C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jadąc na wakacje każdy robi sobie listę "to do", świadomie lub nie. Pragnienia są przeróżne, jedni rozkoszują się okolicznymi zabytkami natury, inni sami się nimi stają po walce z okolicznymi stworami. W wakacyjnej liście Benjamina na pierwszy miejscu plasowało się spróbowanie lokalnych alkoholi. Liczył, że przygotuje go to do poznania innych studentów. Sama myśl o tym zdarzeniu budziła w nim pewien niepokój. W grupie rówieśniczej nie był szczególnie popularny, a konieczność poznania młodszych, bardziej wyskokowych ludzi... Och zgrozo. Wygwiżdżą go, wyśmieją lub w najlepszym razie zignorują. Takie to "pozytywne" nastawienie miał Benji. By czuć się spokojniej przyszedł do karczmy zaraz po otwarciu. Lokal w tym momencie świecił pustkami. Drewniane, lakierowane siedziska odbijały światło w różne strony, tworząc iluzje, że lokal jest większy niż w rzeczywistości. To na pewno szybko się zmieni. Nie wierzył by takie miejsce na co dzień świeciło pustkami. Wybrał miejsce jak najbliżej karczmarza. Liczył, że przy odrobinie szczęścia usłyszy jakieś lokalne wiadomości. Coś, czym będzie mógł pociągnąć rozmowę, jeśli takowa by mu się dzisiaj zdarzyła. - Jedno zgniłe żyto - powiedział do mężczyzny, który najwyraźniej pracował w tym lokalu. Po zapuchniętych, zaspanych oczach było widać, że nie będzie to jego pierwsza wieczorna zmiana w tym tygodniu. Choć może tak właśnie wyglądają karczmarze, którzy odrobinę za dobrze pobawili się noc wcześniej ze swoją klientelą? Mentalność słowian potrafiła zaskakiwać. Nawet najwięksi wrogowie w takich miejscach ja to znajdowali wspólny język, inaczej zwany kieliszkiem czystej. Karczmarze więc tym bardziej byli lubiani, bo czy byli najlepszą czy najgorszą wersją samych siebie, gospodarowali ów płynem, a to dawało im pewne przywileje. Może zamiast zostawać sprzedawcą w sklepie z eliksirami powinien obrać ścieżkę kariery karczmarza? Nie byłby w tym dobry, ale na pewno pozwoliłoby mu to pokonać pewne bariery w samym sobie. Oczekiwał na napój, który według tablicy przed lokalem miał być ciemny i wysokoprocentowy. Sądził, że to może być coś w typie mugolskiego "tynt meadow" z jego rodzinnych stron. Przy odrobinie szczęścia może jedno wystarczy by rozwiązać mu język.
Musiała przyznać sama przed sobą, że jak dotychczas Podlasie nie oszczędzało jej w najmniejszym nawet stopniu. Wszystko wskazywało na to, że te obszary nienawidziły Imogen i chciały sprawić co w ich mocy, aby dziewczyna się poddała i wróciła w te pędy do Wielkiej Brytanii. No bo jak inaczej wytłumaczyć wszystkie te zdarzenia, które jej się przytrafiały? Przecież nie było dnia, aby coś złego się jej nie stało. Zawsze musiała trafić na jakąś przeszkodę, nawet w najprostszej czynności, której chciała się podjąć. I Merlin jej jeden świadkiem, że w tym momencie jej paranoja osiągnęła taki poziom, gdzie bała się wychodzić z grodu, z obawy przed tym, co ją mogłoby spotkać poza jego ogrodzeniem. Szlag by to wszystko trafił. Tyle że jej wrodzona, ciekawska natura nie pozwalała jej cały czas siedzieć w miejscu i nic nie robić. Nudziła się jak cholera i po prostu nie była sobą. Zaczynało jej odwalać i wręcz ciągnęło do kolejnych przygód, nawet wtedy gdy miała świadomość, jak źle może się to skończyć. Dlatego po dwóch dniach siedzenia na dupie (bo przecież musiała doleczyć uraz jakiego nabawiła się dzięki wspaniałym utopcom…) miała już tego serdecznie dość i aż ją nosiło, byle tylko wyjść i coś zrobić. Nie zaprzątała do tego innych ludzi, co jednocześnie było z jej strony głupie, jak i mądre. Głupie, bo przecież los jej udowodnił, że ciągle pakowała się w kłopoty, gdzie potrzebowała potem pomocy, natomiast mądre dlatego, że nie narażała w ten sposób postronnych niewinnych. Niemniej, postanowiła zrobić to, co lubiła najbardziej, czyli napić się piwa. Słyszała, że tutejsza karczma o jakże dźwięcznej nazwie "Pod Złotą Bonią" serwowała lokalne trunki w ilości ogromnej i jakości wybitnej. Dlaczego by nie spróbować? Nie kombinowała jakoś z ubiorem, bo i po co miałaby to robić? Najlepiej czuła się kiedy miała na sobie luźne ubrania, więc na takie też postawiła. Oczywiście do tego trampki, w razie gdyby znowu musiała zrobić użytek ze swoich nóg i szybko spierdalać przed niebezpieczeństwem. Jak to mówią, przezorny zawsze zabezpieczony. Weszła do środka karczmy i przystanęła na progu, nieco skonsternowana tym, że była ona... praktycznie pusta. Nie licząc jednego gościa stojącego przy barze, nie było tutaj praktycznie nikogo. Imogen zerknęła na zegarek, aby sprawdzić, która była godzina. Faktycznie dość wcześnie, ale znowu bez przesady, pomyślała, po czym niezrażona swoim odkryciem, podeszła do kontuaru z szerokim uśmiechem na ustach. - Witam, dla mnie będzie złocisty łan - oznajmiła zmęczonemu życiem barmanowi. Ten zaczął powoli nalewać zamówione przez nią piwo, a Imogen stukać paznokciami o drewniany blat. - Trochę tutaj pusto - zagadała chłopaka, który stał obok i prawdopodobnie również czekał na zamówienie. - Też na wycieczce z Hogwartu? - jakoś nie mogła się oprzeć, aby nie nawiązać z nim konwersacji. Skoro i tak byli tutaj we dwoje, byłoby dziwne, gdyby każde z nich poszło w swoją stronę do kompletnie innego stolika.
Cisza w lokalu nie trwała zbyt długo. Czyżby lokalna społeczność była takimi alkoholikami za jaką uznawał ją cały świat? Nie był fanem stereotypów, ale ten w ostatnim czasie słyszał tak często, że zaczynał doszukiwać się w nim ziarenka prawdy. Jego wzrok powędrował spokojnie w jej stronę gdy składała zamówienie. Osoba którą spotkał w lokalu mogłaby być słowianką. Nowocześniej ubraną, bardziej stylową niż ta dziura zabita dechami, ale wciąż. Czuł jednak po jej mowie ciała, że tak nie jest. Nie pojawiła się tutaj tak wcześnie jak on, bo "zbiera kwiatki na łączce, doji krowy, a przy wieczornej świecy wyplata krajeczki na zamówienie". Reszta wątpliwości rozwiała się gdy zwróciła się do niego. Skoro rozpoczęła rozmowę to nie byłoby dobrze gdyby uznał, że lepiej by jej nie słyszał. Zwłaszcza w pustym lokalu. Odwrócił się w jej stronę, łokciami oparł o blat na którym niedługo powinny pojawić się zamówienia. Przyzwyczaił się już, że w obecności kobiet musi trochę się powyginać by różnica wzrostu ich nie wystraszyła. Ot za takie sarenki miał je w głowie. - Tak, wspaniałym wyjeździe z najlepszej szkoły magii i czarodziejstwa na świecie - powiedział nieco ironicznie. Gdyby nie urodził się w Londynie to na pewno nie wybrałby Hogwartu jako miejsce swojej nauki. Zbyt wielu w nim było niestabilnych emocjonalnie alkoholików takich jak on. To chyba wpływ tej angielskiej pogody. Brzdęk stawianego na blacie szkła z alkoholami odrobinę go rozproszył, kontynuował mimo to. - O tej porze trochę liczyłem na to, że lokal będzie świecił pustkami. Nie uzupełniłem dzisiaj jeszcze stężenia many we krwi. - Spojrzał na różniący się od siebie kolor płynów w ich kuflach - Stanęłaś po jasnej stronie mocy, nie wiem co my z tym zrobimy - zażartował, pochylając delikatnie głowę w stronę kufli, by na pewno wiedziała o co mu chodzi. Nie wiedział czy to co mówi ma sens, a nie chciał wyjść na rasistę czy coś w tym stylu. W życiu miał już wystarczająco wiele niedopowiedzeń by nie pakować się w kolejne. Chwycił w dłonie swoje ciemne piwo, a zapach słodu jęczmiennego pobudził jego receptory węchu do intensywniejszej pracy. Wyczuł w nim nieco miodu gryczanego, kory dębu i czegoś palonego. Przypomniał sobie, że Polacy to ten naród, który potrafi dodać miód niemalże do wszystkiego. Ciekawa odmiana. - Dobrze się bawisz na szkolnych wakacjach? - spróbował kontynuować rozmowę w najnudniejszy sposób jaki chyba się da. Nawiązywanie ciekawych dialogów nie było jego najmocniejszą stroną. Gdyby w Hogwarcie oceniali retorykę to już po pierwszy roku skończyłby z wielkim trollem na dyplomie. Na szczęście dla niego szkołą oceniała bardziej książkową wiedzę.
Imogen należała do tego typu ludzi, że bardzo łatwo nawiązywała kontakt z innymi i przychodziło jej to raczej w naturalny sposób. Dlatego, kiedy zobaczyła, że w karczmie prócz niej jest tylko jeszcze jedna osoba, stosunkowo młoda, od razu uznała, że warto do niej zagadać. Szybko okazało się, że tak samo jak wysokim wzrostem, chłopak władał również ciętym językiem, co Gryfonka skwitowała szerokim uśmiechem. O nie, nie tak łatwo ją zrazić. Ironia nie była jej straszna, niekiedy uznawała ją za swoją przyjaciółkę, a skoro ten tutaj również się w tym lubował, to pewnie szybko się dogadają. - Widzę, że aż ociekasz entuzjazmem na wspomnienie o Hogwarcie - pokiwała z uznaniem głową, jakby faktycznie to, co powiedział było bardzo mądre i dyplomatyczne, choć tak naprawdę po prostu nie mogła sobie odmówić, aby trochę nie porobić sobie z niego żartów, nawet mimo tego, że chłopaka zwyczajnie nie znała. Obróciła się w stronę kontuaru i uśmiechnęła serdecznie do barmana, którzy przyniósł ich piwo. Zaraz to chwyciła kufel w dłoń, nieco zaskoczona jego ciężarem. Mimo to dobrze leżał w jej ręce. Znów spojrzała na nowo poznanego kolegę, kiedy ten kontynuował. - No jak widać, faktycznie tak jest. Nie licząc mnie i pana... Henia? - zerknęła kątem oka na barmana, jakby licząc na to, że potwierdzi jej przypuszczenia co do swojego imienia - No, poza nami nie ma tutaj nikogo. Parsknęła śmiechem na wzmiankę o jasnej stronie mocy. Włosy zatrzepotały wokół jej twarzy, kiedy nieco się pochyliła, aby powąchać zawartość swojego kufla. - Nie wiem jak ty, ale ja kocham piwo wszelakie, więc musiałam spróbować tutejszego, kiedy się dowiedziałam, że w Polsce robią całkiem niezłe piwa. Ale kto wie, może jutro wybiorę ciemną stronę mocy - wzruszyła ramionami, dalej się przy tym uśmiechając. To dziwne, bo normalnego człowieka już dawno rozbolałyby policzki od tego ciągłego uśmiechu, ale nie Imogen. Ta mogła tak w nieskończoność jak widać. - To co, za spotkanie? - zaproponowała, wyciągając swój kufel w stronę chłopaka w ramach toastu. Ten przyjął go, bądź nie, a następnie Imogen upiła nieco swojego trunku. Zimne piwo rozlało się po jej podniebieniu, znacząc je swoją obecnością w bardzo przyjemny sposób. Dziewczyna aż zamruczała z zadowolenia, przymknęła oczy. Tak, to był zdecydowanie dobry wybór - Chodź usiądziemy, zanim Henio się nie wkurzy - To powiedziawszy, wolną dłonią złapała łokieć chłopaka i czy tego chciał czy nie, pociągnęła go w stronę jednego z licznych wolnych stolików. Wpakowała się na ławkę i wyciągnęła przed siebie pod stołem długie nogi. Znów upiła piwa, bardzo zadowolona z jego smaku. Parsknęła śmiechem kiedy zapytał ją o to, czy dobrze się bawi na wakacjach. Śmiała się dłuższą chwilę i kiedy w końcu zrozumiała, że on prawdopodobnie nie wie, czemu tak rży sama do siebie, potrząsnęła głową i odstawiła kufel na blat. - Hm, sprawdźmy - Wystawiła jeden palec, jakby coś zawzięcie liczyła -Zaatakowały mnie utopce i gdyby nie znajomy, prawdopodobnie bym już nie żyła. - Kolejny palec - Bies chciał mnie udusić po czym przez tydzień miałam ślady jego palców na szyi - wystawiła kolejny palec, dalej zawzięcie licząc - Na wyścigach kwaczuchów krupier miał taką minę, jakby poważnie zastanawiał się, czy nie zrobić mi krzywdy. Przez przypadek trafiłam z kolegą na ławkę, gdzie jak na niej siedzisz, słyszysz myśli drugiej osoby i zdecydowanie zbyt długo zajęło nam zrozumienie mechanizmu działania tego miejsca, przez co już nigdy nie spojrzę na niego tak samo - w końcu wystawiła ostatni palec i uśmiechnęła się ironicznie - A kiedy poszłam do Zielonego Gaju omalże nie zwariowałam od pieśni, jakie śpiewały tam umarłe duchy. Mam wrażenie, że Podlasie odrzuca mnie jak nieudany przeszczep. W końcu znów sięgnęła po swój kufel i upiła kilka łyków piwa. Chociaż ono nie chciało jej tutaj zabić, ale kto wie, dzień się dopiero zaczął, a może się okaże, że właśnie piła piwo z zabójcą.
Jeśli odnajdywała się w świecie ironii to Benjamin zapraszał, drzwi otwarte. Miał do zaoferowania karuzele kąśliwych uwag, plac niewybrednego humoru, humory na zawołanie i sklep z pamiątkami. Na pewno znajdzie tam coś dla siebie. W dodatku wszystko zostanie pomiędzy nimi bo będąc takim człowiekiem nie masz dookoła siebie wianuszka osób. Jakimś matematycznie niewytłumaczalnym cudem więcej osób zawsze od niego odchodzi niż przychodzi. Nie spodziewał się by nadchodzące miesiące miały wiele zmienić. To jeszcze nie ten czas. Dopiero szukał miejsca, osoby i sił by to wszystko w sobie przepracować. Praca równie trudna co długofalowa. - A ty nie? Wstydziłabyś się. Szkoła wysłała Cię na takie piękne odludzie na wakacje, a ty nie wychwalasz jej pod niebiosa. - Wiedział, że ta rozmowa idzie w złą stronę. Powinien ugryźć się w język, ale nie chciał. Jeśli nie obcej dziewczynie to komu mógł rzucać takie cięte kąski?- Możesz ZA DARMO obserwować jak pięknie psy dupami szczekają, skrzaty do mleka szczają, wilki po nocach wyją, utopce dziewuchy gryzą. Uroki natury. - To chyba nazbyt obrazowo pokazywało jego dziękczynną naturę. Dyplomatyczną rozmowę szlak trafił, ale może to nawet lepiej? Dziewczyna nie będzie mogła składać reklamacji, że Benjamin jako towar "popsuł się zaraz po okresie gwarancyjnym."On był na swój sposób zepsuty od dawna. Miał jednak nadzieje, że dziewczyna zrozumie humor w tym zawarty. Nie rozumiał jak to się działo, że wszyscy tutaj zwracali się do siebie po imieniu. Sołtys Wiesław, barman Henio, hydraulik Mario. W Londynie by to nie przeszło. Nie dało się spamiętać siedmiomilionowego miasta. Naturalnym było, że w lokalu każdy był na swój sposób anonimowy, a najwięcej co mogłeś powiedzieć barmanowi to "dzięki" po odebraniu zamówienia. Dziewczyna najwyraźniej dobrze się tutaj nadawała. Radosna i życzliwa. On zrekompensuje braki kultury napiwkiem przy wyjściu z lokalu. Parę galeonów na pewno bardziej przyda się " panu Heniowi". - Czy lubię piwo to tak jakby pytać czy dzik sra w lesie. - Humor wyostrzał mu się coraz bardziej. Nie sądził by było to spowodowane alkoholem, ale zawsze mógł to zrzucić na jego barki jeśli powie za wiele. - Oj wybierz ciemną, nie pożałujesz. Przy nim londyński lager to soczek dla niemowląt - Poprawność społeczna najwyraźniej też już nie była mu po drodze. Przyznanie, że coś mogło być lepszego tutaj niż w jego rodzinnych stronach wymagało od niego dużo, nie mógł więc tego powiedzieć normalnie. Sądził, że tak jak sportowcy trenują bica na siłowni tak Imogen do perfekcji wytrenowała uśmiech numer pięć. Gdyby zawiesić jej ciężarki na żuchwie spokojnie podniosłaby równoważność konia. Nie zamierzał jej tego mówić. Na pewno doskonale sama o tym wiedziała. - Skoro już za spotkanie to z kim mam przyjemność? - Spytał, jednak nie odmówił toastu. Smak ciemnego piwa rozlał się po jego podniebieniu. Każda jego kropla uświadamiała go bardziej jak dzisiaj potrzebował tego. - Benjamin. - Przedstawił się krótko, po czym wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. W tym temacie nie było nic do dodania. Nie stawiał oporu gdy dziewczyna postanowiła wybrać stolik. Wiedział, że tej walki by nie wygrał. Usiadł na przeciwko dziewczyny. Był zadowolony, że gdy zajmowali miejsce posiedzenia udało mu się nie rozlać piwa. Tego by jeszcze brakowało - mokrej Imogen i obrażonej dumy barmana. Słuchał wypunktowanej przez dziewczynę listy. On miał to szczęście, że na spotkanie otwierające wakacje nie zdążył, zajmował się w tym czasie szukaniem pracy i zapisaniem się do szkoły. W tamtym momencie był jeszcze przed wyprawą do Zielonego Gaju, nie mógł więc opowiedzieć dziewczynie jak dał się pogrzebać żywcem przez te same podłe duchy. - Czyli nie obrażę cię mówią, że Podlasie powinno spłonąć razem z całą jego zawartością? - Spojrzał w stronę barmana. Zdawał sobie sprawę, że facet ni w ząb go nie rozumie, ale przyjemnie było sobie wyobrazić, że mógłby.- Mi do tej pory udało się trafić na kilka porządnie zakrapianych spotkań. To podobno można robić wszędzie, ale w Londynie znaleźć cichy plener to praktycznie niemożliwe. Trzeba korzystać dopóki jest okazja. - Stwierdził. Wiedział, że dziewczynie na pewno będzie prościej jeśli nie będzie musiała z niego siłą wyciągać zeznań. Upił kolejnych kilka łyków piwa gdy dziewczyna mu odpowiadała. Nie spodziewał się, że potrafi być tak absolutnie szczery z osobą, którą dopiero co poznał. Z drugiej strony wiedział, że jest duża szansa, że w szkole nigdy już na siebie nie trafią. Nie wiedział o niej wiele, a korytarzy w tej szkole było więcej niż włosów na głowie Garetha Hampsona, o ile jeszcze żył. - Opowiedz mi jak to się stało, że tak sympatyczna dziewczyna trafiła tutaj sama w środku dnia. - Bardzo nie chciał brzmieć jak pedofil polujący na jedenastolatkę, ale musiał zadać to pytanie. On wiedział, że był samotnym człowiekiem. Ona natomiast wydawała się wyrwana z innego świata. Może źle ją ocenił?
Jak widać, pomimo uśmiechu na ustach Imogen, oboje mieli dzisiaj bardzo wisielcze nastroje. Wiele wskazywało na to, że wspólne narzekanie na cały wszechświat i jego problemy miało im wyjść na dobre, choć ciężko stwierdzić, czy w tym przypadku faktycznie tak będzie. Jak na razie ironia wokół nich była niemalże tak gęsta, jak piana z piw, które zamówili. I nic nie wskazywało na to, aby którekolwiek miało spuścić z tonu. Dobrze, bardzo dobrze. Imogen lubiła takie sytuacje. - Mój zachwyt jest po prostu tak głęboko skrywany, że niemalże o nim zapomniałam. Po prostu nie chciałabym, aby jakiekolwiek inne, lepsze miejsce na świecie, zazdrościło temu tutaj naszej obecności. - Czasami dziewczyna sama była zaskoczona ile jadu i sarkazmu potrafiło się wylać z tych ładnie skrojonych ust. Niby nikt się nie spodziewał, że pod tą maską zawsze szerokiego uśmiechu, mogłoby być coś więcej, a tu proszę, nowo poznany chłopak właśnie miał okazję odkryć ciekawe oblicze Imogen, o którym ona sama bardzo często zapominała. Niemniej istniało tam, głęboko w niej, wcale nie było osobnym bytem i sytuacjach, gdzie miała już serdecznie dość, puszczały hamulce, a bestia hasała sobie radośnie po polach, lasach i dolinach. Lub w dziwnej karczmie, w zapomnianym przez Merlina miejscu... - Skoro tak namawiasz, to nie omieszkam kolejnym razem postawić na to ciemne piwo. - Dziewczyna miała wrażenie, że na jednym piwie tutaj się nie skończy. Dzień owszem był bardzo młody, ale niestety, jej nastrój bardzo wisielczy, dlatego jeśli tylko alkohol zacznie już krążyć w jej organizmie, to prawdopodobnie nic jej nie powstrzyma przed tym, aby stale uzupełniać jego stężenie we krwi. Za wiele rzeczy się nazbierało i przygniotło Imogen. Teraz musiała to odreagować, a okazja trafiła się wręcz idealna. - Imogen Skylight - przedstawiła się kurtuazyjnie, bo jakoś wcześniej nie przyszło jej do głowy, aby faktycznie to zrobić. Jednak teraz, kiedy kurtuazji stało się zadość, mogli śmiało zacząć pić, tak jak należało to zrobić. Zasiedli do stolika, a kiedy Benjamin wybrał ławkę na przeciwko Imogen, ta nie omieszkała usiąść bokiem, oprzeć swoje plecy o ścianę i wyciągnąć swoje długie nogi przed siebie na reszcie wolnego siedziska. Tak siedząc, zwróciła się tułowiem nieco bardziej w stronę chłopaka i wolną dłonią raz po raz sięgała po kufel z piwem, z którego to jasny trunek uchodził zaskakująco nawet dla niej szybko. Parsknęła śmiechem, gdy wspomniał o podpaleniu Podlasia. Musiała przyznać, że dla niej była to niesłuchanie ciekawa opcja, którą teraz zaczęła naprawdę poważnie rozważać. - Wiesz, sądzę, że będę pierwszą, która poda Ci w tym celu krzesiwo, czy cokolwiek tutaj używają w tej norze do rozniecania ognia. - Zasalutowała w jego stronę swoim kuflem, jakby chcąc potwierdzić, że zaproponowane przez niego rozwiązanie z każdą minutą stawało się dla niej jeszcze bardziej kuszące, niż dotychczas. Słuchała go uważanie, kiedy opowiadał o swoich doświadczeniach z tym miejscem i jego mieszkańcami. W końcu nagle poderwała się, usiadła normalnie i oparła łokciami o blat stolika. Pochyliła się w stronę Benjamina, jakby to, co teraz miała powiedzieć, było najpoważniejszą sprawą na świecie. - Czy ty też masz wrażenie, że wszyscy tutaj tylko i wyłącznie chleją? - zapytała w końcu, wpatrując się w niego uważnie. Może i jej spojrzenie było nieco onieśmielające, ale miała to w nosie. Cóż... - zaczęła i znów ujęła swój kufel w dłoń, aby się z niego napić. Nieco piany pociekło jej po brodzie, ale Imogen otarła ją wierzchem wolnej dłoni. - Wszystko wskazuje na to, że każde moje wyjście z Grodu, to kłopoty, przynajmniej dla mnie. Dlatego postanowiłam trzymać znajomych od tego z daleka. - Wzruszyła lekko ramionami, jakby faktycznie to nie było nic takiego. Tyle że to miejsce uwierało ją już tak bardzo, że z wytęsknieniem oczekiwała na powrót do domu i do swoich miejsc. - A ty? Czemu pijesz sam z dala od wszystkich? - Skoro on pytał o coś takiego, to Imogen nie zamierzała być dłużna w tej sferze życia.
Wiedział, że dziewczyna odpowiada ironią na ironię, a mimo to i tak trochę rozbawiła go jej odpowiedź. Nie był przyzwyczajony by ktoś wchodził w te jego zabawy słowne, ale skoro dziewczyna się na to zdecydowała to mógł zobaczyć do czego ich to doprowadzi. Dzień był jeszcze długi mógł więc spokojnie założyć, że jeśli zabrną w niewłaściwym kierunku to znajdzie inne miejsce do samotnego zalewania się w trupa.- Doprawdy? Niech zazdroszczą. Pierwsze miejsce na liście greenpeacu nie jest wystarczającą reklamą. - Kontynuował temat bez większego wysilania się. Nie wiedział czy taka lista istnieje, ale nie obchodziło go to zbytnio. Imogen nie wydawała się ekoterrorystką, która to zaraz wyskoczy na niego z ankietą i piórem, skłonna za cenę życia wywalczyć od niego podpis. Gdy rozmowa o piwie naturalnie się wyczerpała, a oni rozsiedli się przy stoliku rozmowa zaczęła nabierać tempa. Lubił destrukcyjne wizje przyszłości. Było w nich coś na swój sposób uspokajanego, bo po tym całym zamęcie miała zostać absolutna pustka.- Wystarczy różdżka, słowo i niech płoną. Krzesiwa zostawmy dla zabłąkanych scout'ów. - Wiedział, że ten scenariusz brzmi najbardziej kusząco. Użyć mocy, którą przecież oboje posiadali. Idąc tym torem rozumowania na pewno zmieniłby barwy na zielone. Nic więc dziwnego, że szybko zszedł na ziemie. Spokojne picie piwa podczas rozmowy sprawiło, ze objętość płynu w kuflu zmniejszyła mu się spokojnie o połowę. Nie zamierzał mierzyć dokładnie, wykorzystał natomiast okazje by móc drobinę się nim pobawić. Obracał nadgarstkiem, a płyn spokojną falą rozchodził się na boki szklanki, po czym wracał na swoje miejsce. Mieszane w ten sposób piwo oddawało odrobinę więcej swojego chłodu na zewnątrz, przypominając mu, że nie może go męczyć wieczność. Jeśli dojdzie do temperatury pokojowej to cały jego urok pryśnie. Pytanie o wszechobecny alkoholizm na chwile powstrzymało zabawę kuflem.- Uroki wakacji w Polsce. Środkowoeuropejskie miasta słyną w całym świecie z alkoholizmu. Mam teorię, że tutaj połówkę wypija się pierwszego dnia z mlekiem matki- Stwierdził pół żartem, pół serio. Sam odkąd tu przyjechał wypił więcej wysokoprocentowego alkoholu niż przez ostatni rok łącznie. W dodatku lokalna ludność z dumą reklamowała swoje samogony, co dodatkowo zachęcało do picia.- Gdy tu przyjechaliśmy każdy pomyślał " Taka okazja może się już nie powtórzyć", a po prawie pierwszym miesiącu wszyscy ledwo chodzą. - Z wyjątkiem panów żuli, którzy dzielnie wyczekiwali uczniów pod czarożabką by mogli się z nimi napić. Na pewno opanowali umiejętność warzenia białego miodu niczym Geralt z Rivii by to wszystko przetrwać. - To dość egoistyczne, a co jeśli potrzebują teraz twojego ratunku od utopców. - Powiedział z udawaną pretensją, której daleko było do tej prawdziwej. Podlasie potrafiło zniechęcić, a samą decyzje dziewczyny uważał za słuszną. Przeżyć ten czas w jak najbardziej cywilizowanej części Podlasia, może kupić parę pamiątek, a potem pierwszym świstoklikiem wrócić do domu. Nie był zaskoczony odbiciem piłeczki przez dziewczynę. Znał doskonale odpowiedź na to pytanie. Przyjechał na Podlasie zintegrować się z częścią uczniów, ale szło mu to topornie. Nie zamierzał jednak ich ironicznego humoru niszczyć swoimi sprawami.- Już nie sam. - Podniósł kufel w stronę dziewczyny w geście toastu, na tym spotkaniu już kolejnego. - W dodatku więcej piwa dla nas skoro oni jeszcze nie przywlekli się tutaj. - Nie spodziewał się by ta odpowiedź dziewczynie wystarczyła, ale miał nadzieje, że jak większość Hogwarckich uczniów szybko przekieruje temat rozmowy na siebie lub swoje problemy. Gdyby polska karta dań znała coś takiego jak przekąski pewnie zamówiłby coś do stolika. Zdążył się jednak przekonać, że słowianie albo jedzą ogromny posiłek albo nie jedzą nic. Wstał więc, podszedł do baru i zamówił kolejne dwa ciemne piwa. Patrzył chwilę jak barman nalewał napój po bokach szklanek, a następnie wrócił z nimi do stolika. Postawił jedno przed sobą, a drogie przed nią. Jeśli mieli siedzieć tutaj i rozmawiać to na pewno nie przy suchym pysku, a Benjamin nie zamierzał czekać do ostatniej kropli w kuflach.- Niedługo wakacje miną, a potem co dalej. Studiujesz czy jeszcze się uczysz? A może to już ostatnie twoje wakacje przed "dorosłością". - Nie zamierzał niczego jej sugerować na podstawie wyglądu. W tym momencie mogłaby przedstawić się nawet jako centaur zakładający rodzinę, a on by to zaakceptował. Ważne by nie siedzieli wśród nieręcznej ciszy jak dwójka smutnych ludzi, którymi w jakimś stopniu najwyraźniej byli.
Była nieco zaskoczona swobodą, jaka pojawiła się podczas tego spotkania. Imogen była bardzo otwartą na ludzi osobą i bez większego problemu potrafiła się dogadać z większością ludzi, jacy stanęli na jej drodze. Niemniej, miło było odkryć, że nawet w takim przypadku, kiedy miała serdecznie dosyć świata, całego tego miejsca i wszystkiego, co ono sobą reprezentowało, wciąż potrafiła dobrze nawiązywać kontakt z innymi osobami. Parsknęła śmiechem, kiedy to Benjamin z takim podekscytowaniem wypowiadał się na temat ewentualnego podpalenia wioski, w której przyszło im mieszkać. Pokręciła z niedowierzaniem głową i ponownie napiła się piwa, aby zwilżyć swoje gardło, zanim to kontynuowała ten iście ciekawy wątek. - W takim razie pozwól, że wspomogę Cię swoją różdżką - i naprawdę miała to na myśli. Gdyby tylko mogła, faktycznie z ogromną ochotą by to zrobiła. Nie wiedziała, jak miała się sprawa u innych uczniów, jednak ona z całą pewnością mogła stwierdzić, że bawiła się tutaj fatalnie. Nic nie szło po jej myśli, wszystko układało się nie tak, jak trzeba. Powoli zaczynała nawet rozważać wcześniejszy powrót z wakacji, byle tylko nie męczyć się w tym miejscu dłużej, niż było to konieczne. Z jej szczęściem pewnie jeszcze złamie nogę, lub odwali coś o wiele ciekawszego, bo wszystkie oznaki wskazywały, że Polska nie jest krajem w którym Imogen mogła czuć się bezpiecznie. O słodka ironio... Nawet się nie zorientowała, kiedy pozbyła się dobrej połowy zawartości swojego kufla, ale jak to mówią, w dobrym towarzystwie czas płynie szybciej, a piwo kończy się wcześniej. Słuchała swojego partnera w dzisiejszej niedoli co niedługo racząc się trunkiem. Kiedy ten zaczął się za bardzo nagrzewać od wpadających przez okno promieni słońca, Imogen wyjęła z kieszeni spodni swoją różdżkę i rzuciła na kufel zaklęcie chłodzące. Bez pytania zrobiła to samo z kuflem Benja, bo podejrzewała, że mógł cierpieć na tę samą przypadłość. A przecież nikt nie lubił ciepłego piwa. - Jestem skłonna pochylić się względem tej teorii. Naprawdę ludzie tutaj proponują tylko wódę albo bimber - prychnęła pod nosem i znów pociągnęła ze swojego kufla. Sama nie przepadała za tak mocnymi trunkami i zdecydowanie wolała spożywanie piwka. A to tutaj było zaskakująco dobre. Potem pokiwała głową, gdy stwierdził, że podobna okazja może się już nie powtórzyć, bo co ona właśnie robiła? Nie było nawet dwunastej a Imogen piła piwo w lokalnej karczmie, jak gdyby nigdy nic. W Wielkiej Brytanii nigdy nie wydarzyło by się coś podobnego, jednak jak widać Polski klimat wszedł zbyt mocno w jej żyły. - Podejrzewam, że prawdopodobnie właśnie dlatego, że ja jestem tutaj, to uratowałam ich od utopców - nie była pewna, czy to trunek był taki mocny, pogoda nieodpowiednia lub co innego było przyczyną, że delikatnie zaczęło szumieć jej w głowie. Pewnie dlatego po swoich słowach parsknęła lekkim śmiechem. Odrzuciła na plecy zabłąkane kosmyki włosów, które znalazły się na jej twarzy. Odpowiedziała niemym toastem, gdy chłopak wspomniał, że dzięki niej miał towarzystwo do picia i opróżniła swój kufel do końca. Miała ogromną ochotę beknąć, ale ostatecznie uznała, że nawet w takich warunkach jak te, byłoby to zbyt wielkim nietaktem, dlatego tylko odchrząknęła, próbując w ten sposób pozbyć się nadmiaru gazu nagromadzonego w jej żołądku. Nim zdążyła powiedzieć cokolwiek, Benjamin poszedł po kolejne piwa. Imogen westchnęła rozglądając się z ciekawością po licznych ozdobach porozwieszanych na ścianach lokalu. Nie miała najmniejszego pojęcia do czego mogła służyć przynajmniej połowa z nich, ale ciekawe było wyobrażać sobie, jak można by było je użytkować. - Następną kolejkę ja stawiam - oznajmiła uroczyście odbierając od niego nowy kufel. Powąchała zawartość i z ciekawością na ustach upiła nieco piwa. Zmarszczyła brwi oblizała wargi, aż w końcu pokiwała głową z aprobatą. - Faktycznie niezłe, lepsze niż to jasne, które wcześniej wypiłam - oznajmiła, uśmiechając się szeroko w stronę Benjamina. - We wrześniu zacznę kolejny rok studiów. Co śmieszne, dalej nie mam pojęcia, co chcę zrobić ze swoim życiem - odstawiła kufel na stół z głośnym stuknięciem. Naprawdę nie wiedziała, co chce dalej zrobić ze swoim życiem i nieco zaczynała się martwić tym faktem. Wielu spośród jej znajomych już dawno miała zdefiniowany plan na życie, a ona jakoś nie mogła się w tym życiu odnaleźć. Dziwna sprawa. - Jaka jest Twoja historia? Co chcesz robić, gdy w końcu dorośniesz? - Może i zebrało się jej nieco na poetyckie słowa, jednak te teraz wydawały jej się jak najbardziej na miejscu.
Nie wątpił, ze gdy nastanie godzina podpalenia Podlasia dziewczyna stanie po jego stronie. Nie spodziewał się jednak by to szybko nastało. W tym momencie dobrze siedziało mu się w karczmie popijając piwo i rozmawiając z nią o tak zwanym "niczym". Poznawanie nowych ludzi może nie było aż tak złe? Dokończył piwo, które już jakiś czas sączył. Drugi kufel już na niego czekał, przyjemnie schłodzony przez nową koleżankę. - Może nie mają nic lepszego do zaoferowania sobie i innym? - stwierdził lekko. Szczerze nie rozumiał ekscytacji przyjaciół lokalną społecznością. Miał nadzieje, że gdy wrócą do Anglii to przejrzą na oczy, że cywilizacja ma do zaoferowania znacznie więcej niż mała drewniana wieś na krańcu świata. - Próbowałaś już tutejszego zaczarowanego jedzenia? Oszaleć można. - Nie wiedział jeszcze ile w tym było prawdy. Jedzenie w Polsce choćby było najsmaczniejsze to nie było warte połowy dnia wyjętej z życia. Robiło człowiekowi sieczkę z mózgu. Wiedział, że choćby była najgorszym czarodziejem to nie ma nic gorszego niż zostać sam na sam z rozjuszonym utopcem. Nie zamierzał jednak zwracać jej na to uwagi. Była duża, wiedziała co robi, a w zasadzie czego nie robi. W dodatku on nie miał teraz ochoty na poważne rozmowy. Sympatyczny przytyk? I owszem, ale nic więcej. Tak mijał im czas, a rozmowa zeszła na bardziej przyziemne tematy. Słuchał o jej braku planów najbardziej neutralnie jak potrafił. Nie zamierzał jej docinać na ten temat, sam wiele czasu szukał swojej drogi. Dalej w dodatku nie był pewien czy właściwie obrał kurs. Nie zamierzał jednak być poważny. Na sformułowanie "gdy w końcu dorośniesz?" uśmiech rzucił mu się na twarz, mógł odpowiedzieć na to tylko w jeden sposób.- Będę zwykłym chłopcem! Kiedyś byłem z drewna, z drewna! - Zaczął udawać kukiełkę pociąganą za sznurki na łokciach i nadgarstkach. Przypomniał sobie jak na mugoloznastwie czytali kiedyś jakąś sztukę teatralną o Pinokiu, która w tym momencie pasowała w sam raz. W niej również chłopiec pełen drzazg próbował spełnić swoje nierealne marzenia. Gdyby Geppetto miał trochę głowy poszukałby czarodzieja, który zajął by się sprawą za odpowiednią cenę. Napisano by o tym pewnie odpowiadanie do Baśni Barda Biddle'a jak to mugol z drewnianą kukiełką zapragnął mieć syna. Choć może już coś takiego było? Ich kultura na przestrzeni lat tak mocno przeplotła się z mugolską, że nie potrafił już się w tym w pełni połapać. Po chwili radości, jaką dało mu nawiązanie do Pinokia, spojrzał jej głęboko w oczy szykując się na mniej popisową odpowiedź.- A tak naprawdę rozpoczynam właśnie studia. Będę chyba najstarszym pierwszorocznym w nowym roku. - Stwierdził. Co prawda znał historie sprzed paru lat gdzie naprawdę stara kobieta postanowiła zapisać się na studia i z sukcesami je skończyła, było to jednak tak niepotykane zjawisko, że nie spodziewał się podobnego na swojej sali. - Chciałbym specjalizować się w eliksirowarstwie o ile prof. O'Malley znajdzie u siebie wolne miejsca. - Wspomniał imię niekoniecznie lubianego przez innych uczniów profesora. Wiedział, że potrafi on odstraszyć nawet najbardziej wytrwałych, zarówno charakterem jak i tym swoim genem, który często był równie przerażający co piękny. Wzdrygnął się na samą myśl o wykrzywionej w złości willej twarzy.- Nieprzyjemny gość, ale dobrze wykonuje swoją robotę. Chyba się dogadamy. - mrugnął w jej stronę jednym okiem, bo sam dzisiaj był wodospadem ironii. Spojrzał na nią z zaciekawienie. Czasem chciałby mieć jakiś dar, który podpowiedziałby mu co kryje się w głowie drugiego człowieka, teraz na pewno by z niego skorzystał.- Niech zgadnę, ty specjalizujesz się w zielarstwie albo uzdrawianiu. Wydajesz się drobna i łagodna, taka pomoc medyczna dla niejednego byłaby skarbem. - Rzucił, oczywiście nie trafiają. Tak jednak już jest, że na pierwszy rzut oka nie jesteś w stanie wiedzieć o każdym wszystkiego. Popijał piwo w czasie w którym dziewczyna wyjawiła mu o sobie więcej lub zapadła niezręczna cisza. W każdym przypadku bawił się przednio, bo dla niego tak samo dobrze spędzało się z kimś czas na rozmowie i na czuwaniu. Odkrywało to zupełnie inne strony człowieka, ale było równocenne.
Benji nie wiedział, że dla niej samej te wakacje to jeden wielki koszmar a to, co przedstawiła mu w swojej opowieści do tej pory, było zaledwie niewielkim fragmentem tego, jak faktycznie dziewczyna się męczyła podczas tego czasu spędzonego w Polsce. Ona również nie potrafiła zrozumieć zachwytu tutejszą kulturą, obrzędami, sposobami spędzania czasu, to wszystko było dla niej po prostu... dziwne. Owszem, fajnie było spojrzeć na to z boku i pozachwycać się tą kulturą, ale po godzinie góra miała dość. Ile można? - Nie wiem, czy to jedzenie było magiczne, czy nie, ale po tym, jak spróbowałam tutejszych pierogów, to stwierdziłam, że wolę już się nie rozkoszować polskimi potrawami, bo te ewidentnie mi nie służą. - Bo tak, Imogen dalej była święcie przekonana, że to właśnie pierogi ponosiły w dużej mierze odpowiedzialność za to, że dziewczyna postanowiła pobawić się w osobę nieodpowiedzialną i zwiedzać nadwodne zadupia. I dalej uważała, że gdyby nie pierogi, to utopce nie pojawiłby się w tym miejscu. W ogóle nie brała pod uwagę faktu, że może tam po prostu mieszkały, nie. Takie kreatury musiały się lubować w tak paskudnych smakach i dlatego te pierogi je zwabiły. Parsknęła śmiechem w odpowiedzi na jego słowa a propos dorosłości i tego, w jaki sposób zamierzał ją spędzić. Nie była dostatecznie zaznajomiona z mugolską kulturą, aby wiedzieć, co konkretnie chłopak miał na myśli, niemniej nawet głupi wpadłby na to, że był to jakiś cytat czy coś. I musiała przyznać, że w kontekście ich aktualnej rozmowy, ten brzmiał nawet nieźle. - To ile ty niby masz lat? - zainteresowała się od razu, kiedy wspomniał, że wiekiem będzie przekraczał średnią studentów pierwszego roku. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad tym całkiem mocno. Znów sięgnęła po swój kufel i upiła nieco piwa. Musiała przyznać, że to ciemniejsze było zdecydowanie smaczniejsze, niż jej poprzedni wybór. Nic więc dziwnego że i szybciej ubywało go z kufla. - Z tego, co wiem, eliksiry są niesamowicie trudne do opanowania - zauważyła, kiedy wspomniał o tym, co konkretnie go interesuje. Sama nigdy nie opanowała sztuki warzenia eliksirów w stopniu wyższym niż "bardzo podstawowy". Niby to nie był przecież jakiś cholernie skomplikowany proces, bo należało wrzucać odpowiednie ingerencje do kociołka, mieszać, pilnować temperatur, ale kiedy przychodziło co do czego Imogen szczyciła się faktem, że nie podpaliła zawartości swojego kociołka po raz kolejny. Po prostu nie rozumiała tego i nigdy nie polubiła się z tą dziedziną magiczną, dlatego tym bardziej czuła szacunek względem ludzi, którzy to rozumieli. Słuchała z zainteresowaniem tego, jak próbował ocenić, kim jest Imogen i czym powinna się zajmować w swoim życiu. Pokiwała głową z czymś na kształt zadumy wymalowanym na twarzy, ponownie upiła nieco piwa, a kiedy odstawiła swój kufel na blat, uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Nie graj na magicznej loterii, bo nic nie trafisz - oznajmiła, szczerząc zęby. - Tak się składa, że fascynuje mnie przede wszystkim transmutacja. To wynika z faktu, że jestem metamorfomagiem i od najmłodszych lat miałam z nią styczność dzięki temu. Dodatkowo mocno interesuję się quidditchem i ogólnie lataniem na miotle. Chciałabym to jakoś połączyć, ale szczerze mówiąc, jeszcze nie mam pomysłu jak dokładnie mogłabym to zrobić. - Naprawdę próbowała wymyślić jakiś sposób na zajmowanie się transmutacją w kontekście quidditcha, ale szło jej to bardzo opornie. Niemniej, nie zamierzała się poddawać, bo a nóż okaże się, że pewnego pięknego dnia wpadnie jej do głowy najlepszy pomysł na świecie. Pytanie, ile jeszcze będzie musiała czekać na ten dzień.
Gdy jedziesz na wakacje, jak pewnie większość ludzi, wyobrażasz sobie jak świetnie będziesz się bawić. Oczekiwania są wysokie i gdy spadnie się z nich na tak paskudną ziemie jak Podlaska to rozczarowanie murowane. Sądził, że dziewczyna ma wiele racji w tym co mówi, a jednocześnie jeść coś trzeba było, nikt z nich nie zabrał na pewno dodatkowej walizki z jedzeniem "tak na wszelki wypadek". Choć może się mylił? Nie pamiętał by Trevor kiedykolwiek nie zabrał ze sobą przynajmniej tuzina różnego typu przekąsek. To jednak nie dotyczyło Benjamina i Imogen, więc pokusił się o pewien wniosek. - No to chyba oboje odkryliśmy najnowszy sposób na odchudzanie. - zażartował, choć szczerze tęsknił za londyńskim żarciem. Nie tym zaczarowanym, które zawsze płatało figle, a tym zwyczajnym, domowym, spokojnym. Wiedział, że może to widzieć w innych barwach niż dziewczyna, jego babka była mugolem przez co najlepsze wspomnienia miał właśnie z tamtejszą kuchnią. Postanowił odnieść się jednak do czegoś bardziej popularnego w świecie czarodziei. - Choć muszę przyznać, że przynajmniej polskie jedzenie nie ucieka samo z talerza. Miałaś za dzieciaka czekoladowe żaby? Chwila i taka już była na ziemi. - alkohol rozwiązał mu nieco język i swobodnie opowiadał o tym absurdzie dzieciństwa. Niby każdy zbierał je tylko dla kart, ale jeśli rodzic kupuje dziecku czekoladę to raczej nie po to by po chwili wyskoczyła przez okno. - W dodatku gdzie one uciekały? Kicały z powrotem do fabryki? - ciągnął temat, który wydawał mu się przyjemną odskocznią od tych wszystkich wakacyjnych dramatów. Pytanie o wiek było nieuniknione po tym jak przedstawił się we wcześniejszej wypowiedzi. Nie zamierzał pytać jej "na ile wygląda", wydawało mu się to takie wymuszone. Upił spory łyk piwa, który przygotował go do rozmowy o cyferkach. - Dwadzieścia. - Choć nie była to przepaść pokoleniowa między nim, a nowymi studentami to wiedział, że będzie tam "nowy". Wszyscy będą się znali ze szkolnych ławek, a on będzie musiał wykonać sporo pracy by tych ludzi poznać. To była ta gorsza strona obrania nowego kierunku w życiu. Lekko się zdziwił gdy dziewczyna stwierdziła, że eliksiry mogą być dla kogoś problemem. - To jest jak gotowanie, tylko składniki chcą zjeść ciebie zamiast ty je. - Nie uważał oczywiście tej dziedziny za łatwą, ale na pewno bardzie praktyczną i przystępną niż historia magii czy numerologia. W dodatku nie trzeba było urodzić się z talentem jak w przypadku zajęć artystycznych, wystarczyło z namysłem i spokojnie dodawać koleje składniki. Nie zamierzał jednak o tym wszystkim opowiadać, ona wiedziała równie dobrze to samo. Nauka w szkole na pewno nie odmówiła jej tej przyjemności. Wspomnienie o metamorfomagicznych zdolnościach otworzyło Benjaminowi oczy na to, że nie są dla siebie aż tak nieznajomi jak wcześniej mu się wydawało. We wcześniejszych latach kumplował się z chłopakiem, który również miał na nazwisko Skylight, zmieniał kolor włosów częściej niż prostytutka klientów i bardzo podobnie do niej wyglądał. Czy zamierzał teraz wyskoczyć z "Jesteś siostrzyczką Ikea?"? Absolutnie nie. Niezależnie co ich łączyło byli dwoma różnymi ludźmi i takie postrzeganie ich bardzo mu odpowiadało. Uśmiechnął się jednak do siebie na myśl o tym, że świat jest mniejszy niż myślał. Metamorfomagia w miotlarstwie wydawała mu się idealnym sposobem na oszukanie sędziego, ale czy dało się zrobić z tego osobny zawód? Nie sądził. Słuchał jednak jak dziewczyna mu o tym mówi, popijał piwo i zastanawiał się czy po dwóch piwach mogliby się wybrać polatać na miotłach. Może Podlasie było podłym miejscem, ale były wakacje, było ciepło i na pewno jakieś się w grodzie znajdzie. - Możemy stąd wyjść, znaleźć jakieś miotły i zobaczyć co da się z tym zrobić. - Zaproponował lekko. Na dworze nie było jeszcze ciemno, a nie byli chyba aż tak pijani by nie zaryzykować. Pytanie tylko czy dziewczyna da się nieznajomemu wyciągnąć na inną aktywność niż popijanie w karczmie. +
Rozmarzenie pojawiło się na twarzy dziewczyny, kiedy to rozpoczęli rozmawiać o tym, co w życiu najlepsze, czyli o jedzeniu. Bo oto właśnie Imogen zaczęła sobie wyobrażać swoje ukochane, typowo Brytyjskie potrawy, które to w pełni zaspokajały jej bądź co bądź mało wybredne kubki smakowe. Już czuła pod językiem pyszne tarty mięsne, krajankę melasową, bloki czekoladowe. Już to miała ochotę ponownie spróbować Wołowiny Wellington, którą to kochała miłością szczerą i najbardziej prawdziwą. Merlinie, jak ona tęskniła za domem... - Niby nie ucieka, ale za to są to tak dziwne połączenia smakowe, że niekiedy nie wiadomo nawet, czy to jakaś osoba chora psychicznie nie wymyśliła w ramach żartu, a ludzie pomyśleli, że to naprawdę - stwierdziła luźnym tonem, choć na samo wspomnienie pierogów nadziewanych ziemniakami aż zrobiło jej się niedobrze. Wzdrygnęła się efektownie, bo nie potrafiła powstrzymać tego odruchu w tamtym momencie, po czym srogo pociągnęła z kufla. I parsknęła śmiechem, gdy wspomniał o kicających czekoladowych żabach. - Wiesz, ja kiedyś jedną znalazłam po dwóch dniach na progu domu. Nie wyglądała najkorzystniej taka roztopiona od słońca - przyznała ze śmiechem. Oj doskonale pamiętała, jak Iris zaczęła krzyczeć na ten widok, święcie przekonana, że to kupa jej psidwaka. Imogen potrzebowała dużo czasu, aby przekonać młodszą siostrę, że wcale tak nie jest. - Daj spokój, wcale nie jesteś taki znowu stary - oznajmiła patrząc na niego z powątpiewaniem. Bo nie to, że zamierzała go oceniać, ale po prostu stwierdziła, że to naprawdę bezsensu, aby mówił, że jest stary, bo zaczyna studia w wieku 20 lat. Przecież to jeszcze nie koniec świata i na pewno istniało wielu czarodziejów, którzy to zabierali się za dodatkową porcję nauki w o wiele późniejszym czasie. Rozmawiali dalej na kompletnie niezobowiązujące tematy, aż w końcu jej nowy znajomy wpadł na pomysł, który bardzo spodobał się Imogen. Od razu znacznie się ożywiła, choć dwa wypite do tej pory piwa, krążyły w jej organizmie i zdecydowanie rozweselały dziewczynę. - Jasne! - naprawdę szczerze się ucieszyła na jego propozycję. Od razu sięgnęła pod swój kufel, zamaszyście w nim zamieszała, po czym wypiła niewielką ilość piwa, która w nim pozostała. Odstawiła go z głośnym stuknięciem na drewniany blat, cała w skowronkach, szczerząc się jak głupia do Krukona. - Idziemy, czym prędzej! Mam genialny pomysł, możemy się pościgać! Widziałam nawet taką małą łączkę, gdzie było kilka drzew, które mogą robić nam za przeszkody i zobaczymy, kto będzie miał lepszy czas - oh tak, Imogen już wszystko precyzyjnie zaplanowała. Uwielbiała latać na miotłach, choć gra w quidditcha nie była jej wymarzonym zajęciem. Ale ściganie się, to coś kompletnie innego. Dlatego kiedy Benji zaproponował taki rodzaj rozrywki, kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, na co się pisze.