Wszy: ni moMiał co najmniej trzy powody, by wziąć udział w organizowanym przez Hogwart wyjeździe. Pierwszym z nich był sentyment, który odzywał się w nim zwłaszcza w okresie ferii i wakacji. Nie tylko dobrze wspominał wycieczki z czasów, kiedy jeździł na nie jako uczeń, ale i później, jako opiekun, bawił się na nich naprawdę dobrze, od paru lat odpuszczając sobie jedynie Avalon i to tylko dlatego, że był nazbyt zajęty próbą zdjęcia z ręki klątwy i pierwszymi miesiącami trzeźwości.
Był to jednocześnie drugi powód – choć oddał swoje zdrowie w ręce Thalii, liczył, że kolejna w ciągu ostatnich miesięcy podróż przybliży go do znalezienia rozwiązania, a może nawet pomoże odnaleźć potrzebne lekarstwo. Pod tym względem Smoczy Ludzie zdawali się całkiem obiecującą kulturą – skoro dawali sobie radę w tak niekorzystnych warunkach i jednocześnie tak się tutaj zadomowić, z pewnością musieli mieć ogromną wiedzę magiczną. Dlaczego by więc nie na temat klątw i schorzeń? Do tej pory byli zamknięci na świat zewnętrzny, spodziewał się więc, że skrywają wiele sekretów, o których reszta czarodziejów mogła nie mieć zielonego pojęcia. Pytanie tylko, czy byli skłonni się z nim podzielić.
Wreszcie trzeci powód to nic innego, jak wyrobiony w ostatnim czasie nawyk, styl życia, do którego łatwo się przyzwyczaił. Cała jesień i połowa zimy upłynęła mu na podróżach w najdalsze zakątki świata. Polubił życie w pędzie i nie bardzo potrafił się zatrzymać. Prawda była taka, że w Londynie po prostu się
nudził. Możliwość spakowania się po raz kolejny i wyruszenie w nieznane spadła mu jak z nieba. A przecież istniała jeszcze perspektywa, że nieźle na tym zarobi, jeśli tylko uda mu się zakręcić wokół nieznanych światu artefaktów, które na pewno gdzieś skrywali Smoczy Ludzie.
Korytarz lodowca przemierzał więc całkiem sprężystym krokiem, pozwalając, by kufer lewitował pół kroku za nim, kiedy on naprędce analizował rozpiskę i mapę pokojów. Kiedy w końcu namierzył ten właściwy, odchylił zasłonkę i puścił kufer przodem, wchodząc do środka zaraz za nim. Nie spodziewał się ogromnych metraży, ale ciasnota tej... groty? i tak go zaskoczyła. Oczywiście nie bardziej niż spoglądająca na niego (zapewne z zaskoczeniem?) kobieta i jedno, jedyne łóżko, z którego istnienia zdał sobie sprawę z opóźnieniem.
— Hmmm — ot, tyle komentarza. Zmarszczył brwi i ponownie zanurkował wzrokiem w rozpisce, zastanawiając się, czy przypadkiem się nie pomylił. — Ariaa...dne? — odczytał z kartki i podniósł na nią spojrzenie, przyglądając jej się uważnie i przede wszystkim pytająco. Kufer w końcu wylądował na podłodze.
— Intrygujące — rzucił w przestrzeń, ni to do niej, ni do siebie samego, sięgając przy tym za pazuchę puchówki, by zaraz wyciągnąć z ukrytej tam kieszeni srebrną papierośnicę. — Myślisz, że to przez zimno? — dodał nieco mniej wyraźnie, bo i z papierosem w ustach, szukając po kieszeniach zapalniczki lub różdżki, którą przecież jeszcze przed chwilą trzymał w ręce.