Słyszeliście może legendy o magicznych studniach, do których wystarczyło wrzucić sykla, żeby spełniło się dowolne marzenie? Cóż, ta studnia nie działa w ten sposób, chociaż również nagradza tych, którzy postanowili wrzucić do środka nieco złota. Robi to jednak zupełnie losowo!
Wrzuć sykla i rzuć literką, aby sprawdzić, czym obdarowała Cię studnia. Po nagrody zgłoście się w odpowiednim temacie. Każdy może rzucić tylko raz :
A jak Amulet Uroborosa B jak Bezdenny Plecak C jak Czarodziejskie Ołówki D jak Dyktafon… Magiczny Dyktafon E jak Eliksir Felix Felicis F jak Fałszoskop G jak Garnek na jednej nóżce H jak Historyczna Mapa I jak Inteligentna perkusja J jak „Jak to nic?!”
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Poszukiwania Świętego Graala zapowiadały się świetnie. Co prawda istniało ryzyko, że na swojej drodze można spotkać morderczego królika, ale ten problem mógł rozwiązać święty granat ręczny z Antiochii, do znalezienia w Twoim osiedlowym sklepie. Życie filmem na szczęście nie było, bo prawda okazywała się znacznie ciekawsza od fikcji, nawet tej w najlepszym wydaniu. Królika więc nie spotkała, ale za to można było wylądować w grobie należącym do legendarnej Izoldy. Jamie przypłacił poszukiwania stanami lękowymi, Brooks z kolei była świadkiem, jak trójka dorosłych ludzi siedzi w mogile i bezcześci zwłoki najsłynniejszej kochanki na Wyspach.
Towarzysząca dziewczynie zbroja kompanem była marnym. Kompletnie nie respektowała prawa do posiadania tajemnic i kłapała przyłbicą na prawo i lewo. Dopóki widownię stanowiły jakieś cydręże albo avalońskie stworzenia, to nie przejmowała się tym zbytnio. Zamiast tego kręciła się wokół studni, słuchała muzyki i pokazywała zbroi, co o niej sądzi. Krukonka, pochłonięta muzyką oraz swoim ważnym zadaniem, nie zauważyła nawet, że ktoś do niej dołączył. Dopiero męski głos skierował ciemne Julkowe oczy na przyjemne lico.
- Można dostać w przyłbicę za plotkowanie – odpowiedziała lekko i dała konserwie dosyć dobitnie znać, że ma ją na oku. Zaintrygowana pytaniem chłopaka postanowiła jednak się przekonać, jak to jest z tą studnią. Wygrzebała z sakiewki pierwszego lepszego knuta, podmuchała w niego przezornie i wrzuciła do środka. Wewnątrz coś zabulgotało i po kilkunastu sekundach pod jej nogami pojawiły się… kredki. - Hmm – mruknęła pod nosem, zaskoczona takim obrotem sprawy. Tak jak i tym, że przeklęty blaszak zaczął nagle sypać jej największymi sekretami jak z karwasza. Krukonka, chcąc nie chcąc, zarumieniła się. Po części z zawstydzenia, a po części ze złości.
- Byłabym wdzięczna. A skoro już o zgadywaniu mowa, to przedstawisz mi się, czy mam właśnie zgadywać? Shelly? Cinammon? Kal-El? Scatman? Scooby Doo? – zaczęły wyrzucać z siebie kolejne dziwne imiona, licząc na to, że chłopak albo wyprowadzi ją z błędu, albo przytaknie.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Czw 11 Sie 2022 - 15:38, w całości zmieniany 3 razy
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Może i brzmi lepiej, ale nawet ja nie jestem tak bezczelny, by w tak oczywisty sposób mijać się z prawdą. - Puścił jej oczko. Może i Carly była puchonką, ale pewne ślizgońskie cechy też posiadała szczególnie w kwestiach relacji. A może były to po prostu Maxiowe cechy? W każdym razie mimo, że ich randka nie wyszła i tak się dogadywali i to się liczyło. -Och przepraszam, nie każdego stać na kwartety smyczkowe i cieplarnie róż. Ale w zbroję to nawet bym mógł się wbić. - Zamyślił się na chwilę ciekaw, co by Paco powiedział na taki obrót spraw podczas najbliższego wspólnego wieczoru. -Mam tylko nadzieję, że nie kosisz za dużo za lekcje. Preferuję zapłaty w naturze. - Wyszczerzył się, doskonale zdając sobie sprawę, a przynajmniej z dużą pewnością podejrzewając, jaka będzie na tę propozycję odpowiedź. Całe szczęście uwaga przeniosła się teraz na zbroję, którą Max potraktował wcześniej zaklęciem, by zamknęła tę swoją żelazną jadaczkę. -Dla damy wszystko... - Skłonił się szarmancko, po czym ponownie ujął różdżkę i rzucił przeciwzaklęcie, by ich towarzysz mógł ponownie przemówić. -Och tak. Słyszałem, że niektórzy wprost uwielbiają jak się o nich mówi. Nieważne co, byle mówiono. - Dodał z błyskiem w szmaragdowych ślepiach. Co prawda nie wiedział, czy zbroja ma wiedzę na temat sekretów innych i czy jest skora do wyjawienia ich, ale przecież zabawić się lekko mogli, a takie informacje czasem były naprawdę cenne.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly przyłożyła dłoń do piersi, patrząc na niego z prawdziwym wyrazem zdziwienia odmalowanym w ciemnych oczach, nie mając najmniejszego nawet pojęcia, o co mu chodziło. Była z niej całkiem dobra aktorka, toteż nie wyglądało to aż tak źle, jak by mogło, ale oboje zdawali sobie sprawę z tego, że za jej postawą kryło się coś niedopowiedzianego. Nie była bowiem całkowicie szczera i może faktycznie posiadała jakieś ślizgońskie cechy, o których głośno się nie mówiło. - Pfff, nuda! Ale ta zbroja to całkiem interesująca kwestia. Byłbyś bardzo przystojnym rycerzem, myślę, że damy wzdychałyby do ciebie nieustannie i rzucały ci swoje chustki - stwierdziła, kiwając z namysłem głową, a jej ciemne oczy zdawały się błyszczeć. Była wyraźnie rozbawiona zaistniałą sytuacją i starała się wykorzystać ją tak bardzo, jak było to możliwe. - W naturze… - mruknęła z namysłem, spoglądając na niego spod przymkniętych powiek, zupełnie, jakby nie wiedziała, co miał na myśli, jednocześnie wyraźnie zachęcając go do tego, by powiedział więcej, by coś jeszcze dodał, by coś zasugerował albo zrobił coś podobnego. Bawiła się w ten sposób naprawdę dobrze, choć jednocześnie była pewna, że jej brat sprałby jej tyłek za podobne zabawy, każąc jej przy okazji siedzieć przez dobry tydzień w ciemnicy. Chociaż wydawało jej się, że do słuchania plotek na temat innych, do których tak pięknie zachęcali zbroję, już udobruchaną i wyraźnie chętną do tego, żeby dzielić się sekretami innych, byłby akurat chętny. - Leighton i Camael dzielili łoże - oznajmiła zbroja, brzmiąc jakby miała bardzo poważną minę, a Carly o mało się nie posmarkała, starając się zachować w tej chwili prawdziwą powagę, a nie zacząć śmiać się niemalże histerycznie na dźwięk tej niebywałej rewelacji.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby nie to, że znał ją nie od dziś, to pewnie by się na to aktorstwo nabrał, bo dziewczyna naprawdę miała dryg. Problem tkwił jednak w tym, że Max rzadko nabierał się na sztuczki, które sam stosował, a aktorem był całkiem niezłym, więc i tutaj Carly nie miała szans. Nie oznaczało to jednak, że czasem nie lubił pograć w tę gierkę, ot dla urozmaicenia. -Ciebie to naprawdę trudno zadowolić. Powinienem dziękować Merlinowi, że nasza randka spaliła. - Udał obruszonego, choć tak naprawdę wciąż był rozbawiony całą tą pojebaną scenką rodzajową, jaka miała tutaj miejsce. -A to akurat nic nowego. - Dodał jeszcze w temacie wzdychających do niego dam. Taaaa, skromności w podrywach mu nie brakowało i wiedział, że jak się postara to odmowa nie ma racji bytu. W obecnych czasach jednak starania odrzucił na bok, próbując wyciągnąć cokolwiek z relacji z Salazarem. -No tak, taka grzeczna, niewinna dziewica na pewno nie wie o co chodzi takiemu bezczelnemu zwyrolowi. - Prychnął, bo miał przeczucie, że Scarlett doskonale wie, o czym mówił. Uwaga została w końcu przeniesiona na zbrojnego plotkarza i Maxa aż wryło słysząc, co ten miał do powiedzenia. Nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy jednak zdziwić, więc stał tam z głupawym uśmiechem, próbując przypomnieć sobie kim jest ta cała Leighton. -No ładnie. Nie wiem, czy powinno mnie to dziwić. Chociaż Ariel nie wyglądał mi na aż takiego bawidamka. - Pokręcił głową ciekaw, czy Beatrice wiedziała o byłych romansach mężulka. Przynajmniej miał nadzieję, że był to były romans, bo Max był w stanie mu nogi z dupy powyrywać i rzucić pustnikowi na pożarcie pozostały kadłubek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Przyszłość była niewiadomą, którą niekiedy ciężko było przewidzieć jeśli nie dysponowało się wyjątkowymi umiejętnościami wróżbiarskimi, bądź nie było się jasnowidzem. Nawet jeśli teraz miał w planach zostanie nauczycielem, to nie mógł być pewien tego że mu się to uda. Trzymał się jednak tej drobnej nadziei że nic mu planów nie pokrzyżuje. Na pytanie odnośnie dziedziny której będzie nauczać, nieco się pobudził - Zaklęcia. Ewentualnie Obrona Przed Czarną Magią. - W końcu były to dziedziny które do tej pory w nauce szły mu najlepiej, a i też się w nich wyjątkowo wygodnie czuł. Jedyne czego się w tej pracy obawiał, to trzymanie uczniów pod kontrolą. Zwłaszcza tych, którzy na lekcje przychodzili chyba jedynie dla formalności i w ogóle się na nich nie skupiali. No... W każdym razie raczej bardziej niż Patola go nie znienawidzą. Coś czuł że ten stary grzyb będzie w tym zamku uczyć jeszcze przez trzy dekady, zanim odejdzie na emeryturę albo wykorkuje. -Myślałem o tym, ale nie chciałem się narzucać. - W końcu tak naprawdę z Wacławem chodził od niedawna i nadal nie powiedział mu o swoim problemie futerkowym. Głównie dlatego że poważnie obawiał się jego reakcji, a gdyby z nim pojechał to prędzej czy później wyszłoby to na jaw. A tak, to na Avalonie mógł się gdzieś zaszyć i w razie potrzeby współlokatorom jakiś kit wcisnąć. No może poza Ruby, która już o jego likantropii już wiedziała. Temat zdążył zejść na magiczne stworzenia, więc obydwoje mogli się tym nieco emocjonować. - O, ja też ostatnio ich trochę badałem. Miałem miłą pogawędkę ze świńksem i udało mi się trochę poobserwować cydręży. No i wpadłem w jaskini na oilipheista. - Tak, dobrze że ten ostatni był zainteresowany nimfą dzięki czemu mogli go okładać z dwóch stron, dopóki nie uciekł z podkulonym ogonem. - Tak. Niestety nie miałem za dużo szczęścia i zaatakowały mnie żądlaki. Nadal trochę boli. - Następnym razem będzie się trzymał od ich gniazd z daleka. Więcej użądleń nie było mu potrzebnych.
Gdyby jej nie znał, z całą pewnością uległby jej niesamowitemu urokowi. Ostatecznie Carly miała nie tylko gadane, ale miała również całkiem niezły wygląd, co potrafiła ze sobą stosownie łączyć, jeśli tylko miała na to akurat ochotę. Była istotą niesamowicie pewną siebie i bardzo trudno było ją tak naprawdę speszyć, gdyby być szczerym i dokładnym, do tej pory nie udało się to tak naprawdę nikomu, chociaż nie raz i nie dwa starała się pokazać, jaka to z niej wstydliwa dziewczyna. W duchu jednak się śmiała, dokładnie tak samo, jak w tej właśnie chwili. - Och, bo kobiety, Max, mają swoje wymagania - stwierdziła, machnąwszy przy okazji ręką, jasno pokazując, że to była głupota, że jej cała wypowiedź i wszystko, co do tej pory zrobiła, było jedynie żartem. Doskonale się z tym bawiła i była pewna, że Max wiedział, że sobie dworowała, po prostu czerpiąc z tego zwyczajną, w żaden sposób nieograniczoną przyjemność. Odpowiadało jej to, pozwalało dobrze się bawić, a co za tym szło, mogła całkowicie przyjemnie spędzać swój wolny czas. Bez ograniczeń, bez utyskiwań, czy bez prób wciśnięcia się w jakiś śmieszny gorset wymagań i potrzeb. - Spodziewałeś się po mnie czegoś innego? - zapytała cicho, przybierając naprawdę niewinną minę, aczkolwiek ton jej głosu był zdecydowanie inny, zdecydowanie niższy i bardziej mruczący, niż jeszcze chwilę wcześniej. Lubiła drażnić innych, a skoro chłopak na to odpowiadał, skoro wiedział, że może sobie z nią pozwolić na tę niemądrą grę, to Carly czuła się wręcz jak ryba w wodzie, wyraźnie zadowolona z tego, co się dookoła niej działo. I chociaż nie miała już żadnych planów związanych z Maxem, to i tak uważała, że trochę głupich, nieco flirciarskich zagrywek, nie zaszkodzi żadnej ze stron. Zaraz jednak wydarzyło się coś, co spowodowało, że aż złapała Maxa za rękę i zasłaniając usta dłonią, spróbowała go teatralnie wręcz odciągnąć na bok. Nie była w stanie zarumienić się na żądanie, aczkolwiek bliska była, by to się stało - z ekscytacji. Jej oczy błyszczały teraz, jak dwie gwiazdy, które spadły z nieba i chociaż powtarzała, jakie to karygodne i dziękowała zbroi, nie mając jeszcze pojęcia, że ta zapewne znała już jej sekrety, zapewniając ją, że to było niesamowite, dowiedzieć się czegoś takiego. - To aż brzmi, jak jakieś szambo - szepnęła do Maxa, bliska tego, żeby zachichotać z zadowolenia, ciągnąc go w stronę domków.
Słyszał plotki o magicznej studni znajdującej się w Avalonie. Kiedy jednak dotarł na miejsce, zamiast wrzucić galeona do środka, rozsiadł się, opierając się plecami o kamienie. Na kolanach rozłożył szkicownik, starając się przelać na papier coś, co krążyło mu ostatnio po głowie. Wzór pierścionka jakby stworzonego z liści, oplatającego palec, ale i kamień. Nie potrafił zdecydować się jednak na kształt kamienia, jednocześnie odnosił wrażenie, że jego szkic zaczynał prezentować biżuterię zbyt odstającą od palca. Taki mógłby być niewygodny, choć jednocześnie okazały. Zerwał źdźbło trawy, aby zacząć owijać je wokół palca, próbując wyobrazić sobie jak mogłoby być poprowadzone srebro, żeby przypominało trawę. Wszystkie pomysły próbował przerysować na kartkę, aż nie usłyszał charakterystycznego szczęku zbroi. Podniósł głowę znad szkicownika, spoglądając na swojego kompana, zastanawiając się, czy duch w niej mieszkał. - Witaj rycerzu! Jak cię zwą? Jaka jest twa historia? - zawołał, zwracając na siebie uwagę ducha. Z łoskotem zbroja zbliżyła się do Larkina, który próbował odsunąć od siebie irytację na problem z dopracowaniem wzoru pierścionka, który chciał nazwać avalońskim sercem. Odłożył ołówek na bok, skupiając się na historii, która zaczęła zbroja opowiadać. Jak się okazało, zamieszkiwał ją duch sir Colgrevance’a, który był za życia i po śmierci żądny przygód. Nie brakowało mu jednak dobrego wychowania i manier. Zmarł niestety przez swoją ciekawość. - Pamiętaj, aby zastanowić się dwa razy, zanim coś zrobisz, albo skończysz jak ja - powiedziała zbroja, machając groźnie palcem, na co LJ miał ochotę się roześmiać. Zdecydowanie nie można było nazwać go ciekawskim, czy głodnym emocji, jakie gwarantowała przygoda. Wolał zamknąć się w swojej pracowni i tkwić tam, pochłonięty natchnieniem, albo ucząc się czegoś nowego, co mógł później wykorzystać. - Co się stanie, gdy wrzucę do tej studni sykla? - spytał zbroję, podnosząc się z ziemi, nie zwracając uwagi na pozostawiony otwarty szkicownik. - Sprawdź! Przekonaj się sam dzielny śmiałku! - zawołała zbroja, zachęcając młodego jubilera do podążenia za własną ciekawością, ku, być może, jakiejś przygodzie. Larkin popatrzył na nią, obracając monetą w palcach, niepewny, czy cokolwiek może mu z tego przyjść, ale zdecydowanie potrzebował chwili oderwania od wizji pierścionka, którego nie miał z kim omówić.
