/kontynuacja wątku
STĄD @Wiktor Krawczyk Z trudem udało jej się dojść do Smoczej Szamanki. Miała wrażenie, że z każdym krokiem zamarza tylko bardziej, aż po same kości. Niemniej uśmiechnęła się, gdy weszli do kobiety.
W środku igloo tętniło życiem, skrzaty harcowały od półki do półki i od mikstury do mikstury, uważnie porządkując całe wnętrze. Smocza Szamanka siedziała pośrodku, choć wyglądała na kogoś, kto widział w swoim życiu wiele dni polarnych, zdawała się być równie żywiołowa, co całe to pomieszczenie.
Widząc dwójkę uczniów, nałożyła na siebie zaklęcie, nieznane Remy, które tłumaczyło jej mowę na język angielski.
-
Co Was do mnie sprowadza, drogie dzieci – zapytała się ciepło, choć uśmieszek jaki przybrała zdradzał, jakoby doskonale wiedziała co było ich naglącym problemem.
-
Skakaliśmy po krach i…-
Tak, tak – pokiwała głową stara kobieta. –
Krampoliny. My mówimy, żeby tam nie chodzić. Dzieci i tak robią swoje i proszę. Pakują się w kłopoty – machnęła ręką, nie wyglądała na złą tylko rozbawioną ich wybrykami. Zaraz wstała i podeszła do jednego skrzata, który w trakcie ich rozmowy już zdążył zaparzyć specjalny wywar. –
Wypij to dziecko – podała kubek Remy. –
Wyglądasz, jakby kra cię zmroziła. A co jest twojemu koledze?-
Trochę tak było – zachichotała i wzięła pierwszy łyk, od którego w momencie rozpuścił się jej szron na policzkach. –
Mówi, że stracił wzrok przez kry.-
Nic, czego nie da się naprawić. Zaraz przygotuję krople.