C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Na piętrze mieści się sypialnia panów domu, której jedna ściana jest cała oszklona. Okna wychodzą na ogród na tyłach i widoczny w oddali las, który zdaje się w nie nieustannie zaglądać. Poza wygodnym łóżkiem można znaleźć tutaj równie wygodny fotel, kominek i regały pełne książek, do których przyjemnie jest sięgnąć ciemnymi wieczorami. Pomieszczenie nie jest największe na świecie, ale jest niezwykle przytulne.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Leżeli w skołtunionej pościeli, obserwując kolejne wyładowania za oknem. Burza, która przyszła nagle, ochłodziła nieco powietrze, sprawiając, że z przyjemnością Josh zapalił w kominku. Teraz ciszy towarzyszył trzask drewna i kolejne grzmoty zza okna. Mimo jednak szalejącej za oknem pogody, miotlarz odczuwał dziwny spokój. Nie z rodzaju tego, gdy wiesz, że nic się nie dzieje, że absolutnie wszystko jest na swoim miejscu i życie przyjemnie płynie do przodu. Spokój, jaki czuł, był obietnicą, że dokładnie tak będzie za jakiś czas, kiedy doprowadzi do końca wszystko, co zaczęli. Poprawił się na łóżku, dokładając poduszkę pod swoje plecy, żeby unieść się nieco i zaraz przyciągnął do siebie męża. Myśli krążyły mu wokół tego, co już osiągnęli i dalej, ku kolejnym planom na przyszłość. Zastanawiał się, czy wśród nich było miejsce dla jego ojca i był pewien, że jeśli tylko o to zapyta Chrisa, ten powie, że tak. Nie było problemu z zapraszaniem Keitha do nich do domu, Ministerstwo także nie mogło tego zabronić, skoro był jego ojcem i stąd wiedział o magicznym świecie. Pozostawało jedynie pytanie, czy on i profesor tego chcieli, a Josh sam nie wiedział. Kiedy zabrał ojca na Pokątną miał wrażenie, jakby szedł z dzieckiem po sklepie ze słodyczami, ale ono widziało w nim tylko cukrzycę, próchnicę i inne choroby. A jednak mimo tego było całkiem przyjemnie - w końcu móc pokazać, że nie kłamał, mówiąc o latających miotłach, poczęstować czekoladowymi żabami, śmiać się wspólnie z szat, które naprawdę nie były ani piękne, ani praktyczne. - Poproszę Solberga o pomoc w przygotowaniu na tej łące za domem pętli pod treningi… Jak kiedyś zdecydujemy się na zwierzęta w typie kulingów, czy innych kóz to będą mogły wciąż się paść, a ja będę mógł latać z dzieciakami - powiedział nagle, wspierając się na chwilę głową o Chrisa, uśmiechając lekko, ale wyraźnie czuł, że musi poruszyć sprawę ojca, skoro od powrotu ze spotkania z nim nie mówił nic. Odetchnął głęboko i po chwili znów uśmiechnął się, kiedy niebo przecięła błyskawica. Gwiazdy i burze, uwielbiał je obserwować, czując rosnący z każdą chwilą szacunek do natury, a także wzruszenie nią. Musiał jednak odłożyć je na bok, przymykając na moment oczy. - Nie było źle, ale nie wiem, czy mogę powiedzieć, że było dobrze - zaczął w końcu mówić, uśmiechając się gorzko pod nosem. - Wyraźnie próbował nie podważać prawdziwości tego co widział, ale zupełnie nie potrafił tego pojąć. Szukał logicznego wytłumaczenia dla poruszających się ilustracji w każdej książce, ale wydaje mi się, że i tak Esy i Floresy były najlepszym miejscem dla niego. No i kawiarnie… Najzwyklejsze - dodał, spoglądając na Chrisa kątem oka.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Burza szalała za oknami, ale Christopher się nią nie przejmował. Właściwie było w tym coś, co sprawiało mu czystą przyjemność - ten zapach deszczu i mokrej ziemi, jaki wdzierał się do środka i mieszał z wonią palonego drewna, ten półmrok, ten spokój, ta chłodna pościel, pod którą się skryli. Wszystko było dokładnie takie, jak być powinno, dokładnie takie, jak sobie tego życzyli. To był ich dom, ich życie i chociaż wciąż wydawało się, że pewne elementy nie znalazły swoich miejsc, obraz, jaki udało im się stworzyć, był coraz piękniejszy. I zielarz się tym rozkoszował, czerpał z tego całymi garściami, chwytał to, czekał na to, wyglądał tego, co mogło jeszcze nadejść. Był zwyczajnie szczęśliwy, coraz wyraźniej odkrywając, że po latach problemów i zagubienia, ostatecznie znalazł to, czego chciał, czego potrzebował, znalazł to, co było jego życiem. To zaś sprawiało mu czystą, zwyczajną przyjemność, tak samo, jak obecność Josha. Nie musieli rozmawiać, ostatecznie bowiem nie to było w życiu najważniejsze, mogli po prostu przy sobie leżeć, spędzając w ten sposób czas, wsłuchując się w burzę. Nie miał jednak nic przeciwko temu, by