Podobno prowadzi na najwyższy szczyt górskiego masywu, gdzie ludzkich modlitw słuchają bogowie... ale mało kto wie, czy jest to prawda. Szlak ma postać drewnianych stopni o różnych wysokościach - czasem takich samych, czasem schodkowych, czasem wymagających wspinaczki. Trasa jest długa, kręta i męcząca, a przy tym objęta magią, która zabrania jakichkolwiek oszustw, w tym również teleportacyjnych. Dotknięcie ziemi, choćby przypadkowe, powoduje natychmiastowe przeniesienie do dowolnej lokacji Ellan Vannin. Podczas podążania zapomnianym szlakiem należy wykazać czystość swojego serca - próba kłamstwa czy pomijania prawdy sprawi, że na niegodną osobę spłynie klątwa, przez którą jej ciało zacznie stopniowo zmieniać się w drewno. By odwrócić efekt, trzeba dostać się na sam szczyt i tam prosić starych bogów o wybaczenie.
Uwaga! W tej lokacji nie można pisać jednopostówek - można pisać tylko wątki. Po napisaniu wątku na 6 postów na osobę, istnieje możliwość dokonania rzutu na modlitwę. Podczas gdy drewniana klątwa może zostać rozbudzona za każdym razem podczas pobytu w tej lokacji, tak modlitwa przysługuje jedna na postać.
Drewniana klątwa:
Obowiązuje dla tych, którzy skłamali i teraz muszą poprosić bogów o odwrócenie stopniowo postępującego przekleństwa. Należy rzucić kostką - chyba, że ktoś chce zostać na szczycie drewnianym posągiem! 2, 4, 6 - Efekt znika, ale bardzo powoli... jeszcze przez kilka następnych wątków twoja skóra (głównie na górnej części ciała) przypomina korę, masz problemy ze wzrokiem i jakiekolwiek sporty odpadają, bowiem ciężko ci zmusić się do ruchu. 1, 3, 5 - Chociaż po drewnie nie zostaje ani śladu, to dostajesz nauczkę w postaci zakazu mówienia kłamstw - wszystko, co wychodzi z twoich ust, to szczera prawda! Efekt będzie utrzymywał się przez około miesiąc od napisania w tej lokacji (należy uwzględniać go w wątkach, które dzieją się w tym czasie). Dorzuć kostkę k6 - jeśli wypadnie 1 lub 6, spływa na ciebie klątwa Merlina, tj. Qua-quaero.
Modlitwa:
Niezależnie od tego o co poprosisz, bogowie - albo pradawna magia? - zareagują. A - Avalon. Słyszysz donośny szum wiatru, czujesz rozpierającą cię energię, a przed twoimi oczami pojawiają się magiczne zakamarki tej niezwykłej krainy. Bogowie decydują, że to tutaj przynależysz - w związku z tym twój nastrój podczas pobytu w Avalonie jest doskonały, jednak po wyjeździe będziesz tęsknić i śnić o tych krajobrazach, tym częściej im rzadziej będziesz odwiedzał to miejsce. W snach objawi się również twoja przyszłość: zobaczysz siebie jako ducha, krążącego po Avalonie, do którego powrócisz po śmierci. B - Bogactwo, ale również biedota. Dorzuć kostkę k6 - wynik parzysty zapewni bogactwo, dzięki któremu w danym miesiącu możesz zgłosić się po dodatkowe 50 galeonów do wypłaty, czyli magiczny bonus; wynik nieparzysty odbierze ci 50 galeonów już teraz, co musisz odnotować w odpowiednim temacie, byś docenił skromne życie. C - Czarujący czarodziej. Najwyraźniej potrzebujesz trochę magii, która wzmocni twój urok osobisty - zyskujesz na pewności siebie i przez cały miesiąc będziesz roztaczał wokół siebie urok, dzięki któremu inni będą postrzegali cię niemal jak potomka wili. Jeśli już jesteś spokrewniony z wilami, ten miesiąc będziesz korzystał tylko z piękna swoich przodkiń - o brzydkim temperamencie będziesz mógł na chwilę zapomnieć! D - Druid. Na następne dwa wątki spływa na ciebie magia lecznicza, dzięki której możesz uzdrawiać dotykiem. Wszystkie rany zaleczają się dużo szybciej - mniejsze znikają właściwie od razu, większe znacznie szybciej niż normalnie. Jeśli trwałość jakichś obrażeń była określona kostką - można odjąć jeden post lub jeden wątek od wymaganych. E - Energia. Rozpiera cię do tego stopnia, że nieustannie się elektryzujesz - z dwoich palców strzelają niegroźne iskry, twoje włosy ciągle się unoszą, a twój głos drży. Masz doskonały humor, podnosisz wszystkich dookoła na duchu i możesz nawet latać, chociaż raptem maksymalnie metr-półtora nad ziemią. Efekt utrzyma się przed następne dwa wątki, może w nich stopniowo słabnąć - aż do zaniku, który odczujesz dotkliwym zmęczeniem. F - Furia. Nie tylko czujesz złość, ale też samą swoją aurą wzbudzasz ją w innych. Dookoła ciebie rozbudzają się szczere instynkty, brak miejsca na kłamstwa czy przyzwoitości - wszyscy mówią to, co myślą i chętnie wylewają swoje żale. Efekt utrzyma się przez trzy następne wątki, może w nich stopniowo słabnąć. G - Genetyka. Jeśli posiadasz jakąś genetykę, przez następny miesiąc będzie ona szwankowała - w każdym wątku w tym okresie rzucasz kostką, gdzie wynik parzysty oznacza zablokowanie genetyki, a nieparzysty jej wzmocnienie (w przypadku np. wilkołaka może objawiać się to temperamentem, głodem, wyczuleniem zmysłów - apatią, ochotą na wege jedzenie; np. hipnotyzer może hipnotyzować nagle dużo osób, albo żadnej). Jeśli nie posiadaz genetyki, a posiadasz na forum rodzinę - więzy krwi sprawiają, że jesteście w stanie przez następny miesiąc swobodnie czytać sobie w myślach. Jeśli nie posiadasz ani genetyki ani rodziny na forum - przez miesiąc doskwiera ci złagodzona (bo skrócona) wersja genetycznej choroby Sinedolorem, niezależnie od płci. H - Histeria. Spływa na ciebie niepokój, który utrzyma się jeszcze przez około dwa wątki. Jesteś nieufny i czujny, a przy tym piekielnie uważny - łatwo rozpoznajesz emocje u osób, z którymi masz styczność, odgadujesz też bez problemu ich intencje. Widzisz każdy zły i dobry zamiar, nieustannie trzymasz rękę na pulsie. I - Intruz. To nim się staniesz - być może bogowie wyczuli wokół ciebie zagrożenie? Przez następne trzy wątki masz możliwość czytania w myślach każdemu, z kim będziesz akurat nawiązywał kontakt fizyczny. Będzie to wyczuwalne dla drugiej osoby, ale nie będzie nieprzyjemne - prędzej tobie mogą towarzyszyć bóle głowy czy ogólne oszołomienie. J - Jabłoń. Czujesz jakiś ciężar w swojej kieszeni i znajdujesz w niej tajemnicze nasiona. Po zasadzeniu ich okaże się, że zacznie wyrastać z nich złota jabłoń - magiczne drzewo o cennych owocach. Większość z nich nie ma żadnych właściwości poza uspokajającym zapachem i pysznym smakiem, ale według legend raz na jakiś czas na drzewie wyrasta prawdziwie złoty owoc. By spróbować go wyhodować, należy poprosić Mistrza Gry o ingerencję.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Ostatnie wydarzenia wciąż brzmiały w mojej głowie niczym dzwon kościelny. Osobiście wyszłam bez szwanku, ale mój przyjaciel wpadł w jakąś dziwną śpiączkę. Zachowanie płatków kwiatu, który ją spowodował był totalną głupotą, a jednak wciąż spoczywały w worku, dodatkowo zabezpieczone kasetką podróżną. Planowałam poddać je badaniom we własnym zakresie, ale na pewno nie teraz. Wystarczało mi, że byłam w połowie rośliną, podziękuje za inne bonusy, które mogłam uzyskać od Mors Lilium. Zjawiłam się na miejscu jako pierwsza. Złapałam lewą ręką za rąb sukienki i zaczęłam mnąć jej materiał. Byłam nieco zaniepokojona, nie bardzo wiedząc, czy powinnam ciągnąć Maxa na wycieczkę w jego obecnym stanie. Sytuacji nie poprawiło pojawienie się wielkiej zbroi, która szczęknęła przyłbicą, przystając obok mnie. Była strasznie wielka, większa nawet od mojego psiapsi. Podrapałam się drugą ręką po głowie, zadzierając głowę do góry. -Jam jest dzielny Gawain! Będę Ciebie bronił, o piękna niewiasto, podczas tej wyprawy! - Zbroja zaszczękała przyłbicą i wykonała rycerski ukłon. Zamrugał zaskoczona, rozglądając się oczami na boki, próbując dostrzec ewentualnego żartownisia płatającego mi figla. Nigdy bym nie pomyślała, że moim pierwszym adoratorem okaże się duch zmarłego rycerza. Cóż, od czegoś się zaczyna, prawda? Ten jakże uroczy moment został przerwany przez przybycie Maxa. Zbroja rzuciła mu krzywą...przyłbicę, oceniając, czy powinna interweniować w mojej obronie. - Hej Max! - Pomachałam do niego z uśmiechem, posyłając mu niepewne spojrzenie. Nasze poprzednie spotkanie z rycerzami Avalonu skończyło się potężną ulewą. Byłam ciekawe co tym razem nas czekało.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyszedł i choć nie czuł się w szczycie siły, to jednak nie miał zamiaru zachowywać się jak ofiara czegokolwiek. Poza tym, musiał upewnić się, czy Aurelii na pewno nic nie jest. W końcu tak naprawdę nie wiedział, jak potoczyła się grobowa wyprawa po tym, jak stracił przytomność i odcięło go na dwa dni. Wziął więc odpowiednie leki od zielarki, spakował przekąski i kawę w termos, a do kieszeni, tuż obok różdżki, schował świeżą paczkę szlugów i ruszył na miejsce spotkania. Był chwilę spóźniony, co nie było wcale wielkim zaskoczeniem. Zauważył jednak, że ktoś już na niego czeka. Niestety, pierwsza sylwetka, na którą spoczęły jego ślepia, nie była tą należącą do Aurelii, a do wielkiego, żelaznego rycerza, który jej strzegł. Solberg poczuł, jak nagle zaczyna brakować mu powietrza, a ciało zaczyna drżeć. Czyżby to był Tristan, który teraz mścił się za nich za naruszenie jego grobowego spoczynku? Przez chwilę poczuł, jak ogarnia go lęk, ale zaraz po tym zobaczył uśmiechniętą i przede wszystkim bezpieczną puchonkę. Przymknął powieki, próbując opanować atak, po czym ruszył w jej stronę. -Dobrze Cię widzieć, promyczku. - Uśmiechnął się, dając jej buziaka w policzek. Nagle poczuł, że jej skóra jest jakoś bardziej gładka niż zwykle. - Cudnie wyglądasz. - Skomplementował ją, po czym zsunął z ramienia plecak, otwierając największą kieszeń. -Kawa dla damy, Twoja ulubiona. Do tego mam żelki mango, trochę kwachów, fasolki wszystkich smaków i słone precle. Ani grama czekolady! - Wyciągnął torbę w jej stronę, by mogła wybrać, na co ma ochotę, choć podejrzewał, po co sięgnie jej drobna, delikatna rączka, obecnie w kolorze naturalnej zieleni.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Odwzajemniłam przywitania, obejmując tą jego żyrafią szyję. Cieszyłam się widząc go zdrowego, chociaż miałam wrażenie, że zanim podszedł, to był jakiś dziwny. Zrzuciłam to na obecność zbroi, jednak nie myślałam o Tristanie, a naszej przygodzie z owcami. Uśmiechnęłam się szerzej słysząc komplement, łapiąc róg sukienki i obracając się dookoła. - A dziękuje, ta zielona skóra dodaje mi uroku. - Powiedziałam całkiem serio, zaczynając dostrzegać coraz więcej pozytywów w mojej klątwie. Wciąż mi było daleko do nazwania jej błogosławieństwem lasu, którą w zasadzie była. Zajrzałam do otwartego plecaka i głośno wciągnęłam powietrze, widząc TO. - Oooo jaaaaaaaa cieeeeee! - Podskoczyłam jak mała dziewczynka, szybkim ruchem sięgając po paczkę żelek, otwierając ją i wrzucając kilka sztuk do buzi. Przymknęłam oczy, uśmiechając się i mrucząc zadowolona, rozkoszując się moim ulubionym smakiem. Musiałam przyznać, Max stanął na wysokości zadania. - Dźwikje. - Wymamlałam z buzią pełną żelkowej mazi. Byłam gotowa zrobić teraz wszystko o co mnie poprosił, i doskonale o tym wiedział. -Mmmm, chcesz, bym Ciebie tam wniosła, tak? - Zapytałam po przełknięciu i otworzeniu oczu. Co prawda przy grobie wykazałam się niemal nadludzką siłą, ale w chwili obecnej nie było żadnej mowy, bym podniosła coś, co równało się choćby jednej czwartej masy Maxa. - Myślę, że nasz blaszany towarzysz, to znaczy sir Gawain, zrobi to za mnie! - Wskazałam obydwoma rękami na zbroję, która faktycznie stanęła w takiej pozycji, jakby miała zamiar wykonać moją prośbę. Zdecydowanie ją bardziej lubiłam od poprzednika.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Mówisz, jakbyś potrzebowała go więcej. - Puścił jej oczko, zapominając o obecności dwumetrowej zbroi. Jakby nie było, przy Maxie nie była aż tak przerażająca, jak wydawała się stojąc obok drobnej puchonki. Radość Aurelii na widok żelków była jednym z piękniejszych widoków, jakie Max mógł sobie wymarzyć. Znał jej słabość do Mango, więc zaopatrzył się i w ten smakołyk, samemu mając zamiar ukraść tylko troszkę, byle dziewczyna mogła delektować się tym, co kochała najmocniej. -Absolutnie nie miałem zamiaru o to prosić. - Przyznał szczerze, mierząc giganta wzrokiem. -Dziękuję, sir, ale Pana usługi nie będą potrzebne. Nie skrzywdzę tej damy. Słowo honoru! - Przyłożył jedną dłoń do serca, jakby naprawdę składał jakąś przysięgę, po czym przeniósł wzrok na ścieżkę, która nie wydawała się aż tak przyjazna. -A może to ja powinienem ponieść Ciebie? Będzie Ci łatwiej opowiedzieć o Twojej przypadłości, jak nie będziesz mieć zadyszki. - Zaproponował, jednocześnie zaczynając temat, który niesamowicie go ciekawił od kiedy tylko dostał pierwszy list od Aurelii, by następnie przekonać się, czemu nie do końca chciała pokazywać się światu w nowym wydaniu.
Trzepnęłam go otwartą ręką, śmiejąc się przy tym. Słodził mi dzisiaj o wiele bardziej niż zazwyczaj, i gdybyśmy się nie znali tak długo, to bym pomyślała, że próbuje ze mną flirtować. Chociaż kto wie, może po tej śpiączce coś mu się w główce poprzewracało? Jeno Merlin to wie. Pokiwałam powoli głową, z miną "aha, pewnie", uśmiechając się przy tym łobuzersko. Trochę go prowokowałam, by mi wreszcie powiedział co chce ze mnie wyciągnąć. Odpowiedź była w zasadzie oczywista, ale w zupełności nie wymagała przekupstwa. I tak bym mu o wszystkim powiedziała. - Nie, nie. Dawaj rączkę, idziemy. - Złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą, zbliżając się do drewnianych schodów. Początkowe wyglądały bardzo niewinnie, ale w oddali dostrzegłam takie, że aż przełknęłam ślinę. - Zadyszki to chyba nie dostanie tylko nasz rycerz. - Odwróciłam się do tyłu, patrząc na Gawaina, podążającego dzielnie za nami. Szczerze mówiąc, byłam wdzięczna losowi, że się do nas przyczepił. Pomoże nam wejść w bardziej trudnych miejscach. - Złożyłam ofiarę ze swojej krwi w Lesie Błogosławionych. To moja nagroda za to. - Pociągnęłam Maxa dalej, wolną ręką buszując w paczce po żelkach i zajadając się nimi z prędkością światła. Porozmawiałam z sobą i obiecałam zostawić chłopakowi kilka sztuk, chociaż był to bardzo ciężki temat. - Nie muszę jeść ani spać, jedynie dużo pić. Nie oznacza to jednak, że odmówię sobie żelki mango. - Klątwa czy nie, tego typu rzeczy nie mogłam sobie od tak podarować. Choćbym miała je zwrócić w kwiatkowej postaci. Po dotknięciu pierwszego schodka, rozpoczęłam swoją wędrówkę do góry, zastanawiając się, co znajdziemy na końcu szlaku. Oby tylko nie jakiegoś niebezpiecznego stwora.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, zdecydowanie potrzebował tego oderwania się w postaci flirtu, choć sam zaskoczony był tym, jak nagle zmienił postrzeganie swojego Promyczka. Może faktycznie Mors Lilium tak na niego wpłynęło, a może odreagowywał wpadkę z Salazarem. Nie miał pojęcia. Wiedział tylko tyle, że chyba po raz pierwszy spojrzał na Aurelię w ten sposób i sam miał od tego jeszcze większy burdel w głowie, choć nie były sobą, gdyby poświęcił temu dłuższą myśl. -Oho. Romantyczny spacer? - Zaśmiał się lekko, choć z wielką chęcią ujął jej drobną dłoń, by tym samym razem rozpocząć wspinaczkę. -No nie wiem. W tym żelastwie raczej ciężko się łazi. Chociaż, czy duchy mogą się zdyszeć? - Nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale domyślał się odpowiedzi. W końcu te istoty nie miały układu oddechowego, więc niby jak miały dostać zadyszki. -Ty? Ofiarę z krwi? Życie Ci niemiłe, kochana? - Pokręcił głową, choć na jego ustach widniał lekki uśmiech. Sam pewnie postąpiłby podobnie, bo przecież co tam mu szkodzi oddać trochę posoki spragnionym roślinkom. -A po jakiego grzyba to w ogóle zrobiłaś? - Dopytał jeszcze, bo ciekawiło go, czego las mógł od dziewczyny chcieć, że cała ta sytuacja w ogóle miała miejsce. Słysząc o konsekwencjach musiał przyznać, że brzmiały dla niego dość kusząco, czego oczywiście nie miał zamiaru mówić na głos. Brak potrzeby spania w tej chwili brzmiał cudnie dla chłopaka, który miał tyle planów, że dzień był dla niego wiecznie za krótki. -Nawet nie podejrzewałem, że jesteś w stanie odmówić. - Posłał jej szeroki uśmiech. Znał jej słabość, ale raczej nie wykorzystywał jej dla własnych celów. Szczególnie dzisiaj po prostu chciał sprawić dziewczynie przyjemność. -Jest na to jakieś remedium? W zieleni Ci do twarzy, ale pewnie wolałabyś wrócić do swojego naturalnego koloru. - Zainteresował się, gotów usiąść nad kociołkiem i szukać antidotum, gdyby świat nie był jeszcze tak daleko w kwestiach rozwiązań tej klątwy, czy czym to było.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Pokręciłam jedynie głową na jego dalsze zaloty. W sumie to sama sobie byłam winna, łapiąc go za tą rękę. Przewróciłam oczami, darując sobie komentowanie. Coś czułam, że obróciłoby to sytuację nie w tą stronę co chciałam. Wolałam nie robić niepotrzebnego mętliku w głowie chłopaka i sobie samej również. Zniszczenie przyjaźni przez nieudany związek, a na pewno tak by się skończył, nie brzmiało w żaden sposób zachęcająco. Narażanie się jakiemuś dorosłemu facetowi również. - Wątpię, w końcu to duch, nie? - Popatrzyłam na zbroję, której chyba nieco się nie spodobało określenie. - Sir Gawain jako dzielny rycerz, na pewno nie dostanie zadyszki. - Uśmiechnęłam się, próbując bardziej dyplomatycznego podejścia. Sądząc po zadowolonym szczęknięciu przyłbicą, zdołałam nieco poprawić sytuację. Wzruszyłam ramionami, nie bardzo mając co odpowiedzieć. Było to głupie i teraz to dostrzegałam. Podczas składania ofiary mój umysł krążył wokół innych rzeczy. - Chciałam sprawdzić, czy legenda jest prawdziwa. Podobno las nagradza za złożenie ofiary z krwi. - Zależnie od interpretacji, można było uznać mój stan za błogosławieństwo. Wcześniej wymienione plusy z pewnością zachęcały do zostania czaroślinką. Jeśli nie zwracało się uwagi na małą modyfikację wyglądu, to nie było w sumie na co narzekać. - Przyznam, że pomimo wszystko nie żałuje. Przez kilka ostatnich dni spędziłam więcej czasu na łonie natury niż przez całe swoje życie. - Było to nieco wyolbrzymione, ale nie odbiegało bardzo od prawdy. Spędzałam czas głównie na otwartym terenie. Nawet nie wiedziałam, że położenie się na łące i obserwowanie chmur może być takie ciekawe i relaksujące. Pokazałam mu język w odpowiedzi na jego stwierdzenie. Znał mnie wręcz za dobrze, czasami prędzej wiedząc czego chcę niż ja sama. Pokonaliśmy kilkanaście schodków i dotarliśmy do pierwszego, który wymagał większego wysiłku. Wlazłam na niego sama, następnie wyciągając rękę do Maxa, by mu pomóc. Tak jakby jej potrzebował. - Profesor Walsh stwierdził, że będzie się to utrzymało do końca wakacji, a potem powinno zniknąć. Jeśli się tak nie stanie to wtedy zacznę się martwić. - Postanowiłam zaufać opiekunowi i nie siać paniki, szczególnie gdy stan aż tak bardzo mi nie przeszkadzał. Miałam tylko nadzieję, że nie ma żadnych efektów ubocznych, zależnych od długości przemiany. Jakkolwiek mi się to podobało na chwilę, tak nie chciałabym zamienić się kompletnie w roślinkę. Postarałam się wyrzucić negatywne myśli z głowy, przekazując pokazy energii na drogę. A trzeba przyznać, będzie mi potrzebna.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zazwyczaj tak prosty gest nie wywoływał w nim jakichkolwiek większych przemyśleń, czy odczuć. Widać było coś dziś w powietrzu. Przynajmniej chłopak na chwilę całkowicie zapomniał o Salazarze i kłótni, przez którą wyparował z ich wspólnego domku. -Tak mu słodzisz, że chyba zacznę być zazdrosny. - Puścił jej oczko, z szerokim uśmiechem na twarzy. Rycerz szedł za nimi jakby faktycznie chciał pilnować dziewczyny, a tak świadomie lub nie, droczyła się z Maxem wspominając wciąż o szlachetnym obrońcy w zbroi. Wysłuchał w milczeniu jej wytłumaczenia i musiał przyznać, że szczerze to się nie dziwił. Sam słysząc taką legendę pewnie wziąłby sztylet do ręki i upuścił sobie nieźle krwi, byle tylko sprawdzić, czy cokolwiek to da. -Aurelia poszukiwaczka mitów. Widzę Avalon budzi Twoją przygodową stronę. Uważaj tylko na siebie, kochana, dobrze? Ja... Wyjeżdżam na jakiś czas i nie będę mógł Cię ochronić w razie czego. - Widocznie się lekko zmartwił, bo chociaż uciekał od Moralesa, to jednak troszczył się o swoich bliskich i naprawdę miał nadzieję, że nic się nikomu nie stanie w tym czasie. A już szczególnie Aurelii. Nie wybaczyłby sobie, gdyby jego promyczek wylądował u znachorki na dłuższy czas. Albo gorzej. -Zawsze warto pokręcić się po świeżym powietrzu. Wiesz co? Jak wrócę zabieram Cię na biwak pod gwiazdami. Co Ty na to? - Zaproponował z szerokim uśmiechem, bo taki relaks dobrze by im zrobił. No dobra, w szczególności Maxowi. Przyjął dłoń Aurelii, bo choć faktycznie dałby sobie radę sam, to jednak wolał ująć jej rękę. Poczuł w tym geście pewne wsparcie, które podnosiło go na duchu i może nie było to nic wielkiego, ale zdecydowanie przyjemnego w swojej prostocie. -Walsh... Co wy kurwa wszyscy macie z tym pierdolonym Walshem. Jego rady są tak pomocne jak skarpetki dla smoków. Nawet uzdrowicielem nie jest. Kurwa, Aurelka, idź do kogoś, kto wie o czym mówi, a nie do tego zjeba. - Wkurzył się lekko, zakładając, że dziewczyna mówi o Joshu. Jakby nie było to on był opiekunem jej domu i najbardziej logicznym było, że to właśnie jego miała na myśli.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Sama czasami byłam zdziwiona skąd bierze się moje zamiłowanie do odkrywania nieznanego. Predyspozycji do wypraw zbytnio nie miałam, na zaklęciach znałam się bardzo przeciętnie a fizycznie wypadałam jeszcze gorzej. Mimo wszystko pakowałam swoje cielsko w przeróżne miejsca, jakby licząc, że ewentualni przeciwnicy mnie nie zauważą. Niestety aż tak mała nie byłam. - No ba, chociaż moja ciekawość została już przytemperowana. - Wskazałam ręką na siebie, uśmiechając się kątem ust. Musiałam przyznać, było wiele minusów mojej nierozważności, ale plusów jeszcze więcej. Niektóre były tak szalone, że nawet Maxowi nie chciałam ich zdradzić. - Oh, znudziłeś się Avalonem? - Uniosłam brwi w zdumieniu, nie bardzo rozumiejąc dlaczego chłopak chciałby opuszczać to wspaniałe miejsce. Wykrzywiłam usta w geście niezadowolenia, jednak nie próbowałam go zatrzymać w miejscu. - No pewnie, się jeszcze głupio pytasz. - Szturchnęłam go, kręcąc głową. Dobrze wiedział, ze się zgodzę. Sama również potrzebowałam odrobiny odskoczni i nadrobienia zaległości z Maxem. Zatrzymałam się w miejscu, słysząc jak się unosi. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, gdy wyzywał mojego opiekuna, przy okazji klnąc. Zbroja, jakby wyczuwając moją zmianę emocji, stanęła między mną i Maxem, łypiąc na chłopaka groźnie spod przyłbicy. - Ej, ej, spokojnie. - Zachwiałam się do tyłu, gdy powierzchnia schodka gwałtownie się zmniejszyła. Złapałam napierśnik obydwoma rękami i wychyliłam głowę w lewą stronę. - Sir Gawainie, bo mnie pan z trasy strąci. - Wymamrotałam, zaraz potem wbijając wzrok w Maxa i próbując mu pomachać groźnie palcem. - A Ty mi tu tak nie klnij, bo Ci nasypię sól na język! - Zrobiłabym pozycję oburzonej matki, ale w chwili obecnej nie miałam takiej możliwości, niemalże wisząc na zbroi dzielnego rycerza.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie zawsze lubiło się to, w czym było się dobrym. Max na przykład kochał grać w quidditcha, ale na tle innych znajomych ze szkoły wcale tak dobrze nie wypadał. To, że Aurelka lubiła wyprawy przynajmniej sprawiało, że mogli spotkać się w terenie i dodać ich znajomości elementu zaskoczenia, choć akurat tego nastolatek wcale tak bardzo w życiu nie potrzebował. Kochał to, ale zdecydowanie miał już wystarczająco niespodzianek. -Jak dla mnie wyglądasz zjawiskowo. - Puścił jej oczko, szczerze komplementując dziewczynę, choć część tego wszystkiego na pewno była zasługą sir giganta, który za nimi lazł. -A właśnie, co do ciekawości, Gawain, czy jak Ci tam, wiesz coś o tym Mors Lilium, które potruło połowę naszej wycieczki? - Max odwrócił się do zbroi z wyraźną ciekawością malowaną na twarzy. Jakoś specjalnie nie spodziewał się, że uzyska jakąkolwiek ciekawą odpowiedź na swoje pytanie, ale okazało się, że gigant posiada imponującą wiedzę zielarską. Zaczął oczywiście od tego, co Max już doskonale wiedział od znachorki, ale gdy przeszedł do szerszego zastosowania płatków i pyłku kwiatu, nastolatek widocznie nieco się rozluźnił i z coraz większą uwagą słuchał, co ich towarzysz ma do powiedzenia. Dopytywał, czy są jakieś badania na ten temat, czy faktycznie kwiat rośnie tylko ten raz do roku i czy istnieją rośliny w jakikolwiek sposób podobne do Mors Lilium, a dużo łatwiej dostępne, na których mógłby poprzeprowadzać kilka badań. Zielarski myk Gawaina naprawdę nastolatkowi zaimponował i Max spróbował dopytać też o avalońską jabłoń, która była tutaj powszechnie używana, a której zastosowania też nastolatka niesamowicie fascynowały. Nie zdziwił się wcale słysząc, że głównie używana jest w celach uzdrowicielskich i spożywczych, ale ponoć była też niesamowita jako kosmetyk, o czym to Max słyszał po raz pierwszy. -Znudziłem? - Spojrzał na Aurelię, gdy rozmowa z rycerzem dobiegła końca, a oni wrócili do skupienia uwagi na swoich wzajemnych słowach. -Można by powiedzieć, że przy tylu emocjach człowiek nie jest w stanie się znudzić. - Prychnął, choć w jego mimice widoczne było nienaturalne napięcie. -Pożarłem się z Salem i to chyba dość mocniej niż zwykle. Jestem tym zmęczony, Promyczku i nie chcę go oglądać, więc jadę do rodziny w Hiszpanii. Przy okazji wskoczę sobie na Mistrzostwa Quiddticha, bo w tym roku to właśnie my organizujemy. - Starał się nieco rozjaśnić, ale brzmiało to w najlepszym przypadku smutno. Nastolatek instynktownie odpalił papierosa, by nieco się uspokoić, co podczas wspinaczki raczej nigdy nie było najlepszym pomysłem. Gwałtowne zatrzymanie się o mało co nie zaszkodziło Aurelii, a sir nadgorliwy wyskoczył między nich, jakby był gotów napierdalać się z Solbergiem, co ten pewnie i przyjąłby z chęcią, gdyby nie kryjąca się za zbroją puchonka. -Przepraszam, ale to skończony matoł. Jeśli chcesz porady życiowej znam milion zdecydowanie lepszych osób, a w kwestiach medycznych naprawdę warto iść do jakiegokolwiek uzdrowiciela, a nie miotlarza. - Uspokoił się nieco, choć spojrzał na nią twardo dając do zrozumienia, że choć faktycznie Joshua był jej opiekunem, to jednak nie uważał podjętego przez dziewczynę wyboru za jakkolwiek słuszny.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Słuchających tych ciągłych komplementów, koniec końców lekko się zarumieniłam. Przystawiłam ręce do policzków, nie przywyknięta do podobnej reakcji. Ludzie przeważnie nie wywoływali u mnie tych "motylków", więc nie wiedziałam jak reagować. Popatrzyłam na Maxa z przymrużonymi oczami, wykrzywiając przy tym usta. Był moim przyjacielem, i nawet jeśli bym do niego czuła coś więcej niż siostrzaną więź, to czy powinnam ryzykować? Szczególnie, gdy w chwili obecnej jest związany z jakimś starszym mężczyzną? - Ty też jesteś całkiem przystojny. - Odparłam, odwracając wzrok na otaczające nas drzewa. Nie mogłam odmówić walorów estetycznych, ani zaprzeczyć, że uważałam go za przystojnego. Zresztą, czy nie od tego zaczęła się nasza znajomość? Od tego spojrzenia, które miało chyba znaczyć więcej? - Gdybyś nie był zajęty, to bym Ciebie wzięła na randkę. - Wypaliłam, sama nie wiedząc po co. Czy była to prawda, czy mnie również poniosła chwila? Poczułam, jak atmosfera zrobiła się bardzo niezręczna, przynajmniej dla mnie. Na podobne wyznania nie byłam gotowa, ba, nie leżały w mojej naturze. Co się zatem właśnie wydarzyło? Wysłuchałam opowieści zbroi, chociaż myślami wciąż wędrowałam gdzieś indziej. Chwiałam się co kilka stopni, zmuszona przez to do posiłkowania się pomocą rycerza. Wolałam prosić o to jego niż Maxa, do którego tyle co wypaliłam dość mocno. Czy ja właśnie zniszczyłam naszą przyjaźń? Te i inne myśli skutecznie odganiały mnie od jakże ciekawego tematu. Znajomość przeznaczenia Mors Lilium bardzo by mi się przydała, skoro posiadałam kilka płatków tego kwiatu. Wrzucenie ich do byle jakiego eliksiru nie wchodziło w grę, bo mogłam narobić biedy. Pojawił się kolejny problem, bo jedyny spec od tej dziedziny szedł ze mną pod górę. Cholera. - Pożarłem. - Powtórzyłam te słowa, widocznie blednąc. No pięknie, jeszcze się wmieszałam w jakiś cholerny kryzys w związku. Dlaczego ten Avalon przynosi mi takiego pecha? - Dobrze, załatwię to u kogoś innego. - Odparłam słabo, wydrapując się na zbroi na kolejny stopień. Ruszyłam dalej, ubezpieczana przez żelazne ramię rycerza, głucha na kolejne słowa Maxa. Chciałam już wyjść na górę, zobaczyć co tam jest a następnie zapaść się pod ziemie. Ciekawe czy moja roślinna część by się na ten fakt ucieszyła. Odpowiedź miała się ukazać już niedługo, bo chyba widziałam koniec schodów.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, Aurelia miała zdecydowanie inne spojrzenie na podobne relacje niż Solberg, który zresztą wiele dobrych znajomości zaczynał od bardziej lub mniej udanych randek. Co prawda obecnie chłopak miał już nieco odmienne spojrzenie na te sprawy, ale nie oznaczało to, że w całości wyzbył się dawnych nawyków. Podziękował za komplement i spojrzał uważnie na Aurelię, gdy ta wypowiedziała kolejne słowa. -Tam od razu zajęty.... - Machnął ręką, bo teraz to już w ogóle nie był pewien, na czym stoją z Salazarem. -Wiesz, że Tobie bym nie odmówił. - Dodał z błyskiem w szmaragdowych ślepiach, choć gdyby nie magia zbroi zapewne by się mocniej zastanowił. Nie chodziło o wiek puchonki, bo nie pierwszy raz demoralizowałby młodszą osobę, ale o przyjaźń, jaka teraz ich łączyła. Nie skupiał się na tym mocniej, bo zagadał rycerza o tajemniczy kwiat, zupełnie nie zauważając, jak Aurelia mu przygasła. Dopiero, gdy ta powtórzyła to niezbyt miłe słowo, zauważył, że coś się zmieniło. -Hej, nie przejmuj się, ogarnę to w ten czy inny sposób. Nie będzie mi stary dziad psuł wakacji, a już na pewno nie pozwolę, byś jakkolwiek Ty się tym przejmowała. W najgorszym wypadku przeprowadzę się do Twojego domku, żeby unikać tej jego krzywej gęby. - Zakończył żartobliwie, bo nie chciał przecież zdołować puchonki. Po prostu pytała o powód wyjazdu, to szczerze jej odpowiedział, nic więcej. -W sumie, jakbyś miała ochotę odwiedzić mnie w Hiszpanii, to chętnie zabiorę Cię na jakiś mecz. Brooks dała mi wejściówki do loży. A jak nie quidditch, to możemy po prostu pochillować gdzieś na plaży. - Zaproponował jeszcze, samemu pokonując ostatnie stopnie i w końcu stając na szczycie obok wielkiej zbroi i drobnej puchonki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Modlitwa:B, parzysta - dostaje dodatkowe 50g do wypłaty
Pozostawiłam sprawę bez dalszego komentarza. Coś czułam, że Max znalazłam się pod wpływem jakiegoś uroku, które zaczynał oddziaływać również na mnie. Jakkolwiek niewinnie to brzmiało, musiałam się powstrzymać. Dla dobra naszej przyjaźni i mojego własnego zdrowia. Co prawda znałam pary, które związały się ze sobą po dłuższej znajomości i były szczęśliwe, ale...przy moim postrzeganiu związku to by po prostu nie wypaliło. Nie miało wręcz prawa zadziałać. Ostatnią rzeczą, której potrzebowałam, to skrzywdzenie uczuć jedynej osobie, której w pełni ufałam. Chociaż kazał mi się nie przejmować, to i tak to robiłam. Martwiłam się o niego, i jak widać, kolejny nie w pełni wypalony związek. Ledwo co poznałam tego całego