Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Potomkini wili - Holly E. Wood

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Holly Wood
Holly Wood

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : piegi, kolczyki w lewym uchu
Dodatkowo : Półwila, prefekt
Galeony : 407
  Liczba postów : 426
https://www.czarodzieje.org/t23041-holly-eithlinn-wood
https://www.czarodzieje.org/t23051-poczta-hollywood
https://www.czarodzieje.org/t23042-holly-e-wood-kuferek#784344
https://www.czarodzieje.org/t23060-holly-e-wood-dziennik
Potomkini wili - Holly E. Wood QzgSDG8




Gracz




Potomkini wili - Holly E. Wood Empty


PisaniePotomkini wili - Holly E. Wood Empty Potomkini wili - Holly E. Wood  Potomkini wili - Holly E. Wood EmptyNie Cze 16 2024, 23:42;

Eithlinn…
Melodyjny, matczyny głos delikatnie, lecz stanowczo nawołuje mnie, kiedy zbyt mocno rozprasza mnie leśny strumień i zatopione w nim kamienie, które idealnie nadają się do tego, żeby po nich skakać. Niechętnie porzucam zabawę i podążam za nią, przeskakując z nogi na nogę.
— Mama… mama co to? — pytam trochę zbyt głośno, nieostrożnie, sprawiając, że skubiący do tej pory trawę jeleń podnosi czujnie swój dostojny, rogaty łeb. Spogląda na nas, ale nie ucieka, wraca do przerwanego zajęcia. Jesteśmy mieszkankami lasu, jego nieodłączną częścią. Zwierzęta czują, że jesteśmy jak jedne z nich.
— Jeleń, Sìtheag — tłumaczy mi, zwracając się do mnie swoim śpiewnym językiem.
— A to? — pytam po chwili ciszy, gdy mijamy małego jelonka razem z łanią. Tłumaczy mi więc cierpliwie i wyczerpująco, ucząc mnie, jak działa świat. Mówi o mamusiach i tatusiach, a ja niby rozumiem więcej, ale jednak coraz mniej. Pytam więc, czy wile też mają tatusiów i choć mama nagle odpowiada mniej chętnie, z uporem typowym dla trzylatki drążę temat, zadając niewygodne pytania.
W końcu słyszę, że tak jak dostojne jelenie po spełnieniu swojego obowiązku trzymają się z daleka, a ich łanie zajmują się młodymi, tak i nam do niczego nie jest potrzebny nikt inny.
Trudno jest mi wejść z tym w polemikę.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

— Na gacie Merlina, Jerry… — kobieta stojąca na ścieżce wygląda na co najmniej zaskoczoną, kiedy spanikowanym półgłosem próbuje zwrócić uwagę męża na coś, co zobaczyła pomiędzy drzewami.
Na mnie.
Mama tłumaczyła, że nie wolno zbliżać się do utartych szlaków, że czyha tam na nas niebezpieczeństwo i że jeśli ktoś mnie kiedyś zobaczy, z pewnością zostaniemy rozdzielone. Nie wiedziałam jednak co zrobić, kiedy nagle zniknęła, a głód zaczął boleśnie drapać dno mojego żołądka. Trochę zabłądziłam, a trochę liczyłam na to, że turyści zostawią po sobie jakieś resztki.
Teraz mam jednak problem, bo nie jestem nawet w połowie tak cicha, zwinna i szybka jak mama i nie dość, że nastąpiłam na suchą gałąź, to w dodatku nie udało mi się w porę schować. Serce bije mi jak złapanemu w garść zającowi i jestem już gotowa poderwać się do biegu, ale potykam się o wystający konar i wywracam jak długa. Słyszę kroki i już wiem, że jestem w tarapatach.
— Gdzie Twoja mama? — słyszę pytanie. Mama mówiła głównie gaelickim, ale przemycała i angielski, jakby od zawsze przygotowywała mnie na chwilę taką jak ta. Rozumiem więc, choć ani myślę się odzywać. Zamiast tego zalewam się łzami bezsilności i strachu, bo oto przed oczami stają mi niedawne wydarzenia. Mama zbierająca maliny, kiedy ja beztrosko rwałam kwiaty. Rozkaz, żebym dobrze się schowała i gniewny głos, gdy zwróciła się do kogoś, kto celował w nią kawałkiem patyka. Rozbłysk magii, która pozbawiła ją sił i zniewoliła w ułamku sekundy. Srebrne włosy rozlewające się na potężnych plecach mężczyzny, który przerzucił ją przez ramię z taką łatwością, jakby był to upolowany królik. Wołałam ją tak długo, jak tylko pozwalało mi na to gardło; bezskutecznie.
— Jesteś głodna? Coś cię boli? Jerry, zostaw, do cholery, tę mapę i chodź tutaj.
Nie patrzę w jej stronę, wypieram jej obecność i to, że znalazłam się w tej sytuacji.
— Nie bój się, już wszystko dobrze — przemawia do mnie łagodnie, jakoś tak matczynie. Dostaję od niej kawałek czegoś, co nazwała czekoladą i jest tak pyszna, że nie myślę już o ucieczce. Głód daje mi się we znaki i w końcu całkiem bierze górę nad strachem. W końcu, wykończona tułaczką, ucieczką, poszukiwaniami i płaczem, a do tego pierwszy raz od dawna najedzona, zasypiam na miękkim mchu, a kiedy budzę się następnego dnia, jestem już w zupełnie innym miejscu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Bycie najładniejszym dzieckiem ma swoje plusy i minusy. Łatwiej mi zaskarbić sympatię części ludzi i skłonić ich do tego, żeby wybaczali mi drobne i większe przewinienia. Wystarczy ładnie się uśmiechnąć i sięgnąć do tej części mnie, której nie rozumiem, ale obsługuję zupełnie intuicyjnie, by stłuczone wazony, niedojedzone obiady i nieobrobione lekcje nie wydawały się dla innych większym problemem. Tyczy się to głównie dorosłych… pozostałe dzieci raczej za mną nie przepadają. Dom dziecka to niekończąca się rywalizacja. O to, kto dostanie deser, kto ma łóżko na górze, kto dziś bawi się najlepsza zabawką… i kto znajdzie rodzinę.
Mnie jest łatwo. Choć z reguły najchętniej adoptuje się najmłodszych, ja mimo swoich pięciu lat niewątpliwie przyciągam uwagę. Nie działa to jednak na moją korzyść, ludzie chętnie biorą mnie do swojego domu, a potem powoli orientują się, że nie należymy do tego samego gatunku. Widzą mnie w chwili, kiedy pod wpływem impulsu wychodzi na wierzch ukryta głęboko harpia, a zachwyt w ich oczach przeradza się w strach i niezrozumienie. Z wiekiem jest tylko gorzej – choć wciąż jestem dzieckiem, coraz mocniej roztaczam wokół swój urok, zupełnie tego nieświadoma. „Ojcowie” są mną zachwyceni, a nowe potencjalne „mamy” patrzą na to wszystko z niepokojem. Zastanawiają się, co będzie za parę lat i budzi się w nich niepewność. Koniec końców wracam do bidula, za każdym razem coraz wyraźniej powtarzając sobie, że i tak mi nie zależy.
Mam prawie jedenaście lat, kiedy w końcu trafiam na ludzi, którzy traktują mnie normalnie. Jestem daleka od nazywania ich swoimi rodzicami, ale są dla mnie dobrzy, a ich dom jest znacznie lepszym miejscem niż sierociniec. Na dobroć odpowiadam dobrocią i jakoś udaje nam się stworzyć namiastkę normalności.
W papierach są moimi opiekunami, traktuję ich jak ciocię i wujka, a zwracam się do nich po imieniu. Ot, taka to z nas rodzina. Nie mija  zresztą dużo czasu, kiedy dowiaduję się, że przez większość czasu moje miejsce będzie nie w tym domu a w szkole, o której nie wiem prawie nic ponad to, że istnieje.

----------------------------- trigger warning: przemoc na tle seksualnym -----------------------------

Moja namiastka rodziny psuje się, kiedy mam czternaście lat.
Wracam na wakacje do domu, ale zastaję w nim tylko wujka Garetha; ciocia Nancy jeszcze przez tydzień ma być na Sycylii, u siostry, która właśnie urodziła drugie dziecko.
Spędzam miło czas z Garrym – zabiera mnie do teatru w Londynie i na wycieczki do rezerwatu, który jest moim ulubionym miejscem w całej Dolinie Godryka. Wieczorami siedzimy na werandzie, słuchając żab i świerszczy, a każdego ranka sama z siebie robię mu kawę. Są chwile, kiedy widzę w jego spojrzeniu coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej, ale nie rozumiem co to takiego, więc staram się to ignorować.
Wolałabym nigdy tego nie zrozumieć.
Nigdy nie ujrzeć tego wzroku z zatrważająco bliskiej odległości, nie poczuć cuchnącego alkoholem oddechu i lepkich, obrzydliwych rąk lgnących wszędzie tam, gdzie nie miały prawa choćby się zbliżyć.
Stoję w pogrążonej w półmroku kuchni przyparta do ściany i nie rozumiem, jak do tego doszło. Czy rozbawiona jego żartem, w momencie absolutnej szczerości i beztroski, roztoczyłam wokół siebie urok, nad którym wciąż ani trochę nie panowałam? Czy jeśli tak, daje mu to prawo?
Czuję jak początkowy szok i paraliżujący strach ustępuje miejsca nadludzkiej wściekłości. Wstępuje we mnie coś tak mrocznego, jak jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Warczę gniewnie i w przypływie furii gryzę go tak mocno, że wargi wypełnia mi cudza krew. Jego zaskoczenie daje mi szansę na obronę; kierowana instynktem, oram szponami jego twarz, zostawiając w niej głębokie szramy. Następnie biorę nogi za pas i wybiegam w ciemną noc.
Pozwalam łzom płynąć dopiero kiedy jestem daleko i zupełnie sama. Z niedowierzaniem patrzę na zakrwawione harpie szpony, które powoli, z każdym kolejnym wdechem zmieniają się z powrotem w dobrze mi znane, szczupłe dłonie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Mam szesnaście lat, ale do wydarzeń sprzed dwóch lat umiem sięgnąć pamięcią w ułamku sekundy i przywołać je w każdym wywołującym mdłości szczególe. Ba, czasem dzieje się to również wtedy kiedy wcale sobie tego nie życzę, na przykład w chwilach, gdy muszę wrócić do Doliny i widzę Jego pobliźnioną mordę.
Choć wolałabym jej nie otrzymać, była to dla mnie cenna lekcja. Nauczyła mnie samokontroli, a raczej: była przyczyną, żeby dobrze ją opanować. Z jednej strony nie chcę już nigdy dopuścić do sytuacji, w której nieświadomie dam komuś sygnał, że może pomyśleć o mnie w taki sposób. Z drugiej trzymam na wodzy negatywne emocje, żeby szpony nie raniły zaciśniętych w pięści dłonie, ilekroć znajdę się w jego towarzystwie.
Nie obwiniam się, nic podobnego, za wszystko obarczam winą tylko Jego, ale kontrola nad sobą daje mi dodatkowe zabezpieczenie, wewnętrzną siłę i pewność siebie, która sprawia, że chodzę z wysoko uniesioną głową.
Im lepiej nad sobą panuję, tym lepiej rozumiem swoją naturę i magię, która nierozerwalnie się z nią wiąże. To nie przekleństwo; to dar, z którego chcę wprawnie korzystać. Nie jestem tylko człowiekiem, jestem też dzieckiem lasu, bez mała magicznym stworzeniem. Nie pamiętam życia wśród drzew, ale nie zamierzam zapomnieć o swoim pochodzeniu.
Może wydawać się to nieprawdą, patrząc na walkę, jaką toczę ze swoim wyglądem, ale to nie tak. Mam własną filozofię. To nie aparycja świadczy o tym, kim jestem, wręcz przeciwnie, im mniej przypominam wilę z książek o magicznych stworzeniach, tym lepiej potrafię zrozumieć swoje wnętrze. To nie kamuflaż, nie potrzeba ukrycia swojej natury. Nie muszę nic nikomu udowadniać.
Czuję się wolna.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Jest sylwester, świętuję go z moją przyjaciółką. O północy, jak większość czarodziejów, wychodzimy na plac, by świętować i podziwiać sztuczne ognie i siłą rzeczy kiedy rozdzielamy się i wracam do domu, jest już naprawdę późno. Mijam grupkę podpitych chłopaków i odruchowo się spinam. Kiedy słyszę za sobą przeciągły gwizd, upewniam się, że w kieszeni płaszcza mam różdżkę, lecz kiedy pada obleśny komentarz o tym, jakie ma marzenia, puszczam ją, zupełnie niezainteresowana tym, jak mogłabym ją wykorzystać. Zamiast tego zatrzymuję się, biorę głęboki wdech i odwracam na pięcie. Jeden z chłopaków, ten najodważniejszy spośród swojej grupy, ten sam, który gwizdał i ochoczo krzyczał prosto w moje plecy, wpierw zamarł zaskoczony, a potem wyszczerzył się, prezentując kiepskie uzębienie.
Uśmiecham się do niego najładniej, jak potrafię.
— Nowy rok, nowa ja, marzenia się spełniają — mówię do niego słodko, mamiąco, szukając z nim kontaktu wzrokowego. Przygryzam wargę i kiwam na niego palcem, zachęcając go, żeby podszedł. Kiedy jest już blisko, strzepuję z jego płaszcza niewidzialny pyłek, starając się, by nawet ten nic nieznaczący ruch dłoni był na swój sposób kuszący. Widzę, jak głupieje, jak jego oczy mętnieją, a uśmiech wygląda jeszcze durniej. Z każdą sekundą kontaktu wzrokowego coraz mocniej trzymam go w swojej garści.
— Na kolana — mówię z nadzieją, że mam rację i posłucha mnie ślepo, a w momencie kiedy klęka prosto w kałuży, zdając się wcale tego nie zauważać, czuję przypływ niezdrowej satysfakcji. Pograłam z nim już wystarczająco i choć nie wiem, czy czegokolwiek go to nauczyło, nie chcę ciągnąć dalej tej szopki. Daję dojść do głosu złości, która gorzała we mnie już od pierwszego gwizdnięcia i z każdą kolejną chwilą przybierała na mocy. Pozwalam, żeby mnie wypełniła, żeby wyszła na wierzch w najbardziej paskudnej postaci. Gładzę go po twarzy zezwierzęciałym szponem, choć tylko po to, by go nastraszyć i śmieję mu się prosto w twarz jak ostatnia wariatka.
— Spróbuj zaczepić jeszcze jakąś dziewczynę, to znajdę Cię i znów porozmawiamy — mój głos już nie brzmi uroczo, ba, sama jestem zaskoczona chłodem, który z niego płynie. Odchodzę czym prędzej, bo mój plan – o ile można tu w ogóle mówić o planowaniu – nie był zbyt błyskotliwy i mógłby się dla mnie skończyć źle, kiedy czar i szok całkiem opadną.
Nie mam pojęcia, co mnie naszło… ale podoba mi się ta wersja mnie.
Czuję się tak, jakbym u stóp mogła mieć cały świat. Na wyrzuty sumienia czas przyjdzie później.
Powrót do góry Go down


Marla O'Donnell
Marla O'Donnell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Galeony : 3856
  Liczba postów : 1912
https://www.czarodzieje.org/t20424-marla-o-donnell#646655
https://www.czarodzieje.org/t20478-marla-o-donnell#647470
https://www.czarodzieje.org/t20470-marla-o-donnell#647414
https://www.czarodzieje.org/t20875-marla-o-donnell
Potomkini wili - Holly E. Wood QzgSDG8




Moderator




Potomkini wili - Holly E. Wood Empty


PisaniePotomkini wili - Holly E. Wood Empty Re: Potomkini wili - Holly E. Wood  Potomkini wili - Holly E. Wood EmptySro Cze 19 2024, 00:14;

akcept

______________________



i won't take the easy road
Powrót do góry Go down


Wolfgang Aniston
Wolfgang Aniston

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : zapach czilli-pieprzowy z papierosów, eleganckie garnitury
Galeony : 701
  Liczba postów : 211
https://www.czarodzieje.org/t23014-wolfgang-aniston
https://www.czarodzieje.org/t23017-wolf#783747
https://www.czarodzieje.org/t23013-wolfgang-aniston#783606
https://www.czarodzieje.org/t23222-wolfgang-aniston-dziennik
Potomkini wili - Holly E. Wood QzgSDG8




Administrator




Potomkini wili - Holly E. Wood Empty


PisaniePotomkini wili - Holly E. Wood Empty Re: Potomkini wili - Holly E. Wood  Potomkini wili - Holly E. Wood EmptySro Cze 19 2024, 00:16;

akcept

______________________



.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Potomkini wili - Holly E. Wood QzgSDG8








Potomkini wili - Holly E. Wood Empty


PisaniePotomkini wili - Holly E. Wood Empty Re: Potomkini wili - Holly E. Wood  Potomkini wili - Holly E. Wood Empty;

Powrót do góry Go down
 

Potomkini wili - Holly E. Wood

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Potomkini wili - Holly E. Wood QCuY7ok :: 
rozwoj postaci
 :: 
Genetyki
-