wymienić się uwagami, czy nawet wdać się w poważną dyskusję. Dlatego też uśmiechnął się lekko, kiedy usłyszał, co planował starszy mężczyzna. - Tak sądziłem - mruknął, kiedy za oknami przetoczył się grzmot, a chwilę później drzwi ich sypialni skrzypnęły cicho, kiedy do środka wkradły się dwa koty i skierowały w stronę fotela. Ostatnio Wrzos i Kalmia uwielbiały zajmować to miejsce, ugniatały znajdujący się tam koc, myły się i zasypiały, ciesząc się ze swojej obecności, chociaż początkowo nie były do siebie przekonane. Wszystko jednak się zmieniało, znajdując swoje własne, właściwe miejsca. - Tylko uważaj, bo jest bardzo ciekawy, co cię jeszcze zajmuje. Poza graniem i zgarnianiem bezpańskich stworzeń, którymi trzeba się zająć - dodał, przypominając sobie rozmowę z Maxem, czując z jej powodu cień rozbawienia. Był pewien, że Solberg z największą przyjemnością zacznie szukać odpowiedzi na niepostawione pytania i właściwie to było całkiem przyjemne. Gorzej było z rozmową o ojcu Josha. Chris wiedział, że ten temat nadal był trudny, ale skoro już się raz uparł, że trzeba coś z tym zrobić, nie zamierzał od tego uciekać. Próbował doprowadzić tę sprawę do końca, cokolwiek miałoby nim być, starał się nie poddawać i teraz zwyczajnie czekał na to, co jego mąż miał do powiedzenia. Spojrzał na niego kątem oka, kiwając powoli głową, ale była jednak kwestia, która była dla niego najważniejsza na świecie. I nic innego nie liczyło się tak bardzo, jak to, o co zamierzał zapytać. - Jak się z tym wszystkim czułeś? Zmrużył oczy, kiedy za oknem niebo rozjaśniła błyskawica, a później zerknął w tamtą stronę, zdając sobie sprawę z tego, że ulewa stawała się coraz gwałtowniejsza. Zwierzęta były w domu, a Mędrka również udała się na spoczynek, po tym, jak sprawdzili, że wszystkie okna i drzwi były zabezpieczone. To dawało dodatkowe poczucie spokoju i bezpieczeństwa, a ciemność, jaka ich otulała, była odpowiednia do spokojnych, aczkolwiek poważnych rozmów, od których nie dało się tak naprawdę w nieskończoność uciekać.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Miotlarz uniósł brwi ze zdziwienia, kiedy usłyszał o zaciekawieniu Solberga jego osobą. Nie podejrzewał chłopaka o coś podobnego, choć jednocześnie miał wrażenie, że było to coś normalnego. Ostatecznie mu pomagali z Chrisem od długiego czasu, każdy na swój sposób, więc skoro od blisko dwóch lat skupiali się na sobie, nie powinno go dziwić, że teraz dzieciak zaczął interesować się nimi. Szczególnie że z Chrisem spędzał więcej czasu, więc z pewnością mieli wiele okazji do plotkowania. - Jakoś dziwi mnie, że się zainteresował… Choć pewnie nie powinno, prawda? Zdradziłeś mu zainteresowanie gwiazdami, czy marne podejścia do skrzypiec? - zapytał, uśmiechając się lekko, próbując sobie wyobrazić minę Solberga na takie wieści. Zaśmiał się cicho, po czym westchnął ciężko. Zdecydowanie wolał w tej chwili rozmawiać o Solbergu, niż o ojcu, ale też nie chciał ponownie odkładać tego tematu w nieskończoność. Był pewien, że Chris mimo wszystko ciekawi się tym, jak poszło im spotkanie oraz jakie decyzje ostatecznie zapadły. Nie było to dziwne, ale mimo wszystko miotlarz miał problem zebrać się do rozmowy na ten temat aż do tej chwili. Jednak słysząc pytanie męża, spojrzał na niego z cieniem zaskoczenia, które szybko ustąpiło ciepłu, jakie czuł. Nie zakładał nigdy, że Chris postawi ponad niego relację z Keithem, ale i tak było miło słyszeć pytanie dotyczące tylko samego siebie, choć nie wiedział, jak na nie odpowiedzieć. - Jakbym oprowadzał dziecko bez wyobraźni po dziale fantasy - odpowiedział, wzruszając lekko ramieniem, po czym spojrzał na koty układające się do spania na fotelu. Zabawne, że Wrzos, która zachowywała się jak pani tego domu i stanowiła zawsze największą niewiadomą, gdy próbował sprowadzić do domu jakieś zwierzęta, mimo wszystko dogadywała się z nimi. Nie przejmowała się niczym, pokazywała swoją pozycję i jeśli inni to uszanowali, wszystko było w porządku. Z pewnością sam powinien brać z niej przykład. - Dobrze było pokazać, że nie jest się takim wariatem, za jakiego było się branym, ale nie powiedziałbym, że było to łatwe. Nie było też całkiem nieprzyjemne tylko… Wciąż czułem, że to nie ja powinienem go oprowadzać, a moja matka, ale no… Teraz już na to za późno. Może te dwadzieścia lat wcześniej byłby w stanie wszystko lepiej przyjąć - odpowiedział w końcu powoli, próbując zastanowić się, jak się z tym czuł. To było trudniejsze niż analizowanie zachowań dzieciaków. Zawsze najtrudniej było spojrzeć na samego siebie. - Ale poczułem jakąś ulgę. Wiesz… Koniec udawania i wymyślania mugolskich odpowiedników naszych zajęć - dodał, przesuwając bezwiednie dłonią po ramieniu Chrisa.