. - Idziemy, koniecznie muszę sprawdzić, czy mają jakiś sklep z kamieniami półszlachetnymi. Ostatnio próbuję znaleźć odpowiedniej wielkości lazuryt. Wiesz, chcę spróbować sama zrobić jakąś biżuterię, może uda mi się ją napełnić magią, chociaż trochę. Miałam nadzieję, płonną, ale zawsze, że nie zauważył tego specyficznego błysku w moich oczach. Powoli wstałam i odniosłam książki na ich dawne miejsce. - Top wycieczka raz proszę... Wyszłam na korytarz, czując, że idzie tuż za mną.
Po nieudanej wycieczce do pobliskiego lasu, postanowił zaszyć się gdzieś w zaciszu pensjonatu. Nie bardzo uśmiechało mu się siedzenie bezczynne w pokoju dlatego też powędrował stronę biblioteki. Zdawał sobie sprawę, że z pewnością będzie się różnić od tej którą można znaleźć w Hogwarcie , choćby ze w względu na tematykę swoich zbiorów, mogły być okazałe ale ni jak się miały do tego co przy odrobinie szczęścia można znaleźć w murach jego szkoły. Mimo wszystko lubił mugolskich pisarzy czy poetów, z tym, że nie teraźniejszych. Jego zdaniem klasycy którzy żyli najczęściej przeszło sto albo jeszcze więcej lat temu ujmowali wiele spraw w wręcz magiczny sposób, to co on przyjmował bez mrugnięcia okiem dla nich było kolejnym, powodem do napisania sonetu czy powieści. Fascynowało go to w jaki sposób niektórzy potrafili patrzyć na świat, a zwłaszcza jak zręcznie ubierali w słowa swoje spostrzeżenia. Chłopak błądził pomiędzy regałami pełnymi książek i nucił piosenkę która ostatnio bez przerwy chodziła mu po głowie. Bez większego zainteresowania przerzucał spojrzenie z jednej księgi na dugą. Musi tu być coś co w końcu go zainteresuje, z tą swoją wybrednością potrafił przejść bibliotekę w wzdłuż i wszerz, by w końcu wybrać pierwsze lepsze dzieło. Nie zrozumcie mnie źle ,o n po prostu nie zawsze miał ochotę chwyta z byle co zwłaszcza jeśli miało okazać się mdłym romansidłem. Po jakimś czasie wybrnął jedną, dosyć grubą i obitą w skórę, ruszył do stolika by sprawdzić czy w istocie jest warta zachodu. Po chwili jednak wyszedł, zostawiając księgę na stole.
Ostatnio zmieniony przez James Lightwood dnia Sob Lip 09 2011, 18:05, w całości zmieniany 1 raz
Ekierka stwierdził, że impreza w piwnicy to dno i wodorosty... Albo wielkie spotkanie doradcze jego prześladowców. Gdy tylko ich wszystkich ujrzał, podskoczył jak oparzony, złapał się za tyłek, bo już niemal czuł ból w pachwinach i innych miejscach, po czym wycofał się chyłkiem z tegoż pomieszczenia. Cały spocony i z przekrzywionymi okularami na nosie wleciał do pokoju i zabarykadował drzwi oraz zamknął je na wszystkie dostępne zamki. Niezwykle dumny ze swojej zaradności, walnął się na łóżko i zasnął. Śniło mu się, że śpi. Ale to nie koniec. To dopiero wstęp do koszmaru. W tym oto śnie, śnił o tym, że krowy umieją latać i zamiast deszczu pada mleko, więc biegał sobie po dworze z otwartą gębą, kręcąc się w kółko z rozprostowanymi rękami. W tle leci jakże znana melodia z Dirty Dancing - Time of my life! I nagle jego cudowny sen zostaje zakłócony. Z wielkiej szafy, która znajduje się na przeciw niego wyskakuje z głośnym ŁAAAAAAAA! nie kto inny a Jocelyn z potworną maską na głowie! W sumie to dobrze, że mu oszczędziła twarzy, bo wtedy jak nic by dostał zawału (nie, nie chodzi o to, że Jo jest brzydka, bo nie jest! Spencerek jest po prostu bardzo wyczulony na jej osobę przez te wszystkie krzywdy, jakie dziewczyna raczyła mu zrobić!) Przerażony do granic możliwości i biały jak płótno Spenc zaczyna wrzeszczeć i moczy łóżko, po czym się budzi i znajduje się w świecie rzeczywistym, gdzie jest jeszcze uroczy dzionek. Odetchnąwszy z ulgą wstaje i zaściela ładnie swe łoże i stwierdza, że skoro nie będzie wychodził przez najbliższe dni z pokoju, to sobie poogląda chociaż panoramę tegoż miejsca przez okno! Tak więc patrzył na ten cudowny krajobraz, kiedy