Jak wejdzie się krętą ścieżką na sam szczyt niewielkiego wzgórza, dostrzec można bordową, drewnianą figurę, nieco ukrytą w zaroślach. Strzeże jej kilka drewnianych, naostrzonych pali, ale teraz już raczej niewiele dają. Nie ma tutaj żadnej tabliczki, jak w tych wszystkich turystycznych miejscowościach, która opisywałaby co symbolizuje ten pomnik. Zapewne, gdyby ktoś tym się bardzo zainteresował, musiałby spytać się najstarszych mieszkańców niżej położonego miasteczka, bo inni, za bardzo zaaferowani są współczesnym życiem, by interesować się historią. Chodzą słuchy, że jakiś czas temu, dwóch niesfornych turystów próbowało podmienić pomnik na inny. Nikt, oprócz tej dwójki, nie widział tego na własne oczy, jednak rażący wybuch bordowego światła na wzgórzu, doskonale widoczny z okien wszystkich domków, nie mógł pozostać niezauważony. Powstały więc najróżniejsze opowieści, poparte powrotem młodzieży spod zabytku, która, delikatnie mówiąc, nie była w zbyt dobrym stanie. Niestety, nigdy nie zdradzili co tam się stało. Wydaje się więc całkiem możliwym, że pomnik posiada jeszcze swoją dawną, nieokreśloną przez współczesnych ludzi moc. Strzeżcie się, turyści!
Unikając miejsc zaludnionych, udała się potajemnie na wzgórze. Od dziecka ciągnęło do gór, do niebezpiecznych wspinaczek, które serwują niezapomniane wrażenia. Dziewczyna od zawsze była typem samotnika, więc i samotne wyprawy nie były jej straszne. Gdyby nie fakt, że góry były tak daleko, już dzisiaj postawiłaby na nich stopę. Obiecała sobie, że w najbliższym czasie wstanie skoro świt i wyruszy na podbój. Teraz nawet nie zabrała niezbędnych rzeczy. Tak, z pewnością będzie musiała znaleźć jakiś sklep (chyba o jakimś nawet słyszała, wszak to mugolska okolica) i zrobić zakupy. Dobrze, że jej wspaniałomyślna rodzicielka, "rozmieniła" trochę galeonów na mugolskie pieniądze, będzie miała czym płacić. Pełna wigoru parła na przód na szczyt wzniesienia. Mont Everest to nie był, ale Puchonka i tak była z siebie dumna. Do czasu... Postawiwszy nogę na szczycie, wybałuszyła oczy. Tam ktoś był! Przerażona zaczęła się cofać, ba, nawet krzyczeć! Głośne "Aaaaaaaaaa" przerwało panującą ciszę. W momencie, gdy dziewczyna zorientowała się, że to tylko rzeźba, pacnęła się w głowę i umilkła, zbliżając się do "potwornej" figurki.
Piw nie miała ostatnimi czasy co robić, a jakiś czas temu na jednym ze wzgórz odkryła fascynujący posążek, pomnik wręcz!, przypominający indiańskie totemy. IDEALNY wprost rozmówca, no nie? Jest ciekawy, nie wcina się w połowie zdania. Może trochę małomówny. Ale to nie problem, nie przy monologach Piwonii. Nie musiałaby właściwie fatygować się aż do posążka, rozmówcę mogła znaleźć wszędzie w swoim pokoju, na przykład w grzebieniu, koralikach, ścianie, nawet w kłębku kurzu pod łóżkiem. Nawet nie musiało to-to oczu mieć. Twarzy nie musiało! Ważne, żeby było zbudowanie z materii i znajdowało się w pobliżu Piw. Wymagająca to ona nie była. Zapomniała jednak, przez jakie chaszcze musiała się przedzierać, żeby wtedy do tego pomnika dotrzeć i nieopatrznie założyła prawie całkiem wychodzone, tęczowe trampki, kwiecistą spódnicę do kostek i swoje zwyczajowe tryliard bluzek. Nawet kiedy się szczególnie przyglądało, trudno było powiedzieć, ile ich aktualnie ma na sobie, ale widać było jakieś paski, czerwono-żółte kropki, gdześtam z lewej wystawał kawałek fioletowego rękawa, a na samym wierzchu prezentowała się cudnie niebieska bluzka z tęczą, której krańce nikną w dwóch różowych chmurkach. Iście szatańska! Samą tęczę zasłaniał sznur różnobarwnych korali i kilka mniejszych sznurków, równie kolorowych. A teraz sobie wyobraźmy, jak Piwka się w tym wszystkim przedziera przez wysoką trawę i krzaczory i wszyscy współczujmy jej całym sercem. Mimo przeciwności losu udało jej się tam dotrzeć w miarę jednym kawałku, może trochę zdarła sobie gardło, kiedy wrzeszczała na jakieś biedne drzewko, że ma ją natychmiast puścić. Ta jej subtelność. Ale dotarła! I nawet się okazało, że nie jest jedyną osobą, która się do tego mega fajnego posążka pofatygowała. - Nie bajeruj go za bardzo, bo mnie nie pokocha tak mocno, jak ja kocham jego! - powiedziała na przywitanie, wyrywając się ostatecznie z objęć ostatniej nieprzyjaznej rośliny na swojej drodze.
Już, już miała złapać posąg za głowę... a tu, zza krzaków, wyskakuje gadający potwór. Roś była święcie przekonana, że to jest duch tego czegoś przed nią. Podskoczyła, kiedy stworzenie zaczęło się zbliżać, i niemal odwróciła, aby zwiać, ale zaraz... Wytrzeszczyła oczy - a to co, hipis? Może jakiś obcokrajowiec? - Ty, z choinki się urwałeś... łaś... łoś? - przekrzywiła głowę, aby potem podejść i na spokojnie móc przyjrzeć się postaci. Bluzka na bluzce, rozpadające się trampki, długa spódnica... może to jakiś zakład...? Pogładziła rzeźbę, nie spuszczając wzroku z tego czegoś stojącego obok. Całości stroju dopełniały liście we włosach i wychodzące z butów gałązki. Dziwak, może uciekł od Daisy? Coś tam słyszała, że Diana po przebywaniu u tej świrniętej nauczycielki zdziczała kompletnie, ale żeby wypuścić takiego potwora? - A masz go. Właściwie to do siebie pasujecie - mruknęła. - Tak jakby - dodała jeszcze ciszej.
Oho, no wspaniale. Piwka wiedziała, że wygląda dziwnie, wprawdzie nawet to było jej zamierzeniem, chociaż zależy jak na to patrzeć... ale żeby tak nie widzieć w niej dziewczęcia? No ej, jej pięknej krasy już nie widać? No dobrze, nie była piękna, może trochę dawno ostatnio regulowała te swoje brwi, ale tak od razu brać ją za jakieś niewiadomowsumieco? - A widzisz tu jakiś świerk? - zapytała zupełnie poważnie, dumnie wypinając pierś. Pfff, i ona JĄ za dziwną uważa? Yhy, Piw przeprasza, ale to nie ona w środku lata wyjeżdża z jakimś tekstem o Bożym Narodzeniu. - Oczywiście, że do mnie pasuje! - Wyciągnęła przy tych słowach ręce i rozpromieniona podeszła do posążka, po czym uścisnęła go mocno niczym swojego najlepszego przyjaciela. Nie zrażało jej to, ze średnio nawet przypomina kształtem coś żywego, NO BO CO TO ZA PROBLEM. Takie podziały są dla ograniczonych, ot co!
Nie jej wina, że Piw wyglądała co najmniej śmiesznie! ONA Z PEWNOŚCIĄ JEST CLOUNEM! CZYLI GDZIEŚ TU JEST CYRK! Rośka musi trafić do niego jak najszybciej! ONA KOCHA CYRKI! Postanowiła uważniej przyjrzeć się temu czemuś przednią, wszak nadal nie podało płci! Więc na pewno jest obojnakiem, ot co! - Wiesz, mijałam kilka, jak tu szłam, ale były sztuczne - odparła. No bo ona NAPRAWDĘ tam widziała coś iglastego. A że sztuczne - co to za różnica? Może tu teraz wypada Boże Narodzenie? Złożyła ręce na pierwsi, przyglądając się poczynaniom hipisowej choince. - No wiesz, w sumie to - wskazała na rzeźbę - też kiedyś było drewnem... - Skoro nie jestej z choinki, to z jakiej planety? - dociekała. Może wreszcie się dowie. Wszak ona ma nie wiedzieć?! SKANDAL!
CYRK?! Och, ależ ona ma szczęście, że nie podzieliła się z Piwką swoimi przypuszczeniami, ALEŻ TO SZCZĘŚCIE. Po pierwsze to byłoby jak podważanie stabilności emocjonalnej tudzież również oczywiście możliwości intelektualnych Piwki, po drugie - ona. Nienawidziła. Cyrków. Gdyby sugestia, że jakoby miała uciec z cyrku została wypowiedziana głośno, niechybnie ktoś by zginął na miejscu. - Sztuczne? - rzuciła dziewczynie spojrzenie wyrażające powątpiewanie dla jej poczytalności. Tak. Właśnie. Zostać tak potraktowanym przez dziewczynie, która przytula się do pomnika tubylców z wyraźną chęcią zaprzyjaźnienia się. Teraz Rose może poczuć się poniżona, naprawdę. - A to o drewnie to co to miało być? - Ona drewnem? Piwka drewnem? Powiedziałabym: "że hę?". Jak to Piwka drewnem? Gdzie Piwka drewnem? W jaki sposób Piwka drewnem? - I wiesz... - Puściła pomnik jedną ręką i oparła się o niego tak, ze teraz stała opierając się o niego, przy tym trzymając rękę na jego nieistniejących ramionach. - Rodzice dawno ci powinni to powiedzieć. Wszyscy jesteśmy z kapusty.
Ostatnio zmieniony przez Peony Femke van Zephyr dnia Sro 6 Lip 2011 - 10:23, w całości zmieniany 1 raz
A skąd Rośka miała wiedzieć, że to stojące przed nią dziwactwo nie cierpi cyrków? Może ktoś ją trzasną łyżką w głowę? Albo złamał nos? W sumie to chyba ma dziurę w nim i to w tak ważnym punkcie, który odpowiada za gust. No nic, nudno było, a gapienie się na cudny natury też zaczynało ją nudzić. - Słuchaj, dasz mi lekcje stylu! - palnęła, szczęśliwa, pukając się w głowę. CZEMU ONA NA TO WCZEŚNIEJ NIE WPADŁA?! Rzuciła kamykiem w arcydzieło, do którego tuliło się to coś. Okey, to chyba ta coś. A może transwestyta? Nie wypada pytać wprost, więc umilkła, czekając, aż ono coś powie. Może straciło głos? Jak ta syrenka, co się człowiekiem stała? - A jakie, żywe? Uświadamiam Cię, że niestety jesteśmy tu, gdzieś, chyba w Nowej Zelandii (wspominałam o sklerozie Rośki?) i tu NIE ma choinek. Wycięli an twoje potrzeby. Masz jakieś siostry? I ona śmie podważać jej słowa?! Phi, co za człowiek! - W każdym razie posądzam Cię jeszcze o bycie clownem albo jakimś hipisem. Więc wybieraj, czym chcesz być... Przy kolejnym pytaniu nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Ba, to był rechot! - Chodziło mi bardziej o choinkę, wiesz? TO DRZEWO! - Pocałuj go. Zamieni się w większy pomnik. Ale uprzedzam - nie wiem, jak się z nim robi dzieci! - roześmiała się. Ono było naprawdę zabawne. Może to miłość od pierwszego wejrzenia? - A, i proponuje przynieść mu lub jej jakieś ubrania. I zrób pomnikowi wózek na kółkach, niech udaje inwalidę. Przedstaw go też rodzicom! Ale nie zapomnij! - zastrzegła. - Od kapusty? Aaa, no faktycznie, bociany koczują na polach z kapustą, aby potem przynosić kominem ludziom dzieci. Dzięki za uzupełnienie luki w edukacji - ledwo powstrzymywała się, aby nie wyśmiać tej postaci. Trzeba przyznać, ze była zabawna.
Że łyżką w głowę i cyrków nie lubi? Trochę naciągana ta teoria, nie powiem. Łyżka w procesie powiększania ilości żywionej do cyrków nienawiści wpływu nie miała raczej większego, może minimalny, ale nie na głowie przecież. Na głowie to prędzej pędzel, bo to się zdarzało. nad łyżką musiałaby pomyśleć, ale raczej nie pasowałaby do imidżu, zbyt błyszcząca, niestety. - Proszę bardzo! - Ucieszyła się Piwka, chociaż wcale nie przeoczyła tej inteligentnie skrytej, złośliwej aluzji. - Po pierwsze, nie pokazuj się ludziom w piżamie - powiedziała, lustrując dziewczynę od stóp do głów. No szczyt oryginalności to to nie był. łagodnie mówiąc. A właściwie to się w ogóle zlewało nawet z drzewami, te te ubrania, czyli było bardzo bardzo źle. - Ktoś tu się chyba nieźle walnął w głowę przy wstawaniu z łóżka - rzuciła, robiąc usta w ciup. - Wycięli i specjalnie dla mnie sztuczne posadzili? Jak miło z ich strony! - uśmiech, który Puchonce zaserwowała nie był ani trochę peonowaty, a przynajmniej na pozór, bo był ironiczny i miał w sobie taką... świadomość. Coś nienormalnego w przypadku Piw, a jednak zdarzyło się. Sprawdźcie datę i zapiszcie, będzie co wypominać Piwonii. - Czy mam siostry? - Uśmiechnęła się. - Powiedzmy, że możliwe, że czeka cię w najbliższym czasie atak klonów. Nie mylić z atakiem clownów. Śmie, abo i może, to śmie! Icoicoico, problem to jakiś, hmm? - No cóż, chyba nawet bycie posądzanym o... bycia clownem...? Jest lepsze niż bycie szarym, codziennym glutem wśród całej gamy podobnych, szarych smarków. - Spojrzała na dziewczynę z niekłamanym współczuciem. Bo było jej czego współczuć. Na pewno nie jest fajnie być szarym glutem, Piwonia potrafiła to sobie wyobrazić... prawie. Ale widziała, że to nic dobrego i współczuła jej całym swoim wielkim sercem. - NAPRAWDĘ? - W wielkim entuzjazmie w jej głosie chyba każdy głupi dałby radę rozpoznać sztuczny wielki entuzjazm, mający podkreślić wielką gafę, która teraz zaszła. No bo tego, ten tego, tego, że zrozumiała, że sugestia była kierowana do niej (to znaczy, ja tak zrozumiałam, hihi) nie powiedziała na głos, więc słowa Puchonki wydały się jej w tym momencie czymś nieprawdopodobnie głupim, nawet jak na pewoniowe standardy. Piwka patrzyła z góry na słowotok dziewczęcia (stała na wzniesieniu, stąd ta góra, nie żeby ten tego, chociaż to też), czekając, aż skończy. Jak to jest być mierzonym przez Piwkę, TĘ Piwkę, spojrzeniem pełnym politowania i współczucia? Z pewnością dziwne uczucie to jest. Toteż, zatem i dlatego, Piw nic nie powiedziała, stwierdziwszy, że chyba odpowiadanie na takie żarty jest poniżej jej zacnie wysokiego poziomu. Huhu, nikczemna Piw. Piw prychnęła. - Bociany? - spytała. - Kto mówił o bocianach? - Ach, to pobłażanie w jej oczach. - Ktoś tu ma chyba troszeczkę nierówno pod sufitem...
Nie, że albo łyżeczką w głowę albo z cyrku przyszła. Rośka zawsze widziała, że tacy hipisi nie myślą racjonalnie, a to, co wygadywało to dziecko, było ponad jej siły. W ogóle o jakim pędzlu ona myślała? Chociaż... wygląda jak z okładki tych czasopism, co próbują upchać na człowieka jak najwięcej ciuchów. Albo zakochała się w projektancie i ukradła mu wszystko, co miał w szafie. Bardzo, ale to BARDZO prawdopodobne! ZŁODZIEJ! Rośka (jako prefekt, ale czy to tu w ogóle działa?) powinna zareagować jakoś! - Czyli koszule nocne mogą być? - ożywiła się. TAK, ONA JE KOCHAŁA. Nie, skądże, tu nie ma żadnej ironii... - Słuchaj, pożycz mi trochę tego, co ukradłaś i będzie git! - Tak się składa, ze w nocy nie spałam - mruknęła. Bo jak miała spać, kiedy starszy brat zwalił się na głowę i zorganizował całonocną imprezę? - No widzisz, jak o ciebie dbają! Jeszcze planowali powiesić bombki, ale wiesz, dzieciaki już się ich pozbyli... - westchnęła, załamując ręce. Bo co ona miała na to poradzić? Była tylko irytująca na tą chwilę Puchonką, nic więcej. - Sądzisz, że kryjówka pod łóżkiem wystarczy? Och, wygadałam! - pacnęła się w głowę, udając przybitą tym faktem. Jeszcze te pseudopotwory ją zjedzą! A może to są inni?! Po co się w to pakowałaś, po co się w to pakowałaś! Było powiedzieć "cześć i do widzenia" i sobie pójść. Teraz będziesz miała koszmary! Oho, właśnie gada sama do siebie... - Przynajmniej z glutów można zbudować wierzę! - zauważyła, dumnie wypinając pierś. - A z takich... hm... okazów powstają jedynie szczątki! Ale wiesz, z kości też można coś zbudować w sumie. Ale wiesz, jak się pokruszysz, to będziesz do niczego. Już sobie wyobrażają, jak zamykają ją w Zoo jako szympansa. A może będzie udawała papugę? Albo, hm... pasuje na pawiana... tak, pawian będzie idealny! Tylko będzie trzeba dorobić jemu czerwony tyłek... Da się załatwić. Albo poprosi faceta w Zoo. A to dzieci będą miały uciechę. Jeszcze jakby jej siostry złapać, byłoby wręcz super! Tym swoim "NAPRAWDĘ?!" wywołała jedynie wybuch śmiechu u Puchonki i łzy z oczu. Gdzie to coś się uchowało? W Afryce? Cyrku? ZOO? Obstawiała jakiś ciucholand, czy coś, ale jednak bycie "złodziejką" bardziej Rośce pasowało. A może to ewoluowało z... hm... czegoś w coś? Tak, teoria ewolucji też jest ciekawa... A może to zmutowany frankenstein, którego wymoczyli w eliksirze życia? Albo ojciec tego czegoś jest naukowcem? Może TO w ogóle jest mugolem? Rośka, przestań, mózg Ci się spali od myślenia. - Nie znasz się - skwitowała. - Bociany zawsze przynoszą dzieci, które hodują z główek kapusty! Skoro nie znasz się, to się nie odzywaj - zarządziła.
[wszystkie kłopoty ze zrozumieniem tekstu proszę wyjaśniać u mojej znajomej .__.]
Zdanie o łyżce i cyrku znajdujące się obok zdania o niemyślących racjonalnie hipisach wygląda bardzo, bardzo zabawnie. Ale nic. Gdyby komuś takiemu, kogo nie pokażę palcem, chciało się ruszyć wirtualne dupsko i coś zrobić, to wiedziałby, o co chodzi z pędzlem, bo to wcale ukryty szyfr ani zagadka logiczna nie jest, chociaż może sprawiać takie pozory. nie, wyjaśnienie jest bardzo proste i podane na tacy, trzeba tylko chcieć po tę tacę sięgnąć, ot co! A teraz trochę sparafrazuję poprzednie słowa: to zdanie o niemyślących racjonalnie hipisach w tym akapicie wygląda przezabawnie. Bo co to za sugestie, jakoby Piwka kradła! Może ma nie po kolei w głowie, a przynajmniej sprawia takie wrażenie, bo bądź co bądź w końcu była krukonką... ale nie kradnie! - Nie, nie mogą być. - Piwka użyła tutaj tonu, jakim mówi się do dzieci, kiedy łagodnie odmawia się im cukierka. Mało się nie zachłysnęła przy tej całej wzmiance o kradzieży, bo to było dla niej niewyobrażalne, aby ją o coś takiego oskarżyć. - No wiesz, żeby mnie tak swoją miarą... - Pokręciła trochę głową nad bezczelnością tego dziewczęcia i prychnęła, prężąc się dumnie w swoich warstwach ubrań, które kupiła. - No tak, to wyjaśnia wszystko na twój temat. - Och, jakaś ty złośliwa, Piwka. Przestań. - To bardzo miłe z ich strony! Czy mogłabyś im przekazać wyrazy wdzięczności? Piwka kradnie, a teraz jeszcze zjada... nie, no czego te Puchonki nie wymyślą, no. W szaleństwie Piwki było przynajmniej jeszcze trochę logiki, a tutaj, cóż, zgubić się można kompletnie! - Widzisz - rzekła Peony tonem myśliciela. - Różnica jest taka, że z glutów trzeba robić wieże, aby cokolwiek znaczyły. My, indywidualiści, jesteśmy wieżami. A teraz jeszcze jakieś posadzenia o zezwierzęcenie? Cóż za myślotok! Godny podziwu! Ale nie, Piwka jako zwierzę prezentowałaby się już raczej jako papuga. W sumie papuga bardzo dobrze Piw odzwierciedla, chociaż nie tak dobrze, jak quetzal, który przecie i patronusem jest! Widać Puchonka nie potrafiła rozszyfrować bardzo jawnego przesłania tego słowa zawartego w tonie, czy też nawet głośności wypowiedzi. No cóż, trudno, bywa. Piwka nie zamierzała niczego sprostowywać, bo ww sumie nie zależało jej na przychylnej opinii (jakby na jakiejkolwiek jej zależało!) tego dzewczęcia. - Chyba to przed chwilą ty dziękowałaś za uzupełnienie luki w edukacji. Teraz ja się nie znam?
Wielka szkoda, ze Piw nie myślała na głos. Rośka miałaby ubaw po pachy. Właściwie to miałaby z pewnością teorię, o co chodzi. A to było tak. Więc ten hipis jest hipisem i używa łyżek, aby być oryginalną. A pędzel wziął się stąd, że ukradła go temu projektantowi, który w wolnym czasie lubił malować, a że wiedziała, że mężczyzna się skapnie, zabrała wszystko, co dała radę na siebie włożyć, a potem, najzwyczajniej w świecie, postanowiłam pomalować sobie twarz. Wprawdzie taki dzikus z pewnością nie wiedział, że do twarzy używa się kosmetyków, a nie farb, ale można mu to wybaczyć. Aż tak tragicznie nie wygląda. Dobrze chociaż, że była szczupła. O, proszę, Rośka wiedziała, że to coś przed nią jest chore! Nie po kolei w głowie... Może rodzice ją biją...? - Nie...? - jęknęła. PRZECIEŻ ONA NIC INNEGO NIE MA. Teraz była pewna, że będzie musiała wszystko pożyczać od nowego znajomego. Chociaż czy stroje od obojnaków pasują dla dziewczyn? No cóż, sukienkę w ostateczności mogłaby pożyczyć... i którąś z tych bluzek. Ale najpierw musi je uprać, o. Przepraszam, jakąś bezczelność? Rośka powiedziała wszystko bardzo delikatnie! Tak, miała tu zaznać CISZY i SPOKOJU, a tu pojawia się potwór i ją rozprasza. Wprawdzie, to był nudny... Aż się jej ziewało! Odwróciła się, udając, że ogląda krajobraz. Było tu całkiem przyjemnie, zaprzeczyć nie mogła. - Gluty widać, indywidualistów jakoś nie - westchnęła, załamując ręce. Co to za człekokształtne stworzenie? Świat nigdy nie przestanie jej zadziwiać. Papuga - dobrze Rośka myślała! Taka gadatliwa, wkurzająca papuga, ot co. W sumie powinna już rezerwować oddzielną klatkę dla całej rodzinki... i przed wejściem powiesić tablicę "Uwaga! Niebezpieczeństwo!". Tak, tak byłoby najlepiej i najbezpieczniej. - LUKI, nie LUK - wyjaśniła spokojnie, podnosząc się z ziemi. Ostatni raz spojrzała na idealnie prezentującą się parę: pomnik i hipisa. - Zaproś mnie na ślub! - krzyknęła, aby potem zniknąć w dali. Dalsza rozmowa nie miała sensu.