Osoby: Beatrice L. O. O. Dear i @Maximilian Felix Solberg Miejsce rozgrywki: Austria Rok rozgrywki: wiosna 2023 Okoliczności: Max, jako jeden z nielicznych, którzy jeszcze pamiętają o Beatrice, postanowił ją odwiedzić w domu rodzinnym jej brata w Austrii.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Austria miała w sobie coś niewątpliwie... magicznego. Świat wydawał się tutaj z goła inny, niepodobny do niczego, co mogła wcześniej doświadczyć. Wiosna powoli wybudzała się z zimowego snu, zdobiąc swoją cudowną siłą i kolorystyką krajobraz małej górskiej miejscowości. Pierwsze przebiśniegi i krokusy pojawiały się nad polanach. Pierwsze ptaki wylatywały ze swoich dziupli i swym cudownym trelem dostarczały nowych doświadczeń. Niewielki strumień biegnący kilkanaście metrów od domu, szumiał przepięknie odbijając się od licznych kamieni i skałek w nurcie rzeczki. Czarnowłosa kobieta patrzyła przez okno, dokładnie obserwując tę niesamowitą metamorfozę, jaka dokonywała się w przyrodzie. Opuszkami palców śledziła na szybie tylko sobie znane ruchy i tylko przez nią widziane ścieżki. Czarnymi oczami wodziła przemierzającymi niebo chmurami, marząc tylko o jednym; aby móc pokazać swojej córce te wszystkie wspaniałości, jakie oferowało to miejsce. Delikatne pukanie do drzwi przewiało wszystkie mary senne oraz marzenia. Beatrice oderwała wzrok od wspaniałości za oknem i z nieco wyczekującym wyrazem twarzy spojrzała w stronę wyjścia ze swojego pokoju. Drzwi uchyliły się lekko, a zaraz za nimi pojawiła się głowa jej bratowej, Aurory. - Beatrice? - zaczęła niepewnie, jakby sama nie wiedząc, co chce osiągnąć. Dearówna musiała przyznać, że kochała ją jak swoją własną siostrę, jednak ta niepewność w jej głowie niekiedy doprowadzała ją do białej gorączki. - Słucham - odpowiedziała. Zmusiła nawet swoje wargi do wykrzywienia się w lekkim uśmiechu. Wstała z parapetu okna na którym siedziała, szczelniej owinęła się za dużym swetrem, który miała na sobie. - Masz... gościa - Aurora wyraźnie zawahała się przy ostatnim wypowiadanym przezeń słowie. Nic dziwnego, że ta drobna wibracja w jej głosie wywołała w Beatrice ciekawość. Tak niewielka zmiana, a tak wyraźna dla czarnowłosej czarodziejki. Głowa Aurory zniknęła, a Trice przechyliła nieco swoją własną w wyrazie bezpośredniego zainteresowania tym, z kim miała przyjemność. Nie spodziewała się gości. Niewiele osób w ogóle wiedziało o tym, gdzie przebywa i co tutaj robiła. Tym bardziej była ciekawa, kto zadał sobie trud, aby dotrzeć do Austrii, dotrzeć do niej. Szok odmalował się na jej licu, gdy zobaczyła kto pojawił się w drzwiach. Czarne tęczówki niemalże zginęły pod jeszcze ciemniejszymi źrenicami, które to rozszerzyły się bezwiednie. Kobieta stała i wpatrywała się w drzwi, dalej niedowierzając. Nie miało dla niej znaczenia otoczenie. Nie miało znaczenia to, że jej włosy wyglądały bardzo źle, że nie miała ukrytych metamorfomagicznie blizn na przedramionach. Że w jej pokoju panował rozgardiasz, który zupełnie nie przystawał Dearównie. To wszystko nie miało znaczenia, bo oto widziała kogoś, kogo nie spodziewała się jeszcze spotkać. - Max? - wyszeptała, po kilku sekundach, kiedy w końcu otrząsnęła się z pierwszego szoku wywołanego tą wizytą. Rozejrzała się wokół, jakby spodziewała się zaraz spotkać kogoś, kto krzyknie "to tylko taki żart!" Nikogo jednak takiego nie dostrzegła. - C-co ty tu robisz? - wykrztusiła w końcu, marszcząc brwi i nie wiedząc, co powiedzieć, jak się zachować. Pierwszy raz od bardzo dawna czuła, że znów zupełnie nie panowała nad sytuacją.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie myślał o tym, żeby latać za byłą nauczycielką gdziekolwiek. Owszem, nawiązali wyjątkową więź i po części martwił się jej zniknięciem, ale nie był kimś, kto by się narzucał swoją obecnością. Dobrze wiedział, że czasami człowiek potrzebował się odciąć od świata. Sam ostatnio przeżył kilka podróży, w poszukiwaniu czegoś, czego prawdopodobnie nigdy dostać nie mógł. Wszystko jednak zmieniło się, gdy spotkał Ness. Porozmawiali chwilę i Max zdobył kilka informacji, które wcześniej nie był dla niego w żaden sposób dostępne. Nie wiedział, co powinien z tym wszystkim zrobić. Bardzo długo zastanawiał się, czy powinien w ogóle wykorzystać te informacje, ale ostatecznie uznał, że musi. Nie wiedział, co działo się w życiu Beatrice, ale był pewien jednego - ona była przy nim, gdy mimo potrzeby bliskości, usilnie wszystkich od siebie odpychał, więc przynajmniej musiał upewnić się, że kobieta jakoś sobie radzi. Nie sądził, by mógł jej wiele zaproponować, ale nie o to w tym chodziło. Wybrał więc wolny dzień i stworzył świstoklik, który zabrał go do Austrii. Widoki były nieziemskie i chętnie by dłużej cieszył nimi oczy, ale najpierw musiał zrobić coś innego. Poza zapaleniem szluga, co oczywiście było elementem nie do pominięcia. Dotarłszy pod odpowiednie drzwi, zapukał, czekając aż ktoś mu otworzy. -Dobry. Szukam Beatrice. Dear w sensie. - Przedstawił swoje intencje kobiecie, która stanęła w progu, a która zdecydownaie nie była tą, której szukał. Poproszono go o cierpliwość i po chwili jego oczom ukazała się Beatrice, choć nie była to ta kobieta, którą kojarzył ze szkolnego gabinetu. Dear wyglądała o wiele gorzej, zniknął gdzieś jej perfekcjonizm i widać było na jej twarzy po prostu zmęczenie. Solberg miał jednak na tyle taktu, że nie skomentował tego faktu. Zamiast tego, jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a oczy lekko zabłyszczały. -A kto inny? - Odpowiedział luźno, jakby nie minęło milion czasu, po czym nachylił się, całując ją lekko w policzek na przywitanie. -Jak to co? Przyszedłem na nasze regularne herbatki. Tylko że przyniosłem wino, bo coś mi się pomieszało. No i mam trochę dyniowych pasztecików. - Poklepał się po torbie, gdzie oczywiście trzymał wszystkie wspomniane rzeczy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Miała wrażenie, że wzrok płatał jej figle. Wszystko na to wskazywało, ponieważ niemożliwym było, aby ktokolwiek poza najbliższą tylko rodziną wiedział, gdzie znajdowała się Beatrice. Wywarła przymus złożenia tej obietnicy na wszystkich zaangażowanych w temat osobach, a tymczasem okazywało się, że ktoś powiadomił innych o tym, że Dearówna tymczasowo zamieszkała w Austrii. Szok odmalował się na jej twarzy i nie chciał ustąpić miejsca żadnej innej emocji, jakby te były zarezerwowane na zupełnie inne spotkanie. Mogła tylko stać i wpatrywać się w Maxa, niepewna jak powinna zareagować, co powiedzieć, czy podejść do niego. Dawne dzieje, sytuacje wróciły do niej nasilone nieoczywistym wydarzeniem, którego przecież w żaden sposób nie mogła przewidzieć. Ja... - zawahała się, niepewna jak dokończyć to zdanie. Błądziła wzrokiem po jego twarzy, jednocześnie tak dobrze jej znanej jak i zupełnie innej niż to, co widywała w swoich wspomnieniach. Odchrząknęła, nieświadomie pociągnęła palcami przydługi rękaw swojego swetra. - Ja nie spodziewałam się, że jeszcze cię kiedyś zobaczę - zdecydowała się w końcu dokończyć to zdanie. Wzięła głęboki oddech, tym samym próbując się uspokoić, choć wciąż czuła, jak jej serce nierówno pracowało, niezdolne do zwolnienia swojego rytmu. Zaraz to jednak się zreflektowała, że przecież mimo wszystko była człowiekiem, nie godziło się w taki sposób podejmować gości, nawet jeśli ci nie byli proszeni. - Wejdź proszę - odsunęła się na tyle, aby wpuścić go do środka a kiedy tylko przekroczył próg pomieszczenia, zamknęła za nim drzwi. Ruszyła przodem, prowadząc go w głąb, aż w końcu wskazała dłonią dwa fotele. Kiedy zajął jeden z nich, sama zasiadła w drugim. Odruchowo, jakby jej ciało pamiętało więcej niż jej głowa, założyła nogę na nogę, wygładziła nieistniejącą zmarszczkę na swoich spodniach. Odgarnęła kosmyk czarnych włosów za ucho i dopiero wtedy ponownie spojrzała na Solberga. - Merlinie... Ile to już czasu minęło? - zapytała cicho, dalej nie mogąc się nadziwić temu spotkaniu. Miała wrażenie, że chłopak niewiele się zmienił, choć może to jej wyobraźnia płatała jej figle, próbując zmusić zmęczony umysł do odrobienia pracy domowej, do przypomnienia sobie Solberga takim, jakim był i dostosowania tego względem rzeczywistości. Do pomieszczenia wszedł niewielkich rozmiarów skrzat, który to położył od razu na stoliczku pomiędzy tym dwojgiem talerz z różnorakimi przekąskami. Były tam słodkie herbatniki, małe kanapeczki, mini babeczki czekoladowe oraz wiele lokalnych przysmaków, co do których Beatrice wciąż nie mogła się przekonać. Skrzat ukłonił się i zaraz zniknął za rogiem. Dearówna wiedziała, że za chwilę wróci z jeszcze większą tacą wypełnioną zastawą do herbaty i kawy. - Aurora jest Austriaczką, stąd takie przysmaki podawane przez ich skrzata - wyjaśniła, kiedy sama niepewnym wzrokiem wodziła po sporych rozmiarów talerzu. Gdzieś z oddali dobiegł ich radosny pisk dziecka; jej bratanica Willow prawdopodobnie znów bawiła się ze swoim młodszym braciszkiem. Na ten dźwięk coś zakuło w sercu czarnowłosą choć starała się nie dać nic po sobie poznać. W ostatnim czasie coraz lepiej jej to szło.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szczerze nie wiedział, jakiej reakcji się po niej spodziewać. Poniekąd naruszał teraz jej prywatność i to bardziej niż kiedykolwiek, a jednak gdzieś w duszy po prostu się o nią martwił i chciał wiedzieć, jak się trzyma i co na prawdę się stało, choć nie oczekiwał, że dostanie szczerą odpowiedź na którekolwiek z tych pytań. Czuł się jednak nieswojo widząc ją w takim stanie. Domyślał się, że kobieta może czuć się niekomfortowo w tej sytuacji, ale jednocześnie cieszył się, że ją widzi. Przyszło mu na myśl, że wygląda nieco jak on sam w pewnych momentach swojego życia, co tylko pogłębiło jego troskę. -Akurat Ty powinnaś wiedzieć, że nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. - Puścił jej oczko, nie schodząc z tonu. Nie zamierzał udawać, że jest w porządku, ale też nie chciał na razie wprawiać jej w większe zakłopotanie, bo chyba tak można było nazwać to, co po części malowało się w jej oczach. Wszedł za nią do pokoju, rozglądając się po włościach. Czuł się dziwnie przytłoczony podobnymi wnętrzami. Wiedział, że kompletnie tam nie pasował ani ze swoją bluzą z logiem mugolskiego zespołu rockowego, ani z całościowym charakterem i postawą, jaką posiadał. Mimo wielu wizyt w luksusowych hotelach, wciąż nie mógł się nadziwić, że ludzie na prawdę tak mieszkali. Dopiero, gdy zajęli swoje miejsca, odzyskał komfort czując, jakby znów siedzieli u niej w gabinecie, na jednym ze swoich regularnych spotkań. Różnicą było tylko te kilka niedoskonałości, na które wcześniej nie widział, by jakkolwiek sobie pozwalała. -Nie karz mi liczyć, ale zdecydowanie za dużo, nie sądzisz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, wyciągając wino i wspomniane ciastka, choć jak się okazało niepotrzebnie, bo zaraz pojawił się skrzat z całym menu herbacianym i zawalił stolik górami przekąsek, napojów i całej reszty. -To jakaś Twoja krewna? - Chwycił się na ten moment neutralnych tematów. Nie wiedział wiele, bo nie wypytywał Nessy o szczegóły. Czułby się dziwnie nie fair w stosunku do Beatrice, gdyby ciekawość wzięła nad nim górę. Wolał usłyszeć pewne rzeczy z jej ust, albo wyczytać z mimiki, która wyjątkowo nie była tak opanowana i neutralna, jak to miała w zwyczaju. -Szkocja za Tobą tęskni. - Powiedział po chwili z lekkim uśmiechem, choć jego oczy wyrażały troskę i pewną czułość. Nie precyzował, czy mówi o szkole, kimś konkretnym, większym ogóle, czy samym sobie. Pozwolił jej na dowolną interpretację, stosując dobrze znane sobie i jej półsłówka i niedopowiedzenia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Czy gdyby wiedziała, że Max pojawi się dzisiaj w Austrii, aby ją odwiedzić, zrobiłaby cokolwiek, by lepiej się zaprezentować? Prawdopodobnie nie. Wygląd nie miał dla niej teraz zupełnie żadnego znaczenia i był ostatnim spośród jej listy priorytetów. Miała ich zdecydowanie więcej i bardziej różnorakich, niż to, w jaki sposób się prezentowała światu. Ze względu na swoją metamorfomagiię, nigdy nie przywiązywała do tego większej uwagi świadoma, że jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, wszystko naprawi za pomocą swoich magicznych umiejętności. Teraz, kiedy nie mogła na nich polegać, czuła się obco w swojej własnej skórze. Jednak tego Max nie mógł wiedzieć. Cień uśmiechu przemknął przez jej lico, kiedy dotarło do niej znacznie słów Solberga. Był on jednak na tyle nikły, że mógł być uznany za kompletnie pomijalny przez ludzi, którzy nie znali Beatrice w żadnym stopniu. Tutaj, pomiędzy dwojgiem tych czarodziejów, wywiązała się tak specyficzna relacja, że wiedzieli o sobie zdecydowanie więcej, niż powinni, zważywszy na ich stosunki. Przez większość czasu była w końcu dla niego przede wszystkim nauczycielem, a on przede wszystkim uczniem. Kiedy to wszystko uległo zmianie? Mimowolnie wyprostowała się, w bezwarunkowym odruchu, kiedy zajęła jeden z foteli. Minęło wiele czasu od momentu gdy po raz ostatni siedziała w taki sposób. Jednak wraz z wizytą niezapowiedzianego gościa, coś się w niej zmieniło. Jakby konieczność narzucenia sobie pewnego rodzaju norm, dodawała jej sił? - Nie sposób się nie zgodzić - przyznała mu w końcu rację. Wzięła głęboki oddech, jakby zamierzała coś jeszcze powiedzieć, kiedy to do pomieszczenia wszedł skrzat z różnego rodzaju przekąskami. Beatrice tak skupiła się właśnie na nim, że dopiero po chwili dostrzegła, że Max bynajmniej przyszedł z pustymi rękoma. Jedna jej brew uniosła się ku górze, w tak dobrze znanym innym geście, który tak rzadko teraz gościł na jej twarzy. Niemniej, w końcu coś przedarło się przez ten bezmiar obojętności, który ją otaczał w ostatnim czasie. - Aurora to żona mojego brata, Doriena. Jakiś czas temu wyprowadzili się tutaj z Wielkiej Brytanii. Żyją tutaj o wiele spokojniej, z dala od codziennego chaosu - wyjaśniła pokrótce to, jakie koligacje połączyły ją ze wspomnianą wcześniej kobietą. Dawniej nie potrafiła zrozumieć decyzji brata o wyniesieniu się z Wielkiej Brytanii w takie miejsce, jednak teraz? Wszystko się zmieniło od kiedy sama tutaj zamieszkała, kilka miesięcy temu. Przeniosła wzrok na Maxa, gdy ten wspomniał o Szkocji. Wzięła głęboki oddech, choć nie powiedziała nawet słowa, jakby w myślach kontemplowała to, co właśnie usłyszała. Ten oddech pozwolił jej się uspokoić. Tak, jak praktykowała to bardzo często w ostatnim czasie. - Też za nią tęsknię - powiedziała w końcu bardzo cicho, również nie precyzując, za czym konkretnie. Czy za szkołą, Szkocją samą w sobie, za swoją córką. Na myśl o córce jej gardło ponownie się ścisnęło, oczy zaszkliły się, choć Beatrice nie pozwoliła na to, aby łzy popłynęły po jej policzkach. Odchrząknęła, zamrugała kilka razy powiekami. - Nie uwierzę, że przyjechałeś tutaj tylko po to, aby mnie zobaczyć. Masz w tym konkretny cel. Więc, jaki on jest? - od razu przeszła do nieco pewniejszego tonu, aby w ten sposób odezwać się do Solberga. Nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że właśnie przedstawiła cień swojej dawnej pewności siebie i bezpośredniego podejścia do każdego tematu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam w życiu by nie powiedział, że uda mu się nawiązać taką relację z kimkolwiek, kto pracował w Hogwarcie, a tu proszę. Gdyby nie Beatrice, możliwe, że nie zaufałby też w takim stopniu Chrisowi i Joshowi, którzy byli dla niego ogromnym wsparciem szczególnie podczas wszystkich problemów z Moralesem, których mało przecież nie było. W pewien sposób cieszył się też, że Beatrice nie było w pobliżu rok temu, gdy przeżywał ogromne załamanie, choć w głębi serca wiedział, że może w ten sposób uniknąłby poważnych problemów, w które sam się wpędził. Zawdzięczał jej wiele i nigdy nie zamierzał tego ukrywać. Miał wrażenie, że chciała powiedzieć coś więcej, ale atmosfera zmieniła się przez przybycie skrzata. Stolik został bogato zastawiony, a Max dorzucił jeszcze coś od siebie, bo tak już miał, że jednak z pustymi rękoma rzadko kiedy przychodził. Teraz, gdy było go stać mógł wręczać już lepsze jakościowo podarki, zamiast najtańszego winiacza zajebanego gdzieś po drodze ze sklepu. -Nie powiem, atmosfera wygląda na sprzyjającą. Cisza, spokój, nikt nie puka Ci do drzwi o świcie na kacu... - Wrócił z humorem do jednego z ich cięższych, ale jednak bardziej znaczących spotkań. Czuł, że wiele rzeczy jest nie tak, ale jednocześnie było mu dość nieswojo wprost poruszyć ten temat, więc jak zawsze ratował się humorem. Teraz też przynajmniej wiedział już, gdzie jest i że Beatrice jest w rękach swojej rodziny, co chyba wróżyło lepiej niż gorzej. Tak przynajmniej zakładał, bo wątpił, by pozwoliła się zamknąć gdzieś, gdzie nie będzie jej dane odpowiednio odetchnąć. Dawał jej czas, choć te wszelkie niedopowiedzenia i oddechy mocno go martwiły. Nie widział jej nigdy wcześniej w takim wydaniu. Gdzieś zniknęła ta siła, którą zazwyczaj emanowała i na wierzch wychodziła bardziej ludzka strona Beatrice. Strona, o której czasami mogła mu wspomnieć, czy przytoczyć anegdotę o problemach, z jakimi kiedyś się mierzyła, ale której nigdy nie miał okazji ujrzeć na własne oczy. Było to dla niego dość bolesne doświadczenie szczególnie, że domyślał się, że jest to przynajmniej dwa razy tak trudne dla niej, z czymkolwiek teraz nie musiała się mierzyć, bo tej zagadki wciąż nie rozwiązał. Przygryzł lekko policzek, gdy jej oczy się zaszkliły, ale wciąż milczał. Dopiero gdy spytała go o cel wizyty, ostatecznie się poddał. -Masz mnie. - Uśmiechnął się lekko, unosząc ręce w obronnym geście. -Martwiłem się. Chciałem zobaczyć, jak się naprawdę masz. - Przyznał zupełnie szczerze, co nie przychodziło mu łatwo i możliwe, że nie było tym, co kobieta chciała usłyszeć. Dawno jednak uzgodnili ze sobą, że w tej relacji nie ma miejsca na kłamstwo i nawet teraz nie zamierzał tej umowy psuć. -Ale jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, możemy skupić się na czymś innym. Rzeczy się ciągle dzieją, na wyspach jak zwykle chaos, pracuję nad zostaniem animagiem, myślę o powrocie na studia, ślizgoni chyba na zawsze zakopali się na dnie tabeli quiditchowej, z tego co słyszałem, a w Trzech Miotłach zmieniła się barmanka, która albo jest wilą, albo dorabia sobie na boku, bo coś podejrzanie często znika na zapleczu z klientami. - Wysypał jej część możliwych do poruszenia tematów. Miał wrażenie, że zawsze się wiele działo w jego otoczeniu, więc gdyby chcieli, mogliby krążyć wokół tych nic nieznaczących wydarzeń, a nawet rozmawiać o pogodzie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Beatrice wciąż pozostawała zaskoczona tym, jaką więź udało jej się nawiązać z Solbergiem. Początki ich relacji nie były łatwe, ba! Zakrawały o skrajne niedostawanie jednego jak i drugiego do jakichkolwiek relacji międzyludzkich! Niemniej, z czasem, wypracowali pewien sposób komunikacji, który w ich przypadku sprawdził się wyśmienicie i pozwalał zarówno Maxowi jak i Beatrice bez problemu powiedzieć to, co powiedziane być powinno. Nie raz i nie dwa słowa raniły bardziej niż crucio, jednak w ostatecznym rozrachunku, to szczerość była podstawą ich relacji. Nic nie działało na nich tak, jak właśnie to. Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc jego kolejne słowa, choć daleko było temu uśmiechowi do prawdziwego ja, które czarownica pogrzebała kilka miesięcy temu. Ten uśmiech był namiastką tego, co mogłoby być, gdyby okoliczności zgoła różniły się od tych, w których to się spotkali. - Tak, to niewątpliwie jest pewnego rodzaju dogodnością - oznajmiła, dalej z tym samym cieniem normalnego uśmiechu na ustach, wpatrując się czarnymi oczami prosto w Maxa. Nie zamierzała udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie zamierzała po raz kolejny milczeć na temat tego, co dla niej było tak niesamowicie trudne. Musiała skupić się na tym, aby jak najszybciej dojść w pełni do siebie, jednak poprzez oszczędne gospodarowanie prawdą, nie mogła osiągnąć zamierzonego celu. Dlatego nie kryła się pod płaszczykiem obecnie nieistniejącej perfekcji. Pokazywał się taką, jaką była, nawet jeśli ta opcja mogła wydawać się dla kogoś niewygodną. Niemniej czuła, że Maxa to nie odrzuci. Sam nie raz zaprezentował się w swoim najgorszym wydaniu, a to i tak nie odrzuciło od niego Beatrice. W końcu pochyliła się w stronę stolika, gdzie leżała jej różdżka. Wykonała nią kilka gestów, rzuciła kilka niewerbalnych zaklęć. Skoro Max już przyniósł wino, to nie zamierzała pozwolić, aby to się zmarnowało. Dlatego wino się odkorkowało, nalało do wyczarowanych z nicości kieliszków, pięknie barwiąc przeźroczyste szkło. Beatrice machnęła różdżką po raz ostatni, a kieliszki delikatnie poszybowały w jej jak i Solberga stronę. Złapała swój między palce, wyćwiczonym przez lata ruchem. Dalej wpatrywała się w chłopaka, niemalże bez mrugnięcia okiem, jednak teraz, mając w dłoni kieliszek wina, poczuła się nieco bardziej sobą, niż jeszcze kilka minut temu. - Jak się mam naprawdę? - uniosła jedną brew ku górze, słysząc te słowa. Kącik jej ust drgnął w wyraźnie ironicznym uśmiechu. - Ciekawe, że prawda jeszcze kogokolwiek interesuje - rzuciła tylko, nie do końca wyjaśniając, co tak naprawdę miała na myśli. Miała dziwne wrażenie, że prawda nie była obiektywna, różniła się w zależności od perspektywy. Słyszała kiedyś o czymś takim, jak błąd paralaksy. W zależności od punktu siedzenia, odczyt wyników mógł się różnić poprzez nieodpowiedni kąt spojrzenia na pomiar. Beatrice miała wrażenie, że jej życie w ostatnim czasie stało się jednym wielkim błędem paralaksy. Nikt już nie interesował się tym, co u niej bezpośrednio od niej. Zaspokajano swoją wiedzę w o wiele trywialniejszy sposób, z pominięciem samej istoty zainteresowania. Tworzono na jej temat historie i spekulacje, próbując w jakikolwiek sposób wyjaśnić jej nieobecność. Bo tak było łatwiej, bezpieczniej, niż stawić czoła rzeczywistości i zamienić z nią te kilka słów. Upiła niewielki łyk wina, zastanawiając się nad tym, co powiedzieć Maxowi. Patrzyła niewidzącym wzrokiem przez okno, milcząc, zdecydowanie zbyt długo jak na jej standardy. - Lailah urodziła się jako wcześniak - zaczęła cicho, dalej nie spoglądając na Solberga. - Niedługo potem zaczęła się u mnie depresja poporodowa, a w związku z tym bardzo silne problemy z metamorfomagią. Musiałam wyjechać, aby ponownie zacząć kontrolować i siebie i to wszystko. No a kilka miesięcy temu wzięłam rozwód - powiedziała to wszystko tak, jakby recytowała tę formułę wielokrotnie. Kompletnie beznamiętnym tonem, nie przywiązując uwagi do tego, co to wszystko właściwie oznaczało. Jak to wszystko odcisnęło się piętnem na jej życiu. Wzięła głęboki oddech i ponownie upiła wina. Dopiero potem przeniosła znów wzrok na Maxa. - Po wyjściu z ośrodka, Dorien powiedział, abym do nich przyjechała, odpocząć i odciąć się od tego wszystkiego.