jakaś plamka zbliżała się w jego stronę z zastraszającą szybkością. Spenc przez chwilę nie mógł jej rozpoznać, choć uparcie się siłował ze swoją dziwną wadą wzroku! Jednak kiedy sóweczka była już trzy metry od niego, wrzasnął i rzucił się do tyłu, bo rozpoznał w niej Szatana - sowę siostrzyczki. Drżącymi dłońmi zabrał Szatanowi list, a ten podziobał mu straszliwie ręce, jak to miał w zwyczaju. Nie będziemy go tutaj całego cytować, bo po co biednego chłoptasia jeszcze bardziej upokarzać? Wystarczyło mu to, że łzy strachu lały się z jego oczu strumieniami! Co prawda były wakacje, ale Jo chciała koniecznie zebrać informacje na temat wody święconej, niezbędnej do egzorcyzmów. Pan Ekierka siedział więc w bibliotece od dłuższego czasu i szukał namiętnie informacji na ten temat. Oprócz tego był też stos ksiąg przeznaczonych dla Spencerka, które miał zamiar w najbliższym czasie przeczytać, aby pogłębić swoją wiedzę na temat płci żeńskiej, potocznie zwanej piękną, a Spencerek wiedział dlaczego! Jednak to zrobi później, pierw woda święćona dla Jo. Siostrzyczka by go zabiła, gdyby nic nie znalazł, więc szukał dalej, nawet jeśli wiedział, że to wszystko będzie stosowane przeciwko niemu, o czym raczono go poinformować w liście. Bał się jej gniewu, więc wolał to odbębnić i tyle. Siłował się dość długo z tymże dziadostwem i nie zauważył, że obok przeszła... czarna kotka! Wielkie nieba! Tak strasznie bał się czarnych kotów, wszystko tylko nie one. Jednak mimowolnie zerknął (wsadził głowę pod stół i przeszukał teren) na dół i zobaczył tam kotkę ciskającą gromy w jego kierunku. - AAAAA! - wrzasnął Spencer na całą bibliotekę (łamiąc przy tym zasady tego miejsca!) i wyskoczył z krzesła, a do tego wylądował w ramionach pani bibliotekarki. Zrobił wystraszone oczka, przeprosił i stanął przy jakimś regale. Zbyt się bał tam podejść, żeby dokończyć misję zleconą przez siostrę.
Po udanej wycieczce do miasteczka, zakończonej sporymi zakupami (sporymi jak na jej średnio wypchaną kieszeń, bo dla kogoś bogatego to mogło się wydawać niczym), dotarła zmęczona do swojego pokoju. Tam udało jej się na chwilę zasnąć, jednak nie śniło jej się nic, a tylko obudziła się gorzej zmęczona i na dodatek bolała ją głowa. To był taki dziwny ból, który pojawiał się u niej, gdy spała w ciągu dnia. A siedzenie w pokoju nie pomagała się go pozbyć, musiała czymś zająć głowę. A nic tak nie zajmowało jej głowy, jak czytanie książek. Tak, tak, może to dziwna metoda, ale w jej przypadku skutkowała. Jednak ze sobą nie wzięła nie wiadomo ilu książek, bo nie chciała ich traktować zaklęciami, niektóre by się rozleciały pod wpływem tego, takie już były stare. Tak po prawdzie to tych książek było dokładnie pięć. I zdążyła je już wszystkie przeczytać. I dlatego też postanowiła pójść do biblioteczki. Skąd wiedziała, że takowa się znajduje, to nie miała pojęcia. Po prostu wiedziała. Wyszła z pokoju, zamykając go na klucz (Jared znowu gdzieś się poszedł, nic jej nie mówiąc, a to niecnota!) i zeszła z poddasza na piętro. Patrzyła na poszczególne drzwi i gdy już znalazła te odpowiednie, po prostu weszła przez nie do środka. Spora była ta biblioteczka, nie spodziewała się aż tak dużej. Ale to dobrze. Szukała interesującej lektury i już kilka pozycji miała wybranych. Trzymała je spokojnie w ręku, ale nagle usłyszała krzyk, który sprawił, że się przestraszyła, a książki wypadły jej z rąk, upadając z hukiem na podłogę. No kto to tak się zachowywał źle w bibliotece, no! Zastanawiała się nad tym w czasie, gdy zbierała książki z podłogi. Dopiero, gdy ujrzała Spencera przy sąsiednim regale, jakoś odgadła, że to był on. Jak to zrobiła, nie pytajcie. W każdym razie nie myśląc wiele, podeszła do niego. - Co się stało, że aż musiałeś wrzeszczeć? - zapytała zaniepokojona. No bo co takiego mogło go przestraszyć?
