C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Woda w jeziorze jest wyjątkowo przyjemna. Zdaje się, że jej temperatura zawsze odpowiednio chłodzi tego, kto akurat postanowi się w nim wykąpać, choć brakuje jej krystalicznej przejrzystości. Oprócz tradycyjnego wypoczynku można też skorzystać w zacumowanych nieopodal łódek, których wypożyczenie kosztuje 5g. Łódka pomieści maksymalnie dwie osoby.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Z jakiegoś powodu na tym wyjeździe ciągnęło go głównie do wody - tutejsze jeziora miały w sobie nieoczywisty urok, z jakiegoś powodu przyciągały jego spojrzenie dużo bardziej niż te w Wielkiej Brytanii. Pewnie to była sztuczka jego umysłu, na zasadzie "trawa jest bardziej zielona", ale uznał to za dobre źródło inspiracji i nie wyprowadzał z błędu samego siebie. Miał przy sobie swój magiczny zeszyt, w którym przez ostatni rok próbował notować coś co tylko przed samym sobą nazywał piosenkami. W swoich występach po przeciętnych restauracjach używał tylko skomponowanych melodii, słowa zatrzymując tylko dla siebie, nie będąc ani trochę otwartym na tego typu odsłonięcie przed światem. Podobał mu się ten kraj. Zdawał się być spokojny, ale nie nudny, kolorowy, ale nie przesycony i przede wszystkim - jedzenie było niesamowite. Potrzebował tego wyjazdu żeby z powrotem zatracić się w Hogwarckiej atmosferze, do której, prawdę mówiąc, niesamowicie tęsknił. Niekoniecznie do klasy lekcyjnej, ale zdecydowanie do społeczności. Dwa lata niezależności uświadomiły mu jedno - swoje miejsce odnajdował w grupie, nawet jeśli nie był jej najgłośniejszą częścią. - Robi się późno a ty wybierasz się popływać? - zapytał zbliżającą się w podobny zakątek Holly, bo jakoś wątpił, żeby ona przyszła tu posiedzieć w ciszy i pogapić się na wodę. - Poczekaj do jutra to zabiorę cię na tę wątpliwie stabilną łódkę. Jak idzie zwiedzanie? - przesunął się trochę, robiąc jej miejsce na całkiem wygodnym ubitym kawałku ziemi.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Aoife chodziła nad brzegiem jeziora w nie najlepszym humorze. Gdzieś tam daleko ludzie bawili się na plaży, albo pakowali w łódki, by spędzać wakacje w możliwie przyjemny i wesoły sposób. Ale ona nie. Ona była nadąsana i wciąż jej czegoś brakowało. Po dłuższym spacerze, w trakcie którego badała obrośnięty trzciną brzeg, trafiła na nieco wyższe zejście ze zwalonym przez bobry pniem, który rozdzielał szuwary, tworząc dzikie i niezbyt bezpieczne zejście do wody. Zagrożenie jednak nie zniechęciło Aoife, która chciała zejść po pniu i zająć miejscem wśród gałęzi, kryjąc się przed światem. - Nie radzę - usłyszała dźwięczny, melodyjny głos, gdy tylko postawiła nogę na pierwszej gałęzi. Aoife odwróciła się zaskoczona i zobaczyła jedną z najpiękniejszych istot, jakie przyszło jej w swoim życiu oglądać. Złociste, grube warkocze odzianej w lnianą sukienkę słowianki lśniły w świetle słońca niemal tak mocno, jak jej błękitne oczy. Miała w sobie coś z wili, ale nie do końca. Aoife nie umiała tego dokładnie ocenić. - Nie radzisz, bo co? - zaczęła Ifka buńczucznie, ale jej głos tylko tak się zgrywał. W rzeczywistości była oczarowana nieznajomą. - Umiem chodzić po drzewach. I umiem pływać. - A umiesz oddychać pod wodą? - zagadnęła z uśmiechem na pograniczu dzikości i przekory obca, po czym pokazała na kwaczuchę, która właśnie podleciała, by usiąść na przybrzeżnej tafli jeziora. Aoife nawet nie zdążyła się przyjrzeć. Zobaczyła tylko gwałtowny ruch i szpony na bladej dłoni, która zniknęła rownie szybko, co się pojawiła. Po ptaku zostało tylko kilka zakrwawionych piór, oprócz których nic nie wskazywało na to, że wydarzyła się tu właśnie tragedia. - To jeziornica. Jeśli chcesz pozwiedzać, lepiej idź do lasu. Wbrew pozorom tam jest mniej stworzeń, które zagrażają czarodziejom. - Nie boję się magicznych stworzeń! - zaoponowała nastolatka, robiąc dobrą minę do złej gry. - A w tym lesie póki co nie spotkało mnie nic dobrego. - A byłaś już na polanie z nasięźrzałem? Aoife zatkało. Straciła werwę i spojrzała niepewnie na słowiankę. - Nasię... Co? - spytała zbita z tropu, czym wywołała u nieznajomej pogodny śmiech. - Nasięźrzałem! Pozwól, że ci o nim opowiem. Daleko w lesie jest podmokła łąka, na której... I tak zaczęła się długa opowieść, która bez reszty wciągnęła młodziutką czarownicę. Słuchała o rytuale, o zasadach, uczyła się dziwnych słów, których znaczenia kompletnie nie pojmowała. Raz jeszcze pomyślała, że znajomość języków, to potęga, ale znajomość polskiego zakrawała o coś na pograniczu czarnej magii.
Ją do wody ciągnęło zawsze. Nieważne, czy były to słone wody oceanu w jakimś egzotycznym miejscu, hogwarckie jezioro ze swoimi licznymi mieszkańcami, zwykły staw pełen żab, czy polskie wody, w których zdarzały się utopce. Prawdopodobnie dałaby nura nawet będąc na Antarktydzie, o ile ktoś dałby jej gwarancję, że nic złego jej się od tego nie stanie. — Robi się późno, więc wybieram się, żeby popływać — skorygowała go i dopiero wówczas pozwoliła sobie na szeroki uśmiech. Nie rozpoznała go z daleka, siedział przecież tyłem, a i nie był osobą, którą spodziewała się tutaj spotkać. Jakoś nie zwróciła uwagi na to, że kręcił się gdzieś po stołówce czy innych częściach wspólnych. Może mieli wyjątkowego pecha i się mijali, a może była zbyt pochłonięta ganianiem po Podlasiu z Trevorem i Cedem, żeby skupić się również na innych? Zatrzymała się w pewnej odległości, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Jakaś jej część miała ogromną chęć podbiec do niego i przytulić go na powitanie, a inna wzbraniała się przed tym jak diabeł przed święconą wodą. Czuła niekwestionowaną radość, że znów go tu widziała, ale i pewne zmieszanie, bo nie miała pojęcia, jak powinna go traktować. Nie widziała go dwa lata! To strasznie dużo czasu, kiedy ma się siedemnaście lat. Właściwie dziwiła się, że w ogóle ją pamiętał, choć jednocześnie nie było nic dziwnego w tym, jak dobrze ona pamiętała jego. Była w nim zadurzona po uszy, więc oczywiście odgrywał w jej życiu dość znaczącą rolę, choć chyba nie był tego nawet do końca świadomy. — Każesz damie czekać? Świat schodzi na psy — podsumowała go, przewracając oczami w oczywistym żarcie. Bo dama była z niej równie wielka, co potrzeba, by mężczyźni traktowali ją jak dżentelmeni. — Raczej spokojnie, nieśmiało się rozglądam. Chociaż zdążyłam zgubić różdżkę w lesie. Zielony gaj, tak to się chyba nazywa. Jak zobaczysz mgłę, to lepiej stamtąd uciekaj, odzyskanie zguby jest trudniejsze, niż mógłbyś się tego spodziewać. I można złamać nogę — chociaż ostatecznie było jakimś tam doświadczeniem i chyba nawet czegoś się nauczyła. A już na pewno doceniła swoją różdżkę, kiedy musiała odbyć spacer przez prastary gaj zupełnie bez jej użycia. Przykucnęła obok niego, ale zachowując dystans. — Wiesz, pływanie w jeziorach najlepsze jest właśnie wieczorami. I pewnie tak samo tyczy się to łódek — rzuciła sugestywnie. A jeśli nie miał im kto jej wynająć, to może mogli ją sobie... pożyczyć?
Wracali z drewnianej chaty, do której weszli z ciekawości, a która obróciła dynamikę ich znajomości o sto osiemdziesiąt stopni. Całe popołudnie spędzili tam targani emocjami, strachem i bólem. Oboje mocno to przeżyli dlatego żadne nie protestowało na pomysł omówienia tego w samotności przy mocnych trunkach. W drodze powrotnej postanowili zatrzymać się tylko na chwile w grodzie, aby zajść do karczy i tam kupić potrzebny im alkohol. Każde z nich nabyło butelkę bimbru, najsilniejszego trunku jaki znali w tych stronach, oraz dwie butelki słodkiego kompotu z truskawek, który akurat zaproponował im barman. Planowali w ten sposób załagodzić napięcie, które wewnątrz nich się stworzyło. Gdy ruszyli w dalszą drogę, Nicholas zaproponował spokojny brzeg jeziora. Benjamin czuł nawiązanie do zbiornika wodnego w podziemiach chaty, jednak przemilczał to i pozwolił by było po myśli gryffona. Mimo tak wielu myśli, które miotały się w głowie krukona, drogę spędzili w milczeniu. Potrzebował chwili ciszy, aby zebrać myśli i trzeźwo ocenić, co tak właściwie się wydarzyło. W jego umyśle kłębiły się różne uczucia, niektóre z nich przeciągały się jak długie cienie, inne były niczym burzowe chmury nadciągające nad horyzont. Benjamin obawiał się, że nie będzie w stanie odpowiednio ubrać swoich myśli w słowa, a to mogłoby stworzyć między nimi niewidoczny mur – dystans, który z czasem mógł przerodzić się w coś znacznie gorszego. W miarę zbliżania się do jeziora, zdawał sobie sprawę, że mimo szczerej niechęci, to on będzie musiał zacząć mówić, być wyrozumiałym i cierpliwym. Ich doznania różniły się, Bazory wiedział że jego sekret, choć dla niego trudny, przy Seaversowym był zwykłą błahostką. Szedł obok gryffona, wzrok zwrócił gdzieś w dal. Palił papierosa, który miał choć odrobinę rozluźnić go przed nadchodzącą rozmową. Widzieli już brzeg jeziora, pomost i łódkę przycumowaną przy nim. - Siadamy na pomoście? - zapytał, chcąc upewnić się w którą stronę kierować kolejne kroki. Niezależnie od tego jaką decyzje podjął Nicholas, on po prostu postąpił zgodnie z jego myślą, po czym usiadł, krzyżując nogi. Oparł się jedną ręką o podłoże, drugą przeczesał włosy, które po całym dniu znajdowały się w ogromnym nieładzie. Nie czekał, aż znają pierwsze słowa, od razu otworzył butelkę z alkoholem, którego sam zapach wykrzywił mu minę. Pił go nie tak dawno, jednak ta butelka musiała być przygotowywana przez innego bimbrownika, bo alkohol wydawał się gęstszy i cięższy, a sam zapach bardziej spirytusowy. Nie zniechęciło go to przed znieczuleniem się i wzięciem pierwszego pociągnięcia z butelki.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Jak chcesz to siadaj. - głos Nicholasa wciąż był zdystansowany, a dodatkowo zachrypniety po rewolucjach, które zafundowało mu zwiedzanie chaty. Musieli pogadać, ale nie zgodził się na budynek. Po tym wszystkim potrzebował wolności, przestrzeni i wody, którą będzie mógł spłukać brud wspomnień przywołanych do życia w piekielnych podziemiach. - Ja zamierzam popływać. - powiedział, precyzując swoje plany. Zapłacił, wrzucił ich rzeczy do łodzi, a potem sam do niej wszedł, czekając aż Benjamin do niego dołączy. - A przede wszystkim znaleźć miejsce, w którym nikt nam nie będzie przeszkadzał w rozmowie. Jeśli Bazory zdecydował się pójść za jego decyzją, odbił łodzią od brzegu i kierując ją w stronę jednego z zacisznych miejsc skupił się na sterowaniu. Urodził się na morzu, pływanie miał we krwi, a w trakcie wakacji obszedł rajskie jezioro nie raz i nie dwa razy. Znalazł parę zacisznych, kameralnych zakątków, a w tej chwili kierował się ku temu, który ocenił jako najbezpieczniejszy z nich.
Wszedł za Nicholasem na łódkę. Czuł niechęć Nicholasa do siebie, ale to, że przyszli tutaj stało w sprzeczności z jego słowami. Sam nie czuł się komfortowo będąc tak przez niego traktowany, ale obiecał sobie, że jeśli sytuacja będę trwała za długo, a po wyjaśnieniu sobie tego co tam się wydarzyło, nie wrócą do normalnego tonu rozmowy, po prostu przestanie tolerować humory gryffona. W końcu to nie on był winien zdarzeń, które tam zaszły i to, że obrywał rykoszetem było wobec niego nie w porządku, niezależnie od tego co działo się we wnętrzu Seaversa. Płynęli łódką na środek jeziora, co nie było szczególnie zdumiewające, jednak w pewnym momencie gryfon zmienił kurs, zaczął kierować się w inną stronę. Nie oceniał, upił odrobinę kompotu z butelki, nie chcąc mocniej dosiadać się do bimbru. Jeśli chłopak by wciąż płynął, a on by wciąż pił, to z ich rozmowy mogłoby być niewiele, a przecież nie po to tam był. Dopłynęli do docelowego miejsca, bo łódka została wyraźnie zatrzymana. Miejsce nie wydawało się Bazoremu szczególne, ale on ogólnie nie znał się na pływaniu po wodzie, więc może czegoś nie dostrzegł. Nie zastanawiał się nad tym. Patrzył jak mężczyzna wyciąga różdżkę, a potem zaczyna wypowiadać zaklęcie barierowe, czy któreś tego typu. Ben nie znał ich zbyt dobrze, ale opanował zaklęcie wyciszające do tego stopnia, że postanowił dołączyć się do tworzenia zabezpieczeń i rzucić je w obrębie łódki, dając im tym samym więcej prywatności na środku niczego. Uważał, że to trochę przesada, ale liczył na to, że da to Seaversowi choć odrobinę komfortu rozmowy.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Kiedy dotarli na miejsce, Nicholas zaczął rzucać wszystkie zaklęcia ochronne, które przyszły mu do głowy, a mogły uchronić tę rozmowę przed niechcianymi oczami, uszami, czy nawet samą obecnością osób trzecich. Dopiero wtedy odwrócił się znów do Bazorego, wciąż z różdżką w rękach, ale tym razem zamiast dystansu miał w oczach wymalowaną wściekłość. Na niego, na siebie, na chatkę z tą cholerną piwnicą, do której wepchnęli się z własnej woli. - Napatrzyłeś się? - spytał atakująco, pozostając w ciągłym ruchu, bo nie mógł ustać w miejscu. Chodził to w lewo, to w prawo, nie spuszczając płonących oczu z Bena, zupełnie jak lew, który obserwował ofiarę po przeciwnej stronie ogrodzenia. - A może chcesz się przekonać na własne oczy, co? Upewnić czy są prawdziwe, czy może wszystko sobie zmyśliłem? Niemożliwe, żeby starsza kobieta zdobiła coś takiego, prawda? Co to za mężczyzna, który daje się tak sponiewierać! Żałosne. Żałosne, prawda?! Powiedz! Nicholas już naprawdę dobrze radził sobie z kontrolą emocji. Wypracował to przez te liczne miesiące, ćwiczeniami fizycznymi i praktykami z terapii, dość skutecznie opanowując rozchwianie. Teraz jednak wszystko poszło precz, wytrącając go z równowagi i zamieniając w kulę śnieżną, która miała pociągnąć za sobą całą lawinę. - Zobaczmy jak to jest. Zżera cię ciekawość, co? To patrz - jednym machnięciem różdżki pozbawił się koszuli, odsłaniając blizny, które w wizji wyglądały na dużo świeższe niż teraz, ale też na mniej liczne. - Patrz, Ben. Patrz! Nicholasa ogarnęło jakieś szaleństwo. Chciał, żeby Bazory patrzył i chciał, żeby nie widział w nim złamanego, skrzywdzonego chłopczyka. Chciał być postrzegany jako mężczyzna, jako ktoś silny, panujący nad swoim życiem i kontrolujący rzeczywistość. Chciał być kimś, a nie tym słabym, zbezczeszczonym i zepsutym nikim, pozbawionym wartości przez obłąkaną kobietę.
Niechęć Nicholasa szybko przeistoczyła się we wrogość, którą wyczuł w pierwszych jego słowach. Mina Bazorego stężała, pozostając chłodna i zdystansowana. Nie czuł się niepewnie, nie czuł się winny odczuć gryffona, po prostu patrzył na to i czuł, że musi postawić granice by nie dać się ponieść emocją. Znał siebie, wiedział jak wiele potrafią zniszczyć w jego głowie, jak nim zawładnąć i ponieść go w zachowania, których mając czystą głowę nigdy by nie zrobił. Wyciągnął papierosy, które w takich momentach mogły go opanować, dać mu poczucie uziemienia i po pierwszym zdaniu Nicholasa, po prostu odpalił jednego, co mogło się mu wydać lekceważące, ale w zasadzie Benjamin nie zamierzał się z tego tłumaczyć. Pierwszy oddech omiótł jego płuca, przepełnił go. Przez dym przymrużył oczy, którymi wciąż patrzył na wiercącego się nerwowo Nicholasa. - Opanuj się Seaver. - powiedział pewnie, bez współczucia czy troski w głosie. Je gryffon odrzucił w jaskini i Benjamin nie zamierzał ponownie się nimi posługiwać w tej rozmowie, odepchnięcie jego ręki i dobrych chęci znaczyło dla niego więcej niż mogłoby się wydawać. Odtrącenie nie było dla niego prostą emocją i w jakiejkolwiek formie, łączyło się z falą chłodu, która przychodziła zaraz po nim. - Zamierzasz sobie pokrzyczeć? Dobrze, ale nie wkładaj mi w usta słów. - rzekł bardziej wrogo na kolejne słowa Nicholasa. Wciąż trzymał głos na wodzy, jednak oddychał głębiej. Czuł się przytłaczany tą sytuacją, tą intensywnością, która unosiła się w ich rozmowie. To sprawiało, że rodziło się w nim wiele słów, którymi mógłby w tym momencie zranić do żywego, już wytrąconego z równowagi Nicholasa. Palił, by odgonić od siebie myśli o kontrataku, mocnej zaciągał się dymem, a potem starał się jak najdłużej wypuszczać go z płuc. Nie spodziewał się, że kolejne krzyki sprawią, że Nicholas zacznie zrzucać z siebie ubrania, o których niestosowności do pogody, zdarzyło mu się już kilka razy pomyśleć. Podświadomie wiedział. że zobaczy tam wiele śladów, wizja z jeziora jasno pokazywała co mogło się tam znajdować. To co wiedział umysł było tylko zaczątkiem. Zobaczenie rzeczywistych, wygojonych blizn nie było aż tak drastyczne, ale sam bodziec połączony z krzykami Nicholasa sprawił, że zimny dreszcz przeszedł mu po plecach. Nie wzdrygnął się, nie chciał dawać tej przewagi mu, ale jego usta drgały, co starał się bardzo ukryć fajką. Ta sytuacja zdecydowanie nie była na jego nerwy, ale skoro już się musiał z nią skonfrontować to chciał by to było na jego zasadach, a nie emocjonalnym wybuchu złości. Przynajmniej dopóki potrafił utrzymać się w ryzach. - Ubierz się. - powiedział przez zęby w których kurczowo zaciskał filtr by nie przygryźć sobie języka podczas mówienia. - Nie wyprowadzaj mnie z równowagi Seaver. Nie tylko ty potrafisz krzyczeć. - ostrzegał, wiedząc jak bardzo niekomfortowo się czuje w obecnej sytuacji. Sądził, że Nicholas liczy na to by rzucił się w wir krzyków i bezsensownego gniewu, że próbuje go tym wszystkim sprowokować. Nie zamierzał dopuszczać do siebie myśli, że to tylko krzyk rozpaczy, który zrodził się z niewygojonej traumy, choć na pewno część jego świadomości doskonale zdawała sobie sprawę. Sądził, że da się przeczekać ten obłęd, który właśnie się przed nim odgrywał.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Papieros, dystans i chłodne "opanuj się" były dla Nicholasa jak policzek. Możliwe, że właśnie tego potrzebował, żeby ochłonąć. I gdyby na tym się skończyło, może jego wściekłość by nie eskalowała. A może nic nie mogło jej zatrzymać? W takim stanie trudno mówić o jakiejkolwiek pewności. Nie tylko ty potrafisz krzyczeć? O, Seaver chciał, żeby ktoś inny krzyczał. Trudno było zinterpretować to, co się pojawiło w oczach gryfona inaczej niż obłęd, bo w jednej chwili urosła w nim potrzeba, by słyszeć, jak kto inny niż on sam zdzierał gardło w nieludzkich wrzaskach. Czy właśnie dlatego Hebzibah mu to robiła? Nicholasowi nagle zdało się, że ją rozumie, tę potrzebę wydzierania z drugiej osoby krzyku, by uciszyć ten własny. Gdyby się zastanowić, Wiedźma miała na swoim ciele rozmaite blizny, ale Seaver zawsze sądził, że zrobiły je inne ofiary, albo że w przypływie szaleństwa okaleczała się sama. A jeśli nie? Nico tak bardzo chciał sprawdzić, czy zrobi mu się lepiej, gdy wyładuje żal na drugiej istocie, sprawiając jej choć część tego cierpienia, z którym on sam musiał się mierzyć. Różdżka jakby wyczuła jego emocje, bo jej koniec zaczął groźnie iskrzyć. Wyglądało to groźnie i Nicholas już prawie uniósł rękę, żeby rzucić zaklęcie, kiedy do głosu doszła mądrość testralowego rdzenia, o której mówił sprzedawca u Ollivandera. Seaver syknął z bólu i upuścił różdżkę, w kompletnym zaskoczeniu patrząc na wnętrze swojej dłoni, na którym widniał teraz czerwony ślad po oparzeniu. Różdżka się zbuntowała, odmawiając posłuszeństwa i choć jej poprzedniczkę spotkała za to ostateczna kara, tym razem Nico zrozumiał, że kierowała nią troska i rozsądek, którego jemu zabrakło. Oddychał ciężko, jak po długim biegu, ale nie poruszał się ani o krok. Nie był sobą. Powoli do niego docierało, że emocje nim zawładnęły, że w amoku zachowywał się jak skończony idiota, a nie jak człowiek, którym chciał być. Serce mu waliło, ale wreszcie po kilku wolniejszych oddechach udało mu się wyciszyć i ochłonąć. Chciał przywołać koszulę, ale dłoń wciąż go piekła, powstrzymując od chęci sięgnięcia po różdżkę. Pręga była wyraźnie widoczna i paliła równie mocno, co poczucie wstydu, że Bazory widział go nie tylko w najgorszym momencie jego życia, ale i w najgorszej kondycji psychicznej, w jakiej był w ciągu ostatnich miesięcy. Niebezpieczeństwo minęło, pozostawiając mężczyznę w stanie wycieńczenia emocjonalnego, wstydu i rezygnacji. Czuł się podle na wielu płaszczyznach i chociaż nie stanowił już zagrożenia, świadomość w jaką stronę jeszcze przed chwila mknęły jego myśli, budziła w nim obrzydzenie do samego siebie.
Benjamin widział, że Nicholas miotał się coraz bardziej, nieprzejęty słowami, które wcześniej do niego wypowiedział. Nie uszło to jego uwadze i zaalarmowało do dodatkowej ostrożności w postaci położenia prawej dłoni na boku przy którym znajdowała się jego różdżka. W ten sposób miał wrażenie, że nie prowokuje gryffona pokazywaniem potencjalnie broni, a sam jest pewien, że jeśli zajdzie taka konieczność, zdąży jej użyć. Co prawda nie był przekonany jakie są umiejętności Seaversa i czy próba podjęcia walki nie byłaby z góry skazana na porażkę, ale to złudne poczucie bycia przygotowanym musiało mu na ten moment wystarczyć. Widział jak różdżka mężczyzny zaczyna iskrzyć, jak w połowie ruchu ręką odmawia mu posłuszeństwa. Nie znał powodów, jednak wyciągnął na wierzch własną, opierając rękę z nią na udzie i czekał na rozwój zdarzeń. Te zamiast być równie niebezpieczne i intensywne, zaczęły tracić na sile, opadać i stawać się takimi jak jeszcze w jaskini. Widział po twarzy Nicholasa jak się zmienia, jak jego oczy z gniewnych stają się zawstydzone i wycofane. Zmierzchało, więc nie był w stanie, nie podchodząc bliżej, zobaczyć śladu na ręce gryffona, ale sam fakt, że jej się przyjrzał był pewną sugestią. Widział, że jeśli nic nie zrobi będzie to wszystko trwać jeszcze długo, nadejdzie noc, a z nią utopce i inne obrzydlistwa zamieszkujące okoliczne wody. To skłoniło Benjamina by różdżką przywołać zrzucone wcześniej ubranie Seaversa, po czym wyciągnąć zaopatrzoną w nie rękę, w jego stronę. - Ubierz się. - powtórzył swoje słowa, nie zostawiając w tonie głosu miejsca na sprzeciw. Dał mu chwilę by mógł na siebie założyć ubranie, zanim zaczął mówić dalej. - Kolejne podniesienie różdżki będzie twoim ostatnim dzisiaj. - groził, choć sądził, że najgorszy moment mieli już za sobą. Nie zamierzał jednak tutaj dawać Nicholasowi złudzeń, że zostanie obojętny lub nie będzie się bronił przed ewentualnym atakiem w swoją stronę. Mężczyzna zaprezentował już, że może nie mieć wobec niego czystych zamiarów, a w głowie Bazorego zapalił się czerwony radar ostrzegawczy, którego nie zamierzał ignorować. Bardziej cenił sobie swoje bezpieczeństwo niż zdrowie psychiczne rozmówcy. Dla niego jasnym już było, że musi popchnąć rozmowę do przodu. Rozpocząć ją by móc ją zakończyć. Wiedział, że kolejnego dnia, przy Yurium, nie będą mogli porozmawiać na te tematy, a pozostawienie ich samym sobie nie wchodziło w grę. - Nie zamierzam rozgrzebywać tamtych zdarzeń. Postawmy sprawę jasno. - zaczął, chcąc zaznaczyć, że w tym momencie nie interesują go szczegóły jego udręki. Widział je, ale nie musi ich rozumieć, nie byli z sobą na tyle blisko by Bazoremu zależało. W dodatku widział jak Nicholas miota się na samo ich wspomnienie, rozmowa nie ułatwiłaby sprawy. - To co tam widzieliśmy, oboje, musi zostać między nami. - dalej miał wrażenie, że Nicholas nie rozumie, że on również swoich obaw i tajemnic nie chciał mu ujawniać. Ta transakcja, choć nie do końca zbilansowana, działała w dwie strony, a ignorancja nie wchodziła w grę. Benjamin za bardzo cenił sobie swoją prywatność by dać sobie umniejszyć w tym obszarze. - W innym przypadku własnoręcznie uwarzę na ciebie truciznę. - czuł, że z każdym słowem jego głos staje się chłodniejszy, okrutniejszy i bez duszny. Potrzebował w tym momencie postawić sprawę jasno, za wszelką cenę. Dalej w ręku trzymał różdżkę gotowy na ewentualną, negatywną reakcje gryffona.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nie zamierzał się spierać. I tak konflikt narósł zdecydowanie zbyt mocno i rysował tę relację w nieciekawych barwach. Nico czuł teraz żal i złość, że tak to się potoczyło, ale nic nie mógł na to poradzić - zło już się stało i nie można go było cofnąć. Zupełnie jak rok temu, kiedy wyżył się na niewinnych drzewach, przekreślając tym samym zaufanie Fire. Przyjął swoją koszulę i nałożył ją, zwiększając tym samym poczucie bezpieczeństwa. Kiedy był zakryty, wszystko było lepsze, tak jakby nie pokazując blizn innym był w stanie zaprzeczyć ich istnieniu. Po różdżkę jednak nie sięgnął, pozwalając jej leżeć na trawie i ostygnąć. Ona z pewnością też potrzebowała ochłonąć, on zaś musiał schłodzić dłoń, która mimo wszystko bolała. - Tamto było ostatnim. Nie zamierzam już dzisiaj kusić losu. Jego głos był dość cichy i niemal doskonale neutralny. Podszedł do jeziora i zanurzył w nim rękę, pozwalając, by woda naprawiła to, co on sam zepsuł. Miał ochotę skąpać się w niej cały, odciąć od dźwięków i obrazów, czuć tylko kołysanie i nieważkość. Nie mógł jednak tego zrobić. Sprawy musiały zostać wyjaśnione, a pewne decyzje podjęte. I nie mogło być tu miejsca na żadną ucieczkę, nawet jeśli zdawała się tak kusząca. - Trucizną mnie nie zastraszysz - powiedział Nicholas bez mrugnięcia okiem. - Ale żaden z nas nie chce, żeby te sprawy stały się publiczne. Ode mnie nikt się nie dowie. Podniósł się i przyjrzał schłodzonej dłoni, która wróciła już do normalności. Wrócił do różdżki i schował ją do kieszeni, która dzięki magii spokojnie mogła pomieścić nawet dwunastocalowy badyl, a potem osuszył ręce materiałową chusteczką. Może i było to staromodne rozwiązanie w obliczu powszechnych jednorazówek, ale jemu najbardziej odpowiadała własnie taka opcja. - Ben. To nie powinno się wydarzyć. Ta chata, wspomnienia, moje zachowanie... Ale się wydarzyło i tego nie cofnę. Przepraszam, że musiałeś przez to przejść. Wyciągnął ku niemu rękę, mając nadzieję, że uściśnięciem dłoni przypieczęstują zgodę i ustalenia o wzajemnym milczeniu. Nico bardzo tego chciał, ale Bazory póki co wykazał się dostatecznie dużymi pokładami dobrej woli. Nie miał obowiązku wykazywać jej jeszcze więcej.
Widział jak Nicholas podchodzi do wody, omyć dłonie. Cokolwiek mu się w nią stało, pewnie wymagała choć rzucenia trzeźwym okiem na nią, ale nie zamierzał ponownie się narzucać. Dokończył w spokoju palenie papierosa, delektując się ciszą która zapadła po tylu gniewnych słowach. Dym rozchodził się jeszcze nad jego głową, gdy wrzucał końcówkę fajki do wody, nie myśląc o tym co dalej się z nią stanie. Odetchnął, dopiero teraz zauważając jak przyjemnie było po całym dniu upałów, wieczorem, znaleźć się przy powierzchni wody. Poza jaką przyjął Nicholas po wybuchu gniewu wydawała mu się sztuczna i nienaturalna. Same słowa brzmiały typowo gryffońsko, zdecydowanie zbyt odważnie, wręcz lekceważąco. Takie niedocenienie gniewu i mściwości drugiego człowieka uważał za zwyczajnie mało myślne i na pewno ujęło to obrazowi Nicholasa w oczach Bena. To, że był okaleczony, rozemocjonowany czy zrozpaczony był w stanie zrozumieć, przeżył coś strasznego i do tej pory ponosił tego konsekwencje. Nowa postawa była gorsza, bo pokazywała Nicholasa jako kogoś nieostrożnego, kto przy odrobinie nieszczęścia, sam zgotuje sobie los gorszy niż ten z wizji z jeziora. - Jaką mogę mieć pewność? - zaczął pytać, doskonale wiedząc w którym kierunku rozmowy zmierza. - Nie wątpię, że swoich sekretów, które tak mocno cię wzburzyły, będziesz bronił jak lew. To nie daje mi gwarancji, że moje sprawy traktujesz równie poważnie. - czuł się nie traktowany w tej rozmowie poważnie, zarówno przez postawę Nicholasa jak i sposób w jaki dobierał słowa. Wszystko było ogólnikami, które miały zapewnić im płynność rozmowy, a które nie zapewniały, że wszystko zostało zrozumiane jednoznacznie. Być może mężczyzna sądził, że przeprosiny wystarczą by ich relacja wróciła na neutralne tory. Benjamin wiedział jednak, że z jego strony sprawa nie będzie aż taka prosta. Nie był osobą ufną, sytuacja nie była prosta, a on nie chciał by ten popołudniowy wypad sprawił, że jego życie ponownie zrobi fikołka. Miał już za sobą dwa lata samotności i nie zniósł by kolejnych w tym stanie, a jeśli to co wie o nim Nicholas ujrzy światło dzienne to był wręcz pewien, że go to nie ominie. Mimo wszystko wyciągnął rękę w geście pojednania do gryffona, prościej obojgu będzie trzymać język za zębami gdy nie staną się dla siebie śmiertelnymi wrogami. - Oboje tam poszliśmy jak świnie na rzeź. Przynajmniej cało stamtąd wyszliśmy. - nie wiedział czy powinien przyjąć przeprosiny, czy powinien się gniewać, po prostu chciał mieć już ten temat zamkniętym. Uśmiechnął się dość smutno do Nicholasa, chcąc w ten sposób jakoś mu pokazać, że w gruncie rzeczy cieszy się, że udało im się wyjść stamtąd, a nie zasilić grono kamiennych postaci pod drzewem i ołtarzem. - Widziałeś co to było za miejsce? Popieprzona sprawa. - prowadził rozmowę dalej, chcąc im maksymalnie ułatwić te wątpliwie przyjemną formalność.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
To nie była gryfońska odwaga ze strony Nicholasa. To było stwierdzenie kogoś, kto najgorsze już w życiu przeżył i zdawał sobie sprawę, że żadna trucizna nie mogła mu zgotować gorszego losu. Trucizna mogła go zabić, ale śmierć nie była najstraszniejszą rzeczą, która się mogła przytrafić. Nie chciał jej, nie zamierzał też więcej sam po nią sięgać. Bał się jej, bo nie chciał po drugiej stronie spotkać jej, ale równocześnie był tym tak straszliwie zmęczony, że na myśl o truciźnie ogarniała go wyłącznie rezygnacja. Tym bardziej, że nie wiedział o eliksirach zbyt wiele i nie orientował się w tym o ile gorsze rzeczy od śmierci mogą człowiekowi zgotować. - Nie możesz - przyznał, bo co innego miał powiedzieć. - Masz wyłącznie moje słowo, że cudzych sekretów strzegę równie mocno, co własnych. Możemy sobie złożyć przysięgę wieczystą, ale do niej potrzebujemy gwaranta, a wymazać wspomnień sobie nie pozwolę. Czy był sztuczny w obecnej pozie? Być może. Ale był w niej stabilniejszy, bezpieczniejszy, bardziej opanowany. Nie wiedział, co mogą zrobić w tej sytuacji. Nie wiedział, czy tak naprawdę było w niej jakiekolwiek dobre rozwiązanie. - Ben - Nico zaczął, ale się zawahał. Bazory wyraźnie powiedział, że nie chce rozdrapywać tamtych zdarzeń. Seaver jednak czuł, że powinien coś powiedzieć w tej sprawie, że fakt poznania swoich traum wymagał czegoś jeszcze oprócz zasłony milczenia. - Wiem, że to nie moja sprawa, ale... Uważam, że to jak on postąpił, było okrutne. I myślę, że choć takie okrucieństwo musi skrywać kogoś z okaleczoną duszą, nic go nie usprawiedliwia. Nico był teraz gotów na wiele reakcji. Na opryskliwość, na obojętność, na odtrącenie i sarkazm. Każdą z tych rzeczy wziąłby za reakcję obronną, bo przecież on sam również zareagował wrogością, chłodem i dystansem. Teraz, gdy już największy szok i emocje opadły, widział zdarzenia z chaty inaczej. Już nie zaślepiało go cierpienie, nie patrzył przez pryzmat własnego bólu i dzięki temu zaczął dostrzegać więcej. - Dziękuję. - powiedział bardzo cicho, ale mimo wszystko dobrze słyszalnie, zwłaszcza w wieczornej ciszy przerywanej tylko graniem świerszczy. - Za to, że mnie stamtąd wyciągnąłeś. Za pomoc. To znaczy bardzo wiele.
Dalej nie był zadowolony z tego co słyszał, ale próbował wierzyć Nicholasowi. Czuł, że za bardzo nie ma innego wyjścia. Przysięga wieczysta była ostatnim na co chciałby się zgodzić. Wiązałaby go ona z Seaversem na lata, była kolejnym obciążeniem psychicznym. Rozumiał skąd taka myśl mogła się w Nicholasie stworzyć, ale nie sądził by i on mówił na poważnie. Nie zamierzał sprawdzać. Wymazanie pamięci pewnie byłoby bardziej kuszące, gdyby nie fakt, że układ pewnie działaby w dwie strony, a on nie zamierzał pozwolić komukolwiek by grzebał mu w głowie. Doskonale również wiedział, że sam sobie nie potrafiłby wykonać lobotomii pamięci. Jeśli ktoś potrafi - super, ale on nie zamierzał w tym kierunku nawet palcem machnąć. - Zobaczymy co mi przyjdzie z "twojego słowa". - stwierdził bez grama sarkazmu w głosie, chcąc tym zamknąć ten temat i dać do zrozumienia, że to jest ostateczna opcja którą wybrał z przedstawionych przez gryffona. Nie chciał dłużej siedzieć patrząc na Nicholasa, któremu wrócił rozum i nie spodziewał się przez to z jego strony problemów, więc wyprostował się, by następnie położyć się. Nie po to by spać czy odpoczywać, a po prostu rozprostować kości, rozluźnić mięśnie i dać sobie przestrzeń na uspokojenie się. Potrzebował tego by wyjść z trybu przetrwania w którym każda cząstka z sekundy na sekundy jest coraz bardziej podejrzliwa, czujna i przejęta. Mógł sięgnąć po alkohol lub kolejną fajkę, ale leżenie wydało mu się najprostsze, w dodatku w każdej chwili mógł się podnieść jeśli zajdzie taka konieczność, z wytrzeźwieniem byłoby gorzej. Kolejne dźwięki głosu Nicholasa wydawały się już inne, mniej oficjalne, mniej pozowane. Nie podniósł się by spojrzeć na niego. Słuchał jak wygłasza swoją opinie o jego problemach z Olivierem. Nie podobało mu się to. Gryffon nie wiedział kogo tak właściwie ocenia, a cała scena uwłaczała bardziej Benowi niż drugiemu rozmówcy. W dodatku nie rozumiał po co ta cała opinia. Chciał mu pokazać, że też go zauważył? Czuł, że na to już za późno. Wszystko wydarzyło się nie tak dawno, a jednak odrzucenie już w nim urosło, kuło i potrzebował zdecydowanie więcej czasu by je z siebie wyplewić. - Po co mi to mówisz? Dogadaliśmy się, wiesz na czym stoisz, nie musisz mi współczuć. - odparł chłodno i zobojętniale. Nie wierzył w dobre intencje Seaversa i chciał mu to dać do zrozumienia. Nie zamierzał krzyczeć, przeżywać, ubolewać - takich emocji nie miał w sobie teraz skumulowanych, zostawił je gdzieś z tyłu gdy podjął decyzje, że musi być wyrozumiały dla Nicholasa. Kolejne słowa były... sam nie wiedział jakie. Wypowiedziane cicho, może nawet niepewnie przez mężczyznę, nie wskazywały na jakieś konkretne złe emocje. Obrócił się na bok, w jego stronę, by móc zobaczyć co dzieje się na twarzy gryffona. Wydawał się doprowadzony do normalności, którą przez ostatnie kilka dni na Podlasiu miał okazje widywać. Nie sądził by podziękowania były tym, co dla niego było normalne. - Zostawienie cię tam byłoby bezduszne, nawet jak na mnie. - nie zamierzał pokazywać, że podziękowania miały racje bytu, że przejęło go odtrącenie. W wyraźną ranę można uderzyć by zadać silniejszy cios. Nie ryzykował. Nie chciał ciągnąć tego tematu, a skoro już było niezręcznie i nie zapowiadało się by rozmowa schodziła na lżejsze tematy, postanowił pociągnąć ją w stronę, którą powinni omówić również bez Yuriego na karku. - W zasadzie jest jeszcze jedna sprawa. Od Dziurawego Kotła mam wrażenie, że rozbierasz mnie wzrokiem. Mylę się? - jego ton nieco złagodniał, przez co nie brzmiał jak dupek gdy to mówił, ale dalej nie był to głos ucieszony z takiego rozwoju zdarzeń. Nie wspominał mu o tym jakie ciekawe rzeczy do niego mówił, bo spodziewał się, że film Nicholasa ucinał się po pierwszym kieliszku.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Zaakceptował takie zamknięcie tematu, bo i nie było sensu go kontynuować. Obaj powiedzieli to, co uważali za właściwe w tych okolicznościach, dogadali się i tyle. Ale z następną kwestią było już trochę inaczej. Nicholas usiadł na trawie na tyle blisko Bena, by mogli swobodnie rozmawiać, ale i wystarczająco daleko, by nie naruszać jego ani własnej przestrzeni. Obaj musieli odpocząć, odetchnąć, rozluźnić się, nawet jeśli wciąż czekała ich poważna rozmowa. - Nie muszę - potwierdził Nico, któremu nagle zaczęło brakować papierosa. Ten jednak wiązałby się z wyciągnięciem różdżki w celu rozpalania ognia, a tego Seaver robić nie chciał. Porzucił zachciankę i skupił się na Bazorym. - I to nie do końca współczucie. Poczucie niesprawiedliwości, gniew. Poza tym to żałosne. Niegodne dorosłego mężczyzny, by w taki sposób traktować własne dziecko. Dłonie Nicholasa nie chciały pozostać w bezruchu. Potrzebowały zająć się czymś, tworzyć, dlatego gryfon zerwał kilka liści trzciny i zaczął z nich machinalnie wyplatać małe stateczki. Nie wiedział jak wyrazić własne myśli, ani jak nie nacisnąć Bazoremu na odcisk, więc się wycofał z tematu, nie zamierzając go drążyć. Chyba że Ben sam się na do zdecyduje, ale poki co pozwolił płynąć rozmowie i zmieniać się jej w zależności od bieżących potrzeb. - Bezduszne - powtórzył głucho za krukonem, angażując się mocniej w wyplatanie trzcinowych stateczków. - Ale za to łatwiejsze, niż znoszenie moich emocji. Chciał dać do zrozumienia, że docenia poświęcenie Bena, który nie opuścił go, mimo że Nico kopał i gryzł. Na całe szczęście nie musieli dłużej o tym mówić, bo krukon powiedział coś, co zupełnie zmieniło dynamikę rozmowy. - Użyłbym słowa "podziwiał" - odpowiedział swobodniej, a w jego spojrzeniu znów zamigotał wesołe iskierki. - Nie wstydzę się tego. Ale mogę robić to bardziej dyskretnie, jeśli budzi to twój dyskomfort.
Leżał, słuchał i zastanawiał się do czego słowa Nicholasa mają prowadzić. W pierwszej chwili uważał, że zwrócenie uwagi na jego wizje z jeziora było jakoś formą zadość uczynienia temu, że swoją tak intensywnie przeżył. Z kolejnymi słowami zmieniał zdanie, zaczął uważać, że opinia mężczyzny zmienia się w nieudolną recenzje przebitki z życia Bazorego. W dodatku absolutnie niepotrzebną, by nie powiedzieć, że nie chcianą. Postanowił nie odpowiadać na te kwestie Nicholasowi, leżeć dalej, kiwnąć głową ze zrozumieniem, że wysłuchał i zaakceptował słowa, które go niego doszły. Nic więcej. Nie dawać punktu zaczepienia do snucia kolejnych opinii. Zwłaszcza, że choć Nicholas wypowiedział wiele słów to w nich nie odpowiedział na pytanie po co właściwie to robi. Najwyraźniej też stosował przemilczenie jako środek komunikacji, więc powinien bez problemu zrozumieć intencje Benjamina. Słyszał zrywane trawy, szmer splatanych źdźbeł i jeśli to miało pomóc Nicholasowi w odciągnięciu uwagi, to nic mu do tego. Sam przecież leżał, a nie była to szczególnie właściwa pozycja do takiej rozmowy. Obojgu najwyraźniej przestało zależeć na tym by rozmowa miała formalny, krótki charakter i teraz każde z nich przyjęło komfortową dla siebie pozycje. - Gdyby miało być łatwo nie siedzielibyśmy na Podlasiu. - doskonale wiedział, że nie nawiązuje to całkiem do zdarzeń z popołudnia, że jest nieco wyrwane z kontekstu i wprawnego słuchacza mogłoby zakłóć w ucho. Czy przeszkadzało mu to? Nie. Wolał by Nicholas nie rozdrabniał się nad tym, że Benjamin postąpił dobrze, nie wracał do podziękowań, nie kajał się przed nim. To nie miało w tym momencie znaczenia. Benjamin potrzebował trochę więcej niż kilku słów by wszystko w nim wróciło na neutralną ścieżkę, a Nicholas choćby bardzo chciał, niewiele mógł na to poradzić. Pozostała tylko ostatnia kwestia do wyjaśnienia. Reakcja gryffona nie była taka, jakiej się spodziewał, ale odpowiadała mu. Bezwstydna, spokojna, stanowcza. Można było z niej wywnioskować, że przez ostatnie kilka dni Nicholas wyklarował sobie swoje stanowisko w tej sprawie. Benjamin sądził, że inna reakcja pomogłaby mu w jego sformułowaniu co w zasadzie myśli o "artystycznych" spojrzeniach kierowanych w jego stronę. - Podziwiał? - pytanie samo cisnęło się na usta. Bazory nie miał tak rozdmuchanego ego by uważać się za kogoś wartego podziwu. Szybciej stwierdziłby, że celowo go unikał, nie wychylając się zbytnio z cienia. - Jeśli będziesz mnie oglądać jak bardzo ozdobny przedmiot to będzie przeszkadzało. - wytłumaczył spokojnie, choć o dziwo nie czuł się niezręcznie mówiąc o tym. Czuł jak bardzo daleki jest tej wizji, jak ona nie współgra z jego postrzeganiem samego siebie i obarczał ten dysonans tym, że jeszcze nie zaciął się w pół słowa. +
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Cisza mu odpowiadała, tym bardziej, że wieczór był coraz ciemniejszy i już zaczynały pojawiać się pierwsze gwiazdy. Mało co uspokajało Nicholasa tak bardzo, jak rozgwieżdżone niebo nad głową, a że pozazdrościł Benowi odprężającej pozycji, sam również się położył. Czuł się bezpieczniej dzięki ochronnym zaklęciom, a rozluźnienie i oddechowe techniki zaczerpnięte z terapii pomogły mu w sprawnym odzyskaniu równowagi. Temat podziwiania go zainteresował, tym bardziej że nie spodziewał się takiego zdziwienia ze strony Benjamina. Uniósł się lekko, opierając się na łokciu, żeby mieć na rozmówcę lepszy widok. - Dziwisz mi się? - to było ciut prowokujące pytanie w asyście zadziornych iskierek w czarnych oczach. - Ale nie, nie podziwiam cię jak pięknego przedmiotu. Gdybyś miał tylko formę, bez osobowości, nie byłbyś tak interesujący. Ciekawi mnie czy... Urwał. Zawiesił na chwilę wzrok gdzieś w okolicy ust Bazorego i nie podjął już przerwanego zdania. Potrząsnął głową, jakby odganiał jakąś myśl, a potem wycofał się, nie brnąc dalej. -Tak czy inaczej nie zamierzam robić niczego wbrew twojej woli. Nie będę naruszał twojej przestrzeni, o ile sam tego nie zechcesz. I to był koniec tego tematu, przynajmniej na tę chwilę. Rozmowa urwała się gwałtownie, bo ostrzegawcze pobrzękiwanie zaklęcia zaczęło sugerować ożywienie się nocnych stworzeń. Musieli się stąd zawijać, a żaden z nich nie miał ochoty przerywać ciszy, kiedy wracali do Raju łagodnie kołyszącą się łódką.