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Sam zgadywał. Wybrał szydełkowanie - odparł całkiem swobodnie, uśmiechając się pod nosem, zastanawiając się jednocześnie, jak jego mąż zareaguje na tę rewelację. Podejrzewał, że go to rozbawi, ale oczywiście nie mógł mieć takiej pewności, więc po prostu przyglądał mu się, czując mimo wszystko spokój. Nawet jeśli ich rozmowa powoli zaczęła zahaczać o tematy, które były zdecydowanie trudniejsze, nie przejmował się tym, wiedząc, że po nie również musieli sięgać. Przetrwali zdecydowanie wiele, więc nie martwił się tym, co się wydarzy, co nadejdzie, po prostu słuchając i pozwalając na to, żeby Josh sam decydował o tym, czego chciał, czego oczekiwał i co zamierzał ostatecznie zrobić. Nie mógł i nie chciał na niego wpływać, jedynie pewne rzeczy umożliwił swoim uporem, ale to, co miało z nich ostatecznie wyniknąć, zależało tylko i wyłącznie od starszego mężczyzny. - Ulga to w takiej sytuacji całkiem sporo - zauważył cicho, nim pokój rozjaśnił się przez rozbłysk kolejnej błyskawicy. Burza szalała tuż ponad nimi, niewątpliwie miotając okoliczną roślinnością, ale Chris nie czuł się z tego powodu źle. Wiedział, że nie mógł zabezpieczyć i ochronić wszystkiego, nawet jeśli ich dom i jego okolica były osłanianie w sposób co najmniej ponadprzeciętny. Nie przejmował się więc zupełnie tym, co działo się na zewnątrz, koncentrując się na rozmowie, na spokoju, jakimi mimo wszystko im w tym wszystkim towarzyszył. Usiadł na łóżku, obejmując kolana ramionami, na których naprężyła się koszulka. Zastanawiał się nad tym, co powiedział mu Josh, nie będąc do końca pewnym, w którą to wszystko zmierzało stronę, czy miało jakieś zakończenie, czy było zwyczajnie kolejnym elementem, jaki zawiśnie w powietrzu i nie będą w stanie niczego z nim zrobić. Miał nadzieję, że tak się nie stanie, że ostatecznie znajdą jakieś rozwiązanie, jakie będzie odpowiadało zarówno synowi, jak i ojcu, ale to było niczym stąpanie po kruchym lodzie i zdawał sobie z tego w pełni sprawę. Tym bardziej że Keith nie miał najwyraźniej pojęcia o niektórych, bardzo istotnych kwestiach, a te mogły go bardzo, ale to bardzo zaboleć. - Chcesz się z nim znowu zobaczyć? Chciał cię w ogóle wysłuchać? Wydaje mi się, że żywi wielką urazę do twojej mamy, że to jej oszustwo spowodowało, że jesteście w tym miejscu - powiedział, spoglądając na Josha, chcąc przekonać się, jak ten zareaguje. Słowa to było jedno, ale mimika, ruchy, każde naprężenie mięśni, to wszystko mogło powiedzieć mu o wiele więcej, mogło pokazać mu, dokąd tak naprawdę zmierzają. Odnosił wrażenie, że jego mąż mimo wszystko chciałby pogodzić się ze swoim ojcem, że chciałby mieć namiastkę rodziny, jakiej mu brakowało. Miał teraz wszystkich O’Connorów, ale to nie było to samo i Christopher miał tego pełną świadomość. Niemalże bolesną, ale jednocześnie w pełni zrozumiałą. Bo jednak tutaj chodziło o kontakt z rodzicami, a jego odzyskanie było… cóż, dla niego było niczym wybawieniem. - Wiem, że to nie to samo, ale kiedy zmarła babka… Wiesz, że wszystko zaczęło wracać na swoje miejsce. I chyba nigdy tak bardzo nie doceniałem swoich rodziców, jak teraz, kiedy w końcu czują się dobrze. I wybaczyłem im wiele błędów - przyznał, chociaż to również nie było najłatwiejsze, bo ostatecznie jego tata dał się stłamsić własnej matce, pozwalając na to, żeby nimi wszystkimi rządziła, jak tylko chciała.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh spojrzał na niego, unosząc wysoko brwi, po czym wybuchnął śmiechem. Ze wszystkich rzeczy, jakie podejrzewał, że mógł wymyślić Solberg, nigdy nie wpadłby na szydełkowanie. To wymagało cierpliwości i precyzji, jakiej miotlarz uważał, że nie posiada. W końcu jednak śmiech ustał, a on sam przeszedł do poważniejszego tematu, pozostawiając domniemania Solberga za sobą. Kiedyś być może chłopak pozna inne jego zainteresowania, jeśli o to zapyta, ale teraz był inny, w pewnym stopniu ważniejszy temat do omówienia. Josh uśmiechnął się nieznacznie, gdy Chris potwierdził, że to, co czuł, to był już duży krok do