DATA URODZENIA03.02.2004 CZYSTOŚĆ KRWI 90% MIEJSCE URODZENIA londyn, anglia MIEJSCE ZAMIESZKANIA londyn, anglia W HOGWARCIE JEST OD KLASY I OBECNIE JEST NA ROKU I studencki WYMARZONY DOM slytherin WYBRANY WIZERUNEKbenji staker
Wyglad
WZROST 185 cm BUDOWA CIAŁA szczupła z wyraźnie zarysowanymi mięśniami KOLOR OCZU niebieski KOLOR WŁOSÓW ciemny blond ZNAKI SZCZEGÓLNE krótko ścięte włosy, czasem noszę kolczyki w uszach i nosie; po lewej stronie żeber mam mały tatuaż w kształcie bomby, a po prawej w kształcie słońca PREFEROWANE UBRANIA zazwyczaj są to sportowe bluzy, wąskie dresy czy luźne tiszerty, ale ze względu na moje pochodzenie i arystokratyczną rodzinę nie jest mi obca elegancja i wyjściowe, szyte na miarę garnitury czy szaty
Charakter
Kiedy w twoim domu upór miesza się z ambicją, a każdy odnosi jakiś sukces to jedyna myśl jaką masz w głowie to być dokładnie taki sam. Wzrastałem w pewności, że muszę udowodnić reszcie, że i ja mam szanse, aby zabłysnąć. Nigdy też nie pozwalano mi odczuć, że się do czegoś nie nadaję – angażowałem się w przeróżne aktywności, beztrosko manewrowałem od jednego hobby do drugiego i chociaż byłem w nich przeciętny to zawsze słyszałem, że świetnie sobie radzę. To sprawiło, że nigdy się nie poddawałem i starałem się z całych sił – wręcz bezczelnie ogłaszałem, że jestem nie do pokonania. Często bardzo boleśnie przekonywałem się, że daleko mi do perfekcji, ale to wcale nie przeszkadzało mi w ponownym wyjściu naprzeciw wyzwaniom, jakie sobie stawiałem. Napędza mnie strach przed byciem zwyczajnym i odstawanie od reszty rodziny, a opowiadane przez innych wielkie historie o niesamowitych osiągnięciach motywują, żebym pomimo zmęczenia, dalej śmiało szedł po swoje, czyli sukces. W mniemaniu innych najsłabszym punktem moich działań jest brak planu. Jakakolwiek organizacja sprawia, że głośno się buntuję, a nakaz cierpliwości czy spokojnego ułożenia sobie w głowie kroków, jakie muszę podjąć, spotykają się z moim jawnym sprzeciwem. Najlepiej funkcjonuję, gdy nie mam nic przemyślane. Podczas improwizacji czuję się wbrew pozorom spokojniejszy i mam większe pole do popisu – mogę być kreatywny jak nigdy, nic mnie nie ogranicza i gdy jestem postawiony pod ścianą, bo niejednokrotnie tak się to właśnie kończy, pod wpływem presji znajduję wyjście z nieciekawej sytuacji. Nie lubię, gdy ktoś przekracza moje granice, a właśnie tak postrzegam jakiekolwiek próby wsadzenia mnie w jakieś ramy czy nadawanie etykietki i wrzucenie do tego samego worka co innych. Bo nie jestem ani trochę podobny do reszty; mam do zaoferowania znacznie więcej. Jeśli oczywiście chcę. Wszechobecny w moim życiu sport bardzo szybko uwydatnił moje wady, ale to wcale nie sprawiło, że spokorniałem czy zacząłem stosować się do z góry narzuconych zasad, bo te nigdy nie są kompatybilne z moimi. Sportowe reguły traktuję jako świętość i przenigdy nie posunąłbym się do jakiegoś przekrętu czy oszustwa, aby wygrać, nawet jeżeli podczas przegranej zagryzam wargi do krwi i wściekle uderzam pięścią w ścianę. Co innego w życiu – bez mrugnięcia okiem skłamię, gdy wiem, że przyniesie mi to jakieś korzyści albo zrobię coś chamskiego, byleby tylko zaprezentować się lepiej. Nie należę do szczególnie ostrożnych czy martwiących się na zapas osób. Lubię czuć, że żyję i robić to, na co mam ochotę. Mój racjonalny umysł bardzo szybko się czymś rozprasza, wobec czego powiem czasem coś, czego nie powinienem albo narażę się na niebezpieczeństwo. Mam wiele świetnych, w moim mniemaniu pomysłów, które chętnie realizuję, jeśli tylko mam przy sobie kogoś, kto mi przyklaśnie. Nie brakuje mi energii, chyba że na naukę, dążę do tego, aby ciągle się coś działo, a moim największym problemem jest przekierowanie ambicji i swoich zalet w coś konstruktywnego. Na szczęście od tego mam brata, który zawsze jest przy mnie, kibicuje mi i dopinguje pomimo porażek. Kiedy czuję się najgorzej na świecie, nie muszę samotnie zapewniać się, że jestem dobrym człowiekiem, bo to właśnie jego obecność sprawia, że wierzę w siebie.
Historia
Nie posiadając skrzydeł, trwamy w powietrzu.
Niejednokrotnie zastanawiałem się jak rozumiem nasze rodowe motto. Kiedy byłem dzieckiem, myślałem, że koniecznie musimy zajmować się sportem i dostosować się do narzuconych z góry zasad. I bardzo mi to nie odpowiadało. Odrzucałem więc rodzinną pasję, przekazywaną z pokolenia na pokolenie i szukałem swojej drogi, oczywiście nieudolnie. Najpierw, idąc śladem Fitza, stwierdziłem, że muzyka będzie moim konikiem – przez kilka miesięcy grałem na różdżkowej gitarze, snuliśmy plany, że razem założymy zespół, który zdobędzie sławę, ale okazało się, że to tylko i wyłącznie przyjemna odskocznia od niesamowicie ciężkiej arystokratycznej rzeczywistości. Potem okrutnie cierpiałem na prywatnych lekcjach języka obcego, mając w głębokim poważaniu francuski czy włoski i tylko manifestowałem głośno arrivederci. Zajmowałem się przez chwilę tańcem, śpiewem, jazdą na pegazach, szermierką i wciąż narzekałem, że to zbyt głupie i durne i nie mam tam możliwości zaprezentować w pełni swoich nieodkrytych jeszcze predyspozycji. Dopiero z czasem ogarnąłem, że urodziłem się na naprawdę uprzywilejowanej pozycji. Pochodziłem z bogatej rodziny, która od pokoleń związana była z Qudditchem, a ja wcale nie muszę buntowniczo udawać, że to mnie nie interesuje, a sport jest nudny. Bo nawet jeśli okazałoby się, że nie mam talentu do latania to zawsze znalazłaby się dla mnie ciepła posadka w departamencie gier i sportów albo ktoś poprzez swoje koneksje załatwiłby mi pracę jako komentator, trener, sędzia czy twórca mioteł. A gdybym okazał się totalnym nieudacznikiem to mógłbym zamiatać za grube galeony podłogę w naszym rodowym sklepie. I wciąż byłbym wygranym. Kolejnym udogodnieniem było urodzenie się jako środkowe dziecko, które w dodatku dzieli swoją uwagę z bliźniakiem. Nigdy niczego od nas nie wymagano, bo wiadome było, że to nie my przejmiemy rodzinny biznes. Musieliśmy tylko od czasu do czasu uśmiechać się uprzejmie i nie zakłócać ważnego spotkania, a poza tym mogliśmy robić co chcemy. Więc szaleliśmy na miotłach dookoła rezydencji, wymykaliśmy się na zewnątrz, aby zaznać nieco mugolskiego życia, w którym początkowo ciężko było się odnaleźć, robiliśmy mnóstwo głupot przechodzących bez większego echa i pod czujnym okiem matki trenowaliśmy swoje wymarzone pozycje, aby w Hogwarcie od samego początku olśniewać innych naszymi wrodzonymi umiejętnościami. Tylko że los bywa przewrotny i podczas ceremonii przydziału rozdzielił mnie z Fitzem. To, co wyobrażałem sobie jako przygodę życia, przeobraziło się w największy koszmar. Nagle musiałem radzić sobie sam, polegać na innych, socjalizować się z rówieśnikami, z którymi nie byłem spokrewniony i z którymi nie łączyła mnie ta sama pasja. Istny dramat. Pozbawiony zorganizowanego bliźniaka, byłem jeszcze bardziej niepokorny, niezdyscyplinowany i nieogarniający przestrzeni wokół siebie. Czułem się nierozumiany i osamotniony, błagałem rodziców, żeby poruszyli niebo i ziemię i zrobili w szkole raban. Byli nieugięci. Kilka lat zajęło mi zrozumienie, że dalej trwamy z Fitzem w przestworzach razem, wzajemnie się asekurując i wspierając, ale jednocześnie możemy wieść inny tryb życia. Pogodziłem się z takim stanem rzeczy i korzystam ze wszystkich przywilejów, które pozwalają mi na szlifowanie swoich umiejętności, popełniam mnóstwo błędów, a gdy przychodzi moment poniesienia konsekwencji, niczym się nie martwię, bo mam po swojej stronie bliźniaka i rodzinę, która zawsze stoi za mną murem. Nie potrzebuję skrzydeł, żeby coś osiągnąć. Bycie Baxterem jest wystarczające.
Rodzina
★ Fitzroy Baxter – pomimo że wizualnie nie jesteśmy do siebie jakoś super podobni, a charaktery mamy inne to łączy nas niewidzialna nić porozumienia i dogadujemy się bez słów. On się szczyci, że jest całe siedem minut starszy, ja wyśmiewam jego większe zakola, ale prawda jest taka, że oddałbym za niego życie. I wiem, że zrobiłby to samo dla mnie. ★ Priscilla Baxter – mama, sędzina, była Krukonka. Całą młodość grała zawodowo w reprezentacji Szkocji jako ścigająca, pochodzi z równie przestarzałego pod względem poglądów rodu, co nasz ojciec. Sprawia wrażenie kobiety twardej i bezkompromisowej, ale to tylko maska, którą zakłada do pracy i na czas spotkań rodzinnych. Dla nas jest niezwykle uczuciowa i troskliwa i niezmiernie cieszy się, że porzuciliśmy inne plany na przyszłość i może nas trenować na wybrane przez nas pozycje. ★ Roy Baxter – ojciec, kieruje rodzinnym biznesem, były Puchon. Całe życie był tłamszony przez naszego konserwatywnego dziadka i głowę rodu jednocześnie. Spoczywa na nim odpowiedzialność, aby utrzymać renomę qiudditchowego centrum, na którą latami pracowali nasi przodkowie. Nie podziela poglądów reszty rodziny, jest bardzo spokojnym mężczyzną o łagodnym usposobieniu. Irytują go aranżowane małżeństwa, bo sam w takie został uwikłany, dlatego pozwala nam iść własną ścieżką i szczerze kibicuje, gdy przedstawiamy mu kolejny plan na życie. Zawsze staje po naszej stronie, ciężko pracuje, aby niczego nam nie brakowało, a w wolnym czasie piecze bezcukrowe i bezglutenowe ciasteczka (idealne dla sportowców!), które ochoczo nam wysyła. ★ Rodzeństwo – starsza siostra Royleen, młodszy brat Leroy
Ciekawostki
★ kocham latanie całym sercem, dlatego marzy mi się Turnov – rodzice oczywiście nie chcą mi go kupić, bo są przekonani, że rozbiję się po pięciu minutach i jeśli mi tak bardzo zależy to muszę sam na niego zarobić, wobec czego stawiają mnie przed największym dylematem: porzucić swoje marzenie czy wygodne, beztroskie życie; ★ jedyne zaklęcia, jakich chętnie się uczę to te ofensywne, bo uważam, że sprawiedliwość czasem najlepiej wymierzyć za pomocą przemocy; ★ pomimo skłonności do bitek, pozycja pałkarza kompletnie mi nie leży – znacznie lepiej sprawdzam się jako szukający, bo nie wymaga to ode mnie współpracy z resztą drużyny ani planowania; ★ w dzieciństwie bardzo często wracaliśmy do domu poturbowani i irytowała mnie konieczność ciągłych wizyt w Mungu, dlatego oprócz sportu skupiam się także na magii leczniczej, żeby móc samemu ogarnąć rozbitą mordę czy drobną kontuzję; ★ całkiem nieźle radzę sobie z teleportacją i jest to mój as w rękawie podczas pojedynków; ★ mam dwa magiczne tatuaże na żebrach - bomba, która wybucha, gdy się zdenerwuję, czyli pamiątka po tym jak przy pierwszym wybuchu magii rozwaliłem domowy składzik na eliksiry oraz słońce, symbol Fitza, które błyszczy, gdy ten jest blisko mnie;
______________________
inspired by the fear of being average
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Witamy Cię na Czarodziejach! Twoja karta zostaje zaakceptowana, dostajesz więc uprawnienia do gry. Poniżej znajdziesz przydatne w dalszych krokach na forum linki, z którymi warto abyś się zapoznał!