- Jesteś pewien, że chcesz ryzykować? Victoria zatrzymała się w pewnej odległości od studni, marszcząc lekko brwi. Nie miała zbyt dobrych doświadczeń ze zbrojami, które w większości doprowadzały ją do płaczu albo całkowicie psuły jej dobry nastrój, powodując, że nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić. Słysząc teraz słowa ducha zaklętego w tym potwornym żelastwie, nie była pewna, czy należało mu wierzyć, czy należało próbować postępować zgodnie z jego słowami, z wyzwaniem, jakie nieoczekiwanie zapaliło w jej sercu ogień, jakiego się nie spodziewała. Miała ochotę pozbyć się tej zbroi, miała ochotę pozbyć się właściwie każdego, kto stał jej na drodze i już teraz była pewna, że ta chęć nie pojawiła się tak po prostu w jej umyśle, ale popłynęła w jej żyłach wraz z czarem, jaki dookoła siebie roztaczała zbroja. - Och, przeklęta magia Avalonu - dodała zaraz, wywracając oczami, przy okazji wbijając jednak paznokcie we wnętrza dłoni, nie mogąc w pełni zapanować nad tym, co się z nią działo. Skoro jednak zwróciła już na siebie uwagę, nie sądziła, by właściwe było, żeby po prostu odeszła, to byłoby z jej strony bardzo, ale to bardzo nieeleganckie i nie chciała postępować w ten sposób. Tym bardziej po tym, jak wspólnie z Larkinem przeszli tak długą drogę, odwiedzając wszystkie okoliczne zamki, mierząc się z problemami i nieprzyjemnościami, jakie z tego wyniknęły. - Jestem pewna, że jeśli tylko wrzucisz tam monetę, studnia cię po prostu opluje - stwierdziła jeszcze, przekrzywiając lekko głowę, mając wrażenie, że niespodziewanie nacisk na jej skronie zaczął wzrastać, że złość, jaka podburzała ją do atakowania innych, robiła się nieznośnie gorąca i próbowała rozgościć się na dobre w całym jej ciele. Nie lubiła tego uczucia, wiedziała aż za dobrze, do czego prowadziło i wiedziała, że Larkin również zdawał sobie z tego sprawę, ostatecznie zmusiła go do tego, żeby ganiał ją po cmentarzu i wcale nie miała ochoty tego powtarzać. Zagryzła bardzo mocno wargę, będąc przeświadczoną, że jeszcze chwila i naprawdę zacznie szukać zaczepki. Tak po prostu, jakby nieoczekiwanie uznała, że bycie rycerzem, który walczy z każdym, kogo spotka na swojej drodze, jest wspaniałym rozwiązaniem. Było to oczywiście bzdurą, skończonym głupstwem, czymś, za czym nie powinna podążać, ale w tej chwili, znajdując się pod wpływem zbroi, nie była w stanie tak naprawdę zrobić niczego innego. Magia Avalonu z jakiegoś powodu uparła się wyraźnie, żeby ją męczyć, żeby sprawiać jej przykrość, zupełnie, jakby chciała ją czegoś nauczyć.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Czasami nie trzeba być jasnowidzem, aby przewidzieć swój los. Czasami wystarczy wiedzieć, co się dzieje dookoła, aby móc określić, jak kolejne lata będą wyglądały i jak z łatwością postanowią stoczyć się na samo dno, sięgając jedynie nikłych słów i obietnic, że "wszystko będzie dobrze". Z jednej strony, jako gatunek ludzki, lubimy się oszukiwać; lubimy oślepiać się nadzieją i tym, że jakoś to jednak przejdzie się dalej. - Voralberg ma kija w dupsku, więc chyba na twoim m-miejscu bym celował w Obronę Przed Czarną Magią... - ciężko tak nie stwierdzić. Ze wszystkich opiekunów domów to on wydaje się być najbliższy do bycia Pattonem, nie sięgając po żadną z emocji na twarzy i poprzez spoglądanie swoimi nader jasnymi oczami w kierunku potencjalnego wybrańca. Zresztą, nie kojarzę, żeby profesor miał jakiegokolwiek asystenta i czy by się na niego zgodził. W końcu najbardziej oblegany przedmiot wydaje się być najbardziej... zniechęcający do pracy przez ten fakt. Kto wie, może moje przypuszczenia nie są słuszne, a i też - trzymając w swoim inwentarzu różdżkę przypaloną w wyniku wypicia za dużej ilości alkoholu, nie mam prawa do głosu. Bo te dziedziny zwyczajnie mnie nie dotyczą. - Ach, no tak. T-To zrozumiałe. - mówię. W końcu, jakby nie było, też - narzucanie się nie jest dobre. Nadmierne spędzanie ze sobą czasu także, w związku z czym rozumiem Drake'a i nie dziwię się podjęcia właśnie takiej decyzji. Przynajmniej mogą sobie dozować tę wzajemną obecność, a i na początku roku będą ku sobie bardziej ciągnęli. - Świnksy są na swój sposób urocze. - nie żeby wiele osób uważało świnię ze skrzydłami za miłą, tudzież dzika, no ale... Każde stworzenie jest na swój sposób intrygujące i każde wymaga uwagi. - Cydręże natomiast... naprawdę przyjazne. I też, łatwo komunikują się z innymi stworzeniami. - zastanawiam się nad tym, skąd to może wynikać. W końcu każde zwierzę posługuje się innym językiem, którego czarodziej może się nauczyć. Czyżby to oznaczało, iż węże są tak naprawdę poliglotami? - O-Och. Ale nic się nie stało, p-prawda? - z moimi umiejętnościami wolałbym uniknąć nieprzyjaznego spotkania ze smokami. Smokiem, znaczy się. Bo, jakby nie było, z nimi bez magii nie da się tak łatwo podziałać i zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Część fauny magicznej można oswoić, pozostałą... pozostałej należy czasami zwyczajnie unikać. - Byłeś z tym u z-znachorki? - pytam się, kiedy to ostatecznie Cud spogląda na dno studni, zwracając tym samym uwagę na obiekt. Długo to nie trwa; coś mnie podpuszcza, by chwycić za drobnego, acz wiele znaczącego dla mnie sykla i wrzucić go do studni. To nie zadziała - sądzę, spoglądając na dno, a następnie wrzucam monetę. Po paru sekundach nic się nie dzieje, więc i też wzdycham ciężko. Elfik nadal spogląda na to, jak moneta spada w dół. To samo gówno każdego dnia; nie wiem czemu sądzę, że wrzucenie pieniążka odmieni moje życie o sto osiemdziesiąt stopni, przywracając należyty balans. - Może jak wrzucisz monetę, to będziesz miał trochę więcej szczęścia i unikniesz żądlaków- - mówię trochę ironicznie, ale w sumie wiara czasami potrafi czynić cuda.
Dostrzegł rumieniec na jej twarzy i nie mógł powstrzymać nieznacznego skrzywienia. Ani nie podobało mu się to, że dziewczyna z tak prostego powodu mogła się rumienić, w końcu bycie w kimś zakochanym chyba nie było takim problemem, ani nie podobało mu się zachowanie zbroi. Właściwie zaczął się nawet zastanawiać, co mogłoby się stać, gdyby to właśnie zbroje wrzucić do studni. Póki co wolał jednak nie sprawdzać tego, wychodząc z założenia, że zdradzony sekret dziewczyny nie był tak wielki, aby należało uciszyć zbroję na dobre. Jednak już po chwili nie miał czasu na dalsze rozważania wszystkich za i przeciw strąceniu nawiedzonej zbroi do magicznej studni, gdyż Krukonka zaczęła wymieniać kolejne, coraz to dziwniejsze imiona, sprawiając, że miał ochotę się wycofać i zapomnieć, że tu podszedł, choć jednocześnie miał okazję w końcu pogadać na spokojnie z jedną z lepszych zawodniczek, którą skrycie podziwiał. - Jamie. Jamie Norwood - przerwał jej wyliczankę, nie chcąc wiedzieć, jakie inne niedorzeczne imiona zdoła dziewczyna wymyślić. Wyjął z kieszeni monetę i sam wrzucił ją do studni, spoglądając w dół, aż nie odniósł wrażenia, że coś zostało ciśnięte z dna w jego stronę. Po chwili trzymał w dłoni fiolkę z eliksirem, którego kolor odpowiadał jednemu z bardziej przewrotnych, jakie znał. - Może daje każdemu to, czego akurat potrzebuje? Wtedy twoim hobby było rysowanie - spytał, spoglądając na dziewczynę, jakby chciał zapytać, czy to prawda, jednocześnie chowając eliksir do kieszeni. Zdecydowanie nie zamierzał narzekać na swoją zdobycz, zastanawiając się też, jak wiele przedmiotów można było uzyskać od studni. Czy w jakiś sposób wiedziała, kto wrzuca i po podarowaniu czarodziejowi jakiegoś przedmiotu, później jedynie pochłania monety, czy jednak było możliwe otrzymać więcej przedmiotów ze studni? - Jak idą mistrzostwa? - zapytał, przysiadając na brzegu studni, próbując zignorować obecność zbroi, nie chcąc dawać jej pretekstów do zdradzania kolejnych sekretów czy swoich, czy Brooks.
Larkin uniósł głowę, gdy tylko usłyszał znajomy głos, uśmiechając się lekko. Nie musiał być orłem ze znajomości uczuć, żeby wiedzieć, że zwyczajnie ucieszył go jej widok, to, że nie odwróciła się i nie wycofała, gdy tylko go zobaczyła. Wydawało mu się, że zdołali się zbliżyć do siebie, a przynajmniej lepiej poznać. Na tyle, żeby móc w spokoju spędzać wspólnie czas w domku, bez niepotrzebnego napięcia i kłótni. Jego radość z tego przypadkowego spotkania minęła jednak równie szybko, gdy usłyszał jej ton. Zmarszczył brwi, wpatrując się w dziewczynę, jakby chciał zapytać, co w tej chwili zrobił źle. Nie wierzył, żeby była na niego zła o to, że chciał zobaczyć co się stanie, gdy wrzuci monetę do środka studni. Nie zdążył także zrobić nic w ich domku, choć ten wypełniony był kwiatami, które miał ochotę powoli wyrzucić. Ostatecznie jak długo można było potykać się o wazony z kwiatami? - Myślę, że jestem w stanie zaryzykować odrobinę. Będziesz mi towarzyszyć, panno Brandon? - spytał, miękko wypowiadając jej nazwisko, mając wrażenie, że ten sposób zwracania się do niej, zaczyna nabierać dla niego innego wyrazu. Kiedyś w listach nazywał ją Vivi, ale od jakiegoś czasu czuł, że nie było to odpowiednie. Mogłaby uznać, że traktuje ją jak dziecko, a zdecydowanie daleko było mu do tego. - A może opluje mnie czymś ciekawym? A może eliksirem, po którym przestanę być niczym natrętna mucha? A może wciągnie i mnie na dno i stanę się kolejnym duchem nawiedzającym Avalon? - powiedział odrobinę zaczepnym tonem, mimo wszystko będąc ciekaw, czy nastrój Victorii miał więcej wspólnego z nim, czy ze zbroją. Nie czekając na słowa dziewczyny, wrzucił do studni monetę, spoglądając jej śladem w dół. Ledwie usłyszał plusk dobiegający z dna studni, w górę wyskoczył przedmiot, niby wyrzucony z całej siły w powietrze, który wpadł w dłonie Larkina. Fałszoskop.
Nie chciała się tak zachowywać. Nie chciała postępować, jakby naprawdę była z czegoś niezadowolona, jakby była obrażona na cały świat albo jakby zamierzała z całym światem się wadzić, ale nie była w stanie nic na to poradzić. Victoria czuła się mniej więcej tak, jakby zamierzała po prostu za moment zaatakować albo Larkina, albo zbroję, odnosząc wrażenie, że to ich wina, że czuła się w tej chwili tak, jak się czuła. To znaczy, była przekonana, że to magia zaklęta w żelaznym rycerzu, ten potworny duch, znowu coś kombinował, pokazując jej, że nie była bezpieczna w obecności żadnego z dawnych wojowników. Nie rozumiała jednak, dlaczego ci się na nią uwzięli i z jakiego powodu musiała tak naprawdę cierpieć z ich powodu. W końcu, jak mniemała, nie zrobiła niczego złego. - Nie sądzisz chyba, panie Swansea, że jestem na tyle słaba, żeby tego nie zrobić - odparła buńczucznie, oddychając wyjątkowo szybko, zdecydowanie mając ochotę się z nim zmierzyć. Jakkolwiek, to akurat nie miało znaczenia, zupełnie, jakby była skłonna po prostu go zaatakować, sprawdzić, czy jeśli rzuci na niego zaklęcie albo wetknie mu różdżkę w środek nosa, to jakoś zareaguje, czy od razu się wycofa. Zapewne dlatego od razu sięgnęła po sykla, by bezceremonialnie przekręcić go w palcach, rzucając zirytowane wejrzenie zbroi, która stała w pobliżu. - A może to będzie jęzlep? - odparowała na to, brzmiąc, jakby wewnętrznie się po prostu gotowała, co było bliskie prawdy. Złościło ją to niesamowicie i starała się nad tym zapanować, tak samo, jak nad tym uciskiem w głowie, nad poczuciem, że coś jest nie do końca w porządku, że nie jest takie, jak być powinno. Pewnie dlatego pospiesznie wrzuciła pieniądz do studni, zaraz za Larkinem, by zostać obdarowaną czarodziejskimi ołówkami, którym nie zdążyła się nawet zbyt dobrze przyjrzeć. Fałszoskop postanowił nagle dać o sobie znać, chociaż nie miała pojęcia dlaczego. W następnej jednak chwili wszystko się zmieniło, gdy z jakiegoś powodu zdała sobie sprawę z tego, iż nie ma postaci, jaką powinna mieć i nie myśląc wiele… Rozpostarła skrzydła. Nie była do końca świadoma tego, że właśnie na oczach Larkina przemieniła się w kruka, ale nieoczekiwanie poczuła się dziwnie wyzwolona, jakby do tej pory była zamknięta w ciele, które do niej nie należało. Teraz jednak instynkty, które była w stanie hamować jako człowiek, stały się wręcz nieznośne i niemożliwe do zatrzymania, przysiadła więc na hełmie zbroi, by uderzyć w nią z całej siły dziobem.
Nie rozumiał, dlaczego Victoria emanowała irytacją, dlaczego zdawała się reagować obronnie na każde jego słowo. Słyszał ton jej głosu, wychwytując zaczepne tony, jakim daleko było do prowokacji przyjaznej rywalizacji. Ton Krukonki brzmiał podobnie do tego, jakim raczyła go, zanim zaczęła studia, czy do tego, przez który skończyli tańcząc na cmentarzu. Nie miał więc wątpliwości, że Victoria była zła, ale nie wiedział jeszcze na co. Próbował więc zachowywać się jak zwykle, choć być może jedynie pogarszał sytuację. - Jęzlep byłby zbyt prosty - odpowiedział, nim ostatecznie wrzucili monety do studni otrzymując podarki tak niedopasowane do nich, że LJ miał ochotę się roześmiać. Nie wiedział, co miałby zrobić z fałszoskopem i chciał już pytać Victorię, czy nie chciałaby się zamienić za czarodziejskie ołówki, które otrzymała, gdy stało się coś, czego żadne z nich nie mogło przewidzieć. Hałas, jaki wywołał fałszoskop, był nie do zniesienia i Larkin próbował uciszyć przedmiot zaklęciem. Ten jednak uspokoił się, dopiero gdy ich towarzyszka zmieniła się w kruka, pozostawiając Swansea oniemiałego. Siedział na brzegu studni, wpatrując się w ptaka, który usiadł na hełmie zbroi, dziobiąc ją zawzięcie, jakby chcąc ukarać ją za wszystko, co złego go spotkało. - Victoria? - spytał, może mało inteligentnie, podchodząc bliżej kruka, kładąc fałszoskop obok swojego szkicownika na ziemi. Serce chłopaka przyspieszyło z obawy przed tym, co się stało, pozostawiając w jego głowie jedno pytanie - co jeśli dziewczyna się nie odmieni? Co jeśli pozostanie krukiem? Jeśli instynkt przejął nad nią zupełnie kontrolę i przez to odleci gdzieś, nie pozwalając rzucić w siebie odpowiednim zaklęciem, aby odmienić ten dziwny czar? Była to klątwa, czy magia zbroi? Jednak jego w nic nie zmieniło. Zacisnął zęby, nie zdając sobie sprawy z tego, że skupiając się na myślach o tym, jak przywrócić Brandon do właściwej postaci, sam zaczynał tracić odpowiedni wygląd. Nie tylko kolor włosów ulegał zmianie, ale rysy twarzy to wyostrzały się, to miękły jakby na zmianę starzał się i odmładzał. - Trzeba cię odczarować - powiedział jedynie głucho, nie spuszczając spojrzenia z kruka, ignorując zbroję, która znów zaczęła mówić o tym jak nieprzewidywalne bywają przygody.
Gdyby nie to, że ta złość w niej buzowała, unosiła się jak wściekła, że naprawdę szukała zaczepki i daleka była od racjonalnego myślenia; mając jednocześnie świadomość, że działała na nią znowu magia, której nie była w stanie zrozumieć, zapewne przeprosiłaby za swoje zachowanie. Teraz jednak nie była w stanie tego zrobić, nie czuła takiej potrzeby, a każde kolejne słowo Larkina powodowało, że miała jeszcze większą chęć zaatakować go, co samo w sobie brzmiało tak idiotycznie, że aż ją to bardziej irytowało. Zmarszczyła zatem lekko nos, kiedy tylko wspomniał, że tak proste zaklęcie byłoby zbyt małe, bliska tego, by się z nim zgodzić. Zaraz jednak studnia postanowiła podziękować im za to, że postanowili zapłacić jej haracz i obdarowała ich prezentami, które za nic w świecie do nich nie pasowały. Chciała już nawet zaproponować Larkinowi, że odda mu ołówki, które właśnie dostała, gdy wszystko zmieniło się w jej życiu, przeistaczając się prędko, niczym obrazy w kalejdoskopie i nawet nie wiedziała do końca, co się tak naprawdę dzieje. Czuła się jednak z jakiegoś powodu wolna i nie była w stanie powiedzieć, skąd dokładnie wzięło się w niej to przekonanie. Tak obce, tak śmieszne, że nawet nie wiedziała, jak powinna je opisać i wyjaśnić. Gdyby mogła. Spoglądanie na świat oczami kruka było niesamowicie dziwne. Victoria nie była nawet do końca pewna, jak do tego doszło, nie wiedziała, jaka magia postanowiła się nagle ujawnić, ale gdzieś w jej głowie kołatała się myśl, że być może był to efekt tego, co zrobiła, gdy wybrały się na spacer z Violą. Wiedziała, oczywiście, że jej decyzja, żeby faktycznie spróbować żywicy, była co najmniej szalona i domyślała się, że przyjdzie jej kiedyś za to zapłacić, ale nie spodziewała się, że dojdzie do czegoś podobnego. Świat stał się dziwny, w dużej mierze fascynujący, ale jednak chęć walki, zaczepiania innych, szukania z nimi zwady, była zbyt silna. Dziwnie mocna w tej postaci, jaką teraz przyjęła pod wpływem avalońskiej magii. Uderzyła z całej siły dziobem w przyłbicę zbroi, która tak bardzo ją irytowała, łypiąc jednocześnie czarnym okiem na Larkina, jakby chciała zapytać go, czy zamierzał ją powstrzymywać. Podskoczyła w miejscu, machając wściekle skrzydłami, gdy duch zaklęty w żelaznym pancerzu, poruszył się nieoczekiwanie, próbując ją odgonić, zaczynając opowiadać coś o swoim odwiecznym rywalu. Porównał ją do niego, wydając z siebie dźwięk, który przypominał nieco śmiech. - Tak samo zawzięta - stwierdziła zbroja, gdy kruk ponownie opadł na zbroję, krzycząc przy tym z irytacją i raz jeszcze uderzył dziobem w żelazny pancerz.
Larkin obserwował zbroję, która próbowała odgonić od siebie kruka, opowiadając jednocześnie o swoim dawnym rywalu. Musiał przyznać, że i on zaczynał dostrzegać podobieństwa między Victorią a Czarnym Rycerzem, a przynajmniej w jej obecnym zachowaniu. - Nawet nie wiesz, jak zawzięta potrafi być - powiedział prosto LJ, przyglądając się zmaganiom kruka i zbroi. Im dłużej im się przyglądał, tym więcej pewności nabierał, że część z tego, co się działo, było z winy zbroi. Przynajmniej raz nie z jego. Mimo to nie potrafił przestać martwić się o to, jak przywrócić Victorię do jej ludzkiej postaci. Spróbował rzucić zaklęcie, które powinno odczarować znajdujące się w pobliżu transmutowane przedmioty, nic się jednak nie zmieniło. - Mój uroczy kruku… A ty masz jakiś pomysł, jak wrócić do swojej postaci, czy wolisz żyć jako ptak? - spytał, spoglądając w ślad za krukiem, zaczynając się zastanawiać czy Victoria zaatakowała zbroję, bo wiedziała, że to ona jest winna za jej stan. Podejrzewał, że nie miało to jednak związku z tym, że stała się krukiem. Gdyby duch Colgrevance’a miał taką zdolność, z pewnością i Swansea zostałby przemieniony, co sam zaczął podejrzewać. Obszedł powoli zbroje dookoła, żeby znów przysiąść na brzegu studni, niemal szarpiąc za swoje włosy, gdy zastanawiał się, jak pomóc Victorii, jak ją odczarować. Wyrzucał też sobie, że jednak nie był lepszy z zaklęć, że nie był lepszy z transmutacji i w efekcie nie był w stanie pomóc od razu z przemianą. Choć była jeszcze jedna możliwość… - Chwila, a może próbowałaś uczyć się animagii i właśnie się okazało, że będziesz krukiem? Co prawda podejrzewałem raczej innego drapieżnego ptaka, ale co ja tam wiem - zagadał jeszcze, ciskając kolejnym zaklęciem, które powinno pomóc odczarować Victorię, a które znów nie przyniosło porządnego efektu.
Duch zaklęty w zbroi zaśmiał się najwyraźniej na tę uwagę, kiwając głową ze zrozumieniem, ale nie kwapił się do tego, by cokolwiek wyjaśniać chłopakowi, pozwalając, by ten się sam czegoś domyślił. Zbroja najwyraźniej nie kwapiła się do odejścia, ciekawa dalszego rozwoju wypadków, musząc przyznać, że nie spodziewała się tak naprawdę tak dobrego, aczkolwiek całkowicie nieoczekiwanego spektaklu. Zapewne kruk, który wciąż ją atakował, nie był niczym przyjemnym, ale w tej chwili Victoria w ogóle się tym nie przejmowała. Złościła się, choć jednocześnie wcale nie martwiła się swoją obecną postacią, godząc się z nią, mając poczucie, że w niczym jej tak naprawdę nie przeszkadzała. Przynajmniej w tej chwili, gdy była owładnięta chęcią atakowania innych i gdy nie miała nic innego, lepszego do zrobienia. Pierwsze zaklęcie właściwie w ogóle nie zwróciło jej uwagi, jednak słowa wypowiadane przez Larkina doprowadziły do tego, że kruk przysiadł na hełmie zbroi i przekrzywił łeb, spoglądając uważnie na chłopaka. Rozumiała go, ale z przyczyn dość oczywistych, nie mogła w żaden sposób odpowiedzieć na te jego bzdury. Animagia ani trochę jej nie pociągała, nie czuła się związana z jakąś zwierzęcą naturą, nie dostrzegała jej w sobie i zapewne nawet nie marnowałaby czasu na to, by szukać odpowiedzi na to, jakim zwierzęciem była. To kojarzyło jej się z jakimś wróżeniem z fusów, a tego Brandon naprawdę nie znosiła, nie postrzegając wróżbiarstwa, jako wartościowej dziedziny nauki, aczkolwiek miała świadomość, że były osoby, które się na tym znały. Kolejne zaklęcie wytrąciło ją jednak z równowagi. Rozpostarła ponownie skrzydła, by wydawszy z siebie niezbyt przyjemny odgłos, skierować się do Larkina i spróbować pochwycić kosmyk jego włosów, za który chciała boleśnie pociągnąć. Ot, żeby dał jej spokój i nie miotał w nią bez zastanowienia zaklęciami, bo tylko Merlin raczył wiedzieć, do czego mogło coś podobnego doprowadzić. Nie chodziło o to, że kwestionowała jego zdolności, czy coś podobnego, ale skoro magia Avalonu przemieniła ją w kruka, to zapewne tylko ona mogła ją odmienić. Chłopak zaś zdecydowanie powinien przestać panikować i skoncentrować się na tak prostych i logicznych kwestiach, by tym samym przestać ją niemiłosiernie wręcz złościć. Nie był głupi, więc bez dwóch zdań zdawał sobie sprawę z prostoty tego twierdzenia. Victoria machnęła wściekle skrzydłami, raz jeszcze próbując wyszarpnąć choćby kosmyk jego włosów.
Śmiech zbroi w żaden sposób nie podobał się Larkinowi. Sprawiał, że zaczął zastanawiać się nad relacją z Victorią, będąc coraz bardziej ciekaw wszystkiego. Jednak to zainteresowanie było inne od tego, które zwykle czuł, nie w pełni naturalne. Nie podobało mu się to, tak jak złość Victorii, która nagle postanowiła zwrócić swój kurczy dziób w jego stronę. Dobrze, mógłby zgodzić się, że ciskaniem w nią zaklęciami mógł bardziej zaszkodzić, niż pomóc, choć nie pomyślał o tym od razu. Zdał sobie jednak z tego sprawę, dopiero gdy kruk zaczął jego atakować, próbując złapać za włosy. W innych okolicznościach próbowałby cisnąć zaklęciem w ptaka, próbując go unieruchomić, odrzucić, jakkolwiek powstrzymać przed atakiem. Jednak miał do czynienia z Victorią, a nie pierwszym lepszym krukiem. Próbował więc jedynie osłonić się ramieniem, spoglądając wściekle w stronę zbroi. - Byłoby lepiej, gdybyś sobie poszedł sir Colgrevance. Być może ktoś inny będzie żądny przygód - powiedział ostro w stronę zbroi, próbując zrobić kolejny unik, gdy kruk dalej atakował. Bał się, że może przypadkiem uderzyć ją tak, że wpadnie do studni i jej nie wyciągnie. Nie chciał jej przypadkiem skrzywdzić, ale nie miał ochoty skończyć z ranami na głowie, twarzy, czy karku z powodu jej gwałtownej złości. - Ależ to jest dopiero przygoda! Ty, niczym dawny ja i ona, jako twój największy rywal w postaci, która ma nad tobą przewagę! - zaśmiała się zbroja, przyglądając się dwójce przed nią, tak podatną na jej magię. - Ona nie jest moim rywalem. Zjeżdżaj stąd! - warknął, ciskając w zbroję prostym zaklęciem odpychającym. Liczył na to, że choć trochę uda mu się zniechęcić zbroję do towarzyszenia im, a to pomoże Brandon opanować złość. Miał wrażenie, że to właśnie nadmiar irytacji sprawił, że się zmieniła, a skoro pod postacią kruka jedynie atakowała czy ducha rycerza, czy jego, musiał istnieć związek między jej emocjami, a przemianą. - Victoria, skończ dziobać! - rzucił w stronę kruka, machając ręką nad głową, próbując odgonić kruka. Nie wiedzi, co zaczynało go bardziej irytować. To, że nie potrafił dogadać się z Victorią, kiedy jedynie skrzeczała, śmiech zbroi, która powoli traciła nimi zainteresowanie, czy to, że nie wiedział kiedy Victoria wróci do swojej formy.