przodu. Jednak w głowie miotlarza wciąż pojawiała się myśl, że to nie ulgę powinien czuć, a radość. Zadowolenie, że w końcu mógł być sobą, że jego ojciec o wszystkim wiedział, jednak to, czego się chciało nie zawsze szło w parze z tym, co faktycznie się działo. Miotlarz spojrzał na męża, gdy ten siadał na łóżku i położył dłoń na jego plecach, przesuwając wciąż po nich palcami. Potrzebował kontaktu fizycznego z nim w podobnych sytuacjach i wystarczał mu nawet tak drobny, jak teraz, gdy kreślił palcami na materiale jego koszulki kółka różnych rozmiarów. - Wygląda na to, że zrobiłeś na nim ogromne wrażenie, bo próbował słuchać i nie zaprzeczać wszystkiemu. Dziurawy Kocioł uznał za spelunę i nawet mu się nie dziwię, za to przejście na Pokątną wprawiło go niemal w osłupienie… Ale tak, być może byłoby łatwiej, gdyby matka wszystkiego nie ukrywała, albo gdybym sam uparł się wcześniej, że pokażę mu ten świat, do którego także należę - odpowiedział cicho, nieco smutno, wpatrując się w okno. Nie zdawał sobie sprawy ze smutku wypisanego na twarzy, z bólu, jaki mimo wszystko znajdował odbicie w ciemnych tęczówkach. - Po prostu trudno mi pozbyć się myśli, że jesteśmy dla siebie zwyczajnie obcy. Jak dwaj nieznajomi, połączeni przykrym wspomnieniem, które próbują ignorować i udawać, że nic podobnego nie miało miejsca. Nie rozmawialiśmy o tym co było, a jedynie staraliśmy się zrozumieć… Pokazywałem mu wszystko powoli, a gdy miał dość, siadaliśmy w kawiarniach. Ostatecznie kawa wszędzie smakuje tak samo, a pianka z latte nie próbuje nikogo zjeść - mówił dalej, nim przymknął oczy, wkładając wolną rękę pod głowę, drugą niemal zaciskając na koszulce Chrisa. To wciąż nic nie tłumaczyło, nie dawało jego mężowi obrazu tego, co czuł, jak odnosił się do zmian, jakie zachodziły w relacji z ojcem, ale nie potrafił tego lepiej przekazać. - Z pewnością byłoby przyjemniej, gdyby mógł być bardziej obecny… Gdybym mógł zapraszać go na urodziny do nas do domu, gdybym mógł pokazać mu nasze mini zoo, jak lata się na miotłach, jakbym mógł zabrać go do teatru na sztukę, którą tak uwielbia. Adaptację Romea i Julii… Ale nie wiem, czy kiedykolwiek to będzie możliwe, czy przy kolejnym spotkaniu nie dowiem się, że albo jego zamknęli na oddziale psychiatrycznym, albo powie, że mam już nie przychodzić. Nie wiem czego się spodziewać i nie wiem, jaka decyzja jest tą właściwą, szczególnie że teraz nie jestem już tak zdeterminowany do odbierania mu pamięci - dodał, mówiąc ciszej, aż w końcu zamilkł. Nie wiedział, jaki Keith mógł być jako ojciec, skoro w latach, w których najbardziej go potrzebował, nie mógł liczyć na jego wsparcie. Nie chciał jednak kolejny raz się na nim zawieść. Nie chciał dawać sobie nadziei, że będzie już lepiej, a później znów mierzyć się z odrzuceniem. To było to, czego najbardziej się obawiał - odrzucenia.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chwila na uśmiech również była potrzebna, chociaż Christopher zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie akurat to nie miało aż tak wielkiego znaczenia. Josh był zagubiony, dało się to wyczuć, znajdował się gdzieś między cieniem zadowolenia, jakąś ulgą a poczuciem, że nie wszystko było takie, jak być powinno. Najgorsze w tym wszystkim było to, że niewiele mógł na to poradzić, bo zwyczajnie nie mógł zabrać emocji swojego męża, nie mógł ich za niego przeżyć, nie mógł wziąć ich na siebie i obiecać, że wszystko będzie w porządku. To zwyczajnie tak nie działo, a to nie do końca pasowało w tej chwili zielarzowi, kiedy wiedział, że Josh naprawdę bardzo mocno to przeżywa i nie czuje się pewnie z tego powodu. - Zaprośmy go - powiedział ostatecznie cicho, po długiej chwili milczenia, kiedy wpatrywał się w ogień i wsłuchiwał w burzę, szukając najlepszego wyjścia z sytuacji. - Kiedy z nim rozmawiałem, wydawało mi się, że lepiej jest stawiać go przed faktami dokonanymi. Nawet jeśli nie do końca coś mu odpowiada, jeśli coś uważa za szalone… Wydaje mi się, że po prostu potrzebuje kogoś stanowczego, który pokaże mu, że ten świat naprawdę istnieje. Może tutaj przyjechać, zobaczyć wszystkie zwierzęta i rośliny, zobaczyć, jak wygląda nasze życie, ale też dostać szansę, żeby stać się jego częścią. Myślę… To zabrzmi bardzo dziwnie, ale wydaje mi się, że żałuje, że nie mógł być na naszym ślubie - dodał, odwracając się, by spojrzeć uważnie na Josha. Rozumiał, że to, co zaproponował i to, co powiedział, mogło być dla niego trudne i nieprzyjemne. Rozumiał, że było w tym coś, co mogło boleć, co mogło być skrajnie nieprzyjemne. Rozumiał, że jego mąż wciąż mógł się wahać, być niepewnym, że nie wiedział, jak powinien reagować, ale wyglądało na to, że faktycznie jedyną drogą do poznania odpowiedzi na pytania, jakich człowiek wstydził się zadać, było dążenie do jasno wyznaczonego celu. Bez zatrzymywania się, wręcz zmuszając Keitha, żeby spojrzał na to, co otaczało jego syna i albo to zaakceptował, albo ostatecznie uznał, że tego nie chce. Po rozmowie z profesorem Chris był jednak przekonany, że ten tęsknił za synem, że żałował swojego postępowania, a jednocześnie przerzucał na niego odpowiedzialność za to, co zrobiła jego matka. To nie było dobre, ale w pewnym sensie zielarz był w stanie to pojąć, to poczucie, że syn również coś przed nim ukrywał, że był współwinny. Nie pochwalał tego, ale też nie widział w Keithcie całego zła świata. Gdyby miał powiedzieć, kto tutaj zawinił, to byłaby to mimo wszystko matka Josha, która dopuściła się kłamstwa. - To twoja decyzja, ale myślę, że warto, żeby naprawdę zobaczył wszystko, żeby przekonał się, jak wygląda nasze życie. Wyjedziemy później na wakacje i myślę, że możesz dać mu ten czas, żeby to przemyślał, żeby się zastanowił, czy chce brać w tym udział. Obaj zobaczycie, jak się czujecie i czego naprawdę chcecie - dodał spokojnie, kiedy zagrzmiało tak głośno, że odruchowo nieco się skulił i przymknął powieki, a później spojrzał w stronę kotów, które uniosły zaniepokojone głowy, ale później wróciły do wzajemnej toalety i mocnego przytulania się. Były bezpieczne i Chris nieco zazdrościł im tego, że nie musiały mierzyć się z problemami, przed jakimi sam właśnie stał. Czasami takie życie wydawało mu się lepsze i pociągające.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh drgnął, gdy tylko usłyszał słowa Chrisa i spojrzał na niego z zaskoczeniem. Nie wiedział, co miał sądzić o tym pomyśle, ale też nie wiedział, co właściwie czuł poza szokiem. Sam przed momentem powiedział, że chciałby, aby ojciec był obecny, ale nie czuł się gotów zaprosić go do nich do domu. Z drugiej strony być może to byłoby najlepszym wyjściem. Westchnął ciężko, zaraz zakrywając dłonią oczy, puszczając koszulkę Chrisa. Próbował zrozumieć, czego tak właściwie sam chciał, czego oczekiwał, aby znaleźć odpowiednie rozwiązanie. - Nie zdołałby być na naszym ślubie… Ale i tak moglibyśmy pokazać mu jakieś zdjęcia… - powiedział powoli, wyraźnie się wahając. Zacisnął zęby, zastanawiając się, co powinni zrobić, ale ostatecznie pokręcił głową nad swoimi myślami. Kiedy pokój rozjaśnił się przez kolejne wyładowanie, Josh także usiadł na łóżku, spoglądając na koty. Czuł, że nie ma tak naprawdę żadnego dobrego wyjścia, bo każdy mógł się skończyć źle, a miotlarz nie potrafił uwierzyć, że Keith zaakceptuje to, jak żyli. - Czuję się teraz jak dzieciak. Normalnie unikałbym czegoś takiego, uśmiechnął się i powiedział, że wszystko jest dobrze tak, jak jest… Jak robiłem do tej pory. Tylko to w niczym nie pomaga, prawda? Chciałbym zaprosić go, to z pewnością pomoże, ale zwyczajnie obawiam się tego, co może z tego wyjść. Nie jestem przekonany, żeby on po prostu wszystko przyjął i chciał być częścią rodziny tak w pełni… Ale nie chciałbym usuwać mu pamięci. Mimo wszystko… Dobrze było powiedzieć mu o quidditchu, tłumaczyć, że byłem w jeden z drużyn, że teraz pomagam dzieciakom w szkole. Tylko to wszystko jest tak, jakbym tłumaczył swoje życie komuś, kto powinien o wszystkim wiedzieć, a jest kimś całkiem nowym - mówił prosto, nim zamilkł na moment. Zamknął oczy i przechylił się na bok, żeby oprzeć głową o ramię męża. Zaproszenie ojca na obiad… Coś tak zwyczajnego, a jednak dziwnego. - Zaprośmy go. Przygotuję coś razem z Mędrką, żeby mu smakowało, ale będę trzymał się raczej zwyczajnych dań, jakie sam zna. Odpuszczę mięso hipogryfa i inne plumki - zdecydował w końcu, nie otwierając oczu. Kto wie, może właśnie to będzie wystarczające, aby starszy mężczyzna naprawdę stał się na nowo członkiem rodziny i przestał kręcić na wszystko nosem. - To jest trudniejsze niż użeranie się z dzieciakami - mruknął zaraz ze śmiechem.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Josh zdawał się gubić w tym, co mówił, w tym, czego chciał i mimo wszystko nie patrzyło się na niego łatwo, kiedy nie umiał odnaleźć się w tym, co go otaczało. Oczywiście, jego sytuacja była niesamowicie trudna i Chris starał się na niego nie naciskać, starał się nie zmuszać go do tego, żeby próbował, a jednocześnie odnosił wrażenie, że jednak to robił i też gubił się w tym, jak należało postępować. Nieustannie odnosił jednak wrażenie, że jego mąż zwyczajnie chciał, żeby ojciec brał udział w jego życiu, tylko nie potrafił tego zrobić, nie potrafił wyrazić swoich pragnień, ani do końca nie rozumiał Keitha. W tym akurat nie było niczego dziwnego, biorąc pod uwagę, że starszy profesor był uparty, był zaparty, jak nie wiadomo co i sprawiał wrażenie, jakby zawsze musiał mieć rację. Chris odnosił wrażenie, że robił pomiędzy nimi nie tylko za przekaźnik, ale również za mediatora, co oczywiście na dłuższą metę nie mogło się sprawdzić. Musieli podjąć decyzje, musieli ostatecznie powiedzieć sobie, czego pragnęli, a znalezienie odpowiedzi nie było proste. - Czy… Czy ty przypadkiem nie boisz się tego, że coś może się naprawdę zmienić? - zapytał powoli, ostrożnie, nie do końca wiedząc, jak miał wyrazić to, o czym teraz myślał. Bo odnosił wrażenie, że Josh się zakręcił, że zwyczajnie nie chciał ruszyć z miejsca, w jakim się znajdował, przez tyle lat nieustannie borykając się ze sprawami, z jakimi nie umiał sobie poradzić. W jego głowie, jak mu się wydawało, Keith się nie zmieniał. I chociaż był upartym mężczyzną, Chrisowi wydawało się, że mimo wszystko chciał uczestniczyć w życiu syna, godząc się nawet z jego małżeństwem. To było, paradoksalnie, łatwiejsze, niż uznanie, że magia naprawdę istniała. Spojrzał uważnie na starszego mężczyznę, kiedy ten podjął decyzję, a później pokiwał głową na znak, że przyjmuje do wiadomości jego decyzję. Przyznał również, że mimo wszystko cieszyło go to, że nie uciekał od prób wyprostowania całej tej sytuacji. To nie było łatwe i zielarz miał tego świadomość, miał również świadomość tego, że całe ich życie było teraz dziwnie poplątane, a on nie do końca wiedział, jak to naprawić. Chciał to zmienić, a jednocześnie odnosił wrażenie, że za bardzo się w to wtrąca, więc odetchnął głęboko i przysunął się do Josha, kiedy odniósł wrażenie, że cały dom jakby lekko się poruszył pod wpływem wiatru. - Jeśli mówisz tak tylko dlatego, że to zaproponowałem, to też nie musisz tego robić, wiesz? Po prostu wydaje mi się, że obaj nie umiecie odnaleźć się w tej sytuacji i może byłbym pomocny. Ja i… reszta rodziny, jeśli uznacie, że nie chcecie ostatecznie się od siebie odsuwać - wyjaśnił powoli, przyglądając się uważnie mężowi, mając nadzieję, że ten ma świadomość tego wszystkiego, o czym właśnie mówili. Bo mimo wszystko, nie zamierzał za niego decydować, mógł coś sugerować, ale ostatecznie to właśnie Josh musiał wiedzieć, czego chce i z jakiego powodu.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiechnął się gorzko pod nosem, kiedy Chris zadał pytanie. Znał go na wylot, a i tak czasem Josh łapał się na tym, że wciąż go to zaskakiwało. Teraz mógł jedynie odetchnąć ciężko i przyznać mu rację. - Tak, ponieważ nie wiem jak to wpłynie na to, co mamy, na mnie. Boję się, że kiedy zacznę się przyzwyczajać, kiedy będę przekonany, że wszystko jest w porządku, on zmieni zdanie. Nie wierzę, że matce udawało się ukrywać wybuchy mocy, ani że zawsze znajdowała wyjaśnienie na dziwne zdarzenia, więc musiał widzieć, że coś jest nie w porządku… Jeśli teraz znów poczuje się przytłoczony tym… Boję się cokolwiek zmieniać, w którąkolwiek ze stron - przyznał prosto, choć nie było to tak łatwe. Zabawne, że zawsze zachęcał dzieciaki do mówienia o tym, co czują, nawet jeśli wszystko brzmiało skomplikowanie, czy zagmatwanie, ale sam miał z tym problemy. Nie czuł się też lżej po wypowiedzeniu wszystkiego. Czuł takie samo zagubienie jak przed lat, gdy był w domu swojej babci i zastanawiał się, czy będzie mógł wrócić do domu na wakacje. Jednak teraz nie był dzieckiem i miał rodzinę, która była gotowa mu pomóc, która przyjęła go do swojego grona bez zająknięcia. Za to był wdzięczny swoim teściom i rodzeństwu Chrisa. - Nie, spokojnie, nie decyduję się na to, ponieważ proponujesz… Znaczy też dlatego, bo sam pewnie nie wpadłbym na to, żeby zaprosić go do nas, ale naprawdę uważam, że… warto spróbować. Wiesz, byłem u Aniston sprawdzić, co numerologia może powiedzieć o ojcu i mnie, tak jak kiedyś tarot mi mówił, że mam się nie poddawać, gdy chodziło o podrywanie ciebie - odpowiedział, uśmiechając się na chwilę ciepło, po czym sam podciągnął jedno kolano pod brodę i oparł się o nie w zamyśleniu. - Poza typowym, że wszystko zależy od mojej i jego decyzji, że może być wszystko dobrze… Wyszło, że niby ignoruję jego potrzeby… Tobie wydawało się, że może żałować, że nie był na naszym ślubie… I tak sobie myślę, że może rzeczywiście ignorowałem to, czego on chciał, bo przecież… Skoro boimy się tego, czego nie znamy, może dlatego negował wszystko, bo bał się, że w jakimś stopniu mnie straci, a ja, zamiast pokazać, że tak nie jest, jedynie utwierdziłem go w tym przekonaniu? Nie wiem… Ale może rzeczywiście warto spróbować i zacząć od obiadu. Później, jeśli będzie chciał, może mógłby poznać twoich rodziców - mówił cicho, ale z pewnością w głosie. Obawiał się tego, co miało wyniknąć z potencjalnego obiadu, ale nie chciał tego całkowicie odrzucać. Tak jak miał świadomość, że o ile jako jedenastolatek nie miał wielu możliwości o zadbanie o relację z ojcem, tak obecnie również odpowiadał za jej stan.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Znali się, naprawdę dobrze się znali i rozumieli, wiedzieli, czego się boją i czego oczekują, chociaż to nie zawsze było aż tak łatwe i czasami, jak teraz, czegoś trzeba było się domyślać. Christopher zdawał sobie sprawę z tego, że życie nie było idealne, zdawał sobie również sprawę z tego, że lęk i obawy były w stanie zrobić naprawdę wiele, naprawdę wiele zmienić, zniszczyć i powstrzymać. Sam żył przez długi czas w ciasnej skorupie, nie chcąc w żaden sposób narażać się własnej babce i chociaż miał świadomość, że sytuacja jego i Josha była inna, rozumiał jego problem. Wiedział, że Keith wielu rzeczy nie przyjmował łatwo, a to, co go spotkało do tej pory, na pewno go usztywniło i zamknęło na to, co się do tej pory działo. Może było coś dziwnego w tym, że rozumiał swojego teścia, a może nie, może właśnie dobrze się stało, że z nim pomówił, że spędził z nim trochę czasu, dostrzegając pewne rzeczy, których nie widział jego syn. - Może on też się boi. Wydaje mi się, że w jakiś sposób… Próbuje pielęgnować pamięć o tym, co było, o tym, co było dobre. I może gdyby pokazać mu, że życie dalej takie jest, że może być szczęśliwy nawet w tym dziwnym świecie… Ludzie czasami ignorują pewne sprawy, nie chcą przyjąć ich do wiadomości, bo tak żyje się im łatwiej. Przecież wiesz, że samemu też od niektórych spraw uciekasz, ja również się na niektóre zamykałem, mając nadzieję, że zwyczajnie miną, znikną, że o nich zapomnę. Jeśli widział, że coś się dzieje, być może po prostu nie chciał tego widzieć. Jak wtedy, kiedy człowiek, którego kochasz, starzeje się, zaczyna chorować. Ty akurat dobrze powinieneś to rozumieć - odpowiedział, kiedy zaśmiał się cicho na wspomnienie tarota, zdając sobie jednak sprawę z tego, że Josh wciąż miał problem z podejmowaniem decyzji. Czasami musiał się w nich gubić, nie być pewnym tego, co chciał zrobić i uciekał się do innych ludzi, do wróżb, do różnych podpowiedzi, żeby upewnić się, że jego postępowanie było słuszne. To nie było dobre, ale Chris wiedział, że nie zdoła tego z niego wyplenić, jeśli w pełni go nie uspokoi, jeśli nie pokaże mu, że może robić niektóre rzeczy tylko dlatego, że sam tego chce. Czasami musiał rozmawiać z nim naprawdę stanowczo, odnosząc wrażenie, że starszy mężczyzna pomimo całej swojej przebojowości i pewności siebie, miał w sobie cień lęku, jaki potrafił z nim wygrać w najmniej spodziewanych momentach. - Myślę, że mógłby lepiej zrozumieć się z moją mamą. Tak sądzę, ale nie mówię, że na pewno. Jednak, wydaje mi się, że mógłby chcieć po prostu uczestniczyć częściowo w naszym życiu - stwierdził ostatecznie, odwracając się w stronę Josha, kiedy ten się poruszył i za jego plecami ponownie rozległy się grzmoty, a niebo przecięły kolejne wyładowania.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
- Jakby tak na to spojrzeć… To jesteśmy z ojcem bardziej podobni do siebie, niż mógłbym kiedykolwiek przypuszczać - stwierdził nieco lżejszym tonem, czując jak powoli napięcie z niego schodzi. Decyzje zostały podjęte, teraz musiał po prostu zaprosić Keitha na obiad do nich, oferując pomoc w dostaniu się do ich domu. Ostatecznie na całe miasteczko były nałożone specjalne zaklęcia i nie sądził, żeby mugol nawet z odpowiednią kartką, zdołał dostać się do ich domu. Nie był co prawda pewien, czy ojciec zdołałby przetrwać teleportację, ale może mógłby wynająć dla nich samochód… Choć nie miał prawa jazdy… To wszystko było skomplikowane logistycznie do zrealizowania, ale był pewien, że skoro coś już postanowili, to zdołają doprowadzić to do końca. Dawno nie sięgał po wróżby, szukając pomocy. Tarot był wówczas teoretycznie nauką, choć jednocześnie odpowiadało na wszystkie potrzebne pytania. Później nie widział powodu, aby pytać, skoro wiedział, czego chciał i miał mnóstwo czasu, aby to osiągnąć. Teraz kolejny raz stanął na rozdrożu. Wiedział, że Chris doradzał mu z myślą o jego dobru, ale nie ufał własnym wyborom. Szukał potwierdzenia i teoretycznie je znalazł, choć wciąż nie wiedział, czy tak naprawdę nie był to krok ku końcowi relacji. - Więc spróbujemy… A może uda się namówić go na przygarnięcie sowy. Byłoby łatwiej komunikować się z nim, skoro u nas telefony nie działają… Może rzeczywiście wszystko jakoś się ułoży - powiedział cicho, uśmiechając się lekko, nim objął Chrisa ramionami i pociągnął go na siebie, przewracając się samemu na plecy. - Co ja bym zrobił bez twoich mądrości i wsparcia? - zapytał na wpół żartem na wpół poważnie, wpatrując się w niego czule. Czuł w końcu prawdziwą ulgę, gdy wszystko z siebie wyrzucił, kiedy podzielił się z mężem wątpliwościami i znaleźli rozwiązanie, które mogło przynieść efekt, jakiego tak naprawdę zawsze pragnął. - To… Skoro jeden problem mamy przegadany, pora na drugi… Kiedy szukamy zwierząt na pastwisko? - zapytał, po czym przyciągnął Chrisa mocno do siebie, żeby pocałować go, próbując ukrócić ewentualnie stawianie się czy słowa, że nie potrzebowali kolejnych zwierząt.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Jesteś jego synem, nawet jeśli nie do końca podoba ci się ta myśl, jesteście do siebie podobni - przyznał ostrożnie, nie chcąc, żeby Josh poczuł się źle z tym wyjaśnieniem, a jednocześnie wiedząc, że dokładnie tak było. Owszem, Keith był poważniejszy, bardziej stanowczy, ale Chris widział w nim te elementy, które dostrzegał również we własnym mężu i podejrzał, że faktycznie Josh brał w niektórych kwestiach przykład z ojca. A przynajmniej, co było również bardzo możliwe, chciał mu zaimponować, chciał mu pokazać, że może spełnić jego wymagania, że może zwyczajnie postępować tak, jakby ten sobie tego życzył. To było naprawdę skomplikowane, a zielarz doskonale wiedział z własnego doświadczenia, że wyplątanie się z czegoś podobnego, że zrozumienie samego siebie, było niesamowicie skomplikowane, wymagało czasu, a czasami, jak w jego wypadku, wymagało również odejścia osoby, która tak naprawdę go blokowała. Jednak ich sytuacja rodzinna nie była dokładnie taka sama i gdyby uważnie się temu przyjrzeć, można było to naprawdę zauważyć. - Może nie wybiegaj aż tak daleko w przyszłość - powiedział łagodnie, patrząc uważnie na Josha, jakby chciał mu powiedzieć, że marzenia nie były złe, ale mimo wszystko w sytuacji, w której się znajdowali, mogły okazać się niebezpieczne. Zwyczajnie nie mogły przełożyć się na coś realnego, na coś pewnego, na coś, do czego Josh mógł sięgnąć w każdej chwili, mając świadomość, że się na tym nie zawiedzie. Niemniej jednak Chris nie zamierzał mu tego zabraniać, nie zamierzał mu mówić, żeby przestał, bo nie o to w tym wszystkim chodziło. Wierzył, że jego mąż znajdzie dla siebie właściwe rozwiązanie, tylko potrzebował na to bez dwóch zdań czasu. Nie zdążył jednak o tym wspomnieć, bo Josh pociągnął go na siebie, wyraźnie nie mając już ochoty na poważne rozmowy. Chris uśmiechnął się do niego, a później wywrócił oczami, jakby chciał pokazać, że naprawdę nie on był tutaj niepoważny. Zerknął w stronę okna, za którym burza jedynie się wzmagał, a potem wydał z siebie przeciągły pomruk namysłu. Ułożył się wygodnie, przygniatając męża do materaca, tym samym uziemiając go w miejscu i nie pozwalając mu nigdzie zniknąć, a potem stwierdził, że mogą przekonać się w czasie wakacji, czy nie trafią na zwierzęta, które mogłyby się dobrze czuć w tym miejscu, w tym ich nowym domu, na pastwisku, jakie było tutaj naprawdę wielkie. Wszystko było odpowiednio duże, by można było faktycznie pomyśleć o kolejnych stworzeniach, aczkolwiek Chris również nie chciał przesadzać, pamiętając, co powiedział mu ostatnio Max. I teraz całkiem swobodnie poruszył temat drugiego skrzata.
z.t x2
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you