Za wioską płynie rzeka, która toczy swe wody po ostrych skałach, spadając wspaniałą kaskadą. Opada wprost na zamarzające nieustannie jezioro, ponad którym znajduje się jaskinia. Wejście do niej nie jest zbyt szerokie, przypomina raczej szczelinę skrytą pomiędzy kamieniami i skarłowaciałymi roślinami, pokrytymi szronem. Lodowe bryły zdają się bronić do niej dostępu, niby milczący strażnicy tajemnicy, a światła, które przesuwają się po zamrożonych ścianach, opowiadają własne historie.
Do lokacji możecie wejść, dopiero kiedy trzykrotnie wspomnicie na fabule, że słyszeliście dziwną pieśń! Ni to zawodzenie, ni to poszczekiwanie lisa, ni to żałobne okrzyki. Podlinkujcie odpowiednie posty, kiedy tutaj wkroczycie.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Autor
Wiadomość
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Ścieżka: Światła Etap wędrówki: Drugi Krok; 5 Zdobycze: 60g Punkty uratowania świąt: 5
Carly, w przeciwieństwie do Maxa, miała całkiem niezły humor. Bo oto była na przygodzie! I właściwie ktoś mógłby zacząć się zastanawiać, czy ona na pewno była Puchonką, tak bardzo się w to wszystko pchała. Niemniej jednak jej krzywe spojrzenia, jej niepewność, jej rozglądanie się dookoła, sugerowało, że jakoś nie miała ochoty siedzieć tutaj zbyt długo. Widać Elge naprawdę wiedział, jak zniechęcić do siebie innych i jak wciągnąć ich w jakieś problemy. Ta cała wizja, te całe wspomnienia, to jednak było coś mało przyjemnego i Carly musiała to zdecydowanie przyznać. - Ech, nie dasz zarobić biedny uzdrowicielom. I wiesz co? My też nie, zdecydowanie! Musimy iść dalej, bo założę się, że ścieżka za nami jest zamknięta albo coś podobnego - stwierdziła, biorąc się pod boki, mając wrażenie, że utknęli tutaj, jak jacyś szaleńcy. - I na pewno, ale to na pewno, jeszcze będzie chciał, żebyśmy sobie pooglądali, hm, te rzeczy! - zakomunikowała, kiedy Kate zapytała, jak się tutaj znaleźli, co skwitowała wzruszeniem ramion, bo sama nie była do końca w stanie tego powiedzieć. A później poszli dalej. I Max znalazł ścieżkę, kiedy wyszli do tej dziwnej doliny pośród lodowych skał i ścian, co było w pewnym sensie błogosławieństwem. Zwłaszcza dla Carly, która mozoliła się na śniegu i wietrze, potykając się i sycząc głośno, kiedy w coś mocno uderzyła. Miała szczerą nadzieję, że nie złamała sobie palca u stopy! To byłaby istna tragedia, a Toto wyraźnie był tego samego zdania. Z jakiegoś powodu zaczął ją zaczepiać, kiedy dostrzegł, że miała kiepski humor i już po chwili dziewczyna zrozumiała, że jej lisi towarzysz próbował wyciągnąć z niej, jaka była jej ulubiona runa. Najwyraźniej nie przyjmował do wiadomości, że ona takiej nie posiadała, więc skupiła się na tym, w czasie tego długiego spaceru. I w końcu mruknęła do Toto, że była to Uruz, bo tylko o niej pamiętała, o tym, co jest początkiem. Lis jednak był zachwycony, a ona niemalże zapomniała o swojej krzywdzie, więc nieopatrznie dotknęła lodowej ściany, kiedy dotarli w końcu do jakiegoś przejścia i aż jęknęła. Chyba tylko w głowie. Kolejna jazda bez trzymanki, kolejne wspomnienia, już zdecydowanie mniej miłe, ta jakaś zazdrość, czy co to właściwie było, ta niepewność, to... to wszystko! Carly aż sapnęła, kiedy znowu znaleźli się na końcu komnaty, a Max zaczął coś do siebie mamrotać, za co niemalże uderzyła go w ucho, bo ona nie dawała mu zgody na opowiadanie bzdur. Co to, to nie, szanowny panie, nic z tego! - Idziemy, bo tutaj to co najwyżej Elge cię w pięty pogryzie! Jakby Papa Świąt mógł coś tu zrobić, to dawno by tego legowiska nie było! - zakomunikowała, poganiając również Kate, każąc się jej nie poddawać.
