Na początku nie bardzo wiesz w jakim pomieszczeniu aktualnie się znajdujesz. Dopiero gdy rozświetlisz sobie wnętrze starym sprawdzonym lumosem widzisz, że okna zostały tu zamurowane, nie przepuszczając żadnego światła z zewnątrz. Gdy twój wzrok przyzwyczai się do mroku, dostrzegasz charakterystyczną dla kostnicy półkę, w której trzymano ciała przed ostatecznym pochówkiem. W powietrzu unosi się woń stęchlizny, przesiąknięty latami zapomnienia, a na podłodze porozrzucane są kości i czaszki pokryte pajęczynami. Wzdłuż ścian ustawione są regały pełne dokumentacji z sekcji zwłok, zawierające historie bólu i cierpienia dawnych pacjentów. Czujesz obecność zbłąkanych dusz i co rusz masz wrażenie jakby lodowate palce zaciskały się na twoim karku. Nie jesteś w stanie pojąć ogromu tragedii jaka miała tu miejsce. Nie masz jednak czasu na głębokie analizy i opłakiwanie każdej ofiary, bo maluje się przed tobą wizja, że niebawem podzielisz ich los. Wyczuwasz ruch w rogu pomieszczenia, a kiedy świecisz tam różdżką już wiesz, że czeka cię walka z inferiusami, bo ucieczka nie wchodzi w grę.
Obowiązkowo rzuć 5xlitera.
Scenariusz:
5 spółgłosek - kompletnie sobie nie radzisz. Każde twoje zaklęcie kończy się fiaskiem, a próba stawienia czoła żywej śmierci kończy się dla ciebie niezbyt przyjemnie. Inferiusy atakują cię, masz na ciele wiele ciężkich ran, z których sączy się krew i tak naprawdę cudem uchodzisz z życiem i wydostajesz się z pomieszczenia. Musisz napisać 3 posty na minimum 2 tysiące znaków w świątyni Westy opisując przebieg twojego skomplikowanego leczenia. Możesz rzucać kostką w następnej, finalnej lokacji pod warunkiem, że uwzględnisz w swoim poście na 500 znaków jak zajmujesz się swoimi obrażeniami. 4 spółgłoski, 1 samogłoska - kiepsko idzie ci ta bitka. Jesteś tak sparaliżowany strachem, że ledwo utrzymujesz różdżkę w dłoni, a tym samym pudłujesz prawie każde zaklęcie. Jesteś cały obolały, masz zmasakrowaną jedną nogę i kręci ci się w głowie. W ostatniej chwili przytomniejesz, rzucasz poprawne zaklęcie na inferiusa stojącego przy drzwiach i uciekasz stąd. Po wyjściu ze szpitala musisz napisać 1 post na minimum 2 tysiące znaków w świątyni. 3 spółgłoski, 2 samogłoski - w najgorszych koszmarach nie śniło ci się, że staniesz w szranki z grupą ożywionych zwłok. Jesteś jednak zdeterminowany, aby nie dołączyć do ich szeregów, więc miotasz zaklęciami na prawo i lewo, próbując pokonać przeciwnika znacznie silniejszego od ciebie. Po kilku minutach, które trwają wieczność, w końcu pozbywasz się ostatniego z nich i wychodzisz z kostnicy, słaniając się z wyczerpania. Po wyjściu spotykasz Chatterino, który oferuje ci eliksir wiggenowy w zamian za jedno szczęśliwe wspomnienie. Jeśli przyjmiesz jego podarunek i poświęcisz swoje radosne chwile, szybko dochodzisz do siebie, ale w 2 następnych wątkach czujesz się przygnębiony, jakby czegoś ci brakowało. Jeśli jednak odrzucisz propozycję goblina, musisz napisać post na 1500 znaków jak się leczysz sam (jeżeli masz min. 15 pkt z uzdrawiania) albo w świątyni, chyba że przyniosłeś ze sobą wiggenowy. 2 spółgłoski, 3 samogłoski - sytuacja nie wygląda kolorowo. Jesteś w zamkniętym pomieszczeniu z istotami, które nie czują bólu i są bezwzględne. Pewnie nie tak wyobrażałeś sobie wakacyjną przygodę, ale nie pozostało ci nic innego jak wytężyć umysł i przypomnieć wszystkie lekcje, na których było coś o inferiusach. Możesz postawić albo na swoje umiejętności zaklęciarskie albo na spryt i gibkość, aby jak najszybciej opuścić to przesiąknięte śmiercią pomieszczenie. I kto wie czy jesteś taki zdolny czy czuwał nad tobą sam Merlin, ale w końcu docierasz do drzwi. Już masz szybcikiem stąd wychodzić, kiedy zwłoki rzucają się na ciebie i gryzą cię w kilku miejscach. Nie są to obszerne rany, ale bardzo bolesne, a w dodatku gubisz 40 galeonów. Cóż, przynajmniej przeżyłeś! 1 spółgłoska, 4 samogłoski - robisz szybką ocenę sytuacji i ustawiasz się w najbardziej dogodnym miejscu, aby poprowadzić atak. Zwłoki nie mają jak cię podejść od tyłu, bo taktycznie stanąłeś przy regale, osłaniając swoje plecy. Rzucasz zaklęcia bardzo sprawnie, pokonując jednego za drugim, jakbyś przygotowywał się do tej walki miesiącami. Podczas próby podpalenia ostatniego inferiusa, pojedyncza iskra wpada na regał, który zaczyna płonąć. Masz lekko poparzone plecy, ale udało ci się wygrać z żywą śmiercią. Nie zapomnij ugasić pożaru, bo chyba nie chcesz, aby cały szpital poszedł z dymem! Zdobywasz +1 pkt z zaklęć. 5 samogłosek - jesteś zaklęciarzem z krwi i kości. Czyżbyś już kiedyś stoczył batalię z tymi okrutnymi stworzeniami? Radzisz sobie doskonale. Prowadzisz idealną szarżę i nie pozwalasz im się do siebie zbliżyć ani cię zaskoczyć. Raz dwa nokautujesz wszystkie inferiusy, wychodząc z tej sytuacji bez szwanku. Brawo. Zdobywasz +1 pkt z zaklęć i +1 pkt z CM.
Modyfikatory: - za każde 15 pkt z zaklęć przysługuje ci przerzut; - za każde 20 pkt z CM przysługuje ci przerzut; - mając specjalizację kuferkową z CM "czarnomagiczne zaklęcia ofensywne" lub z OPCM "ofensywne" możesz zmienić jedną spółgłoskę na samogłoskę; - mając cechę eventową dwie lewe różdżki (zaklęcia) musisz zmienić jedną samogłoskę na spółgłoskę (jeśli nie wylosowałeś żadnej samogłoski to nic się u ciebie nie zmienia; liczą się także kostki z ewentualnych przerzutów); - mając cechę eventową pojawiam się i znikam (i oczywiście zdany kurs na teleportację) możesz od razu teleportować się do ostatniej lokacji szpitala (uznaj, że wróciłeś na dziedziniec, a tam znalazłeś ukryte przejście do ogrodu); - postaci dorosłe, które ukończyły studia, mają jeden dodatkowy przerzut ze względu na większe doświadczenie niż uczniowie/studenci;
Yekaterina po wyjściu z sali rekonwalescencji poczuła się naprawdę lepiej. Zupełnie tak, jakby dopiero teraz poradziła sobie po spotkaniu z boginem, a przecież było to co najmniej dwa pomieszczenia temu. Rosjanka miała wrażenie, że wszędzie tu kryją się jakieś złe, złowieszcze rzeczy, które tylko czekają na to, żeby pognębić śmiałka, który odważył się tu wejść. Cały ten szpital aż tchnął czarną magią, to to pomieszczenie już w szczególności. Kiedy tu weszła, od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Poczuła obecność, która wywoływała u niej ciarki na plecach. Odwróciła się i dostrzegła w kącie inferiusy. Na brodę Merlina, czy jej naprawdę musiało przytrafiać się tu wszystko, co najgorsze? Yekaterina nie była wybitną zaklęciarą. Jej specjalność dotyczyła magicznych stworzeń, głównie pegazów, ale i tak miała trochę w zanadrzu. Miotała czarami na wszystkie strony, walcząc jak wściekła kocica. Wreszcie udało jej się uciec inferiusom, ale szalenczy bueg wyciągnął z niej wszystkie siły. Kiedy goblin zaoferował jej elisir, rozpłakała się. Naprawdę miała pozbywać się kolejnej radośniej chwili? Swoich wspomnień? Części siebie? Ale chciała przeżyć, wydostać się z tego miejsca i odzyskać wreszcie święty spokój. Oddała goblinowi jakieś drobne, ale naprawdę szczęśliwe wspomnienie z jednej z licznych jazd konnych, a potem szlochając wciąż od tego wszechogarniającego nieszczęścia ruszyła dalej. Z/t
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
poprzednia lokacja: Sala rekonwalescencji kostki: 2samogłoski, dwa razy ten sam wynik ekwipunek: różdżka, eliksir wiggenowy dwie porcje (6/6), beret uroków (+1opcm) zyski/straty: +1 OPCM, oddana lunaballa, zakażenie chorobą Mortus, straszne blizny, które trzeba wyleczyć, inaczej zostaną do konca życia, przez dwie lokacje wybieram gorszy wynik
Obolała, nieszczęśliwa, szlochająca cicho Xanthea ruszyła przed siebie, wlokąc nogami jak kupka nieszczęścia. Taki dobry początek i takie tragiczne rozwinięcie przygody! A może nie powinna była tu przychodzić? Może trzeba było spojrzeć w przyszłość, odkryć co się stanie i trzymać się od tego miejsca z daleka? To nie było to samo co wesołe przygody z Xaylah. Cierpienie, bol, samotność i... Inferiusy?! O nie, jakby brakowało jej nieszczęść! Czarownica zaczęła miotać zakleciami na wszystkie strony i uciekać jak oszalała. Umknęła stworom. Była bezpieczna, ale też miała wrażenie, że zaraz umrze z wyczerpania. Chciała do domu. Nie do mieszkanka w Hogs, chciała do domu rodzinnego, chciała znów zobaczyć Xion, chciała przeżyć z nią całe życie, a nie umrzeć tu przez tę cholerną ciekawość! Kiedy zobaczyła goblina, odrzuciła jego ofertę. Przecież miała własny eliksir. Miała tyle do leczenia... Jeszcze chwilkę, zaraz znajdzie wyjście i uwolni się od tego wszystkiego. Z/t
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
poprzednia lokacja: sala rekonwalescencji kostki: 4 spółgłoski, 1 samogłoska ekwipunek: różdżka, woda, jedzenie, zyski/straty: utracone wspomnienie, zdobywa 1 pkt z OPCM, pozłacany bukłak (+2 do eliksirów), +1pkt z ONMS, zmasakrowana noga (2k znaków w świątyni);
Nicholas po wejściu do pomieszczenia skrzywił się, widząc jak ciemno było w tej sali. Nie podobało mu się to, wiec rozświetlił sobie mrok światłem różdżki i właśnie wtedy dostrzegł kątem oka ruch w kącie kostnicy. Kiedy się tam odwrócił, cały pobladł ze strachu. Inferiusy były jednymi z najgorszych, najbardziej odrażających stworzeń, jakie znał, może pomijając same dementory. Miotał zaklęciami na oślep, praktycznie zawsze pudłując, a w tym czasie potwory dorwały sie do jego nogi rozszarpując ją tak, że ledwo mógł chodzić. Niesiony adrenaliną w ostatniej chwili zebrał się w sobie i pokonał inferiusa zagradzającego mu drogę ucieczki. Było blisko, ale uciekł. Niestety z nogą było naprawdę źle. z/t
Caroline O. L. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : szkocki akcent, uboga mimika twarzy, brak gestykulacji
poprzednia lokacja: Sala Rekonwalescencji kostki: D, D, E, F, I czyli 2 spółgłoski i 3 samogłoski (musiałam wybrać gorszą opcje przez poprzednią lokalizacje) ekwipunek: plecak z jedzeniem i piciem, a także różdżka zyski/straty: szczur mnie ugryzł z lokacji piwnica, straciłam wspomnienie o rodzinie z lokacji recepcja, choruje na Pulmonis Malum z lokacji sala zabiegowa, mam blizny z lokacji sala rekonwalescencji, mam rany po ugryzieniach po inferiusach, a także gubie 40G
Nie mogli trafić lepiej, jak do kostnicy — oczywiście ironicznie mówiąc. Ponownie musiała użyć zaklęcia lumos i aż zdziwiła się, że zadziałało. Była wycieńczona, czuła się tak, jakby zaraz miała zejść z tego świata i wcale by się nie zdziwiła, gdyby tak się stało. Kostnica w sumie była bardzo dobrym miejscem na odejście z tego padołu łez takim klimatycznym. Zmęczenie nie pozwalało jej myśleć, ale półki na ciała, nie zwiastowały nic dobrego. Niemal wszędzie wyczuwało się woń stęchlizny, Caroline miała wrażenie, że jeszcze trochę, a przyzwyczai się do tego smrodu. Coś za zagrzechotało pod jej nogami, weszła na kość. Podłoga usiana była częściami ludzkiego szkieletu i czaszkami, pokrytymi pajęczynami. Chłód rozpaczy, a także okropieństwo tego miejsca zwiastowało tylko jedno — śmierć. Coś się poruszyło w kącie, a kiedy światło różdżki tam dotarlo, widać było to, czego najbardziej się Dear obawiała. Inferiusy! Nie odzywała się, nie mówiła nic... Jedynie siły zostawiła na zaklęcia, których teraz bardzo potrzebowała do tak nierównej walki. W tych mrokach, rozświetlanych co chwile przez uroki rzucane z jej różdżki nie mogła dostrzec Sikorsky'ego. Na szczęście drzwi były już niedaleko, chociaż poczuła kilka ugryzień (bardzo bolesnych), to udało jej się przeżyć. Nie ważne teraz było zgubienie galeonów. Właśnie spojrzała śmierci w oczy i przeżyła! Cierpiąc przy tym, ale jednak... - Żyjesz? - Rzuciła resztkami sił, kierując słowa gdzieś w przestrzeń, ale miały one trafić do Yuriego.
poprzednia lokacja: sala rekonwalescencji kostki: dwie samogłoski ekwipunek: kanapki, woda, różdżka zyski/straty: poparzenia dłoni i nóg przez ciemiernik, utrata wspomnienia o pierwszym zwycięstwie z ojcem chrzestnym, Pulmonis Malum, blizny po spotkaniu z geniusem, utarta wspomnienia z jednego z treningów
A więc doszliśmy do kwintesencji całego tutejszego szpitala, a mianowicie kostnicy. Co prawda nie byłem pewien dlaczego w szpitalu psychiatrycznym miałaby być kostnica ale domyślałem się - najwyraźniej w trakcie zarazy został on przekształcony na szpital zakaźny. Pod nogami walały nam się kości - tyle zostanie z każdego z nas. Rozgarnąłem nogami te szczątki, by mieć stabilny grunt pod nogami - nie wiadomo w końcu co nas tu czeka. -Coś tak nagle umilkła koleżanko? Boisz się kości? - po tych słowach zaniosłem się kaszlem, z moich ust wyleciało kilka kropel krwi. Chyba ten eliksir, który wypiłem nie był zbyt bezpieczny... Wtedy w rogu pomieszczenia usłyszałem coś co wcale nie było echem mojego kaszlu. Z ciemności zaczęły wyłaniać się kształty inferiusów i zaczęły sunąć w naszą stronę. Rzuciłem Lupus palus oraz Mergio Chorus a następnie sam zacząłem walić do inferiusów wszystkimi zaklęciami zadającymi obrażenia jakie tylko przychodziły mi do głowy. Walka trwała długo, ze ścian i sufitu sypał się tynk ale w końcu ostatni z inferiusow padł. Ledwo żywy ze zmęczenia wyczołgałem się na zewnątrz. Tam już czekała na mnie Dear. -Udało się. Wszystkie padły - uśmiechnąłem się do niej. Pojawił się również nasz znajomy goblin. -Eliksiru? - zapytał. -Znasz cenę. -Bierz - powiedziałem wyobrażając sobie jeden z treningów w Durmstrangu. Po wypiciu eliksiru siły po chwili mi powróciły i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę.
Być może gdyby jednak wdał się w te szczegóły, gdyby jednak opowiedział Moralesowi nieco więcej na temat magicznych stworzeń, nie musieliby się ostatecznie mierzyć z geniusem. A może po prostu poszłoby im z tym łatwiej, chociaż tak naprawdę trudno było powiedzieć. Fredericka aż świerzbiło, żeby pójść dalej, żeby zniknąć, żeby po prostu wyjść z tego szpitala, bo też walka z tym magicznym stworzeniem nie była zbyt prosta, nawet jak miało się świadomość, z czym właściwie miało się do czynienia. To było męczące i mężczyzna obawiał się, że gdyby tylko nie koncentrował się przez długi czas na tym, by umknąć przed mocą geniusa, skończyłby podobnie jak Salazar. Kiedy ten w końcu się odezwał, Shercliffe omiótł pomieszczenie spojrzeniem, zastanawiając się nad tym, czy magiczne stworzenie wciąż się tutaj chowało, ale był pewien, że dokładnie tak było. Z tego powodu nie chciał nawet próbować zbyt długo tutaj rozmawiać. - Za długo - powiedział cicho, widząc, jakie rany odniósł jego towarzysz, a gdy ten zapewnił go, że da radę iść dalej, ruszył faktycznie przed siebie, szukając wyjścia z tego szalonego miejsca. Nie było tutaj ani bezpiecznie, ani miło, ani przyjemnie. Nie podobało mu się tutaj, by nie powiedzieć, że czuł się tutaj coraz gorzej. I na pewno humoru nie poprawiło mu to, że w tej swojej dalszej wędrówce wkroczyli do kostnicy. Początkowo nie miał pojęcia, dokąd weszli, było tutaj ciemno, choć oko wykol, a lumos z trudem radził sobie z tym mrokiem, zaraz jednak Frederick dostrzegł doskonale rozpoznawalną półkę na zwłoki i zorientował się, że dopiero teraz wdepnęli w prawdziwe gówno. Czuło się tutaj cierpienie dusz, które dawno temu odeszły albo takich, które nie odeszły wcale i nie wiedział, co jest w tym gorszego. Wciągnął powietrze, niemalże się nim krztusząc, rozglądając się pospiesznie za wyjściem. - Spierdalamy - zadecydował rzeczowo, ale wtedy wszystko zaczęło iść nie tak, jak powinno. Inferiusy po prostu ich zaatakowały, robiąc dokładnie to, do czego zostały stworzone, zamierzając ich zabić, zagryźć, rozerwać, zniszczyć i Frederick miał świadomość, że nie mogli dłużej tutaj zostać. Nie był zbyt dobrym zaklęciarzem, znał się na magicznych stworzeniach i transmutacji, ale znał się również na lisiej uciecze i to właśnie ją zastosował, uznając, że wycofanie się z placu boju będzie najlepsze. Robił wszystko, by uniknąć przeciwników i właściwie prawie mu się to udało, bo gdy znalazł drzwi, został pogryziony, nim udało mu się odrzucić inferiusa. Umknął mu jednak, nie orientując się nawet, że stracił galeony. Bo i prawdę mówiąc, nie to było teraz najważniejsze, a ucieczka z kostnicy.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
poprzednia lokacja: Sala rekonwalescencji kostki: F, G, B, A, B -> po zamianie litery ze specjalizacji: A, G, B, A, B -> po 7/9 przerzutach liter: A, A, A, E, E (linki do przerzutów: 1 - 3, 4, 5, 6, 7) | 5 samogłosek ekwipunek: różdżka ze smoczą owijką zyski/straty: + 1 GM | + 1 OPCM | Morbus [ale nie łapię go ze względu na ciało dziecka: efekt źródła życia] | głębokie rany od geniusa | + 1 OPCM, + 1 CM
Wyżarte w skórze rany nadal piekły, ale Meksykanin i tak cieszył się, że powoli ustępował ból w kończynach, a tym samym mężczyzna odzyskiwał pełnię sprawności, tak niezbędną w tym popierdolonym szpitalu. Powinni niby wiedzieć z Frederickiem czego mogą się po opuszczonym budynku spodziewać, jednak Moralesowi zdawało się, że rzeczywistość przerastała najśmielsze oczekiwania, a humoru z pewnością nie poprawiało to, że kolejne pomieszczenie, w którym wylądowali, okazało się kostnicą. - Co będzie następne? Nagrobek i kwaterka na cmentarzu? – Zagadnął towarzysza gorzkim żartem, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że rzeczywiście przyjdzie im uciekać na porośnięte krzyżami pole. Na razie rozświetlał sobie drogę lumosem, oglądając drzwiczki do komór, w których niegdyś chowano ciała zmarłych pacjentów. Starał się przy tym skupiać na widokach, nauczony doświadczeniem nabytym po spotkaniu z geniusem, nie dopuszczając do siebie świadomości o tym, że mogą tu być obecne zbłąkane dusze i że chyba przez krótką chwilę nawet poczuł zimny dotyk palców na własnym karku. Ba, wyłączył się na tyle, że dopiero stanowcze spierdalamy wygłoszone rzeczowym tonem opiekuna magicznych stworzeń przywołało go z powrotem do rzeczywistości. - Robi się coraz ciekawiej… – Mruknął nad wyraz spokojnie, bo o ile zderzenie z niematerialną istotą zdecydowanie nabruździło mu w życiorysie, tak akurat w tej sytuacji, z różdżką w dłoni, czuł się niemalże jak ryba w wodzie. Ciskał zaklęciami na prawo i lewo, odrzucając kolejnych umarłych, a chcąc odciąć żądnych krwi oprawców od kompana, stworzył również za pomocą perfossusa dwumetrowy dół, dzięki czemu wiele ciał dosłownie zakopał tam gdzie ich miejsce, dość głęboko pod ziemią. Problem w tym, że inferiusów było zbyt wiele i cały czas nacierały na nich z wymalowanym na wysuszonych czaszkach pragnieniem śmierci, a to oznaczało, że musiał uciec się do brutalniejszych metod. Zawojować tym samym mieczem, czarną magię zwalczając innym przejawem zakazanej sztuki. Przywołał więc potężny ogień szatańskiej pożogi, formując go na kształt smoczego pyska, który pożerał i spopielał licznych wrogów. Nie musiał dbać o bezpieczeństwo. Miejsce i tak było przecież opuszczone i zniszczone, a wraz z Frederickiem uciekali na zewnątrz, poza mury płonącego szpitala. – Tego mi było trzeba. – W przeciwieństwie do Shercliffe’a poczuł ogromną satysfakcję i potężny zastrzyk adrenaliny, a nawet obdarzył lisiego znajomego uśmiechem, który zrzedł dopiero wtedy, kiedy Paco uświadomił sobie, że zawinęli się wprost na cmentarz.
zt. x2
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
W przeciwieństwie do de Guise, Harlow nie miała najmniejszego zamiaru oddawać krwi w tym zapomnianym przez boga szpitalu. Poddawała w wątpliwość sterylność tutejszych narzędzi, nie wspominając już o tym, że zapach krwi zapewne przywołałby nie tylko veneraty, ale też inne paskudne stworzenia, które z chęcią by się poczęstowały. Ohyda. W pewien sposób ten swego rodzaju trans, w jaki zostały wprowadzone w dziwnie przytulnym w porównaniu do innych pokoju był więc lepszy, chociaż nie mogły wiedzieć, czy nie pociągnie to za sobą poważniejszych konsekwencji. - Jaki ojciec? - palnęła tylko, patrząc z niezrozumieniem na twarzy na Irvette. Nie miała bladego pojęcia, o czym ona mówiła, choć sama doświadczyła różnych dziwnych wizji w przeciągu ostatnich... No właśnie, ile tak właściwie czasu spędziły w tej sali? - Chyba czas się zawijać. Tędy - powiedziała i poprowadziła koleżankę w odpowiednim kierunku. Miała nadzieję, że ta szybko dojdzie do siebie, słońce bowiem nieubłaganie się zniżało, a im zostało Merlin wie ile do przejścia i znalezienia wyjścia z tego szpitala. Zachciało im się przygód. - Czujesz się na siłach, żeby walczyć, jeśli coś nam wyleci zza zakrętu czy nie za bardzo? - spytała, kątem oka zerkając na rudowłosą. Łatwiej było przecież zadać pytanie w ten sposób niż wprost okazywać troskę o jej stan, do czego zresztą nie przywykła. Mogła przysiąc, że gdy zbliżały się do kolejnego pomieszczenia temperatura wyraźnie spadła i dało się wyczuć charakterystyczny zapach stęchlizny, ale niezbyt ją to zaskoczyło. Żadna anomalia w takim miejscu. - Lumos - mruknęła, przechodząc przez próg. Tym razem nie zapaliły się żadne świece, a w środku nie było żadnego dopływu światła, zupełnie jakby wzbraniało się ono przed oświetleniem choćby skrawka pomieszczenia. Zrobiła dosłownie trzy małe kroczki wgłąb, coś pod jej butem chrupnęło, ale niezbyt się tym przejęła, dopóki nie dostrzegła półki. Półki, która znajdowała się w kostnicach. Jak oparzona odskoczyła z miejsca, w którym stała, z obrzydzeniem zauważając, że nadepnęła na jakąś kość. Rewelacja. - Chyba mi niedobrze - bąknęła tylko do Irvette. Nie cierpiała na klaustrofobię, nie była się ciemności, nie miała jakiejś fobii, przez którą wariowała na sam widok kości - otoczenie jednak sprawiało, że ogarniał ją niezrozumiały strach i miała ochotę spierdalać ile sił w nogach. Czuła, że stanie się coś złego, w powietrzu wisiała groza i śmierć. Nawet nie zdążyła się odwrócić w kierunku wejścia, kiedy pierwszy z inferiusów zaatakował. Nie była na to przygotowana, nie było co się oszukiwać. Ze zduszonym okrzykiem odparła jego atak, jednocześnie w ostatnim momencie uchylając się przed innym, który zaszedł ją z boku. Miotała zaklęcia nie zastanawiając się długo nad kierunkami, w które je posyłała - wiedziała, gdzie jest Irvette i tamtego miejsca unikała jak ognia, nie chcąc zrobić jej krzywdy. Nie tyczyło się to jednak inferiusów, dla których nie miała litości. Walka trwała na tyle długo, aby ją nieźle wymęczyć, ale wiedziała, że nie mogła się poddać i okazać słabości nawet przez chwilę. Nie chciała dołączyć do grona umarłych, niespieszno jej do tego było i dlatego kiedy już było po wszystkim, oparła się o jedną z półek, nieco się przygarbiając i ciężko dysząc. - Może być gorzej? - rzuciła, właściwie nawet nie oczekując odpowiedzi. Szczerze mówiąc, miała dość. Chciała już po prostu wyjść, zażyć jeden z eliksirów, który postawiłby ją na nogi i już tu nie wracać. Może wcale nie była taka silna, jak mogłoby się wydawać. Po kilku minutach skierowały się w stronę wyjścia, napotykając tam Chatterino. I chociaż zaproponował jej miksturę, której pragnęła, to jednak odmówiła. Tym razem nie widziało jej się oddawać wspomnienia, jednego z tych szczęśliwych, których zresztą nie miała tak wiele. - Mam nadzieję, że to nie był błąd, który będzie mnie kosztował życie - powiedziała kwaśno, uparcie idąc do przodu. Liczyła na to, że już zaraz stąd wyjdą i będzie mogła odetchnąć. Tym razem to Irvette miała więcej szczęścia i wyszła z walki w lepszym stanie, choć musiała ugasić mały pożar, który niechcący wywołała. Jeszcze tego by im brakowało, żeby się tu usmażyły. - W razie co to nie chcę być tu pochowana, więc gdyby ci się udało zabrać moje ciało, to może uda mi się w jakiś sposób odwdzięczyć się pośmiertnie.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
poprzednia lokacja: Rekonwalescencji kostki: 2 samogłoski, ale specka z CM więc 3 samogłoski + nieudany przerzut za dorosłość i za CM i jeden nieudany za zaklęcia, jeden udany, trzeci nieudany za zaklęcia ====> RAZEM: 4 samogłoski ekwipunek: włos moccusa, jesion, 10 i 3/4 cala (+4 zaklęcia), Magiczna siatka do łapania zwierząt lądowych (+1 ONMS), Bransoletka z ayahuascą, Pochłaniacz Magii (+2 CM), prowiant zyski/straty: Jak nie napiszę posta u Westalek (1000 znaków) to choruję na Morbusa, +1pkt do OPCM, Amantes Morbo (dwie jednopostówki z leczeniem lub jeden wątek.), +1pkt. do zaklęć, lekko poparzone plecy
Irvette całkowicie dała się pochłonąć dziwnym wizjom. Zbyt długo była w transie, by tak po prostu wrócić do rzeczywistości. Świat realny mieszał jej się z tym, wykreowanym przez geniusa. Była pewna, że ojciec gdzieś tu jest, a Jo należy do jej rodziny. Zdziwiła się więc, słysząc jej pytanie. -Nie żartuj sobie tak. Wiesz, że tego nie lubi. - Wyprostowała się, dając tym samym znak, że choć wygląda na opanowaną, to czuje się niekomfortowo. Sprawiała też wrażenie nieco mniejszej i bardziej przygaszonej niż zazwyczaj, co często miało miejsce, gdy spodziewała się, że Jaques obserwuje jej poczynania. Bez problemu dała się wyciągnąć z sali, powoli wracając jako tako do rzeczywistości. -Oczywiście, że tak! - Nie kryła oburzenia, że Jo mogło przejść przez myśl, że Ruda nie była w formie. Nie, rodzinka nieźle ją wyszkoliła i nawet w gorszych sytuacjach byłaby w stanie podnieść różdżkę i walczyć. Harlow mogła dowiedzieć się o tym i przekonać dzisiaj, skoro wcześniej nie była świadoma. Zresztą, żadna z nich nie miała pojęcia, że Ruda udowodni swoją waleczność w przeciągu kilku minut. Gdy weszły do następnego pomieszczenia, znów zostały bez światła. Zapach nie mówił zbyt wiele, ale Irvette spodziewała się już wszystkiego. Ostrożnie stawiała kroki, obserwując każdy zakamarek. Tak, również dostrzegła te charakterystyczne dla kostnicy przyrządy i zamierzała dobrać się do dokumentów, które czekały na odkrycie, gdy Jo w coś wdepnęła. -To tylko zwłoki. - Odpowiedziała beznamiętnie, docierając do półki. Wciąż nie do końca jeszcze dotarła do siebie, ale wszechobecna śmierć i poczucie nadchodzącej zagłady, pozwalały jej wytężyć zmysły i oczyścić umysł. W tym stanie nie było opcji, by inferius, który jako pierwszy ją zaatakował, cokolwiek osiągnął. Irvette nawet się nie zastanowiła, od razu posyłając w jego stronę kulę ognia i wsłuchując się w skwierczenie jego ciała. Na moment zapomniała o Jo. Przyklejona plecami do półki, miotała zaklęciami, z czego większość należała do tych zakazanych. Wpadła w swego rodzaju trans, ale tym razem zdecydowanie szczęśliwszy niż ten poprzedni. Czuła się jak w swoim żywiole. Najpierw męczyła ożywione zwłoki, a następnie podpalała je pojedynczo, lub grupowo, napawając się uczuciem, jakie przynosiło używanie czarnej magii. Szło jej wyśmienicie, ale nawet ktoś tak dbający o perfekcję popełnia błędy. Nic więc dziwnego, że gdy jeden z umierających inferiusów, wpadł na drewno, to zajęło się ogniem, parząc plecy rudowłosej, która od razu odsunęła się gdzie indziej. Nie wiedziała, jak długo walczyła, ale była pewna, że dawno nie czuła się tak żywa, jak w tym momencie. -Chodź. - Tym razem to ona wyciągnęła Jo z pomieszczenia, gasząc za sobą pożar, który sama wywołała. Może śladu po inferiusach już nie było, ale siedzenie w zgliszczach raczej też nie wydawało się mądrym wyborem. -Gorzej? Daj spokój. Po tych eliksirach gorzej już nie będzie. - Zdecydowanie miały inną hierarchię niebezpieczeństwa. Ruda uwielbiała każdy moment, który spędziła posyłając inferiusy do piekła, ale tamte fiolki ją po prostu przerosły. Uważała wciąż za głupotę to, że zdecydowała się napić z jednej z nich. Spotkanie z Chatterino było niespodziewane. Irvette przywitała się serdecznie z gnomem, czekając na decyzję Harlow. Sama nie posiadała wiggenowego, by móc poratować koleżankę, a jej zdolności uzdrowicielskie nie były na tyle zaawansowane, by była w stanie przywrócić ją do pełnej formy. -Spokojnie. Nie zakopię Cię tutaj i nie dam Ci umrzeć. - Zapewniła ją, wychodząc z budynku wprost na mroczny cmentarz. Cóż, powinny się spodziewać, że to miejsce właśnie tam je zaprowadzi.
//zt z Jo --> Idziemy dalej
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
poprzednia lokacja: Sala rekonwalescencji kostki: A, A, I, A, J po przerzutach i dodaniu ze specjalizacji ekwipunek: różdżka, Czujnik tajności (+2 OPCM), Tiara Albusa (+3 czarna magia), Rękawice ochronne ze skórki cielęcej (+1 Zielarstwo), Naszyjnik z onyksem (+2 Zaklęcia) zyski/straty: gogle maps, pozłacany bukłak (+2) do eliksirów, +1 do Zaklęć, lekko poparzone plecy
Nareszcie. Kostnica. Miejsce, które do tej pory Fire widziała tylko w tanich mugolskich horrorach. Spodziewała się, że spotka tu jakieś stare trupy. Nie robiła sobie nic z grobowej atmosfery i ciszy. Nie respektowała ani duchów ani tego miejsca, wręcz lekceważąc wszelkie zasady. Znów potrąciła kilka dokumentów, pozostawiając je rozwalone na podłodze. Zamierzała poszperać i otworzyć półki, ale ruch w kącie pomieszczenia zaalarmował dziewczynę. Całe szczęście, że akurat stała tym jedynym okiem w tamtą stronę. Uniosła różdżkę i z fascynacją zauważyła, że ukrył się tu inferius. Ba, nie jeden, ale nawet więcej. Aż różdżka zawibrowała, wyczuwając ochotę właścicielki na powitanie stworów kilkoma potężnymi ofensywnymi zaklęciami. Pamiętaj o zdrowym rozsądku, ustawiła się plecami do regałów, aby inferiusy nie mogły jej zajść. Ta walka pozwoliła Fire uwolnić kilka z mocniejszych uroków, a ze zniszczonych ścian posypał się tynk. Inferiusy padały jak zboże pod kosą, a Szkotka wdzięcznie wyginała nadgarstek i wykrzykiwała czary. Uwielbiała taki intensywny dopływ adrenaliny. Zwłaszcza że wszystko kręciło się wokół ognia, którego inferiusy nienawidziły. Smagnęła kolejnego czerwonym językiem bicza, sprawiając że aż okręcił się wokół własnej osi, ale parę iskier rzuciła przypadkiem również obok siebie. Zdołała w ostatniej chwili umknąć przed spadającym regałem i tylko trochę przypaliła sobie szatę. Mimo to z satysfakcją stanęła nad trupami inferiusów, dając nawet krótkiego całusa własnej różdżce, niezwykle rozgrzanej od tylu zaklęć. Ugasiła wszystko aquamenti i przeczesała palcami włosy.