Jeden z wielu balkonów obecnych w Koloseum, choć ten zazwyczaj wydaje się całkiem pusty, choć niewielu wie dlaczego. Jeśli jednak wystarczająco długo na nim postoisz, przekonasz się, że jest nawiedzany przez duchy kotów. Chłodne otarcia o łydki są tutaj czymś całkiem normalnym, nie bądź jednak za głośno i zbyt nachalny, bo wyjdziesz stąd z zadrapaniami!
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To był dziwaczny dzień. Zaczął się tak dobrze, spacerowali z Artiem, cieszyli się słonecznym dniem razem, było tak… Wręcz sielsko. Cieszyła się, naprawdę była szczerze szczęśliwa i absolutnie zamknięta w momencie, chcąc dzielić go w pełni ze swoim przyjacielem. Paplała trzy po trzy, po prostu tryskając radością i słuchała jego głosu, kojąco spokojnego z podszyciem ze śmiechu. Uwielbiała, jak się śmiał. Miała wrażenie, jakby tańczyła w miejscu wstawiona zupełnie tym momentem, choć przecież po prostu szła, trzeźwa, choć upita wspólnymi chwilami. No i zadziałała maska. Jeszcze nie widziała u niej takiego właśnie efektu i był… Przerażający w połączeniu z chorobą Artiego. Po jakimś czasie niby wszystko w teorii wróciło do normy, ale w praktyce? Zostawiło za sobą ślady i mogła tylko mieć nadzieję, że udało jej się je zalepić, zakryć, choć trochę zamazać. Odprowadziła chłopaka do pokoju, chcąc się upewnić, że dotrze tam bezpiecznie i gdy tylko zamknęła drzwi, myśląc, że udało się naprawić jedną rzecz – przyszła wiadomość od Milo. Bardzo zła wiadomość od Milo. Nie czekała na nic, od razu kierując się na jeden z ustronnych balkonów, żeby tam mogli się spotkać i porozmawiać. Serce na nowo zaczęło jej walić, zaniepokojenie było zdecydowanie niedomówieniem w tej sytuacji, bo… Bała się o niego. Jej ukochany kuzyn był bardzo emocjonalny, w pewnym momentach podejrzewała, że był jeszcze większym gejzerem emocji od niej samej. Gdy było dobrze, zaliczaj najwyższe „haje”, ale gdy robiło się źle… Były one równie potężne. Nie wiedziała, co dokładnie zrobił Jinwoo, ale była pewna, że jakby go zobaczyła, to nie zostałoby z niego nic i… Oddychaj Remcia, musiała samą siebie upomnieć. Potrzebowała teraz być spokojna dla Milo. Spojrzała na maskę, może powinna ją włożyć? W końcu niektóre pozwalały na czytanie w myślach, inne na teleportację. Gdyby tak mogła Milo zabrać w miłe miejscy, może to poprawiłoby mu trochę humor? A gdyby była w stanie przeczytać, co się działo w jego głowie, nie musiałby mówić wszystkich tych trudnych słów, po prostu by rozumiała! Włożyła maskę i z początku nic się nie stało. Nie miała jednak czasu nad tym rozmyślać, bo na balkon wszedł Milo, który wyglądał tak, że aż ścisnęło jej serce. - Milo… – powiedziała niemalże na bezdechu i od razu rozłożyła ręce, idąc w jego stronę. – Come here – było wszystkim co powiedziała, nim zamknęła go w ciepłym, mocnym, rodzinnym uścisku, od razu kładąc sobie jego głowę na ramieniu i głaszcząc go po tych jego cudownych loczkach, teraz tak bardzo wyblakłych. Nie pytała, po prostu tuliła go jak małe dziecko, które potrzebowało pocieszenia.
C. szczególne : loki; magiczny tatuaż przedstawiający pszczołę (normalnie jest na lewym nadgarstku); piegi; dołeczki w policzkach; blizny wzdłuż żył od dłoni do łokcia.
To, co się wydarzyło między nim a Jinwoo... Mogłoby się w sumie w ogóle nie wydarzyć. Mogłoby odejść w zapomnienie. Miał wrażenie, a właściwie to był święcie przekonany, że Koreańczyk go po prostu nienawidzi. Że fakt znalezienia się w jednym miejscu był po prostu zmorą. Nawet jeżeli były to Włochy. Jego Włochy, które tak bardzo chciał mu pokazać w całości. Teraz to wszystko straciło sens. Oni stracili sens. Jakby to, co było między nimi, nie miało sensu.
Harmony. Jedna jedyna, która mogła go w tym momencie pocieszyć. I wiedziała, jak się czuł. Rozumiała. I nie zamierzała zadawać żadnych pytać. Dlatego od razu zaakceptował jej prośbę. Czuł, że się kurczy — dosłownie. Metamorfomagia była kapryśna i reagowała na to, jak się czuł. I teraz był na poziomie kuzynki... albo dosłownie zapadał się przed nią pod ziemię. Jedno z dwóch na pewno. Albo obydwa? Bo miał wrażenie, że go coś wciąga na dno...
- Jiwnoo mnie nienawidzi... - wymamrotał smutno, wtulając się w kuzynkę. Chciał tylko komfortu. Niczego więcej. Już i tak czuł się jak wrak, a jego loki były takie... nijakie w kolorze... Jakby sama jego magia wiedziała, że czuje się jak całkowite zero...
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To nie tak, że nie chciała wiedzieć. Było wręcz przeciwnie, była wręcz zdesperowana, żeby dowiedzieć się co tam się wydarzyło, o co poszło, co, kto i w jaki sposób mogło doprowadzić Milo do takiego stanu. W takim przypadku nie musiała nawet pytać „dlaczego”, bo to była najmniej istotna kwestia, nie potrzebowała znać dokładnego powodu, dlaczego planowała rzucić się na kogoś z łyżwami tudzież pięściami. Teraz jednak zachowywała spokój, bo z informacji, które miała, tym kimś miał być nikt inny, niż właśnie Jin.
A Milo tylko to swoimi słowami potwierdził.
Ścisnęła go tylko mocniej, nie przestając go głaskać, tylko… Z każdą sekundą łatwiej się jej go przytulało. Czy on się właśnie kurczył? Był już na jej wysokości! Nie chciała wypuszczać go z rąk, więc cały czas go tuląc i szepcząc słodkie słowa zerknęła najpierw na niego – jak nic był jej wzrostu. I na podłogę – a jednak się zapadał. Dosłownie zapadał się w ziemi.
Więc objęła go jeszcze ciaśniej, tym razem, żeby się upewnić, że nie wpadnie niżej. Czy w ogóle powinna w tym momencie zwrócić na to uwagę? Upomnieć go, że coś takiego się działo? Co jeżeli od tego też poczułby się odrzucony?
Chyba pozostawało jej po prostu ściskać chłopaka mocno i nie pozwolić zsunąć mu się niżej.
- Hej, Misiaku – wyćwierkała słodko, głaszcząc jego puszyste, teraz zupełnie wyblaknięte włosy. – Czemu tak mówisz? Coś się stało? – praktycznie nuciła te słowa, starając się go uspokoić na tyle, by mógł chociaż na nią spojrzeć i co nieco rozjaśnić. Nie mogła mu niczego wyjaśnić, dopóki nie poznała jego wersji wydarzeń, a do przedstawienia tej nie chciała go popędzać. – No już, już. Odetchnij słonko – jej mama zawsze tak do niej mówiła, gdy chciała ją uspokoić, a pasowało jej to bardzo do Milo, nawet jeżeli nie do końca w tym momencie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Stał na tym tarasie, ale nic się nie działo. Woda na dole była, bo wychodził na jeden z venetiańskich kanałów, ogień i ziemia powiedzmy, że się zgadzały, tak samo jak powietrze. Co więc było nie tak? Nie miał pojęcia. Dopiero po dłuższej chwili doszło do niego, że przecież pominął fragment o tym całym przejściu na drugą stronę. Miał się rzucić w dół i liczyć na to, że nie umrze? A może właśnie o to chodziło od początku, że ta przygoda prowadziła ich na zatracenie? Nie wiedział, ale zdecydowanie nie chciał tego sprawdzać w tej chwili. Postanowił więc poszukać innego miejsca i trafił na balkon, który łączył ze sobą kilka pomieszczeń Koloseum. Zaczął łazić więc w kółko, machając wiadrem jak pojebany czerwony kapturek i czekając na to, co się wydarzy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Magia bezróżdżkowa. To wyrażenie dudniło jej w głowie, powodując, że nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić, nie umiejąc tak naprawdę usiedzieć w miejscu. Nie bardzo chcąc wychodzić poza mury koloseum, kręciła się po nim, aż w końcu trafiła na jakieś stare wydania najróżniejszych gazet i czasopism, porzucone tutaj najpewniej przez turystów i właścicieli nietypowego hotelu. To właśnie w jednej z nich trafiła na wywiad z niejakim Vincentem I. Beaulieu-Émeri, którego właściwie nie kojarzyła, choć może powinna, i zaczęła się zastanawiać, czy mężczyzna w ogóle mówił prawdę. Z drugiej strony, gdyby było inaczej, z całą pewnością nie przeprowadzono by z nim tego wywiadu i nie traktowano by tego tak poważnie. Victoria wciąż jednak się wahała, zastanawiając się, czy faktycznie można było sięgnąć po coś tak wielkiego, a jednocześnie, jak się wydawało, coś tak prostego. Bo gdyby uważniej zastanowić się nad słowami pana Beaulieu-Émeri, należało dojść do jakże prostego wniosku, że miał rację. Każdy czarodziej był w stanie stosować magię, nie używając do tego różdżki. Od tego zaczynali, tak właśnie działali, nim poszli do szkoły, nim to, co znali, zostało wtłoczone w jakieś ramy. Pamiętała to doskonale, wiedziała, że była w stanie używać magii jedynie ze względu na to, że tego chciała, a przynajmniej tak by to nazwała i właśnie teraz doszła do wniosku, że chciała tego jeszcze bardziej. Fascynowała ją ta materia, ale nie wiedziała, czy to pragnienie nie było podsycane przez maskę, jaką miała założoną. Nie wiedziała, jak działała jej magia, a odnosiła wrażenie, że była skłonna do skoczenia do wody, bo szukała czegoś. To coś znalazła w artykule, w gazecie, którą niemalże rzuciła Irvette, gdy tylko znalazła ją na balkonie. - Wierzysz w to, że magia bezróżdżkowa naprawdę istnieje i da się ją opanować, tak jak on twierdzi? - zapytała na jednym wdechu, nie przejmując się tym, że zaatakowała przyjaciółkę. W jej jasnych oczach widać było blask, który pojawiał się tam, gdy dziewczyna chciała nad czymś popracować. Bardzo, ale to bardzo uważnie popracować.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie wiedziała dokładnie, co ją czeka. Poszła na balkon, delektując się chłodnym powietrzem, które bawiło się jej rudymi lokami. Czekała na Victorię, która chciała z nią o czymś porozmawiać. O czym? Tego jeszcze nie odkryła. Nie minęło wiele czasu, jak usłyszała kroki. Odwróciła się od balustrady, w ostatniej chwili łapiąc gazetę, która w innym wypadku pewnie by ją uderzyła. Wiedziała, choć nie widziała, że jej oczy automatycznie pociemniały, jak za każdym razem, gdy wyczuwała zagrożenia. Tym razem nie był to jednak wróg a przyjaciółka, więc tylko na takiej reakcji poprzestała. -Wiesz, że nie lubię niespodzianek. - Ostrzegła ją, z lekkim uśmiechem na ustach, po czym spojrzała na artykuł. -Magia bezróżdżkowa? Oczywiście, że w nią wierzę. Stryj mojego ojca bardzo dobrze się nią posługiwał. Czemu pytasz? - Odpowiedziała, jednocześnie analizując tekst, który zdawał się interesujący, choć czy był wielce odkrywczy? Tutaj mogłaby polemizować, choć nie od dziś było wiadomo, że nauczanie magii w Wielkiej Brytanii dość mocno różniło się od tego, które znała z rodzinnej Francji. Miała wrażenie, że tam zdecydowanie mniej narzucano tabu na niektóre tematy, a czarodzieje mieli większą swobodę odkrywania tego, w czym są dobrzy, zamiast tylko i wyłącznie skupiać się na programie narzuconym przez Ministerstwo.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Victoria nie wiedziała, dlaczego właściwie nie może się zatrzymać, ale zachowywała się, jakby była pełna emocji po czubki uszu. Była gotowa skoczyć z tego balkonu albo zrobić coś podobnego, o czym zaraz powiedziała Irvette, wspominając oczywiście o tym, że założyła maskę i od tego momentu nie była właściwie w stanie usiedzieć w miejscu. Zupełnie, jakby magia całkowicie zmieniła jej osobowość i prawdę mówiąc, zaczynało ją to nieco denerwować. Skinęła głową na jej słowa, wiedząc doskonale, że zachowywała się teraz w obecności Irvette co najmniej irracjonalnie, jednak nie wiedziała, jak miałaby do tej sprawy podejść. Przeprosiła przyjaciółkę za to, jak tutaj wpadła, ale widać było, że naprawdę nie mogła się zatrzymać, a do głowy przychodziły jej same szalone pomysły, jak wyskoczenie z balkonu i sprawdzenie, czy jest wtedy w stanie się teleportować. - Och? Możesz mi o tym opowiedzieć? Według mnie ten artykuł nie wyczerpuje wszystkich możliwych zagadnień, a to jest niezwykle fascynująca kwestia. To zdecydowanie zmienia magię, ale też daje jej nowe smaki, dodaje jej czegoś, czego może jej brakować. Wyobrażasz sobie pracę, kiedy można posługiwać się jedynie ręką? Własną wolą, która nie musi być ukierunkowana na świat za pomocą różdżki? To nie tylko wyzwanie, ale niezwykła szansa dla czarodziejów, którzy są w stanie po to sięgnąć! – powiedziała, a jej oczy błyszczały, jak w gorączce, taka była tą kwestią zaciekawiona i widać było po niej, że była jak bardziej skłonna do wysłuchania tego, co Irvette miała jej do powiedzenia, co pamiętała i co mogła wykorzystać. Właściwe w tej chwili była gotowa do tego, żeby zacząć pracować i sama nie wiedziała, czy to były jej pragnienia, czy jednak to maska tak na nią wpływała, zachęcając ją do czegoś, czego nie do końca rozumiała. Uniosła więc rękę, by jej dotknąć, ale ta ani drgnęła. - Jeśli zaraz stąd skoczę, proszę cię, dobij mnie od razu – powiedziała nieco sztywniej, nie będąc w stanie zapanować nad tymi emocjami.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Skinęła głową, dając do zrozumienia, że uznaje przeprosiny i nie ma Victorii za złe tego incydentu, choć faktycznie, gdyby Irv nie spodziewała się przyjaciółki, mogło to skończyć się zdecydowanie gorzej. Zaciekawił ją fakt, że Brandon stała się tak irracjonalna po założeniu maski, ale to magia bezróżdżkowa mocniej przykuła jej uwagę. -Zachowujesz się jak naćpana. - Zauważyła, po czym na spokojnie podeszła do wszystkich pytań i twierdzeń, jakie krukonka rzuciła w jej stronę, podchodząc do tematu zdecydowanie spokojniej. -No więc po pierwsze, artykuł nie jest w stanie wyjaśnić niuansów czegoś tak skomplikowanego. Musiałabyś raczej poszukać jakiejś księgi, żeby bardziej zagłębić się w temat. - Zaczęła od najprostszej rzeczy, bo nie chciała tracić czasu na pierdoły, jeśli mogły rozwinąć rozmowę w bardziej inspirującym kierunku. -Wiem, że rezygnacja z różdżki jest szalenie trudna i niebezpieczna. Przede wszystkim niebezpieczna, bo przecież dzieci jakoś są w stanie to opanować. Chodzi mi o to, że w razie niepowodzeń nie masz tej bariery, która za Ciebie obrywa cios. Ten rodzaj mocy wymaga niezwykłej kontroli nad magią i wielkiej pracy nad własnym charakterem. - Rozgadała się nieco bardziej, przypominając sobie słowa stryja. Tak, mężczyzna potrafił robić naprawdę imponujące rzeczy i Irv uwielbiała, gdy przyjeżdżał do ich chateau. W przeciwieństwie do Jacquesa, który nie przepadał za tą częścią swojej rodziny. -Wolałabym, żebyś tego nie robiła. - Uśmiechnęła się lekko, po czym wyczarowała na balkonie barierę, która miała zatrzymać Victorię, gdyby ta faktycznie postanowiła rzucić się w dół, prosto do kanału, czy też rozplasnąć się na uliczce, jak krwawy kleks.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
- Jeśli tak, mimo wszystko wolałabym tego nigdy tak naprawdę nie doświadczyć. Nie czuję się teraz dobrze - powiedziała, uśmiechając się mdło, czując, że naprawdę ją roznosiło. To nie było dobre i nie było nawet bliskie temu, jak zachowywała się, kiedy krew wrzała w jej żyłach. To było jakieś szaleństwo, którego nie tylko nie rozumiała, ale którego również nie chciała. Przyszła tutaj, bo miała swój cel, bo chciała porozmawiać z Irvette o czymś, co było dla niej ważne, a zachowywała się tymczasem dokładnie tak, jakby straciła resztki rozumu. Akurat teraz, kiedy poruszały naprawdę niesamowicie istotny temat, coś, czego nie chciała zostawiać, czego nie chciała i nie zamierzała porzucać, bo niemalże namacalnie czuła, jak to wszystko do niej mówi, jak ją wręcz woła, jak ją do siebie zaprasza. - Zdaję sobie sprawę z tego, że to musi być niezwykle niebezpieczne, ale jednocześnie wydaje się zupełnie naturalne. I pokazuje przy okazji, że czarodziej, który jest w stanie to opanować, nie jest słaby. Być może to w tym wszystkim mnie fascynuje, poza zwyczajnym ułatwieniem pracy, sama nie wiem. Możesz mi o tym opowiedzieć jeszcze coś? - zapytała, mając wrażenie, że zachowuje się jak jakaś piłka, czy coś podobnego i prawdę mówiąc, było to coś, co doprowadzało ją w tej chwili do szału. Nie wiedziała, jak miałaby sobie z tym poradzić, więc uśmiechnęła się wdzięcznie do Irvette, gdy ta zbudowała dla niej barierę, jak dla dziecka. - Nie wiem, czy mam rację, ale sądzę, że ten rodzaj magii byłby niesamowicie użyteczny przy pracy. Tak po prostu, pozwalałby na wykorzystywanie magii w czasie rzeźbienia czy dobierania poszczególnych elementów. Nie mówiąc już w ogóle o sytuacji, w której łamie się różdżka. Tak, jakby złamała się w czasie rekonstrukcji - zauważyła, marszcząc lekko brwi na wspomnienie tamtych wydarzeń, mając wrażenie, że krew od razu zaczęła się w niej gotować.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zgodziła się co do tego, że ten stan nie wydawał się najprzyjemniejszy i już nie poruszała faktu szaleństwa Victorii, skupiając się na powodu ich spotkania. Miała tylko nadzieję, że cokolwiek się nie działo, minie i dziewczyna wróci do pełnej sprawności umysłowej. -Nie znam szczegółów. U nas w domu nie był to mile widziany temat. - Przyznała, bo od technicznej strony nie miała pojęcia, jak mogło to wyglądać. -Mogę spróbować się czegoś dowiedzieć, jeśli chcesz. - Zaproponowała, bo kontakt z kuzynostwem nie powinien być trudny. Szczególnie, gdy mogło się wpływać na ich wolę i wyciągnąć każdą informację, jaką miało ochotę się poznać. -Masz rację, wydaje się to wskazywać na pewne umiejętności wyższe niż przeciętny czarodziej posiada. No i zdecydowanie jest to przydatne z praktycznego punktu widzenia. - Rozważała dokładnie wszystkie aspekty, bo nie chciała palnąć jakiejś głupoty. Sama uważała różdżkę za ciekawe akcesorium i lubiła dostosowywać własną do aktualnej mody. -Lepsza różdżka niż ręka. - Zauważyła rezolutnie, po czym spojrzała bystrym okiem na przyjaciółkę. -Dowiedz się najpierw, jak zminimalizować najgorsze ryzyko i czy mogę Ci jakoś pomóc. - Czuła, że nie są to tylko teoretyczne rozważania. Podobnie jak w kwestii transportu roślin, to wszystko brzmiało nie jak dywagacje, a jak przygotowanie do działania, które de Guise niesamowicie szanowała.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Victoria miała wrażenie, że z każdą mijającą chwilą czuje się coraz lepiej, ale nie mogła powiedzieć, żeby to szaleństwo chciało minąć. Kręciła się faktycznie przy barierce, jakby chciała się przekonać, czy jest w stanie szybować bez miotły, ale na całe szczęście nie zrobiła niczego podobnego. Być może po prostu sprawa, jaką omawiały, była dla niej ważniejsza, a może jeszcze była w stanie panować nad magią, jaka ją prześladowała. Sama nie wiedziała, było jej trudno o tym mówić, więc po prostu kiwała głową, gdy Irvette mówiła, początkowo nieco jakby przygasając, by później założyć ręce na piersi i odetchnąć głębiej, zachowując się już jakby naturalniej. - Czy w takim razie nie będzie to dla ciebie zbyt skomplikowane? Nie chciałabym, żebyś miała jakieś dodatkowe problemy z powodu mojego pytania – zauważyła już zdecydowanie bardziej trzeźwo, oddychając przy tej okazji bardzo głęboko, zaraz zauważając, że jeśli chciała celować wysoko, to nie mogła zatrzymywać się przy jednym tylko miejscu. Wiedziała, miała właściwie pewność, że taka umiejętność, choć niesamowicie trudna do opanowania, miała liczne zastosowania, miała przed sobą niesamowitą przyszłość. - Właśnie, jest praktyczna. W tym artykule co prawda mowa o aktorach, ale uważam, że dla twórcy to równie istotne. O wiele łatwiej będzie mi coś przytrzymać, jeśli nie będę musiała jednocześnie trzymać w zębach różdżki. Wiele osób myli się, zakładając, że każdy element wykonujemy jedynie przy pomocy magii, są takie drobne szczegóły, jakie lepiej wykonać ręcznie i wtedy z całą pewnością możliwość posługiwania się jedynie dłońmi, ułatwi wiele kwestii. Muszę dowiedzieć się, na ile dokładnie muszą być te ruchy, czy może wystarczy wola, czy jednak trzeba powtarzać właściwe ruchy różdżki – odpowiedziała, najwyraźniej całkowicie decydując się już na to, żeby iść przed siebie. Sprawiała wrażenie, że nic nie mogło jej powstrzymać i Irvette miała rację. Brandon zaczynała się przygotowywać, przynajmniej mentalnie, dostrzegając, że to była niesamowita możliwość, jakiej chyba nigdy do tej pory nie brała pod uwagę. - Nie jestem pewna, czy książki na ten temat znajdę w Hogwarcie. Musiałabym zapewne to sprawdzić. Może, gdyby ci się udało, mogłabyś przysłać mi jakieś tomy? – zapytała, uśmiechając się do przyjaciółki, dając jej tym samym znać, że jeśli chciała jej pomóc, to pomoc zaczynała się właśnie tutaj.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Baczni przyglądała się zachowaniu przyjaciółki. Próbowała dojrzeć powód jej dziwnego zachowania, ale nie dostrzegała żadnej wskazówki. Musiała to być ta maska, o której Victoria wspomniała i Irv miała nadzieję, że magia przedmiotu niedługo minie. -Skomplikowane? - Zapytała z lisim uśmiechem, a w szmaragdowych tęczówkach na chwilę zabłysły niebezpieczne ogniki. -Moja droga, z wielką chęcią to dla Ciebie zrobię. - Zapewniła dziewczynę, choć w sposobie, w jakim wyartykułowała swoje słowa, wybrzmiewało coś niepokojącego, złowieszczego wręcz. -Powtarzanie ruchów różdżki dłońmi, wydaje się nie do końca w stu procentach możliwe. Nie uważasz? - Zauważyła, zastanawiając się nad słowami Brandon. -Tak, możliwość pracy bez konieczności przekładania różdżki z miejsca na miejsce zdaje się być dość praktyczne. Na pewno widzę potencjał podczas wielozadaniowości. Chętnie pomogę Ci odkryć szczegóły tej dziedziny magii. A może raczej tej formy jej uprawiania? Nie do końca wiem, jak to sklasyfikować. - Przyznała, myśląc o tym, czy bezróżdżkowość można było zaliczyć do dziedziny, jak czarną magię, czy transmutację, czy może raczej nie był to aż tak odrębny temat od tego, czego klasycznie ich uczono, a sama kwestia porzucenia różdżki wiązała się bardziej z techniką, którą wystarczyło opanować. Bez względu na to, która odpowiedź była prawdziwa, Ruda wiedziała, że jest to coś, do czego potrzeba zaawansowanej wiedzy magicznej i wiele, naprawdę wiele pracy, a niczego z tych nie brakowało jej przyjaciółce. -Och, jestem wręcz pewna, że Hogwart ani trochę Ci w tym nie pomoże. - Słychać było, że bawi ją sama myśl, że Brandon mogła pomyśleć inaczej. -To nie jest coś, do czego zachęca się każdego czarodzieja, prawda? Myślę, że wiem do kogo się zwrócić o odpowiednie materiały. Kilku przyjaciół z Beauxbatons jest mi winnych przysługi. - Ponownie roztaczała wokół siebie aurę złowieszczej wręcz radości, ale owszem, chciała pomóc krukonce i wiedziała już nawet dokładnie, jak się za to zabrać i do kogo wystosować odpowiednie słowa.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Maska miała na nią wyraźny wpływ, przed którym Victoria nie była w stanie uciec, ale w istocie, jej moc musiała nieco zależeć, bo Krukonka myślała teraz o wiele przejrzyściej. Oparła się nawet o balustradę, nie traktując jej już jak klatki, chociaż widać było, że jeszcze zerkała w stronę ziemi, jakby zakładała, że ten skok wiary może ją czegoś nauczyć. Jej racjonalna część przypominała jej oczywiście, że nie z nią te numery i to było szaleństwo, które mogło zakończyć się tylko w jeden sposób. Śmiercią. Niczym innym. Zaraz jednak uwaga Irvette, sposób, w jaki się wypowiedziała, spowodował, że Victoria spojrzała na nią uważnie, zdając sobie sprawę z tego, że dziewczyna posiadała jakąś drugą stronę, której jeszcze do końca nie znała. - Jeśli to faktycznie nie sprawi ci problemu, z wielką chęcią dowiem się czegoś więcej - powiedziała, nim ostatecznie wdały się faktycznie w dywagacje nad kwestią bezróżdżkowości. Być może były one całkowicie bezsensowne, może były całkowicie i skończenie idiotyczne, ale wcale się tym nie przejmowała. Cieszyła się tą wymianą myśli, dostrzegając, że Irvette również miała świadomość tego, jak coś podobnego mogłoby ułatwić pracę komuś, kto faktycznie działał jednocześnie w wielu miejscach i nie koncentrował się jedynie na książce, czy jednym przedmiocie. - Myślę, że to jedynie forma magii, forma sposobu podchodzenia do całej sztuki, bo w końcu to, jak rzucamy zaklęcia, jest w jakimś sensie sztuką, tego nie da się zmienić, ani nie można temu na pewno odmówić. Ciekawa jestem, dlaczego właściwie sięgnięto po różdżki, skoro istnieje nieskrępowany sposób postępowania ze swoimi zdolnościami - wymamrotała, patrząc przez chwilę w niebo, by zaraz zmarszczyć brwi i zacisnąć mocno zęby, kiedy przyjaciółka w pewnym sensie uznała ją za głupią albo naiwną, skoro liczyła w tej kwestii na Hogwart. Z pewnością z tego względu całkowicie zignorowała jej sposób podejścia do znalezienia odpowiednich materiałów. Inna sprawa, że nie zamierzała się w to wtrącać, bo nie uważała, żeby to było konieczne, w końcu nie mogła ustawiać życia Irvette do jakiejś linijki. - Poszukam w innych magicznych bibliotekach, ale podejrzewam, że faktycznie twoja pomoc będzie nieoceniona. Nie wiem tylko, jak znaleźć osoby, które faktycznie są w stanie posługiwać się magią bez pomocy różdżek - dodała jeszcze, przekrzywiając nieznacznie głowę, wiedząc, że nikt nie miał tego wypisanego na czole.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Fakt, że zbliżyły się do siebie na tyle, że Irvette czuła się przy Victorii komfortowo, wiele mówił o tym, że jednak dało się ją ujarzmić. Może de Guise powinna się bardziej pilnować i nie pozwalać sobie na podobne utraty kontroli, ale miała wrażenie, że Brandon nie należy do tych, którzy ewentualnie doprowadzą do jej odsiadki w Azkabanie. Może się myliła, ale istniała szansa na to, że krukonka wcale nie postrzegała czarnej magii jako zło, które należy wyplenić, a wręcz jako kolejną dziedzinę, wymagającą ogromnej mocy i talentu, do perfekcyjnego opanowania. -Postaram się was skontaktować, ale musisz mi dać chwilę. To będzie wymagało salonowej dyplomacji. - Odpowiedziała już zdecydowanie mniej niebezpiecznie, choć jej oczy wydawały się nienaturalnie ciemne przez tę krótką chwilę. Była ciekawa spojrzenia Victorii na to zagadnienie i wcale się nie rozczarowała, słysząc jej słowa. Nie wiedziała, czy może się z nimi zgadzać, ale widać było, że dziewczyna miała to przemyślane. Nie rzucała słów na wiatr i nie skakała jak pierwszy lepszy idiota w nieznane, byle tylko coś komuś udowodnić. -Musiałabyś porozmawiać z kimś, kto zajmuje się różdżkarstwem, bo nie mam pojęcia. Ale sama przyznaj, że jest to dość wygodna forma. Gorzej by było, gdybyśmy musieli używać czegoś mniej poręcznego. A tak, prosty patyk, niezwykła moc. Co sprawia, że zastanawiam się, jak wygląda magia bez użycia różdżki. W końcu niektóre rdzenie i drewna są w stanie nasze zdolności podbudować, prawda? Czy myślisz, że tylko pozwalają nam odblokować potencjał magiczny, który i tak mamy? - Weszła w dalsze dywagacje, czując jak cały ten temat coraz bardziej ją interesuje. No kto by pomyślał, że na starość znajdzie sobie nowe hobby. Czyżby miała zaraz polecieć na kurs różdżkarstwa? Szczerze wątpiła, ale znała kogoś, kto mógł pomóc jej rozwiązać kilka z tych zagadek. -Myślę, że ta w Hogsmeade, czy w Dolinie Godryka, może być bardziej pomocna niż zbioru Hogwartu. - Nie chciała jej wyzywać od idiotek. Po prostu nie przepadała za Hogwartem i nie miała najlepszej opinii o poziomie nauczania, jaki można było tam zdobyć poza przypisanym programem.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Kiedyś, gdy była bardziej praworządna, a życie wydawało jej się całkowicie czarne, albo całkowicie białe, być może faktycznie powiedziałaby coś, co by zniszczyło ich relację, może pobiegłaby faktycznie na poszukiwanie aurorów albo zrobiła coś podobnego. Teraz jednak się zmieniła, dorosła, zupełnie inaczej spoglądała na to, co ją otaczało, dostrzegając, że mimo wszystko życie nie było ani trochę jednowymiarowe. Prawdę mówiąc, składało się z tak licznych elementów, że trudno było je zebrać w jedno i określić jakimś wspólnym mianownikiem. Było tego po prostu za dużo, żeby coś podobnego okazało się w ogóle realne. - Jestem cierpliwa, nie martw się. Poszukam w tym czasie innych informacji, może zdołam dotrzeć do tego Beaulieu-Émeri - powiedziała, kiwając lekko głową, bo wiedziała, że jeśli z tym entuzjazmem, jaki dzisiaj ją prześladował, rzuci się na działanie, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nawet jeśli jej głowa wręcz wrzała z ekscytacji. Wszystko potrzebowało czasu, wszystko było czymś dopiero, kiedy nabierało kształtów, a nie jak w tej chwili, było jedynie niewielką powłoczką, która dopiero zaczynała stanowić stelaż czegoś, co miało nadejść. - Owszem, nie przeczę, ale wiem, że to też nie wszystko. Jestem pewna, że różdżka faktycznie w czymś pomaga, ale nie sądzę, żeby w pełni odpowiadała za to, do czego jesteśmy zdolni. Wspomaga nas, to pewne, nie możemy w to wątpić. Jednak, gdyby się nad tym zastanowić, być może dałoby się w takim wypadku stworzyć pierścienie, które podobnie do nich przekazywały nasze zdolności dalej? To również byłaby niewątpliwie niezwykła kumulacja... Będę musiała porozmawiać o tym z Marlą, być może ona zdoła mi to nieco lepiej wyjaśnić - odpowiedziała, z przyjemnością wdając się w dywagacje tego typu, bawiąc się tym i znajdując w tym coś niesamowicie przyjemnego. Bawiła się naprawdę świetnie i nie zamierzała sobie tego odmawiać, tym bardziej że jej oczy wręcz zabłyszczały w tej chwili, jak dwa płomienie. Gdyby zdołała opanować magię bezróżdżkową, być może mogłaby faktycznie stworzyć coś, co pomagałoby jej tę magię kumulować? - Zacznę od Hogsmeade. Będzie mi najłatwiej chodzić tam w wolnym czasie, a biblioteka jest na tyle spora, że na pewno będę miała czego tam szukać. Ale jeśli na coś trafisz, będę wdzięczna za podpowiedź - odparła, uśmiechając się lekko i widać było, że skoro już złapała trop, to nie zamierzała go zostawić. Była gotowa na to, żeby to wszystko pochłonąć w całości, bez gadania, bez zatrzymywania się i myślenia. Chciała wiedzieć, bo wiedza była potęgą.
+
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Ostatnio zmieniony przez Victoria Brandon dnia Sob 14 Paź 2023 - 17:33, w całości zmieniany 1 raz
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ruda z kolei całe życie poruszała się w szarej strefie. Jej rodzina balansowała na granicy prawa, eksplorowała dziedzinę magii, za którą niejedni pewnie ukaraliby ich gorzej niż więzieniem, w którym przebywał ojciec Irvette. Potrafili jednak się bronić, mocno stać na nogach i nie dać sobie złamać karku, pokazując, czym tak naprawdę jest siła de Guise. To właśnie ta siła sprawiała, że dziewczyna była tak chłodna i niedostępna dla innych. Owszem, powoli otwierała się na świat, zdając sobie sprawę, że nie zawsze jej racja jest dobra, ale ciężko było przestać jej patrzeć na innych jak na potencjalnych wrogów. Victoria była nielicznym wyjątkiem, od początku pokazując, że jest porządna, dojrzała i silna. Takie kobiety Irvette ceniła ponad wszystko. -Mam nadzieję! Dotarcie do źródła zawsze jest najlepszym sposobem pozyskania wiedzy! - Szczerze podobał jej się ten pomysł. Choć sama nie wiedziała, jak Victoria mogłaby pozyskać taki kontakt, trzymała za nią kciuki życząc dziewczynie wszystkiego co najlepsze. -Pierścienie? Stylowe, poręczne, podoba mi się. - Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie taki obrót sprawy. Bez wahania zamieniłaby magiczny kijaszek na biżuterię, gdyby tylko miała taką okazję. No i wtedy ryzyko rzucania magii bez różdżki też byłoby mniejsze, gdyby to właśnie ozdoby przyjmowały na siebie cios przeciążenia i błędów wszelakich. -Będziemy w kontakcie. A teraz przepraszam, obiecałam kontrahentom, że dzisiaj się z nimi skontaktuję. Sprowadzam kilka nowych mebli i przyrządów do cieplarni. - Pożegnała się z przyjaciółką i pognała do swojego pokoju, by zabrać potrzebne rzeczy i ruszyć w świat załatwiać biznesy.
//zt x2
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Niby wakacje powoli się kończyły, a ona jednak miała jeszcze tyle planów! Pojechać, chociażby do swoich rodziców, odwiedzić ich, choć na krótki czas albo zobaczyć się z rodzeństwem, o ile ci nie byli zajęci swoimi sprawami. Westchnęła cicho, gdy tak sobie szła spokojnie na śniadanie do kociej kawiarni, w którymś momencie nie zauważyła, mewy, która ją ugryzła, a potem... umarła? Pisnęła w pierwszej chwili z szoku, jaki doznała, odłożyła ptaka w bezpieczne miejsce, a następnie skierowała nogi do kociej kawiarni i pierwsze co zamierzała zrobić to zamówić sobie coś do jedzenia, ale zamiast słów z jej buzi wydobyło się coś, co przypominało bardziej mewie skrzeki. Zasłoniła sobie buzię, mając oczy szeroko otwarte z szoku i wybiegła z tego pomieszczenia czym prędzej, nie wiedząc, co powinna zrobić. A potem pobiegła już tylko przed siebie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie umiała mówić i to wszystko przez tą przeklętą mewę, która ją zaatakowała bez ostrzeżenia i co ona miałaby teraz zrobić? Pójść do uzdrowiciela? Przecież nawet nie wie, jak wyjaśnić tę sytuację, niby mogłaby napisać na kartce, co się stało, ale czy ktoś by uwierzył w tego typu historie? Że straciła głos po tym jak zaatakował ją jakiś biały ptak? Z jednej strony wątpiła, a z drugiej strony... Była w Venetii tutaj mogło się zadziać naprawdę sporo i nie wszystko szło jej po jej myśli, a teraz tym bardziej, bo wakacje się kończyły, a ona chciałaby swój głos z powrotem dla siebie. Była spanikowana to na pewno i nie do końca racjonalnie myślała w tej chwili, dlatego też krążyła bez celu to w jedną stronę, to w drugą zastanawiając się, co powinna zrobić oraz z na jakiej strony to ugryźć. Niby mogłaby pójść do uzdrowiciela, może jedno zaklęcie załatwiłoby sprawę? Nie wiedziała, czy na to było w ogóle lekarstwo? Złapała się za głowę i usiadła na ziemi, nie wiedząc, co ze sobą począć. Jedynie co robiła to, rozczulała się nad sobą i swoim losem straconego głosu. Na pewno wyjście z tej sytuacji. Na pewno. Tylko kiedy to nastąpi, nie miała zielonego pojęcia. I to ją martwiło, nawet jakby chciała z kimś teraz porozmawiać to jak na złość nic nie mogła z siebie wydobyć poza dziwnymi skrzekami.
Miała ochotę usiąść na środku ulicy i się rozpłakać, ale obawiała się, że nawet wtedy jej głos może być dziwny od ptakopodobnych dźwięków. Tak szczerze to nie miała zielonego pojęcia co ze sobą zrobić w tej chwili, zrezygnowana patrzyła na krajobraz za balkonem. Zmarszczyła brwi, a potem poczuła jakieś dziwne chłodne otarcie o swoją nogę i pisnęła, przepraszam, mewiopodobne Skrzeki wydobył się z jej ust. Usiadła na małym siedzisku unosząc nogi ku górze trochę przerażona tym co ją właśnie dotknęła, a czego jej oczy kompletnie nie mogły dostrzec. Miała wrażenie, że na chwile serce jej stanęło ze strachu. Nic nie dostrzegła i nic nie widziała. Przewidziało jej się? Tak, z pewnością to było to, przecież duchy nie istnieją! Raczej. A przynajmniej żadnego na własne oczy nie widziała. Złapała się w miejscu, gdzie miała serce, by je nieco uspokoić i trochę się wyciszyć, jeszcze by się okazało, że ktoś ją usłyszy w takim wydaniu! Miała wrażenie, że wtedy zapadnie się pod ziemie ze wstydu, choć akurat nie wiedziała, czy powinna, bo biedne zwierze oddało życie, aby ona wydawał z siebie krzeko podobne dźwięki, trzeba przyznać, że w takim razie jej poczucie wstydu malało zdecydowanie bardziej, niż mogłaby przypuszczać na samym początku. Miała nadzieję, że jeszcze coś pozwiedza ciekawego, ale z takim głosem to nie było możliwe do zrobienia. Jedyne co chciała to to, aby przeszło to jej najszybciej, może wystarczy tylko poczekać? Może nie ma takiej potrzeby, aby pójść do skrzydła szpitalnego? Na brodę Merlina tak się bała, że tak jej zostanie! A czekał na nią siódmy rok szkolny, nie mogła przecież tak wrócić do szkoły! A co do szkoły, to pewnie będzie czekało ją tam duża ilość nauki oraz kolejne robienie notatek. Westchnęła ciężko. Okej, skrzeki w porównaniu do szkoły nie wydawały się jakoś za specjalnie przerażającą rzeczą, a mimo to jednak wolała swój głos od cudzego, którego dostała w niemiłym prezencie od jakiegoś ptaszyska. Czy to już mogłoby sobie pójść? Dziękuje. Zaczęła krążyć w tą i z powrotem niezdecydowana i nerwowa, nowa poczuła jakieś otarcie o swoją nogę, czyżby kolejny duch jakiegoś kota? Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, po czym zdecydowała się wyjść z tego miejsca.