Byłoby. Byłoby o wiele lepiej, gdyby ta zbroja zniknęła pomyślała Victoria, mając wrażenie, że obecność ducha naprawdę doprowadza ją do szału. Była tym zmęczona, odnosiła wrażenie, że napotykała na swojej drodze jedynie takie istoty, które naprawdę powodowały, że stawała się najgorszą wersją samej siebie i nie miała najmniejszej ochoty doświadczać więcej Avalońskiej magii. Jednocześnie jednak wiedziała, że na niewiele mogły zdać się te jej nadzieje, skoro sama, bez większego zastanowienia, mimo wszystko pchała się tam, gdzie nie powinna i robiła rzeczy, jakich nie powinna. Skoro od początku czuła, że dzieje się coś złego, skoro była pewna, że nie skończy się to najlepiej, mogła się po prostu wycofać. Zamiast tego atakowała teraz Larkina, mając przedziwną chęć wrzucić go do studni, jakby to pozwoliło jej na zdobycie idiotycznego zwycięstwa. Skrzydła biły wściekle powietrze, gdy próbowała pochwycić szponami jego włosy i w końcu jej się to udało. Szarpnęła je, kiedy Swansea próbował odegnać od nich zbroję, po czym wzniosła się wyżej w powietrze, próbując podświadomie uciec przed gniewem chłopaka. Jej świadoma część byłą pewna, że robiła źle, że nie powinna się tak zachowywać, że powinna się opanować, że powinna spróbować powrócić do swej ludzkiej postaci. Gniew jednak wygrywał. Gdy zbroja postanowiła odejść, być może urażona zachowaniem Larkina, a może znudzona toczącą się rozgrywką, kruk wydał z siebie mało przyjemny skrzek, zatoczył koło ponad studnią i zniżył nieco lot. I dobrze, że tak się stało, bo Victoria nieoczekiwanie zdała sobie sprawę z tego, że magia najwyraźniej zamierza spłatać jej figla, bo zamiast skrzydeł znów miała ręce i spadła po prostu na ziemię, trafiając częściowo w studnie, częściowo w Larkina, obcierając sobie przy okazji dłonie i czując przeraźliwy ból w kolanach, na które gruchnęła z całą siłą. - Nie znoszę magii Avalonu - mruknęła dość boleśnie w stronę ziemi, zdając sobie sprawę z tego, że opierała się częściowo o nogi chłopaka, ale chwilowo nie miała siły się podnieść, bo kręciło jej się w głowie od nagłej zmiany postaci. - Nie znoszę tych zbroi, czy każda z nich musi chcieć zrobić ze mnie skończonego głupca? - dodała, zerkając jeszcze w stronę ducha, który pomachał do niej, jakby wiedział, o czym mówiła i powoli ruszył w swoją własną stronę, wykrzykując jeszcze, że byli bardzo ciekawym widokiem.
Mimowolnie wydał z siebie krótki krzyk, gdy kruk wyrwał mu kępkę włosów, po czym zaczął przeklinać po włosku. W jednej chwili zdecydował, że kończy z długimi włosami, że woli aby wszelkie ptactwo miało zmniejszone możliwości wyrwania mu kolejnych włosów. Próbował także nie odreagować na ptaku, czy raczej Victorii. Widział, że starała się odsunąć od niego i nie wiedział, czy powinien się cieszyć, czy martwić, szczególnie gdy zaczęła lecieć nad studnią. - Nie powinnaś… - zaczął, ale nim dokończył zdanie dziewczyna wróciła do własnej postaci, spadając na studnię i na niego. Próbował ją złapać, ale jak się okazało, wyszło to gorzej, niż podejrzewał, w efekcie czego oboje leżeli na ziemi. Uniósł się na przedramionach, spoglądając na Victorię, niemal od razu tego żałując. Wiedział, że widok, jaki miał przez chwilę przed oczami - jej, leżącej częściowo na jego nogach, będzie go prześladować i już mi sam do siebie pretensje o to. Ostatecznie powinien zainteresować się wpierw, czy nie złamała sobie niczego, zamiast mieć od razu dwuznaczne skojarzenia z tak niefortunnym upadkiem. - Przyznaję, że tutejsza magia jest dość… Kłopotliwa. O co chodziło z tym krukiem? I na Merlina, musiałaś wyrywać mi włosy? - spytał siadając, aby ostrożnie dotknąć ramienia Victorii, dopytując, czy jest cała, czy nie złamała sobie niczego. Był gotów rzucić tyle zaklęć leczniczych, ile znał, aby jakkolwiek móc jej pomóc. Zastanawiały go również słowa zbroi. Był pewien, że duch nie opowiedział mu swojej pełnej historii i że będzie musiał poszukać w bibliotece informacji na temat jego porachunków z Czarnym Rycerzem. Skoro zbroja twierdziła, że on i Victoria są do nich podobni, chciał wiedzieć, o co jej chodziło. Ostatecznie on sam nie postrzegał Brandon jako swojej rywalki, a przynajmniej nie teraz i nie w dosłownym znaczeniu, bowiem nie mógł powiedzieć, żeby nie lubił z nią rywalizować, jak to było w trakcie wyprawy po zamkach Avalonu. - Nie wiem, czy nie zabrzmi to dziwnie, ale nie chcesz może fałszoskopu? - zaproponował z lekkim uśmiechem, wskazując na prezent, jaki otrzymał od studni. Z jednej strony był pewny, że jemu na niewiele się zda, ale z drugiej obawiał się, że właśnie on był winny nagłej przemiany Victorii.
Prawdę mówiąc, wcale nie pomyślała o tym, co się stanie, jeśli magia postanowi odmienić ją tuż nad studnią. Zapewne spróbowałaby się po prostu teleportować, o ile nie wpadłaby wtedy w panikę, ale na całe szczęście tego nie doświadczyła. Upadek był jednak w istocie bolesny, bardzo mało przyjemny i miała nadzieję, że nie zrobiła krzywdy Larkinowi. Innej, poza wyrwaniem mu włosów, co już samo w sobie było idiotyczne i na pewno nie powinno mieć miejsca. Nie umiała jednak nic poradzić na podszepty, jakie najwyraźniej pochodziły od zbroi, tkwiły w niej tak samo, jak wszystkie inne głupoty, jakie jej poprzednicy próbowali w nią wmusić w ten, czy inny sposób, oddziałując na nią swoją magia. To, że Larkinowi udało się ją przegnać, było prawdziwym spełnieniem marzeń. Nawet jej śmiech był skandaliczny, zwłaszcza że najwyraźniej bawiło ją serdecznie to, co ich spotkało. - Wolałbyś, żebym wydłubała ci oko? Och, Merlinie, dopóki kręciła się tutaj ta zbroja, jedyne, o czym myślałam, to jak znaleźć powód, choćby i najgłupszy, do bójki. Wierz mi, kruk nie ma zbyt wielkich możliwości, jeśli mowa o starciu z człowiekiem albo wielką zbroją - odparła, siadając ostrożnie na ziemi i wspierając się plecami o kamienną cembrowinę, zaczynając czuć nie tylko zmęczenie, ale i ból rozchodzący się partiami po całym ciele. Nie tylko gwałtowne uderzenie zostawiło po sobie ślad, skronie nadal pulsowały jej wściekle, jakby magia zamierzała rozłożyć ją na łopatki i spowodować, że od tej pory będzie już wiecznie zamieniała się w kruka w najmniej odpowiednich momentach. Zasłoniła oczy dłonią, mając wrażenie, że za chwilę rozpadnie się na kawałki i zapewniła Larkina, że później wyjaśni mu kwestie związane ze swoją przemianą, kiedy tylko zdoła to jakoś przemyśleć. - Zdaje się, że pasuje mi o wiele bardziej, niż ołówki, które chyba odmówiłyby współpracy, gdyby przekonały się, co mają rysować - odparła na jego pytanie, zerkając na niego a pomiędzy palców, odnosząc wrażenie, że zaraz rozpadnie się na wiele maleńkich kawałków. Dlatego też bardzo ostrożnie podniosła się, nie odmawiając pomocy, by po chwili poprosić Larkina, żeby po prostu wrócili do domku. Czuła się zmęczona, liczyła na to, że sen jej pomoże, że może w pomieszczeniu zdoła na nowo nabrać sił, że będzie mogła odetchnąć, pozbyć się bólu, siniaków i tego nieznośnego łupania w głowie. Dlatego też zwyczajnie ucieszyła się, kiedy skierowali się w stronę domku, który dzielili, żeby faktycznie jakoś odpocząć. + z.t x2
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dla Brooks uczucia stanowiły istny temat tabu, tym bardziej nie podobało jej się to, że jakiś kawał zakutego łba rozpowiada obcym ludziom o jej sercowych rozterkach. Pewne sprawy wolała zatrzymywać tylko dla siebie, ale niestety, wbrew jej woli, te wychodziły na światło dzienne. I to jeszcze przy innych. W końcu powodów do zażenowania i rumienienia się nigdy mało! Lista imion, które miała na podorędziu, była wyjątkowa długa. Kolejne w kolejce były Chambawamba, Fikayo i Betty Lou. Chłopak przerwał jednak te dziwaczne wyliczenia, po prostu się przedstawiając.
- Miło mi Cię poznać, Jamie Norwoodzie. Julia. Julia Brooks. – Uśmiechnęła się ciepło, wyciągając przed siebie dłoń do uściśnięcia i oglądając z zainteresowaniem pudełko ołówków. Już chyba wolałaby puszkę zimnej coli.
- Ah, tak. Mało kto o tym wie, ale po godzinach maluję akty i martwą naturę. We wrześniu mam wernisaż w Galerii Swansea. Tylko ciii, nikomu ani słowa. – Przyłożyła konspiracyjnie palec do ust. Jednocześnie poczuła jakąś nieprzemożoną potrzebę podzielenia się z chłopakiem swoimi wątpliwościami. Albo tak dobrze patrzyło mu z tej uroczej buźki, albo to zbroja wpływała na nią w jakiś dziwny sposób. – Właściwie to bardziej przydałby mi się Felix. Może przestałabym sobie robić krzywdę na każdym kroku i znalazłabym odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Powiedz mi, Jamie. Czemu życie nie może być prostsze? Czemu sprawy nie mogą być czarne albo białe, tylko masz do tego całą paletę szarości? A właśnie, nie chcesz tych ołówków? Mi się i tak nie przydadzą.
Krukonka przysiadła na krawędzi studni i zmieniła kawałek na nieco bardziej żywiołowy – Czego słuchasz, Jamie? Wrzucę do kolejki. – Zaproponowała, zawiązując od nowa buta. I zastanowiła się nad pytaniem. Normalnie zapewne zbyłaby je wzruszeniem ramion i odpowiedzią w stylu „ok”, ale znów, magia zbroi zdawała się nie próżnować. – Do dupy – zaśmiała się cicho, biorąc się za kolejnego trampka. – Nie stresowałam się tak od czasu egzaminu u Patola. Wszystko mnie boli, nie mogę spać, tęsknię za zwierzakami i za wszelką cenę szukam rozpraszaczy uwagi. Chcesz zostać moim rozpraszaczem, Jamie? Opowiedz mi o sobie. Czym się zajmujesz? Jaki jest Twój ulubiony kolor? Wolisz wschody czy zachody słońca? Góry czy morze? No i czy nie wiesz może, dokąd nocą tupta jeż? Ta tajemnica spędza mi sen z powiek, odkąd jestem dzieckiem.
Uśmiechnął się lekko, gdy tylko dziewczyna się przedstawiła, choć przecież nie musiała. Każdy, kto interesował się, choć trochę quidditchem wiedział, kim ona jest. Mimo to jedynie odpowiedział nieznacznym uśmiechem, ściskając jej dłoń. Nie przyznałby się, że jest jej fanem i cieszył się, że plotkarska zbroja nie postanowiła tego wygadać. Nie spodziewał się jednak, że dziewczyna zacznie mu się jakby zwierzać, częściowo zdradzać to, co myślała. Ostatecznie był jej całkowicie obcy, prawda? A pytania, które padały, sprawiały, że nie wiedział, co ma zrobić. Miał ochotę przeprosić, odwrócić się i odejść, nie będąc idealnym kompanem do tak filozoficznych rozmów. Prawdę mówiąc, ostatni raz nie wiedział, co ma mówić, gdy Carly zaczynała zasypywać go licznymi pytaniami. Julia była w pewnym sensie gorsza od Scarlett, ale przynajmniej nie wywoływała jego irytacji, a to już był plus. - Invisible Wyverns - powiedział prosto, kiedy padło pytanie o zespół, przynajmniej na nie znając odpowiedź. Wpatrywał się w dziewczynę, dopytując o mistrzostwa, ale wciąż miał wrażenie, jakby jego własna głowa przestała pracować. Do tego doszły jednak kolejne pytania i Jamie uniósł dłoń, jakby chciał ją wstrzymać, żeby nie zadawała więcej pytań, żeby chwilę nic nie mówiła. - Jesteś… Przebijasz moją siostrę - mruknął, pocierając twarz dłonią. - Nie, nie rysuję, więc ołówki mi się nie przydadzą. Czarne albo białe nie miałoby sensu, bo nie ma dobra bez zła i zła bez dobra, a eliksiry lecznicze mogą zawierać truciznę - próbował odpowiedzieć na jej wcześniejsze pytania, jednocześnie czując się niesamowicie skołowany, choć to zaczynało go powoli irytować. Nie tak, żeby zaczynał się wściekać, ale na tyle, żeby nie czuł się komfortowo. - Dokąd tupta jeż? Dziewczyno, czy ty naprawdę nie masz cięższych pytań? A rozpraszaczem… Gdyby nie pozostałe pytania, uznałbym, że składasz mi dziwną propozycję - zaczął w końcu odpowiadać na ostatnie pytania, kręcąc lekko głową. - Pracowałem w aptece, ale muszę znaleźć nową pracę, bliżej Hogwartu. Kolor… Zielony. Góry i wschody słońca. Nie wolałabyś, żeby ten przyjaciel, o którym mówiła zbroja, był twoim rozpraszaczem?
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Czy nie musiała? To pytanie do tych najwyższych. Superman przez lata pracował w brukowcu, za jedyny kamuflaż mając okulary i zgredziałą postawę. Ona z kolei na meczach chowała się za goglami, czarnym makijażem wojennym, ochraniaczem na zębach i doborowym hełmem w kolorze brązu. Jak na ironię, mało kto ją więc rozpoznawał, bo w przeciwieństwie do takiego ryżego ze Slytherinu stawiała na bezpieczeństwo, a nie na to, by ruda czupryna znalazła się na okładce proroka. Na boisku nie była Julką, tylko pałkarką, i ten podział jej się podobał, bo dawał jej względny spokój z fanami czy dziennikarzami – tymi mniej ciekawskimi i ograniczającymi się z wiedzą do prasy.
- Też ich uwielbiam.– Stwierdziła, wyciągając dłoń do „piątki”. – Słyszałeś ich nowy kawałek „Sharks”? Mam wrażenie, że zaczęli grać ostatnio wszystko na jedno kopyto, ale na Merlina, robią to świetnie. - Po tym stwierdzeniu, Ślizgona zalał słowotok pytań, na który nie miała wpływu. Jamie jednak, jakoś zdołał wybrnąć z tego z gracją wili i nawet stwierdził, że jest gorsza od jego siostry. A więc mimowolnie, czegoś się o nim dowiedziała. Teraz wystarczy dorwać na szkolnym korytarzu Norwoodową. – Ależ oczywiście, że jest dobro bez zła i zło bez dobra. Na ten temat powstało z pierdyliard mugolskich religii. Ale my nie o tym, mój drogi.
Dokąd nocą tupta jeż? Na to pytanie również nie uzyskała jednoznacznej odpowiedzi. Prychnęła więc, zwłaszcza że znała odpowiedź. I że żartowała, a chłopak odebrał to, jak powinien. Wysłuchała jeszcze reszty odpowiedzi, zanim to wstała ze studni, podeszła powolutku do ślizgona i zadarła głowę do góry, spoglądając mu w oczy.
- Dziękuję, to teraz moja kolej. Latam na miotle, też lubię kolor zielony, ale butelkowy zielony. Wolę morze, bo wychowałam się nad morzem, choć w kwestii wschodów się zgadzamy. Dla twojej informacji — jeż nocą tupta na podmokłe tereny w poszukiwaniu dżdżownic. Wiem, bo sprawdzałam jako dziecko. A ten mój przyjaciel, gdyby miał jaja, to nie byłby przyjacielem. Ale najwyraźniej nie ma, więc niczym się nie przejmuj. I nie, nie składałam Ci żadnych dziwnych propozycji. W tych kwestiach jestem konserwatywna. To chłopak powinien wyjść z inicjatywą. – Zakończyła… wrzucając ołówki ponownie do studni. Skoro ona nie będzie miała z nich pożytku ani Jamie, to szkoda, żeby się marnowały. Za jakiś czas odbierze je ktoś godny.
- A tak w ogóle, to przepraszam. Zazwyczaj to nie paplam o sobie na prawo i lewo. To chyba ta pieprzona konserwa. – Tu wymownie spojrzała na zbroję, w którą posłała bombardę maxima, rozwalając ją na kawałki. – No, może teraz będzie łatwiej nam porozmawiać. Zacznijmy jeszcze raz. Julka. - I ponownie, zimna prawica została wyciągnięta w kierunku rosłego rozmówcy.
Nie trudno było zorientować się, kto gra w reprezentacji, odszukać nazwiska, połączyć odpowiednie kropki – ale nie było to coś, do czego Norwood zamierzał się przyznawać. Ostatecznie raczej nikt ni lubił przebywać z nadgorliwym fanem i Jamie nawet jeśli nie należał do tych, co piszczą i sikają pod siebie na widok gwiazd które lubili, wolał nie wspominać o tym. Zamiast tego o wiele lepiej było skupić się na pozostałej części rozmowy, nawet jeśli przez moment czuł się skołowany, nie potrafiąc wrócić do siebie. Przybił „piątkę” z Brooks, uśmiechając się nieznacznie przy tym, aby zaraz potwierdzić, że słyszał ich najnowszy utwór. - Być może na jedno kopyto, ale skoro nie schodzą z poziomu, to niech tak jest. Lepiej tak, niż gdyby mieli całkowicie zmienić graną muzykę – odpowiedział jeszcze, zdradzając, co sam na ten temat sądził. Mimo wszystko, póki dobrze słuchało się danego zespołu, nie widział problemu w dalszym słuchaniu zespołu. Na tym jednak zakończyła się dla Jamiego w pełni zrozumiała część rozmowy, która nie wprawiała go w zdezorientowanie. Dalszy jej ciąg sprawiał, że nie wiedział czy śmiać się, czy odejść, choć jednocześnie wbił intensywne spojrzenie w pałkarkę, kiedy podeszła do niego, zastanawiając się mimowolnie, czego może spodziewać się po tym spotkaniu. Na ustach Ślizgona pojawił się nieznaczny uśmiech, unoszący ledwie kącik ust, kiedy słuchał jej słów, zastanawiając się mimowolnie, czy naprawdę nie mieli okazji spotkać się na szkolnych korytarzach w minionym roku szkolnym, ale nawet na meczach nie był w stanie być wszystkich z powodu kondycji ojca. Postanowił więc nie wspominać nic o możliwym spotkaniu się na boisku w Hogwarcie, na ile będzie to możliwe, zwyczajnie nie wspominać o studiach. - W takim razie zapominam, że słyszałem o jakimś przyjacielu – powiedział prosto, nie kryjąc lekkiego rozbawienia, w spojrzeniu, aby ująć ponownie dłoń dziewczyny, przedstawiając się znów. - Jamie. Jeże znajdywałem najczęściej martwe, gdy psy skończyły na nie polować. Wracając do zieleni, wolę zgniłą, ciemną, jakbyś patrzyła na las, bez tych jasnych odcieni młodych liści. Nie mam też nic przeciw konserwatystom, choć nie widzę problemu, gdy w takich sprawach to dziewczyna pokazuje, czego właściwie chce – dodał, spoglądając na studnię, dopowiadając, że jak ona z ołówkami, czy zbroją. - A mówieniem tyle o sobie, nie przejmuj się. Przy mojej siostrze niewiele osób wypada gorzej – dodał, krzywiąc się nieznacznie na wspomnienie paplaniny Scarlett, mając wrażenie, że mimo wszystko wolał być skołowany przez Juilę, niż własną siostrę.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julka zdecydowanie wolała tych, którzy owych kropek nie łączyli, bo dzięki temu miała święty spokój. Ze wszystkich rzeczy, które dawało jej granie w quidditcha, najmniej interesowała ją sława. Nie rozumiała tych, którzy wdzięczyli się do aparatów, wykonując tysięczne zdjęcie i cieszyli się jak głupi do sera. Rozumiała kibiców, sama była jednym z nich. I kochała ich krzyki dobiegające z trybun. Kiedy jednak dochodziło do jakiejkolwiek sytuacji sam na sam, często czuła się… zawstydzona? Była w końcu zwykłą laską z południa, a nie kimś, z kim powinno robić się zdjęcia.
- I tutaj dochodzimy do odwiecznego dylematu. Czym jest albo czym powinien być artysta? Jeżeli ten zaczyna eksperymentować i robić coś nowego, może stracić zaufanie fanów, którzy przecież oczekiwali od niego czegoś konkretnego. Jeżeli z kolei gra wszystko na jedną modłę, żeby zadowolić słuchaczy, to przestaje być artystą i staje się produktem. No dobra, to czas na Viverny. – Skwitowała machnięciem ręki swój zupełnie niepotrzebny wywód i puściła kolejny kawałek, bujając przy tym głową. – Słucham tego często przed meczami i trenigami. W każdym razie, jak coś, to się nie krępuj, tylko zmieniaj do woli. – Dodała jeszcze, wskazując na głośniczek. Ta cholerna zbroja najwyraźniej zamieniła ją w pappara, bo kłapała dziś dziobem więcej, niż przez cały poprzedni dzień.
Na twarzy dziewczyny również zakwitł uśmiech po ponownym „przywitaniu”. Mieli czystą kartę i może koniec końców nie zostanie zapamiętana jako rozgadana gąska, tylko ktoś, kto faktycznie ma do powiedzenia coś mądrego. - Ile masz psów? – zagaiła, nieszczególnie przejmując się losem biednych jeży. Mogła mieć tylko nadzieję, że tanio skóry nie sprzedały. Co do tematu tego, kto kogo powinien zapraszać, zdanie mieli odmienne. Role społeczne między płciami zatarły się tak mocno, że wypadało coś jednak zostawić. – Czym się zajmujesz, jak już nie polujesz na jeże? Studiujesz? Nie jestem pewna, ale chyba mi kiedyś mignąłeś gdzieś na korytarzu – zapytała, kiedy się okazało, że z każdą wspólną minutą rosły mężczyzna wydaje się coraz bardziej znajomy. Z tym że ona dla różnicy kropek połączyć nie potrafiła.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że by jej uległ. Chociaż może nie tak do końca skoro miał teraz Salazara. Chyba miał. Nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna była szalenie atrakcyjna, a jej zadziorność i waleczność tylko dodawały jej charakterowi. -Nie, nie, moja droga - TY masz wymagania. - Poprawił ją śmiejąc się. Carly była jedną z niewielu kobiet, z którymi przegrał, choć wiedział, że głównie z własnej głupoty. Cieszył się, że wyszła z tego taka relacja, ale był ciekaw, czy gdyby nie tamten moment słabości, ich randka potoczyłaby się zupełnie inaczej. -Odpowiedziałbym szczerze, gdyby nie to, że dżentelmenowi nie wypada. - Puścił jej oczko, posługując się podobnie mrukliwym tonem. Szmaragdowe tęczówki zdradzały jednak doskonale, że pod tą grą jaką prowadzi czają się kosmate myśli i nawet nie zamierzał jakkolwiek temu zaprzeczać. Informacja sprzedana przez zbroję była ciekawa, ale Max raczej nie był aż tak ciekaw tego, kto z kim sypia. No chyba, że transmuciarz puszczał bokiem Beatrice, to wtedy musiał się liczyć z wkurwionym nastolatkiem, gotowym zabić, albo przynajmniej wysłać na intensywną terapię do Munga. Na ten moment Solberg dał się jednak odciągnąć i odprowadzić kilka kroków od gadatliwego żelastwa. -No ładnie. Chyba muszę zacząć uważać co i przy kim mówię, bo widzę Avalon ma swoje uszy. Nie potrzebujemy więcej skandali, w końcu jesteśmy na wakacjach. - Skomentował, próbując się rozchmurzyć, choć nie do końca mu się ten fakt podobał. -Wiesz co, idź ja zboczę z trasy jeszcze chwilę potrenować. Zgadamy się jakoś na drinka przed wyjazdem? - Zapytał, a po otrzymaniu odpowiedzi pożegnał dziewczynę buziakiem w policzek i pobiegł w swoją stronę.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees