C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Niewielkie pomieszczenie, w centrum którego ustawione są ogromnych rozmiarów, wykonane w całości z lodu organy. Są nie tylko piękne i fascynujące, ale przede wszystkim sprawne! Jeśli tylko chcesz, możesz usiąść na lodowym stołeczku i zagrać coś na lodowych klawiszach, od których szybko marzną palce. Dźwięki wydawane przez instrument różnią się od klasycznych organów, są o wiele delikatniejsze i cichsze.
Grasują tu lodowe wszy! Jeśli wchodzisz do tego tematu - rzuć literką. Jeśli wylosujesz samogłoskę - dostajesz wszawicy! Na chwilkę swędzi Cię głowa, a od następnego wątku masz białe włosy. Wszawicy możesz dostać kilka razy, ale biały kolor włosów utrzymuje się tylko miesiąc. Rzut literką na wszy jest obowiązkowy tylko za pierwszym razem.
Jiliane B. Lanceley
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : piegi na nosie i policzkach, tatuaż na lewym nadgarstku
wszyH - brak Tak naprawdę wciąż nie wiedziała, czy powinna się cieszyć z tego, że wrócili do Anglii, czy powinna żałować, że nie byli we Francji. Zdążyła przeczytać Proroka Codziennego, zanim przenieśli się na Antarktydę, żeby wiedzieć, że w kraju był problem ze smokami. SMOKAMI! Jakby naprawdę nie mogli mieć problemu z czymś normalnym. Kiedy już cieszyła się, że przynajmniej pozna ludzi z Hogwartu w jakiś normalnych okolicznościach, okazało się, że zostali wysłani na Antarktydę, a jej ubrania nie pozwalały na odpowiednie ogrzanie się. Jednak zanim zaczęła narzekać i szukać sposobu na przesłanie do rodziców listu z prostą prośbą, aby zabrali ją z tego lodowca, odkryła jedną salę i to w niej postanowiła się tego dnia zaszyć. Sala muzyczna, choć może powinna nazywać się po prostu organową. Przepiękne, lodowe organy w niej stojące, które miały o wiele subtelniejszy dźwięk, które brzmiały tak, że serce Bambi uderzało mocniej, wywołując dodatkowe rumieńce na jej twarzy. Z paczką lododropsów przysiadła do nich, ogrzewając się cukierkami, starając się nie narzekać na niektóre smaki. W końcu, skoro coś może pomóc przetrwać mróz, to nawet, jeśli jest paskudne, jest dobre, prawda? Usiadła do organów, chwilę badając dolną i górną klawiaturę, przyciskając odpowiednie klawisze stopami i palcami, wydobywając z organów wlaściwe dźwięki, nim pokiwała lekko głowa do siebie, wyciągając z kieszeni oszroniony kawałek papieru i ołówek. Nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała stworzyć utworu na te organy, utworu, który oddawałby jej zdaniem klimat lodowca, smoczych ludzi, a jednocześnie nie brzmiał równie chłodno. Zapisywała nuty, jak szalona, po chwili grając je, aby zaraz przekreślać fragmenty, które nie pasowały do tego, co chciała usłyszeć. Sama przed sobą musiała również przyznać, że myśląc o organach, miała w głowie ich tradycyjne brzmienie, co skutecznie utrudniało komponowanie na lodowe organy, ale nie zamierzała się poddawać. Pochłonięta zajęciem, nie zwracała uwagi na otoczenie, nie wiedząc, czy była wciąż sama, czy ktoś do niej dołączył.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To był zaskakująco spokojny dzień dla Harmony, kto by pomyślał, ale nawet ona potrafiła się trochę zmęczyć. Jako że po wycisku na lodowisku i zdecydowanie za długim dla jej mięśni treningu nogi odmówiły jej posłuszeństwa, poświęciła trochę czasu na dokładne udokumentowanie ostatnich wędrówek w „Dzienniku Przygód”. Zazwyczaj pochłaniało ją opisywanie zdarzeń, czuła się wtedy, jakby po raz drugi wszystko przeżywała i śmiała się w duszy na wszystkie ciekawe wspomnienia, tym razem jednak trudno jej się było skupić. W Hogwarcie nie miała aż takie parcia na jak najszybsze ułożenie nowego programu, ale tam nie miała też dostępu do lodowiska dwadzieścia cztery na dobę. Nie prowadziła głębokich introspekcji na ten temat, ale prawdopodobnie jej pośpiech wynikał właśnie z tego, że chciała jak najlepiej wykorzystać dostępny jej na Antarktydzie czas z lodowiskiem. Taka okazja mogła się szybko nie powtórzyć. Przepracowywała się więc na lodzie aż do momentu, w którym ciężko jej było oddychać (wtedy oddawała jeszcze pięć skoków, nim schodziła z lodu, każda sekunda na ćwiczeniach się liczyła), a mimo to program nie przychodził jej do głowy. Zazwyczaj nie przechodziła czegoś takiego jak blokada artystyczna, kiedy chodziło o jej sport. W muzyce było jej się równie łatwo i swobodnie poruszać, jak w kontaktach z innymi ludźmi, a do samych układów podchodziła jednocześnie emocjonalnie i matematycznie. Warto dodać, że ani w jednym, ani w drugim nie miała wcale małego doświadczenia. Uczucia były tym, co zawsze najsilniej wybrzmiewało w jej programach, a teraz brakowało jej duszy w tym wszystkim. Odpowiedź była więc jedna, brakowało jej muzyki. Potrzebowała melodii, która pomogłaby jej przekazać historię, brzmienia, na którego nutach mogłaby wytańczyć historię. Chciała pójść nad wodę, posłuchać w jakim metrum dzisiaj wygrywają fale, ale po drodze złapał ją o wiele ciekawszy dźwięk. Piękniejszy. Nie potrafiła powiedzieć, co w nim było aż tak wyjątkowego, dopóki, wiedziona pięknym brzmieniem nie dotarła do sali z organami wykutymi w lodzie. Aż zachłysnęła się powietrzem na widok tego wspaniałego instrumentu. A zaraz przestraszyła się, że mogła przerwać grającej. Całe szczęście osoba siedząca tyłem do niej, przy organach, była w pełni zajęta muzyką. Co chwilę jej palce latały od pióra do klawiszy i z powrotem. Remy nie chciała przeszkadzać jej w pracy, wiedziała, jak ważnym jest skupienie się na swoim fachu, gdy nad czymś się pracowało. Jednocześnie jednak nie potrafiła się stamtąd oderwać, tak jakby komponowane nuty chwyciły ją za serce i nie potrafiły puścić. Utalentowana nieznajoma nie tylko grała, ona opowiadała historię swoją muzyką. I było to dokładnie coś, czego Remy potrzebowała. Więc słuchała dalej, w ciszy, czekając aż artystka zrobi sobie przerwę.
Jiliane B. Lanceley
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : piegi na nosie i policzkach, tatuaż na lewym nadgarstku
Trudno było powiedzieć, czy w szale komponowania potrafiła robić sobie przerwę, ale zdecydowanie potrafiła wpadać w irytację, gdy nie potrafiła przeskoczyć przez fragment, który w jej głowie brzmiał lepiej, niż w rzeczywistości. Co rusz wracała się do początku, wygrywając zapisane już takty, szukając powiązania z pozostałymi, które zaplanowała na późniejszą część utworu. Brakowało jej przejścia ze spokojnych nut w bardziej porywające, bardziej emocjonalne, którym sama dawała się porwać. Przez dłuższą chwilę grała, nie spoglądając na nuty, które zapisała, szukając tak naprawdę właściwych dźwięków na tych niezwykłych organach, tak pięknych i delikatnych. W końcu gwałtownie urwała, sięgając po kartkę, aby zapisać część, która jej się spodobała. Pisząc kolejne nuty, nuciła je, wyraźnie nie mogąc przestać obcować z muzyką w ten, czy inny sposób, nieznacznie poruszając nogami, którymi po chwili zaczęła dociskać dolną klawiaturę, nim jęknęła głośno. - To jest bez sensu! W tej temperaturze nie da się myśleć - wyrzuciła z siebie tonem pełnym irytacji i zrezygnowania, odkładając wszystko na bok, żeby sięgnąć po lododropsy. Od razu dwa wrzuciła sobie do ust, ciesząc się, że trafiła na pasujące do siebie smaki i zeskoczyła ze stołka. Nie zamierzała wychodzić jeszcze z groty, a jedynie rozchodzić pomysł, poszukać w myślach miejsc, które już zdążyła zobaczyć w lodowcu, aby oddać je przy pomocy dźwięków. Poruszając w powietrzu dłonią, jakby wygrywała dalej na organach, odwróciła się w miejscu i znieruchomiała, gdy jej jasne spojrzenie trafiło na nieznajomą dziewczynę. Nie wyglądała jak jedna ze społeczności smoczych ludzi, więc najprawdopodobniej była z Hogwartu. - Cześć… Chcesz zagrać? - spytała, opuszczając rękę i uśmiechając się lekko do nieznajomej. Miała co prawda nadzieję, że nie będzie musiała dzielić się organami w tej chwili, że nie będzie musiała przerywać komponowania bardziej, niż sama to zrobiła, ale z drugiej strony, może byłaby w stanie znaleźć brakujące elementy do swojego utworu. Nie wiedziała za bardzo, co miałaby powiedzieć więcej, więc jedynie czekała na odpowiedź dziewczyny, zastanawiając się przy okazji, od jak dawna stała w grocie słuchając tego, co tworzyła.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Słuchała z przejęciem każdej kolejnej nuty i powstającej muzyki. Widziała, że w niektórych momentach coś trapiło artystkę, ale wszystko brzmiało tak pięknie i przemyślanie, że nie spodziewała się, żeby miała jakieś wielkie problemy. Toteż z zaskoczenia wzięła Remy jej nagła frustracja. Jednak pierwsze zdziwienie szybko ustąpiło pod rozbawieniem. „W tej temperaturze nie da się myśleć!” ile razy ona sama tak się denerwowała, gdy nie mogła wymyślić odpowiedniej sekwencji kroków lub gdy dwa genialne elementy programu nie chciały połączyć się w spójną całość. Uśmiechnęła się pociesznie i już chciała się wtrącić z jakimś komentarzem, który rozładowałby atmosferę, ale nieznajoma zdążyła ją zauważyć pierwsza. Przez chwilę zrobiło jej się głupio, że wzięła ją tak z zaskoczenia, ale trwało to tylko sekundę. Przecież nie będzie się wstydziła słuchania wspaniałej muzyki. Z niezachwianym optymizmem podeszła do niej bliżej i wyciągnęła rękę. - Cześć! Harmony Seaver, ale możesz mówić mi Remy – przedstawiła się entuzjastycznie, spychając pytanie dziewczyny na drugi plan. Sama miała bardziej naglące, bo za nic w świecie nie potrafiła powiedzieć, kim ona była. A rozwiązanie wszystkich niewiadomych, jakie stanęły na drodze Remy było jej punktem honoru. – Nie wyglądasz na miejscową ani nie kojarzę Cię ze szkoły, jesteś nowa? I nie, nie. Ja raczej z tych tańczących do muzyki. Zaśmiała się lekko, mając nadzieję, że to pomoże się dziewczynie rozluźnić w jej obecności i podeszła bliżej organ, dotykając ich klawiszy. Instrument był majstersztykiem już z wyglądu, ale gdy z ciekawości wcisnęła jeden klawisz z całą siłą, zrozumiała, na czym polegała trudność jak i wirtuozja grania na nich. Choć tak niedelikatnie potraktowała klawisze, dźwięk jaki popłynął był delikatny, cichy, nie niósł w sobie nic z gotyckiej ostrości i niepokoju. - I byłaś w stanie grać na nich takie rzeczy? – spojrzała z zachwytem na nowo poznaną dziewczynę, a iskierki aż zatańczyły jej w oczach. – Nadałaś im zupełnie nową duszę, tutaj, przed chwila, jak grałaś – pochwaliła ją i jeszcze raz czule dotknęła instrumentu. Może nie potrafiła na nim grać, ale miała pełen szacunek i miłość do dźwięków, jakie można było nimi tworzyć. Zaraz jednak odwróciła się w stronę dziewczyny, a na jej twarzy zagościł podstępny wyraz. – Komponujesz muzykę? – zapytała się od razu, jak tylko pewien pomysł wpadł jej do głowy. Może to właśnie ona byłaby w stanie rozwiązać jej kłopot braku właściwego utworu.
Jiliane B. Lanceley
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : piegi na nosie i policzkach, tatuaż na lewym nadgarstku
Uśmiech na twarzy Bambi pojawił się niemal natychmiast, gdy nieznajoma podeszła do niej, przedstawiając się. Wydawała się niezwykle sympatyczna, przepełniona pozytywną energią, która w jednej chwili zaczęła układać się w głowie Lanceley w melodię, która mogłaby być uzupełnieniem tworzonego przed momentem utworu. - Jiliane Lanceley, ale możesz wołać mnie Bambi i nie, nie jestem miejscowa. Od nowego semestru będę uczyć się w Hogwarcie, ale rodzice uznali, że będzie dobrze, jeśli wezmę udział w feriach - odpowiedziała, zaraz wysuwając paczkę lododropsów w stronę nowo poznanej dziewczyny, zachęcając, żeby poczęstowała się słodyczem, mając nadzieję, że nie trafi na jakiś dziwny, paskudny smak. Obserwowała Harmony, jak przesuwała palcami po organach, nie mogąc się powstrzymać, przed złapaniem za kartkę i pospiesznym dopisaniem kolejnych nut, które odpowiadały temu, co słyszała, co czuła patrząc na dziewczynę. Ten uśmiech, to zainteresowanie, entuzjazm… Spojrzała po chwili na Remy, uśmiechając się nieco szerzej. - Prawdę mówiąc, w mojej głowie brzmiało to inaczej. Teoretycznie organy nie powinny brzmieć tak delikatnie, ale nie potrafię sobie wyobrazić tutaj czegoś potężniejszego - zaczęła odpowiadać, po chwili kręcąc głową, aż ciemne kosmyki zatańczyły wokół jej twarzy. - Tak, komponuję przede wszystkim. Gram jedynie po to, żeby sprawdzić, czy to brzmi odpowiednio i zwykle nie jest potrzebne, ale te organy są tak cudownym wyzwaniem, że nie można im się oprzeć… Choć jeśli chciałabyś tańczyć, to musiałabym zagrać coś innego, a skoro już o tym mowa, jaki jest twój znak zodiaku? - zapytała, przyglądając się z zaciekawieniem Harmony. Zakładała, że dziewczyna będzie Strzelcem, jeśli miałaby bazować jedynie na jej humorze, a ponieważ zdawała się być niesamowitą optymistką, Strzelec mógłby pasować. Wolała jednak dopytać, jeśli miałaby zagrać coś innego, siadając od razu na stołku, sprawdzając raz jeszcze brzmienie lodowego instrumentu, czekając na odpowiedź nowej znajomej, która miała dać Bambi więcej informacji, niż mogło się wydawać.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy nie kryła swojego zainteresowania na wieść o nowej uczennicy Hogwartu, szczególnie, jeżeli była nią artystycznie uzdolniona osoba. Stwierdzenie, że podobała jej się wizja rozmawiania z kimś godzinami o muzyce czy chodzenia na sztuki i koncerty, było niedopowiedzeniem. Oczywiście, pozwoliła sobie wybiec daleko w przyszłość, przecież nawet dobrze się jeszcze nie poznały. Ale jej optymizm jak i przyjazne nastawienie nowej uczennicy sprawiły, że miała bardzo dobre odczucia. - To cieszę się tym bardziej, że udało mi się tu ciebie dorwać! – uśmiechnęła się do niej i ochoczo sięgnęła po lododropsa. – O! Dziękuję! – wzięła cukierka powtarzając sobie „byle nie tran”, i udało się. Chociaż smak zupy rybnej miała okazję czuć przynajmniej trzy razy dziennie, nie mogła narzekać na jej jakość. – Mam nadzieję, że póki co uważasz te ferie za nienajgorszy pomysł, nawet jeżeli jest tu nienachalnie ciepło – zażartowała, uznając, że co jak co, ale śmianie się z tego, w jak niskich temperaturach Hogwart postanowił przetrzymywać swoich uczniów było jak najbardziej na miejscu. – W takim razie skąd do nas przyjechałaś? Gryfonka nieźle się zdziwiła na wieść, że Bambi chciała, by melodia brzmiała inaczej. Dźwięki zdawały się być bardzo intencjonalne. Niezależnie jednak, czy wychodziło tak, jak chciała, melodia chwyciła za duszę Harmony. - To prawda – pokiwała głową, jeszcze raz zerkając to na instrument, to na całe lodowe sklepienie i łuki dookoła. Chociaż było to miejsce mroźne, nie brakowało mu delikatności. Wszechobecny śnieg i kryształowe piękno lodu wygładzały wszystkie ostrzone mrozem rysy. – To miejsce ma charakter zupełnie inny niż można by pomyśleć o Antarktydzie. Sama próbowałam ująć go w swoim układzie, ale nie potrafię wszystkiego złapać, cały czas mi umyka – przyznała, opowiadając to bardziej jako ciekawostkę niż wyżalenie się, ani na chwilę nie straciła dobrego humoru. Plus, skoro Bambi podzieliła się drobną słabością związaną z komponowaniem tutaj, czemu nie mogłyby wymienić swoich doświadczeń. – Nie dziwię się, przecież kiedy ostatni raz grałaś na lodowych organach? Albo kiedy następnym razem będzie taka okazja?! – podekscytowała się w momencie i sama ze śmiechem jeszcze kilka razy nacisnęła losowe klawisze. – O! Też odhaczone! – wyszczerzyła się z dumą. – Nie musiałabyś, ten utwór spokojnie by się nadawał, taniec na lodzie rządzi się trochę innymi prawami – puściła jej oczko. Faktem w końcu było, że w łyżwiarstwie figurowym muzyka stanowiła bardziej tło obrazu, aniżeli nierozłączną ścieżkę dla kroków jak to na parkiecie bywało. – Znak zodiaku? Interesujesz się astrologią? Jestem dzieckiem lata! Dwudziesty czwarty sierpnia, panna. Ukłoniła się teatralnie mówiąc to, po czym spojrzała wesoło na dziewczynę, czekając na swój werdykt. Nie uważała tego za nic dziwnego ani nienaturalnego, wiele kultur, z którymi obcowała, opierało swoje wierzenia a niekiedy i magię właśnie o astrologię. Spotkała wielu niezwykle mądrych, duchowych ludzi czytających ścieżki z gwiazd i prowadzących nimi swoje plemiona ku wielkości. Sama uważała, że za dużo osób odwróciło się od tych oczywistych korzeni magii. I chociaż osobiście nie zajmowała się aktywnie astrologią, uważała, że niosła ze sobą dużo prawdy.
Jiliane B. Lanceley
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : piegi na nosie i policzkach, tatuaż na lewym nadgarstku
Bambi roześmiała się perliście, gdy tylko z ust Harmony padły słowa o cieple na Antarktydzie. Co prawda inaczej wyobrażała sobie ferie z Hogwartem, ale nie mogła narzekać. Znaczy mogłaby na nudę, na mimo wszystko niezbyt napawający weną krajobraz, ale ostatecznie nie było źle. - Nie spodziewałam się jednego łóżka na trzy osoby i takiego gorąca, że będę zjadać lodowe cukierki, ale nie jest najgorzej… Tak przynajmniej mi się wydaje. W końcu są tu te organy, a mogło nie być żadnego instrumentu - odpowiedziała w końcu, uśmiechając się szeroko do dziewczyny, która wydawała się mniej więcej jej rówieśniczką. Jiliane odnotowała w pamięci, aby zapytać o to, tak samo, jak o dom, do którego przynależała, licząc, że po powrocie do Anglii wciąż będzie mieć z kim rozmawiać. - Właściwie pochodzę z Doliny Godryka, ale przeprowadziliśmy się do Francji, do Paryża, zanim zaczęłam szkołę. Chodziłam to Beauxbatons i na ostatni semestr przeniosłam się teraz tutaj - odpowiedziała, wzruszając ramionami, jakby zupełnie nie przejmowała się ewentualnymi problemami z ocenami. Nie była to do końca prawda, ale liczyła, że będzie w stanie prześlizgnąć się jakoś na studia, nie czując się jeszcze gotową do rozpoczęcia kariery zawodowej. - Tobie też? Znaczy, nie wiem do końca, o jakim układzie mówisz, ale tak! To trochę tak, jakbyś próbowała podejść za blisko krawędzi kry i gdy już wydaje się, że widzisz, co jest tuż pod powierzchnią wody, jak kra wygląda, ta chwieje się i musisz się wycofać. Tak przynajmniej ja to odbieram i to jest tak frustrujące - wtrąciła z jękiem pełnym żalu, odrzucając głowę w tył, aby po chwili z szerokim uśmiechem przysłuchiwać się Harmony, aż nagle jej oczy błysnęły. - Czekaj, czekaj! Układ i taniec na lodzie. Łyżwiarstwo figurowe? Chciałabym zobaczyć, jak jeździsz! Widziałam w Paryżu kilka mistrzostw i to było coś pięknego - rozmarzyła się przez chwilę, zanim westchnęła przeciągle, wracając do klawiszy organów, wracając do grania, jednak zamiast melodii, którą dopiero co tworzyła, grała utwór skomponowany wcześniej, w Paryżu. Utwór, który czuła zawsze, kiedy rozmawiała o astrologii, który przypominał jej o profesorze z oczami błyszczącymi bardziej niż gwiazdy. - Interesują mnie tylko znaki zodiaku i ich powiązania z muzyką. Mówisz, że jesteś panną… Kierując się tym, powinnaś teoretycznie lubić przede wszystkim ciszę, a jeśli już słuchasz muzyki to harmonicznych, pasujących do siebie tonów… Podejrzewam, że słuchasz, albo spodobałaby ci się Episkey - odpowiedziała, zaczynając grać nagle jeden z utworów wymienianej piosenkarki, przyglądając się ukradkiem Harmony, aby sprawdzić swoje przypuszczenia. - A tak przy okazji, z jakiego domu jesteś? Mnie przydzielono do Gryffindoru… Całkiem zabawna jest ta Tiara Przydziału - zapytała nagle, nie przerywając grania, gotowa zmienić utwór, dostosować melodię do tego, co obie chciałyby słuchać.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy prychnęła śmiechem. Już sam fakt, że jej nowa znajoma lubiła muzykę pozytywnie ją nastrajał, a teraz jeszcze okazywało się, że umiała żartować! Co krok Bambi utwierdzała ją w przekonaniu, że naprawdę dobrze trafiła ze znalezieniem tej sali. - Oj tak, z tym gorącem to już przesadzili. Dobrze, że woda pod prysznicem jest zimna, inaczej byśmy się ugotowali! – powiedziała z przerażeniem i jeszcze raz zachichotała z drobnych wygłupów. – Ale tak, te łóżka też mnie zaskoczyły. Z drugiej strony, chyba dzięki nim na dzień dobry pozacieśniałaś więzy? – i mówiąc to, nie umiała utrzymać neutralnej miny, znów prychnęła śmiechem. - Ojejku! Francja! – złączyła ze sobą dłonie w zachwycie. – Mieszkałaś w stolicy sztuki! Nic dziwnego, że masz takie zrozumienie dla muzyki – może była wylewna z komplementami, ale mówiła samą prawdę. Jeżeli się czymś zachwycała jako swój obowiązek traktowała podzielenie się tym. – Londyn może nie jest tak przesiąknięty muzyką, ale mam nadzieję, że znajdziesz w nim trochę uroków. Pokiwała głową na potwierdzenie i cieszyła się, że dziewczyna ją rozumiała. Było w Antarktydzie coś, co jej umykało. Niby zdawało jej się, że przecież widziała ją, odczuwała i odkrywała, kraina ta nie dała jej się w pełni poznać. - Nie umiałabym tego lepiej opisać – westchnęła. – Mam wrażenie, że ucieka mi sama esencja. Jakby Antarktyda chciała mi przekazać, że nie mogę jej rozumieć bez bycia jej częścią. Widzę całe jej piękno bezpośrednio, a gdy tworzę to tak, jakbym mogła je ująć tylko przez ośnieżoną szybę. I tak szybko, jak przed chwilą dzieliła swoje żale, tak szybko cała energia podniosła się jej aż do sufitu, a ona rozbłysła najjaśniejszym z uśmiechów. - Tak! – ucieszyła się widząc, jakie emocje w niej to wywołało. Dzielenie radości z muzyki to jedna, ogromna przyjemność. Ale dzielenie zainteresowania łyżwiarstwem to już zupełnie inny świat! – Jestem aktywną zawodniczką łyżwiarstwa, w świecie czarodziejskim i mugolskim – powiedziała z dumą i stanęła en pointe na prawej nodze, prezentując jeden obrót, ciesząc się swoją pasją. Może w zwykłych butach nie dało się tańczyć baletu, ale każdy, kto wyćwiczył go na tyle, by zezwolono mu na własne baletki (a w końcu jazda figurowa wymagała stałych ćwiczeń baletowych), umiałby wejść en pointe chociaż na chwilę. – Internationaux de France, prawda? Zazdroszczę, że mogłaś tyle ich u siebie oglądać. Na moje szczęście świstokliki istnieją, ale chciałabym, żeby w Londynie odbywały się aż tak duże zawody – zaśmiała się. Nie wyobrażała sobie żyć bez oglądania takich zawodów na żywo, ale gdyby na każde musiała latać samolotem, byłaby to miłość trudniejsza. – Mnie przekonywać nie musisz, mogę ci o każdej porze dnia i nocy pokazać jazdę – to też była prawda, praktycznie nie rozstawała się ze swoimi łyżwami. – Nagraj swój utwór, to może nawet na poczekaniu do niego coś wymyślę! – zaproponowała, bo czemu miałyby obie nie mieć z tego tak samo dobrej zabawy. Gdy dziewczyna zmieniła melodię, Harmony znów się wyciszyła, dokładniej się jej przysłuchując, jakby starała się badać każdy dźwięk. Nie znała się aż tak dobrze na teorii muzyki, za to całym swoim sercem i emocjami jej czuła. Można powiedzieć, że gdy ktoś grał na instrumencie, to poruszał nim także struny serca dziewczyny. Przymknęła oczy, przeżywając każde brzmienie tej opowieści. Była zupełnie inna, bliższa, cieplejsza i gdy Bambi ją grała z taką lekkością, zostawało za nią echo nostalgii. - Hmmm – zastanowiła się głębiej nad słowami dziewczyny, a przy tej melodii lepiej jej się myślało. – Raczej nie można o mnie powiedzieć, że umiem długo wytrzymać w ciszy, ale… Ojeju! – podekscytowała się, gdy rozpoznała kolejną melodię przez nią zagraną. – Uwielbiam Episkey! Zawsze jej słucham jak chcę się wyciszyć! – była pod wrażeniem, że znajomością jej znaku zodiaku potrafiła znaleźć jedną z jej ulubionych autorek. - W jednym sezonie nawet jeździłam do jej utworu! Tylko nie tego… Jak on się… - z tego całego entuzjazmu aż uciekł jej tytuł, miała go na końcu języka i nie mogła go znaleźć, a im bardziej się skupiała, tym bardziej jej uciekał. – Ale szedł tak! – i zanuciła jej refren. Oczy zaświeciły jej się jeszcze bardziej na wieść o Gryfindorze. - No to witaj w moim domu! – nie kryła tego, jak bardzo się ucieszyła. – Zapowiadam nam wiele wieczorów przesiedzianych razem z muzyką! – zaśmiała się. – Zapoznałaś się już może z dodatkowymi zajęciami w naszej szkole? Jest coś, do czego chciałabyś dołączyć? – zapytała zainteresowana, mogło się okazać, że wylądują razem w jakimś klubie. – I koniecznie musisz iść na mecz quidditcha! Po powrocie z ferii będziemy grać! Jak przyjdziesz pokibicować swoim to na pewno poznasz dużo Gryfonów – zachęciła ją. Nie wiedziała, czy Bambi miała problemy z zapoznawaniem się, na sobie tego nie odczuła, bo bardzo dobrze im się rozmawiało. Jednak jeżeli nowa szkoła by ją przytłoczyła, mecz był najlepszą okazją na nawiązanie znajomości w wesołej i niezobowiązującej atmosferze.
Jiliane B. Lanceley
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : piegi na nosie i policzkach, tatuaż na lewym nadgarstku
Bambi zaśmiała się cicho, kiedy dziewczyna kontynuowała żart, czując, że właśnie znalazła nową przyjaciółkę. To było całkiem miłe uczucie, odświeżające po niepewności, gdy wyjeżdżała z Francji. Tak naprawdę żałowała relacji, które w ten sposób musiały się skończyć, choć jednocześnie wiedziała, że teraz będzie mogła z czystą kartą zacząć zupełnie nowe przyjaźnie. - Moja rodzina zajmuje się muzyką, więc wątpię, żebym mogła narzekać na jej brak w Anglii, więc nie bałabym się, że nie będzie tak samo urokliwie, poza tym… W większości chodzi o ludzi, o ich wibracje, o melodię, jaką sami tworzą. Z pewnością znajdę plusy mieszkania w Dolinie - odpowiedziała, uśmiechając się ciepło do Harmony. Podejrzewała, że nie będzie nawet tęsknić za mężczyzną, z którym dopiero zaczęła romansować, nim ostatecznie wyjechali. W końcu wszędzie było ich mnóstwo i wystarczyło uważnie się rozejrzeć, aby znaleźć inne źródło cudownego stanu zauroczenia. W tej chwili jednak starała się oddać w swojej kompozycji coś innego, choć równie pięknego i musiała przyznać, że cieszyło ją, że nowa znajoma rozumiała, co starała się jej przekazać. Wyglądało na to, że dość podobnie spoglądały na otoczenie, potrafiąc oddać je w tym, w czym czuły się najlepiej. Po chwili Gryfonka uśmiechała się jeszcze szerzej, otrzymując potwierdzenie, że miała do czynienia z łyżwiarką, a do tego krótką prezentację umiejętności. Musiała jednak przyznać, że nie spodziewała się, aby dziewczyna była zawodniczką w obu światach - magicznym i niemagicznym. To musiało być trudne, utrzymać odpowiednie tempo życia, a do tego nauka w Hogwarcie. Chyba że poziom szkoły był marny i dzięki temu uczniowie mieli dużo czasu na swoje hobby, ale tego wolała nie sugerować, dopóki nie zacznie sama nauki. - Mogłabyś spróbować stworzyć na poczekaniu układ? To byłoby naprawdę coś! Koniecznie musimy tego spróbować - zachwyciła się pomysłem, żałując, że wciąż nie opanowała zaklęcia, dzięki któremu mogłaby odtwarzać w pomieszczeniu muzykę zgodnie z własną pamięcią. Nie musiałaby nigdzie nagrywać utworów, a i tak wszyscy w danym pomieszczeniu mogliby ich słuchać. Grając, nie zwracała większej uwagi na otoczenie, nawet jeśli jednocześnie prowadziła rozmowę. Teraz jednak widziała, że Harmony zdaje się podobać melodia, a to było najlepszym uznaniem dla jej małego dzieła, które nigdy nie miało poznać swojego ojca. Przynajmniej dzięki tamtemu profesorowi wiedziała coś więcej o astrologii, czy raczej znakach zodiaku, mając wrażenie, że mężczyzna zawsze jest gdzieś obok, czując cień tęsknoty. To było naprawdę pociągające uczucie i czekała, aż zacznie znów nim żyć. - Ha! Więc częściowo znak się nie mylił! Lubisz harmonię, co sugeruje nawet twoje imię i podejrzewam, że nawet jeśli teraz nie cieszysz się ciszą, kiedyś zaczniesz. Muzyczna astrologia się nie myli - zareagowała, kiedy tylko dziewczyna potwierdziła, że lubi Episkey, a słysząc jaki utwór nuci, od razu zaczęła go grać, uśmiechając się lekko do dziewczyny. Niewiele później śmiała się pod nosem, dochodząc do wniosku, że zdecydowanie dobrze zaczęła start w nowej szkole, skoro znalazła przypadkiem kogoś z Gryffindoru. - Jeszcze nie przyglądałam się wszystkiemu… Będę szukac czegoś z muzyką na pewno, ale cała reszta… Nie wiem, zobaczę, gdzie jest przystojniejszy opiekun - zaśmiała się, mówiąc jednak całkowicie poważnie. - Chętnie obejrzę mecz. We Francji nie byłam na żadnym i jestem ciekawa, jak tutaj grają. Który dom jest lepszy? Macie zakłady o to, kto wygra? Zawsze chodzisz na mecze? - zapytała, spoglądając znów na Remy, będąc mimowolnie ciekawa, jak wyglądało życie w Hogwarcie, które zapowiadało się na zdecydowanie bardziej rozrywkowe, niż to w Beauxbatons.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Dziewczyna zrobiła duże oczy, kiedy doszła do niej realizacja jednej rzeczy. - No tak! – zaśmiała się sama z siebie i uderzyła ręką w czoło. – Lanceley. Zimno mi chyba do głowy uderzyło, że wcześniej na to nie wpadłam – uśmiechnęła się do niej przepraszająco. – Faktycznie! Z tak muzyczną rodziną nie powinno Ci brakować sztuki. Musi być u Was cudownie – rozmarzyła się, przyglądając się dziewczynie ze szczerym zachwytem. – Czy to prawda, że zawsze u Was gra muzyka? Nie chciała naginać granic nowej znajomości, ale pasja do tego rodzaju sztuki była silniejsza. U niej w domu zawsze panowała wesoła atmosfera i ta gotowość do przygody. Pamiętała, jak w dowolnym momencie jej ojciec albo matka potrafili powiedzieć „ruszamy”, ze spakowanymi plecakami i tym błyskiem w oku, jakby sprawdzali, czy Remy z bratem byli gotowi podjąć się wyzwania w nieznane. I zawsze byli. Była więc bardzo ciekawa, czy u Lanceleyów było podobnie, tylko że z muzyką. Słyszała historie o nich, o tym jak zawsze panowała tam wesoła, taneczna atmosfera. I że muzyka roznosiła się po wszystkich pokojach, gdy każdy grał coś swojego a jednak w pełnej harmonii. Oczywiście, mogły być to plotki, ale widząc z jakim ciepłem Bambi powiedziała o domu, nie bała się poruszyć tego tematu. - Wiesz, nikt nie mówi, że to będzie wybitny układ – zaśmiała się i wsłuchała w muzykę, którą właśnie wygrywała. I pozwoliła swojemu ciału się ponieść. Postawiła kilka szybkich kroków, by skoczyć w pozycji firebird. Po wylądowaniu wyszczerzyła się do Gryfoni – Po prostu daję się prowadzić muzyce i jej emocjom i patrzę, co z tego wyjdzie. Ale wydaje mi się, że sama znasz to uczucie – mrugnęła do niej, nawiązując do jej wcześniejszej wypowiedzi o emocjach i energii. Była pod wrażeniem, jak szybko dziewczyna zmieniała utwory, które grała, a jeszcze więcej podziwu wywoływał fakt, że robiła to tak płynnie. Nuty zdawały się przewijać jej przez palce, jakby muzykę miała w żyłach. Co znowu nie było tak dalekie od prawdy, w końcu była Lanceley. Zaraz ponownie zmieniła melodię, na utwór Episkey, który zanuciła. Znajome dźwięki wygrywały aż na jej sercu, interpretacja na lodowych organach była przepiękna i Gryfonka miała pewność, że nie była to zasługa tylko instrumentu, a przede wszystkim specjalistki, która przy nim siedziała. Przez myśl przeszło dziewczynie kilka rzeczy, gdy kiwała z zadowoleniem głowa do rytmu, jednak na najważniejsza brzmiała „gdyby ktoś taki zagrał utwór do mojego układu, byłoby cudownie”. - Jak mogłabym nie lubić harmonii, jeden z najpiękniejszych elementów muzyki – uśmiechnęła się do niej, a zaraz zastanowiła. Nie spodziewała się, żeby cisza kiedykolwiek miała jej towarzyszyć, ale z drugiej strony naprawdę dobrze odczytała ją z melodią. Kto wie, może i na starość, gdy już się wyszaleje ze wszystkich się, będzie dla odmiany łaknęła trochę spokoju. – Może tak będzie, mam tylko nadzieję, że nie za prędko. Lubię jak coś się dzieje – zażartowała, by zaraz przyjrzeć się jej z zainteresowaniem. – A ty? Co o tobie mówi twój znak? Też ci się sprawdziło? - Nie wiem, czy jest coś bezpośrednio związanego z muzyką, ale na pewno mamy koło realizacji twórczych, gdzie spotykają się wszystkie kreatywne osoby. Powinnaś spróbować! – podekscytowała się wizją spędzenia większej ilości czasu z nowo poznaną. Nie wątpiła, że mogły w przyszłości zostać przyjaciółkami. – Plus wiesz – nachyliła się do niej konspiracyjnie. – Opiekunem tego kółka jest Ezra Clarke, aktor musicalowy – wyszeptała z chichotem. Sama nie zwracała szczególnej uwagi na romanse, ledwo skończył się sezon łyżwiarstwa na lodzie, a już czekał ją ten na wodzie. To był dla niej wzmożony treningowo czas i zwyczajnie brakowało go na myślenie o związkach. Ale i tak czerpała równą przyjemność z gorących ploteczek, nawet jeżeli nie miała jak w nich z doświadczenia uczestniczyć. - A co do meczu – wypięła dumnie pierś. – Oczywiście, że my wygramy! Dwudziesty piąty marca, przeciwko Hufflepuffowi, może ktoś na miejscu będzie robić zakłady, kto wie – uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, ostatni mecz ze względu na poprzedzające go wydarzenia w Hogwarcie nie był tak wesoły, jak inne spotkania. Nie wiedziała, czy ktoś tym razem sporządziłby zakłady, okres żałoby powoli się wyciszał, więc może i była na to szansa. Nie roztrząsała jednak tego dłużej, szczególnie, że tak wesoło jej się z Bambi rozmawiało. – Gdybym mieszkała we Francji, myślę, że też Quidditch byłby moją ostatnią rzeczą do zobaczenia – zaśmiała się, kiwając głową ze zrozumieniem. Stolica sztuki miała tyle piękna do zaoferowania, że chyba nie starczałoby czasu na miatły. – Ale u nas obowiązkowo zawsze, jestem szukającą, kiepsko by było, jakby nie było mnie na boisku – zażartowała. - W sumie... Czym się tam zajmowałaś w wolnym czasie, no wiesz, we Francji? Jeżeli oczywiście to nie za dużo, żeby zapytać. Po prostu wydaje się być tak ciekawym i barwnym miejscem!
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Wto Mar 21 2023, 15:17, w całości zmieniany 1 raz
Jiliane B. Lanceley
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : piegi na nosie i policzkach, tatuaż na lewym nadgarstku
- Tak! Czasem bywa to irytujące, kiedy nie możesz się skupić na własnej kompozycji, ale przynajmniej nie ma nudno - odpowiedziała wesoło, wzruszając przy okazji ramionami. Mimo wszystko nie było źle, jeśli lubiło się muzykę i zawsze można było liczyć na dodatkową inspirację przy tworzeniu czegoś nowego, ale bywały chwile, kiedy było się tym przytłoczonym. Chociaż, gdyby miała kiedykolwiek możliwość wybrać sobie rodzinę, nie zmieniłaby jej. Ród Lanceley był jedyny w swoim rodzaju. Obserwowała Harmony, jak zaczęła tańczyć w tej sali, będąc pewna, że na łyżwach pokaz byłby o wiele piękniejszy. Mimo to czuła, że mogłaby stworzyć coś, co byłoby playlistą dla Seaver, coś, co odzwierciedlałoby ją już po tym pierwszym spotkaniu. Samo imię było wystarczające, żeby sięgnąć do nut, a do tego dochodził uśmiech dziewczyny, wibrująca z niej pozytywna energia, żywiołowość i gracja. Nie była pewna, kiedy znów będzie mieć czas, żeby zobaczyć się z dziewczyną w tak spokojnym miejscu przy jakimś instrumencie, ale chciała mieć gotową wtedy kompozycję dla niej, dla jej imienia, jak zwykła robić dla innych w sekrecie. Nigdy jednak nie pomyślała, żeby tworzyć coś dla siebie. Nawet nie zastanawiała się nad tym, jaką ona lubi muzykę, więc pytanie Harmony sprawiło, że na moment zamilkła, marszcząc brwi w głębokim zamyśleniu. - Wiesz, że nie zastanawiałam się nad tym? Ja lubię muzykę, jako muzykę. Nie rozdzielam jej na gatunki, nie mam ulubionego nurtu… Dla mnie liczą się wibracje i uczucia, jakie wzbudza, ale niech się zastanowię… - powiedziała, na moment przerywając grę na organach. - Jestem wagą, a wagi… Nie są wybredne jeśli chodzi o muzykę i otaczają się nią stale, więc to by się zgadzało… Lubią też tak zwane pościelówy… Mooże coś w tym jest - zaśmiała się przy ostatnich słowach, zaczynając grać utwór, który bardzo lubiła, z którym miała pewne wspomnienia, a który zdecydowanie pasował do tego, o czym mówiła. - Kojarzę jego nazwisko, dobrze będzie zobaczyć go na żywo… i z bliska - odpowiedziała, kiedy tylko został wspomniany opiekun koła, do którego zdecydowanie chciała się zapisać. Realizacje twórcze? Brzmiało idealnie, gdy było się kimś, kto niemal nieustannie tworzył nowe kompozycje. - W takim razie postaram się znaleźć na trybunach tego dnia, jeśli nie zapomnę, ale coś mi mówi, że wszyscy żyją tu Quidditchem - zaśmiała się lekko, w końcu przestając grać i odwróciła się przodem do Harmony, wzruszając nieznacznie ramionami. - Nic szczególnego? Lubię robić zdjęcia, więc czasem robię zdjęcia innym osobom, żeby się w tym ćwiczyć… No i komponowałam. Nic szczególnego - odpowiedziała, nagle zastanawiając się, czy nie była zbyt nudna.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Wysłuchała jej uważnie, kiwając głową w znaku zrozumienia. Muzyki wszak nie trzeba było rozbierać na osobne jej gatunki, żeby po prostu się nią cieszyć i zachwycać. - Wibracje i uczucia mówisz? Na pewno się dogadamy! – wyszczebiotała wesoło, przysłuchując się granym przez nią nutom. – To najważniejsza część muzyki, którą bierze się pod uwagę, w trakcie jej dobierania do programu – uśmiechnęła się do niej i znów z niemałym zaskoczeniem słuchała, jak dziewczyna sprawnie zmieniała melodię. Muzyka przelatywała przez jej palce, jakby te właśnie do tego zostały stworzone. Wyglądało i brzmiało to tak, jakby klawisze po prostu bardzo ją lubiły. – Skoro tak się sprawdza, będziesz mi musiała opowiedzieć wszystko to, co jeszcze można z nich dla siebie ustalić! Może podpowiedzą jaki byłby najlepszy strój… Albo najbliższy kierunek podróży?! – pytała podekscytowana możliwościami. Wszak nie od dzisiaj czarodzieje korzystali z wróżbiarstwa i astronomii do dobierania właściwych dróg na dany miesiąc życia. - Wiadomo, nie zawsze ma czas się pojawiać, ale nic straconego, często na zastępstwo przychodzi Fabien, a na niego też miło popatrzeć – powiedziała półszeptem i mrugnęła do niej porozumiewawczo, wiedziała, że niejedna wzdychała do niewidomego profesora. - Tak, na pewno nasz dom nie da Ci o tym zapomnieć – zażartowała, szturchając ją zaczepnie. – Lubisz robić zdjęcia? No to koniecznie musimy się spotkać na jakąś sesję po powrocie! Może mistrzem nie jestem, ale sama też lubię coś pstryknąć, możemy sobie porobić zdjęcia nawzajem! – proponowała rozentuzjazmowana, ciesząc się, że z nową koleżanką miały tyle wspólnych tematów. Nawet przez myśl jej nie przemknęła, żeby nazwać ją nudną, wręcz przeciwnie, chciała posłuchać i dowiedzieć się więcej, tak zaciekawiła ją swoją osobą. – Od kiedy sztuka to nic szczególnego? Za dużo skromności! Jestem pewna, że zrobisz furorę na naszym kółku… Chcesz o nim posłuchać? Może przejdziemy się na jakiś mały deser? Koniecznie muszę ci opowiedzieć o moim pomyśle na kolejne spotkanie! – paplała wesoło, łapiąc Bambi pod ramię jakby kolegowały się już od dawna i tanecznym krokiem wyszła z nią z sali muzycznej, już nie mogąc się doczekać, kiedy znów mogłyby do niej wrócić. + /zt x2