C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Osoby:@Benjamin Auster & Salazar Morales Miejsce rozgrywki: El Paraíso Rok rozgrywki: listopada 2021 Okoliczności: Po powrocie ze skandynawskiego przemytu Paco i Ben urządzają sobie piątkową, odprężającą popijawę.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie miał pojęcia, która to szklanka ani kiedy stracił rachubę, a chociaż powoli zaczynało szumieć mu w głowie, wychylił zawartość naczynia jednym haustem, odruchowo sięgając po butelkę szlachetnego trunku, żeby jak najprędzej uzupełnić braki. Podchmielony, co rusz zaśmiewał się z prostackich żartów Benjamina, którego niekiedy poklepywał również przyjacielsko po barku czy ramieniu. Nie zdarzało mu się upijać zbyt często, jednak procenty we krwi potęgowały potrzebę bliskości i kontaktu fizycznego, a może lepiej było powiedzieć, uzewnętrzniały jedynie jego latynoski temperament, który na co dzień Paco świadomie starał się utrzymywać w ryzach, przyzwyczajony już do angielskiej powściągliwości i karcących spojrzeń. – Zapamiętam jego minę do końca życia. – Prychnął kpiąco na wspomnienie twarzy sfrustrowanego mężczyzny, któremu sprzątnęli wartościowy ładunek sprzed nosa. Niby po dość wyczerpującej podróży potrzebował odrobiny odpoczynku, ale jednocześnie już tęsknił za salwą świszczących w powietrzu zaklęć i potężną dawką adrenaliny, jaką serwowało mu niebezpieczne balansowanie na krawędzi. Niestety, na kolejną akcję musiał zaczekać, póki co uciekając się do zupełnie innych rozrywek. Nic dziwnego, że po paru kolejnych łykach irlandzkiej, omiótł spojrzeniem stół do krwawego barona, zastanawiając się czy choćby części łupu nie wymienić na barwne, poręczne żetony. Zrezygnował jednak z tego pomysłu niemal tak szybko, jak go urodził. Co więcej, doszedł do wniosku, że ma dosyć wrzasków i zgiełku roznoszących się po całym kasynie. Ba, po jakimś czasie na nerwy działał mu nawet subtelny dźwięk metalowej kulki uderzającej o brzegi drewnianego koła do astroletki. Podparł się więc ramieniem o blat barowej lady, wzdychając ciężko na nieprzyjazny los, a wreszcie uniósł szklankę w geście toastu, przechylając się zdecydowanie bliżej Austera, i to jeszcze zanim w ogóle zdecydował się umoczyć usta w bursztynowym trunku. – Me encantaría ver cómo manejas el lenguaje en otras circunstancias… – Wyszeptał na ucho mężczyzny mrukliwym, sugestywnym tonem tylko po to, by zaraz wycofać się o krok, wlewając w siebie następną porcję whiskey. Nie, tym razem wcale nie miał na myśli szkolenia takich umiejętności językowych. – Estoy harto de este ruido. Vamos arriba. tengo muchas cosas. – Bynajmniej nie miał zamiaru również kończyć jeszcze imprezy. Po prostu wolał przenieść ją w zdecydowanie spokojniejsze i bardziej ustronne miejsce. – Podemos esnifar las drogas. Después de rem, una buena cogida es aún mejor. – Przechylił głowę, kusząco podnosząc krzaczastą brew, wszak noc była jeszcze długa, a dobrego towaru mu nie brakowało.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Adrenalina, alkohol, narkotyki, papierosy. I kobiety. To było pięć głównych grzechów Austera, który również wychylał w tym momencie szklankę do dna. Czuł się wyśmienicie, jak zawsze po udanej akcji z Moralesem lub jego poplecznikami. Emocje, podekscytowanie i podniecenie jeszcze nie opuściły jego wiecznie strutego ciała. Być może Paco upijał się rzadko, za to Ben dość rzadko był całkowicie trzeźwy. Nie był pewien, czy Salazar w ogóle spotkał go kiedykolwiek w takim stanie. Trzeźwy nie miałby odwagi balansować na krawędzi bezprawia. Choć bał się więzienia jak mało kto, nie potrafił odmówić sobie udziału w kolejnej akcji. To już ostatni raz, postanowił twardo, dobrze wiedząc, że i tę obietnicę najpewniej złamie. Jak widać, nie mógł ufać innym, nie mógł też ufać samemu sobie. Byli jednak ludzie, których towarzystwo sprawiało mu przyjemność, a charyzmatyczny biznesmen, jak zwykł go określać w myślach, z pewnością się do nich zaliczał. Co więcej, Auster dwoił się i troił, chcąc wkupić się w jego łaski swoim rubasznym poczuciem humoru. Sprośne żarty, dwuznaczne komentarze i szelmowski uśmiech. O tak, Ben robił wszystko, by stać się dla Paco godnym partnerem do picia i ćpania. Zupełnie nie spodziewał się, że mężczyzna spojrzy na niego aż tak przychylnym okiem. Zauważył westchnienie, które wyrwało się z jego piersi, nie umknęło również jego uwadze krótkie spojrzenie rzucone w kierunku stołu do krwawego barona. Wielka szkoda, że akurat nie mam pieniędzy - pomyślał przelotnie, odwracając się tyłem do osób oddających się upojnej zabawie przepierdalania oszczędności życia za odrobinę ekscytacji. Doskonale wiedział, że gdyby chciał, Paco również mógł się do nich dołączyć. O dziwo jednak, wybrał Austera. Benjamin drgnął, słysząc słowa wypowiedziane w obcym języku. Choć władał nim biegle, wydawało mu się, że coś jednak źle zrozumiał. A może nie? Może to poklepywanie po ramieniu, skracanie dzielącego ich dystansu, dyskretny szept do ucha było czymś więcej niż czystą sympatia. Doskonale znał odpowiedź na to pytanie, a zainteresowanie ze strony Paco kurewsko mu schlebiało. Nie żeby miał zamiar cokolwiek z tym zrobić. Ale mógł się przecież z nim nieco podroczyć, prawda? - Sabes muy bien que soy de lengua de oro. Espero que creas en mis buenas intenciones en mi palabra. Pero si tienes que probarlo… - odbił piłeczkę, czekając na reakcję. Zmrużył lubieżnie oczy, lustrując go spojrzeniem. - Vamos. Es muy difícil para mí concentrarme en una conversación con todo este ruido. ¿Qué tal si agarramos un poco más de coño para hacernos compañía? - zapytał, nie do końca wierząc w powodzenie swojego misternego planu. Wizja darmowych narkotyków była bardzo kusząca, zwłaszcza, że towar Paco to nie bylejakie gówno. Ale prawda była również taka, że był ciekawy jak to jest i nigdy nie robił tego z mężczyzną. Lecz z drugiej strony iść do łóżka bez kobiety było mu po prostu głupio. Nawet jeśli miałaby być biernym obserwatorem. A może nie chciał zostawać sam na sam z Paco w takich okolicznościach? Być może. Strach i ciekawość była dziwną mieszanką emocji. Wpatrywał się w tęczówki Moralesa z tym swoim głupawym uśmiechem na twarzy. Był już bardzo, bardzo pijany.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nigdy nie zastanawiał się nad tym jak wiele grzechów popełniał, z jaką częstotliwością i który krąg piekieł by mu przypadł, gdyby przypadkiem kopnął przedwcześnie w kalendarz. Mimo meksykańskich korzeni – a może właśnie przez wzgląd na pochodzenie z katolickiego, bogobojnego kraju – prędko odrzucił wiarę w religijne dogmaty, w życiu kierując się wyłącznie własnymi pragnieniami i własnym kompasem moralnym, którym najbliżej chyba było do hedonizmu. Niewykluczone, że na skutek bolesnych doświadczeń początkowo naprawdę podświadomie pragnął śmierci, ale dopiero gdy zaprosił ją do płomiennego tańca, zrozumiał że nieśpieszno mu wybierać się na tamten świat. Balansując na krawędzi, docenił uroki życia, acz nadal skutecznie odcinał się od emocji, oddając się raczej prostackim, doraźnym rozrywkom, dających krótkotrwałe, ale za to niezwykle intensywne poczucie satysfakcji. Tak, adrenalina, alkohol, papierosy i dragi… ale nie kobiety. Podobno o gustach nie powinno się dyskutować, możliwe że słusznie, skoro na tym polu z Benjaminem nie byliby nawet w stanie dojść do konsensusu. Morales uważał się bowiem za estetę, a przy tym wielbicie męskiego ciała, prostej a zarazem majestatycznej sylwetki, którą teraz zapragnął odsłonić, pozbawiając partnera do szklanki kolejny części zupełnie zbędnej garderoby. Trudno powiedzieć czy podziałała na niego pobudzająca zmysły pamięć o niedawnym sukcesie, płynący w żyłach alkohol, rubaszne żarty Austera okraszone urokliwym uśmiechem czy może mieszanka wszystkich wymienionych bodźców w jednej chwili uderzająca do głowy, ale wiedział jedno: a każdym kolejnym łykiem irlandzkiej apetyt wzrastał, a on sam potrzebował znacznie silniejszych doznań niż rozpływający się w ustach aromat leżakującego w beczce trunku. - Soy un hombre de acción, no de palabras. Quiero pruebas. – Mruknął dyplomatycznie, subtelną gestykulacją podkreślając swoje zamiary, zanim ponownie sięgnął po szklankę, żeby umilić sobie niecierpliwie wyczekiwanie na wyrażoną stanowczą zgodę. Nie spodziewał się przecież odmowy, a już na pewno nie dopuszczało do siebie takiej ewentualności jego wybujałe ego, podszeptujące że każdy apoliński młodzieniec ochoczo rozłoży przed nim nogi. Krótkie vamos niejako utwierdziło go w przekonaniu o własnej nieomylności i wspaniałości, chociaż po dość nietypowej, względnie kuszącej propozycji zaśmiał się pod nosem, spuszczając na moment głowę i delikatnie unosząc brwi. Dopiero po chwili wrócił zainteresowanym spojrzeniem na twarz rozmówcy, a wreszcie oparł się łokciami o ladę baru, teatralnie rozglądając się po przestronnej, kasynowej sali. – No necesitamos compañía, pero si realmente quieres probar mi resistencia... ese joven rubio en la esquina. ¿Tú o yo? – Wtrącił pewnie, przekonany o tym, że już sama jego obecność zapewnia niezapomniane przeżycia. Mimo to podjął rzuconą przez Benjamina rękawicę, skinieniem głowy wskazując szczupłego, uroczo niewinnego chłopca w nieco zbyt luźnym, granatowym garniturze, który wyglądał na zagubionego i przytłoczonego gwarną atmosferą lokalu. Nie przeszło mu przez myśl, że tak bardzo się z Austerem nie zrozumieli…
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Hedonizm. To było takie urocze słowo. Czy Auster wierzył w istnienie siły wyższej? Nie. Czy kierował się w życiu jakimkolwiek kodeksem moralnym? Skądże. Czy cokolwiek było dla niego niedozwolone? Tu wszystko przecież zależało od niego. To ona był sobie panem i władcą od kiedy tylko pamiętał. Nie było alkoholu, którego nie wlałby w swoje ochrypnięte już teraz mocno gardło. Nie było narkotyków, których odmawiał swoim podrażnionym nozdrzom. Nie było również przyjemności, której nie był ciekawy. Był hedonistą, masochistą i sadystą. Zrobiłby prawie wszystko, aby rozkoszą i przyjemnością zagłuszyć ten tępy ból, który raz na jakiś czas pojawiał się w jego głowie podpowiadając mu, że tak naprawdę jest nic niewart. Choć nigdy nie zastanawiał się poważnie nad kwestią swojej seksualności, teraz zaczął to powoli kwestionować. Bardzo możliwe, że duży udział miał w tym alkohol płynący w jego żyłach ale Paco… Paco też robił swoje. Jego śmiałe słowa, dwuznaczne spojrzenia, diabelska wręcz charyzma działały na niego jak ogień. Mimowolnie poczuł, jak wzbiera się w nim podniecenie. Co mu w sumie szkodzi, spróbować jak to jest. Przynajmniej będzie wiedział, co tak naprawdę go omija. - ¿Pruebas? - Auster obdarował go swoim nonszalanckim spojrzeniem, a następnie szczerze się zaśmiał. Poprosił o dolewkę, wypił ją niemalże jednym haustem i pomyślał sobie kurwa. Żyje się tylko raz. Zmniejszył odległość, która dzieliła go od Paco, rozkoszując się tym, jak tak naprawdę na niego działał. Widział w jego oczach zniecierpliwienie, pożądanie i ciekawość - to trio towarzyszyło mu nieraz podczas jego własnych łóżkowych podbojów. Nie przeszkadzało mu, że Morales zapewnie potraktuje go jako jednorazową przygodę. Do diaska, nie był nawet pewien, że sprawdzi. Nie tylko nigdy tego nie robił z mężczyzną, ale i dużo wypił. A co jeśli… nie spełni jego oczekiwań? Mimo wszystkich tych myśli z jego twarzy nie schodził zawadiacki uśmiech. Zbliżył się na odległość kilku centymetrów od jego warg, przez chwilę rozkoszując się tym napięciem. A potem złapał go gwałtownie za szyję i przyciągnął do siebie, wpijając się chciwie w jego wargi. Był bardzo pijany, ale miejmy nadzieję, że wciąż doskonale całował. Na początku był delikatny, bo tak obchodził się z kobietami, ale po chwili stwierdził, że w sumie to pierdoli. Przecież całował się z Salazarem, kurwa, Moralesem. Naparł na niego, przegryzł jego wargę, agresywnie zaatakował. A gdy oderwał się od jego ust ze zdziwieniem zauważył, że całuje nie lepiej niż niejedna kobieta. I że to doświadczenie podnieciło go tak samo jak milion pocałunków, które miał za sobą. Zignorował wspomnianego blondyna, teraz praktycznie już o nim zapomniał. Przez myśl nie przemknęła mu już też żadna concha, o nie, nie miał na to chwilowo ochoty. Zwrócił się do Paco, a w jego oczach zalśniło wyzwanie. - Sabes muy bien que tengo debilidad por las mujeres. Pero también soy jodidamente curioso. - Jedną rękę położył mu na ramieniu, a drugą złapał delikatnie za podbródek. Następne słowa wyszeptał mu uwodzicielsko do ucha nie ze względu na to, że się ich wstydził. O nie. On nie wstydził się niczego. Auster po prostu wiedział, że cichy ochrypły szept to kurewsko skuteczny afrodyzjak. - Te estoy dando una oportunidad. Una. Muéstrame cómo es.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wbrew pozorom Meksykanin kierował się w życiu kodeksem moralnym, a że stworzył go na swoją modłę i niewiele miał on wspólnego z normami i konwenansami narzucanymi odgórnie przez społeczeństwo… to już zupełnie inna para kaloszy. Ci bardziej złośliwi rzekliby, że Latynos w pstrokatej koszuli próbuje usilnie zakłamywać rzeczywistość, uważając się za zręcznego biznesmena, a przy tym sentymentalnego, honorowego i lojalnego mężczyznę, ale tak jak Morales nigdy nie był człowiekiem religijnym, tak święcie wierzył we własne przekonania… nad którymi teraz jednak nie miał głowy się zastanawiać. Etyczne dylematy i rozmowy o świętobliwości nie miały racji bytu, kiedy przed rozognionymi, czekoladowymi tęczówkami prężyło się boskie, młodzieńcze ciało, które tej nocy miało należeć do niego w całości i któremu to nie zamierzał dać ani chwili wytchnienia. Powiódł spojrzeniem wpierw za utkwionymi w jego twarzy, zielonymi oczami Benjamina, potem zaś za jego dłonią, ale nie poszedł w ślady przygodnego kochanka. Przeciwnie, odstawił opróżnioną szklankę na blat, pojąc się już wyłącznie gorącą atmosferą unoszącą się w powietrzu, wzrastającą z każdym zanikającym centymetrem dystansu, który na jego szczęście Auster postanowił wreszcie skrócić. Dokładnie w tym momencie wiedział, że zwyciężył, dlatego nie poruszył się choćby o milimetr, nonszalancko wciskając ręce do kieszeni spodni. Nie odrywał jednak wzroku od partnera, pozwalając mu nie tylko tymczasowo przejąć inicjatywę, ale również nasycić się swymi własnymi, wyraźnie zainteresowanymi, ale i wyczekującymi niecierpliwie źrenicami. Rozbudzony apetyt sprawił, że dał się młodszemu kochankowi oszukać, przymykając powieki zdecydowanie zbyt wcześnie, a te kilka sekund bierności w obecnym stanie tylko podburzało krew do niebezpiecznego wrzenia. Podobnie jak subtelność, jaką początkowo potraktował go Benjamin. Paco zdążył uśmiechnąć się kpiąco półgębkiem zanim Auster naparł na niego ze zdecydowanie większą chciwością. Kto wie, może wyczuwalnym pod wargami gestem wybudził drzemiący w nim głód, a choć poniekąd właśnie tego od swego kochanka oczekiwał, nagle wplótł palce w jego włosy, stanowczym szarpnięciem przerywając zainicjowaną przez niego pieszczotę. Bynajmniej nie dlatego, że jego nowy amigo całował źle. Nie mógł jednak pozwolić na to, by pomyślał sobie, że o czymkolwiek przyszło mu decydować. - Veo que tienes hambre e impaciencia… – Wyszeptał mężczyźnie na ucho, zaciskając palce na materiale jego koszuli, podczas gdy pocałunkami powędrował powolnie po jego szyi aż do kuszących warg, które póki co jedynie zahaczył zębami. – La curiosidad es el primer paso al infierno. Confía en mí. Una vez que entras, no hay vuelta atrás. – Powiedział głośniej, kiedy nieoczekiwanie zamienili się miejscami i teraz to on sam padał ofiarą kusicielskiego, zachrypłego pomruku, który echem odbijał się po rozpalonej czaszce, zaprzęgając wyobraźnię do pracy. – Una oportunidad. Eres graciosa. – Zaśmiał się, kiwając w zamyśleniu głową. – No estoy aquí para satisfacer tu curiosidad. - Nie zamierzał odpuścić sobie upolowanej zwierzyny, jednak zrozumiał, że wpierw musi dokładnie wskazać jej przynależne miejsce w szeregu. – Si quieres mi polla, aprovecha mejor tu lengua y chúpala. Me pones duro y yo hago que te corras como nunca antes. Trato sencillo. – Wyjaśnił mu reguły gry, skinieniem głowy wskazując na klatkę schodową. Zanim jednak odwrócił się w jej kierunku, popędzając partnera zachęcającym vamos, raz jeszcze skosztował jego ust. – Tomaré un adelanto. – Skwitował arogancko pocałunek, by wreszcie dopiąć swego, zapraszając urodziwego gościa do zacisznego, kosztownego apartamentu.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Gdy Morales wplótł palce w jego włosy, Auster zadrżał. Nienawidził, gdy ktokolwiek go tam dotykał. Do tego stopnia, że stanowcze szarpnięcie, które nastąpiło zaraz po tym nie zrobiło na nim aż takiego wrażenia. Wtedy uświadomił sobie, że tak naprawdę przegrał. Podsumował w głowie kilka faktów, a pierwszy był taki, że dał się uwieść i skusić. Trudno powiedzieć czy było to jedynie działanie alkoholu, obietnica narkotyków a może ta piekielna ciekawość? Ben tego nie wiedział i nie chciał się nad tym zastanawiać. Widział jednak jak na dłoni, że przegrał Zazwyczaj to on był łowcą, a ona ofiarą. Dlatego właśnie wyszedł z założenia, że będzie tak i tak razem. Nie spodziewał się, że Paco oderwie się od jego cudownych, złotych ust. Nie przewidział tego, że tak pięknie go podsumuje. I na pewno nie mógł wiedzieć, jak posłusznie wykona tej nocy jego polecenia. Niewinny flirt szybko przerodził się w kolejną podjętą gwałtownie decyzję. Drżał na myśl tego, co go czeka. Słuchał Moralesa z przymkniętymi oczyma, rozkoszując się ciepłem jego warg na szyi. Gdy mężczyzna musnął przelotnie jego usta, powstrzymał w sobie ochotę, aby skraść mu jeszcze jeden pocałunek. Był już mocno podniecony, a jego oddech pachnący whisky stał się płytki i szybki. Ciekawość to pierwszy krok do piekła? W takim razie porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie. Ale Ben przecież i tak nie miał w sobie nadziei, nie miał więc czego się wyrzekać. Przyzwyczaił się już do myśli, że jego życie to seria złych decyzji i pijackich wybryków. Nie chciał ferować wyroków czy wynik tejże rozmowy będzie jednym czy drugim. Zabawny? Nie, nie chciałem być zabawny. Chciałem cię zdominować, ale mi się nie udało. Jesteś silniejszy i przyciągasz mnie jak magnes i przyznaję to tylko dlatego, że wypiłem już na tyle, by nie wstydzić się tego, że tak naprawdę będę kochał się ze wszystkim, co mnie podnieca. A twój głos, spojrzenie twoich czekoladowych oczu, grymas na twojej twarzy… Kusi. Ale taki już twój urok, prawda? Nie mógł powiedzieć żadnej z tych rzeczy na głos. To była ostatnia chwila, to był ten moment, w którym musiał podjąć decyzję. Będzie dzisiaj dusił czy będzie podduszany? - Consentimiento - chciwie wpatrywał się w jego tęczówki, tak bardzo pragnąc zobaczyć w nich błysk aprobaty. Widzisz, Paco? Nawet ja potrafię być czasem buen chico. - Un acuerdo justo - zaliczkę, jak nazwał ją Salazar oddał bez większej walki. Odwzajemnił pocałunek, nie próbował go jednak ponownie zdominować. To nie on będzie prowadził w ich miłosnym tangu. Podążył za nim na górę zastanawiając się, jak skończy się dla niego ta noc.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie dbał o pobudki, jakimi kierował się jego partner, dopóki tylko widział wlepione w niego chciwie spojrzenie zielonych ślepiów oraz wyczuwał pod palcami i spragnionymi bliskości wargami niby subtelne, ale przy tym niezwykle podniecające drżenie mięśni. Nie potrafił oderwać wzroku od rozpalonego lica kochanka; przede wszystkim jednak wyczekiwał tego jednego, stanowczego słowa, które wreszcie rozproszyło krótką chwilę boleśnie krępującej ciszy. Meksykanin znów przywdział na twarz ten sam, diabelsko kuszący uśmiech, a chociaż czekoladowe tęczówki zdawały się błyszczeć na skutek obiecanej przyjemności, tak w ich głębi tkwiło zarazem coś nieuchwytnego i niepokojącego. Swoista mieszanka dominacji, arogancji i niezdrowej satysfakcji zrodzonej wskutek żywego zainteresowania kolejnego, uwiedzionego z niebywałą łatwością chłopca. Podobała mu się wyraźna zmiana zachowania Benjamina, ślepe podporządkowanie się jego woli, toteż prędko wynagrodził tę posłuszność namiętnym pocałunkiem, stanowiącym wyłącznie przedsmak długiej nocy, którą miał nadzieję spędzić w akompaniamencie jego rozkosznych westchnień i błagalnych jęków. Nic dziwnego, że droga do apartamentu wydawała mu się dłuższa niż zwykle, a gdy tylko obydwaj przekroczyli próg pomieszczenia, rzucił się na drugiego z mężczyzn niczym wygłodniałe zwierzę na upolowaną zwierzynę. Zakleszczył Austera między ścianą a własnym ciałem, chwytając ręką jego koszulę, by ponownie spleść ich języki w płomiennym tańcu. Niecierpliwił się jednak. Druga dłoń powędrowała więc do kołnierza, a Paco zajął się pośpiesznym, nie do końca zręcznym rozpinaniem kolejnych guzików benjaminowego ubrania. – ¿Estás seguro de que quieres olfatear? Eso no es razonable si es tu primera vez. – Szepnął, kiedy oderwał się do jego warg celem złapania głębszego oddechu. – Me mantendré sobrio. Me gusta rudo y no quiero lastimarte. – Zapewnił również, że postara się nie zapędzać we własnej przyjemności, uwzględniając jego potrzeby i brak doświadczenia.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Szedł chwiejnym krokiem za Moralesem do jego osobistego apartamentu, w którym nie miał jeszcze przyjemności rezydować. Przed zamglonymi od alkoholu oczami wciąż miał jego diabelski uśmiech i niebezpieczny błysk, który dostrzegł kątem oka jeszcze tam, na dole. Auster lubił tracić kontrolę, szczególnie w łóżku, ale szczerze powiedziawszy bał się Paco. Z całą świadomością, jaki był, znając jego temperament, odrobinę historii, które o nim krążyły w półświatku, który nie był mu obcy… Zwyczajnie się bał. Bał się bólu. Benji, ale przecież ty kochasz cierpieć. Tylko wtedy czujesz, że żyjesz. Pomyślał i odruchowo zakrył dawno zagojone blizny, które przecież zakryte były obecnie koszulą. Ciekawe, co powie, kiedy je zobaczy. Gdy dotarli wreszcie na górę i drzwi się za nimi zamknęły, Benjamin poczuł, jak Salazar przygniata go do ściany. Spijał chciwe whisky z jego spierzchniętych warg, był niczym niezaspokojony demon, mityczny inkub.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Potrafił uczynić właściwy użytek ze swojej urody, przyjemnie pobudzającego, mrukliwego tembru głosu czy diabelsko kuszącego uśmiechu, ale nie pomyślałby, że pośród tych wszystkich emocji, które udało mu się w upatrzonym na ten wieczór kochanku rozbudzić, poza nutą ciekawości znajdzie się także szczypta strachu. Nie przypuszczałby również, że w ferworze unoszącej się wokół namiętności zostanie nazwany niezaspokojonym demonem bądź mitycznym inkubem. Niewykluczone jednak, że dobrze się stało, iż nie miał okazji usłyszeć wymyślonych przez Austera w porywie geniuszu określeń, które podłechtałyby jeszcze i tak wystarczająco już wybujałe, meksykańskie ego. Paco nie potrzebował zresztą komplementów ani wyszeptanych czule słów, kiedy usta Benjamina, a niedługo całe jego ciało przemawiały do niego zdecydowanie piękniejszym, bardziej pożądanym obecnie językiem.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Skłamałby mówiąc, że nie bawi go to w jak absurdalnej sytuacji się znaleźli, ale jednocześnie nie zamierzał kochankowi wytykać błędów w logicznym rozumowaniu, skoro to nie o logikę walczyli w pieleszach ekskluzywnej sypialni. Tak samo nie potrzebował zresztą uporczywie przypominać młodszemu mężczyźnie o tym jak łatwo dał się uwieść. Natura… można było z nią walczyć, ale nie oszukać, a skoro obydwaj czuli się obecnie napaleni jak dziki na żołędzie, wystarczyła odrobina czułości i zaangażowania, by rozbudzić ogień niewiele słabszy od płomieni szatańskiej pożogi. Niewiele również słabszy od rozpalonego spojrzenia czekoladowych tęczówek utkwionych w ciele klęczącego przez Meksykaninem mężczyzny. Tak… można by go w tym momencie zapytać, czy dał się skusić wartej grzechu urodzie czy usłużnie przyjmowanej przez partnera, uległej pozycji, a i tak by nie odpowiedział, pochłonięty zupełnie innymi, zgoła przyjemniejszymi bodźcami, które sprawiały, że powoli tracił zdolność trzeźwego, rozsądnego myślenia.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Auster zaśmiał się na dźwięk słów Moralesa. Ma się, kurwa, ten czar. Bardzo schlebiał mu fakt, że aż tak bardzo przypadł do gustu mężczyzny. Nie spodobało mu się co prawda to, co powiedział nieco wcześniej, ale skłamałby mówiąc, że go nie rozumie. On sam uważał się za wolnego człowieka i takim właśnie pragnął pozostać. Nie wyobrażał sobie kobiety, która byłaby w stanie usidlić jego serce.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie wierzył, żeby znalazł się w jego życiu ktokolwiek, kto zdołałby go usidlić, przerywając zarazem niekończącą się passę łóżkowych podbojów. Po prostu nie nadawał się do monogamicznych związków; znacznie bliżej było mu do konesera. Ponad miłość przedkładał doraźne, cielesne uciechy, a od małżeńskich, trudnych rozmów przy kominku zdecydowanie wolał brudny flirt przy barze… ale przecież każdy miał jakieś wady. Nawet on.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Księżniczko. Czym zasłużył sobie na to pogardliwe, ale i czułe określenie? Ta myśl przemknęła mu przez głowę, ale na długo w niej nie pozostała. Co w niej obecnie było? Nic, naprawdę, nic konkretnego. Nie umiał skupić myśli ani na jego seksownym ciele, które widział kątem oka, ani na zasłanianiu swoich starych ran, których tak bardzo się wstydził, ani na tym, jakie to dziwne, że tak wielką przyjemność sprawia mu mężczyzna. Nie potrafił skupić swoich myśli, miast tego zwrócił szczególną uwagę na swoje doznania. A te były, o dziwo, bardzo, bardzo przyjemne.
- Kurwa - odsapnął, kładąc się na łóżku. Czuł się zmęczony, ale zarazem i spełniony. Przez chwile leżał nieruchomo na satynowej pościeli, a potem podniósł się i złożył na ustach Moralesa jeszcze jeden pocałunek. - I jak? Chyba całkiem nieźle jak na pierwszy raz z mężczyzną? - zapytał po chwili, odrywając się chwilowo od jego ust. Może nie teraz, może nie zaraz, ale przecież obiecali sobie drugą rundę. Auster przeczesał i tak zmierzwione włosy, uśmiechnął się też lubieżnie. Oczekiwał przynajmniej peanów zachwytu. Skoro on bawił się tak dobrze, nie potrafił sobie wyobrazić, by Morales miał się gorzej. To było przecież niemożliwe, prawda?
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
– Vamos. Querías un olfateo. – Przechylił sugestywnie głowę, przechodząc do kawowego stolika nieopodal, na którym usypał dwie kreski rema. Zaciągnął się chmurą tytoniowego dymu, czekając aż młodszy mężczyzna podejdzie bliżej, przed narkotykowym rytuałem łapiąc jego pokryte bliznami przedramię. Widział je już wcześniej, ale dopiero teraz skupił na nich całą swą uwagę. – No lastimes tu hermoso cuerpo. La vida lo hará por ti. – Poradził, nauczony doświadczeniami z przeszłości. Nie wstydził się ciągnących się przy nerce i żebrach szram, ale w przeciwieństwie do Austera nie przyłożył ręki do ich powstania.
+
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Jutro? A co mnie obchodzi jutro. Właśnie te słowa ugrzęzły mu w gardle, albowiem ostatnio rzucał ich zbyt wiele na wiatr. Zastanawiał się, co może mieć na myśli Paco i z jakiego powodu w ogóle to powiedział. Czyżby i on zrobił kiedyś coś, czego później żałował? Nie, to niemożliwe - pomyślał Ben, prosząc, aby ten poczęstował go merlinowym strzałem. Jeśli się zgodził, już po chwili poczuł, jak jego płuca wypełnia siwy dym. Dla ciekawych - nie, na drugi dzień nie żałował. Owszem, trochę wstydził się tej śmiałej decyzji podjętej ewidentnie pod wpływem impulsu i z powodu alkoholu. Ale to co przeżył było tak inne i tak przyjemne od tego, co znał, że nie mógł powiedzieć, że by tego nie powtórzył. Nawet za cenę bycia uległym i za ból, który mu potem towarzyszył. Te dwie drobne niedogodności wynagradzały mu wspomnienia z tej nocy, nocy, która zmieniła wszystko. No, może nie wszystko. Ale na pewno dosyć mocno wpłynęła na jego seksualność. Jakaś część jego chciała nawet, aby to się powtórzyło albo chociaż… chociaż żeby Sal nie przestawał obdarzać go tym swoim spojrzeniem, ciągle szeptał lubieżnie sprośne rzeczy do jego ucha, żeby znowu obcałował jego ciało. Wstrzymał powietrze, gdy mężczyzna spojrzał w jego oczy. Kurwa, tylko mi się tu nie zakochaj, szepnęło coś z tyłu jego głowy. Nie żeby Auster był na tyle dojrzały emocjonalnie, aby obdarzyć kogoś miłością. Bardziej zauroczył się fantazją, jakby to było być mężczyzną Salazara Moralesa. Na stałe. Szybko jednak odrzucił tę szaloną myśl, bo to było przecież na chwilę. Na kilka godzin, kilka kresek, kilka drinków. Jedną noc. Kiedy ich usta ponownie złączyły się w pocałunku, Ben westchnął. Nic nie trwa wiecznie, pomyślał przelotnie odwzajemniając czuły gest. Podszedł do stolika nie spodziewając się tego, co miało go tak niemile zaskoczyć. Chociaż kochanek przed chwilą dosłownie go uderzył, to ten dotyk zabolał najbardziej. Auster poniósł na niego spojrzenie zielonych oczu, z początku nieco rozgniewany, że ten zdecydował się poruszyć ten drażliwy temat. Jednak gdy usłyszał, co miał do powiedzenia, zaraz złagodniał. Zerknął na blizny na jego ciele, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to co powiedział nie miało na celu wzbudzić w nim przykrych uczuć, wręcz przeciwnie, było wręcz powiedziane w dobrych intencjach. - Gracias por su preocupación, pero es cosa del pasado - odpowiedział, grzecznie czekając aż gospodarz wciągnie kreskę pierwszy. Gdy i on skosztował narkotyku westchnął, po czym dodał - No obstante, recordaré tu consejo. No eres ni la mitad de hijo de puta de lo que quieres ser, ¿sabes?
/zt x 2 +
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia