Po środku niczego, niespodziewanie, znajdują się zamknięte drzwi, których pochodzenia nie zna nikt, a nawet o ich istnieniu wie niewiele osób, jedynie ci, którzy zapuszczają się w swojej eksploracji naprawdę głęboko na teren wyspy. Na drzwi nie działają zaklęcia, nie da się ich wyważyć, a zamka wyłamać. Jeśli się jednak skupić i przyłożyć do nich ucho, sprawiają wrażenie, jakby biło od nich dziwne, magiczne ciepło, a w zupełnej ciszy da się usłyszeć szelest oddechu gdzieś z drugiej ich strony.
Rzuć obowiązkową kością, by dowiedzieć się, co Cie czeka.
Spoiler:
1 - szmer wydobywający się ze szczelin między deskami wpływa na Ciebie bardzo usypiająco, nie wiesz kiedy i jak, ale zasypiasz pod drzwiami na długie godziny, obudzić Cie może tylko inny gracz, który znajdzie Cię w tej lokacji 2 - coś Cię podkusiło, by jednak spróbować te drzwi otworzyć, chwilę szarpiesz się z okrągłą gałką, jednak ta nagle bucha żarem, rozpalając się do czerwoności i parząc Cię w rękę! Lepiej, by ktoś Cię opatrzył 3 - kiedy spędzasz czas, niemal zahipnotyzowany tymi drzwiami, zastanawiając się, skąd właściwie się tu wzięły, okazuje się, że obserwuje Cie wiele par oczu. Stworzenia, których nigdy nie widziałeś, przypominają angielskie ogrodowe gnomy, mają jednak paszcze pełne zębów, które szczerzą łakomie na Twój widok. Rzuć k6
Spoiler:
parzysta: istotki rzucają się na Ciebie, musisz się bronić! K100 z wynikiem powyżej 70 oznacza zwycięstwo, za każde 10 punktów w zaklęciach możesz wykonać przerzut. Jeśli Ci sie nie uda, wygryzają Ci kawałek łydki nim uciekniesz i potrzebujesz poważnej pomocy medycznej... nieparzysta: poza tym, że są upiorne i gapią się na Ciebie jak na najpyszniejszy posiłek, nie robią nic, a kiedy próbujesz je łapać, uskakują zwinnie jak rybki.
4 - siadasz na chwilę oddechu pod drzwiami i zapadasz w dziwny letarg, jeśli jesteś tu z osobą towarzyszącą, przestajesz rozumieć, co do Ciebie mówi, wszystko staje się zagłuszone i tracisz słuch na dwa wątki, jedyne co słyszysz, to szmer niewiadomego oddechu tuż przy swoich uszach... 5 - diabelskie sidła! Kto by się ich spodziewał w Wenecji?! O ile posiadasz 10 pkt z Zielarstwa, możesz się z nich uwolnić, jeśli nie, inny gracz musi Ci w tym pomóc, wołaj o ratunek! 6 - dotykasz drzwi, a ich faktura i kolor nagle pokrywają całe Twoje dłonie i przedramiona, wspinając się w mig wyżej, aż całe twoje ciało przypomina takie zrobione z drewna i desek, czujesz się zesztywniały, ciężko Ci się ruszać, musisz się męczyć z tym efektem przez najbliższy wątek
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wyprawa na opuszczoną wyspę może nie była najmądrzejszym pomysłem, ale zdecydowanie to miejsce ciekawiło Irvette. Miała wrażenie, że kryje się tam coś więcej i chciała odkryć, co to może być. Zapytała Larkina, czy przypadkiem nie chce wybrać się z nią i o dziwo chłopak się zgodził. -Byłeś już tu? - Zapytała ciekawa, czy może Swansea ma jakąś większą wiedzę niż ona na temat tego miejsca. Szczerze nie przyszła tu z żadnym konkretnym celem, więc na ten moment po prostu eksplorowali okolicę. -A to, co? - Zapytała, gdy nagle dostrzegła jakieś ukryte drzwi. Wyjęła różdżkę i ostrożnie się do nich zbliżyła. Początkowo wszystko wydawało się być w normie, ale gdy podeszła bardzo blisko, wyczuła bijące od nich ciepło. -Mam wrażenie, że tam ktoś jest. - Odpowiedziała pewna, że usłyszała po drugiej stronie jakiś oddech. Chciała rzucić Humanum Revelio, ale to niestety nie przyniosło skutków poza tym, że oczywiście wykryło obecność towarzyszącego jej chłopaka.
Nie było nic dziwnego w ich wspólnym wyjściu, skoro zwyczajnie lubił Irvette. Nie miał wcześniej okazji poznać jej lepiej, ale odnosił wrażenie, że być może musiał wyrwać się z Hogwartu, aby znaleźć czas na poznawanie innych. Prawdziwe poznawanie, a nie jedynie spędzanie wspólnie lekcji i powtarzanie do egzaminów. - Nie bardzo. Samego mnie nie ciągnęło, a nie wiedziałem z kim miałbym się wybrać - odpowiedział zgodnie z prawdą, uśmiechając się kącikiem ust do rudowłosej, rozglądając się po chwili znów po okolicy. Szkicownik i ołówek miał ze sobą, gotów przełożyć na papier to, co mógłby uznać za przydatne w przyszłości, co mogłoby dać mu odrobinę inspiracji. Przesuwał uważnie spojrzeniem po okolicy, dostrzegając po chwili drzwi, o których w tym samym momencie wspomniała Irvette. -Drzwi… Donikąd? - zapytał, pamiętając schody prowadzące donikąd z Avalonu. Podszedł bliżej dziewczyny, spoglądając na drzwi, mając wrażenie, że i on czuje czyjąś obecność. Zupełnie jakby ktoś go obserwował. - Dobra, podzielam wrażenie i możesz nazwać mnie tchórzem, ale nie wiem, czy warto sprawdzać, kto jest po drugiej stronie… Na swoją obronę mam tyle, że nie jestem wprawnym zaklęciarzem - mruknął, odwracając się, aby stanąć oko w oko z czymś, co wyglądało jak gnomy ogrodowe - paskudne, małe, mające ostre zęby.
Ukończenie szkoły zdecydowanie dobrze wpływało nie tylko na relacje Larkina, ale też na samą Irvette. Dziewczyna nie mogła się nacieszyć faktem, że w końcu może być niezależna i zająć się tym, co naprawdę sprawiało jej radość. Oczywiście najpierw zamierzała zrelaksować się na wakacjach, choć w tym nie była najlepsza, myśląc ciągle o tym, jak może rozbujać swój nowo zakupiony biznes. -Rozumiem. Wiele się o tym miejscu słyszy w Venetii. - Pokiwała głową, nie wspominając o tym, że sama już tu była, zwiedzając tajemnicze zakamarki opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Zdecydowanie nie miała zamiaru się chwalić tym, jak wiele radości sprawiła jej chociażby walka z inferiusami. -Nie jestem pewna. - Przyznała cicho, mając wrażenie, że za drzwiami mimo wszystko coś się kryło. -Wystarczy, że umiesz się teleportować. Nie chcę zabrzmieć egoistycznie, ale z różdżką radzę sobie całkiem nieźle. - W jej oczach pojawił się tajemniczy błysk, po czym szmaragdowe tęczówki nieco pociemniały, dając znak, że dziewczyna szykuje się na ewentualną konfrontację z tym, co może na nich czyhać po drugiej stronie drewna. De Guise nie czekała długo, wyciągnęła rękę, by złapać gałkę, ale gdy tylko jej dotknęła, poczuła przeraźliwy ból, a jej dłoń poparzyła się dotkliwie. Rudowłosa syknęła cicho, nauczona by nie dawać po sobie poznać bólu. -Chyba to miejsce nie chce, byśmy je odkryli. - Zauważyła, wyczarowując chłodzącą narośl w miejscu poparzenia. -Myślisz, że powinniśmy stąd iść? - Zapytała, dopiero wtedy dostrzegając szczerzące się na Swansea gnomy. -Myślę, że zdecydowanie powinniśmy stąd iść. - Sama sobie odpowiedziała na pytanie, czując w kościach, że to miejsce robi wszystko, by ich przegonić.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
- To jak u nas mnóstwo się słyszy o Zakazanym Lesie i wszystkim co tam się kryje. Jednych zachęca to do zakręcania się na jego teren, a pozostałym wystarcza poruszanie się w obrębie jego granic… - zauważył, wzruszając lekko ramionami. Sam nigdy nie był w Zakazanym Lesie dalej, jak przy zagrodzie dla pegazów. Lubił obserwować i rysować testrale, a tych nie trzymano tuż przy zamku, więc musiał czasem naginać zasady. Teraz jednak nic nie stało im na przeszkodzie zwiedzania w pełni Venetii, także jej drugiej wyspy. Jednak inną sprawą było samo słuchanie i zwiedzanie, a inną pakowanie się w sytuacje, które nie były jasne, które były ryzykowane. W takich chwilach Larkin wiedzial, że bez czyjejś pomocy nie był w stanie sobie poradzić. Teraz także spojrzał na Irvette kręcąc lekko głową. - W podobnych chwilach teleportacja może zakończyć się dla mnie rozszczepieniem. Jestem dobry tylko w tworzeniu i powiedzmy w transmutacji - powiedział, krzywiąc się lekko, kiedy tylko zauważył gnomy i miał świadomość, że musi w jakiś sposób sobie z nimi poradzić. Od razu przypomniał sobie walkę z duchem rycerza na zamkach w Avalonie i podpowiedź Victorii, aby używał transmutacji do walki. Płynnym ruchem wyjął różdżkę, zmieniając powierzchnię przed gnomami w taflę lodu, a następnie rzucił kilka dodatkowych zaklęć, przemieniając elementy otoczenia tak, że ostatecznie zdołał odstraszyć gnomy nim te rzeczywiście rzuciły się na niego. Przez chwilę stał jeszcze nieruchomo, wpatrując się w pobojowisko przed sobą, nim wymamrotał enutitatum. - I czekaj, mówiłaś… Ach, nie przejmuj się odrobiną egoizmu. Wiem, że wszyscy są lepsi ode mnie w zaklęciach i obronie - próbował wrócić do przerwanej rozmowy, dostrzegając po chwili narośl na jej dłoni. - Co się stało? - dopytał, marszcząc brwi, próbując zrozumieć co mogło zranić dziewczynę.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Westchnęła cicho. Miejsce, o którym wspomniał Larkin było dla niej takim paradoksem, że ciężko było jej w ogóle wyrazić wszystko, co na ten temat myślała. -Zakazany las jest żartem. I nie mam tu na myśli kwestii bezpieczeństwa, a tego, jak się do niego podchodzi. Skoro tak się o nas troszczą, żebyśmy tam nie wchodzili, czemu nie postawią jakiejś bariery wokół? Ponoć jednego roku takowa powstała. Poza tym, nie ma sensu też zabieranie tam uczniów na lekcje. To się kłóci z ich narracją, nie uważasz? - Wypowiedziała się tak kulturalnie, jak tylko się dało. Nie potrafiła zrozumieć myślenia dyrekcji w kwestii i choć jako studentka stosowała się do narzuconych reguł, tak nie do końca się z nimi zgadzała. -Rozumiem. A biegać chociaż potrafisz? - Pozwoliła sobie na odrobinę humoru. Oczywiście była pewna, że w razie czego obroni ich oboje, ale już nie mogła obiecać, że mając do wyboru swoje życie lub życie Swansea, postanowi ratować to drugie. Larkin zajmował się gnomami, a Ruda pakowała się w pułapkę. Od kiedy zrobiła się taka lekkomyślna? Nie miała pojęcia, ale zdecydowanie musiała znów zacząć bardziej uważać, bo nie wychodziło jej to wszystko na dobre. -Może chciałbyś kiedyś poćwiczyć razem? Jakiś pojedynek, czy coś? Mogłabym spróbować Ci pomóc. - Zaproponowała, bo brakowało jej takiej zdrowej walki. No, może chciała poużywać sobie czarnej magii, ale tego oczywiście nie mogła w wypadku, gdy obok stałby L.J., czy inna osoba, która nie należała do jej najbliższego grona. -Och, drzwi mnie poparzyły. Chyba faktycznie, lepiej będzie zostawić je w spokoju. - Przyznała, automatycznie spoglądając na swoją dłoń, którą powoli mogła już opatrywać dalej.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Uśmiechnął się lekko, kiedy Irvette mówiła o Zakazanym Lesie, mimowolnie zastanawiając się nad jej słowami. Tak naprawdę nigdy nie spoglądał na to w ten sposób, ale też zwykle interesował się wszystkim innym, tylko nie zasadami, zakazami i jakimiś ograniczeniami. Oglądał ludzi, szukał piękna i aby je znaleźć nie musiał wychodzić poza mury zamku, więc tego nie robił. Zastanawiał się przez moment nad odpowiedzią i chciał się odezwać, kiedy dostrzegli drzwi, które z miejsca przejęły całą jego uwagę. - Biegać tak, aż taką niezdolny nie jestem - odpowiedział, mimowolnie kręcąc głową. Rozumiał drobne złośliwości i prawdę mówiąc sam sobie wyrzucał braki w umiejętnościach. Mimo wszystko powinien potrafić w jakiś sposób uciec od niebezpieczeństwa, a nie był mistrzem w zaklęciach, nawet przeciętny nie był, do tego nie potrafił się porządnie teleportować, a na koniec nie potrafił nawet latać na miotle. Pozostało mu tylko bieganie i leczenie po rozszczepieniu w przypadku teleportacji. Rozprawienie się z gnomami było łatwiejsze, niż zakładał, a po wszystkim został dziwny niedosyt. Czegoś mu brakowało, ale nie wiedział czego i dopiero propozycja Irvette sprawiła, że coś w nim zaskoczyło. Chciał uczyć się zaklęć w innych warunkach niż w szkole, chciał umieć się bronić, potrafić rzucać trudniejsze zaklęcia niż lumos. - Wiesz… Właściwie chętnie. Tylko ja naprawdę nie jestem w tym dobry - powiedział, spoglądając uważnie na Irvette, a później na narośl na jej ręce, kiwając lekko głową, kiedy usłyszał, że już zajęła się oparzeniem i było lepiej. - Widać to jeden z powodów, dla których tutejsi mieszkańcu unikają tej wyspy… A co do Zakazanego Lasu, właściwie nie wiem czy historie o nim nie są przesadzone, żeby straszyć uczniów, a jednocześnie dać stworzeniom miejsce do bezpiecznego egzystowania. Jednak faktycznie, gdyby chcieli, aby tam nikt nie wchodził, mogliby wznieść odpowiednią barierę - powiedział po chwili, raz jeszcze rozglądając się wokół, obawiając się, że gnomy mogłyby wrócić i zaatakować niespodziewanie.
Ona nie potrafiła tak patrzeć na świat. Musiała znać obowiązujące reguły, by wiedzieć, na łamanie których z nich może sobie pozwolić. Owszem, doceniała i zauważała piękno, ale też wiedziała, że potrafi być ono złudne i wprowadzić człowieka w sytuacje, w których nie chciał się znaleźć. -Nie to sugerowałam. - Przygryzła wargę, oczywiście nie łapiąc, jeśli był to żart. Nie chciała go urazić, ale czasem miała wyczucie chwili bardzo nieistniejące. Na szczęście atmosfera wciąż pozostawała raczej przyjazna. -I dlatego trening jest wskazany! - Zauważyła żywo. Uwielbiała pojedynki. Możliwość rozprostowania różdżki zawsze ją ekscytowała i pozwalała przetestować swoje granice. Oczywiście mowa o pojedynka z ludźmi, których nie mogła potraktować zakazaną magią. Tamte były zbyt proste, choć równie radosne dla Irv. -Jeden z wielu, jak mniemam. Ten szpital psychiatryczny też lepiej omijać. - Zgodziła się, mimowolnie zdradzając, że poznała już Opuszczoną Wyspę z nieco innej perspektywy także. -Tak by było najrozsądniej. Szkoła to jednak w pewnym sensie polityka i na pewno mają w tym jakiś interes. I wątpię, żeby chodziło tylko o spokój mieszkających tam zwierząt. - Dopełniła myśli, sugerując następnie, by przeszli może nieco dalej. Nie było sensu stać i czekać, aż znowu coś im się stanie. -Widzisz, w Beauxbatons zwierzęta chodziły wolno i miały szacunek każdego. Te bardziej niebezpieczne trzymano w zabezpieczonych zagrodach, ale też raczej mało kto interesował się robieniem im krzywdy. Może to obecność wil wokół wypracowała nam podobną wrażliwość. Dużo częściej spotykało się harpie na korytarzu niż jakąś akromantulę, a mimo to tworzyliśmy dość zżyte społeczeństwo. - Zaczęła się zastanawiać na głos, skąd niektóre rzeczy mogły się wziąć. Wiedziała, że wychowanie i środowisko miało ogromny wpływ na ludzi, dlatego też wspomnieniami uciekła do swojej ukochanej szkoły.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
- Wiem - zapewnił od razu Larkin, uśmiechając się lekko do rudowłosej. Mimo tego, co o niej mówiono w Hogwarcie, on sam nie doświadczył z jej strony złośliwości, które miałyby go zniechęcić do tej relacji. Wręcz przeciwnie i to powodowało, że tak naprawdę nie podejrzewał, aby wcześniejsze pytanie dziewczyny miało go w jakiś sposób obrazić. - To w takim razie możemy coś spróbować poćwiczyć… Może uda się i nie będę taką łamagą, choć… Rok temu ktoś powiedział mi, że w pojedynkach mogę korzystać z transmutacji, zamiast skupiać się na zaklęciach z zakresu obrony przed czarną magią - powiedział, mimowolnie przypominając sobie dawną rozmowę z Victorią. Teraz kiedy miał okazję walczyć z gnomami, widział sporo racji w radzie, jaką otrzymał od Krukonki. Ostatecznie transmutacja także mogła zostać wykorzystana do walki, a to zwiększało jego szanse na przetrwanie w jakichkolwiek sytuacjach. No, może poza spotkaniem z dementorem, ale o tym nie chciał póki co myśleć. - Innymi słowy ta polityka jest kolejnym powodem, dla którego należy się cieszyć, że się już opuściło zamek… Do tego możliwość uczenia się tego, czego się chce, wtedy kiedy się chce… Nie tęsknię za nauką - wyznał, uśmiechając się kącikiem ust, kiedy ruszyli dalej, nie komentując tematu szpitalu znajdującego się na wyspie. Nie miał zamiaru tam iść, zdając sobie sprawę z własnych zdolności, które nie były zdolnościami walecznymi. - Stałe obcowanie z wilami pomogło wam w jakiś sposób stać się odpornymi na ich urok? Czy nie da się tego w podobny sposób przezwyciężyć? Pytam z ciekawości, bo no, jak jest w Hogwarcie to wiesz, a jednak mamy półwile w kadrze nauczycielskiej i ciekawiło mnie, czy tacy robią na przykład na tobie wrażenie, czy właśnie nie - dopytał, od razu próbując wyjaśnić swoje zainteresowanie, choć nie był pewien, czy jego słowa zostały zrozumiane. Jednak wile były piękne, były niezwykłe i był ciekaw, czy obcując codziennie z pięknem ono mogło spowszednieć. Nie sądził, ale mógł się mylić.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Klasnęła w ręce na te rewelacje, bo owszem, Larkin miał sporo racji. -Transmutacja podczas pojedynku to potężna broń. Szkoda, że sama nie do końca potrafię się nią posługiwać. - Wyznała, nie wspominając oczywiście, że chociaż w transmutacji jest tragiczna, ma w rękawie inną, o wiele potężniejszą i brutalną broń. Gdyby jednak potrafiła magicznie wpływać na strukturę rzeczy i ludzi na pewno wykorzystałaby to bardzo ciekawie i bardzo boleśnie. -A ja za Hogwartem. - Posłała mu serdeczny i znaczący uśmiech. Rzadko spotykała kogoś, kto miał tak dojrzałe podejście do edukacji w zamku jak Larkin. Wiele osób patrzyło na czasy spędzone w Hogwarcie przez pryzmat dobrej zabawy i spotkań ze znajomymi, ale przecież to była tylko część całego doświadczenia. Doświadczenia, które w przypadku czarodziei i czarownic z Wielkiej Brytanii, trwało naprawdę długo. -Odporność na urok wili można zdobyć na kilka bardzo konkretnych sposobów, których raczej nie uczą poza Durmstrangiem. - Ona mogła się oprzeć tym magicznym stworzeniom dzięki hipnozie, ale była jeszcze przecież oklumencja, która mogła dać czarodziejowi siłę, by nie poddać się wilowatości. -Na pewno wyczuliło nas to na ich obecność. Ciężko nie rozpoznać wili nawet, jeśli próbuje ukryć swoje geny. Niestety, samo oparcie się urokowi... To chyba zbyt potężna magia, by tak po prostu powiedzieć, że na Ciebie nie wpływa. Oczywiście wszystko zależy jeszcze od krwi. Ćwierćwilom można się nieco postawić, ale półwile i ich rodzice to bariera praktycznie nie do przeskoczenia. - Chciałaby, że odpowiedź była jednoznaczna i prosta, ale niestety, z magicznymi genami nie dało się wygrać samą siłą chęci i tym, że dzieli się z nimi dormitorium. Szczególnie, gdy młodzi potomkowie wil nie panują jeszcze do końca nad swoimi zdolnościami.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
- Ja za to nie jestem nigdy pewien, które z zaklęć naprawdę mogę wykorzystać jako broń. Tak naprawdę zwykle, kiedy z niej korzystam, nie myślę, czy coś jest kręgowcem, czy nie, grzybem, czy zwykłą rośliną. To po prostu się wie, a w przypadku walki, jak to coś przed chwilą, to zaczynam się nad wszystkim zastanawiać - przyznał, wzruszając lekko ramionami. Zdecydowanie inaczej używało się tych zaklęć w trakcie pracy, a inaczej kiedy adrenalina krążyła w żyłach i jeśli Larkin miałby być całkowicie szery – nie podobało mu się to uczucie. Zdecydowanie wolał adrenalinę związaną z presją czasu, ze świadomością, że może w każdej chwili stracić klienta, jeśli nie wykończy zamówienia na czas. Odwzajemnił uśmiech Irvette, czując że zdecydowanie wiedział, o co jej chodziło i mógł częściowo zgodzić się z jej podejściem do Hogwartu. On sam… Nie czuł nic względem instytucji, ale cieszył się, że nie musiał już tam wracać. - Czyli poza ochroną swojego umysłu, nie ma za bardzo sposobu ochrony przez wilami… To dość oczywiste, a jednak czuję się zaskoczony, że obcowanie z nimi nie ma żadnego większego wpływu poza tym, że, jak mówisz, jesteście bardziej na nie wyczuleni - odpowiedział, przesuwając dłonią po brodzie. - Myślisz, że podobnie jest z szeroko pojętym pięknem? Otaczając się nim, stajesz się bardziej wyczulona na nie, dostrzegasz je wokół siebie, czy przeciwnie? Może rzeczywiście spowszednieć? - zapytał w końcu, spoglądając znów na Irvette, dopytując jeszcze o jej dłoń, czy już było z nią lepiej.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
-Tak naprawdę wszystkie, jeśli potrafisz wyjść poza schematy ich tradycyjnego działania. A w wypadku pojedynku z ludźmi, raczej nie trzeba się zastanawiać nad ich przynależnością do grupy kręgowców. - Wtrąciła swoje trzy knuty. Ona zdecydowanie nie narzekała na brak wyobraźni jeśli chodziło o sposoby krzywdzenia ludzi. Nie miała zbyt wielu okazji by z nich korzystać, ale gdy już przychodziło co do czego, to raczej nie miała w zwyczaju się ograniczać. Temat wilowatych był dość ciekawy dla Rudej z wielu względów i widać było, że Larkin też chętnie podyskutuje nad problemem głębiej. Niestety żadne z nich nie znało magicznego remedium na ich urok. -Niestety. - Potwierdziła tylko, bo sama wolałaby żeby to wszystko wyglądało nieco inaczej. -Myślę, że nie jest to ten sam przypadek. Piękno sztuki jest na tyle wszechstronne, że można je za każdym razem odkrywać na nowo. Wiąże się z emocjami twórcy i odbiorcy, a piękno wili jest narzucone przez magię. Nie przemawia do Twoich osobistych uczuć i upodobań, a jedynie zaćmiewa Twój umysł i wymusza zachwyt. - Nie była ekspertką w tej dziedzinie, ale dla niej tak to właśnie wyglądało. Sama przecież kochała chodzić do galerii, czy teatru i czerpać z artystycznego piękna, bo ten zachwyt wychodził z niej naturalnie. Po uroku wili, nie czuła tego samego, a wręcz przeciwnie, ogarniała ją złość, że ktoś może wpłynąć nawet na tak proste i powierzchowne reakcje jej umysłu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
- W przypadku pojedynku z ludźmi nie, ale z częścią stworzeń później się waham, co… Jakby się zastanowić jest śmieszne - powiedział, na moment urywając, w końcu prychając śmiechem. Kręgowce, bezkręgowce - te dwie grupy było dość łatwo rozróżnić, a jednak w trakcie walki z gnomami miał chwilę, że nie wiedział, z czym ma do czynienia. Nie znał gatunku, więc nie wiedział, ale nie wpadł na to, że skoro wyglądało jak gnomy, skoro stało na dwóch nogach, to najprawdopodobniej były to kręgowce. Nie było jednak sensu rozważać tego już po czasie. Mógł za to zapamiętać to, co się teraz stało i zwyczajnie wykorzystać w przyszłości, jeśli znów przyjdzie mu do podobnej walki. Przez chwilę zastanawiał się, czy byłaby możliwość stworzyć amulet, który tworzyłby coś na wzór banki ochronnej wokół noszącego, aby wiła nie mogła go zauroczyć, ale dość szybko doszedł do wniosku, że podobny przedmiot przerastał jego zdolności zaklinania. Wolał skupić się na rozmowie o pięknie, po chwili kiwając głową na znak zgody ze słowami Irvette. To rzeczywiście były dwa różne problemy, które, choć pozornie podobne, całkowicie się różniły. - To póki co nie będę się niczym martwił… Wiesz, mam plan, żeby w domu, który jest kolejny na liście do kupienia, większość rzeczy stworzyć samemu, aby właśnie to piękno, ta sztuka była wokół… Będę mógł osobiście testować spowszednienie piękna przedmiotów użytku domowego - wyznał, uśmiechając się kącikiem ust. Jeszcze przed długi czas kontynuowali rozmowę, spacerując po wyspie, nim zdecydowali się wracać.