Budowla jest jedynym przejściem do Świątyni Smoka. Choć do bólu przypomina Most Zakochanych, próżno szukać tam podobnych rozwiązań uczuciowych problemów.
Jeśli przyszedłeś sam:
Rzuć kością k6, by zobaczyć, co się stało. Efekty nie dotyczą wątku/postu w Świątyni Smoka
1 - Most pokrywa się symbolami czaszek, podłogę zaczyna pokrywać ziemia, a ze ścian wychodzą kościotrupy, przekrzykujące się nawzajem swoimi tragicznymi historiami. Dorzuć k6. Jeśli wypadnie kostka parzysta, jesteś w stanie wychwycić kilka pełnych opowieści i zyskujesz +1pkt. do HM. Jeśli wynik będzie nieparzysty, kości przygniatają Cię, a Ty masz wielki problem by się spod nich wydostać. Po przejściu przez most przez jeden wątek czujesz w duszy ciężar tysiąca istnień i masz kryzys tożsamości. 2 - Most pokrywa się symbolami delfinów. Istoty płyną poprzez ściany coraz szybciej i szybciej, wprowadzając Cię w trans. Przez następny wątek jesteś podatny na wszelkie sugestie i nie potrafisz nikomu odmówić. 3 - Most pokrywa się symbolami wiader. Przestępujesz kilka kroków, gdy nagle podłoże załamuje się, a Ty spadasz bez końca w otchłań. Czekasz na zetknięcie z taflą wody, ale to nie następuje. Zamiast tego budzisz się przemoczony pod ołtarzem w Świątyni Smoka, nabawiając się panicznego lęku przed wodą do końca wakacji. 4 - Most pokrywa się symbolami kwiatów - zarówno tych magicznych, jak i całkiem zwyczajnych. Z każdym Twoim krokiem ich łodygi wydłużają się, jakby chciały Cię oplątać. Na całe szczęście udaje Ci się przejść przez most nim cokolwiek podobnego się wydarzy. Dorzuć k6. Jeśli otrzymasz wynik parzysty, kilka liści smaga Twoją skórę, na której od razu pojawia się reakcja alergiczna. Przez następny wątek ta część ciała niesamowicie Cię swędzi i nie możesz się powstrzymać przed szukaniem ukojenia w tej sytuacji. 5 - Most pokrywa się symbolami masek, jedna z nich materializuje się i odrywa od ściany, wylatując prosto na Twoją twarz. Czujesz, jak Cię dusi, nie możesz złapać oddechu, a tym bardziej jej z siebie zerwać. W końcu, maska wtapia się w Twoją twarz, a Ty ponownie łapiesz oddech. W następnym wątku jesteś kompletnym przeciwieństwem samego siebie. 6 - Most pokrywa się symbolami gondoli. Mienią się one wszystkimi kolorami tęczy, ale oprócz wrażeń wizualnych nie wywołują na Tobie żadnego efektu.