Przez ten czas, gdy panienka Papillon szukała interesujących ją pozycji do przeczytania na regałach, Spencerek starał się przekonać, że może wrócić do małego stoliczka, przy którym do tej pory siedział. On MUSIAŁ tam wrócić, o ile nie chciał poznać gniewu siostry. Co prawda znał go już całkiem dobrze, ale wiedział, że jeżeli nie wykona zleconego przez nią zadania, będzie czuł się źle i najcichszy podmuch wiatru sprawi, że będzie zwiewał gdzie pieprz rośnie, ot co! Wtedy też usłyszał tak mu znany, zaniepokojony głosik. No tak, ktoś się o niego martwił! Ktoś nie pozostawi go samemu sobie! Albo po prostu ktoś się boi, że jego uraz psychiczny się powiększył i jest z nim jeszcze gorzej, niż było... - Och, Gabrielle, Gabrielle! - zawył Spencerek. Nagle Pan Ekierka nabrał śmiałości i pobiegł w jej kierunku, a potem rzucił jej się na szyję i ucałował w oba policzki chyba z dwanaście razy, zupełnie jak babcia Hermenegilda na święta. A Spenc bał się babci Hermeny bardziej niż wszystkich dręczycieli razem wziętych (z wyjątkiem Jo!), więc podskoczył ze strachem. Słysząc jej pytanie przypomniał sobie o złym i wstrętnym kocisku, a to nim tak wstrząsnęło, że spojrzał nieprzytomnie na Gabrielle, łapiąc bezgłośnie powietrze i osunął się bezwładnie na ziemię. Wszystkich przerażonych od razu uspokajam! Nie ma co się bać, a jego przyjaciele już wiedzą o tym najbardziej! Podobne sytuacje zdarzały mu się trzy razy w tygodniu. Trzeba po prostu poczekać dwie minutki... I tak, już po chwili Spencerek wstał i zaczął odpowiadać chaotycznie na pytanie Krukonki: - Tu... w bibliotece... TU STRASZY. TO NAWIEDZONY BUDYNEK! - powiedział, a oczy wyłaziły mu z orbit. Musiał DOKŁADNIE przekazać Gabrielle, co tu się dzieje! Ona musi go zrozumieć! Musi ją uchronić przed czyhającym złem, które czai się ze wszystkich stron!!! - Widziałem... - zniżył głos do teatralnego szeptu. - Widziałem tutaj... w tym miejscu... jak siedziałem przy tym oto stoliczku - tu wskazał drżącym palcem stolik, na którym walał się stos książek. Ekierka dbał o swój ton głosu, aby dodać tejże sytuacji grozy i tajemniczości. W końcu wyjawiał swej Owieczce wielki sekret! Coś strasznego! Rzecz, o której nikt jeszcze nie wiedział, oprócz niego! Bo on wie, że cała ta obsługa chce ich wszystkich pozabijać... - Tu był... STRASZNY... I JEGO OCZY SIĘ ŚWIECIŁY... OKROPNY, CZARNY KOT! - zakończył, dokładnie i przerażająco akcentując ostatnie słowa!
Dooooooobha. <autorka udaje Andrzeja Strzelbę z programu Pod gradobiciem pytań>
Oczywiście, że się o niego martwiła, jakżeby mogło być inaczej! I jak można w ogóle w to wątpić? Ona nigdy nie zostawiłaby go samemu sobie, chyba, że nagle przestałaby go poznawać w wyniku utraty pamięci, ale to już jest naprawdę wyjątkowa sytuacja i naprawdę musiałoby się stać coś złego, żeby ona tę pamięć straciła. I miejmy nadzieję, że nigdy do czegoś takiego nie dojdzie. Trochę dziwnie się poczuła (a nawet bardzo dziwnie!), kiedy Spencer się tak na nią rzucił i zaczął obcałowywać, no! Było to dla niej bardzo kłopotliwe i, choć wiedziała, że to nie ma żadnego podtekstu i, że to tylko był taki przyjacielski odruch, to i tak jej policzki oblały się rumieńcem. Biedna Gabrielle, speszona tym faktem (bo czuła, że była cała czerwona na twarzy, tak), chciała coś powiedzieć, ale jedyne, co się wydobywało z jej gardła, to jakieś niezrozumiałe jęki, naprawdę. Po prostu nie wiedziała, co rzec i tylko słychać było coś w stylu aaaa.... aaa... I to nie były jęki rozkoszy, jak mogłoby się wam wydawać, zbereźnicy wy, nie! W każdym razie odetchnęła z ulgą, gdy już puścił ją, ale znowu zaniepokoiła się tym spojrzeniem, jakie skierował w jej kierunku. Nie podobało jej się to w ogóle. I miała rację. To, że Spencer upadł, nie było przyjemnym widokiem. I co z tego, że wiedziała, że mu się tak zdarza? I zaraz wstanie i znowu będzie z nim wszystko dobrze (powiedzmy, bo czasem myślała, że on nie jest zrównoważonym do końca człowiekiem, ale to w przebłyskach normalności tak myślała, bo zazwyczaj zachowywała się tak, że i ją powinni zabrać do psychiatryka, tak, tak, moi mili państwo)? No nic z tego! I tak się bała o niego, bo mógł się walnąć w głowę i to on mógł stracić przytomność, a potem pamięć. A co, jakby wpadł w śpiączkę? No nie mogło tak się stać! Na szczęście wstał zaraz i normalnie Gabrielle miała ochotę upaść i dziękować za to Merlinowi. Chwała mu! Słuchała uważnie i zawzięcie tego, co mówił Spencer i naprawdę dziwnie się czuła. Czyżby się bała? Znaczy, nie, żeby się jakoś szczególnie bała duchów (w sumie znała je tylko od tej dobrej strony, to może dlatego tak), ale... naprawdę tu coś straszyło? Ona o tym nie słyszała i miała nadzieję, że to był tylko wymysł Krukona. Ale słuchała dalej. I przeszło jej przez myśl, że McGovney może specjalnie tak rozbudowywać atmosferę, żeby wywrzeć na niej większe wrażenie. Cóż, udawało mu się to po części, bo jednak ona teraz nie do końca wierzyła w tę historię. Jeszcze. Ale, gdy już usłyszała, O CO TAK NAPRAWDĘ CHODZIŁO, ledwo powstrzymywała się od śmiechu, naprawdę. Choć... ona trochę się też bała czarnych kotów, przypomniała sobie. Bała się, jak przestępowały jej drogę. Ach, jaka przesądna Gab! Ale nic, ona musiała być w tym przypadku tą rozsądniejszą, Spojrzała w tamtą stronę i... ona nie widziała tam żadnego kota! Ale za to poczuła, jak coś smyra jej nogę. Zerknęła tam, a to ten kot. Łasił się do niej! Jak to możliwe, jej zwierzęta zazwyczaj nie lubiły. - Chodź - powiedziała i pociągnęła chłopaka w stronę tegoż stolika, aby tylko odejść od tego kota jak najdalej. - On naprawdę jest straszny - przyznała.
I to jest właśnie prawdziwa przyjaciółka! Znosi wszelkie dziwactwa Spencerka z najwyższym poświęceniem, godnym Anioła i Człowieka Wielkie Serce! A Gabrielle jest taka inteligentna, że na pewno dałaby sobie radę z utratą pamięci... Chociaż nie wiem, czy osobę Spencera da się łatwo zapomnieć, w końcu ciężko znaleźć taką jakże oryginalną jednostkę! A nawet jeśli by się coś takiego stało (a nie stanie!) to McGovney szybko by odświeżył pamięć dziewczyny. Wystarczy, że zawyłby I'm too sexy, co brzmiałoby jak jeżdżenie paznokciem po szkolnej tablicy, tak dobrze znane jego przyjaciołom, i po problemie! Biedna Pani Prefekt by się chyba głowiła, jak mogła nawiązać kontakt z takim dzikim i niezrównoważonym psychicznie osobnikiem... Ale nic, ona musiała być w tym przypadku tą rozsądniejszą. Ojej, zastanawiają mnie poważnie słowa w tym przypadku! To oczywiste, że Gab była od niego rozsądniejsza, w każdej minucie i sekundzie życia. Co ja gadam, wszyscy są rozsądniejsi od Spencerka. On to potrafi nawet oberwać od krowy prosto w czoło, choć przecież ma już kilkunastoletni staż w dojeniu! A skoro tyle czasu spędził na doskonaleniu tychże oto zdolności, to powinien wiedzieć, jak co robić, nie? No ale nic dziwnego, skoro ostatnio przyniósł sobie do obory poduszki, położył się pod wymionami krowy, otworzył swą szlachetną gębę i.... No dobrze, pomińmy tą zacną część z życia farmera. Kiedy uroczy mrochny kot łasił się do Gabrielle, Spencer zbladł niesamowicie. A co, jeżeli on jest na usługach Jo?! Jeżeli ma wczepiony czip w tyłek i będzie za Spencerkiem łaził, aby jego siostrzyczka wiedziała, co robi jej brat?! Jego patykowate nogi drżały mu z przerażenia. Bał się odezwać, więc kiedy rozsądna Gabrielle pociągnęła go w stronę stolików odetchnął z ulgą. WIDZICIE?! JĄ TEŻ PRZERAŻAŁ TEN CZARNY FUTRZAK! Kiedy już zasiedli przy stoliczku, Spenc stwierdził ze strachem, że ten podły kocur mógł przecież przez dotyk rzucić klątwę na Gab! ŁOBOŻECOTOBYBYŁO?! - Gab! - krzyknął nagle, a potem szybko zatkał usta i patrzył się na zdekoncentrowaną owieczkę. Przypomniał sobie o zasadzie ciszy w bibliotece. Potem przytknął jeden palec do ust i zrobił ciche "cśśśś!" jakby to ona hałasowała. - Ten kot to sługa szatana... Co, jeżeli przelał na ciebie swą czarną moc?! - mówił głosem nabrzmiałym z emocji, co brzmiało jak najnormalniejsze w życiu piski. - Nie mogę cię straaaaaciiiiiić! Muusiiimy to sprawdzić! - rzekł, a później bez zbędnych ceregieli złapał Gab za nogę (biedaczka!), poprawił swe pingle na nosie i zaczął się przyglądać nieskazitelnie gładkiej nóżce dziewczyny, której cała ta sytuacja się chyba... nie spodobała? Poszli więc na kompromis, o! Zgodzisz się na to, twórczyni zacnej Gabrielle? Spencerek puścił nogę panienki Papillon i klęknął przy jej nóżce, a później szczypcami, które wyciągnął ze swych spodni, zdjął czarny włos tego sierściucha. - ON JEST PRZESIĄKNIĘTY ZUEM. ALE TERAZ... TERAZ JESTEŚ URATOWANA! JESTEŚ WOLNA, GABRIELLE, JESTEŚ WOOLNA! - zawył szczęśliwie, bo to on, nikt inny, uratował Gabcię przed śmiertelnym zagrożeniem. Gdyby tak się nie stało, to dziewczyna zapewne chodziłaby w transie, rzucając z okna pomarańczami i bananami, albo latałaby po korytarzu jak nawiedzona, kłując ludzi szpilką po plecach! A Spencerek bał się szpilek straszniście.
No widzę właśnie, jakie są krótkie Ale fajnie mi się z Tobą pisze, i nic nie poradzę! :C
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, no przecież. Oj tam zaraz poświęcenie, może i czasem trudno było znieść osobę Spencera, właśnie przez te jego dziwactwa, ale... ona też swoje miała, dlatego te jego nie przeszkadzały jej aż tak mocno, jak mogły. Bo była dosyć wyrozumiałą osóbką. Ale z tym aniołem i człowiekiem wielkie serce to przesada. I to wielka! A na utratę pamięci nawet inteligencja nie pomaga zbytnio, jak się czegoś nie pamięta, to się po prostu nie pamięta. Ach, ta moja logika. Ale! W każdym razie, osobiście nie jestem pewna, czy akurat te zawodzenie Spencera przypomniałoby jej pamięć. Jednak na pewno doprowadziłoby ją do takiego stanu, w którym przegnałaby go na cztery wiatry za narażanie jej uszu na szwank. Jej umuzykalniony słuch raczej by tego nie wytrzymał. Dlatego właśnie też nie byli ze sobą tak blisko, bo nie mógł przy niej "śpiewać" I'm too sexy. Zabroniła mu tego kiedyś, dawno temu, ale, jak widać, chłopak się tego trzymał. Może od niego była rozsądniejsza, co jednak nie znaczyło, że była naprawdę rozsądną osobą, nie, nie! Ona bywała rozsądną, bywała. Ale nie była cały czas. A to jest różnica, bardzo duża, czyż nie? No bo rozsądna rzeczą nie było to, że potrafiła wypaść z okna i połamać sobie rękę. Albo wsadzić sobie papierka po cukierku do nosa, nic nikomu o tym nie powiedzieć i chodzić z nim dziewięć miesięcy (w końcu miała przez to problemy laryngologiczne i poszła do lekarza, który jej tego papierka wyjął, w końcu!). A to tylko dwa przykłady, takowe można mnożyć. To chyba o czymś świadczy, nie? Ale, wracając do sytuacji z biblioteczki, to naprawdę nie ma się czemu dziwić, nie. Ona się zaczynała bać czarnych kotów. To chyba pan McGovney tak na nią oddziaływał, niewątpliwie. Właśnie, właśnie, kiedy już usiedli przy stoliku (uciekli od tego kota, uff, aż odetchnęła z ulgą), to położyła książki na tymże właśnie stoliku, bo ileż to można trzymać w ręku takie ciężkie knigi? Spojrzała na chłopaka z głupia frant, gdy krzyknął jej imię. No czegóż znowu się bał? Przecież uciekli od kota, już wszystko było dobrze, nie? - Nie przesadzaj, nie czuję w sobie żadnej czarnej mocy, wszystko jest w jak najlepszym porządku - próbowała uspokoić Krukona, ale to nic nie dawało, bo ten nakręcał się coraz bardziej i bardziej. I chyba nic nie mogło go powstrzymać. - No co ty mówisz, prze... a! - wydała z siebie pisk (cisza w bibliotece, jasne!) który to chyba dobitnie oznajmił, że raczej nie pozwalała, by ot tak łapano ją za nogę. Bo to się tak zaczyna - najpierw noga, a potem wyżej! I do gwałtu bardzo blisko, ale nie róbmy ze Spencerka gwałciciela, no. W każdym razie patrzyła, co tam też chłopak robił i czuła znowu smyranie po nodze (historia lubi się powtarzać). - Tak, tak, jestem wolna, ale nie musisz zaraz tego oznajmiać całemu światu - dodała, uspokojona, że ta cała maskarada już się skończyła (miała taką nadzieję!). Bo też jej uszy powoli zaczynały protestować przeciwko takim piskom.
Ano powstrzymywał się przed swym wyciem. Wiedz, że to naprawdę trudne dla niego, bo on po prostu czuje, że musi śpiewać, że powinien pokazywać swój talent innym ludziom, aby umilić im czas! Nieważne, co powiedziała mu tam Gabrysia, on po prostu stwierdził, że jego cudowny śpiew przeszkadza Gabci w myśleniu, bo jak tu myśleć, kiedy w tle lecą cudowne dźwięki wydawane przez Ekierkę? Osobiście uważam tak samo jak Ty i Jo. Ale każdy ma w sobie cząsteczkę egoizmu i samouwielbienia. No dobra, może tego drugiego to nie posiadam, bo jestem brzydka i głupia, i jaram się darmowym kaftanem z psychiatryka... ale Spencer ma tego tyle w sobie, że mogę stwierdzić, iż dzięki niemu wszystko się wyrównuje. Tak jakby, no. Oj, Gab, Gab... Spencerek i gwałt? On nie wiedziałby, co ma robić i zacząłby szukać podpórki w książkach, a wiadomo, że nic tam na ten temat nie ma. Prawdopodobnie po raz pierwszy by się na nich zawiódł... No i to, że zarywa do wszystkiego, co się rusza, nie oznacza, że jest aż taki zły! Do głowy by mu nie wpadło coś takiego... Całkowicie wystarczają mu podrywy na rolnika i teksty z jego zeszytu! Tak więc bądź spokojna! - Jak to: nie muszę? Chyba wszyscy by się zdziwili, jakbyś nagle zaczęła biegać n-n..nag-go po korytarzach... A tak, to ci nie grozi! - zakomunikował oficjalnym tonem, ale zająknął się na słowie "nago", bo to przecież straszne, aby z jego ust wyłaziły tak paskudne i przerażające słowa! Jeszcze ktoś pomyśli, że Spencerek ma brudne myśli! O, jak ładnie mi się zrymowało. - Ojej! - krzyknął (łamiąc przy tym zasadę ciszy w bibliotece! Gabrielle, ty nikczemna, działasz demoralizująco na Spencerka!), a kiedy wszyscy z wyrzutem skierowali na niego wzrok, udał, że nic się nie stało i zaczął liczyć do stu dwudziestu, aby się uspokoić. - Ale jestem dzisiaj niegrzeczny... - stwierdził, a kiedy spojrzał na pannę Papillon, mimowolnie oblał się szkarłatnym rumieńcem. Och no, zawsze tak reagował na piękne panie! A właśnie, wzmianka o paniach przypomniała mu o egzorcyzmach Jocelyn McGovney! Przerażony podskoczył na krześle i część jego książek zleciała na podłogę. Szybko zlazł z krzesła i kucnął. On nie usiądzie na brudnej i zimnej posadzce, bo jeszcze nerki sobie przeziębi! Miał nadzieję, że nikt nie zauważył (a zwłaszcza Gabrielle!) JAKĄ książkę przyniósł. Różowa okładka i... "Poradnik Zakochanych". Zasłonił ją własnym ciałem i schował pod innymi tomami na blacie, ale bystre oko Gabrielle chyba zauważyło okładkę. Ratunku! - Um...eee... Co ciekawego wypożyczyłaś? - spytał, opierając się nonszalancko o krzesło, które... no cóż, poleciało z nim do tyłu.
Właśnie wiem to doskonale, bo, choć osobiście talent mam i raczej nie jest to poddawane w wątpliwość, to jednak nie każdy ma ochotę słuchać twojego śpiewu, czy też krzyku (w zależności, jaki to jest repertuar), a tu serce się rwie do śpiewu i tak ciężko się powstrzymać. Ale można, można. choć jak czasem ci przyjdzie do głowy takie lecę, bo chcę, lecę, bo wolność to zew no to naprawdę ciężko sprawić, by to nie wypłynęło z twoich ust. A to jest prawie tak zacna piosenka, jak I'm too sexy, więc myślę, że zrozumiesz. Jednakże stwierdzę, że to, do czego doszedł Spencer, wcale nie odbiegało wiele od rzeczywistości, co więcej, nawet się z nią pokrywało częściowo. Jakoś osobiście nie wierzę w to, że jesteś głupia i brzydka, bo: raz - stworzyłaś postać Spencera i Lilyanne, które są obie zacne, nie wiem, która bardziej (chyba Spencer jednak, ale... muszę się iść wpisać do powiązań Lily, tak przy okazji); niestety, co do brzydoty, to nie mogę zbytnio nic powiedzieć, ale ja tam myślę, że nie jest z tobą źle. A darmowy kaftan z psychiatryka to coś niebywałego, podesłałabyś mi taki, a nie. Ale wróćmy do sytuacji w biblioteczce, bo się zanadto rozgaduję. Może i nie oznacza, ale wiedz, że takie można sobie o nim pomyśleć, bo który chłopak tak nagle, bez NAPRAWDĘ POWAŻNEGO POWODU, łapie dziewczynę za nogę, hm? Nawet, jeśli ta nóżka była zgrabna, a była. Jak na razie wystarczają, ale kto wie, co tam się roi w głowie Spencerka, no, wiesz. Może sobie wyobraża, że jest jakimś rycerze, broniącym swojej damy serca, jak w teledysku Last Friday Night, który to miała okazję dziś obejrzeć po raz kolejny? Kto tam go wie! - No wiesz co?! O czym ty myślisz, Spencer? - zapytała zdziwiona, a potem pogroziła mu palcem. - Nie spodziewałam się tego po tobie, mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy, zrozumiano? - dodała, przybierając wojskowy ton. Krukon naprawdę miał brudne myśli, no z kim się Gabrielle zadaje, no! - No jesteś, jesteś, przydałaby ci się jakaś kara - odpowiadając na te jego stwierdzenie, jakież prawdziwe (no nawet ona tak nie krzyczała, będąc w bibliotece, choć jej się też czasem zdarzało). Jednak, gdy spostrzegła, jak to dwuznacznie można było odebrać, zaraz sprostowała - ale dziś ci odpuszczę, nie będę taka surowa. Oj, ona nie była w ogóle surowa, często zapominała wyrządzone jej krzywdy (no, te małe) i wcale nie zamierzała karać McGovneya, ona tylko tak musiała powiedzieć, dla zasady. I już miała mu pomóc w zbieraniu książek, ale on sobie tak dobrze poradził, że nie musiała tego robić. I coś tam widziała, ale jakoś jej to... nie zdziwiło. I zbagatelizowała to. Wróci do tego tematu, jak będzie na to pora. - A różne książki... - zaczęła, ale nie skończyła, bo oto chłopak się przewrócił, toteż wstała i podała mu rękę, by pomóc mu się podnieść. - Wszystko w porządku? - zapytała z niepokojem w głosie.
Faktycznie, to że stworzyłam postać Spencera wspaniale o mnie i mej inteligencji świadczy, he he! Ale co tam, jest przynajmniej taki swojski, jak farmerzy ze wsi mojej babci! Jeden to chciał mnie nawet podwieźć na traktorku do domu, takie mam znajomości. Poszczycić się mogę, nie? I zaszpanować. Jestem pewna, że nawet grupa dresów spod mojej klatki byłaby pod wrażeniem i nie rzucaliby w moją stronę jakichś żałosnych tekstów, jakbym im pogroziła widłami w dupie! Co do darmowego kaftana, to spoczko! Powiedz tylko - wolisz zielony szpitalny, czy szary? A, i jest jeszcze absolutna nowość - niebieski! Prezentowano go na mnie, hy hy. No wiesz, chociaż raz mogłam się poczuć jak modelka! I nie, to nie zależało od mej urody, a raczej wzrostu, bo jedyne, czym mogę się pochwalić to 176cm, ale to znowu nie tak dużo i wychodzę po raz kolejny na przeciętniaka... No, ale wróćmy do tematu głównego! Chłopak?! Jaki chłopak?! Wiadomo, że Spencer zasługuje na miano MĘŻCZYZNY. Potrafi prowadzić gospodarstwo nie gorzej niż niejedna gosposia! Co tam gadacie? ŚMIECIE WĄTPIĆ W JEGO MĘSKOŚĆ?! Dobra, tym zajmę się później! No i... jak to bez poważnego powodu? Czy uważasz, że Opętana Gabrielle to problem z dziecięcego podwórka?! To naprawdę poważna sprawa, a nie! Chyba byś nie chciała, aby to Jo przeprowadzała na niej egzorcyzmy, prawda? Choć.. kto wie, może dla Gab byłaby milsza. Nie wiem, jakie tam mogłybyście mieć znajomości! A Last Friday Night... to tam jest przedstawiony dzień z życia Spenca! Wszystko wyreżyserowała Jocelyn, we własnej osobie. Tylko... czego to zdołało już mieć całkiem sporo wyświetleń w internecie, podczas gdy McGovney nic o tym nie wie?! Gab podała tejże Ofierze Losu rączkę (tym razem nie nóżkę!), a Ofiara złapała ją ochoczo. - Dzięki misiu. - zamrugał zalotnie do Gabrielle, ale zaraz się opanował, wstał na nogi, przybrał poważną minę i poprawił swe gogle. Kiedy Gabrielle też zaszczyciła krzesło swym siedzeniem, spojrzał na nią, bo przypomniały mu się groźby, które wypowiedziała! - Gab... Ja naprawdę nie chciałem mówić o bieganiu nago po korytarzach... - zaczął, a oczęta mu się zaszkliły. Wydął wargi, a kąciki ust spuścił na dół. - Błagam, Gabrielle, wybacz mi! Nędznemu nędznikowi! - teraz już ryczał i wył na całego, więc wyciągnął z kieszeni mocno zużytą chusteczkę i dmuchnął w nią głośno. Pociągnął jeszcze raz nosem. Jaki on biedny! Jego piękna przyjaciółka się obraża, a siostra torturuje! A właśnie, woda święcona... - Gabrielle... jeżeli zechcesz mi wybaczyć i dalej ze mną rozmawiać, choć kompletnie nie zasługuję na twą znajomość, a co dopiero przyjaźń... to może... czy mógłbym.. ciebie prosić o ostatnią rzecz? - spytał błagalnym tonem i spojrzał swymi jeszcze mokrymi oczami od łez w oczy panienki Papillon. - Jeżeli nie zechcesz mi odpowiedzieć... zrozumiem... Ale.. to ważne. Tak bardzo ważne, jak czyszczenie brudnych wideł. Czy wiesz... - Zniżył głos do szeptu, bo przecież teraz zada straszne pytanie, za które mogą go wywalić ze szkoły. Mówił o czymś, czego nie znał, a co, jeżeli to coś w stylu.. horkruksów?! - Czy wiesz, co to jest... woda święcona? - te dwa słowa wymówił tak cichutko, że musiał się nachylić do Gab, a jak je już wypowiedział, to szybko od niej odskoczył, zatkał sobie usta dłońmi i zaczął się z niepokojem rozglądać na boki. A kto wie, czy jakiś ludź go nie podsłuchał, hm?! A kto wie, czy to nie jest jakieś straszne przekleństwo i Gab ucieknie z wrzaskiem, hm?! A CO, JEŻELI WIDZI JĄ PO RAZ OSTATNI W ŻYCIU?!
A widzisz, widzisz? Bo musisz wiedzieć, że jak ja o czymś mówię, to tak jest. No zazwyczaj, bo bywają wyjątki, jednak na rodziców czasem nie ma siły i trzeba się im podporządkować. W ogóle jestem pod wrażeniem twoich znajomości, ohohoho! Bo ja sama, choć mieszkam na wsi, to takich znajomości nie posiadam. Może dlatego, że nie ma u mnie tak zacnych farmerów? Tak, to pewnie dlatego. Więc widzisz? Ciesz się z tego, co masz i korzystaj! Oczywiście, że niebieski. Mój ulubiony kolor musi być, ma się rozumieć. Zielony zbytnio szpitalny, a szary taki... bezbarwny. A niebieski jest w sam raz. I tak a propos... 176 cm wzrostu to dużo. A jak ty się czujesz przeciętniakiem, to co ja mam powiedzieć ze swoim 165 cm? W tym przypadku to ze mnie jest jakiś kurdupelek, a to przykre. Bardzo. Tak, tak, Spencer to menszczyzna w każdym calu. Przyznaję to bez bicia, nie? Ale i tak będę go nazywać chłopakiem, nie zabronisz mi. Aj tam, opętana Gabrielle to nie aż takie zło. Poza tym myślę, że Jocelyn jest tak niemiła tylko dla swojego brata, właśnie z racji tego, że Spencer był jej bratem. A dla innych byłaby bardziej wyrozumiała, bo nie byłaby tak powiązana. Poza tym Gabrielle to pani prefekt, a z tymi lepiej nie zadzierać! A co do Last Friday Night, to nie wiem, nie wiem, ale po prostu chyba to wszystko specjalnie jest tak zrobione, żeby on się o niczym nie dowiedział. No co za Jocelyn! - Nie ma za co - odparła, wywracając przy tym oczami, bo Spencer znowu się zapominał. Miała już go zganić za to, ale zdążył sam przystopować, dlatego po prostu mu odpuściła. Szybko im jakoś poszło, to, że zaraz usiedli znowu przy stoliku. I już myślała, że będzie spokojnie i normalnie, ale... nie, przy tym Krukonie nie można było się nudzić, w ogóle. - Aaale co ty opowiadasz? - zapytała zdziwiona, patrząc na chłopaka (ahahhaah!), nie wiedząc, co ma zrobić. Bo gdyby to była dziewczyna, to pewnie teraz wziełaby go w ramiona i pocieszała, że wszystko będzie dobrze i w ogóle, ale, na Merlina! Ona nie rozumiała, po co te histerie, przecież ona tylko żartowała wtedy i wcale nie uważała, że Spencer jest niegodny jej przyjaźni, że powinien najlepiej trzymać się od niej z daleka. To niedorzeczne! Ale wytrzyma to i sprawi, ze Spencer jeszcze się uśmiechnie. No musiał, no, nie mógł się jej bać, nie miał powodu. Żadnego. - Woda święcona? - powtórzyła za nim. - Boisz się powiedzieć woda święcona? - zdziwiła się, a potem roześmiała. Rozśmieszyła ją ta cała sytuacja, jednak zaraz się zreflektowała, przecież czarodzieje nie musieli wiedzieć, co to jest. - No woda święcona to jest taka specjalna woda, używana przez księży do różnych obrzędów, na przykład by poświęcić dziecko, dom, samochód, na różnych uroczystościach kościelnych. Czasem też jest używana do odpędzania duchów i uzdrawiania opętanych - tak skończyła. O zgrozo, dopiero po chwili zorientowała się, o czym też wspomniała. Pięknie.