DATA URODZENIA30.05.2001CZYSTOŚĆ KRWI 75% MIEJSCE URODZENIARotterdam, HolandiaMIEJSCE ZAMIESZKANIADolina Godryka, AngliaW HOGWARCIE JEST OD KLASY6OBECNIE JEST NA ROKUII studenckiWYMARZONY DOMnwmWYBRANY WIZERUNEKnicholas kalashnikov
Wygląd
WZROST 192BUDOWA CIAŁA atletyczna, jest sportowym świrem KOLOR OCZU miodoweKOLOR WŁOSÓW ciemny blond ZNAKI SZCZEGÓLNE jego skórę pokrywają liczne, koślawe tatuaże i krzywe blizny w kształtach różnych symboli magicznych i religijnych, raczej wszystkie bez sensu, ładu i składu PREFEROWANE UBRANIA niezależnie od pogody i okoliczności preferuje długie rękawy, długie spodnie, najczęściej golfy, ubiera się w ciemne kolory, lubi brudne zielenie, burgundy, nosi kilka elementów złotej biżuterii, której nigdy nie zdejmuje
Charakter
Jest trochę pierdolnięty, rzuca się z wnioskami zanim zdąży się dwa razy obejrzeć. Dualizm życia jest głównym motorem napędowym jego osobowości. Nie ma w jego życiu szarości, tylko czarne i białe, dobre i złe. Jest absolutystą. Kocha na zabój, nienawidzi do śmierci, raz doświadczonej krzywdy nigdy nie zapomni, otrzymanej przysługi nie uzna za spłaconą, straconego zaufania nigdy nie odbuduje, zdobytej przyjaźni nigdy nie porzuci. Pali mosty oblewając je napalmem i cieszy się, że oświetlają mu drogę naprzód, buduje relacje wkładając w nie sto procent zaangażowania. Nauczył się być wyrachowany, precyzyjnie wiedzieć, czego chce - rzadko zmienia zdanie, a przez swoje ekstremalne podejście do wszystkiego, jeśli już to robi to tylko o 180 stopni. Nie bawi się w półśrodki, podejmuje konkretne decyzje i daje konkretne odpowiedzi. Biorąc pod uwagę jego porywczość ciężko posądzać go o przemyślane decyzje, przatrząc jednak przez pryzmat tego, jak pcha się przez życie niepowstrzymanie niczym lodołamacz, trudno zarzucić, że to co robi jest efektem przypadku. Wbrew pozorom jest człowiekiem ekstremalnie opiekuńczym, ludzi, którzy w jego czarnobiałym świecie są mu bliscy, gotów jest zagłaskać na śmierć. Wie, czym są niepowodzenia, wie czym jest ciężar samotnej walki z przeciwnościami, nie odwraca głowy od krzywdy, nie potrafi odmówić prośbie pomocy. Mimo podstępnie skradającej się dojrzałości, ma wciąż duszę nastolatka, lubi się bawić, ma w dupie konwenanse, kiedy się śmieje, całe piętro słyszy jego rechot. Ma wielkie pragnienie posiadania wielkich pieniędzy, biedne życie było zawsze czymś, co mu niebywale doskwierało, nie chce być biedny, nie chce, by mu, czy jego rodzinie czegokolwiek, kiedykolwiek brakowało. Z łatwością odetnie się od wszystkiego, co może ciągnąć go w dół na ścieżce kariery, zafiksowany na swoich ambicjach, gotów odwołać przyjazd na urodziny babci jeśli w międzyczasie mógłby złapać dodatkową zmiane w pracy i zaskarbić sobie tym kilka ekstra galeonów. Nie pomaga mu w tym wcale umiłowanie do hazardu, od małych i głupich zakładów o to, że "ja nie wskoczę? potrzymaj mi piwo", po nielegalne wyścigi, przesiadywanie w kasynach z garścią ciężko zarobionych pieniędzy, a nawet granie w pokera z woźnym w schowku na miotły o jego ulubioną szmatę do podłogi. Ma swoją głupią dumę, przez którą nie potrafi prosić o pomoc - nauczył się zaradności nawet w sytuacjach ekstremalnych. Skupiony, konkretny, łatwo klaruje cele i szybko wyciąga wnioski, by podejmowane działania były jak najbardziej optymalne na drodze do sukcesu. Pragnie być samowystarczalny, niezależny, kurczowo trzymając się swojego pragnienia samotności, jest jednocześnie niepoprawnym romantykiem spragnionym bliskości, o którą nie potrafi prosić. W ogóle nie potrafi prosić.
Historia
Siedząc pod łukiem Markthal, obserwując plejadę kolorów płynących po stalowej konstrukcji, trudno byłoby nie docenić kunsztu mugolskich artystów. Kiedy Izzy informowała go o ciąży, był już zbyt głęboko w swojej głowie, pogiętej kwasem do tego stopnia, że niemal czuł jak wielkie owoce, nasiona i ryby wyskakują ze swojej gęstej plątaniny, by utulić jego twarz tak, jak tuliły ją jej ciepłe ręce. Rotterdam to piękne miasto, nawet dla dwóch szalonych czarodziejów szukających inspiracji wszędzie, pod każdym kamieniem. Ich codzienność przeplatała wizyty w mugolskich dzielnicach i długie godziny, czasem nawet maratony mijających dni spędzonych na rzeźbie, malowaniu, na deklamacjach pisanych sztuk, które nigdy nie miały zostać skończone, pisane im było zwiędnąć w szufladzie, kiedy jakiś inny, kolejny, niecierpliwy pomysł kwitł na ich miejsce odbierając sto procent słonecznego światła uwagi ich natchnionych głów. Byli nierozłączni od pierwszego dnia, lubił jej mówić, że zaklęła go swoim spojrzeniem, ale to ona zapomniała swojego wersu na scenie, kiedy jego złote oczy zalśniły na widowni. Potrzebowali jedynie szybko wypitej butelki wina, w towarzystwie słodkich owoców pełnej ekscytacji rozmowy, śniadania w skotłowanej pościeli i świadomości, że nie patrzą na siebie, tylko oboje w tę samą stronę, by podjąć zgodną decyzję o tym, że oboje słyszą, jak woła ich świat. Wielka truskawka spadła mu na kolana, przyjmując cudownie słodki kształt głowy jego ukochanej Izzy, której usta opowiadały o tym, jak widziała w snach ich syna, wielkiego i pięknego, niewinnego i dzielnego jak pierwszy przebiśnieg u zaczątków wiosny. Był za głęboko w swojej głowie, zastanawiając się, czy byłby w stanie stworzyć rzeźbę człowieka-truskawki i w jaki sposób nadać mu kształt, by już na pierwszy rzut oka widać było, że jest jasnowidzem. Wyzwanie w wyzwaniu, ale czy on się kiedykolwiek lękał? Tuliła syna do piersi otoczona chmurą papierosowego dymu. Od dziecka wierzyła w naturalny połóg i intymność narodzin. Nie dzieliła się nim z nikim, nawet przed mężem jakby w żartach, ale trochę nerwowo przysłaniając łysą główkę niemowlaka skrawkiem ulotnej chusty. Tłuste liście magicznego tytoniu miały słodki zapach, talki, który Lockie miał już zawsze pamiętać, taki, którego nie będzie mógł nigdy wydrapać z głowy, z nosa i oczu. Czasami leżąc w łóżku wydawało mu się, że jego skóra i ciało miały ten lepki, słodki aromat, nieważne jak by się mył, nieważne jak perfumował. Od urodzenia otoczony był najbarwniejszymi z barwnych postaci, aktorami, malarzami, artystami. Przewijali się przez ich dom głośno i bez pardonu, jednak z jakiegoś powodu nigdy nie zapamiętał żadnej z ich twarzy. Wpadali z impetem, ale tylko na chwilę, Landen i Izzy nudzili się szybko, myśleli zbyt szybko, by zatrzymać się przy jakiejś znajomości na dłużej. Nie zastanawiali się nad tym, jaki znak zostawi to w głowie ich dziecka, które od najmłodszych lat siedziało cicho i obserwowało wszystko, umysłem chłonąc każdy schemat jak gąbka. Z roku na rok było gorzej. Wpierw cieszyła się, że jest charłakiem. Miała sny o tym, że zginie śmiercią tragiczną, że spłonie w wodzie, spadając w zimną ciemność, widziała to co noc, czuła pod palcami. Nie mógł jednak spłonąć, lecieć, nie mógł skończyć tak tragicznie, jeśli nie był czarodziejem, prawda? To ta przeklęta magia była zdrajcą przyszłości jej syna. Gdy jako kilkulatek, w pierwszych przejawach magii spuchł, nabierając delikatnej barwy i przeźroczystości mydlanej bańki, zaczęła płakać szlochem, który trwał przez siedem długich dni. Osłabiona z odwodnienia, odmawiając jedzenia, trzymała jego maleńkie rączki powtarzając gorliwie pod nosem każde jedno zaklęcie ochronne, które podpowiadały jej w głowie dusze dawnych przodków. Landon podążał za nimi, tak, jak w młodości uwierzył w to, że nie patrzą na siebie, tylko oboje w tym samym kierunku, tak teraz nie patrzył na rodzinę, choć był obecny, to jakby obok. Tuląc i głaszcząc w głowie toczył swoje własne batalie i pragnienia, głód używek, głód tworzenia, presja długów i windykatorów wyciągających go jak szczura z każdej nory w której próbował się schować w końcu popchnęła go do hazardu. Gry i zabawy, sporty ekstremalne, nazywał to w różny piękny, ekscytujący i kwiecisty sposób, opowiadając o sobie, o swoich osiągnięciach, w tym samym momencie, w którym Izzy mówiła o aniołach i demonach, toczących zawziętą walkę o duszę ich dziecka. Lockie nic nie rozumiał. Inaczej. Bardzo długo wmawiał sobie, że nie rozumie, jakby podświadomie chcąc trzymać się dziecięcej niewinności tak długo, jak tylko było to możliwe. Przyjmował jednak wszystko, nie tylko kolory i formy arcydzieł swojego ojca, nie tylko lepki zapach tytoniu i sylaby wierszy matki, przyjmował ich obraz, razem, ale osobno, przyjmował ich smutki, słone i gorzkie, przyjmował ich pasje, przyjmował ich dotyk. Gdy ojca zabrakło, przyjmował paranoje Izzy, kiwał głową, chcąc zapewnić ją, że zrobi wszystko, że nigdy jej nie zostawi. Kiedy zaczęła tworzyć swój własny odłam okultyzmu, był jeszcze mały, ale już przecież na tyle duży, by się świadomie na to godzić. Z każdą kolejną wizją, w malignie, wycinała w nim zaklęciami, wymalowywała na trwałe tuszem swoje własne, urojone zaklęcia, wizje, wielkie znaki bezpieczeństwa, pieczęcie zamykające w nim nieistniejące ochronne istoty, dusze, magiczne byty, których nie widział nikt inny, których imion nikt nie znał i głosów nikt nie słyszał. Nikt poza nią. Wzajemnie kąsające się, połamane zaklęcia odbijały się wewnątrz tego worka mięsa, niejednokrotnie rozbijając o organy, które w naturalnym odruchu odpowiadały dysfunkcją. Nie potrafił jej odmówić, tylko to ją przecież uspokajało. To kiedy obiecywał jej, że jej nigdy nie zostawi i to, jak mogła zabezpieczyć go jeszcze jedną odwróconą runą, jeszcze jednym połamanym sigilem. Dni w szkole były takie same, śmiał się, żartował, pił piwsko i kapitanował drużynie hokeja. Wyjeżdżał do domu, do matki, by znów stać jak głaz, kiedy jej chybotliwa postać owijała się wokół jego barków jak trujący bluszcz. Pojawienie się Elijaha sprawiło, że sam zastanawiał się, czy ma już urojenia. Wystawa jego fotografii pojawiła się na jego drodze przypadkiem, z pracy na zajęcia, z zajęć do uzdrowiciela, od uzdrowiciela do matki. Swansea. Przecież on też tak miał na nazwisko. Długie godziny, dni, rozmowy i dzielone tajemnice, z głęboką nieufnością, ale też pełnym wzruszenia przekonaniem pozwolił sobie na to ryzyko, by uwierzyć, że nie jest z Izzy sam, że ma rodzinę, że jest ich więcej. Uwierzył, że Anglia może i nie jest słoneczna, ale też jest w jakiś sposób piękna. Podążał za kuzynem jak cień przez dobre pół roku zanim nie oswoił się, jak dziki pies, że sam już nie postradał zmysłów i nie załamał się pod ciężarem genetycznej pomyłki połączenia tego, co zostawił mu w spadku ojciec z tym, co dawała mu matka. W Hogwarcie rozwinął skrzydła, wciągnął się w kilka zajęć, transmutację, sztukę, zaczął mieć własne zainteresowania, pasjonować się rzeczami innymi, niż kolorowe nakładki na klisze jego czarno-białej osobowości, którymi próbował udawać, że ma cokolwiek do zaoferowania. Uczył się z zapałem, choć nie należał do uczniów pojętnych, był przynajmniej prawdziwie pracowity. Raz obranej ścieżki kariery trzymał się bardziej kurczowo, niż Izzy jego ręki, gdy odwiedzał ją regularnie, co kilka dni, w Świętym Mungu, który stał się jej domem. Wprawdzie podjęcie studiów opóźniło się ze względów zdrowotnych, to jednak podążył za tym celem, podjął się ich, brnie dalej. Echa przeszłości cichły, ale nie znikały i może już nigdy nie znikną. Te same tendencje do nałogów, umiłowanie hazardu, ciągoty do używek, to samo abstrakcyjne wizjonerstwo sztuki kombinowanej, jakby sama w sobie nie była już otwarta wystarczająco i trzeba było wymyślić jeszcze jedną, całkiem inną jej odnogę. Zanurzył się w życie po uszy, chwytając garściami, ile tylko mógł, w obawie, że te nerki w końcu nie wytrzymają, ta wątroba, że i jego mózg w końcu strawi choroba i nie dożyje jednak sędziwej starości, więc po co się powstrzymywać przed czymkolwiek?
Rodzina
★ Landen Swansea - Artysta, twórca magicznej sztuki współczesnej. Urodziny i wychowany w Anglii, wraz z ukochaną wyjechał zwiedzać świat i szukać inspiracji w kulturach innych niż własna - eksplorował od wczesnych lat młodości materię wpływu halucynogenów na procesy twórcze, niejednokrotnie wpędzając się w tarapaty związane z jakimiś nieszczęśliwymi wypadkami, jakie w związku z tym działy się na jego drodze. Jeden z takich wypadków pozbawił go życia dziesięć lat temu. Pozostawił po sobie skromne oszczędności, kilka dziwnych długów u nieprzyjemnych ludzi i syna. ★ Izzy van der Vinke - Aktorka, poetka, belgijskiego pochodzenia artystka, która swoją miłość spotkała na objazdowym występie swojej trupy teatralnej. Ognisty romans z lokalnym artystą zaowocował wspólną ucieczką w podróż dookoła świata. Z mijającym czasem niestety okazało się, że to, co z początku było jedynie uroczymi dziwactwami artystycznej duszy, z czasem objawiło się zaburzeniami związanymi z uszkodzeniami substancji szarej i białej mózgu. Po śmierci męża jej stan jedynie się pogorszył, obecnie jest stałą rezydentką Świętego Munga, co jest wielką tajemnicą Locka.
Ciekawostki
★ Jego wizją jest sztuka użytkowa, tworzenie przedmiotów magicznych jednak w wydaniu najpiękniejszym z możliwych, ★ Wierszokleta od siedmiu boleści, ma mocny poetic rizz, ★ Uczęszczał do Trausnitz, gdzie w 2019 zdobył swój pierwszy, chlubny tytuł Czołowego Piwożłopa, jego marzeniem jest zdobyć ten tytuł ponownie zanim ukończy studia, ★ Jest wielkim fanem sportów (i sportowców), jego ulubiona dyscyplina to oczywiście hokej, magiczny, niemagiczny, na trawie, na lodzie, na stojąco, na leżąco, jak sie da, (jak sie nie da to też) ★ Odkąd wyrósł mu pierwszy koper pod nosem, przykłada wielką wagę do tego, by nie golić się za często, bo zarost jest cool,
Ostatnio zmieniony przez Lockie I. Swansea dnia Sro Maj 31 2023, 13:20, w całości zmieniany 1 raz
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Witamy Cię na Czarodziejach! Twoja karta zostaje zaakceptowana, dostajesz więc uprawnienia do gry. Poniżej znajdziesz przydatne w dalszych krokach na forum linki, z którymi warto abyś się zapoznał!