Pierwsze wspomnienie: "Wtedy usłyszała dziwną pieśń niosącą się z oddali. Razem z Rocky'm wyszli z budynki i rozejrzeli się, ale na próżno. Wtedy lis powiedział coś o Elge. - Ten zły duch czy coś? - Hex roześmiała się drwiąco, uznając to za co najmniej głupotę." Drugie wspomnienie: "Planowała chwilę posiedzieć na ławce na zewnątrz, ale wtedy zarówno ona jak i lis usłyszeli dziwną muzykę. Na pewno nie zwykłe kolędy. Drugi raz już je słyszeli... - Skąd to dochodzi? No bo chyba Elge sobie nie śpiewa? - dopytała Rocky'ego." Trzecie wspomnienie: "Mieli już wracać do kozła, kiedy po raz trzeci usłyszeli tajemniczą melodię. Teraz brzmiało to bardziej jak szczekanie albo zawodzenie. - Okej, koniec tego, idziemy to sprawdzić i tyle. - stwierdziła stanowczo, a Rocky pokiwał łebkiem."
Ścieżka: ścieżka ciemności Etap wędrówki: początek Zdobycze: - Punkty uratowania świąt: -
Była bardzo zdecydowana, aby rozwiązać zagadkę dziwnego zawodzenia, więc dość dziarsko podążała za usłyszaną melodią aż dotarła do rzeki za wioską. Woda nie zamarzła całkowicie i dalej toczyła swój wieloletni bieg. Hex przykucnęła przy nurcie, wodząc delikatnie opuszkiem palca po jego powierzchni. Rocky wskoczył na środek i zaczął się pluskać z wesołym szczekaniem. Uwielbiał wszelką przyrodę podobnie jak Eastwood, która tylko się uśmiechnęła pod nosem. Musieli się nieco namęczyć, aby przejść dalej i dostrzec, że jest tu wielka, lodowa jaskinia. Wodospad malowniczo wpadał prosto do jeziora poniżej. Ogólnie to nikt normalny w takie miejsce by się nie pchał, bo było tu po prostu niebezpiecznie przez śliskość i wystające skały, ale Hex żyła w lesie i niestraszne było jej chodzenie po oblodzonych kamieniach. Razem z lisem przecisnęli się przez wąskie zejście do jaskini, a Eastwood nie wahała się nawet przy delikatnym zjeździe w dół. Rocky również bez odrobiny strachu wskoczył za swoją przewodniczką w ciemność i zimno. Dobrali się perfekcyjnie pod względem skłonności do zwiedzania. Gdy byli już na dole jaskini, Hex odpaliła różdżką Lumos, aby lepiej widzieć. Było tu dosyć... tajemniczo. Jakby znowu przeszli do nieco innej krainy. Już nie tej absurdalnie słodkiej z Merfox Village, ale do dużo bardziej nieprzyjaznej. Na ścianach tańczyły niespotykane cienie. - ELGEEEEEEEEEEEEE - Helen wydarła się nagle tak głośno jak tylko potrafiła. Lód zaskrzypiał, a jaskinia zadrżała pod tym dźwiękiem. Dziewczyna parsknęła śmiechem, przysłuchując się głębokiemu echu, które powtarzało krzyk niczym mantrę. Rocky przystanął i spojrzał z wyrzutem na dziewczynę, która wzruszyła ramionami z miną typu "No co?". Rzadko odzywała się do lisa. Wiedziała i słyszała, że inni robili to prawie non stop, traktując ich jak drugiego człowieka, ale Eastwood miała opory. Rocky nie wiedział ile ona lisów w swoim życiu zabiła. A można je policzyć zdecydowanie w dziesiątkach. Nieraz nosiła czapkę z lisiego futra, miała kilka ich czaszek w swojej kolekcji, a także jakiś naszyjnik z kiełków, jaki zrobiła z pięć lat temu. Nie przyjaźniła się z takimi dzikimi zwierzętami, bo zazwyczaj to na nie jednak polowała. Poza tym mówienie do lisa wydawało się samo w sobie głupie. Jakby ktoś był już na tyle zdesperowany i samotny, że po prostu musiał otworzyć do kogoś gębę, bo zwariuje. Helen tak nie miała. Nawet jak spędzali razem czas to bez słów, po prostu biegając przez pola czy przeskakując strumienie. Ale teraz, jak tak pomyślała to chciała coś w końcu powiedzieć więcej niż parę słów. Akurat rozglądali się po wnętrzu jaskini, zaglądając w lodowe powierzchnie. Na razie nic nie zauważyli, ale pieśń była tu wyraźna. Westchnęła. - Ej w sumie to Cię polubiłam. - odezwała się wreszcie do Rocky'ego, który zastrzygł lisimi uszkami z zainteresowaniem. - Więc postaraj się nie zrobić sobie krzywdy, ok? Lis nagle podskoczył do Helen i objął ją łapkami. Dziewczyna bez trudu uniosła zwierzę i zamknęła je w swoich ramionach. Chyba troszkę za nim zatęskni, jak już wróci do siebie na stałe.
Ścieżka: ścieżka ciemności Pierwszy krok:2 Drugi krok:2 Trzeci krok:4 Zdobycze: kamień uśpionego wspomnienia, lewitujący kapelusz Punkty uratowania świąt: 20
Helena w końcu zobaczyła zejście i to dość szerokie, więc aż dziwne, że jej umknęło. Chociaż w miejscu, gdzie wszystko jest z lodu to wszystko wygląda też dość podobnie. - Dobra, wywąchajmy czy to tam siedzi Elge. - zaśmiała się do Rocky'ego i faktycznie trochę powąchała w powietrzu, jakby coś jej to miało dać. Może wygłupiała się, aby zignorować rosnący w trzewiach niepokój. Nie określiłaby siebie jako osoby "odważnej", no, może czasem faktycznie potrafiła wyjść naprzeciw zagrożeniu, ale równie często potrafiła zwiewać aż się za nią kurzyło. Bez większej zwłoki ruszyła szeroką ścieżką. Ciągle miała rzucone Lumos, ale ciemność szybko zaczęła być tak gęsta, że magia niewiele dawała. A śliskość drogi nakazywała ostrożność. Jakby tu skręciła nogę to mógłby być problem, bo nie wyśle patronusa z wiadomością. Nagle doceniła po raz pierwszy, że lis jej nie odstępuje nawet na krok. Brnęli w mroku naprzód aż Helen powoli zaczynała tracić orientację. Rzadko, bardzo rzadko jej się to zdarzało. Ile już tak szli? Wydawało się, że długo. W pewnym momencie Eastwood krzyknęła z zaskoczenia, bo się o coś dużego potknęła. Okazało się, że to jakieś skrzynki z imbirem oraz kawą. I to raczej świeże, bo pachniały. Dziwne, co to tu w ogóle robiło? Elge sobie zamawiał jedzenie? Hex po chwili wpakowała sobie po kilka paczek do kieszeni. Gdy ruszyli ponownie, po minucie zobaczyli blask jamy w oddali. Uff, trochę światła. W środku natknęli się na wysoką lodową ścianę. Wszędzie aż pulsowała magia, co Hex obserwowała z zaciekawieniem. Po chwili dotknęła lodu dłonią i przeniosła się do czyichś wspomnień. Czy to był malutki Rocky? Może. Świadomość bycia lisem ciekawie oddziała na Helen. Właściwie to czytała kiedyś o animagii. Czy po zmianie w zwierzę właśnie podobnie się czuli? W gruncie rzeczy niezwykle interesujące doświadczenie. Przeżywała to bycie osamotnionym i słabym, a potem trafienie do ciepła. Papa Świąt był trochę niczym jej własny papa. Ale wtedy wizje rozpłynęły się, a Hex zorientowała się, że jest na drugim końcu jamy. I znowu wyszli w ciemność, tak gęstą i ciężką, że prawie duszącą. Eastwood nagle pożałowała, że weszła tak głęboko do jam. Nie przepadała za ciasnymi powierzchniami, a tutaj jeszcze tak niewiele widziała... Przełknęła dyskomfort i szła dalej, nasłuchując przeróżnych dźwięków. Wtedy znowu się o coś potknęła. No cholera jasna! Helen wywróciła się na kolana na kamienie, czując, że zostanie po tym siniak. Ale znalazła też wyjątkowy kamień, bodajże kamień uśpionego wspomnienia. Westchnęła, podnosząc się na nogi. No gdzie ten Elge? Spodziewała się, że będzie trzeba mu skopać tyłek albo coś. W następnej jamie nie było tak miło. Tutaj coś się działo, a dziewczyna nie rozumiała właściwie co. Lód falował, a magia popchnęła ją do ponownego dotknięcia ściany. Wtedy jakieś podłe uczucia zakradły się do serca Gryfonki. I wspomnienia, jak lis nie potrafił zająć się sobą i ciągle próbował być z Papą Świąt, który zajmował się kozą. O co tu w ogóle chodziło? Eastwood coraz mniej rozumiała z tych wizji. Powinna współczuć lisowi? To chyba był Elge. Jakoś nie potrafiła mu współczuć, pomimo że w pewnym stopniu też czuła się