Groty mieszkalne są naprawdę małe - to ciasne pomieszczenia z materiałowymi zasłonami zamiast drzwi, które po zasunięciu zapewniają prywatność poprzez wyciszenie hałasów ze środka. Światło wpada tutaj tylko przez małe okienka. Tuż obok drzwi stoi wykuta z lodu komoda z magicznie powiększanymi szufladami, a na samym środku znajduje się ogromne łóżko, na którym spokojnie zmieszczą się trzy dorosłe osoby... co więcej, w większości grot muszą się zmieścić! Nie ma wolnej przestrzeni na dodatkowe posłania. Każda jaskinia posiada dodatkową izbę z malutką łazienką, w której znajduje się niziutka toaleta i otwarty prysznic z wodą, która maksymalnie zahacza o "letnią" temperaturę.
Grasują tu lodowe wszy! Jeśli wchodzisz do tego tematu - rzuć literką. Jeśli wylosujesz samogłoskę - dostajesz wszawicy! Na chwilkę swędzi Cię głowa, a od następnego wątku masz białe włosy. Wszawicy możesz dostać kilka razy, ale biały kolor włosów utrzymuje się tylko miesiąc. Rzut literką na wszy jest obowiązkowy tylko za pierwszym razem.
Lokatorzy: 1. Longwei Huang 2. Frederick Shercliffe 3. Fabien E. Arathe-Ricœur
Fabien E. Arathe-Ricœur
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Niewidomy. Cienkie, białe blizny na palcach.
Gdyby ktoś się go spytał, co on tu robi, zapewne by odpowiedział "szuka bezpieczniejszego miejsca przed smokami". Absolutnie nie przyjechał przez wzgląd na obowiązki szkolne - po prawdzie to wciąż dość słabo idzie mu bycie asystentem. Tym bardziej nie nadaje się na opiekuna szkolnej wycieczki. A jednak w świetle niedawnych wydarzeń... Wybrał się na te ferie. Można by dywagować zgoła długo, ile tak naprawdę niewidomy czerpie z wycieczek. Dla jednych to bezsensowne zawracanie sobie głowy. Wszak nic z tych widoków nie skorzysta. Dla innych to romantyczne poznawanie świata innymi zmysłami. Dla niego... To męczące zapoznawanie się z nowym otoczeniem, zanim będzie mógł trochę się zrelaksować. Niepewnie szedł korytarzem, ściskając w dłoniach białą laskę. Trochę może zbędnie ją zabrał, wszak idący obok pies całkiem zadowalająco spełniał rolę przewodnika. Niemniej... Tak po prostu czuł się pewniej. Krótki, płytki oddech zmieniał się w parę, rozmywając w powiewach zimnego powietrza. Dobrze, że chłód blondynowi nie przeszkadzał. Kąsał trochę twarz, ale grube futro ogrzewało, pozwalając zachować komfort. Jeśli ma być szczery... Lubił śnieg. To delikatne muskanie policzków, kiedy biały puch sypie z nieba. Trzaskanie lodu i śniegu, gdy idzie się ścieżką. Uczucie, jak topnieje na dłoniach. Czyste, zimne powietrze, zalewające płuca z każdym oddechem. Zima naprawdę jest... Przyjemna. Ale nie tym razem. Pomimo futra, wnętrzności zalewało mu zimno. Oślizgły strach, przelewający się gdzieś po jelitach oraz ściskający żołądek. Pies pyskiem trącił rękę właściciela, starając przegonić złe myśli. Miał wiele powodów do obaw. I wiele złych przeczuć. A kiedy trafił już (z pewną pomocą) do swojej groty, odetchnął bardzo ciężko, starając się uspokoić. Ostrożnie postawił torbę na posadzce, opierając o nią laskę i zdejmując rękawiczki. Wewnątrz było trochę cieplej. Na tyle, że zaryzykował dotknięcie ścian oraz mebli gołymi palcami. Szybko cofnął rękę; lód pokąsał wrażliwe opuszki. Nie spodziewał się, że nawet szafki będą tak nieprzyjazne. Ostrożnie wodził palcami po powierzchniach, robiąc przerwy, kiedy zbyt zmarzły. Szybko pochłaniacz magii również przemarzł, pokrywając się szronem. Cóż... Uzdrowiciele będą mieć pełne ręce roboty z leczeniem tych wszystkich przeziębień oraz odmrożeń. Choć podobno spanie w chłodzie zdrowe... Namierzył niezbyt szybko łóżko i przysiadł na jego krawędzi, zdejmując grube futro. Za to różdżką przywołał sobie śmierciotulę z torby i narzucił ją na plecy. Od razu lepiej. Zabawka rozciągnęła się, kładąc swój opatrzony koralikowymi oczkami łepek na głowie Fabiena i pozwalając się okręcić przed zimnem. Od szyi po uda. Najlepsza decyzja w życiu, by ją tu zabrać. Nie musi się bać, że odkryje się w nocy i jakakolwiek część ciała mu zmarznie. Pies rozejrzał się po otoczeniu na własną rękę (czy też łapę), obwąchując wszelkie kąty. Gdyby się mu przyjrzeć, można było dostrzec, że to czarny Xolo. O ile ktoś zna się na zwierzętach na tyle, by dostrzec charakterystyczne cechy tej magicznej rasy pod kilkoma warstwami ubranek. Króciutka sierść nie chroniła w ogóle przed zimnem. Zatem biedak dostał nawet buciki, o ogrzewaczach na uszy i dwóch kaftanikach nie wspominając. Chodził trochę śmiesznie, nieprzyzwyczajony, unosząc wysoko łapy, aż parsknął i wskoczył na łóżko. Fabien padł obok, zamykając oczy. Chyba pora zacząć wyrzucać sobie idiotyczne postępowanie oraz zapisanie się na ferie. Ślisko, niebezpiecznie, blisko lodowatego oceanu... A jeszcze nawet nie zaczął myśleć o tym, ile tu ogromnych zwierząt! I chyba lepiej, by nikt go za bardzo nie uświadamiał o ich istnieniu.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Nie wiedział, czego powinien się spodziewać po pokojach, czy raczej grotach, ale na pewno nie spodziewał się jednego łóżka. Była to pierwsza rzecz, którą dostrzegł, gdy tylko wszedł do środka niewielkiego pomieszczenia, jakie na dwa tygodnie miało być jego sypialnią. Jego i jeszcze dwóch mężczyzn, czego zdołał się dowiedzieć. Wyglądało na to, że mieli dzielić wspólną przestrzeń dosłownie i to sprawiło, że Longwei zacisnął zęby, zastanawiając się mimowolnie, czy zdoła wytrzymać. - Wygląda na to, że będziemy musieli w jakiś sposób zmieścić się w trójkę w tym pokoju… Czy raczej w czwórkę, skoro wziąłeś psa. Całkiem odważnie, biorąc pod uwagę miejsce, ale z drugiej strony widzę, że jest przygotowany na chłód - odezwał się, gdy już wszedł w głąb groty i dostrzegł leżącego na łóżku mężczyznę. Nie rozpoznawał rasy psa, ale prawdę mówiąc i tak nie rozpoznałby jej. Mimo wszystko nie znał wszystkich magicznych stworzeń, a o tych, które można było mieć w domu, wiedział najmniej. - Nazywam się Longwei Huang. Przyjechałeś jako uczestnik, czy opiekun z Hogwartu? - zapytał, przedstawiając się i powoli rozglądając po niewielkim pomieszczeniu. Tak naprawdę nie było nawet po czym się rozglądać, ale dostrzegł komodę, w której po chwili ulokował swoje ubrania. Miał nadzieję, że nie skończą jak kostki lodu, ale też nie wyobrażał sobie trzymać ich w walizce, którą ostatecznie pomniejszył i położył między ubraniami. Musiały wytrzymać, tak jak i on. - Podobno temperaturę grot można modyfikować… Może lepiej, żeby było tu trochę cieplej z uwagi na twojego psa? - zapytał jeszcze, uśmiechając się delikatnie, zastanawiając się mimowolnie, z kim przyjdzie im jeszcze mieszkać, skoro mieli być w trójkę. Ciekawy początek ferii.
To, że tu był, było jedną wielką pomyłką i Frederick w pełni zdawał sobie z tego sprawę. Nie chciało mu się jednak wracać, użerać ze swoją rodziną, kopać z nimi, jak z koniem, doskonale wiedząc, że ostatecznie to i tak nie przyniesie mu żadnych miłych rozwiązań. Nie chciał utknąć w większym bagnie, niż to, w którym obecnie się znajdował. Z tego też powodu skierował się do groty, która przez te dwa tygodnie miała mu służyć za miejsce zamieszkania, zastanawiając się, czego w ogóle chciał, czego oczekiwał po tym wyjeździe i czy zamierzał wykorzystać ten czas do pogłębiania swojej wiedzy. Prawdę mówiąc, szczerze w to wątpił, czuł się bowiem znużony i być może nawet zblazowany tym wszystkim, co go otaczało. Miał również dziwną ochotę na swoisty bunt, który w tym wypadku ograniczałby się do całkowitego zignorowania nadziei swojego ojca, który liczył na to, że w czasie tego wyjazdu jego syn znajdzie jakieś interesujące gatunki zwierząt albo cokolwiek innego, co warto byłoby sprowadzić do rezerwatu. Niedoczekanie. - Huang - mruknął w formie powitania, kiedy wszedł do groty mieszkalnej, rozpoznając dawnego znajomego, który mimo wszystko aż tak się nie zmienił. Skinął mu głową, po czym uniósł lekko brwi i spojrzał na drugiego mężczyznę leżącego na jedynym łóżku w pomieszczeniu. Prawdę mówiąc, to było tak niewielkie, że nie miał pojęcia, czego mógł się po nim spodziewać, bo z całą pewnością nie spokoju i intymności, które tak bardzo sobie cenił. Nie podobała mu się myśl, że miałby spędzać czas z pozostałymi mężczyznami, nie mówiąc w ogóle o tym, że najwyraźniej musiał dzielić z nimi łóżko. Nic zatem dziwnego, że właściwie od razu doszedł do wniosku, że woli robić to w swojej zwierzęcej postaci, zyskując nie tylko miejsce, ale również nieco więcej swobody, jakiej potrzebował, żeby oddychać. - Widzę, że mamy się naprawdę głęboko integrować - rzucił, uśmiechając się nieco kpiąco, by zaraz machnąć różdżką i tym sposobem rozlokować swoje rzeczy, których było naprawdę mało. - Frederick Shercliffe - zwrócił się jeszcze do mężczyzny, który leżał na łóżku, mając w dupie to, czy ten był sparaliżowany, przemarznięty, czy może martwy. Ostatnia opcja była całkiem przyjemna, bo nie dość, że zyskaliby wtedy nieco więcej miejsca w tym pokoju, to można byłoby jeszcze zainteresować się towarzyszącym mu psem.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Fabien E. Arathe-Ricœur
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Niewidomy. Cienkie, białe blizny na palcach.
Jakim sposobem przegapił, że... Nie będzie w tym pokoju sam? Prawdopodobnie cała otoczka ferii i spraw związanych z nimi rozproszyła chłopaka na tyle, iż nie zauważył notki o dodatkowych lokatorach. Nie, aby kiedykolwiek był dobry w czytaniu. Słysząc wchodzące osoby, poderwał się gwałtownie z łóżka, speszony już samym faktem rozwalenia się niczym pan na włościach. Na zwrócenie uwagi o psa, zmieszał się tylko mocniej, czerwieniejąc na końcach uszu. - Ah... To nie moja fanaberia - zaczął niezbyt głośno, czując się trochę jak przyłapany uczniak. - Jestem niewidomy, to mój pies przewodnik. Zadbałem o jego komfort. Ubranka są ogrzewane zaklęciami - wyjaśnił równie cicho, orientując się, że wciąż jest okręcony śmierciotulą. Ściągnął ją z głowy, zostawiając materiał na ramionach, nie zauważając nawet, jak mu splątała włosy. Gorszego pierwszego wrażenia zrobić nie mógł. - Zejdź - rzucił do psa, a ten bez zawahania posłuchał, zeskakując z łóżka. - Siad - gdy poczuł ciało przy nodze, położył rękę na głowie zwierzęcia, odrobinę się rozluźniając. - Fabien Ricœur - przedstawił się, uśmiechając lekko. A grymas ten nacechowany był subtelnym rozbawieniem. Podobno wygląda młodo. Tak mu ludzie mówią. Nie dziwne, że został pomylony ze studentem. - Opiekunem z Hogwartu. Panowie, jak się domyślam, także? - Dodał, jakkolwiek głupio to nie brzmiało w zestawieniu z byciem kaleką. - Oh, naprawdę? Wydawało mi się, że zbytnie ogrzanie grot nie jest wskazane. Ale nie będziemy narzekać. Z pewnością będzie milej - mężczyzna zwany "Longwei" wydawał się całkiem miły. Miał z pewnością delikatny głos, a jak na obco brzmiące imię, Fabien nie mógł doszukać się w jego wypowiedziach śladu akcentu. Nawet tonalność zgadzała się z angielskim. Zaintrygował go owy fenomen, acz ugryzł się w język, nim spytał o pochodzenie. To mogło być niegrzeczne. Jak to mówią, "trzech to już tłum". Na (nie)szczęście Fabien nie miał na tyle rozwiniętego pojmowania przestrzeni, aby ogarnąć, jak ciasno zrobiło się w grocie. - Głęboko integrować? - Spytał, odrobinę zaskoczony. A nim ktokolwiek faktycznie wyjaśnił sytuację, krew odpłynęła z twarzy blondyna. Zbladł, czerwieniejąc chwilę po tym jeszcze mocniej. - Ale jak to jedno łóżko...? - Stracił chyba resztki wiary w organizację tej wycieczki. Ktoś tu zbyt do serca sobie wziął pingwinie ogrzewanie siebie nawzajem, aby nie zmarznąć w nocy. - Jesteście Panowie pewni, że mamy ten sam pokój? To nie jest żadna pomyłka? - Dopytał z nadzieją, że może ktoś się machnął. Może to groty... 7, 77 i 17? Albo 7a, 7b, 7c...
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Pies przewodnik! No tego zdecydowanie się nie spodziewał, nie mówiąc o tym, że niewidomy zdecydował się pojechać na ferie w nieznane i nie wyglądał, jakby zamierzał wracać od razu. Nie sądził, żeby tak naprawdę nowo poznany mężczyzna mógł być w pełni zadowolony z wyjazdu, ale nie miał powodu, żeby jakkolwiek kwestionować jego decyzje. Uśmiechnął się uprzejmie do Shercliffe’a, z którym przywitał się równie ciepło, co z Fabienem. - Ja przyjechałem jako uczestnik wyjazdu i jestem opiekunem smoków - przedstawił się, zastanawiając się mimo wszystko, czy nie został przed momentem źle zrozumiany, ale nawet jeśli, czasem lepiej było nie próbować tłumaczyć swoich założeń. Zaraz też uśmiechnął się odrobinę szerzej, kiedy tylko drugi mężczyzna wykazał niepewność względem podniesienia temperatury. - Nie podejrzewam, żeby tak naprawdę mogło zrobić się tutaj ciepło, ale kilka stopni więcej, to zawsze coś - odpowiedział, zaraz też przymierzając się do zwiększenia temperatury. Nie wiedział, jak bardzo mu się to udało i podejrzewał, że różnicę odczuje, dopiero gdy wyjdzie z groty, ale wierzył, że będzie znośnie. - Fakt… Jedno łóżko wyraźnie o tym świadczy - mruknął Huang, gdy tylko Frederick skomentował to, jak ciasna była grota, a później spojrzał na zaskoczonego Fabiena. Widać, że zdołał sprawdzić całej groty i najwyraźniej musiał sądzić, że było to jedno łóżko z wielu w pomieszczeniu. Cóż, z pewnością nie było to przyjemne odkrycie. - Z pewnością każdy z nas wolałby, żeby to była pomyłka - odpowiedział łagodnie Longwei, starając się zdusić w sobie cień irytacji i zawodu. Na wakacjach zdołał zmienić domek, w którym spał, ale jeśli wszystkie groty wyglądały tak samo, nie było mowy o żadnej zamianie. - Podejrzewam, że smoczy ludzie nie wpadli na to, że może być zwyczajnie niezręcznie, aby obcy ludzie spali tak… Blisko siebie - dodał jeszcze, spoglądając zaraz na starego znajomego. - Jak sytuacja w rezerwacie? Mam nadzieję, że nie było więcej ataków od ostatnich… - zwrócił się do Fredericka, wyraźnie martwiąc się o to, co obaj zostawili w Anglii. Nie pytał o to, dlaczego mężczyzna zdecydował się na wyjazd, wiedząc, że to pytanie było mieczem obosiecznym. Jednak skoro obaj tu się znajdywali, wyglądało na to, że w kraju mogli sobie bez nich poradzić.
Jeden ślepy. Drugi głupi. Pasowałoby, gdyby Huang w tej chwili okazał się kulawy, to niewątpliwie dopełniałoby obrazu tragedii, jaki tutaj mieli. Frederick przebywał w grocie ledwie od paru chwil, a jedyne, o czym marzył, to to, żeby jak najszybciej ją opuścić. Nie podobało mu się to towarzystwo, nie wspominając nawet słowem o tym, że nie podobało mu się w ogóle to, że musiał dzielić z kimś pokój. Był samotnikiem, nienawidził, kiedy inni naruszali jego przestrzeń osobistą, a tutaj do czegoś podobnego z całą pewnością mogło dochodzić w każdej chwili. Miał wrażenie, że zrobi o wiele lepiej, jeśli stąd ucieknie, albo przyjmie swoją drugą postać, bo wtedy przynajmniej dadzą mu święty spokój. - Ja tylko tutaj wypoczywam - stwierdził prosto, co całkowicie mijało się z prawdą, bo zdecydowanie nie wypoczywał, a jedynie męczył się z życiem, musząc mierzyć się z problemem, jakim była jego narzeczona kręcąca się gdzieś w pobliżu. Zresztą, tak bardzo marzył o tym wyjeździe, jak o tym, żeby zostać Ministrem Magii. Wywrócił oczami, kiedy pozostała dwójka zaczęła rozmawiać na temat temperatury, bo to akurat ani trochę mu nie przeszkadzało, a później spojrzał na psa, starając się odgadnąć, która to była dokładnie rasa, ciekaw jednocześnie, czy ten byłby w stanie wyczuć, że w pomieszczeniu tak naprawdę przebywa lis. To było całkiem ciekawe i Frederick nawet uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym parsknął bezgłośnie, gdy rozpoczął się jakiś ludzki dramat dotyczący tej groty i jednego łóżka. Pomyłki nie było, nie było na to najmniejszych nawet szans, nie można było mówić o wątpliwościach w tej sprawie, a skoro już i tak zostali tutaj na siłę wepchnięci, to jakoś należało sobie z tym poradzić. Shercliffe raz jeszcze spojrzał na swoje rzeczy, dochodząc do wniosku, że mógłby się na nich zmieścić w lisiej postaci i być może byłoby mu pośród nich ciepło. Mógł również spać na skraju łóżka, przykryty futrami, ale dzięki temu znajdować się daleko od pozostałej dwójki. - Jak sytuacja w rezerwacie? - powtórzył za Longweiem, patrząc na niego spod przymkniętych powiek, spozierając na niego z góry. - Dokładnie taka sama jak wszędzie. Można trafić tam na niespodzianki - dodał, zastanawiając się, czy ten wiedział, co miał na myśli, czy nie miał pojęcia, o czym w tej chwili rozprawiał. Pytaniem było, ile Ministerstwo mówiło swoim pracownikom oraz ile powiedział jego wuj, bo co do tego ostatniego, nigdy nie mógł być niczego pewien. - Tutaj zapewne będzie bardzo spokojnie - dodał ironicznie.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Fabien E. Arathe-Ricœur
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Niewidomy. Cienkie, białe blizny na palcach.
Kulawym Huang może zostać, bo na tym pustkowiu niejedno zwierzę by chętnie mu nogę odgryzło. Ale może lepiej nie życzyć takich drastycznych rzeczy komuś, kto w gruncie rzeczy był miły. - Opiekunem smoków? - Powtórzył z zauważalnym zaskoczeniem, które odbiło się na twarzy blondyna. - Niech pan wybaczy pytanie... I prawdopodobnie ignorancję... Ale czy opiekun smoków nie powinien zostać tam, gdzie jest problem ze smokami? - Dla Fabiena sprawa była zgoła oczywista. Skoro smoki atakują, no to ludzie pracujący z nimi są pierwszymi, jakich wysyła się do uspokojenia gadów. Nawet, jeśli są to dzikie okazy, to ludzie z rezerwatów mają zdecydowanie największe doświadczenie. Plus minus gobliny z Gringotta lub łowcy dzikich zwierząt. Choć ci ostatni byli raczej zbędni. Wybić smoki nie jest tr.... Wybić smoki jest łatwiej niż uspokoić, ale nie o to w tym chodzi. - Cóż, pingwiny tak się ogrzewają nocą, ale nam daleko do pingwinów... Czy tutejszych... Jak im było... Psingwinów? - Zastanowił się, rozsuwając nieco poły śmierciotuli. Te kilka stopni faktycznie zrobiło różnicę. Kucnął nawet i ściągnął z głowy psa czapeczkę oraz rozpiął trochę kubraczek. Jeszcze nie ściągnął go całkiem. - Butów ci nie zdejmę, odmrozisz sobie łapy - mruknął, drapiąc go za uchem, zanim dał zwierzęciu znak, że praca się skończyła. Tym samym stworzenie rozluźniło się i zaczęło badać otoczenie na własną łapę - począwszy od butów obcych mężczyzn. Gdy je obwąchał, poszedł obejrzeć łazienkę oraz drugą stronę łóżka. Jeśli znało się na zwierzętach domowych, dało się poznać charakterystyczną sylwetkę, smoliście czarne umaszczenie oraz kształt pyska. A także wiedzieć, że rasa ta towarzyszy medium, szamanom... Oraz jasnowidzom. - A gdyby powiększyć jedną z poduszek? - Zaproponował niezbyt pewnie. - Mogłaby robić za dodatkowe posłanie. O ile jest tu dość miejsca, by zmieścić takie. Moja orientacja przestrzenna nie należy do najlepszych - uśmiechnął się nieśmiało. - Ale mam swoją kołdrę, więc brak dodatkowego okrycia nie będzie problemem - a potem poczuł się niezręcznie, gdy temat wszedł na rezerwat. Zdawali się znać. Choć chyba niekoniecznie w pozytywny sposób.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Huang zatrzymał uśmiech na twarzy, słysząc słowa Fabiena, choć zdecydowanie przestał spoglądać na niego równie ciepło, co wcześniej. Owszem, sam miał wątpliwości przed wyjazdem, czy powinien opuszczać na dwa tygodnie Anglię, ale ostatecznie także tu miał coś do zrobienia. Nie musiał jednak tłumaczyć się ze swojego wyjazdu komuś niezwiązanemu z jego pracą, czy samym Ministerstwem. - Równie dobrze ja mógłbym spytać, czy nauczyciele nie powinni zajmować się naprawą zamku. Moja nieobecność w Anglii nie zmniejsza skuteczności pracy pozostałych opiekunów - stwierdził prosto, wciąż łagodnym tonem, choć miał nadzieję, że nieznajomy nie będzie próbował kontynuować tematu. Huang przyglądał się chwilę nauczycielowi, jak zdejmował czapkę z głowy swojego psa, czując jednocześnie, że było mu zwyczajnie żal czworonoga. Panująca wokół temperatura zdecydowanie nie była dla niego właściwa, a noszenie specjalnego kubraczki i butów(!) na pewno nie było wygodne. Kolejny raz zastanawiał się, dlaczego mężczyzna nie zdecydował się wrócić do Anglii, skoro warunki panująca na Antarktydzie z pewnością nie były dla niego odpowiednie. - W grocie nie zmieści się nic ponad to, co już jest - oznajmił spokojnie Fabienowi, kiedy tylko wyszedł z pomysłem transmutowania poduszki tak, aby stworzyła kolejne posłanie. Już teraz, stojąc przy jednej ze ścian, widział, że brakuje dla nich miejsca. Szczególnie gdy przy wyjściu stał Shercliffe, który zdecydowanie wciąż spoglądał na niego jak na tamtego dzieciaka, który próbował jeździć na akromantuli. Było to widoczne w jego spojrzeniu, jednak Longwei nie robił sobie z tego nic, mimo wszystko pamiętając, że mężczyzna zawsze był, cóż, raczej gburem. Nie byli jednak na złej stopie, a przynajmniej tak uważał Huang, więc nie widział powodu, żeby przyjmować postawę obronną w jego obecności. - Niespodzianki… Mam nadzieję, że nikt nie zamierzał się nimi uraczyć, choć o tym raczej nie wiecie wiele więcej od nas, mam rację? - spytał, kręcąc po chwili głową. Miał nadzieję, że tak naprawdę nikt nie trafił na żadnego ze smoków w rezerwacie, a także że mieszkające tam stworzenia nie ucierpiały bardziej. - Z pewnością tak będzie, o ile lodowy okrutny nie okaże się bardziej prawdziwy, niż sądziliśmy - stwierdził prosto, wzruszając lekko ramionami.
Frederick uniósł brwi, kiedy ślepiec postanowił zadać kolejne pytanie, mając wrażenie, że ten wsadzał w tym momencie kij w mrowisko i zdecydowanie powinien uważać na to, co robił. Zachowanie Fabiena grało na nerwach Shercliffe’a, znajdowało się na tej niebezpiecznej granicy, za którą lepiej było nie przechodzić, bo mimo wszystko można było stracić rękę. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, a wieloletnie doświadczenie głównego zainteresowanego podpowiadało mu, że niewiele dzieliło ich w tej rozmowie od momentu, w którym okaże się zwykłym chamem i prostakiem. Tak po prostu, bo dlaczego nie. W końcu nie znał za dobrze pozostałej dwójki i nikt nie kazał mu ich kochać, uwielbiać, czy robić czegoś podobnego. Nie znał ich, nie chciał ich poznać i zdecydowanie wolał trzymać się z daleka od nich, chociaż nie miałby nic przeciwko, gdyby za chwilę okazało się, że ci postanowili rzucić się sobie do gardeł. Była to nawet zabawna myśl, która dość mocno mu się spodobała, ale obawiał się, że Fabien był za słaby na podobne rozrywki. - Niektóre pingwiny równie zabawnie popiskują - mruknął jedynie, nie wiadomo do kogo i w jakim celu, zerkając wciąż na psa, zastanawiając się, czy nie zagrać mu na nosie. Mimo wszystko jego obecność tutaj była zdecydowanie niemiła, a lisia natura Fredericka nie do końca zgadzała się z obecnością tego akurat stworzenia w tym pokoju. Pies zwyczajnie mu przeszkadzał, w sposób, który go irytował, ale zapewne chodziło w głównej mierze o to, że jego przestrzeń osobista została naruszona na zdecydowanie zbyt wielu poziomach, żeby mógł spokojnie przejść nad tym do porządku dziennego. - Łatwiej będzie zmienić grotę, niż wcisnąć tutaj dodatkowe legowisko. Ciekawi mnie, gdzie będzie spał pies - powiedział, spoglądając na Fabiena, ciekaw, czy ten w ogóle zastanawiał się nad tą kwestią, czy może radośnie uznał, że zabierze go ze sobą i pozwoli spać mu na własnej głowie. Głos Fredericka nie brzmiał ani złośliwie, ani przyjaźnie, jednak oczywiste było, że nie czuł się w tej sytuacji ani trochę komfortowo, a cień jego gburowatości właśnie wychodził na światło dzienne. Zaraz też łypnął na Huanga, gdy ten ponownie się odezwał. - Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałbym najpierw wiedzieć, ile wy wiecie - zauważył, trochę jakby zwracał się do głupiego dziecka, a następnie pokręcił głową na znak, ze wiedzieli mało i to zdecydowanie za mało, chociaż smoki jakoś szczególnie go nie obchodziły. Interesowały go raczej pozostałe stworzenia umieszczone w rezerwacie, które miały przez nie problemy. - Wierzysz w to, że znajdziemy tutaj smoka zasłaniającego słońce?
Rozmawialiście sobie w najlepsze, gdy nagle do groty wleciał świetlisty patronus, który zatrzymał się przed Fabienem i przemówił wysokim, kobiecym głosem. -Fab potrzebuję Cię. Przyjdź w stronę lodowca. Błagam. - Słychać było, że stało się coś nieszczęśliwego i chłopak to zauważył, opuszczając pomieszczenie i wychodząc na mroźne powietrze Antarktydy. Zostaliście we dwójkę, a waszej rozmowy nic więcej zdawało się już nie przerywać oprócz świszczącego za oknem wiatru, który nanosił nowe hałdy śniegu wokół waszej przytulnej groty.
http://M.F.S.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- O ile mają jeszcze miejsce w grotach, choć patrząc jak nas upchnęli, nie jestem pewien, czy byłaby możliwość zmiany groty - odpowiedział prostu Huang, wpatrując się w patronusa, który nagle wpadł do ich groty, aby zawołać Fabiena. Kiedy mężczyzna pozostawił ich samych z Shercliffem, Huang pokręcił nieznacznie głową. Nie rozumiał w jaki sposób ktoś niewidomy zamierzał wyjść w pełni zdrów z ferii spędzonych w lodowcu. - Wątpię, żeby jakkolwiek przemyślał ten wyjazd. Psa pewnie będzie próbował wziąć do łóżka też - powiedział spokojnie, spoglądając na Fredericka, zastanawiając się, czy mężczyzna nie będzie wolał przebywać w grocie pod postacią lisa. Sam, gdyby potrafił przemieniać się, wolałby zostać w zwierzęcej formie i mieć większą swobodę snu. Pewnie nawet nie spałby w tej grocie. Temat jaj i smocząt w Rezerwacie był trudny, a do tego mimo wszystko dochodziła niechęć wielu czarodziejów do Ministerstwa. Huang nie wiedział jednak w jaki sposób miałby przekonać do siebei Shercliffe’a, który zdawał się nie przepadać za nim od dawna i Longwei nawet nie wiedział, skąd to się brało. Jednocześnie nie było to coś, nad czym opiekun smoków zamierzał się jakoś szczególnie pochylać. - Jak wiele my wiemy o tym co się dzieje ze smokami? Niewiele. Decyzją moich przełożonych jest sporządzenie ulotek informujących o tym, jak się zachować, kiedy napotka się jajo, albo młodego smoka i rozwiesić je wszędzie. Mam przeprowadzić także warsztaty tutaj, więc jak sam możesz się domyślić, nikt nie wie za wiele na ten temat - odpowiedział całkowicie szczerze, nie widząc problemu w zdradzeniu częściowych ustaleń z jego szefem, pamiętając również jego dziwną, zdaniem Longweia nie mającą przełożenia na rzeczywistość teorię. - Nie wierzę w smoka, który może zasłonić słońce, ani w to, że lodowy okrutny miałby być powodem tego całego zamieszania. To tak jakby teraz mieli ci wmówić, że pojawił się gdzieś legendarny buhorożec, więc wszystkie inne w naszym kraju zaczęły się mnożyć i wariować... To tak nie działa, smoki nie mają jednego samca alfa i owszem, walczą o terytorium, ale nie składają jaj na potęgę, gdy czują się zagrożone - mówił poważnie, dając się na moment porwać własnym myślom, pozwalając im wybrzmieć między nim a Shercliffem. - Jednak jeśli coś rzeczywiście sprawiłoby, że tutejszy smok, który stał się już częścią legend, zacząłby się przebudzać czy rozmnażać, może należy zwiększyć czujność na gatunki ze wszystkich krajów.
Frederick skrzywił się lekko na to całe wspomnienie o zmianie grot, ale nie zdążył nic powiedzieć, kiedy nagle pojawił się patronus, a on zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, o co właściwie chodziło. Nie był w stanie wyobrazić sobie, że ten przerażony, ślepy elegancik z psem, który ani trochę nie nadawał się do tego lodowca, mógł komuś pomóc, ale nie zamierzał zwracać na niego przesadnej uwagi. To nic by nie zmieniło, a musiał przyznać, że dodatkowo nie miał zbyt wielkiej ochoty na przebywanie w jego obecności. To byłoby, cóż tu dużo mówić, idiotyczne i co najmniej męczące, więc w gruncie rzeczy cieszył się, że Fabien zniknął. - Skoro nie ma choćby kawałka mózgu, będzie musiał sobie z tym jakoś poradzić - stwierdził ozięble, nie mając najmniejszej ochoty na dzielenie miejsca w pokoju, by nie mówić już o łóżku, z psem, który nie wiadomo co tutaj robił i nie wiadomo po co się tutaj zjawił. Zdaniem Fredericka, Fabien powinien siedzieć w bezpiecznym domu, a nie kręcić się w miejscach, jakich nie znał, ale skoro zamierzał utopić się w jakimś lodowatym przeręblu, to on nie miał w tym względzie nic do gadania. - Ulotki o tym, jak mamy postępować? - powtórzył, nie kryjąc nawet ironii w swoim głosie, bo było to tak śmieszne i idiotyczne, że nie był w stanie tego w żaden sposób określić. Wszystko wskazywało na to, że Ministerstwo znowu siedziało z ręką zanurzoną głęboko w nocniku, nie wiedząc, jak powinno działać, jak powinno reagować i wymyślało bzdury, na jakie człowiek jedyne, co mógł tak naprawdę zrobić, to załamać ręce. Shercliffe był pewien, że cała jego rodzina będzie miała to wszystko głęboko w odwłoku, bo po prostu podobne zagrania nic nie zmieniały i nie były ani trochę dobre. - W takim razie może wyjaśnisz mi, co się właściwie dzieje i dlaczego smoki tak reagują. Jak wiesz, znam się tylko na magicznych stworzeniach - odpowiedział spokojnie, chociaż oczywiste było, że tak naprawdę kryło się w tym nieco jadu i zaczepki, o jakiej nie dało się nie pomyśleć. Chyba że było się całkowicie ślepym i całkowicie głupim, ale tego akurat Huangowi nie mógł zarzucić.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Sama rozmowa z Fabienem była trudna, nawet jeśli było się zwykle pozytywnie nastawionym do poznawania nowych osób. Jego wyjście z groty przyniosło ulgę opiekunowi smoków, nawet jeśli miał rozmawiać z Frederickiem, którego niezbyt przyjazne nastawienie mogło odrzucać, o ile brało się je do siebie. Tak jednak nie było w przypadku Weia, który bez problemu wdał się z mężczyzną w rozmowę o absurdach Ministerstwa i ich niezbyt przemyślanych rozwiązaniach. Być może nie powinien wyrażać się w ten sposób o swoich pracodawcach, ale jednak nie był w stanie udawać, że zgadzał się w pełni z tym, co robiło Ministerstwo. Nie widział również pożytku w podobnych zadaniach jak stworzenie broszur. - Tak. W końcu obrazem łatwiej dotrzeć do umysłu jednostek, które trzeba nauczyć, że smoczych jaj nie bierze się do domu, a od smoków raczej się ucieka, niż staje do walki - powiedział łagodnie, ale nawet w jego głosie można było usłyszeć sarkastyczne tony, za które po chwili w myślach przeprosił. Nie zamierzał być złośliwy i być może takie ulotki nie byłyby najgorszym pomysłem, gdyby nie były jedynym pomysłem. Warsztaty przeprowadzane dla uczniów powinny być przeptowadzone dla wszystkich jeszcze w Dolinie, w Hogsmeade, w Londynie. Przede wszystkim, Ministerstwo powinno zwołać łapaczy smoków, aby wzięli się do pracy i zaczęli sprowadzać smoki do rezerwatów, jednocześnie poszukując powodu ich szaleństwa. Przez chwilę Huang przyglądał się mężczyźnie, zastanawiając się, czy zdołał powiedzieć coś, co mogło gourazić, czy zdołał zarzucić mu niewiedzę z zakresu smoków, czy ten po prostu szukał zaczepki w każdym możliwym miejscu. Ostatecznie postanowił to zignorować, uśmiechając się lekko, nim znów spoważniał. - Tak naprawdę sam nie wiem - przyznał szczerze, marszcząc przy tym brwi. - To wygląda, jakby nagle przestały myśleć. Wielu czarodziei ma smoki za niebezpieczne, bezmyślne bestie, ale to są inteligentne jednostki, które nie działają pochopnie. Jednak teraz uciekają ze swoich kryjówek, ze swoich terytoriów, porzucają jaja i młode nieloty. Byłbym skłonny ku teorii, że coś ma na nie wpływ, niejako je kontroluje, a one z tym walczą, co prowadzi do sprzecznych zachowań - mówił spokojnie, zastanawiając się nad każdym słowem, w końcu kręcąc nieznacznie głową. - W końcu sam powiedz, czy stworzenia czując się zagrożone naprawdę zaczynają się parzyć na potęgę, byle przetrwał gatunek? Nie słyszałem o podobnych przypadkach, ale co ja tam wiem, znam się tylko na smokach - dodał, spoglądając na Fredericka, wiedząc, że tak naprawdę nie był w stanie dać żadnej odpowiedzi. Najbardziej jednak denerwowało go, że ledwie rozmawiał z przełożonym i pozostałymi szychami z Ministerstwa, kazali mu milczeć, a kolejnego dnia Prorok Codzienny pisał o wszystkich problemach i nie można już było zrobić nic, aby ukryć problem, a oni kazali robić broszury.
Frederick ledwie widocznie uniósł brwi, kiedy usłyszał kolejną uwagę, mając świadomość, że jego rozmówca naprawdę zabrzmiał ironicznie, ale podejrzewał, że była to jedynie niechęć wymierzona w tak niewielkie działania, ale nie cokolwiek więcej. Był nawet w stanie powiedzieć, że Longweiowi chodziło o to, że podobne broszury w żaden sposób nie pomagały realnie smokom, a przecież dokładnie o to chodziło, to na ich punkcie najwyraźniej chorował mężczyzna. Skoro wcześniej zachowywał się, jakby był pijany magicznymi stworzeniami, to teraz nic nie stało na przeszkodzie temu, żeby uznał za najważniejsze na świecie właśnie te przerośnięte jaszczurki. - Ciekaw jestem, czy takie coś podziałałoby na ciebie – zauważył, unosząc lekko brwi, jakby w ten sposób chciał mu pokazać, że pewne rzeczy należało mimo wszystko zaczynać od siebie, a najwyraźniej Huang o tym zapomniał. Skoro był opiekunem smoków, to bez dwóch zdań nie umiał siedzieć na tyłku i robić tego, co do niego należało, tylko zajmował się każdym smokiem, jaki wpadł mu w oko. I nawet jeśli wyrażał się nie do końca pochlebnie o swojej pracy, czy też przełożonych, potrafił za chwilę przyjąć ponownie spokojny, wyważony ton, zupełnie, jakby był idealnym chłopcem. I to było niesamowicie irytujące, być może dlatego, że częściowo Frederick widział w nim samego siebie, zupełnie, jakby spoglądał w lustro, a jak było wiadomo, to zawsze było bolesne doświadczenie, o którym nie należało mówić zbyt głośno. - Wiele zależy od gatunku i tego, co dzieje się dookoła. Jestem pewien, że doskonale znasz przypadek zwykłych królików, które same decydują, kiedy powić potomstwo – zauważył uprzejmie, zupełnie, jakby nie zgadzał się z wcześniejszą uwagą Longweia. I właściwie taka była prawda, bo miarą Shercliffe’a ten nie znał się na niczym, poza czubkiem własnego nosa. I to było, a jakże, naprawdę zabawne, kiedy się go uważnie słuchało. – Ciekawi mnie bardzo, co twoim zdaniem mogłoby je kontrolować, w końcu nie znam na tyle umysłów smoków, by wiedzieć, co te myślą – dodał spokojnie, patrząc na Longweia, zupełnie, jakby był zmęczony tym wszystkim, co się działo, jednocześnie dając mu kawałek, niewielki, swojej atencji.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei przez chwilę wpatrywał się w Shercliffe’a, aby nagle zaśmiać się cicho, kręcąc lekko głową. Doskonale wiedział, co zrobiłby, gdyby trafił na podobne broszury informujące, że w okolicy można spotkać młode akromantulę, albo inne podobne stworzenia. Zachowałby się dokładnie przeciwnie do tego, czego oczekiwano. - Wręcz przeciwnie. Takie broszury jedynie zachęcają do sprawdzenia, czy młode stworzenie nie kryje się w lesie za domem, albo czy jajo nie jest może do znalezienia w pobliżu. Dobrze wiem, że gdyby pojawiło się coś podobnego o jakimkolwiek innym stworzeniu, byłbym jedną z pierwszych osób, które poszłyby szukać i dlatego uważam, że moi przełożeni nie popisali się każąc robić broszury. Zamiast wezwać wszystkich znających się na magicznych stworzeniach, a także na smokach specjalistów i zacząć przeczesywać dzikie tereny wokół miasteczek. Nie najlepiej zamieść wszystko pod dywan, aby nikt się nie dowiedział, a następnego dnia Prorok huczy o smokach na pierwszej stronie - odpowiedział, kiedy opanował śmiech i choć z początku jego słowa były przesiąknięte śmiechem, którego nie zdołał opanować, zaraz znów był poważny, nie kryjąc się z krytyką wobec swoich przełożonych. Chciał coś zmienić w tej sprawie, ale wpierw musiał skupić się na własnym rozwoju, aby zebrać właściwe dokumenty i móc starać się o awans. - Jednak nie porównałbym królików do smoków… A i wciąż nie jestem przekonany, że będąc przeganiane ze swoich terenów, próbowałyby się mnożyć… Co innego przy przejmowaniu terenu, ale wówczas nie porzucałyby młodych. Smoczyce także nie porzucają jaj, kiedy już decydują się je złożyć, ani nie składają ich będąc przerażone, jak kurczaki - odpowiedział, kręcąc lekko głową. - I niestety nie wiem, co mogłoby je kontrolować. To musiałoby wpływać na ich instynkt, ale ani nie słyszałem o takim zaklęciu, czy artefakcie, ani nie widziałem na ten temat wzmianek w licznych książkach. Zdarza się, że najstarszy z osobników danego gatunku potrafi podporządkować sobie pozostałe smoki, ale nie jestem przekonany, że teraz dzieje się coś podobnego. Musiałbym poszukać innych, starszych ksiąg na temat smoków niż te, które przeglądałem - dodał, spoglądając spokojnie na swojego rozmówcę, mając świadomość, że w żaden sposób nie odpowiadał jednoznacznie na jego pytanie, ale nie zamierzał udawać, że był alfą i omegą w temacie smoków.
Bingo. Frederick uśmiechnął się ledwie widocznie, przyglądając się uważnie drugiemu mężczyźnie, kiedy udzielał mu odpowiedzi, mając wrażenie, że ten nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że jego szczerość nie była w tej chwili w cenie. Była raczej czymś, co można było wykorzystać, kiedy tylko okaże się to konieczne, ale prawdę mówiąc, Shercliffe nie spodziewał się po nim zbyt wiele. Być może niesłusznie, ale Huang nadal wydawał mu się tak samo naiwnym dzieckiem, jak był dawniej, tak samo niemądrym idealistą, który nie rozumiał, że pewne rzeczy nie miały racji bytu albo były zwyczajnie śmiertelnie niebezpieczne, niepoważne, do niczego niepotrzebne. - Dlatego właśnie uważam, że te całe broszury i prorok zrobią więcej złego, niż zamiatanie wszystkiego pod dywan - stwierdził prosto, być może nawet w pewnym sensie beztrosko, jakby zupełnie nie wiedział, że coś podobnego było wędrowaniem nad samą krawędzią. Jego zdaniem oba zachowania Ministerstwa, i jedno i drugie, były po prostu absurdalne i nie prowadziły do niczego dobrego. Pewne rzeczy po prostu należało załatwiać, bez siania niepotrzebnej paniki, a dokładnie to się działo, kiedy wszyscy o wszystkim się dowiadywali. - Masz w takim razie jeszcze sporo do nadrobienia. Mam nadzieję, że zabrałeś ze sobą odpowiednio dużo lektury, żeby umilić sobie te wspaniałe, lodowate klimaty i będziesz mógł dzięki temu odpocząć - powiedział i trudno było stwierdzić, czy był w tej chwili szczery, czy całkowicie i absolutnie zgryźliwy, co oczywiście w jego wypadku było wręcz bardziej, niż możliwe. Skinął głową Huangowi, kiedy machnięciem różdżki odesłał we właściwe miejsce swoje rzeczy, a później po prostu opuścił grotę, zostawiając go samemu sobie, żeby bawił się we własnym towarzystwie.