Jeśli przyszedłeś z kimś:
Rzuć kością k6, by zobaczyć, co się stało. Efekty nie dotyczą wątku/postu w Świątyni Smoka
1 - Most pokrywa się symbolami smoków, które patrzą na was ciekawskimi spojrzeniami. Dorzuć k6, by zobaczyć, co się dzieje: 1,2 - Łapiesz kontakt wzrokowy z malunkiem Wodnego Weneckiego. Czujesz, jak ogarnia Cię lęk i spokój jednocześnie. Ciepło i zimno przepływa przez Twoje ciało, po czym efekt rozpływa się, jakby nigdy nie miał miejsca. Przez następny wątek z osobą, z którą tu przyszedłeś, będziesz starać się za wszelką cenę dotrzeć do kompromisu, zrównoważyć wasze opinie i charaktery. 3,4 - Twoje oczy spotykają się ze ślepiami Akwaliona, który od razu płoszy się i znika z Twojego pola widzenia. Ty jednak nabywasz dziwnie niesamowitą umiejętność porozumiewania się z osobą, z która tu przyszedłeś, za pomocą dziwnych pisków i jęków. To właśnie w ten sposób będziecie komunikować się przez następny wspólny wątek. 5,6 - Czujesz na sobie wzrok Krwawego i choć nie masz odwagi by odwzajemnić spojrzenie, jego magia na Ciebie działa. Podczas następnego wątku z osobą, która Ci tu towarzyszy, jesteś niesamowicie podejrzliwy i łatwo poddajesz się agresji. 2 - Most pokrywa się symbolami ognia, które zaczynają wychodzić ze ścian, formują prawdziwe płomienie. Języki ognia powoli Cię otaczają, a Ty czujesz ból, jakby palono Cię żywcem. Na szczęście to tylko iluzja, która po dłuższej chwili rozpływa się w powietrzu, a Ty zostajesz oczyszczony z dowolnej choroby fizycznej lub psychicznej (również traumy), jaka Cię dotykała przed wejściem na most. 3 - Most pokrywa się symbolami winorośli. Pną się one od podłogi, po samo sklepienie pokrywając każdą wolną przestrzeń, aż w końcu masz wrażenie, że nie jesteś na moście, a na polu winogron. Zaczyna kręcić Ci się w głowie, lecz gdy przechodzisz przez most, w Twoich dłoniach pojawiają się dwie butelki lokalnego wina, które znika jeśli próbujesz wypić je sam lub z kimś innym niż osoba towarzysząca Ci w tym wątku. 4 - Most pokrywa się symbolami szczurów, które przebiegają wam między nogami. Magiczne sylwetki Veneratów Aqua gryzą Cię, wpuszczając do Twojej krwi Amantis Morbo. Rzuć k6, by sprawdzić, czy Twój partner wątkowy również zostaje zarażony (wynik parzysty). O chorobie możecie przeczytać w odpowiednim spisie! Zarażonych obowiązuje post lub wątek, gdzie opisuje leczenie choroby inaczej będzie mieć ona długotrwałe konsekwencje. 5 - Most pokrywa się symbolami mew, które zaczynają przekrzykiwać się jedna przez drugą. W otaczającym was chaosie, jedna z mew postanowiła was zaatakować, zarażając Mergis Fulicisque. Rzuć k6, by sprawdzić, czy Twój partner wątkowy również zostaje zarażony (wynik nieparzysty). O chorobie możecie przeczytać w odpowiednim spisie! Zarażonych obowiązuje post lub wątek, gdzie opisuje leczenie choroby inaczej może mieć ona długotrwale konsekwencje. 6 - Most pokrywa się symbolami fal. Początkowo poruszają się one spokojnie po ścianach, lecz po chwili zdaje się, jakby rozpętał się sztorm, a ciecz zaczyna pojawiać się na podłodze i gwałtownie nabierać objętości, by w końcu zaczęła wlewać się do Twojego gardła. Będąc w zamkniętej przestrzeni, nie masz jak uratować się przed topnieniem. Na szczęście, gdy myślisz już, że to Twoje ostatnie chwile, poziom wody gwałtownie spada, a Ty zostajesz przemoczony i przerażony. W następnym wątku z towarzyszącą Ci tutaj osobą ogarnia Cię paniczny lęk, którego za nic nie potrafisz powstrzymać.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- O ZŁOTY MERLINKU! – wykrzyknęła, gdy wszystkie elementy nie roztopiły się, a złączyły w całość i aż podskoczyła podekscytowana w miejscu. Zamiast planet, figurek zodiakalnych i fiolek, stały przed nią podobizny mężczyzn. Domyśliła się, że musieli jakoś łączyć się z alchemią, ale w jaki sposób? Cóż, zrobiła każdej z figur zdjęcie, żeby później mogła poszukać podobizn w książkach od historii magii. – I JESZCZE COŚ?! – i krzyknęła po raz drugi, gdy z mechanizmu wyłoniła się tablica. Szmaragdowa tablica. - Domi trzymaj mnie, to jest… Kolejna zagadka – popatrzyła z dezaprobatą najpierw na tablicę, później na figury, a następnie w niebo. – Panie Domenico, pan się teraz z zaświatów świetnie musi bawić – prychnęła, w momencie dużo weselsza i roześmiana, bo wyobraziła sobie wielkiego Alchemika oglądającego jej zmagania, jakby właśnie siedział z popcornem w kinie. – Tam gdzie ziemia nad wodą się unosi i przez powietrze jest unoszona? Rzemiośle ognia stworzona? – otworzyła książkę o Venetii, szukając pasujących miejsc. Ziemia nad wodą to chyba most, prawda? Z kolei ogień… Czyżby chodziło o Świątynię… - Smoka? – uniosła brwi zaskoczona i trochę skonsternowana. – Nie wiem gdzie pan jest, panie Domenico, ale musi pan wiedzieć, że nie mam najlepszych przeżyć ze smokami – powiedziała, ni to się skarżąc, ni marudząc, ot opowiadając, dlaczego ta wizja nie była najbardziej optymalną. – Wie pan, że zniszczyły mi buty do jazdy na wodzie? No… Wylądowałam też przez takiego jednego w szpitalu, ale to jest mniej istotne. Te buty to już była przesada! – aż się oburzyła. Nie było co jednak rozmawiać z nieobecnym duchem, który nie miał jak jej odpowiedzieć, ani obecnym duchem kota, który z kolei mówić nie umiał. Jej podróż jeszcze się nie skończyła, a wręcz miała wrażenie, że jej właściwy etap dopiero się zaczynał. Posprzątała wszystkie swoje rzeczy, złapała Domiego na ręce i ruszyła – prosto na opuszczoną wyspę do Mostu Zwaśnionych, jako że ten był jedyną możliwą drogą dostania się do świątyni. - Myślisz, że to tutaj? – zapytała podręcznego przyjaciela. – Zagadka mówiła „jeśli na drugi brzeg przejść Ci się uda”, to powinno być to, no nie? – zastanawiała się na głos, bo choć jej kompan nie należał do najrozmowniejszych na świecie, może akurat coś by jej podpowiedział? Tak czy inaczej, zaczęła swoją przeprawę przez most.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Harmony nigdy nie spodziewałaby się, że na opuszczonej wyspie, wyspie, na którą wchodzenie było, no cóż, powiedzmy „nie do końca właściwe”, mogłoby być przyjemne. Mogło nieść ze sobą uczucie takiej lekkości. Wystarczyło, by tylko popłynęła kilka kroków dalej, a czuła, że jej problemy zostałyby rozwiązane. Ojciec zawsze powtarzał jej, żeby była uważna, słuchała swoich instynktów, nie dała się prowadzić pierwszemu przeczuciu i wszystko podważała, szukając właściwej odpowiedzi. Może jednak nie powinna iść za tak podejrzanym przeczuciem? Może prowadziło ją tak naprawdę w bardzo niebezpieczne i niewłaściwe miejsce? - Domi, wiem, że nakarmiłam się herbatą i obiecuję cię z niej bardzo dokładnie wypłukać po wszystkim, ale jeżeli uważasz, że nie powinniśmy iść dalej, to chlupnij w przeciwną stronę, proszę. To jest zbyt ważne, żeby ryzykować, że TERAZ się nie uda! Patrz ile udało już się nam przejść! – poprosiła błagalnym wręcz tonem, nie wiedząc, czy poddać się uczuciu, czy zawrócić.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Poszukiwania smoka na własną rękę mogli uznać za rozpoczęte. Oczywiście smoka innego, niż Krwawy Włoski, którego podobno można było spotkać w opuszczonym szpitalu magipsychiatrycznym. Po odbyciu rytuału, w którym pomogła mu magia tegoż smoka, a także dzięki wspomnieniom wydarzeń z Avalonu, Longwei wolał nie ryzykować. Nie tylko z uwagi na siebie, ale i rozmowy z Maxem, odnosząc wrażenie, że kiedy wróciłby w gorszym stanie, niż był, gdy wychodził z pokoju, Gryfon zwyczajnie zatłukłby go zaraz po tym, jak postawiłby go na nogi. Coś w rozmowie z karnawału było takiego, że nie potrafił zdobyć się na tak jawne ryzykowanie własnym życiem w miejscu, którego nie znał. - Tam jest podobno smocza świątynia, ale trzeba przejść przez most, aby się do niej dostać - powiadomił siostrę, wskazując jej właściwy kierunek. - Myślisz że to po prostu kolejne miejsce z ołtarzami, jak u westalek było? Czy może miejsce, gdzie trzymają smocze jaja i pomagają im się wykluć? - dopytał zaraz, kiedy zaczęli wchodzić na most. Właściwie nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Nie chodził po wielu mostach w Venetii, zdecydowanie korzystając częściej z gondoli. Z tego powodu zaskoczył go widok symboli mew, które zaczęły pokrywać cały most. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać, po chwili przeklinając po mandaryńsku, kiedy zewsząd otoczył ich krzyk tych ptaków. To było dziwne, szalone, nieprzewidywalne i zupełnie nienormalne, kiedy jedna z tych mew postanowiła ich zaatakować, dziobiąc każdego z nich. - Na zęby chilijskiego ogniomiota! Most Zwaśnionych czy most zarażonych? Tutejsze mewy przenoszą jakieś choroby, więc nie zdziwię się, gdy i teraz nas zaraziło… Max się ucieszy - mruknął, kiedy mewy, ich symbole, wszystko zniknęło, a on spojrzał na Mulan, próbując się upewnić, czy z nią było wszystko w porządku.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Trzeba było przyznać, że oboje musieli wyruszyć na podobną wyprawę, bo być w jakimś miejscu i nie zobaczyć lokalnego smoka? Może i na razie odpuścili sobie szpital magipsychiatryczny, ale w zasadzie i tak sama planowała tam się wybrać. Być może w tajemnicy przed Longweiem, bo wiedziała, że zapewne nie pochwalałby tego biorąc pod uwagę, że dopiero, co pozbyła się klątwy, którą nałożył na nią Lodowy Okrutny. Dodajmy jeszcze do tego Maxa i Olę, którzy najzwyczajniej w świecie próbowaliby ją zamordować za podobne wybryki. Niestety, ale za duża liczba osób chciała, aby nie pchała się w tak niebezpieczne rzeczy. - W zasadzie trudno ocenić, bo możliwe, że faktycznie jest tam smok, jaja i tak dalej... Ale równie dobrze może to być po prostu świątynia, w której znajdują się po prostu obrazki i posążki smoków, a żadnego prawdziwego nie uświadczysz - westchnęła, bo czasami nazwy miały naprawdę mało wspólnego z tym jak faktycznie prezentowała się dana lokacja. Musieli po prostu mieć nadzieję na to, że wspomniana świątynia naprawdę stanowiła miejsce, w którym można było się natknąć na prawdziwego smoka i znaleźć ślady jego obecności. Chyba oboje nie mieli pojęcia, co też takiego mogło ich czekać na moście. Huang wcale nie spodziewała się tego, że ogniste symbole, które pojawią się na moście zaczną ewoluować w prawdziwy pierścień ognia, który zaczął ją otaczać. Z początku czuła gorąc: przeraźliwy, piekielny. Dopiero potem doszedł także okropny ból jakby ogień zaczął powoli trawić całe jej ciało. Niemal instynktownie, skuliła się, starając się jakoś zablokować te wszystkie bodźce, które zaczęły ją atakować zewsząd, ale ból był wszędzie, a potem ustał... Płomienie zniknęły, a zamiast tego zobaczyła krążące wokół mewy. - Co? Jakie choroby? - zapytała jeszcze skonsternowana, gdy dostrzegła spojrzenie brata i chciała już do niego podejść, ale wtem oberwała skrzydłem jednej mewy w twarz. Uniosła dłoń, aby ją od siebie odgonić, ale ta lub inna cholera dziobnęła ją jeszcze w rękę. Nie miała pojęcia, co takiego się stało, ale ptaszyska zaczęły ich oblegać i z pewnością były dosyć uciążliwe oraz agresywne ponad miarę. - Lepiej szybko stąd spadajmy - rzuciła jeszcze do mężczyzny, starając się jak najszybciej przekroczyć długość mostu.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas postanowił, że odwiedzi ponownie opuszczoną wyspę. Przy okazji karnawału nasłuchał się o niej wiele nowych historii, a już najwięcej w Porcie Morskim, który aż huczał od ploteczek na wszelkie tematy. Tak jak nie lubił tłumów, tak tam akurat mu się podobało, czuł bowiem ten morski klimat i jedność ludzi morza. Wśród licznych historii usłyszał również taką o świątyni smoka, zdecydował się więc ją odwiedzić, a w tym celu musiał przejść przez zaczarowany most, który raczej nie budził najprzyjemniejszych skojarzeń. Kiedy Nicholas zaczął przezeń przechodzić, na moście zaczęły się pojawiać symbole kwiatów niepokojąco wydłużających swoje łodygi. Na szczęście Seaverowi udało się ominąć je wszystkie, na drugą stronę doszedł więc cały i zdrowy. ZT
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire zawitała w Venetii na krótko, ale skoro już tu była to choć parę dni chciała poświęcić na zwiedzanie. Wiedziała o tym miejscu bardzo niewiele toteż z chęcią wykupiła mapy oraz przewodniki, które czytała podczas spaceru po mieście. Uwagę dziewczyny zwracały oczywiście te miejsca, które uznawano za niebezpieczne lub wyjątkowe, dlatego pierwszy dzień poświęciła na zbadanie opuszczonej wyspy i znajdującego się tam szpitala. Drugiego dnia planowała dotrzeć do Świątyni Smoka. Przebrała się w krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, bo pogoda mocno przypiekała pomimo końcówki lata. Z mapy turystycznej wyczytała, że jest tylko jedno przejście prowadzące do celu jej podróży, więc skierowała się ku Mostowi Zwaśnionych. Nazwa o wiele bardziej przypadła Dear do gustu niż bliźniaczy Most Zakochanych. W okolicy kręciło się oczywiście kilka osób i jakaś inna rudowłosa dziewczyna, aczkolwiek sporo młodsza od Blaithin. Fire nie zwróciła na to większej uwagi, chcąc po prostu przebyć most i skierować się do świątyni. Z zaskoczeniem, ale i fascynacją oglądała, jak ściany konstrukcji pokrywają się symbolami płomieni. Jaki to zbieg okoliczności! Czyżby magia wyczuwała, że obok przechodziła właśnie ona? Tyle że niebawem ogień zaczął formować się naprawdę i nim Blaithin uniosła różdżkę, aby ugasił pożar, już otoczyły ją ze wszystkich stron. Zaczęła mimowolnie krzyczeć z bólu, bo czuła się jak kurczak na rożnie. Kochała ten żywioł, ale zdecydowanie nie zamierzała ginąć niczym czarownice w Salem. Szarpała się i próbowała zrobić cokolwiek, ale w końcu okazało się, że wszystko to jest iluzją. Wyjątkowo okropną i bolesną. Fire nie była w stanie ustać na nogach po takiej dawce adrenaliny. Opadła na ziemię, drżącą dłonią przytrzymując się balustrady mostu. - Co to do jasnej cholery było? - wydusiła po chwili łapania oddechu i upewniania się, że nie została poparzona. W dłoni Fire pojawiła się jej różdżką, którą celowała w pobliskie osoby. Była prawie pewna, że ktoś ją po prostu zaatakował jakąś klątwą w plecy.
Most pokrywa się symbolami masek, jedna z nich materializuje się i odrywa od ściany, wylatując prosto na Twoją twarz. Czujesz, jak Cię dusi, nie możesz złapać oddechu, a tym bardziej jej z siebie zerwać. W końcu, maska wtapia się w Twoją twarz, a Ty ponownie łapiesz oddech. W następnym wątku jesteś kompletnym przeciwieństwem samego siebie.
Przejście w nowe miejsce powinno jej pomóc ukoić skołatane nerwy, które miała od jakiegoś czasu, przychodząc tutaj, miała nadzieję na chwilę spokoju, jednak nie do końca tak się stało. W momencie gdy tylko postanowiła nogę na tym moście, coś zaczęło się dziać i to bardzo niepokojącego. Uniosła różdżkę w górę na materializujące się maski, jednak pierwsze co poczuła to, jej uścisk na swoim gardle zaczęła się szarpać, by się uwolnić jednak, po pierwsze, bo nie miała wystarczająco siły, a po drugie macka, która ją otoczyła, spowodowała, iż zaczęła dusić Anabell i nie mogła złapać oddechu. Gdy macka po chwili zniknęła, Bell padła na ziemię, łapiąc powietrze łapczywie. Dopiero po chwili podniosła się z ziemi i dostrzegła kobietę, która trzymałą się balustrady drżącą ręką, podeszła do niej chowając swoją różdżkę do kieszeni swoich spodni. - Hej - zagadała przyjaźnie - Wszystko w porządku? Też panią zaatakowały? Te macki w sensie - Miała nadzieję, że do niej nie strzeli, w końcu miała dobre zamiary i też nie podobało jej bliskie spotkanie z mackami.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Tak właściwie… to chyba będę zawiedziony, jeśli okaże się, że są tam jedynie obrazki i figurki… Jakoś tak wiesz, świątynia, gdzie westalki mają ze smokami swoje pakty, gdzie podobno jeden mieszka na tej wyspie, a drugi w otaczających Venetię wodach i co, tylko figurki? Z drugiej strony raczej właśnie tego powinniśmy się spodziewać, wiem - odpowiedział, marszcząc na chwilę brwi, aby zaraz roześmiać się, próbując zakryć usta dłonią zwiniętą w pięść. Nie sądził, aby tak naprawdę czekało ich coś złego w samej świątyni. Mimo wszystko miasto sprawiało wrażenie bezpiecznego, chronionego przed wszelkim złem i Huang bardzo chciał wierzyć, że była to zasługa smoków, o których tyle opowiadano. Smoków, dębowych wiader i innych podobnych historii. Jednak wyraźnie nie tyczyło się to niczego na opuszczonej wyspie. Kiedy most pokrył się krzyczącymi mewami, kiedy te zaatakowały ich, dziobiąc nieoczekiwanie, Longwei po prostu wiedział, że musiały ich czymś zarazić. Nie pamietał nazwy choroby, ale pamiętał opowieści z miasta. Dlatego też spojrzał w stronę siostry, akurat w momencie, gdy i ją atakowało ptaszysko. - Kazali uważać na tutejsze szczury i mewy. Nie pamiętam dokładnie nazwy choroby, ale miala zmieniać sposób widzenia i chyba objawiała się po dwóch tygodniach? Tak czy inaczej, lepiej będzie skierować się znów do westalek i może spróbować nie informować Maxa - odpowiedział siostrze, kiedy zbiegali z mostu, kierując się już wprost ku światyni. Zdążył jeszcze wyszeptać słowa zachwytu budowlą, nim zupełnie zapomniał, że przed momentem przechodzili przez naprawdę dziwny most.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie wiedziała co robić, więc po prostu pozostawała sobą. Radosną, niewinną sobą. Która była w każdej chwili gotowa użyć jakiegoś ze swoich artefaktów, jeżeli byłaby taka konieczność. Nie miała już wcale ochoty na przygodę z Tonym, nie po tym, co zobaczył. Bo chociaż obiecał jej, że niczego nie zdradzi, że zachowa to co zobaczył w tajemnicy, skąd mogła mieć pewność? Nie znała go, był dla niej obcym człowiekiem i nawet ona nie była tak naiwna, by ufać nieznajomemu, że jej nie zdradzi. Teraz jednak to ona musiała nie zdradzić siebie, dla własnego bezpieczeństwa. - Musimy uważać – oznajmiła rzeczowo, choć cały czas z radosnym uśmiechem. – To nie jest zwyczajna budowla. Trzyma ją ta sama magia, co świątynię – mówiła znacznie ciszej, niż na łódce. Wyspa była niebezpieczna i nie wiadomo, co mogli do siebie przywołać, jeśli nie zachowaliby ostrożności. – A to właśnie w tej świątyni powstała magiczna zaraza, więc możesz sobie wyobrazić, że ta magia nie jest wesoła – a mimo to jej kąciki wędrowały w górę. Cały czas robiła dobrą minę do bardzo złej gry, ale nie mogła zaprzeczyć, że ciągnęło ją do przygody. Że, choć cały czas pilnowała się, jakby od tego zależało jej życie, bo kto wiedział, czy nie zależało, myślała już o wspaniałościach i pułapkach świątyni, tym, co tam odkryją. Nieuleczalny Seaver. Szkoda tylko, że nie słuchała się własnych słów. Nie miała pojęcia jak to się stało, ale na moście zaczęły pojawiać się symbole fal, z początku zupełnie niegroźne, poruszające się jak przy spokojnej pogodzie. Dopóki nie rozpętał się sztorm. - Co jest! – zdążyła tylko krzyknąć, nim w momencie zalała ją woda, wciągając pod swoje sidła. Była świetną pływaczką, nie bała się tego żywiołu, teraz jednak czuła się, jakby nie mogła spod niej wypłynąć, jakby nie była w wodzie, a trzymały ją jej macki, ściągając niżej i niżej, aż na dno. Aż zabraknie jej oddechu. Aż jedyne, co będzie w stanie nabrać, to łyk słonej, zimnej toni. Maska spadła jej z twarzy i jakimś cudem wywalczyła ją ze ściągającą ją na dno wodą. I wzleciała, z trudem kaszląc, wypluwając wodę z płuc. Gdyby nie to, że zaczęła lewitować, padłaby na kolana na moście, z którego woda tak nagle jak się pojawiła, tak nagle zniknęła, zamiast tego niemal bezwiednie i bezwładnie się unosiła. Kropelki wody wciąż szczypały ją w gardło, a ona nie mogła jeszcze normalnie oddychać, mozolnie wciągając powietrze, walcząc jeszcze z solą w nosie i buzi. - Zbierajmy się stąd… – wykrztusiła w końcu, widząc wejście do świątyni.
Magia bywała popieprzona. Jakkolwiek Fire niesamowicie kochała bycie czarownicą i korzystała z zaklęć w dosłownie każdym aspekcie życia, tak czasami miała tego dosyć. Ten świat był po prostu dziwny i czasem najzwyklejszy spacer zamienił się w cholera wie co. Tak jak teraz. Niby przejście po moście, ale skąd mogła się spodziewać, że zacznie być palona żywcem? Jeśli powinna być aż tak ostrożna to zakrawało to już o głęboką paranoję. Ktoś, kto chciał uniknąć nieprzyjemnych magicznych efektów zapewne musiał siedzieć non stop w domu, a to i tak go nie zawsze uchroniło. Nadal mierzyła do ludzi dookoła, ale najwyraźniej także i oni doznali czegoś nieprzyjemnego ze strony Venetii w tej chwili. Fire nie zdążyła dokładnie zauważyć czy działo im się to samo. Ostatecznie powoli opuściła ciemny kawałek drewna, wsuwając go z powrotem do kieszeni spodenek. Omiotła wzrokiem rudowłosą dziewczynę, na pierwszy rzut oka trochę młodszą. Kierowało nią dobre serce, gdy podchodziła upewnić się, że z Dear jest w porządku. - Macki? Nie... to był ogień. - wymamrotała, dalej mając w pamięci świeży ból palenia żywcem. Kiedyś przeżywała już dokładnie to samo cierpienie wywołane klątwą czarnomagiczną. Wtedy również okazało się to iluzją, ale czy to cokolwiek zmieniało? Ból pozostawał równie realny. Ciało samo rwało się do krzyku i ucieczki, tego się nie dało opanować. - Co jest samo w sobie bardzo ironiczne... - odetchnęła głębiej. - Bo na mnie mówią Fire. Co do masek to nie mam pojęcia o co chodzi. A chciałam tylko przejść do świątyni smoka. Westchnęła ciężko, poświęcając jeszcze trochę czasu na trzymanie się balustrady. Oby podobne iluzje i dziwne rzeczy już nie powróciły. Wolała chwilę odpocząć.
Wyglądało na to, że nie tylko ona miała dziwne wrażenie, że z tym mostem było coś totalnie nie tak. Macki były dziwne, dusiły ją, a potem nagle wyparowały jak gdyby nigdy nic, a to już było podejrzane. Dotknęła dłonią własnego gardła, przy której przed chwilą były te dziwne odnóża. Poczuła dreszcz przechodzący po jej karku. - Ogień?! Tutaj? Ale ja przecież nic nie widziałam. - rozejrzała się na boki, przecież gdyby tu był ogień, to też by to widziała. Czy to możliwe, że macki, które otuliły jej gardło, to też była iluzja?! Trochę przerażała ją ta wizja. - Anabell miło poznać. Do świątyni? Z miłą chęcią bym ją odwiedziła jeśli mogę do pani dołączyć - rzekła pewnie z lekkim uśmiechem.
Potulnie milczał, choć myśli w jego głowie wręcz szalały. Myślał o wszystkim, co zobaczył i całym tym szalonym dniu. Od przebudzenia coś się praktycznie działo, a on, choć przed chwilą chciał wyłącznie świętego spokoju, nie mógł zaprzeczyć temu, że był podekscytowany. Perspektywa znalezienia czegoś cennego kusiła, lecz w sumie czy było na tym coś cenniejszego niż skarbiec, który ujrzał niedawno na swoje oczy? Nagle usłyszał głos Harmony, toteż skupił swoją uwagę. Różdżkę oczywiście miał w pogotowiu, tak na wszelki wypadek. Lubił magię, ale była przecież piekielnie niebezpieczna. Nie mógł pozwolić sobie na to, aby cokolwiek stało się małolacie. Po pierwsze nie chciał jej mieć na sumieniu, a po drugie na pewno ściągnąłby na siebie uwagę aurorów, gdyby faktycznie zaginęła. A bycie spalonym w Wielkiej Brytani było dla Toniego co najmniej niewygodne, w końcu próbował sobie tu na nowo ułożyć życie. Kiwnął głową w zrozumieniu, dając jej znać że przyjął do wiadomości tę informację. Znał historię Venetii i dobrze wiedział, jak paskudne krążą tu choroby. Znał również ryzyko związane z podobnymi przygodami. To ironiczne, przemknęło mu przez myśl. Może i lepiej, że nie jesteś tu sama, chica. I wtedy się zaczęło. Ich oboje pochłonęła magia, Harmonię porwała woda a Toniego ogień. Ogień, który tak bardzo kojarzył mu się z Beą… Nawet nie zauważył tego, że most zaczął pokrywać się językami płomieni, spostrzegł dopiero te prawdziwe płomienie wychodzące ze ścian. Nie poświęcał także uwagi Harmony, bo zanim się w ogóle spojrzał na to, co się wokół niej dzieje wokół niej, poczuł nagły, palący ból. Chciał krzyczeć, zawyć, może właśnie tak zresztą zrobił. Poczuł w sobie wszystko to, co odczuwał każdego dnia, gdy o niej myślał. Wspomnienie jej śmiechu, jej twarzy, jej oczu. Widział jak ją zabierają, jak szarpią ją za włosy, słyszał jej przejmujący krzyk i to jak wyje z rozpaczą jego imię. Nikomu nigdy nie powiedział o tym wprost, ale dzień w dzień przeżywał katusze. Od trzech lat nie umiał się pozbierać i po prostu cierpiał. Próbował to przepić, próbował to zaćpać, próbował zapomnieć, oddając się chwilowym przyjemnościom. Nic nie przyniosło skutku oprócz tego bólu przeżytego na nowo. Ale on nie był zły, bo on… oczyszczał. Antonio Díaz upadł się ziemię z urwanym okrzykiem na ustach. A gdy wstał, był nowym człowiekiem. - Wszystko w porządku? - zerknął kontrolnie na nastolatkę, która wyglądała o wiele gorzej. Po tym jak upewnił się, że kości niepołamane a głowa niestrzaskana odetchnął z ulgą. Chociaż cała była mokra i przestraszona. Coś by zrobił, ale nie wiedział, więc zamiast zgrywać bohatera, którym nie był po prostu podążył za nią po dłuższej chwili do świątyni.