porzucona przez swojego ojca. Tylko że on umarł. Hex przetarła oczy, zerkając na Rocky'ego nim poszli dalej. Spodziewała się, co może zobaczyć dalej. Trochę się jednak naoglądała filmów o originsach villainów. Droga coraz mniej podobała się Helenie, bo robiło się ciaśniej. Ale przynajmniej zapach świeżej ziemi znacznie poprawił humor dziewczynie. Och, jak tu ładnie pachniało. Lasem! Przeciskała się naprzód, pewna, że niedaleko jest wyjście. Najpierw musiała zobaczyć, co dalej z Elge... W pewnym momencie po raz trzeci nastapiła na przeszkodę. I znowu były to jakieś skrzynie z jedzeniem. Tym razem wygrzebała suszoną herbatę, którą również upchnęła po kieszeniach. Wtedy przyspieszyła i weszła do jamy, gdzie poczuła się fatalnie. Jak najszybciej dotknęła lodu, przenosząc się ponownie do gorzkich wspomnień. Teraz czuła się jak psychopata. Zrobiła coś złego - cóż, Helen w swoim życiu cały czas robiła coś złego. A zabójstwo? Ba, Helen zabiła masę kóz! Dlaczego miałaby patrzeć na to jak na coś okropnego? Zazwyczaj zjadali ich mięso i wykorzystywali skóry. To było normalne. No może nie robiła tego z zawiści, a po prostu z potrzeby, ale jednak... Elge czuł jednak, że musi uciekać. Najwyraźniej pozostałe lisy nie potrafiłyby spojrzeć na to równie chłodno, co Eastwood. Dziewczyna wyskoczyła naprzód i zaczęła wspinaczkę w górę. Najwyraźniej wygrzebywała się spod ziemi. Wbijała paznokcie w twardy lód i z zaciśniętymi mocno zębami kontynuowała wysiłek. Oj, nie powstrzymają jej żadne ciemności. Pragnęła już wydostać się z tego miejsca i odetchnąć świeżym powietrze. Poczuła przy twarzy korzenie drzewa oraz przebłysk światła. W pewnym momencie natrafiła ręką na lewitujący kapelusz. Jeszcze kilka minut i wygrzebała się na wolność, oddychając ciężko. Tam opadła na plecy i ocknęła się po chwili, gdy ciepły język Rocky'ego lizał ją po twarzy. - Spoko, ale gdzie Elge? - powiedziała niemrawo, bo znajdowali się w szkółce sosen, skąd brała sobie choinkę. Przytuliła lisa i podniosła się na nogi. Sanie same odwiozły Gryfonkę do wioski.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Ścieżka: Światła Etap wędrówki: Drugi krok 4 Zdobycze: - Punkty uratowania świąt: 5
Ścieżka, którą przemierzali, była bardzo wąska. Kate szła z tyłu, gdy Max ze Scarlett przekomarzali się ze sobą. Przez te wszystkie wcześniejsze światła czuła się jeszcze trochę skołowana i ciężko jej było zebrać myśli. Im dalej szli, tym więcej jednak przyswajała i tym bardziej świadoma otaczających ją rzeczy była. Jak chociażby to dziwne chrupanie - zwróciła na nie uwagę tak samo jak i Max. Podniosła z ziemi kilka szyszek, nie wiedzieć czemu pakując je do kieszeni. Kto wie, do czego jej się mogą przydać później? Może będzie musiała ulepić kolejnego bałwana? A może będzie musiała z nich skorzystać jak z pocisków, jeśli ten cały Elge okaże się być agresywny i ich zaatakuje? Znaleźli odpowiednie przejście, by znów znaleźć się pod lodową ścianą, tym razem niższą i bardziej pofalowaną. Widoczne miejscami pęknięcia sprawiły, że serce zabiło jej szybciej. Lód wyglądał, jakby za chwilę mógł rozpaść się w drobny mak. Magia zadziałała ponownie i skłoniła ją do przyłożenia skostniałych z zimna rąk do lodu. Podobnie jak w poprzedniej jamie do jej głowy wtargnęły cudze wspomnienia i wizje, znacznie mniej przyjemne niż te poprzednie. Gdy spektakl skończył targać jej wnętrzem, została z tlącym się jeszcze w środku uczuciem porzucenia i osamotnienia, ale innego rodzaju, niż ten pierwotny. Taki, gdzie ufano komuś bezgranicznie i ten ktoś zaufanie zawiódł. - Mam jakieś nieodparte wrażenie, że Papa Świąt sam ściągnął ten przykry los na wioskę - skomentowała. Musieli jednak iść dalej.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Ścieżka: Światła Etap wędrówki: Trzeci Krok; 1 i Ucieczka 4 Zdobycze: 110g Punkty uratowania świąt: 5
Szli dalej, a Carly miała wrażenie, że faktycznie jest jej coraz ciężej. Była zmęczona, ślad po uderzeniu bolał, bolała ją również głowa, a do tego zgadzała się w całej rozciągłości z Kate, co również wspomniała na głos. Wyglądało zupełnie tak, jakby Papa Świąt zapomniał całkowicie o tym miejscu, jakby zapomniał, co się tutaj działo, jakby w ogóle nie wiedział, co miał z nim zrobić i tym sposobem Elge zaczął się tutaj panoszyć. I szło mu to całkiem dobrze, bo cała ta ścieżka była paskudna, pełna wizji, jakie zdawały się wciskać w jej głowę, uderzały w nią, paliły, czyniły wszystko, co ją osłabiało, a ona zwyczajnie miała coraz mniej siły. I nie chciało jej się za nic w świecie iść naprzód, nie chciało jej się po prostu nic robić, co było koszmarne, a jednocześnie, cóż, nie mogła stanąć. - Daleko jeszcze? - zapytała, siląc się na cień humoru, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Nic a nic. A potem dotknęła lodowej ściany i zamieniła się w mordercę. Nie miała wątpliwości co do tego, co się z nią stało, co zrobiła i jakie były konsekwencje tego szaleństwa. Czuła furię, a jednocześnie strach, coś, czego nie umiała nawet opisać i kiedy wyrwała się z tego snu, wspomnienia, z tego wszystkiego, biegła przed siebie. Nie wiedziała nawet jak, pięła się w górę, nie do końca pomna na to, że nie była tutaj sama. Toto pędził za nią, szczekając, wierząc, że pozostali za nimi podążą, domyślając się, że dla Carly to była spora dawka wszystkiego. Może dlatego, że odżyły w niej wspomnienia o pewnym rytuale, a może dlatego, że była tak zmęczona? Tak czy inaczej, jakimś cudem wybiegła w magazynie, wpadła na skrzynię, złapała podświadomie sakiewkę z galeonami i padła na podłogę, oddychając ciężko. - Kate? Max? - krzyknęła, mając nadzieję, że już za moment ją dogonią.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Ścieżka: Światła Etap wędrówki: Trzeci krok 1, ucieczka 4 Zdobycze: 50g Punkty uratowania świąt: 5
Im dalej szli, tym mniej przyjemne robiło się otoczenie. Światła były głębsze, ciemniejsze, paradoksalnie niosły mrok zamiast jasności. Samą Kate dopadało z nagła przemożne zmęczenie - może przez temperaturę? Wokół było przeraźliwie zimno, a każdy kolejny krok sprawiał, że te późniejsze były jeszcze trudniejsze do wykonania. Powiodła ręka do ściany, by "złapać" jedno ze świateł, lecz uciekało ono przed nią. Ona szczerze mówiąc też miała ochotę uciec - gdyby tylko miała siłę... Jednocześnie odczuwała duży niepokój od całego tego rozedrgania wszystkiego wokół. Miała też wrażenie, że słyszała ponownie tę melodię, która wcześniej ich tu przywiodła. Czyżby znajdowali się blisko leża? Dostrzegła, że wcześniej uciekające światła nagle zaczęły ją wręcz "oblepiać". Patrzyła na mozaikę igrającą na jej skórze i ciuchach, zaciekawiona. Jama, do której dotarli była niewielka, a kolejna lodowa ściana chropowata i nieprzyjemna. Magia ponownie skłoniła Kate, by przyłożyła zimne dłonie do jeszcze zimniejszej tafli - drobinki ostre jak szkło wbiły się w jej opuszki, aż syknęła. Wizje, które targnęły jej umysłem, były brutalne, straszne, przepełnione silnymi emocjami, gniewem, strachem. Metaliczny posmak, który poczuła we własnych ustach, był tak autentyczny, że aż ją zemdliło. Czuła przemożną chęć ucieczki - ocknęła się z transu w trakcie biegu, szaleńczego biegu po oblodzonej, wąskiej ścieżce. Gdy zdała sobie z tego sprawę, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Wcześniej już zmęczone mięśnie, teraz nadwyrężone szybką ucieczką, zwiotczały, przez co ona sama upadła, ocierając ręce i kolana o skalną posadzkę. Chwila, skalną? Ujrzała bardzo wąski przesmyk - żeby przez niego przejść musiała się przeczołgać na kolanach i łokciach. Usłyszała Scarlett, która najwyraźniej już zdążyła to zrobić. Dołączyła do niej, opadając obok tej samej skrzyni, która po potrąceniu zwaliła jej w ręce sakiewkę pełną galeonów. - Merlinie, co to miało być... - wysapała ciężko, wciąż walcząc z unormowaniem oddechu. - Gdzie Max? - zapytała, rozglądając się, czy nie było go z nimi w pomieszczeniu. Oby je znalazł... Bo Kate nie zamierzała wracać przesmykiem do tego strasznego miejsca... Jeszcze wszystko ją bolało po upadku, masakra.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ścieżka: światła Etap wędrówki: Trzeci oraz ucieczka (4 i 1) Zdobycze: omniokulary + uszy dalekiego zasięgu Punkty uratowania świąt: 5pkt.
Dobrze, że Carly złapała go za szmaty, bo pewnie by ni chuja z miejsca nie ruszył. Ale ruszył i mogli iść dalej, co nie napawało chyba nikogo przesadnym optymizmem. Ta wyprawa zdawała się być podróżą ku rozpaczy, nic nowego w życiu Maxa, ale jednocześnie nie coś, co chciał przesadnie sobie od nowa fundować. Nie wiedział gdzie jest i co się tu odkurwia, a Meatball wcale nie wyglądał, jakby chciał mu to wyjaśnić. Szedł obok, ale sam wyglądał jakby bał się tego miejsca z jakiegoś powodu. A to źle. W końcu dotarli do trzeciej jamy i wtedy ślizgona totalnie odcięło. Wizja tym razem była o wiele bardziej popierdolona. Co gorsza, Max czuł się w niej w pewien sposób dobrze, znajomo i okropnie zarazem. Dobrze znał to uczucie wyizolowania, odrzucenia i szukania akceptacji wśród "normalniejszej" części społeczeństwa. Gdy w końcu zorientował się, że ma na sobie krew kozła, którego sam zajebał, Solberg kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością. Dawne urazy obudziły się w jego psychice. Chłopak cały się trząsł i mamrotał, a łzy spływały po jego policzkach, ostatecznie mieszając się z żółcią, jaką wywalił ze swojego żołądka na nieskazitelnie biały śnieg. Nie miał pojęcia, jak wyszedł przez te wszystkie szczeliny i korytarze, ani tym bardziej, dlaczego dzierżył w dłoni uszy dalekiego zasięgu. Drogę z ostatniej jamy ku wolności pokonał na autopilocie, zatopiony w najbardziej nieprzyjemnych wspomnieniach ze swojego życia. Nie zauważył nawet, że Meatball wziął w pyszczek grudkę lodu i przystawił ją do obolałego tyłka Kate, by w ten sposób pomóc jej w walce z obrzękiem i siniakami. -Kurwa mać, wypierdalam stąd. - Powiedział tylko, nim przy pomocy teleportacji, po prostu zniknął.
//zt x3
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees