C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Za zabudowaniami grodu ciągnie się niski, nieco zniszczony płot, a za nim biegnie ścieżka, która prowadzi prosto na pastwiska. Słychać tutaj cykanie świerszczy i brzęczenie owadów, które przelatują pomiędzy kwiatami, zbierając nieustannie nektar. Wieczory są tutaj chłodne, a wiatr poruszający wysokimi trawami, wzbudza niezwykle głośny szelest. Można spotkać tutaj również najróżniejsze ptactwo, kryjące się przed spojrzeniami drapieżników, więc jeśli spod twych stóp odleci kuropatwa, w ogóle się temu nie dziw.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Wracał właśnie z rozmowy z Estellą Vicario, która nie miała dla niego dobrych wiadomości. Sądził, że jeśli zwróci się do szkolnych opiekunów z prośbą o transport do Wielkiej Brytanii to szybciej czy później jakąś pomoc od nich otrzyma. Mylił się, odprawiono go z kwitkiem i teraz szedł jakąś wielską ścieżką zastanawiając się co ma zrobić dalej. Miał obowiązki w Dolinie Godryka, których wyjeżdżając na wakacje się nie spodziewał. Rodzina Dearów była wymagająca, a będąc jedynym pracownikiem spoza rodziny nie spodziewał się ulgowego traktowania. Musiał więc wrócić do sklepu jak najszybciej się dało, a możliwości podróży zbyt wielu nie miał. Rozważał już nawet mugolskie środki transportu. W obecnej sytuacji spędzenie dwudziestu czterech godzin w pociągu wydawało mu się mniej straszne niż wyjec od właścicielki sklepu jeśli nie stawi się tam w odpowiednim czasie. Szedł wiec zamyślony w najlepsze, nie zważając na to co przed nim. Na takim odludziu nie spodziewał się nikogo spotkać. Może co najwyżej gęś lub bażant wpadnie mu pod nogi? Jeszcze nie nawykł do tego, że na Podlasiu ptactwo biegało gdzie popadnie niczym dzieciaki po Miodowym Królestwie. Tym bardziej nie spodziewał się gdy na jego drodze wyrósł nagle Nicholas Seaver. Chłopak koncertowo na niego wpadł, aż stuknęli się głowami. W takiej sytuacji powiedzenie "Uważaj jak chodzisz" byłoby ostatnim co powinien zrobić. Szok sprawił, że wymsknęło mu się coś gorszego. - Co jest do jasnej choler? - Przed oczami fala kolorów przemknęła mu niczym błyskawica. Dopiero po chwili dostrzegł znajomego chłopaka. - Zawsze umiałem przywitać się z klasą. - zażartował z siebie. Był zażenowany swoją reakcją. Spodziewał się, że to on wpadł na znajomego gryffona. Żadne przepraszam już tego nie zmieni, musiał z tego jakoś wybrnąć. - Gdybyśmy grali w komedii romantycznej właśnie byś się we mnie zakochał, a jutro bralibyśmy ślub. Jak się z tym czujesz? - Postanowił kontynuować żartobliwą ironie. W tym był niezły. Pewnie dlatego nie mógł się pochwalić pokaźnym gronem znajomych.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
O czym myślał Nicholas, kiedy wyciągając krok szedł ścieżką ku pastwiskom? Otóż szukał Holly. Był przekonany, że znajdzie ją w pobliżu podlaskich krówek, które oczarowały ją do reszty. Miał jej coś ważnego do powiedzenia w sprawie obiecanego miejsca dla mleczuchy w Przystani, dlatego zupełnie nie zwracał uwagi na otaczającą go rzeczywistość. Za to rzeczywistość postanowiła przypomnieć o sobie z wielkim hukiem. Nico zatoczył się do tyłu i syknął z bólu, sięgając do czoła jedną ręką, drugą zaś w całkowicie odruchowym mechanizmie wycelował różdżką w potencjalne zagrożenie, które pojawiło się mu na drodze. Potencjalne zagrożenie okazało się jednak wcale nie tak groźne, a nawet całkiem pozytywne w dość zaskakujący sposób. Seaver opuścił obie dłonie i schował różdżkę, wciąż przyglądając się nieznajomemu. A może właśnie znajomemu sprzed lat? Kolejnemu, o którym nie miał pojęcia, i który mógł wywołać niechcący falę niezręczności. - Jeśli to zawoalowane zaproszenie na randkę, to obawiam się, że musi zaczekać aż wrócę z Wielkiej Brytanii - powiedział z wymalowaną na twarzy powagą. Trudno było ocenić, czy żartuje, czy mówi zupełnie serio. W ogóle trudno było coś konkretnego wywnioskować. Czarne ubrania zasłaniały go po szyję i po nadgarstki, mimo że temperatury na Podlasiu były wprost zabójcze. Dopiero spoglądając w czarne oczy Nicholasa można było dostrzec zaciekawione i zadziorne błyski, a także uśmiech, który niestety nie sięgał ust. Zupełnie tak, jakby Nico był zwyczajnie niezdolny do tego rodzaju okazywania emocji. - Cały weekend spędzam z moimi wspaniałymi dziewczynami, ale później jestem wolny. Przyjrzał się krukonowi z nieskrywanym zainteresowaniem. Czy żartował? Owszem. Ale trochę badał grunt, ciekaw z jaką reakcją się spotka. Zerknął też na czoło chłopaka, zmartwiony, czy przez własną nieuważność nie uszkodził młodzieńca. No i czy nie uszkodził sam siebie. - Wybacz moje gapiostwo, zupełnie odpłynąłem myślami - wyjaśnił po czym wyciągnął rękę do krukona. - Nicholas Seaver, Gryffindor. Albo po prostu Nico.
Jedni powiedzieliby, ze miał szczęście. Inni wspomnieliby coś o ścieżce przeznaczenia. W każdym bądź razie Benjamin nie urywał, że kogoś takiego właśnie brakowało mu na jego drodze. Przystojnego kolegi o takim samym kursie podróży. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem coś równie dobrego i nieoczekiwanego mu się przydarzyło. Może nigdy? Życie nie było usłane różami, a co najwyżej cierniami wskazującymi, że te róże na pewno gdzieś tam są. Przez większość czasu były dla niego jednak nieosiągalne. - Gdybym cię podrywał byłbyś tego pewien. - Odparł pewnie. Może nie był najlepszy materiałem na męża, ale znał swoje możliwości. Wiedział, że to nie były najcięższe działa jakie można wysunąć. To dziwnie zabrzmi, ale właśnie szukałem drogi do Wielkiej Brytanii. - Benjamin nie zamierzał się z tym kryć. Co prawda nie rozumiał stroju chłopaka czy jego zachowania, ale to nie było konieczne. Jeśli ta znajomość miałaby mu ułatwić dotarcie do Doliny Godryka to warto było spróbować. Nie zamierzał oceniać z iloma i jakimi dziewczynami chłopak planował się spotykać. Dla niego wszystkie babki były równie mało pociągające. Myśl, że mógłby poznać szczegóły wchodząc dalej w temat była dla niego mało interesująca. - Jeśli tylko nie zabierzesz żadnej w roli pupila to jestem skłonny podać ci namiary na odpowiednią sowę. - stwierdził ironicznie. Dziewczęta na pewno były urocze, ale po spotkaniach na Podlasiu potrzebował złapać od nich trochę oddechu. Czy oni kiedykolwiek rozmawiali? Być może. W szkolnych murach Benjamin nie szukał sobie przyjaciół, nie chciał by każdy pamiętał o jego istnieniu. Takie momenty utwierdzały go, że ta "robota" idzie mu dobrze, nawet jeśli niekoniecznie to było rzeczywistym powodem. Spojrzał więc na chłopaka nieco przytomniej niż w momencie uderzenia, po czym podał rękę do uścisku.- Benjamin Bazory, człowiek. - Przywitał się. Dla niego cała koncepcja domów był co najmniej śmieszna. Szkoła wzajemnej tolerancji, ale na starcie określają cię kolorem. Powinien napisać notkę do dyrektorki "Halo, mamy XXI wiek. Czas prowadzić kolor tęczowy w mury tego zamku. Precz z podziałami!". Wiedział, że ta rozmowa nie mogła trwać wiecznie i w końcu pójdą w jedną stronę lub rozejdą się na boki. Nie zamierzał stać w miejscu i czekać na rozwój zdarzeń. - Wyruszasz zaraz w drogę czy można zająć ci jeszcze pięć minut na przysłowiowe "ploteczki"?. - Spytał dość normalnie. Po oficjalnym przedstawieniu miał wrażenie, że chłopak jest dosyć spięty, nawet jak na kogoś kto niedawno dostał z główki.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Póki co muszę uwierzyć na słowo - Nicholas elegancko skinął głową Benjaminowi i już sądził, że to koniec rozmowy, kiedy padły dość zaskakujące słowa. - No proszę. Cóż, piechotą mogłoby to zająć zbyt dużo czasu. Ja wybrałem świstoklik i szczerze polecam to rozwiązanie. Może nie jest to podróż równie interesująca, ale niewątpliwie szybsza. Twarz Nicholasa pozostała poważna, ale oczy zamigotały wesoło. Uścisnął dłoń Benjamina. Nie odpowiedział w temacie pupili. Tak jak powiedział niespodziewany znajomy, jeśli będzie go podrywał, nie będzie wątpliwości. Zatem teraz to był po prostu swobodny żart. - Obecnie spotkanie czystej krwi człowieka wcale nie jest oczywiste - zauważył. - Na pewno nie płynie w twoich żyłach nawet kropla wilej krwi? O krew olbrzymów ani goblinów go nie podejrzewał z całą pewnością. Kolejne zagajenie rozmowy zainteresowało go niezmiernie, do tego stopnia, że zapomniał o tym, jak bardzo chciał porozmawiać z Holly. Nagle okazało się, że jego sprawa nie była aż tak ważna, i że mogła spokojnie zaczekać. Mleczucha Holly nie ucieknie. A Bazory już jak najbardziej mógł. - Mogę wygospodarować nieco czasu - zadeklarował gotowość ostrożnie, choć wewnętrznie płonął z ciekawości. - Choć nie jestem najlepszy w ploteczkach. Za to interesującego towarzystwa nigdy nie odmawiam.
Był już dużym chłopcem, znał magiczne środki transportu, jednak na Podlasiu nie były one dla niego osiągalne. Długo przez to zastanawiał się czy dołączyć do uczniów szkoły na wakacjach, a gdy się na to zdecydował, to wyszło jak zawsze. Nie mógł nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, to by było za proste. Pocieszała go myśli, że może on nie jedyny, skoro drugi chłopak również wybierał się na wyspy.- W szczerym polu jedyne co mógłbym znaleźć to świerszczyka i to nie takiego jakiego bym chciał. - zażartował. Z jego perspektywy Podlasie to była dziura zabita dechami i nie zamierzał nikogo wprowadzać w błąd, że ma o tym miejscu inne zdanie. - Także jeśli mógłbym się z tobą zabrać w podróż to byłoby świetnie. - Nie miał nic do stracenia. Jeśli chłopak się nie zgodzi to będzie w tym miejscu co wcześniej, a jeśli się zgodzi to jeden problem z głowy. Zaśmiał się o wspomnieniu czystości krwi. Ten czarodziejski świat był tak samo popaprany jak zwykłych ludzi.- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Wielka Brytania to po prostu kraj ładnych ludzi. - Była to po części prawda, zwłaszcza jeśli za próbkę statystyczną obrać populacje zamieszkującą Hogwart. Ilość uczniów w Hogwarcie na pewno by wystarczyła na jakąś prace licencjacką z dziedziny statystyki, genealogii czy uwarunkowań społecznych. Każda uczelnia kupowałaby ten temat jak świeże bułeczki. Benjamin czym dłużej słuchał chłopaka tym bardziej dochodzi do wniosku, że może być to osoba z którą warto porozmawiać jeszcze chwilę. - To doskonale, bo ja też nieszczególnie, ale często ich wysłuchuje. - Było to dla niego ciekawe zjawisko społeczne. Ludzie uwielbiali rozmawiać o sobie nawzajem, oceniać każdego własną miarą. Benjamin nie uważał się za nikogo ważnego miara więc nie była wyso... Nie była. Interesującym towarzystwem również nie sądził by był. Mógł być sarkastycznym, trochę inteligentnym, zaskakująco spokojnym, ale to tyle. Jeśli to komuś odpowiadało to wszystko płynęło jak po maśle.- Co zamierzasz porabiać w zjednoczonych królestwach? - Zapytał spokojnie Benjamin. Pytanie nie wydawało się ważne, ale jeśli Bazory uzyska na nie odpowiedź będzie też wiedział jak ewentualnie skrzyżować ich drogi ponownie.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Naturalnie, jeśli odpowiada ci podróż w ciągu najbliższej godziny, to zapraszam. Jeśli potrzebujesz więcej czasu na zabranie jakiś rzeczy, to zaczekam - Nicholas nie zamierzał utrudniać życia Bazoryemu, a wręcz się ucieszył, że może mu pomóc. Czy cieszenie się z pomocy innym było znakiem, że był dobrym człowiekiem? A może to, że czuł się z tym dobrze, świadczyło o egoizmie? Seaver był póki co w dobrym nastroju, wiec skłaniał się ku tej pierwszej odpowiedzi. Ruszyli przed siebie, a Nico był tak skupiony na rozmówcy, że nawet nie zarejestrował, w którą idą stronę - ku pastwiskom, czy wręcz przeciwnie. Ot, w tej chwili nie miało to dla niego aż takiego znaczenia. - Zostawiłem swoje zwierzęta pod opieką kuzynki. Radzi sobie z nimi doskonale, ale to zbyt newralgiczny etap, żebym je zostawił na kilka tygodni. No i moim dziewczynom nie posłuży przerwa w treningach - wyjaśnił, czując się zaskakująco swobodnie w nowym towarzystwie. - Planowałem skok do Hogsmeade, a potem razem z nimi do Doliny Godryka. Ale mogę zmodyfikować trasę, jeśli będzie ci wygodniej. Dokąd się wybierasz? I skąd pomysł na wycieczkę do domu w połowie wakacji? Dobrze mu się rozmawiało, ale poczuł ukłucie tęsknoty. Mogliby przecież rozmawiać tak samo na spacerze po Dolinie. Albo nawet po ogrodzie w Przystani, ale w towarzystwie jego wiernej Metus i psotnej, małej Stelmy. Z drugiej strony wtedy pies i pantera z pewnością naturalnie wpływałyby na przebieg rozmowy, a tego Nicholas jeszcze nie chciał. Miał niepowtarzalną okazję, żeby poznać Bena po raz pierwszy. Drugiej takiej nie będzie. Dlatego lepiej, że obecnie rozmawiali na Podlasiu. Rozmowę w Przystani zdążą jeszcze nadrobić, jeśli znajomość okaże się warta zachodu.
Musiał się zastanowić, za wielu rzeczy ze sobą nie zabierał. Podróżował zbyt długo by przywiązywać się do wszystkich wygód tego świata. Trochę ubrań, rzeczy do higieny osobistej, książki czy składniki - to mogło poczekać. W rodzinnym domu na pewno miał czego potrzebował. Z ulgą stwierdził więc, że dalej nie ma rzeczy bez której nie mógłby się obyć. Był wolny jak ptak i nic nie stawało na przeszkodzie by wyruszyli niedługo.- Wszystko czego potrzebuje mam również w Londynie. - Stwierdził zgodnie z prawdą. Cieszył się, że jak na razie wszystko szło lepiej niż się spodziewał. Nie był jednak wylewny przez co nie klaskał uszami na nadchodzącą podróż. Zwłaszcza, że to nie był jego pierwszy świstoklik. Wiedział, że choć ten sposób transportu jest szybki to potrafi po nim mocno szumieć mu w głowie. Spacer wydawał się Benjaminowi przyjemną odskocznią. Miał nadzieje, że nie trafi ponownie na panią Vicario, nie miał jej nic miłego do powiedzenia po ich wcześniejszym spotkaniu. Słuchał Nicholasa, choć dalej nie wiedział czy mowa o magicznych istotach czy zwykłych zwierzętach. Nie zamierzał się tym przejmować. Nie był znawcą, nawet jeśli Nicholas zacząłby rzucać nazwami to mogłyby mu one nic nie powiedzieć, jak pewnie każdemu przeciętnemu uczniowi Hogwartu.- No tak, obowiązki. Lubisz je przynajmniej? - Wyciągał więcej z towarzysza podróży, Najwyraźniej mężczyzna jest równie rozmowny co Benjamin i ta rozmowa może mieć naprawdę wolne tempo rozwoju. Nie przeszkadzało mu to, dawało to wiele miejsca na przemyślenia. - Na wyspach już się odnajdę, zmiana trasy to zdecydowanie przesada.- na szczęście na chwile przed wakacjami zaliczył egzamin z podstawowej teleportacji i nie musiał już myśleć nad większymi szczegółami podróży, a nawet jeśliby musiał to radził z tym sobie praktycznie całe życie, tym razem też dałby rade.- Praca wzywa, eliksiry w sklepie Dearów same się nie sprzedadzą. Zwłaszcza gdy połowa potencjalnych klientów wyjechała za granice. - Wszystko zgodnie z prawdą. Nicholas na pewno w swoim życiu poznał setki takich chłopaków jak on - studiujących i pracujących po zajęciach. Zazwyczaj taka robota nie była niczym wyjątkowym.- Po robocie pewnie złapię oddech od Podlasia, a po tygodniu tam wrócę. - Nie wydawało mu się to logiczne, ale dokładnie tak miało być. Chciał pozyskać jeszcze sadzonki składników, które w Hogwarcie mógłby hodować. Nie wiedział na ile mu się to uda. W najgorszym razie pół żywe odda do szkolnej szklarni. Wiatr rozwiewał mu przyjemnie włosy, a dzień wydawał się trwać bez końca. Docenił to, że w tym momencie nie musiał pędzić na złamanie karku by zdążyć na pociąg. Miał gdzie wracać, miał co robić. Już dawno nie pamiętał kiedy jego życie było takie spokojne, nie pochłonięte ciągłą gonitwą. Słuchał odpowiedzi Nicholasa w ciszy, niezależnie od tego jaka ona była.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Obowiązki? Technicznie tak. Ale nie traktuję tego jak kary. Lubię... Lubię to niedopowiedzenie. Kocham je. Są dla mnie jak rodzina. Moje podopieczne. Moje stado, które na mnie polega. To nie były słowa rzucane na wiatr. Nicholas był odpowiedzialny za swoje zwierzęta i skoczyłby za nimi w ogień. Rzadko mówił "kocham". Właściwie prawie wcale, ale w tym przypadku każde inne słowo byłoby niewystarczające. Słuchał Benjamina z zaciekawieniem, ale kiedy padło nazwisko jego pracodawców, Nicholas drgnął niespokojnie. - Dear? - spytał z pozorną lekkością. - Sądziłem, że nie zatrudniają nikogo z zewnątrz. Zakładałem, że to rodzinny biznes. Ale dobrze się składa, wybierałem się tam od jakiegoś czasu, ale ciągle wypadały mi inne sprawy. Guzik prawda. Wcale się tam nie wybierał, ale tak niespodziewanie przytoczenie nazwiska Blaithin obudziło w nim potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej. Czy istniała szansa, że spotka tam Fire? Czy skoro milczy tak długo, to czy chciała w ogóle spotkać go, nawet w przelocie? Musiał spróbować. A okazja nadarzyła się zupełnie niespodziewanie. I to nie tylko na to. - Właściwie to... Cóż, mam propozycję. Behawiorysta, z którym współpracuję, pytał mnie o zachowanie mojej podopiecznej względem obcych, a ja nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Rzadko mają okazję spotkać nieznajomych na swoim terenie. Czy dałbyś się kiedyś zaprosić? Daję słowo, że nie odniesiesz żadnego uszczerbku na zdrowiu. Będę miał Stellmarię cały czas pod kontrolą. To... - zawahał się, bo nie wiedział jak Ben zareaguje na tę rewelację. - To pantera mglista. Półroczna.
Posiadanie zwierząt nie było czymś dla Benjamina. Wiedział, że to odpowiedzialność, przywiązanie. W jego życiu tego pierwiastka było mało. Nie chciał tego zmieniać. Bycie odpowiedzialnym za samego siebie było dla niego wystarczającym wyzwaniem. To pewnie sprawiło, że nie skomentował słów chłopaka. Patrząc na niego pokiwał głową w geście zrozumienia. Tak samo jak inni to robią gdy najlepszy przyjaciel żali się na kupno nowych butów, które już pokochał, ale są mu niepotrzebne, a odbiorca nie chcąc mu sprawiać przykrości po prostu informuje, że przyjął te słowa do wiadomości. Zauważył dziwną reakcje w mężczyźnie gdy mówił o pracy. Nie chciał dopytywać skąd ona się wzięła, jeśli będzie miał się kiedyś tego dowiedzieć to wypłynie to samo. Jeśli nie to lepiej, że nie postawi rozmówcy w niezręcznej sytuacji. Sam nie przepadał za takimi momentami. - Może. Nie znam ich, niedawno zacząłem tam prace. Nie zdziwię się jeśli zostanę tym jednym gościem od czarnej roboty. - stwierdził dość ponuro w porównaniu do ich wcześniejszej dynamiki rozmowy. Takie były uroki pracowania u prywaciarzy. Oni dbali o swoich, a cała reszta niech sobie radzi. On to akceptował. Potrzebował pieniędzy na czas studiów i jeśli miało się to wiązać z codziennym myciem kociołków to był na to gotowy.- Zawsze możesz wysłać sowę do sklepu jeśli ci nie po drodze. - każdy czarodziej wiedział jak to działało. Może gryffon był staroświecki lub starszy niż ocenił to Ben? Nie dałby mu więcej lat niż sobie. Dla Benjamina sprawa poznawania zwierząt była prosta - nie poznawać. Najprawdopodobniej cię dziobną, drapną lub dziabną. Słuchał jednak jak Nicholas mówi o behawioryście, zwierzęciu, oswajaniu i dobrze, że przedwcześnie nie wyrzucił z siebie "Może po prostu wypuść ją przed domem i patrz czy ktoś przed nią zacznie uciekać". Mogłoby to zostać odebrane ciekawiej niż Benjamin by chciał.- Ok, masz kotka na wychowaniu, normalka. - Stwierdził ironicznie, bo nie byłby sobą gdyby normalnie rozmawiał o trzymaniu w ogródku drapieżnika z cholera wie jakiej puszczy. W tym momencie zrozumiał również, że komentarz o nie zabieraniu pupila na spotkanie był bardziej potrzebny niż wcześniej myślał.- Jeśli nie będę musiał kiciusia zabawiać wędką to możemy spróbować. - kontynuował rozmowę. Nie był przerażony, ale nie była to dla niego zwyczajna rozmowa o dupie Maryny. Zgodził się, bo nie sposób odmówić osobie, która właśnie ratuje ci skórę. Był również przekonany, że śmierć w paszczy pantery śnieżnej zostałaby znakomicie upamiętniona w jego karcie zgonu. W dodatku była całkiem spora szansa, że sporządzałaby ją jego matka. Napisałaby coś zapewne takiego "Przyczyna śmierci: igraszki z panterą". Mogłaby, przecież i tak nikt poza nią nie miałby do tego wglądu. +
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Ach, rozumiem - powiedział Nico, bardzo starając się, by w jego głosie nie zabrzmiał zawód. Być może nawet skutecznie. - I tak, często zamawiam listownie. Zamawiam i rozmawiam z własnymi klientami. Ale nie zawsze list może zastąpić rozmowę ze specjalistą, a ja... Cóż, eliksiry nie są moją mocną stroną. No tak, mógł się domyślić, że to nietaktowne pytanie. Trochę się pospieszył, ale mleko już się rozlało. Ironia trochę go zgasiła, ale nie na tyle, by zarzucić całą rozmowę. Tym bardziej, że Benjamin nie wyglądał na wystraszonego. - Ale tak czy inaczej to pytanie na inny raz. Teraz nie mogę przecież odciągać cię od obowiązków - powiedział, starając się odzyskać nieco rezon. - No dobrze. Zatem nic nas tu już nie trzyma, prawda? Gotowy do podróży? Wyciągnął różdżkę i przygotował na świstoklik guzik, który powiększył do wygodnych dla nich dwóch rozmiarów. Guzik wcześniej był kubkiem, z którego pił kompot na wybiegu czarniosek - ot, taki czarodziejski recykling. Niewerbalnym Portus zaczarował przedmiot tak, żeby stanowił dla nich transport na Aleję Amortencji, a potem spojrzał na towarzysza podróży. - Daj znać, gdy będziemy mogli ruszać. Skoczymy na trzy. Zaczekał aż Benjamin się przygotuje, a potem na raz, dwa, trzy dotknęli guzik i chwilę później już ich na Podlasiu nie było.