Salazara, a już mój towarzysz chciał od niego uciekać. Od niego i przy okazji ode mnie. - Chciałabym, ale przecież wiesz, że nie mogę. Uczniom nie wolno opuszczać zamku, a teraz na wakacjach też by mnie raczej nie puścili. Potrzebowałabym zgody zarówno rodziców i Twojego ulubionego nauczyciela. Skoro się z nim pożarłeś, to wątpię, by oddał mnie pod Twoją opiekę. - Naprawdę było mi szkoda, że nie mogę z nim spędzić czasu, nawet na meczu Quidditcha, który tak średnio mnie interesował. Oferta odwiedzenia Hiszpanii i możliwość pozwiedzania jej zakamarków, to brzmiało już dla mnie o wiele bardziej kusząco. Kto wie, ile tajemnic skrywały nawet bardzo dobrze znane miejsca. Pomasowałam palec z pierścieniem, wciąż nie przywyknięta do jego ciężaru. Bardziej psychologicznego, go fizycznie nie odbiegał wagą od pozostałych błyskotek w mojej kolekcji. - O cholera. - Wysapałam, stając na ostatnim stopniu. Podróż trwała o wiele dłużej niż się spodziewałam, zdążyłam się zmęczyć, a wizja pokonywania tej samej drogi w dół nie była wcale zachęcająca. Rozejrzałam się dookoła, oglądając widoki. - Muszę przyznać, było warto. - Pokiwałam głową, karmiąc oczy pięknym krajobrazem. Las rozprzestrzeniający się wokół nas, w koronach drzew przykryty rzadką mgłą. Avalon wyglądał stąd bardzo spokojnie, wręcz magicznie. Spojrzałam do góry, obserwując przesuwające się chmury po niebie. Przypomniałam sobie o zasłyszanej historii, że ludzie przychodzili tutaj, by się pomodlić. Chrząknęłam, przymykając oczy. Istniało mnóstwo rzeczy, o które mogłabym prosić. Pokój na świecie, zakończenie głodu, wyleczenie wszystkich ludzi, by każdy człowiek był szczęśliwy...te i inne myśli przewijały się przez głowę niczym klisza filmu. Wzięłam głębszy wdech i powoli wydmuchałam powietrze ustami. Panie Boże, niech się dzieje wola Twoja - zdecydowałam się na takie słowa, gdy moje myśli się uspokoiły. Poczułam ogarniający mnie spokój, a lekki wiatr popieścił mnie po policzku. Otworzyłam oczy, widocznie szczęśliwa. Popatrzyłam się na zbroję rycerza, wpadając na pewien pomysł. - Sir Gawainie, czy istnieje jakaś inna droga na dół? - Zapytałam się naszego strażnika, licząc, że ten pocieszy mnie swoją odpowiedzią. Lubiłam trud i nie bałam się wyrzeczeń, ale po tych schodach to by mnie musiał chyba ktoś znieść.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zranienie uczuć Maxa jeszcze niedawno wcale nie było takie proste. Dopiero od niedawna chłopak przestał przyjmować pozę obojętnego na wszystko i zaczął godzić się z własnymi emocjami, co jednak relacja z Salazarem dość mocno komplikowała. Podejście Aurelii było jednak naprawdę w porządku i gdyby nie był teraz pod urokiem zbroi na pewno by to wszystko docenił. Słysząc odpowiedź puchonki skrzywił się nieco. -No tak, wciąż zapominam, że nie wszyscy lubują się w szlabanach i listach z Ministerstwa Magii. W takim razie wymyślę co innego, byśmy mogli spędzić razem trochę czasu. Po prostu obiecaj, że nie zapomnisz o mnie przez tę chwilę, gdy nie będziemy mogli się widywać. - Spojrzał w jej niewinne oczka, szukając potwierdzenia, że ta krótka ucieczka nie zniweczy ich relacji. Co prawda nie podejrzewałby o to Aurelki normalnie, ale jako że teraz nie myślał do końca logicznie, miał trochę inne spojrzenie na ich bliską więź, której ani normalnie, ani pod urokiem nie chciał zaprzepaścić. W końcu udało im się dotrzeć na szczyt i choć nastolatek był nieco zmęczony tą wspinaczką, to musiał przyznać dziewczynie rację, zdecydowanie było warto włożyć ten wysiłek, by tylko zobaczyć te widoki. -To.... Teraz powinniśmy się pomodlić, czy coś? - Zapytał, a widząc jak dziewczyna przystępuje do działania, sam zamknął oczy, nie do końca wiedząc, jak się za to wszystko zabrać. No to ten, siema. Modlę się, jak coś. Weź ogarnij, żeby wszyscy moi bliscy byli szczęśliwi i bezpieczni. Tyle w sumie. - Pomyślał, odchylając jedną powiekę, nie do końca pewien, czy powinien coś jeszcze zrobić, czy to wystarczyło, bo tak naprawdę to chyba pierwszy raz w życiu się modlił. Widząc jednak, że Aurelia nie odprawia jakiś pojebanych gestów i tańców uznał robotę za zakończoną i widocznie podziałało. Już miał coś mówić, gdy poczuł, jak ogarnia go dziwna magia, a umysł na chwilę się wyłącza. Nie miał jeszcze pojęcia, jakie cudne błogosławieństwo na niego spadło, zresztą dość tematyczne do jego modlitwy, ale widać prośba została jakoś tam wysłuchana. Chyba. -To co, kto ostatni na dole robi kolację? - Zaproponował z uśmiechem, bo cała ta wędrówka sprawiła, że był cholernie głodny, a prowiantu to za dużo już mu nie zostało.
//zt x2
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees