Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 There is a light and it never goes out

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Valerie Lloyd
Valerie Lloyd

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Galeony : 84
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t22001-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22003-poczta-val
https://www.czarodzieje.org/t22002-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22007-valerie-llyod-dziennik
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptySob 17 Sie 2024 - 0:40;


Retrospekcje

Osoby: Benjamin Bazory, Valerie Lloyd
Miejsce rozgrywki: rezydencja Bazorych
Rok rozgrywki: czerwiec 2024, tuż po ukończeniu szkoły
Okoliczności: Po ukończeniu Hogwartu Val nie mogła wrócić do rodzinnego domu. Nie mogła też oczywiście zostać w szkole i praktycznie przez była bez dachu nad głową. To znaczy - byłaby, gdyby nie przyjaciel, który w odpowiedniej chwili wyciągnął do niej  pomocną dłoń.


Trudno było jej się przyznać przed samą sobą, że tak źle jeszcze nie było. A tak łatwo mogło być przecież jeszcze gorzej.
Dobytek swojego życia spakowała w kilka pudeł i dosyć spory kufer. Jej kot, Nox w transporterze w prawej dłoni, kilka szkicowników upchniętych między ciuchami i czy coś jeszcze? Och tak, ogrom dumy, który nie pozwolił jej na powrót do rodzinnego domu.
Tylko że to niej był już jej dom.
To nie była rodzinna posiadłość w St Ives a mała klitka w Londynie. To nie była jej matka, a jakaś obsesyjnie zakochana kobieta. To nie była już jej rodzina, ten mężczyzna nigdy nie był jej ojcem i nigdy nim nie będzie i zdaje się, że zostały tu podjęte pewne wybory, których nie da się odwrócić.
Val się zmieniła. Gdy weszła do tamtego mieszkania po resztę swoich rzeczy była nawet w stanie ukryć cały smutek i ten potworny żal, który czuła w sercu. Nie chciało jej się udawać, że to nie jest koniec. Jej matka podjęła wybór i tak jak niegdyś ojciec Val, wybrała życie, w którym nie było miejsca dla jej dziecka.
Nowy dom. Nowy partner. Nowa rodzina. Druga szansa, w końcu była przecież taka młoda. Czy to cokolwiek by zmieniło? Tego nie wiedziała, zamierzała po prostu odciąć się od dawnego życia i zacząć na nowo. Dlatego właśnie póki co Val została sama. Ale czy na pewno?
Dawniej wydawało jej się, że miłość jest w życiu najważniejsza. Teraz jednak widziała, że się myliła, bo w taki sposób nie kochał jej chyba nikt. Ale Benjamin, który wynosił już ostatnie pudło z wynajętej ciężarówki musiał ją na swój sposób chyba no… nie wiem, lubić? A przynajmniej tolerować na tyle, że pozwolił jej się tutaj zatrzymać.
- Dziękuję ci za pomoc. Dziękuję za… wszystko - Uśmiechnęła się słabo, przytrzymując drzwi, aby mógł swobodnie wejść. Żadne słowa nie były w stanie wyrazić tego, co czuła w swoim sercu. Gdyby nie on, zostałaby z niczym na bruku. Pewnie musiałaby wynająć pokój w Dziurawym Kotle albo jeszcze gorzej. A tak, pomimo tego, że przez całe dwa lata ich przyjaźń była głównie listowna, zaoferował bez chwili zawahania swoją pomoc. Nigdy mu tego nie zapomni.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 241
  Liczba postów : 500
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptySob 17 Sie 2024 - 1:13;

Benjamin wiedział, że przyjaciele w życiu każdego człowieka to towar deficytowy, luksus tylko nielicznych, dlatego swoich traktował najlepiej jak tylko mógł. Pisał listy, zaczepiał na wizzbooku czy urządzał sobie krótkie pogawędki na wizzegerze o niczym. Chciał być obecny w ich życiu, nawet jeśli fizycznie dzieliły go od nich setki mil. Może rekompensował tak sobie nietypowe relacje z rodzicami? Wszach wyjechał właśnie przez jedną, te gorszą z nich.
Jego matka nie była ideałem, trzeba jej było jednak przyznać, ze była obowiązkowa. Podjęła się bycia matką Benjamina i, choć była w tym raczej zdystansowana i zimna, wypełniała swoje obowiązki co do jednego. Za skorupą lodu i pracoholizmu, kryła się dobra osoba, co Benjamin wiedział od najmłodszych lat. To też sprawiło, ze gdy dowiedział się o problemach swojej przyjaciółki, z miejsca zaproponował pokój gościnny w domu Bazorych. Budynek przy ulicy Tojadowej nie widywał na co dzień wielu gości, był jednak zawsze na nich przygotowany. Dbała o to ich skrzatka domowa Whinky i nienaganne maniery Beverly. Tego więc ranka, gdy miał wprowadzić do domu swoją przyjaciółkę, dostał jasne instrukcje co do tego jak się traktuje damy i, że jeśli jego najbliższe dowiedzą się, że pozwolił jej przenieść choćby jedno pudło, to osobiście dopilnują by jego kociołek znikną w "niewyjaśnionych okolicznościach". Sprawa więc była poważna i pojechał po przyjaciółkę niezwłocznie.
Pod wskazanym adresem spotkał przyjaciółkę w parszywym nastroju. Przytulił ją na przywitanie, co już samo w sobie świadczyło, że była dla niego ważna. Uśmiechnął się łagodnie i nawet nie skomentował, że wygląda jak cień dementora. Bez słowa uprzejmości do domowników miejsca, w którym już nie mieszkała, wszedł po kartony. - Nie dziękuj tyle, bo jeszcze mi się tu rozpłaczesz. - Stwierdził, gładząc ją po plecach. Wiedział, że to było ostatnie czego chciała. W dodatku on też nie wiedziałby wtedy co właściwie ma zrobić. - To już wszystkie rzeczy? Jesteś pewna? - Stwierdził poważniej niż miał w zwyczaju na co dzień. Po chwili się uśmiechnął, przypominając sobie słowa lokatorek domu. - Jeśli Whinky się dowie, że robiłaś coś więcej niż przytrzymywanie drzwi będzie, delikatnie mówiąc, wkurwiona. - Posłał uśmiech w jej stronę, próbując rozładować atmosfere. Nie pamiętał czy przyjaciółka znała, lub chociaż pamiętała skrzatkę, ale jeśli nie to na pewno pokocha ją od pierwszego spojrzenia.
Powrót do góry Go down
Online


Valerie Lloyd
Valerie Lloyd

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Galeony : 84
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t22001-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22003-poczta-val
https://www.czarodzieje.org/t22002-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22007-valerie-llyod-dziennik
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptyNie 18 Sie 2024 - 13:23;

Przytulenie przyjęła westchnieniem ulgi. Dawniej pewnie pozwoliłaby sobie na chwilę słabości, rzewny płacz, bo zwyczajnie Benowi ufała. Ale nie tym razem, bo przecież wszystkie łzy zostały już wypłakane. Została skorupa, cień wrażliwej dziewczyny, Val zamiast serca miała po prostu wielką dziurę. Wiedziała jednak, że to chwilowe. Zdawała sobie sprawę z tego, że wszystkie będzie jeszcze kiedyś dobrze.
Kiedyś.
- W takim razie nie dziękuję, bo tego to chyba bym nie zniosła – odpowiedziała ze słabym uśmiechem na twarzy. Westchnęła, czując delikatne pogładzenie po plecach, a powietrzu, które opuszczało jej płuca dało się odczuć tyle ciężaru… Musiała zapalić. Nie była pewna, jak Benjamin zareaguje na tę rewelację w jej życiu – to, że paliła papierosy. Wielu ludzi to szokowało i relatywnie starała się utrzymać to w tajemnicy, ale przy nim chyba nie trzeba…?
- Tak, na pewno. Jak widzisz jestem minimalistką. – Kolejna próba żartu, krótkie spojrzenie rzucone w kierunku milczącej matki. Gdyby emocje dochodziły w zdrowy sposób do Val, pewnie byłaby wściekła, a tak? Przymknęła oczy, żegnając się z tą częścią swojego życia. Słodką, dziecięcą, nawiną niewinnością. Zacisnęła mocniej rączkę na transporterze Nox i poprosiła Bena cichym tonem. - Chodźmy już, co? -  I wyszła.
Bez pożegnania.

Nie była w stanie samodzielnie stwierdzić, ile było w tym dramatyzmu godnego umierającej królowej. Wiedziała, że to nie w jej stylu, to jak przyssała się do papierosa, zaraz gdy wyszli na ulicę. Ale miała to gdzieś. Spojrzała kontrolnie na przyjaciela i wypuściła gęsta chmurę dymu, mówiąc.
- Nic Whinky nie powiem, obiecuję – i zamilkła, trochę w oczekiwaniu co powie na jej nowy nawyk. Znała ją co prawda tylko z opowieści, ale to wystarczyło, aby poukładać klocki w głowie i ułożyć w niej obraz kochanej, aczkolwiek trochę surowej istoty. Ale czy to się nie opłaciło?
Oparła się o wynajętą furkę i znowu westchnęła. To wszystko było cięższe nic mogła się spodziewać, ale nie była przecież w tym sama. Pytanie tyle czy wygra w Benie ciekawość czy subtelność. Do tej pory o całych okolicznościach i prawdziwych powodach wyprowadzki wyrażała się bardzo zdawkowo.
- To był chujowy rok. Bardzo się cieszę, że już jesteś w kraju bo pomijając fakt, że musiałabym spać Bóg wie gdzie to prostu… – Podrapała się po szyi, zerkając w stronę okna. Czyżby widziała jakieś poruszenie na piętrze? Nie, raczej się jej tylko wydaje. - Nie gadam już z Remy. Ani z Artim. Nie gadam już praktycznie z nikim. Nie pokłóciliśmy się, tylko po prostu… jakoś tak wyszło. I to chyba boli mnie jeszcze bardziej niż cała ta żałosna wyprowadzka.
Pociągnęła potężnego buszka i spojrzała mu prosto w oczy. Pierwszy raz od jakiegoś czasu. Jej niegdyś intensywnie niebieskie ślepia skryte były brązowymi soczewkami, co w połączeniu z mocną kreską musiało nieźle rzucać się w… no cóż, oczy. Ale pomimo tego, że zmienił się jej ubiór, sposób bycia i nawyki jedno zostało niezmienne. W jej spojrzeniu tkwiło nie tylko przywiązanie, ale i troska. Chciała wiedzieć, co tam u niego, tak naprawdę. Czemu więc bała się o to zapytać?
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 241
  Liczba postów : 500
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptyPon 19 Sie 2024 - 11:00;

Gdy dziewczyna potwierdziła, że mają już wszystko co powinni, spokojnym skinieniem głowy dał jej do zrozumienia, że w takim razie są gotowi wyruszyć. Jej kolejne pytanie nie zostało zignorowane, zamienił jednak zdawkowe odpowiedzi, które mógłby udzielić, w czyn. Wyszedł, nie pozostawiając w temacie wyprowadzki Val, jej rodzicom, jakichkolwiek wątpliwości.
Benjamin był daleki od mówienia komukolwiek jak ma żyć. Dziewczynę znał długo, coś miało prawo się w niej zmienić. Wygląd? Błachostka, nie jednego metamorfomaga już widział, który żonglował swoim wyglądem jak wymianą rękawiczek w zimie. Cała reszta? Zmiany były naturalną częścią egzystencji i o ile nie zamieniłaby się w seryjnego mordercę ze zleceniem na głowę Bazorego, mogła przepoczwarzać się do woli. On nie potrzebował wiedzieć czemu. Jemu całkowicie wystarczyło poznanie obecnej sytuacji i odnalezienie się w niej.
Gdy odpaliła papierosa, dym bardzo szybko zwabił wzrok Benjamina w jej stronę. Uśmiechnął się do niej kącikiem ust. Gdyby nie znała chłopaka, pewnie uznałaby ten uśmiech za szelmowski lub nonszalancki, on jednak tak robił gdy cieszyło go coś, co w społeczeństwie nie było specjalnie pochwalane. Widział jej oczekujące opinii spojrzenie, czuł jakieś napięcie w powietrzu. Wyciągnął paczkę papierosów, która chodziła z nim odkąd zaczął prace u Dearów, odpalił jednego, tym samym przyłączając się do niej.
Gdy dziewczyna wspominała tych wszystkich ludzi, on w środku z zadowoleniem stwierdził, że nie za bardzo wie o kim ona właściwie mówi. To, że uczęszczali do jednej szkoły nie sprawiało, że znał każdego jej znajomego. Nie potrzebował tego. W dodatku spodziewał się, że jeśli by ich poznał to niewiele by to zmieniło. Nie był magnesem na ludzi. - Gadasz ze mną. - Podsumował jej wyliczankę, jakby to była jedyna, poprawna odpowiedź. Minęła znacząca chwila, nim zaczął mówić dalej. - Przy odrobinie szczęścia poznasz nowych ludzi. - Tego w zasadzie z całego serca jej życzył, bo nie wyobrażał sobie by mogła być tak samo samotna jak on. - Planujesz studiować? Pracować? Powiem ci, że podróżowanie jest przereklamowane. - Spróbował pociągnąć ją w stronę nadchodzącej przyszłości, zamiast rozpamiętywać wszystko to co już mieli za sobą. Dla niego wyglądała, jakby teraz potrzebowała iskierki nadziei, a nie topienia się w bagnie wspomnień.
Palił dalej, na chwilę kartony, transporter i inne rzeczy, stały się nie ważne. Jego wzrok odpłynął od niej, naturalnie przesuwając się na ulicę. Ludzie mijali ich, wszyscy pogrążeni w swoich problemach. Przypomniał sobie, że ponad rok temu wszedł całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych na terenie całej UK, ulica przed jej byłym domem była jednym z nich. Czy się tym przejmował? Absolutnie nie. Medialny szum z tym związany w dużej mierze go ominął, a gdy przyjechał, otaczający go świat wydawał się całkowicie to ignorować. Pociągnął jeszcze dwa głębsze oddechy dymu i ponownie skierował na nią swoje orzechowe oczy. - Przeprowadzką się nie przejmuj, każdemu w końcu się zdarza. - Kontynuował jej myśl, do której wcześniej nie odniósł się, bo zwyczajnie nie wypluwał z siebie na raz wielu słów jeśli to nie było konieczne. Czy powinien zapytać o jej przyczyny? Być może. Czuł jednak, że jeśli byłyby one istotne, sama by to zrobiła.
Powrót do góry Go down
Online


Valerie Lloyd
Valerie Lloyd

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Galeony : 84
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t22001-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22003-poczta-val
https://www.czarodzieje.org/t22002-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22007-valerie-llyod-dziennik
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptySro 28 Sie 2024 - 22:05;

Przez cały ostatni czas Val czuła się, jakby zawodziła wszystkich wokoło. Żyła w przekonaniu, że te zmiany, których nie zaakceptowała jej matka i znaczna część otoczenia są złe… a z drugiej strony miała przemożne poczucie, że zwyczajnie ich potrzebuje. Dlatego tak mocno doceniała fakt, że Ben, choć nie był wcale na to wszystko ślepy, po prostu to zaakceptował. Bez zbędnych komentarzy i docinek. Normalnie nie miała aż tak lichej pewności siebie, aby ją to bolało. Ale teraz nic już nie było normalne. A to, że oceniało ją otoczenie to jedna kwestia. Zupełnie inna to to, jak surowe osądy wyrokowała na swój własny temat. I właśnie takie życie było po prostu męczące. Chwilowo pomagały papierosy, wieczorami - alkohol. Ale tak na stałe? Przyjaciele. Nic innego już w życiu nie miała, dosłownie.
Spojrzała łagodnie w jego stronę, myśląc sobie, że potwornie za nim tęskniła. Może to kwestia różnicy wieku, ale wydawał się taki dojrzały w swoim… buncie. A przy tym tak naturalnie pewny siebie. Val zawsze to bardzo imponowało i skłamałaby twierdząc, że wcale nie taka chciała być. Ale wcale taka nie była, przynajmniej wtedy, a teraz? Sama nie wiedziała kim jest i jaka jest. Była pewna tylko jednego - zbłądziła. I wcale nie chce tak szybko się odnaleźć.
Gdy usłyszała jego uwagę, niejako wróciła na ziemię. Spojrzała na niego z mieszanką zrozumienia i może cieniem, znowu, wyrzutów sumienia. Bo przecież mogłoby być przykro, gdy ona tak paplała mu o tym, że wszystkich straciła. To nieprawda, miał rację, miała jego. I może zamiast narzekać na znajomych, którym się znudziła, powinna bardziej cieszyć się z towarzystwa kogoś, komu po prostu może zaufać.
Jednak w jej spojrzeniu było coś jeszcze, coś czego nie chciała teraz przywoływać, bo wcale nie miała prawa. Cień… pretensji? Bo to fakt, był tu i teraz. Ale przez ostatnie miesiące był daleko stąd, zajęty (słusznie) swoimi sprawami, za co nie miała p r a w a się gniewać. I wcale nie chciała, ale ta emocja… jakoś sama przyszła. I pewnie zaraz pójdzie, prawda? Zawsze w końcu same przechodzą.
- Może - odpowiedziała w końcu, gdy Benji po chwili przerwał ciszę. - A może w końcu nauczę się doceniać ludzi, których mam wokół siebie? - zapytała retorycznie, patrząc na niego z niemym rozbawieniem. Zaciągnęła się papierosem i wypuściła chmurę dymu gdzieś w bok. Przymknęła oczy, przez chwilę trawiła wszystko to, co czuła w sercu, to co w nim dusiła. Gdy podniosła w końcu głowę, na jej twarz wstąpił kwaśny uśmiech.
- Wiesz, nie mam specjalnie wyjścia. Studiować, pracować, mieszkać w zamku. Poza tym, nie wezmą mnie na aurora bez papierów. A zresztą, całkiem lubię tę cholerną szkołę. - Wzruszyła ramionami, trochę zażenowana tym, jak bardzo ją lubiła. Jako mugolak traktowała Hogwart jako swoją szansę - bilet w jedną stronę do świata magii i czarodziejstwa. - Ty? Jakieś specjalne plany po długich wojażach?
Przechyliła głowę, kończąc już papierosa. Zgasiła peta o ziemę, transmutowała go w guzik i schowała go do kieszeni. A szkoda, bo druga część rozmowy była o wiele cięższa od tej pierwszej.
- Chyba jestem ci winna trochę wyjaśnień, co? - spytała, patrząc niechętnie na swoje buty. Potem pomyślała sobie, że kurwa, Val, weź się w garść i spojrzała mu w oczy. Jego spojrzenie nic nie ponaglało, było w nim zrozumienie i akceptacja. Tym bardziej chciała mu więc powiedzieć.
- Dobrze wiesz, że Andrew odszedł, gdy dowiedział się o… o mojej magii… - Czy temat ojca był tu potrzebny? Chyba nie, tym bardziej, że Ben o tym wiedział. Czasami Val miała wrażenie, że wszystko sprowadza się właśnie do niego. - I Sophie dawała sobie radę. Sama. Tak jakby. Ale w tym roku albo to był koniec tamtego? Napisała do mnie, że zaczyna nowe życie. Sprzedała nasz dom w St Ives, kupiła tę klitkę i… chyba będzie brać ślub. Chyba powinnam cieszyć się jej szczęściem, co? - spytała kwaśno, ale zaraz potem dodała. - Ale nie powiedziała mu całej prawdy o mnie. Nie wie, że jestem czarownicą i nie chce, żebym używała przy niej magii i wciskała kit temu typowi. Kazała wybierać to wybrałam. Wolność.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 241
  Liczba postów : 500
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptyCzw 29 Sie 2024 - 14:18;

Benjaminowi daleko było do ideału, którego tak dopatrywała się w nim Valeria. Mógłby powiedzieć, że na przestrzeni lat stał się tylko trochę mniejszą kupką zmartwień. Częściej w nich toną niż było to po nim widać. Próbował się w tym odnaleźć, płynąć z prądem życia, ale najczęściej po wyczerpującej podróży, trafiał na mieliznę, z której już nie potrafił się wygramolić. Nie sądził by dziewczyna powinna chcieć być jak on, skoro dla niego wcale miejsce w którym stał nie było komfortowe.
Zaśmiał się, po prostu pozwolił sobie na tak ludzki odruch, gdy dziewczyna zwróciła uwagę na to, że bardziej powinna doceniać ludzi, których już ma. Nie był to śmiech kpiący, piętnujący,  a taki który pokazywał jak dobrze się znali, jak wiedział ile będzie ją kosztowała ta zmiana opinii, która gdzieś w niej się urodziła. Sądził, że nie da się tak z dnia na dzień zmienić postrzegania, doceniać wartości które wcześniej gdzieś umykały bokiem. Była to dla niego kwestia samej biologii, tego jak przekazywane są bodźce, jak odbieramy te same sytuacje. Wiedział, że by rzeczywiście zaczęła dostrzegać to co ma, musieliby spędzać zdecydowanie więcej czasu na takich rozmowach.
- Ty? Szybciej ziemie na miotle okrążysz. - mówił dalej lekko rozbawionym tonem. Jednocześnie jego mina wskazywała, że nie mówi całkowicie na poważnie, nie ma złych intencji czy po prostu, że się z nią droczy.
- Z resztą teraz już będę po ręką. Wiesz gdzie mnie szukać. - przyłożył papierosa do ust by odetchnąć sporą ilością nikotynowego dymu. Zerkał na nią, widział ja część emocji przechodzi gdzieś przez jej twarz, nie wiedział jednak czy to pretensja, niezadowolenie, przejęcie czy jeszcze coś innego. Często był dobry w te klocki, ale dawno niewidziana przyjaciółka zdawała się być inna niż za dawnych lat. "Naturalna kolej rzeczy" - jak już wcześniej pomyślał.
Dziewczyna mówiła o swoich planach i choć w pierwsze chwili jej słowa nie brzmiały jakby była z nich specjalnie zadowolona, to końcówka jasno dała mu do zrozumienia, że dziewczyna wie co robi. Tu w odróżnieniu od niego, bo on choć wrócił na studia to planów długofalowych nie posiada. W czasach gdy każdy jego znajomy chce zostać aurorem, on doceniłby, jakby jego praca ograniczała się do świętego spokoju.
- Teraz wakacje, relaks i drinki z palemką. - umniejszył swojemu niezdecydowaniu, zagubieniu i ogólnemu brakowi pomysłu na najbliższe kilka lat. Podróżowanie zmieniało, więc wrócenie tak po prostu na studia wydawało mu się w tym momencie prostym i nudnym rozwiązaniem. Czuł, że jakaś jego część nie będzie chciała żyć tak długo pomimo tego jak wysoko na jego liście potrzeb znajdował się wcześniej wspomniany spokój.
Gdy dziewczyna skończyła papierosa, on patrzył na swojego, który jeszcze się kusząco tlił. Najwyraźniej nie zaangażował się w palenie tak bardzo jak ona. Po usłyszanych chęciach do wyjaśnień, uznał, że to dobrze. Chyba na takie momenty najlepsze jest palenie.
- Nikomu nie jesteś ich winna. - to była jego reakcja bezwarunkowa, czuł to głębiej niż oboje potrafili sobie wyobrazić. Otrzymywanie od kogoś informacji tylko dlatego, ze czuł się społecznie zobowiązany do udzielenia ich było oddalone od jego strefy komfortu o lata świetlne. Nie chciał by miała złudzenie, że jest inaczej.
Spokojną gestykulacją dał jej sygnał, że jeśli chce to może kontynuować mówienie. Wysłucha, przecież to nic nie kosztuje.
- Wyleciałaś z gniazda. Witam wśród orłów. - podsumował jej opowieść o niekoniecznie ogarniętej matce, która miała prawo ułożyć sobie życie, ale w oczach Bena nie kosztem dziecka. Wiedział, że będą jechali do domu jego matki z rzeczami, że tak w zasadzie to on nie opuścił tak do końca domu rodzinnego. Mimo to znał już smak samodzielnego życia, obowiązków, pracy i zmartwień. Bardzo by chciał ją przed nim uchronić, ale przecież to niepomijalna część życia. - Na poważnie. Nie musisz się cieszyć decyzjami innych ludzi, nawet własnej matki. Zwłaszcza w świetle tego. - wzrok skierował na kartony i transporter, które przecież wciąż przy nich stały. Przypominały, że powinien szybciej kończyć palenie i wyruszać w drogę. Wziął kolejny głęboki wdech dymu, co skończyło papierosa. Spokojne wydychanie dymu z każdą chwilą robiło się coraz przyjemniejsze.
- Po kolejnym czy ruszamy? - Wiedział, że wśród rzeczy ma świstoklik wprost pod swój dom, który Whinky włożyła mu w rękę przed samym wyjściem. Wystarczyło znaleźć tylko odludne miejsce, złapać co trzeba i się przenieść. To zajmowało mało czasu. Dlaczego więc czuł, że są tu już za długo i powinni się pośpieszyć?
Powrót do góry Go down
Online


Valerie Lloyd
Valerie Lloyd

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Galeony : 84
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t22001-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22003-poczta-val
https://www.czarodzieje.org/t22002-valerie-lloyd
https://www.czarodzieje.org/t22007-valerie-llyod-dziennik
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptySob 31 Sie 2024 - 13:36;

To nie tak, że była niewdzięczna za to, co dał jej los. O nie, w tych rzadkich chwilach gdy zwracała większą uwagę na to co ma niż na braki w swoim życiu była… pełna dobroci. Większy problem, który Ben dostrzegł w niej szybciej niż ona sama to to, że jest taką cholerną pesymistką. Że ciągle czuje deficyt, że ciągle wadzi jej niebyt, że brak jest tak dotkliwy w jej życiu. Może dlatego wcale nie zdziwił jej jego śmiech – i pewnie z tego samego powodu tak bardzo ją zabolał. Bo Benjamin miał rację. A jednak w Val była ta ikra, która nigdy nie przyzna mu jej na głos.
- W takim razie świetnie się składa, że od roku gram w Quidditcha. – Wiedziała, że jej riposta nie była tak błyskotliwa, jak mogłaby być. Ale jednocześnie była złośliwa, może nawet wyrachowana w tym, aby wypomnieć mu w tej chwili, jak wiele go ominęło. Szybko jednak tego pożałowała, skryła wstyd spoglądając gdzieś w bok, zaczęła się zastanawiać co ona do cholery robi, z jednej strony mówi o wdzięczności, zaś z drugiej postępuje wobec Bazorego tak niemiło. Ładny z niej Puchon… można chyba powiedzieć, że już w tym momencie Puchon po przejściach.
Starała się jednak nie dać pochłonąć całkowicie przez złe myśli i surowe osądy. Skupiła się ponownie na rozmowie, a na jej twarz wstąpił trochę przekorny uśmiech.
- Teraz to każdy ma taki plan.  A potem? Wiesz… co chcesz robić potem? – drążyła cierpliwie, może trochę niegrzecznie, bardzo nieprzemyślanie i dość wścibsko. Ale dobrze wiedziała, że taki brak planu i życie bez sensu jest niebezpieczne. Sama długo taka była, nie wiedziała jak ma się to z Benem, ale gdyby nie… gdyby nie zeszłoroczne ferie, pani Wickens i wyprawa w poszukiwaniu smoka nigdy nie chciałaby zostać aurorem. A ta myśl, ta motywacja w dużej mierze sprawiła, że jakoś utrzymała się na powierzchni pomimo młyńskich kamieni u nóg zsyłanych przez los.

Zachłysnęła się powietrzem, bo z jednej strony chciała mu przyznać rację – owszem, nie jest mu nic winna – zaś z drugiej, musiała się po prostu wygadać. I bardzo ulżyło jej, gdy w końcu to zrobiła a Ben słuchał, słuchał jak miał w zwyczaju – naprawdę, w ciszy i w spokoju, choć trawił, to co mówiła, widziała to w jego oczach. Daleki był jednak od ferowania sądów, bezsensownego bełkotu i niepotrzebnego ojojowania. Był rzeczowy, lakoniczny, a jednak była w tym i ledwo wyczuwalna czułość. Naprawdę to doceniała, tak samo jak fakt, że nawet nie starał się mydlić jej oczu.
Wszystko się zmieniło i nic już nie będzie takie, jak dawniej.
- Za nowe początki? – zażartowała, wyjmując jeszcze jednego. Choć paliła od niedawna, choć nie zawsze do końca, choć cienkie, już teraz czuła, że tego potrzebuje. To, co było wyrazem buntu dla buntu stawało się nałogiem, a tam, gdzie widziała zdrowe ujście całej tej złości nie dostrzegała śmiertelnie niebezpiecznej używki, którą dobrowolnie przyjmowała w swoje młode, wątłe ciało.
Odpaliła papierosa i spojrzała na niego, już trochę bardziej spokojna.
- Na poważnie, to dobrze się stało. Masz rację, jestem już dorosła i to była tylko kwestia czasu. – Na chwilę zamilkła, spoglądając przelotnie na stos rzeczy. Nie było tego dużo, ale jakoś pokrzepiała jej myśl, że zaczyna na nowo pośród czegoś, co jest jej znane. - Sporo cię ominęło Ben. Nawet nie zapytałam, jak się z tym czujesz? Jeśli mogę ci jakoś pomóc, to wiesz. Wal do Val o każdej porze dnia i nocy.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 241
  Liczba postów : 500
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
There is a light and it never goes out QzgSDG8




Gracz




There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out EmptyNie 1 Wrz 2024 - 22:27;

On wiedział jak to jest być w miejscu w którym jest się pesymistą odtrącającym wszystkich i każdego z osobna. Trwał tam nieprzerwanie na straży tego, co przelotnie nazywał spokojem. Wiedziała to o nim, nigdy przecież nie ukrywał, że ci wszyscy ludzie w szkole są tłumem, który przetacza się z miejsca na miejsce, z którym nie ma nic wspólnego, choć pewnie mógłby. Wyjazd, choć może wyglądał dla niej jak egocentryczny akt ucieczki, miał pomóc mu wróci lepszym, a wrócił... Sama mogła ocenić.
- Gratuluje. - stwierdził jakby to było coś zupełnie normlanego, jak gratulacje z powodu zdania sprawdzianu. Dla niego to była kolejna informacja, którą pewnie by wiedział gdyby był. Z drugiej strony gdyby to było coś dla niej ogromnie ważnego to napisałaby mu to listem lub wizzengerem, prawda?
- Wracam na studia. - tego przynajmniej był pewien, choć jakaś część jego nie potrafiła sobie wyobrazić sobie ponownego chodzenia na lekcje zgodnie z grafikiem. Z drugiej strony nie czuł by po dwóch latach nieobecności miał w Wielkiej Brytanii inne rzeczy do roboty. Wszystko naokoło było mu dobrze znajome, a jednak oddalił się od tego i nie potrafił sobie przypomnieć jak to jest być tu i teraz, z dnia na dzień. Valeria mogła być wcześniej zagubiona, mogła nie wiedzieć i mogła poczuć ulgę, że już wie w którą stronę iść. Benjamin wiedział za to w którą stronę nie iść, który kierunek już sprawdził i okazał się ślepym zaułkiem, by nie powiedzieć, zaułkiem pełnym wygłodniałych akromantul. Nie życzył jej by też tam trafiła i na pewno nie zamierzał o nim opowiadać.

Spojrzał w stronę dziewczyny. Sięgała kolejnego papierosa, jednoznacznie odpowiadając na jego pytanie. Wznoszenie z nią toastu papierosem nie było jeszcze jego codziennością, ale mógłby się do tego przyzwyczaić. Zamiast potwierdzać słownie chęć dołączenia do toastu, po prostu wyjął swoją paczkę po kolejną sztukę. Zapalił, a w milczeniu zaciągania się dymem myślał o tym, że w zasadzie wiedział dlaczego tak odczuł chęć przeniesienia się już do domu. Rozmowa schodziła na coraz trudniejsze temat i najwyraźniej wszystkie schematy bronienia swojej prywatności przypomniały o sobie w jednym momencie. Nie chciał taki być, zwłaszcza przy niej, ale lata nieobecności mocno pogłębiły jego wewnętrzną samotność i w tamtym momencie niewiele mógł na to poradzić.
- Czytałem w proroku o tym całym wróżkowym pyle i zamęcie jaki u was wywołał. - wykorzystał to, że wiedział już o tych zdarzeniach. Beverly miała przez nie pełne ręce roboty, a ich nikły kontakt na kilka miesięcy całkowicie ucichł. Pomijając oczywiście, że poza wieściami z Londynu, w gazecie szukał głównie informacji o ojcu. Wtedy to było jego oczkiem w głowie.
- Najbardziej mi pomożesz jak nie będziesz dopytywać jak się z tym czuje. To ciągle się we mnie nie zmieniło Val. - to nie była dla nikogo nowość, że gdy tylko przechodziło się do mówienia o odczuciach i emocjach, on w najlepszym razie odpowiadał na niego półzdaniami. Wiedział, że tak nie powinien robić, nie jej. Czuł, że to nie jest w porządku wpierw zapraszać ją do swojego życia, a gdy zacznie do niego zaglądać to powoli się wycofywać. Pewnie byłoby mu prościej gdyby po latach podróży czuł, że była ona czymś budującym. To jednak się nie stało i w rezultacie po tych dwóch latach nie miał sobą do zaoferowania za wiele.
- Spróbujmy rozmawiać wolniej, co? Nie wszystkie poważne tematy na raz, bo się duszę. - dodał jakby to tłumaczyło wcześniejsze jego słowa. Chciał by dała mu czas by mógł ponownie z nią rozmawiać jak za czasów szkolnych. Czuł, że oboje się zmienili w ostatnim czasie i, ani te zmiany, ani opływ czasu, nie był prosty do zignorowania.
Powrót do góry Go down
Online


Sponsored content

There is a light and it never goes out QzgSDG8








There is a light and it never goes out Empty


PisanieThere is a light and it never goes out Empty Re: There is a light and it never goes out  There is a light and it never goes out Empty;

Powrót do góry Go down
 

There is a light and it never goes out

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: There is a light and it never goes out QCuY7ok :: 
retrospekcje
-