C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Osoby: Maximilian Felix Solberg oraz @Salazar Morales Miejsce rozgrywki: Hyde Park Rok rozgrywki: Listopad 2022 Okoliczności:Max zrozumiał swój błąd po ostatniej rozmowie i postanowił przeprosić Paco.
W Hyde Parku pojawił się już dużo wcześniej. Nie mógł usiedzieć na miejscu i ciągle go nosiło mimo, że był na dość potężnej dawce uspokajaczy. Nie chciał po raz kolejny wybuchnąć. Wiedział, że tym razem to on przesadził i to porządnie, a jeśli chciał jakkolwiek ratować tę relację, nie mógł po raz kolejny się na Paco wyżywać. Łaził więc bez celu po Londyńskim parku, paląc fajkę za fajką i myśląc, jakich słów powinien użyć, żeby tym razem nie skończyło się na kolejnej ucieczce. W końcu nastała godzina i udał się pod umówione wejście, gdzie oczekiwał mężczyzny. Wyciągnięta bluza i skórzana kurtka nie bardzo chroniły go przed wszechobecnym chłodem, a w dodatku zapadł już zmrok i Max praktycznie nie był widoczny. Stanął więc pod palącą się nieopodal latarnią i czekał. -Paco... - Powiedział w końcu na przywitanie, gdy zauważył tego, z którym się tu umówił. -Jestem Ci winien srogie przeprosiny za ostatnio. Nie tak miało wyjść. Zależy mi na Tobie, choć wiem, że pewnie ostatnio na to nie wygląda. Po prostu... Nie do końca sobie radzę z całą sytuacją, a to co mi powiedziałeś o tamtej Wigilii całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi. Straciłem kontrolę. - Przeszedł od razu do rzeczy, póki jeszcze miał odwagę, by cokolwiek z siebie wycisnąć. -Przepraszam... - Powtórzył jeszcze, dla podkreślenia, że naprawdę żałuje, choć po przygryzionej wardze i naciągniętych na dłonie rękawach widać było, jak bardzo niekomfortowo się z tym wszystkim czuje.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Tym razem nie przywdziewał na ramiona ciepłego, wełnianego swetra, a pod czarną, skórzaną kurtką lśniła jedwabna, miodowa koszula, która towarzyszyła mu przez cały dzień pracy w progach hotelowego kasyna. Pozwolił sobie zagrać z ministerialnymi gośćmi w krwawego barona i dopiero po ostatniej partii opuścił budynek, sięgając po schowany za paskiem spodni kawałek tarninowego drewna. Nie miał pojęcia czego – poza zapowiedzianymi przeprosinami – winien oczekiwać, toteż starał się powściągnąć jakiekolwiek oczekiwania względem spotkania z młodszym partnerem. Ot, teleportował się na skraj parku, powolnym krokiem wędrują w stronę oczekującego w świetle latarni Maximiliana. - Dobrze cię widzieć. – Przywitał się subtelnym uśmiechem, żeby dodać chłopakowi otuchy. Nawet jeżeli serce mu się krajało po niedawnej wymianie zdań, nie miał do niego żadnych pretensji, a teraz patrzył w szmaragdowe ślepia w milczeniu, uważnie wsłuchując się w to, co Felix miał mu do powiedzenia. – Wiem. Nie przejmuj się. – Mruknął łagodnie, wyraźnie pokazując że uznaje przeprosiny za przyjęte. Podszedł również bliżej, jednak nie zdecydował się na żaden bezpośredni gest, po prostu opierając się plecami o rozświetlający parkową aleję słup. Potrzebował chwili oddechu przed przejęciem inicjatywy, dlatego wyciągnął z kieszeni paczkę merlinowych strzał, wsuwając jedną do ust i dopiero gdy zaprószył ogień zapalniczki, zaciągając się chmurą siwego dymu, ponownie podniósł głowę, łapiąc kontakt wzrokowy z ukochanym. – Ja też przepraszam. Nie chciałem, żebyś musiał to wszystko znosić. – Nie nazywał rzeczy po imieniu, woląc nie wspominać o młodziutkim chłopaczku, którego jakiś czas temu spotkali w barze.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie zdobył się sam na żaden uśmiech. Ledwo potrafił spojrzeć w te głębokie, czekoladowe oczy. Starał się skupić na tym, co mówił i na jasności swojej wypowiedzi. Wciąż czuł się chujowo i nie do końca miał siły i zamiary by po raz kolejny wywoływać wojnę między nimi. -Nie. - Stwierdził krótko, acz stanowczo i cała chęć jasnej wypowiedzi poszła się jebać, a że zdał sobie z tego szybko sprawę, zreflektował się i zaczął wyjaśniać. -Znaczy ciężko nie wiedzieć, że straciłem panowanie, ale.... Nie rozumiesz. - Nieco mocniej przygryzł wargę, aż poczuł metaliczny smak na języku. -Bo nie masz jak, skoro ciągle uciekam. Miałeś co do tego rację. - Prawił oczywistości, ale wiedział, że im więcej będzie gadał, tym łatwiej teoretycznie będzie mu powiedzieć to, co powinno być powiedziane wcześniej. -Wkurwiłem się bo... - Przerwał, maltretując materiał bluzy, jakby chciał w nim całkowicie zniknąć. -Tamta rudera to mój...dom. - Ostatnie słowo wyszeptał tak cicho, że sam ledwo się słyszał. Od razu odwrócił wzrok, skupiając się na jakimś pobliskim kamieniu. -Nie chciałem by ktokolwiek o tym wiedział, a już na pewno nie w taki sposób. - Dodał jeszcze, jakby chcąc nadać sens swojej wypowiedzi. Zdziwił się co nieco słysząc przeprosiny z ust Paco. Tak jasne i pozbawione niepotrzebnych wyjaśnień. Powrócił spojrzeniem do jego twarzy, ale chwilę później znów odwrócił wzrok. -Wiem. Ale nadal nie rozumiem, nie radzę sobie z tym, że to przede mną ukryłeś. - Wyznał szczerze ciesząc się, że uspokajacze działają i nie wkurwia się już przy każdym zdaniu i każdym geście ze strony Moralesa.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nawet jeżeli pragnął ujrzeć na twarzy nastolatka chociażby cień uśmiechu, starał się nie przejmować nieruchomymi, nerwowo przygryzionymi wargami. Nie pierwszy raz znaleźli się w tak trudnym położeniu, a z tego względu zdążył przywyknąć do pewnych nawyków Maximiliana. Rozumiał, że chłopak może potrzebować czasu, a to że w ogóle zdecydował się go przeprosić i otwarcie porozmawiać o tym, co go bolało, należało niewątpliwie odczytywać jako przełom w ostatnich dniach wypełnionych wyłącznie wymęczającą tęsknotą i podobnie upartym milczeniem. Nie przerywał mu więc, wolał unikać także gwałtowniejszych gestów, zachowywał się zupełnie jak myśliwy skradający się do spłoszonej zwierzyny. Czego nie rozumiem? Nie zapytał na głos, a jednak nie musiał. Wątpliwości zdradzało jego zaciekawione, czujne spojrzenie, które ukochany chyba zdołał wychwycić, śpiesząc z wyjaśnieniami własnego wzburzenia. – Spokojnie, cariño nikt cię nie pogania. – Wtrącił się dopiero wtedy, kiedy zauważył jak wiele kosztuje chłopaka skonstruowanie jasnej i sensownej wypowiedzi, która wypływałaby wprost z jego serca, dotykając najgłębszych i najskrzętniej skrywanych emocji. Nie obchodziło go nawet obecnie to, że nastolatek przyznał mu rację. Całą swoją uwagę poświęcił szmaragdowym ślepiom, a potem chłopięcym dłoniom ugniatającym materiał bluzy, wreszcie samemu unosząc krzaczaste brwi w niemym wyrazie zaskoczenia. – Jak to… dom? – Dopytał naprędce, nie do końca chyba świadomie, nie rozumiejąc, co dokładnie Felix chciał mu przekazać i o jakim domu opowiadał. – Nie wiedziałem… – Dodał dopiero po chwili, z cichym westchnięciem, czując że nie powinien naciskać ani skłaniać do rozwinięcia tematu wbrew woli ukochanego. - Nie jestem w stanie tego naprawić. – Przyznał natomiast zupełnie szczerze, spuszczając głowę w poczuciu winy. Nie potrafił wytłumaczyć mu swoich pobudek, wszak sam chyba nie był pewien, co nim kierowało. Po tym wszystkim żałował, że nie dysponuje funkcjonującym prawidłowo zmieniaczem czasu, chociaż… powrót do przeszłości raczej niewiele by w tym przypadku pomógł. W końcu bardziej niż cielesną uciechą zranił Maximiliana ucieczką i milczeniem… a pomyśleć, że zwykle to jemu wytykał taktyczny odwrót.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Normalnie Max skrywałby się pewnie za żartami i bagatelizacją wszystkiego, ale wiedział, że przed Paco nie musi grać, a wręcz nie powinien tego robić. Nie było łatwo, ale przyszedł czas, by dać coś od siebie, zamiast ciągle wymagać i obwiniać innych za swoje problemy i porażki. Cieszył się, że Morales mu nie przerywał, bo pewnie wtedy już w ogóle nie wróciłby do wypowiedzi. Zarówno Chris jak i Salazar wcale się nie mylili, traktując go jak płochliwą zwierzynę, bo mimo całej otoczki, jaką wokół siebie kierował, taki właśnie był, gdy przychodziło do stawienia czoła bolesnej rzeczywistości. Skinął nieśmiało głową na zachęcające słowa Moralesa, po czym w końcu wyrzucił z siebie tę najbardziej wstydliwą część swojej historii, której strzegł niczym wilk. -Dom. - Powtórzył wciąż nieśmiało, nim zdecydował się ponownie rozjaśnić własne słowa. -Mieszkałem tam z sześć lat, do ósmego roku życia, nim opieka społeczna się zainteresowała i wylądowałem u Stacey i Nicka. Ona nigdy się nie wyniosła. - Doprecyzował, by Morales mógł zrozumieć, co nastolatek krył pod stwierdzeniem, że tamto miejsce było jego domem. Czuł się przynajmniej dziwnie i to wcale nie dlatego, że różnica w poziomie ich życia była aż tak ogromna. Czuł się wyjątkowo nagi emocjonalnie i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. -Wiem. - Przyznał, bo przecież Paco nie miał jak się dowiedzieć, co to było za miejsce i jak wiele dla Maxa znaczyło, choć wspomnienia związane z tym miejscem nigdy nie należały dla niego do przyjemnych. -Po prostu... - Znów się zawahał, nie wiedząc, jak wyrzucić z siebie ten natłok myśli i uczuć. Żałował, że nie byli teraz w żadnej magicznej jaskini, która by mu to ułatwiła. -Nie rób tak więcej. - Powiedział ogólnikowo, nie precyzując, czy miał na myśli sam czyn, czy to, że mężczyzna go przed nim ukrył. -Zawsze czułem się jak ktoś drugiej kategorii dla osób, na których mi zależało i kiedy już zacząłem wierzyć, że będzie inaczej... Poczułem się tak znowu. - Przyznał, nienaturalnie mocno zainteresowany stanem swoich sznurowadeł.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Bagatelizowanie własnych uczuć i skrywanie obnażających emocji pod płaszczykiem żartu akurat obydwaj opanowali do perfekcji. Paco przez długie lata starał się je ignorować, nie zwracać na nie uwagi, a już na pewno nienawidził o nich rozmawiać. Zrozumiał jednak, że nie wypełni wewnętrznej pustki samą adrenaliną i że potrzeba mu bratniej duszą, której zrządzeniem losu zaczął dopatrywać się w Maximilianie. Nieważne jak mocno by się przed rozwijającą się między nimi więzią nie bronił, pragnął do niego wracać, a bez niego czuł się niekompletny. Nie dało się jednak ukryć, że najbardziej docenił chłopaka wtedy, kiedy uzmysłowił sobie jak łatwo może go stracić. Nie wybaczyłby sobie kolejnego błędu, a wiedział że nie przekona go do siebie, jeżeli nie będzie gotowy się przed nim otworzyć. Skoro chciał jego, w zamian musiał mu oddać siebie. Pokiwał smutno głową, przypominając sobie rozpadającą się, śmierdzącą ruderę, od której wolałby trzymać swojego ukochanego z daleka. Po tym co usłyszał, nie odważyłby się jednak wypowiedzieć na głos żadnego, cisnącego się przecież na usta, pejoratywnego określenia. Czasami za świętość mógł uchodzić nawet obdrapany, cuchnący moczem materac, dlatego wolał nie wracać do tego miejsca, żeby jednym, niepotrzebnym słowem nie urazić młodszego partnera. – Mieszkałeś tam z nią, ale kiedyś trzeba się wyprowadzić. – Mruknął zamiast tego, delikatnie sugerując Felixowi, że powinien wreszcie ruszyć dalej, zostawiając za sobą nieciekawą przyszłość, na którą niestety nie mieli żadnego wpływu. Rozpamiętywanie jej nie miało najmniejszego sensu. Niewykluczone zresztą, że to dlatego Paco nigdy nie zdecydował się wrócić na stałe do Meksyku. Zaciągnął się raz jeszcze papierosem, ani na sekundę nie odwracając wzroku od Maximiliana, po którym widać było doskonale moment zawahania. Morales nie musiał nawet pytać. Wiedział, że nastolatek bije się z myślami, szukając odpowiednich słów, które oddałyby to co dzieje się w jego wnętrzu, a chociaż traktował sprawę poważnie, tak trudno było mu powstrzymać uśmiech po dość ogólnikowej, ale cholernie wymownej prośbie Solberga. – Nie będę. – Przysiągł mu, zaraz odrzucając peta na bok, żeby śmielej zareagować na kolejne, wypływające z chłopięcego serca wyznania. Przestał chłodno kalkulować i niewzruszony wbitym w sznurowadła spojrzeniem Felixa, podszedł do niego bliżej, przytulając go mocno do siebie. – Nigdy tak o tobie nie pomyślałem. Jestem sam. Mam tylko ciebie, mi amor. – Przyznał szczerze, trącając nosem jego policzek. – Solo tu y yo. – Przypomniał mu również zaraz, szepcząc cicho na ucho, a potem pozwolił im obu trwać w tej przyjemnej, wytęsknionej bliskości, zanim postanowił odezwać ponownie. – Chciałbym, żebyś przy mnie czuł się jak w domu. – Podzielił się swoim marzeniem, niejako tłumacząc inny powód, dla którego kilkukrotnie powtórzył niedawną propozycję. Nie chodziło mu wcale o poczucie kontroli, ale o zażyłość i wspólną walkę o lepsze jutro.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak na prawdę obydwoje uczyli się dopiero funkcjonować jakoś w podobnej relacji i choć nie można jej było nazwać zdrową, czy też normalną, to jednak zżyli się ze sobą i bez względu na ilość i intensywność ich konfliktów, po wszystkim, co przeszli, nie potrafili zbyt długo być z dala od siebie. Nie miało to jednak prawa funkcjonować, jeśli wiecznie będą się na siebie zamykać, a te nawyki było bardzo ciężko wyplenić po tylu latach zamknięcia. Sam miał co do tej rudery mieszane uczucia i choć wspomnienie matki zawsze przyprawiało go o nieprzyjemny ścisk w żołądku, to jednak kobieta nie była jedynym elementem tego miejsca i to nie z jej powodu głównie wracał tam w każde święta, nawet po jej śmierci. -Nie byliśmy tam sami. Wielu gdzieś zniknęło, albo zaćpanych, jak ona, albo chuj wie, ale są jeszcze osoby, które jakimś cudem się ostały. Nie mogę ich tak po prostu zostawić. Prawda, łażę tam w wyjątkowo kryzysowych sytuacjach, a tamta...tamta była chujowo beznadziejna, ale też... - Wiedział jak dziwnie to zabrzmi, więc po raz kolejny urwał wypowiedź, przypominając sobie kilka momentów, spędzonych w rozpadającym się budynku. -Nie mogę ich tak po prostu zostawić. Nie w Święta. - Dokończył, nie tłumacząc się ze swojego rytuału, ale nie wyobrażał sobie, by po Wigilijnej kolacji miał tak po prostu spakować jedzenie do lodówki i iść spać, zamiast upchać indyka w pudełka, wraz z kilkoma świeżymi kocami i innymi artefaktami, które zostawiał na spróchniałym i podpleśniłym blacie czegoś, co kiedyś można było nazwać kuchnią, a pod którym przez wiele lat znajdowała się jego najlepsza kryjówka na wszelkie nielegalne substancje. Zesztywniał nieco, gdy Paco go objął. Wciąż czuł się niekomfortowo, a do tego dochodził jeszcze wstyd i narastające przez lata blokady, ale w końcu nieśmiało uniósł swoje opatulone w materiał ramiona i objął nimi Moralesa, wtulając się głową w jego ramię. Tak bardzo mu tego brakowało ostatnimi tygodniami. Z nadmiaru emocji zaczął nieznacznie się trząść, przez co wzmocnił nieco uścisk, jakby chciał doprowadzić się tym do porządku i podziękować też za tę prostą, ale jednak znaczącą obietnicę. Poczuł się zdecydowanie lepiej, gdy usłyszał te czułe słowa, a jednocześnie w młodym sercu znów odezwał się niepokój. Może i część rzeczy sobie wyjaśnili, ale problemów było zdecydowanie więcej i choć pewnie nie było opcji rozwiązać ich wszystkich tego wieczoru, to jednak warto było skorzystać z tej chwili rozmowy, skoro już względnie im wychodziła. -Też bym tego chciał. Kocham Cię, ale niestety mówiłem poważnie. Przestałem Ci ufać i nie jestem gotów na żaden większy krok. Nie teraz. - Przyznał szczerze, poniekąd tłumacząc, że odmowy jakie od niego wychodziły nie były tylko przejawem złośliwości i impulsu. -To wszystko jest zbyt popierdolone dla mnie teraz i zrozumiem, jeśli uznasz, że to dla Ciebie za wiele i masz dość podobnych akcji. Muszę poniekąd skupić się bardziej na sobie, żebyśmy więcej się nie ranili. Nie w ten sposób. Twoja amnezja mocno wszystko popierdoliła. - Nie chciał go obwiniać, ale szczerze podzielić się tym, co czuł i miał nadzieję, że Paco to zrozumie. Bez krzyków i agresji było zdecydowanie łatwiej, choć nie oznaczało to, że było to jakkolwiek proste. Ot, po prostu byli w stanie się wysłuchać i możliwe, że jakkolwiek zrozumieć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zamiast określać ich relację mianem niezdrowej albo nienormalnej, wolałby skoncentrować się na jej wyjątkowości i intensywności, których istnieniu akurat zdecydowanie nie można było zaprzeczyć. Pewnie, sprawy nie zawsze układały się po ich myśli, często również gorycz przeważała nad słodyczą, jednak dało się w tej karuzeli emocji doszukać i wielu niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka korzyści. Przynajmniej nie groziła im nuda i pomimo upływu czasu nie padli ofiarą wątpliwej jakości przyzwyczajenia, które z czasem usypiało zarówno namiętność, jak i darowane wzajemnie uczucia. - Rozumiem. – Wtrącił się łagodnym tonem, kiedy jego młodszy partner szukał słów, za pomocą których byłby w stanie wyjaśnić przywiązanie do rozpadającej się jej rudery i jej mieszkańców. Nie musiał się wysilać, wszak w tym wypadku Paco potrafił wcielić się w jego sytuację i pochwalić lojalność, nawet jeżeli w głębi duszy wolałby, żeby Maximilian nie zadawał się z zapamiętanymi stamtąd ćpunami. – Wiem, że to nie moje miejsce i że nijak do niego nie pasuję, ale pozwól mi pójść tam z tobą. Możemy zabrać jedzenie, kilka ciepłych kocy i… – Zaproponował alternatywne rozwiązanie, kiedy uzmysłowił sobie że nie może zabronić chłopakowi wigilijnych odwiedzin w melinie. Przerwał jednak, wiedząc że lista zakupów nie jest tutaj wcale najważniejsza. – Nie chcę cię kontrolować. Po prostu się o ciebie martwię. – Przyznał szczerze nim pochwycił go w swoje ramionami, przytulając do swojego ciała. Nie był to może najbardziej komfortowy uścisk w ich wydaniu, ale i tak ucieszył się, gdy opór zelżał, a chłopak zdecydował się unieść ręce, obejmując materiał jego koszuli. Niby prosty gest, a jednak znaczył dla niego wiele; poza tym dodał mu również odwagi, by pewniej przylgnąć do trzęsącego się, trudno powiedzieć czy z nerwów czy z zimna, nastolatka. Brakowało mu tej bliskości, a chociaż czekała ich jeszcze długa droga, która wcale różami usłana nie była, tak serce znowu wypełniło się nadzieję, dzięki czemu Meksykanin zebrał też siły do dalszej walki. Wreszcie odsunął się od Felixa, w milczeniu kiwając tylko głową ze zrozumieniem. Spojrzenie czekoladowych tęczówek ze smutkiem opadło jednak na podłoże i dopiero po dłuższej chwili Paco powrócił nim do szmaragdowych ślepiów. – Está bien, cariño. Está bien… – Mruknął gorzko, starając się ukryć rozczarowanie, ale zdradzał go nie tylko ton, ale i kryjącą się w głębi oczu tęsknota. – Nie musisz mi o tym mówić, wiem... – Tak, amnezja popierdoliła wiele rzeczy, ale akurat na to nie mieli wpływu. – …ale nie, nie jest to dla mnie zbyt wiele. Przeciwnie, wciąż czuję że to za mało. – Uśmiechnął się z cichym westchnięciem, zanim po raz kolejny przygarnął go do siebie ramieniem. – Chciałbym ciebie całego… dlatego nie martw się o to, że spadniesz na drugi plan. – Szepnął, odnosząc się do obaw, które chłopak ostatnio wyraził w nerwach, kiedy nie zdołali zapanować nad emocjami. Musiał raz jeszcze podkreślić, że Maximilian znaczy dla niego więcej niż ktokolwiek inny.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie był wcale przekonany, czy Paco rozumie te mieszane uczucia, jakie Max żywił do tej wątpliwej jakości parceli, ale musiało mu to wystarczyć. Ich przeszłość mocno się od siebie różniła i nie każdy z nich miał okazje jeździć na kucykach z rodziną, czy po prostu nawet iść do szkoły tak, jak prawo tego wymagało. Na szczęście jakimś cudem doszli do momentu, gdzie potrafili mniej lub bardziej spojrzeć na pewne sytuacje oczami drugiego i choć nie było to łatwe, próbowali przyjąć ten drugi punkt widzenia, nakrapiany zupełnie innymi doświadczeniami. -Dziękuję. - Powiedział nieśmiało, bo to, co Paco zaproponował, naprawdę wiele dla Maxa znaczyło. -Ale chyba wolałbym zostawić to miejsce tylko dla siebie. Przynajmniej na ten moment. - Delikatnie, acz stanowczo odrzucił propozycję, bo ten rytuał był dla Maxa czymś tak intymnym, że jak dotąd potrafił podzielić się nim tylko z Felkiem i to dopiero po dłuższym czasie obopólnego zaufania, którego w tej chwili brakowało Solbergowi w stosunku do Salazara. -Wolałbym żebyśmy zwiedzali razem ciekawsze miejsca. - Uśmiechnął się lekko, jakby próbował rozluźnić atmosferę, choć wcale nie było mu łatwiej niż kilka sekund temu. Wiedział jednak, że nie może wiecznie żyć przeszłością i nie chce, by Paco zajął w jego sercu to samo gorzkie miejsce, które od lat przysługiwało Frei. Ciepłe objęcie na chwilę pozwoliło nastolatkowi poczuć, że wszystko jest w porządku i choć targał nim naprawdę skrajne emocje, na te kilka sekund jednak odłożył je na bok, czerpiąc jak najwięcej z tego drobnego, acz wiele znaczącego gestu, jaki dzielili. -Wiesz, że nie. - Stwierdził gorzko, gdy Paco zaczął jak zwykle uspokajać go hiszpańskimi słowami. Zazwyczaj działało to na Maxa kojąco, ale dziś przyszedł czas przestać się oszukiwać i przyznać, że wcale nic nie jest tak, jak być powinno, a ta rozmowa raniła ich obydwu. -Będzie ciężko. Nie wiem, czy będę w stanie tak po prostu o tym wszystkim zapomnieć i się pogodzić, ale chcę dać nam jeszcze jedną szansę. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale nie będę znów uciekał. - Mimo, że Paco zadeklarował, że nie jest to dla niego zbyt wielki ciężar, Max musiał po raz kolejny powiedzieć to, co ciążyło mu na sercu. Delikatnie przyłożył dłoń do policzka Salazara, gładząc go bardziej materiałem bluzy niż swoją skórą. -Będę, dopóki nie poczuję, że jest inaczej. - Przyznał smutno, bo choć dobrze było uwierzyć w te piękne deklaracje Moralesa, to jednak Max nie czuł się na tyle pewny siebie, by choćby oszukać siebie, że są one prawdziwe. Zbyt głębokie rany wykształciły się już na jego duszy, by tak po prostu był w stanie je zagłuszyć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Rozumiem prędzej oznaczało chcę zrozumieć, wszak dopóki nie przesiadywali we wnętrzu białej, norweskiej jaskini, nie byli w stanie odczuć emocji drugiego w pełni, i to wcale nie dlatego że się o to nie starali. Meksykanin próbował wejść w buty młodszego partnera i spojrzeć na świat jego pięknymi szmaragdowymi ślepiami, ale każdy człowiek był inny, a mimo wielu podobieństw, dzięki którym udało im się zawiązać głęboką, intymną więź, w niektórych aspektach różnili się diametralnie. Przeszłość wywierała na nich znaczący wpływ, jednak traumatyczne doświadczenia okazywały się odmienne, tak samo zresztą jak ich metody radzenia sobie z bolesnymi wspomnieniami. Pokiwał głową, przez moment mając nadzieję że będzie miał szansę otulić ukochanego ciepłym kocem i objąć swoim ramieniem, jednak nastolatek stanowczo zamknął przed nim drzwi do rozpadającej się rudery, a Paco wiedział że nie powinien na siłę ich taranować. Nie zamierzał, chociaż nie ukrywał też zmartwienia, które wypłynęło z jego ust w postaci cichego, bezsilnego westchnięcia. – Wolałbym żebyś rzucił to gówno. – Zmarszczył zatroskane czoło, w pewnym sensie czując się winnym tego, że tym razem nie zdołał odwdzięczyć się uśmiechem ani obrócić sytuacji w żart. – Nie chcę cię stracić. – Dodał więc mrukliwym tonem, jakby na swoje usprawiedliwienie, by chwilę później tę samą obawę wyrazić już nie słowem, a ciepłym gestem. Zdecydowanie nie było łatwiej. Zaryzykowałby nawet stwierdzeniem, że wszystko się skomplikowało, kiedy w grę zaczęły wchodzić dużo większe emocje z wysuwającą się na pierwszy plan tęsknotą. Nie pomyślałby, że kiedykolwiek pozna to uczucie, którego chyba nawet teraz nie potrafił precyzyjnie nazwać. Wiedział tylko, że jest wyjątkowo niespokojny, kiedy Maximiliana nie ma w pobliżu. – Wiem. – Przyznał nastolatkowi po to, by pokazać że nie zamiata problemów pod dywan, jedynie pragnie pokrzepić ich zranione serca. – Koniec z ucieczkami. – Potwierdził, również ze swojej strony składając podobną obietnicę. W końcu żaden z nich nie pozostawał tutaj bez winy. – Haré todo para que no solo seas mía, sino que te sientas así. – Szepnął mu na ucho, kiedy raz jeszcze przytulił go do siebie, nie mogąc nasycić się tą bliskością. Potrzebował jej, a chociaż rozumiał że jego piękne deklaracje póki co niewiele dla Felixa znaczą, poprzysiągł sobie że spróbuje od nowa i że zadba o uleczenie każdej, nawet najdrobniejszej z chłopięcych ran.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dla nich to najlepiej by było chyba w tamtej jaskini zamieszkać, choć zapewne straciliby resztki rozumu bardzo szybko w otoczeniu tylu myśli i emocji. Dlatego też trzeba było mieć nadzieję, że w końcu jakoś uda im się dopracować komunikację werbalną i nieco zdjąć z ich barków ciężary niedomówień i domysłów. -Wiem, Paco. W końcu to rzucę. Na dobre. - Chciał go zapewnić, ale sam miał z każdym potknięciem coraz więcej wątpliwości, czy jeszcze jest w stanie żyć bez narkotyków. -To śmieszne, ale właśnie w tamtym miejscu pierwszy raz naprawdę je rzuciłem i wytrzymałem prawie dwa lata. - Dodał z lekkim uśmiechem, który krył jednak za sobą wielką nutę smutku. Pamiętał tamten ciężki, świąteczny wieczór i był za niego wdzięczny, jednocześnie będąc na siebie złym, że tak łatwo ten wysiłek zaprzepaścił. -Nie stracisz. - Zapewnił już zdecydowanie mocniej, bo sam chciał zrobić wszystko, by nie skończyć w ten właśnie sposób. Paco nie mógł o tym wiedzieć, ale od jakiegoś czasu Max był znów czysty i choć nie było to dla niego łatwe, gdy wciąż nie czuł się komfortowo z życiem. -Koniec. - Potwierdził jeszcze, jakby było to potrzebne. Miał nadzieję, że nie skończy się to tylko na słowach, a faktycznie uda im się postąpić kolejny krok do przodu, choć zdawał sobie sprawę z tego, jak ciężki wysiłek muszą włożyć w tę zmianę. -Te lo agradezco y te amo. Trataré de hablar más a menudo sobre lo que realmente siento. Sé que a veces te alejo demasiado. - Przyznał, w końcu przechodząc na ojczysty język Paco, co świadczyło o tym, że nastrój nieco zelżał, choć do normalnej atmosfery było im jeszcze naprawdę daleko.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Gdyby mieli przeprowadzić się do zaczarowanej jaskini, przede wszystkim musieliby zadbać o porządny kominek, chociaż nawet buchające żywo płomienie niekoniecznie przekonałyby Moralesa do pozostania na stałe w jeszcze bardziej ponurej i zimnej od brytyjskich wysp Norwegii. Nawet w Londynie zdarzało mu się zatęsknić za gorącym, meksykańskim słońcem, a w chwilach słabości najchętniej leżakował nad hotelowym basenem, dziękując Merlinowi za przekazanie potomnym skutecznych zaklęć ogrzewających. Na przeszkodzie stała jednak nie tylko temperatura. Powiedzmy sobie uczciwie, znacznie lepiej i zdrowiej było dla nich od czasu do czasu się pokłócić niżeli nieustanne słuchać wzajemnych myśli. - Wiem. – Mruknął lakonicznie, a jednak to jedno słowo warte było zdecydowanie więcej niż tysiąc innych, wszak to proste wiem oznaczało dokładnie tyle co wierzę, że ci się uda. – Dwa lata… – Powtórzył również po swoim ukochanym, poddając się podobnej do niego refleksji. Szkoda, że nie udało mu się wytrwać w tym postanowieniu i że zaprzepaścił tak długotrwały okres czystości. Nie podzielił się jednak swoim spostrzeżeniem, zwłaszcza kiedy zdawał sobie sprawę, że to między innymi z jego powodu chłopak powrócił w objęcia nałogu. – Następnym razem to nie będą dwa lata, ale cała wieczność. – Rzucił zamiast tego, wreszcie odpłacając się subtelnym uśmiechem, za którym kryła się iskierka nadziei, że końcu wszystko ułoży się dla nich korzystnie. - Nie mogę. Nie wiem, kim bym się wtedy stał, więc wiedz, że nie możesz mi tego zrobić. – Pogroził mu palcem, wypowiadając te słowa pół żartem pół serio, by nie wybrzmiały one aż tak złowrogo i podniośle. Tak naprawdę nie chciał myśleć, co by zrobił, gdyby… Nie chciał, bo prawdopodobnie spaliłby wszystko i wszystkich wokoło w płomieniach szatańskiej pożogi i niepohamowanej agresji. – No a veces. Con frecuencia. Pero supongo que me acostumbré. Además... tal vez necesitaba a alguien como tú, alguien que me enseñara humildad. – Wyznał, ku własnemu zaskoczeniu unosząc krzaczaste brwi, a chwilę później skinął głową w kierunku powrotnej alejki. – Chodź, mam dosyć tego wiatru. Napijemy się gorącej herbaty. – Zaprosił jeszcze partnera do pobliskiej kawiarni, żeby odpocząć przy nieco luźniejszej pogawędce. +
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Co prawda jaskinia miała tę magiczną zdolność, że dostosowywała temperaturę do nastroju przebywających w niej osób, ale to niewiele zmieniało w przypadku tego duetu, który prędzej by zamarzł na kość z ich podejściem niż cieszył się ciepłem pośród lodu i śniegu. Tak, zdecydowanie musieli znaleźć inne miejsce na wspólne lokum, jeśli kiedykolwiek mieli zamiar o takowym pomyśleć. Spojrzenie Maxa rozbudziło się i zaszkliło jednocześnie, gdy usłyszał to krótkie zapewnienie. Może i słyszał to nie pierwszy raz, ale dobrze było wiedzieć, że mimo tych wielokrotnych potknięć, wciąż był ktoś, kto go w tym temacie nie skreślał nawet, jeśli on sam dawno temu przestał w siebie wierzyć. Nie obwiniał Paco za powrót do nałogu, który zaczął się już powoli wcześniej, choć faktycznie rozkwitł, gdy mężczyzna znów pojawił się w jego życiu. Byłby jednak bardzo nie fair, gdyby obarczył go winą i doskonale o tym wiedział. to była jego własna słabość i nikt z zewnątrz nie miał na to wpływu. -Daj spokój. A najlepiej w ogóle o tym nie myśl. - Poprosił, wciąż trzymając dłoń na jego policzku. Przyjął nieco wycofaną postawę, nie chcąc znów stawiać siebie w roli ofiary i wyrażać na głos wątpliwości co do tego, jak ważny może być dla kogokolwiek, więc po prostu postanowił zamknąć wszystko w spojrzeniu i delikatnym geście. -Intentaré que no sea una regla. Prometo. - Paco nie bawił się w subtelności, ale miał rację. Max zdecydowanie w większej ilości przypadków zamykał się przed nim, zażarcie broniąc własnych uczuć, co nie wychodziło im na dobre. Fakt, że Morales potrzebował lekcji pokory też ciężko było przeoczyć, ale nie chciał już mu więcej dopierdalać. I tak mężczyzna usłyszał już dzisiaj wiele bolesnych i szczerych słów. -No okej. Ale nie posiedzę za długo. Chciałbym jeszcze dzisiaj załatwić parę spraw. - Zgodził się, po czym ruszył za partnerem do ciepłego wnętrza niewielkiego przybytku. + //zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees