Jedna ze winiarni w prestiżowym regionie Bordeaux o tradycji sięgającej blisko tysiąca lat wstecz. Specjalnością tego regionu są wytrawne wina czerwone, które produkuje się głównie ze szczepów Cabernet Sauvignon i Merlot, jednak również wina białe potrafią pozytywnie zaskoczyć koneserów swoją lekkością i słodyczą. W ofercie znajduje się zwiedzanie winiarni z przewodnikiem oraz degustacja wybranych win tego regionu. W cenę degustacji wliczona jest również deska serów, suszonych owoców i orzechów, a także pszenne pieczywo do oczyszczenia kubków smakowych po każdej próbie.
Opłata za wejście wynosi 30 galeonów. Można wypróbować pięciu win.
Wina czerwone:
Le baiser du Détraqueur - w kieliszku ciemne, granatowe, połyskliwe. Jego aromaty pełne są barokowej mieszanki czarnych i czerwonych owoców, ciasta jagodowego, a także gorzkiej czekolady. Złożony bukiet obfituje też w aromaty suszonej lawendy i lekko mineralne słone nuty. Wino owiane jest pewną legendą, przez którą przyjęło się, że zawsze należy zostawić chociaż odrobinę alkoholu na dnie kieliszka. Ma to honorować przeżycia twórcy trunku, który ledwo przeżył spotkanie z dementorem. W przeciwieństwie do prawdziwego, ten Pocałunek Dementora przynosi pijącemu wspomnienia pełne radości i ciepła. La Reine Rouge - Wino ma hipnotyzująco głęboki czerwony kolor. Charakteryzuje się złożonymi aromatami; ewolucje oferują pikantność, przy jednoczesnym zapachu lukrecji i pierników, a także nuty kwiatów i delikatnych aromatów mięty. Wino cechuje się wyraźną kwasowością, ale to właśnie ona czyni je tak wyjątkowym i niesamowitym. Wraz z wiekiem butelki wzrasta harmonijność wina w ustach, więc najbardziej pożądane są starsze roczniki. Popijając z kieliszka, nie sposób nie przypomnieć sobie o wszystkich ważnych decyzjach podjętych w życiu. Być może warto je ponownie rozważyć? Le joyau de Bordeaux - Tęgie, masywne, o wręcz niespotykanej intensywności, przeznaczone dla prawdziwych smakoszy, którzy będą w stanie je docenić. Nuty kawy arabskiej, karmelków i likieru wiśniowego oraz słodki smak rozgniecionych czarnych owoców podane są w niezwykle skupionym stylu. Jest to prawdziwy Klejnot Bordeaux – wystawiane na konkursach, zawsze zdobywa wysokie miejsca. W kolorze jest niemal czarne, a przy odpowiednim świetle opalizuje jak najdroższy kamień. Walorem tego wina jest przywoływanie wspomnień, które powodują, że pijący czuje się wyjątkowy i dostrzegany – piękny, mądry, obdarzony szczególnymi talentami. Plotki głoszą, że czasami wino jest rekomendowane przy stanach depresyjnych, aby pomogło pijącemu dostrzec jego mocne strony. Żaden uzdrowiciel jednak tego nie potwierdza. Le huitième péché - Wino o pięknym ciemnorubinowym odcieniu z fioletowymi refleksami. Nos, intensywny i głęboki, wydobywa bukiet czerwonych i czarnych owoców, w szczególności jeżyny, maliny i wiśnie, doprawione akcentami drzewnymi i smakami przypraw. Wino dojrzewa bardzo długo, ale warto na nie czekać. Nie bez powodu nazywa się też Ósmym Grzechem; z pamięci pijącego wydobywa te wszystkie razy, gdy złamanie zasad przyniosło mu dużą przyjemność. Odpowiednia ilość wina może nawet najgrzeczniejszą osobę nie tylko skusić do złego, ale również przekonać ją o właściwości takiego postępowania. Le premier amour – Lekkie czerwone wino, zaskakujące swoją słodyczą. Jest bardzo eleganckie, choć doskonale nadaje się dla osób, które wcześniej nie miały doświadczenia z prestiżowymi alkoholami. Nos jest wyraźny, można w nim wyczuć najrozmaitsze zioła, trawę i zielone jabłko, łączące się z subtelną słodyczą miodu kwiatowego na tle moreli. W ustach słodycz przyjemnie rozprowadza cytrusowe elementy, dzięki czemu wino ogólnie nie staje się mdlące. Pierwsza Miłość przywołuje z pamięci pijącego najsłodsze wspomnienia związane ze stanem zakochania – niekoniecznie faktycznie pierwszym. Jeżeli ktoś chce powspominać dobre czasy ze związku, to wino na pewno mu w tym pomoże. Larmes d'écarlate – Jego barwa jest ciemna, szkarłatna z mahoniowym refleksem. W bukiecie odkryć można aromaty niespotykane w winach młodych. Są to głównie akcenty kawy, eukaliptusa, cedru czy suszonych grzybów. W smaku skórzana cierpkość łączy się z finezyjną kwasowością. To wino najlepiej spożywać bez towarzystwa potraw, po prostu delektując się każdym łykiem i kontemplując zmieniający się z biegiem czasu bukiet. Jego wiekowość przenosi myśli pijącego do dalekiej przeszłości – tej, która zdawała się być już na zawsze zapomniana. U osób z wyjątkową wrażliwością wróżbiarską podobno może przywołać wspomnienia z innego życia, choć złośliwi mówią, że to tylko halucynacje od jego nadmiaru.
Wina białe:
La esencia del héroe - Wyśmienite białe wino wytrawne o przejrzystym kolorze. W pierwszym wrażeniu może wydawać się powściągliwe, ale to jedynie dlatego, że potrzebuje dłuższego napowietrzenia. Po chwili w pijącego uderzają aromaty landrynek i dojrzałych owoców o białym miąższu. Na podniebieniu aksamitna konsystencja przynosi intrygujący smak owoców cytrusowych, podkręcony odrobiną kardamonu i szafranu. Wspomnienia przynoszone przez posmak wina dotyczą chwil, gdy pijący wykazywał się szczególną odwagą. Popijanie wina skłaniać będzie do podejmowania bardziej ryzykownych decyzji. La ruée vers l'or - Słodkie wino o przepięknym blado złocistym odcieniu z platynowym odblaskiem. Uwodzicielski nos ukazuje aromaty dojrzałych brzoskwiń, nektarynki, pomarańczy, miodu oraz świeżo obranego imbiru. Na podniebieniu niezwykle czyste, ze skoncentrowaną słodyczą i harmonią. Lekko pikantne wykończenie sprawia, że przypada do gustu także osobom, które na ogół nie są rozsmakowane w słodkich winach. Pijąc wino, nie da się nie wspominać osób, z którymi łączą pijącego bliskie relacje. L'automne doux-amer – Wino o głębokim bursztynowym kolorze z rdzawymi przebłyskami. Na jego bukiet składają się aromaty mocno dojrzałych owoców podbitych niuansem cynamonowym oraz toffi. Podniebienie emanuje miodowymi czerwonymi owocami oraz filigranem orzechów i przypraw. W konsystencji jest ciężkie i lepkie, ale na końcu trzeszczy z orzeźwiającą goryczką wiśni, która w pełni to rekompensuje. Jego specjalnym efektem jest to, że choć wyciąga na wierzch trudne zdarzenia z przeszłości, to również je osładza i pozwala się z nimi pogodzić.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
W jego przekonaniu urodziny były czymś ważnym; nie potrzebował kalendarza, aby pamiętać, kiedy jego bliscy je celebrowali i zawsze przykładał się do prezentów, potrzebując chociaż w ten prosty sposób przypomnieć im, jak wiele dla niego znaczyli. A Viro znaczył najwięcej i choć burzliwy okres przeminął już dawno, to Ezra wciąż nosił w sobie potrzebę rekompensowania partnerowi za słowa, które padały w przeszłości, nie mogąc w pełni ich sobie wybaczyć. Tak jak zresztą z trudem zawsze przyjmował jakiekolwiek błędy. Znalezienie czegoś odpowiedniego, czegoś wyjątkowego nie należało jednak do łatwych zadań; prosty materializm nie sprawdzał się w ich relacji, szczególnie gdy mieli już tak wiele. Pozbawiony pomysłów, bliski był zakupienia partnerowi butelki drogiego alkoholu w uzasadnionym przekonaniu, że jeśli istniało coś, co Viro darzył bezwarunkową miłością, to z pewnością było to wino. Wtedy też wpadł na pomysł, by nie koncentrować się na rzeczach, a doświadczeniach. Sam siebie przekonywał, że nie istniała rzeczywistość, w której Viro mogłaby nie przypaść do gustu wycieczka do winnicy, a jednak od poranka co jakiś czas przypatrywał mu się z jakąś widoczną nerwowością i zniecierpliwieniem, nie mogąc znieść oczekiwania. Nie chciał jednak zbyt szybko zdradzić tajemnicy, by nie pozbawić się przyjemności obserwowania żywych emocji migoczących w oczach bądź przebłyskach metamorfomagicznych. - Zabieram cię na wycieczkę. Będziemy trochę zwiedzać i może być trochę chłodniej, ale raczej nie zimno - podpowiedział jedynie lakonicznie, gdy pomiędzy niespiesznym ogarnianiem się objął Viro od tyłu, spragniony bliskości. Oparł brodę o virowe ramię i w lustrze złapał jego spojrzenie, kiedy składał drobne pocałunki kolejno na policzku, żuchwie i w zgięciu szyi. - Później pójdziemy na spacer, ale wieczór chciałbym spędzić już w domu, bo ostatnio nie mamy na to tyle czasu, jak bym sobie życzył - rozwinął, przebiegając stęsknionymi dłońmi po odsłoniętej klatce piersiowej partnera i walcząc z sobą, by nie zsunąć materiału koszuli z jego ramion. - Jak to możliwe, że jesteś tak absurdalnie piękny? - mruknął mu do ucha retorycznie, zaraz już odnajdując ustami jego usta i lgnąc do głębszego pocałunku, osładzającego konieczność zapięcia drobnych guzików ubrania. Niedługo potem splótł ściśle ich palce; cień niepewności podszywał jego uśmiech, więc chwilę jeszcze nie potrafił uwolnić spojrzenia od ukochanego i dopiero po upewniającym się "gotowy?" pochwycił świstoklik do zielonego Bordeaux. Ledwie poczuł znajome pociągnięcie w brzuchu i ledwo poczuł powiew francuskiego wiatru na policzkach, a już sięgał spojrzeniem do Viro, nie chcąc przegapić momentu, gdy mężczyzna uświadomi sobie, czym są porastające wokół krzewy i stary budynek przed nimi. - Wszystkiego najlepszego, mon chéri. Mam nadzieję, że takie zwiedzanie spełni oczekiwania.
Lubię celebrować te poranki, gdy budzę się przed Tobą, mając możliwość zanurzyć się w sennym rytmie Twojego oddechu. Z pieczołowitą ostrożnością zawsze wtedy szukam Twojej dłoni, by móc łagodnie spleść nasze palce, bądź tak jak dziś, skorzystać z opatrzności Morfeusza, że Twoja ręką znajduje się na tyle wysoko, bym mógł przesunąć nosem po gładkiej skórze przy nadgarstku, tą psią pieszczotą wyznaczając miejsce dla drobnego pocałunku. Lubię te poranki, w które nie pędzisz nigdzie, nie znikasz nagle, jeszcze przed tym myślami będąc w pracy. Sama Twoja obecność tak naprawdę wystarcza mi, by poczuć, że ten dzień będzie lepszy od poprzedniego, bo nawet gdy zasypiam przy Tobie, to czuję się kompletny dopiero wtedy, gdy przy Tobie też się budzę. - Mój - szepczę cicho, nie po raz pierwszy i nie ostatni, nie po to, byś mnie usłyszał, a po to, bym mógł przypomnieć sobie ten fakt samemu sobie. - Kocham Cię - dodaję też jeszcze ciszej, właściwie tylko muskając oddechem Twoją dłoń, zanim nie budzę Cię przypadkiem próbą ciaśniejszego przytulenia. I to właśnie o tej chwili myślę, gdy w lustrze łapię zielenią Twoją zieleń, nawet nie próbując powstrzymać się od lisiego uśmiechu zadowolenia, będąc bezgranicznie wdzięcznym za sam fakt, że nie tylko mam z kim spędzić ten dzień, ale że naprawdę tego pragnę ponad wszystko inne. - Mam kilka teorii - zaczynam w odpowiedzi, jak zwykle nie mogąc zwyczajnie podziękować za komplement, musząc rozwlec swoją partię, nawet jeśli od razu robię w niej drobną przerwę na wygięcie się w tył do kilku czułych pocałunków, które swoją słodkością z łatwością zlepiły się ze sobą w jedność. - Pierwsza opiera się na nadinterpretacji słów kto z kim przestaje, takim się staje - podejmuję pomrukiem, odwracając się do ciebie tyłem, by przeciągnąć sobie Twoje ręce pod moimi, chcąc poprowadzić Twoje dłonie do guzików mojej grubej koszuli, na Twoje palce zrzucając odpowiedzialność przepchnięcia ich przez niewyrobione jeszcze dziurki. - Druga bierze pod uwagę, że szczęście jest najlepszym eliksirem piękna - ciągnę dalej, napawając się odbiciem lustrzanym tak, jakbym wpatrywał się w obraz, szczerze pragnąc posiąść taki na własność, by móc zawiesić go na ścianie i powracać do tej chwili i tego wspomnienia kiedy tylko najdzie mnie na to kaprys. - Trzecia ściąga mnie na ziemię świadomością, że to nie moje piękno, a filtr w Twoich oczach - kończę, pozwalając spleść Ci nasze dłonie w nierozłączną układankę, która pozwala Ci poprowadzić mnie do Świstoklika, którego ciekawość rozrywa mi już serce z niecierpliwości. Mimo wszystko to ku Tobie ucieka moje spojrzenie, gdy tylko czuję charakterystyczny ścisk teleportacji, bo niezależnie od tego jak niesamowite niespodzianki zawsze potrafisz mi przygotować, to żaden widok nie może być więcej wart od widoku iskier w zieleni Twoich oczu. Uśmiecham się mimowolnie, czujnością własnego spojrzenia sortując podekscytowane iskry od tych bardziej nerwowych z przejęcia, doskonale wiedząc, że ich istnienie zależne jest od mojej reakcji, gdy tylko wykręcę głowę przed siebie. Ociągam się więc sadystycznie, potrzebując drobnej chwili, by wzrok złapał ostrość na dorodnych winogronach ukrytych bezpiecznie pod dachem zieleni. - Tu me donnes toujours plus que je ne pourrais demander - zauważam cicho, gdy spojrzenie sięga mi do samej winnicy, tak przyjemnie nadgryzionej czasem, że od razu łatwo uwierzyć mi w jej porządność i doświadczenie. - Wczesne odmiany - komentuję, sam nie wiem czy tylko do siebie czy jednak jesteś ze mną w tej rozmowie, bo bardziej przejęty jestem pociągnięciem Cię pod dach winorośli, by wolną dłonią sięgnąć do jednego z najciemniejszych winogron. - Ostatnie ciepłe westchnienie przed przymrozkami - dodaję ciszej, chętnie spadając do szeptu byś czuł całym sobą, że mówię już tylko do Ciebie, gdy opieram winogrono o Twoje usta, karmiąc Cię nim tak, jak i karmiłem Cię czerwienią jabłka w avalońskim sadzie. - Smakują prawdziwym rajem - zauważam więc, nie wprowadzając Cię w ciąg moich myśli, a jak zawsze oczekując, że zwyczajnie za nimi nadążysz, nawet gdy sam rozpraszam się otarciem Twojej wargi opuszkiem mojego palca. - Pozwolisz mi, czy tylko wystawiasz mnie na pokuszenie? - dopytuję cicho, dla tak lubianej przez romans dwuznaczności pochylając się, by wraz z ciasnym rozbiciem naszych oddechów wstrzymać się w oczekiwaniu na odpowiedź.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Miał w sobie coś z wolnego ducha, a jednak żadne uczucie, żadna możliwość podarowywania przez samotność nie dorównywały przyjemności, jaką dawała świadomość przynależności do mężczyzny o najpiękniejszej z dusz. Nie potrzebował cofać się w poszukiwaniu oddechu, gdy ten kradziony mu był przez Viro, nie musiał drżeć w obawie o przyszłość, bo niezależnie jak daleko sięgał ku niej myślami, to zawsze wśród zagadkowych cieni odnajdywał virowe kształty. - Mmm, oczywiście - potwierdził praktycznie bezgłośnie, jedynie ruchem warg odbijającym się w lustrze zaznaczając, że przez głowę przemknęła mu jakaś myśl. Rozbawiona czułość, rozniecona serią słodkich całusów, rozjaśniała jego tęczówki, gdy słuchał kolejnych teorii, jednocześnie pieczołowicie zapinając oporne guziki i przebiegając palcami po materiale w pretekście rozprostowania wszelkich mikro-zagnieceń. - Pozwolę sobie obalić trzecią, bo twoje piękno było dla mnie oczywiste jeszcze zanim tak bezczelnie mnie w sobie rozkochałeś, Viro Rowle. Myślałem, że pozostanę na nie odporny... ale czy prawdziwy artysta by mógł? - sprostował miękko, nie zamierzając pozwolić ukochanemu na jakiekolwiek umniejszenie, szczególnie w tak wyjątkowym dla niego dniu. Pospiesznie jednak zamknął mu usta kolejnym z pocałunków, zbyt późno uświadamiając sobie pytający akcent, zazwyczaj stanowiący zbyt wielką pokusę dla tego błyskotliwego poety. Nie mógł znieść oczekiwania, bo miał świadomość, że było w tym pomyśle coś ryzykownego, że znajdował się równo na granicy przyzwoitości i najdrobniejsze przeciążenia mogły zaważyć o jego interpretacji. Pamiętał sam przecież te wszystkie razy, gdy stawiał przed partnerem oczekiwanie, by winna czerwień nie barwiła jego ust w dowodzie przewinienia. Uśmiech uznania rozciągnął się na jego wargach. gdy tylko brzmienie znajomego języka potwierdziło lotność virowego umysłu, w mig rozwikłującego zagadkę. - Pozwolę ci dziś na wszystko, na co będziesz miał ochotę - przyznał, jakby pozostająca na języku słodycz dojrzałego owocu nie pozwoliła mu złożyć słów mogących przywołać wrażenie goryczy. I bez tego nie chciał jednak stawiać jakichkolwiek granic ani warunków, bo i doskonale zdawał sobie sprawę z mnogości oczekiwań, z którymi Viro mierzyć się musiał w codzienności. - Więcej. Wyjątkowo pozwolę również sobie - dodał szeptem, z bliskości sięgając ku zielonym tęczówkom, by wybadać, jak Viro się z tym czuł; z tym, że przez niego i dla niego Ezra gotowy był wyrzec się swojej abstynencji, z tym, że miał być tym, na którego rekomendacjach i zdobytej doświadczeniem wiedzy Ezra miał się oprzeć. - Chciałbym, żebyś mnie w tym poprowadził i wskazał mi swoje smaki. Być może ich znajomość pozwoli mi zaspokajać jeszcze więcej twoich pragnień - zasugerował z wibrującą w słowach przewrotnością, zębami zaczepnie zahaczając o dolną wargę ukochanego, by bez satysfakcjonującego zakończenia wciągnąć go w głąb chłodno-wilgotnej budowli. Ledwie zerknął ku oczekującej ich kobiecie, nie zapamiętując najlepiej ani jej wyglądu, ani historii, które im wykładała w ramach wycieczki, o wiele bardziej koncentrując się na pocieraniu kciukiem virowej skóry i chłonięciu samych obrazów. - Wybierz nam coś - poprosił, gdy zaproponowane im zostały pierwsze kieliszki degustacyjne; dla niego samego wybór butelki byłby niczym więcej jak loterią. - I opowiedz mi o swoich wrażeniach.
- Jak bardzo? - wyrzucam z siebie zanim zdążę uświadomić sobie swoją reakcję, od razu dłońmi lgnąc do Twoich bioder, by przyciągnąć Cię trochę bliżej, jakby ta ciasnota naszych ciał miała wymusić na Tobie szczerość i pospiesznie przyznanie się, jeśli tylko zgrywasz się moim kosztem. - Mon destin- szepczę czule, mając wrażenie, że żadne inne określenie nie pasuje do Ciebie już lepiej, czując to całym sobą, za każdym razem, gdy zanurzam się w zieleni Twoich oczu. - Wiele by dla mnie znaczyło, gdybyś pozwolił sobie przy mnie na tę swobodę beztroski. Na to porzucenie kontroli nad sobą - zachęcam, choć wiem na jak grząski grunt mogę trafić przez Twoje wspomniania jadu bazyliszka, a jednak samym spojrzeniem próbuję przekonać Cię, że wino jest czymś zupełnie innym, co tylko pomoże nam się do siebie zbliżyć. Nie musisz wcale dodatkowo mnie zachęcać ani do ruszenia w stronę winnicy, a już na pewno nie do przejęcia kontroli nad naszą degustacją, bo chętnie wysuwam się nieco do przodu, nawet jeśli moja dłoń wciąż sięga w tył, nie chcąc rozpleść się z tą Twoją. Zbyt przejęty swoim dniem nie dbam nawet o pozory, gdy z mieniącymi się od ekscytacji pasemkami wprost informuję, że wolałbym podczas degustacji tak znakomitych win pozostać jedynie w towarzystwie l’amour de ma vie, więc i lekką ręką wydaję Twoje pieniądze, by móc to dla siebie zdobyć. - Mam nadzieję, że jesteś świadom jak zaawansowanym transmutatorem jestem - zaczynam, gdy możemy rozsiąść się na wiklinowej kanapie z widokiem na dywan winnych liści, spojrzeniem szukając od razu Twoich oczu, gdy mimo czekających na stoliku obok kieliszków dłonią sięgam do Twojego uda, by pogładzić je w pełni mojej wdzięczności za... cóż, Ciebie. - W dowolnej chwili mogę któryś z tych smaków odtworzyć, przywrócić wspomnienie tego dnia - podejmuję, tym miękkim od rozwleczonej w słowach myśli, który przecież tak dobrze już znasz. - Ale zawsze będzie to wspomnienie tych konkretnych kieliszków, tego konkretnego momentu, nic poza tym - kontynuuję, nie wchodząc już nawet w szczegóły, że transmutowane wino miało tę paskudną właściwość, że trwało w zawieszeniu, nie zmieniając się pod wpływem napowietrzenia, jakby pozbawione było duszy. - Nie mogę sam stworzyć nic nowego, szturchnąć wspomnień już zapomnianych, przykrytych, a przecież... - przerywam sam sobie, przesuwając dłoń wyżej, by przemknąć po Twoim biorze, boku, a w końcu i plecach, by objąć cię ciaśniej, przysunąć do balansującego na krańcu niewygody "bliżej". - To, co w winie jest najpiękniejsze, to właśnie to, że nic dwa razy się nie zdarza. Nie ma dwóch takich samych winogron. Nie ma dwóch takich samych dni, które wpływają na smak winogrona... na smak jaki oddaje im ziemia. I mam nadzieję, że poczujesz to dzisiaj i zrozumiesz, dlaczego tak uzależniony jestem od tego dźwięku ustępującego po raz pierwszy korka - kończę, nigdy wcześniej nie będąc w takiej sytuacji, nigdy nie będąc tak zakochanym i tak przejęty czyimś podniebieniem, więc to po Twój kieliszek sięgam w pierwszej chwili, przedstawiając Ci Le premier amour. - Piłem je zdecydowanie zbyt często jak na stan swojego portfela, gdy pisałem Buchorożca. Nazywałem je wtedy przydługo des papillons dans le ventre - dodaję cicho, na granicy słyszalności, nie chcąc zagłuszyć Twoich własnych myśli nawet oddechem, który wstrzymuję na moment, zanim dopytuję: - Czujesz?
Wina wybrane dla Viro:
Le baiser du Détraqueur - w kieliszku ciemne, granatowe, połyskliwe. Jego aromaty pełne są barokowej mieszanki czarnych i czerwonych owoców, ciasta jagodowego, a także gorzkiej czekolady. Złożony bukiet obfituje też w aromaty suszonej lawendy i lekko mineralne słone nuty. Wino owiane jest pewną legendą, przez którą przyjęło się, że zawsze należy zostawić chociaż odrobinę alkoholu na dnie kieliszka. Ma to honorować przeżycia twórcy trunku, który ledwo przeżył spotkanie z dementorem. W przeciwieństwie do prawdziwego, ten Pocałunek Dementora przynosi pijącemu wspomnienia pełne radości i ciepła. Le joyau de Bordeaux - Tęgie, masywne, o wręcz niespotykanej intensywności, przeznaczone dla prawdziwych smakoszy, którzy będą w stanie je docenić. Nuty kawy arabskiej, karmelków i likieru wiśniowego oraz słodki smak rozgniecionych czarnych owoców podane są w niezwykle skupionym stylu. Jest to prawdziwy Klejnot Bordeaux – wystawiane na konkursach, zawsze zdobywa wysokie miejsca. W kolorze jest niemal czarne, a przy odpowiednim świetle opalizuje jak najdroższy kamień. Walorem tego wina jest przywoływanie wspomnień, które powodują, że pijący czuje się wyjątkowy i dostrzegany – piękny, mądry, obdarzony szczególnymi talentami. Plotki głoszą, że czasami wino jest rekomendowane przy stanach depresyjnych, aby pomogło pijącemu dostrzec jego mocne strony. Żaden uzdrowiciel jednak tego nie potwierdza. Larmes d'écarlate – Jego barwa jest ciemna, szkarłatna z mahoniowym refleksem. W bukiecie odkryć można aromaty niespotykane w winach młodych. Są to głównie akcenty kawy, eukaliptusa, cedru czy suszonych grzybów. W smaku skórzana cierpkość łączy się z finezyjną kwasowością. To wino najlepiej spożywać bez towarzystwa potraw, po prostu delektując się każdym łykiem i kontemplując zmieniający się z biegiem czasu bukiet. Jego wiekowość przenosi myśli pijącego do dalekiej przeszłości – tej, która zdawała się być już na zawsze zapomniana. U osób z wyjątkową wrażliwością wróżbiarską podobno może przywołać wspomnienia z innego życia, choć złośliwi mówią, że to tylko halucynacje od jego nadmiaru. La ruée vers l'or - Słodkie wino o przepięknym blado złocistym odcieniu z platynowym odblaskiem. Uwodzicielski nos ukazuje aromaty dojrzałych brzoskwiń, nektarynki, pomarańczy, miodu oraz świeżo obranego imbiru. Na podniebieniu niezwykle czyste, ze skoncentrowaną słodyczą i harmonią. Lekko pikantne wykończenie sprawia, że przypada do gustu także osobom, które na ogół nie są rozsmakowane w słodkich winach. Pijąc wino, nie da się nie wspominać osób, z którymi łączą pijącego bliskie relacje. L'automne doux-amer – Wino o głębokim bursztynowym kolorze z rdzawymi przebłyskami. Na jego bukiet składają się aromaty mocno dojrzałych owoców podbitych niuansem cynamonowym oraz toffi. Podniebienie emanuje miodowymi czerwonymi owocami oraz filigranem orzechów i przypraw. W konsystencji jest ciężkie i lepkie, ale na końcu trzeszczy z orzeźwiającą goryczką wiśni, która w pełni to rekompensuje. Jego specjalnym efektem jest to, że choć wyciąga na wierzch trudne zdarzenia z przeszłości, to również je osładza i pozwala się z nimi pogodzić.
Wina wybrane dla Ezry:
Le huitième péché - Wino o pięknym ciemnorubinowym odcieniu z fioletowymi refleksami. Nos, intensywny i głęboki, wydobywa bukiet czerwonych i czarnych owoców, w szczególności jeżyny, maliny i wiśnie, doprawione akcentami drzewnymi i smakami przypraw. Wino dojrzewa bardzo długo, ale warto na nie czekać. Nie bez powodu nazywa się też Ósmym Grzechem; z pamięci pijącego wydobywa te wszystkie razy, gdy złamanie zasad przyniosło mu dużą przyjemność. Odpowiednia ilość wina może nawet najgrzeczniejszą osobę nie tylko skusić do złego, ale również przekonać ją o właściwości takiego postępowania. Le premier amour – Lekkie czerwone wino, zaskakujące swoją słodyczą. Jest bardzo eleganckie, choć doskonale nadaje się dla osób, które wcześniej nie miały doświadczenia z prestiżowymi alkoholami. Nos jest wyraźny, można w nim wyczuć najrozmaitsze zioła, trawę i zielone jabłko, łączące się z subtelną słodyczą miodu kwiatowego na tle moreli. W ustach słodycz przyjemnie rozprowadza cytrusowe elementy, dzięki czemu wino ogólnie nie staje się mdlące. Pierwsza Miłość przywołuje z pamięci pijącego najsłodsze wspomnienia związane ze stanem zakochania – niekoniecznie faktycznie pierwszym. Jeżeli ktoś chce powspominać dobre czasy ze związku, to wino na pewno mu w tym pomoże. La esencia del héroe - Wyśmienite białe wino wytrawne o przejrzystym kolorze. W pierwszym wrażeniu może wydawać się powściągliwe, ale to jedynie dlatego, że potrzebuje dłuższego napowietrzenia. Po chwili w pijącego uderzają aromaty landrynek i dojrzałych owoców o białym miąższu. Na podniebieniu aksamitna konsystencja przynosi intrygujący smak owoców cytrusowych, podkręcony odrobiną kardamonu i szafranu. Wspomnienia przynoszone przez posmak wina dotyczą chwil, gdy pijący wykazywał się szczególną odwagą. Popijanie wina skłaniać będzie do podejmowania bardziej ryzykownych decyzji. La ruée vers l'or - Słodkie wino o przepięknym blado złocistym odcieniu z platynowym odblaskiem. Uwodzicielski nos ukazuje aromaty dojrzałych brzoskwiń, nektarynki, pomarańczy, miodu oraz świeżo obranego imbiru. Na podniebieniu niezwykle czyste, ze skoncentrowaną słodyczą i harmonią. Lekko pikantne wykończenie sprawia, że przypada do gustu także osobom, które na ogół nie są rozsmakowane w słodkich winach. Pijąc wino, nie da się nie wspominać osób, z którymi łączą pijącego bliskie relacje. L'automne doux-amer – Wino o głębokim bursztynowym kolorze z rdzawymi przebłyskami. Na jego bukiet składają się aromaty mocno dojrzałych owoców podbitych niuansem cynamonowym oraz toffi. Podniebienie emanuje miodowymi czerwonymi owocami oraz filigranem orzechów i przypraw. W konsystencji jest ciężkie i lepkie, ale na końcu trzeszczy z orzeźwiającą goryczką wiśni, która w pełni to rekompensuje. Jego specjalnym efektem jest to, że choć wyciąga na wierzch trudne zdarzenia z przeszłości, to również je osładza i pozwala się z nimi pogodzić.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Nie lubię tego uczucia nie bycia w pełni sobą i decydowania o tym, czego chcę - przyznał, dobrze pamiętając, że przy narkotyku istniał tylko przymus, a wszystko inne zlewało się mu w uczuciu obojętności. - Ale jeszcze bardziej niepokoi mnie bycie bardziej sobą, jeżeli jakaś dawka alkoholu zachęci mnie do odrzucenia hamulców - dodał, bo choć dostrzegał wyraźną różnicę pomiędzy tymi sytuacjami, to wcale nie rozgraniczał tego w kategoriach "gorsze" i "lepsze", będąc świadkiem jak alkoholowe otumanienie wyciągało z człowieka myśli, do których zwykle by się nie przyznawał i czyny, o które by sam siebie nie podejrzewał. Wiedział też, jak łatwo sprowadzało godność do poziomu podłogi, gdy przypadkiem przekroczyło się własne limity. Takie tłumaczenie nie było zbyt przekonujące, gdy wiedział, że w oczach Viro wino było czymś innym niż malowany nieprzychylnie alkohol. - Dla mnie też wiele znaczy, abyś wiedział, że ci ufam. I faktycznie tak było, więc nie wtrącał się w podejmowane przez Viro decyzje, jedynie wyciągając liczbę galeonów opisującą cenę ich prywatności z zapewnieniem, że nie narobią żadnych szkód. Ufał mu, nawet jeśli zupełna obcość otoczenia rozbudzała w nim niepewność, a nawet popychała ku wątpliwościom, czy istniało jeszcze coś mniej rozsądnego od podarowania mu przyzwolenia do rozognienia się tej niezrozumiałej dla Ezry pasji. Bo właśnie pasję było czuć w jego głosie, kiedy rozwijał historię pojedynczych winogron, budzącą w Ezrze mieszane uczucia; lepka intymność bliskości zakłócana była dla niego mimowolną pobłażliwością. Ze wszystkich sił starał się ją w sobie zachować, ale Viro znał go zbyt dobrze, by nie dostrzec drobnych drżeń warg i nie zauważyć w zieleni braku wiary w to, że każda z butelek miałaby dla Viro inny smak, nawet wśród win powstałych z owoców siostrzanych krzewów. Przyjął podsuwany mu kieliszek, z pewną celowością ocierając o palce ukochanego. Wsparł szkło o dolną wargę, oddychając nieco ziołowym aromatem, nie potrafiąc jednoznacznie orzec, czego może się spodziewać. - Czuję, że przechodzę inicjację do twojej osobistej sekty - skomentował na to zbyt szybko wyrywające się Viro pytanie, jakby w pogardzie miał jego przejęcie. W rzeczywistości jednak żartobliwością próbował uchronić się od idących za tym oczekiwań, których nie chciał zawodzić. Le premier amour w pierwszej kolejności przynosiło wrażenie słodyczy, która zalewała jego gardło przyjemnym łaskotaniem zmuszającym kąciki ust do błogiego wzniesienia. Smak zupełnie odbiegał od tego, co sugerował jego zapach i zdecydowanie był milszy niż przedwczesne sceptyczne założenia Ezry. Miał wrażenie, że głowa wypełnia mu się podobnymi uczuciami, jak w momentach ciepłych porannych przekomarzanek, przecinanych niespodziewanymi pocałunkami. I przypominały mu się te wszystkie walentynkowe randki, których doświadczał w ciągu życia z różnymi osobami, ale wiecznie tym samym przyjemnym napięciem. - Czuję - przyznał, ponownie smakując lekkiego wina, tym razem przymykając oczy, by spróbować wyczuć jakiekolwiek subtelniejsze akcenty smakowe, które mógłby jakoś nazwać. Zdecydowanie brakowało mu jednak do tego porównania. Ale istotna różnica jest, jedynie gdy zamknę oczy. Patrzenie na ciebie daje mi te same des papillons dans le ventre. - Dłoń poprowadził pomiędzy kolorowe kosmyki, lekko je wzburzając i zaraz pozwalając palcom zsunąć się do karku. - Albo i większe - dodał już w pomruku, skradając z kącika warg krótką pieszczotę. - Chcesz powiedzieć, że czytając Buchorożca dotarłbym do skrytych w treści twoich własnych wspomnień? - dopytał, bo w zasadzie nigdy nie zastanawiał się poważnie, jak wiele siebie - swoich myśli, swoich uczuć, swoich przeżyć - Viro wkładał do pisanych książek, a ile było jedynie wytworem nieograniczonej wyobraźni. - Gdybym ja mógł wybrać moment, w którym mój bohater pierwszy raz odczuwa to charakterystyczne szarpnięcie w brzuchu... - zaczął z zastanowieniem, podając Viro kieliszek z trunkiem przygotowanym dla niego i wystawiając swój własny do dźwięcznego stuknięcia szkła. - To pewnie byłby to wczesny poranek, gdy budzi się w jednym łóżku ze swoim przyszłym ukochanym i dostrzega go wtulonego w swojego psa. I nie żałuje, że nie stchórzył poprzedniej nocy, choć mógł bez problemu nocować w innym miejscu.
Kącik ust drży mi na granicy rozbawienia i drobnej irytacji, którą jestem w stanie wstrzymać w sobie i ujarzmić, bo znam już przecież wszystkie Twoje mechanizmy obronne. Trudniej jest mi jednak dziś akceptować Twoje odruchy, gdy wykładam przed Tobą coś znacznie dla mnie ważniejszego od mugolskich gratów czy drobnych niepewności co do koloru dobieranego stroju. W końcu wino było moją codziennością znacznie dłużej, niż ty się nią stałeś i wbrew wszelkim pozorom i plotkom, choć faktycznie tonąłem i w tanich trunkach, to od początku do końca tej winnej wyprawy posiadałem duszę konesera-poety. Wiem zresztą, że nie muszę mówić nic więcej, bo choć mógłbym Cię zapewniać i przekonywać, to przecież jestem pewien, że sama magia wina zrobi to znacznie lepiej. Uśmiech satysfakcji i kciuk czule gładzący Twoje udo przypieczętowują tylko moje zwycięstwo, gdy widzę jak Twoje powieki opadają ulegle pod siłą czucia. - Le séducteur - mruczę więc w Twoje usta równie rozbawiony, co i przyjemnie połechtany złapaniem w sidła Twojego uroku. Nie mam wcale ochoty zresztą się z nich uwalniać, więc sięgam nawet dłonią do Twojej dłoni, chcąc przytrzymać ją przy swoim karku na choćby chwilę dłużej, wiecznie balansując na narkotycznej krawędzi upojenia Twoim dotykiem. - Mhm, nie tylko w Buchorożcu. Myślę... - odpowiadam ostrożnie, zastanawiając się ułamek sekundy czy przypadkiem nie prowadzę Cię do wniosku, którego wcale nie chcę byś wyciągał. - Myślę, że w każdej mojej książce, choćby i tej najpłytszej i pisanej pod publiczkę, znajdziesz moje wspomnienia i zupełnie szczerze przemyślania, które zajmowały moją głowę w tamtych momentach, wydając mi się ważnymi, a jednak... - ciągnę dalej, marszcząc mimowolnie nos z niesmakiem, by tym wyraźniej podkreślić jaką gorycz budzi we mnie myśl, że miałbyś sięgać po te niechlubne tytuły mojego pisarskiego dorobku. - Wolałbym byś nie czytał żadnej mojej książki pokroju Buchorożca, nie chcę byś pomyślał, że może nie stać mnie wcale na więcej - kończę słowami zdradzającymi po raz kolejny moje autodestrukcyjne myśli, które gnębiły mnie miesiącami, jeśli nie latami, podszeptując, że nigdy niczego nie osiągnę. Mruczę cicho na znak, że słucham uważnie, nie potrafiąc już wyzbyć się tej maniery i przejmuję w dłoń kieliszek Le baiser du Détraqueur, by wypełnić krótkie spięcie ciszy brzdękiem spotykającego się z bliźniaczką szkła. - Chcesz przez to powiedzieć, że Ty żałujesz porzucenia mnie z Chione samego w łóżku tej mojej pierwszej nocy u Ciebie? - pytam ostrożnie, czujnym spojrzeniem łapiąc najpiękniejszą z zieleni, nie będąc pewien czy dopytuję się, bo wątpię w prawdziwość tej myśli czy jednak zwyczajnie chcę to jedno wyznanie usłyszeć od Ciebie wprost. Że tym, czego żałujesz, nie jest wcale dopuszczenie mnie bliżej. - Chione na pewno Twojej decyzji nie żałuje. Nie sądzę byś był w stanie dać jej tyle czułości, ile dostała ode mnie tamtego poranka - dodaję w udawanej beztrosce, pozwalając nawet kącikom ust zadrżeć w rozbawieniu nad tym jak zbawienna dla mojegoserca była obecność puchatej chmurki tamtego poranka. I to to wspomnienie chciałem obudzić w swojej pamięci pierwszymi dwoma łykami wina, a jednak do mojej głowy przypłynął portret ojca z wczesnego dzieciństwa, później roześmianego rodzeństwa podczas wspólnej zabawy na miotłach na tyłach domu. Sięgam więc od razu po kolejne, bardziej zachłanne chausty, jakby to ciepło na sercu nie było wystarczające czy wręcz zbyt brudne teraźniejszością, by mogło mnie zadowolić. Z każdym kolejnym łykiem moją głowę zalewały jednak wspomnienia nie moje, a postaci, którymi potrafiłem się stawać i dopiero, gdy wychyliłem kieliszek w górę, porzucając wszlkie pozory degustacji, mogłem odetchnąć ulgą pod ostatnią falą wspomnień, składających się na Ciebie i naszą wspólną codzienność. - Nie czujesz się czasem oszukany wspomnieniami? - podpytuję ostrożnie, sięgając po nowy kieliszek, by przysunąć się do Ciebie bliżej, potrzebując nie tyle ciasnego poczucia Twojej obecności, co pewności, że naprawdę tu ze mną jesteś i póki trzymam dłonią Twoje udo, to nigdzie stąd nie pójdziesz. - Spójrz jak przewrotne są ludzkie umysły. Wspomnienia smutne prostolinijnie przynoszą smutek, a te radosne, zamiast przynieść radość, przynoszą ciężar świadomości, że są już tylko przeszłością - zdradzam swoje myśli ostrożnie, nie biorąc pod uwagę, że to nie wina wspomnień a mojej własnej głowy. - I świadomość, że wystarczy sekunda, by teraźniejszość się nią stała - dodaję ciszej, mocniej zaciskając palce na Twoim udzie, zanim zbieram się w sobie na pytanie: - Umiesz wyobrazić sobie nas tutaj za pięćdziesiąt lat? W tym samym miejscu, z tej samej okazji.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Z natury był ciekawski dociekliwy, stąd w oczywisty sposób fascynowały go napisane pod pseudonimem książki Viro, niezależnie od tego, czy miały dotyczyć metafizycznych rozważań na temat wszechświata, czy też być tymi prostymi romansami o zakończeniu znanym od pierwszej strony. Nie skrywał nawet błysku pojawiającego się w zieleni spojrzenia na potwierdzenie, że faktycznie pomiędzy fikcję wplecione było to, co ważne, to co Ezra chciał znać, ciągle mając wrażenie, jakby ze słów partnera uciekały mu jakieś sensy, jakby dalej istniała przestrzeń, która była dla niego odległa - a każdy dystans potrzebował skracać. - Uszanuję, jeżeli uznasz, że naprawdę, naprawdę nie chcesz, żebym czytał te powieści i choć najmocniej wyczekuję obserwowania, jak będzie kształtować cię nasza wspólna przyszłość, to wciąż chciałbym poznać także to, co było dla ciebie ważne w przeszłości - sprostował, potrząsając głową na te samokrytyczne myśli, które zupełnie bezzasadnie lubiły się pojawiać w virowym umyśle. - Czy będę drażnił cię czytaniem na głos pikantnych fragmentów? Bez wątpienia. Czy będę kwestionował jakieś decyzje fabularne? Oczywiście, kwestionuję i krytykuję wiele rzeczy, więc nie udawajmy, że nie jesteś przyzwyczajony - dodał z kocim uśmiechem z pogranicza powagi i żartobliwości, zaraz kolanem trącając kolano mężczyzny, by przekazać mu część tej lekkości, mającej wygonić obciążające go myśli. - Ale znam doskonale twoją wartość. Nie docenianie twojego talentu, kreatywności i błyskotliwości, która co więcej normalnie nie idzie w parze z Gryfonami, byłoby chyba największą głupotą, jaką popełniłbym w życiu. Z uciekającym w bok spojrzeniem, wzruszył ramionami, jakby w niemym "ale jak chcesz to overthinkuj" próbował zbyć powstającą zawsze przy tego rodzaju rozmowach tkliwość. Naprawdę trudno było się jednak od niej wyzwolić, gdy smakowane wino wzmagało w nim fale czułości, a czujne spojrzenie ukochanego prosiło o wyznania pozbawione miejsca na domysł. - Żałuję - odparł więc prosto, ucząc się już powoli, gdy uniki były dozwolone, a który rodzaj wyczekiwania w jasperowej zieleni zdradzał potrzebę bycia upewnionym w wypowiedzianej myśli. Obserwował, jak czerwień znika zbyt prędko z kieliszka i na końcu języka miał już upomnienie, nim przypomniał sobie, że to Viro miał wyznaczać tego dnia zasady. Powstrzymanie się od choć drobnego komentarza krytyki było jedną z trudniejszych rzeczy, których podjął się w ostatnim czasie. Sam wymienił swoje kieliszki, pozostawiając część pierwszego trunku na dnie, zamiast tego chcąc spróbować jednego z białych win. - Oszukany? - dopytał, nie za bardzo rozumiejąc, dokąd zmierzały myśli mężczyzny, więc też potrzebując od niego dodatkowych wyjaśnień. Jednak to chwilą ciszy w pierwszym momencie odpowiedział na pytanie tak niespodziewanie na niego zrzucone, wywołujące niemal odruchową powściągliwość. - Wiesz, że wszystkie moje związki kończyły się w gruncie rzeczy szybko. Rok, dwa i coś zaczynało się sypać... kiedy więc mówisz pięćdziesiąt lat- sam nie wiem. To wydaje się niemożliwe, żebym przez tak długi czas niczego nie zepsuł, żebyś wciąż mnie chciał... Mam wrażenie, że wiara w to jest jakąś naiwnością, bo komu tak naprawdę w tych czasach się udaje? - zapytał retorycznie, przerywając sam sobie skosztowaniem trunku, który wydał mu się wyblakły, - Ale z drugiej strony, jeżeli z kimś pisane jest mi osiągnąć "niemożliwe", to z tobą - dodał, w jakiś sposób natchniony, pocierając wyryte na skórze litery imienia ukochanego. - Więc nie potrafię powiedzieć na ile rzeczywista może być to wizja, nie wiem, jak wiarygodny będę, obiecując ci wieczność, ale bardzo bym nam obu życzył, żebyśmy za pięćdziesiąt lat wciąż kochali się tak mocno, jak kochamy się dziś. - Sięgnął do kieliszka Viro, wyciągając mu go spomiędzy palców, by odstawić oba na blat i pochwycić obie dłonie, jakby prosił go o skupienie tylko na sobie. - Być może powinniśmy złożyć sobie wieczystą przysięgę, że zobaczymy się tu z tej okazji za pięćdziesiąt lat. Niezależnie od tego, co się wydarzy - podjął, czując się wyjątkowo odważnie, gdy pozwalał kolejnym słowom na wybrzmienie. - Być może po prostu powinniśmy wziąć ślub za świadków mając tylko przypadkowych ludzi?